Forum Fandom Opowiadania Cykle opowiadań dział tymczasowy Seria Aquarius - część 2

Seria Aquarius - część 2

Viewing 1 post (of 1 total)
  • Author
    Posts
  • Lo'Rel
    Participant
    #3982

    Tagi: ST, XXIV wiek, Lo'Rel, Galaktyka Andromedy, AquariusTRUDNE DECYZJEBaza Federacji, stacja Aquarius leniwie orbitowała wokół swej ojczystej planety. Dookoła niej przelatywały pojazdy serwisowe dokonujące napraw na poszyciu konstrukcji. Życie płynęło swoim własnym, wolnym, ale nie nudnym tempem. Stację odwiedzała coraz większa liczba przybyszy, czy to różnego rodzaju delegacje, ekipy naukowe czy też zwykłych turystów. Dla niektórych, podróż na koniec sektora była czymś o wiele bardziej ekscytującym niż dwa tygodnie na Raisie, czy gdziekolwiek indziej. Jednak nie wszyscy się tutaj bawili. Na samym szczycie stacji, w swoim biurze przebywał komandor Lo?Rel. Trill siedział za biurkiem i kończył raport dla Dowództwa. Odłożył na moment padd, aby odetchnąć, spojrzał na stojące na blacie zdjęcie swojej żony. Jennifer nie było na stacji. Miesiąc temu udała się na Ziemię, aby ostatecznie zatwierdzić projekt nowych układów plazmowych do silników impulsowych. Tęsknił za nią, jednak nie narzekał na nadmiar wolnego czasu. Stacja praktycznie została odremontowana, zostały jedynie drobne, "kosmetyczne" zmiany. Ciszę przerwał łagodny gong u drzwi.Wejść ? odpowiedział służbowo, a gdy szerokie bordowe drzwi wsunęły się w ścianę, niemal oniemiał na widok osoby stojącej za nimi.Można? ? zapytał przekraczając próg. Trill wstał i szeroko się uśmiechnął.Jonathan Pressman ? odparł zdumiony ? co ty tutaj u diabła robisz?Niespodzianka ? uśmiechnął się szeroko.Witaj ? uścisnęli sobie dłonie, komandor był zszokowany ? siadaj. ? Zasugerował, Jonathan natychmiast spoczął na małej kanapie, gładząc po niej ręką.Wygodne ? zagadnął, Lo?Rel również przysiadł na bladozielonej sofie.A więc, co cię tu sprowadza?Przebywałem niedaleko, w układzie Tarvax i pomyślałem, że wpadnę. ? Wyjaśnił mężczyzna.Misja archeologiczna? ? Zapytał Trill, choć był pewien, że tak właśnie jest. Pressman przytaknął.Są tam prawdziwe skarby.Przydałby nam się taki oficer naukowy ? westchnął komandor.Wracają wspomnienia ? rozejrzał się wokoło jakby chciał objąć wzrokiem całą stację ? zaczynałem tutaj... ? dokończył z nutką nostalgii w głosie Pressman. Lo?Rel nadal nie mógł wyjść z podziwu. Ostatnia osoba jakiej się tu spodziewał, był porucznik Jonathan Pressman. Dawno się nie widzieli, ponad rok temu po raz ostatni rozmawiali ze sobą, na pokładzie Płaszczki. Dlatego oboje byli zadowoleni z tego spotkania. Zapominając o raporcie który musiał dokończyć, pogrążył się w rozmowie z przyjacielem.Było już po godzinie dwudziestej drugiej. Siedzący przy biurku, w swojej kajucie Trill kończył przeglądanie dokumentów z całego dnia pracy popijając przy tym gorące mleko z miodem. W końcu wstał i powolnym krokiem zbliżał się do łóżka, rozwiązując w miedzy czasie szeroki pas swego czarnego, zdobionego licznymi wzorami szlafroku, gdy nagle w pomieszczeniu rozległ się sygnał komunikatora. Przy panującej ciszy dźwięk wydał mu się niemiłosiernie głośny. Stanął ze skwaszoną miną.Wieża do komandora Lo?Rela ? wywołał Senok. Zirytowany odparł.Słucham poruczniku - nie znosił gdy przeszkadza mu się tuż przed spaniem. Wiadomość od Dowództwa, priorytet jeden ? wyjaśnił chłodno porucznik.Przełącz do mojej kajuty ? rozkazał, zacieśniając nerwowo pas szlafroka.Tak jest.Bez odbioru ? usiadł z powrotem za biurkiem i po naciśnięciu klawisza z blatu wyłonił się monitor na którym pod symbolem Federacji widniał napis: ?U.S.S. FLASH - FISH NCC ? 63605 ? A, WIADOMOŚĆ PODPRZESTRZENNA, PRIORYTET ? JEDEN, ŁĄCZE KODOWANE?. Jednak po sekundzie zastąpił go jakże miły widok. Jego oczom ukazała się kapitan Canberra. Zaspanym i zmęczonym już tonem przywitał się, był nieco podburzony.Harriet ? wziął oddech ? czy wiesz która jest godzina?Mi też jest miło, dziękuję ? odparła pretensjonalnie, jednocześnie uśmiechając się.Oby to było coś ważnego ? wymamrotał niemal pod nosem, Klingonka doskonale to słyszała i skomentowała to wymownym spojrzeniem.Lecisz jutro do Andromedy ? rzuciła prosto z mostu, najwyraźniej sama była zmęczona i nie miała ochoty na zbędne pogawędki. Lo?Rel rzucił na nią zdziwione spojrzenie, domagał się wyjaśnień. ? To misja ratunkowa ? dokończyła.Po kogo lecimy? ? Zapytał poważniejszym głosem, natychmiast usiadł wyprostowany.Jeden z wahadłowców został uprowadzony przez gatunek CM 81 ? 95.Załoga przeżyła? ? Spojrzał na kapitan lustrującym wzrokiem.Tego do końca nie jesteśmy pewni ? odparła po głębszym oddechu ? ale istnieją pewne przesłanki, aby tak sądzić. ? Canberra chwilę manipulowała przy swojej konsoli, po czym dodała. ? Przesyłam ci wszystkie dane na ten temat. Wyruszacie z samego rana. Jest coś jeszcze - dodała poważnie - znajdziesz to w raporcie.Oczywiście, ? rozłożył ręce Lo?Rel ? a Płaszczka?Lecimy w stronę tunelu, za cztery dni będziemy w wyznaczonym miejscu.A zatem do zobaczenia za cztery dni ? stwierdził bez namysłu zmęczony Trill, Canberra dostrzegła jego zmęczone oczy i gdyby nie fakt, że sama była znużona podręczyła by jeszcze chwilę Trilla.Do zobaczenia ? chciała już skończyć, ale po chwili dodała ? i wyśpij się. ? Dronal spojrzał na nią z wyrzutem. ? Canberra, koniec. ? Nie zdążył już nic powiedzieć, lekko rozbawioną twarz zastąpił napis: KONIEC TRANSMISJI. Lo?Rel przez krótką chwilę siedział w bezruchu myśląc o zleconym przed chwilą zadaniu. Intuicja podpowiadała mu, że będzie ciężko. Wstał i wywołał przez komunikator:Lo?Rel do Senoka. ? Volkan natychmiast odpowiedział na wezwanie.Tak komandorze?Proszę przygotować Librę do lotu na ósmą rano ? bez zadawania zbędnych pytań Senok przyjął rozkaz.Tak jest. ? Zabrzmiał sygnał zamknięcia połączenia, a Trill w końcu ułożył się wygodnie w łóżku. Otulił się cienką kołdrą i wpatrując się w gwiazdy widniejące za wielkim oknem nad łóżkiem po chwili zasnął.Z samego rana, a była godzina szósta, wszedł pewnym i szybkim krokiem do hangaru, gdzie za dość dużymi oknami (wysokie na około trzy metry) widniała uczepiona z czterech stron zaczepami Libra. Analizował materiały które dostał od Canberry, wokół niego również pośpiesznie przemykali kolejni oficerowie. Jedni nadzorowali listy ekwipunku, inni w żółtych skafandrach technicznych kończyli przegląd okrętu. Było tłoczno, ale i tak zdecydowanie luźniej niż na promenadzie. Przysiadł na pobliskim fotelu, aby dokładniej zapoznać się z mapami sektora do którego lecą. Jakby nikt nie zwracał na niego uwagi, każdy był zajęty swoim zadaniem. Nie przeszkadzało mu to zupełnie, tym bardziej gdy rozpoczął czytać ostatni rozdział raportu który zmroził mu krew w żyłach. W końcu po kilkunastu minutach do pomieszczenia wszedł Jonathan. Dronal momentalnie poderwał się i podszedł się przywitać.Cześć! ? pozdrowił porucznika, ten odpowiedział mu ruchem głowy ? Cieszę się, że zgodziłeś się wziąć udział w tej misji.I tak miałem wracać na Płaszczkę więc...Odstawimy cię ? dokończył Trill.Przynajmniej na coś się przydam ? stwierdził z uśmiechem, przypuszczając jednocześnie, że ich współpraca może okazać się trudna. Wielokrotnie się przecież sprzeczali. Lo?Rel wskazał na padd i wyjaśnił:Właśnie przeglądam dane jakie dostałem od Canberry. Wyjaśnię prawie wszystkie szczegóły na odprawie. - Pressman spojrzał niezrozumiale na Trilla, ale o nic nie pytał. - A tymczasem chodź ? dumnym gestem głowy wskazał na okręt ? oprowadzę cię po Librze.Bardzo chętnie. ? Przeszli przez trap łączący okręt ze stacją i weszli do środka. Ostatni technicy właśnie opuścili okręt ? odparła po zatwierdzeniu raportów napływających na panel młoda oficer komunikacyjna ? wszystkie wrota zostały zamknięte.Dziękuję chorąży - powiedział komandor, na mostek wszedł właśnie pierwszy oficer, Jonathan Pressman. Obszedł niewielką barierkę i spoczął niepewnie na fotelu obok Lo?Rela, to nie był jego fotel...Właśnie skończyłem obchód w maszynowni ? zaraportował manipulując przy niewielkiej konsoli ? wszystko jest gotowe.Świetnie. Zaraz starujemy ? odparł zadowolony Trill, był podekscytowany. Trudno mu się dziwić, to pierwsza tak poważna misja Libry. Miał dopięte wszystko na ostatni guzik. Ale targały nim emocje, bo znał powagę sytuacji. "Nie dajmy się jednak zwariować" powtarzał sobie co chwilę ? Wywołać wieżę ? rozkazał, a po kilku sekundach na niedużym monitorze ukazał się porucznik Senok. Komandorze ? zaczął mówić ? procedury przedstartowe zostały zakończone, kontrola lotu zezwala na start.Zrozumiałem poruczniku ? odpowiedział, po chwili żartobliwym tonem dodał ? mogę zostawić panu stację pod opieką? ? Na co Volkan zdziwiony uniósł brew i odparł:Przepisy na to zezwalają... ? zszokowany Trill oniemiał, nie wiedział co zrobić, Senok nie pojął żartu i najwyraźniej nie rozumiał go do tej pory. Choć na widok grymasu Lo?Rela mógł się domyślać. A ten spojrzał szokująco na Pressmana który krył uśmiech pod opuszczoną głową. Z lekką nieśmiałością wybrnął z sytuacji w najprostszy możliwy sposób.No... To lecimy. Libra koniec ? porucznik zniknął z ekranu, zastąpił go widok doku, Lo?Rel nabrał jeszcze powietrza, poprawił mundur i bawiąc się dolną wargą rozkazał ? a więc ruszamy. Zwolnić zaczepy dokowe ? rozkazał Pressman, który stwierdził, że tu zarówno jak na Płaszczce może być Pierwszym, zatem przyjął do wiadomości że jest u siebie i zdecydowanie się rozluźnił. Nagle okręt delikatnie się zakołysał.Zaczepy zwolnione ? oznajmił młody pilot. Silniki manewrowe jedna druga mocy ? odparł komandor. Pojazd zaczął delikatnie obracać się w kierunku śluzy, lampa umieszczona tuż pod mostkiem rozświetliła napis który dumnie królował na dziobie: U.S.S. LIBRA NCC ? 63805. Gondole warp rozjaśniały błękitem i czerwienią. Po minucie ze stacji, z dolnej śluzy wyłonił się nieduży statek klasy sabre. Powoli oddalał się od potężnej bazy Aquarius. Okręt lecący na najważniejszą jak dotąd misję ucieka jakby tylnym wyjściem... Libra po chwili znikła z widoku pogrążając się w czeluściach przestrzeni.Opuściliśmy układ Trepcza ? przekazała młoda pani chorąży.Wyznaczyć kurs na tunel do Andromedy, warp 9 ? powiedział Lo?Rel wygodnie i dumnie siedząc w fotelu. Już chciał wydać rozkaz do startu, jednak świadomie zawahał się. Rozejrzał się z troską wśród załogi. Ale na twarzach oficerów widział zadowolenie, chęć pomocy zaginionym. Toteż nie czekając dłużej dokończył ? impuls. ? I tak oto Libra z zawrotną prędkością warp 9 rozmyła się pozostawiając za sobą jedynie dwie smugi.W niewielkiej salce, na naradę zebrali się już wszyscy wezwani, w sumie pięć osób. Siedzieli przy owalnym stole. Pod niewielkim oknem za którym przemykały kolejne smugi siedział Lo?Rel, naprzeciw niego służbowo siedział Jonathan, za jego plecami na ścianie znajdowała się konsola, pomocna przy odprawach. Nie było sensu dłużej czekać, toteż komandor rozpoczął naradę.Przede wszystkim chciałbym przedstawić wam pierwszego oficera ? wskazał głową na Pressmana, który nagle poczuł na sobie chłodne, analityczne spojrzenia wszystkich. Był w lekkim dyskomforcie, jednak nic po sobie nie okazywał, ukłonił się oficjalnie. Załoga wydała mu się sympatyczna, choć byli to ludzie młodzi i pewnie nie doświadczeni. Nie był pewien czy ten fakt daje mu przewagę ? To porucznik Jonathan Pressman, będzie pełnił tę funkcję na czas misji.Witam wszystkich ? odpowiedział spokojnie ? liczę na udaną współpracę... ? zagadnął. Lo?Rel nie tracąc czasu mówił dalej, tym razem do Pressmana.Poruczniku, to jest nasz pilot ? wskazał na mężczyznę ? porucznik Chris Roben ? człowiek sprawiał wrażenie pewnego siebie, taki zresztą jest. Jest też dobrym pilotem, niepokorny, ale musi się jeszcze wiele nauczyć. Kolejną osobą którą przedstawił była młodziutka kobieta, średniego wzrostu. Miała blond włosy, niemal białe, tak charakterystyczne dla północnych Europejczyków, była Finką, zawsze radosna i uśmiechnięta.To nasz oficer komunikacyjna, chorąży Inge Jusse. ? Pressman pozdrowił kobietę, w jego mniemaniu był to typ osoby wyżalanki, taka co wysłucha, doradzi i nigdy nie okazuje złości ? a to oficer taktyczny ? kontynuował Trill, chciał szybko przejść do tematu głównego ? porucznik Harry Jons ? mężczyzna spojrzał tylko na Pressmana, dostrzegł na pierwszy rzut oka, że jest typem samotnika. W mesie zawsze siedzi sam, rzadko udziela się towarzysko. Jednak na służbie sprawdza się za każdym razem, w zespole także. Lubi dowodzić, był też najstarszy z całej przedstawionej właśnie trójki, wyglądał na trzydzieści parę lat. Po zapoznaniu się ze wszystkimi Lo?Rel natychmiast rozpoczął odprawę.Dobrze, a teraz zapoznajmy się z celami misji ? wstał i skierował się do panelu za Jonathanem. Jednym ruchem uruchomił wyświetlacz na którym ukazała się mapa sektora oraz wszystkie dane strategiczne. ? Zmierzamy do tego miejsca ? wskazał ręką na mały symbol floty ? tutaj właśnie zaginął wahadłowiec zmierzający na rozmowy handlowe z Limarianami. Dwa dni temu dotarła do nas ostatnia wiadomość nadana przez załogę. Zostali porwani ? wytłumaczył dokładnie komandor.Jakie czeka nas zagrożenie? ? Zapytał Jons twardym tonem, jego głos był niemal szorstki. Na co Lo?Rel chwilę manipulował przy panelu i mapa płynnie przesunęła się w górę ukazując kolejne zaznaczone obiekty. Wskazał na nie.Sześć lat świetlnych od tamtej pozycji, wykryto bazę gatunku CM 81-95, to najprawdopodobniej stocznia lub jakiś punkt dowodzenia. Jest umieszczona na asteroidzie, a wokół zazwyczaj jest sporo ich okrętów.A naszym celem jest uwolnienie porwanych ? stwierdził z niedowierzaniem Roben, został momentalnie zlustrowany przez wszystkich. Tak ? potwierdził zirytowany Lo?Rel ? trzy osoby, są najwyraźniej przetrzymywani w tej bazie. ? Ale skąd wiemy czy oni żyją? - Poważnym tonem odezwała się Inge.Właśnie ? wtrącił niechętnie Jons ? lecimy w samo serce przestrzeni wroga, sami ? wyraźnie zaakcentował słowo ?sami? ? narażając się na ryzyko konfliktu i nawet nie wiadomo czy mamy kogo ratować. ? Na ten wywód Lo?Rel się zdenerwował. Nie lubi kiedy ktoś snuje swoje teorie nie znając wszystkich szczegółów.Po pierwsze nie lecimy sami poruczniku. Po drugiej stronie spotkamy się z Płaszczką. Poza tym dane jakie posiadamy od wywiadu i Limarian wskazują, że CM nie zabijają swych więźniów, ale trzymają uwięzionych. Torturują ich, by wyciągnąć informacje. I właśnie od tego mamy ich uchronić. ? Gdy to powiedział nikt nie zabrał głosu. Ale każde z nich zaczęło się zastanawiać nad bilansem strat i zysków. Trill po głębszym oddechu kontynuował ? z Płaszczką spotkamy się za niecałe cztery dni i to razem z nią dokończymy misję. Jej celem będzie odwrócenie uwagi jak najdłużej, abyśmy my mogli dostać się do bazy. A co potem? ? Zapytał niepewnie Roben.Potem... Zbieramy zabawki i do domu z maksymalną prędkością ? odparł ironicznie Trill ? niech się pan nie martwi poruczniku, będzie okazja aby pokazać swe umiejętności ? na co mężczyzna zażenowany spuścił głowę.Stworzę plan wydostania tych ludzi, jak tylko zapoznam się z planami tego obiektu - wtrącił Jons burząc tą atmosferę która zapanowała w sali. W końcu Lo'Rel odparł:Wkrótce zapozna się pan z nimi. Czy są jakieś pytania? - Zapytał rozglądając się dookoła. Nikt się nie odezwał. - Zatem rozejść się. - Wszyscy wstali i skierowali się do wyjścia, Trill spojrzał na Pressmana i zatrzymał go - poruczniku, proszę zaczekać. - Reszta spojrzała pytająco, ale opuścili salę. Jonathan podszedł do stołu i oparł się o niego.Słucham.Komandor wpatrywał się chwilę w ścianę, zastanawiał się jak zacząć. W końcu odezwał się.Sprawa jest poważniejsza - Pressman zmienił wyraz twarzy. Przypomniały mu się słowa Lo'Rela w hangarze.Co masz na myśli? ? Zapytał badawczo.Kapitan Canberra załatwiła mi i przekazała wszystkie uprawnienia, aby te informacje przekazać dwóm osobom. Gdyby nie ona pewnie stanął bym za to przed sądem polowym. - Stwierdził jeszcze bardziej tajemniczo i jeszcze bardziej dezorientując Jonathana. Skoro go zatrzymał to chciał już wiedzieć o co chodzi. Trill w końcu przeszedł do sedna sprawy. - Najprawdopodobniej gdy zbliżymy się do bazy komputer aktywuje Dyrektywę Omega. - Pressman oniemiał, był przerażony tym co usłyszał.Jak to? - Wyksztusił z siebie z niedowierzaniem.Jako Pierwszy Oficer flagowego okrętu w naszej flocie masz dostęp do tajnych raportów. CM najprawdopodobniej eksperymentują z Omegą i jest bardzo pewne, że robią to w bazie do której lecimy. Mamy zniszczyć laboratorium, to jest nasz główny cel.Wiesz co się stanie, gdy cząsteczka się zdestabilizuje?! - Zapytał uniesionym tonem. Komandor tylko na niego spojrzał. Doskonale wie, że eksplozja wielu cząsteczek zniszczy pół kwadrantu, jeżeli nie cały! Chwycił padd i podał go porucznikowi, nie chciał się wdawać w dyskusje z Jonathanem, bo wiedział, że nie będzie ona łatwa. Z drugiej strony oboje stoją przed faktem dokonanym. Dostali rozkazy i zamiast przekrzykiwać się co jest słuszne i bezpieczne należy zacząć działać.Masz tu wszystkie szczegóły. Wprowadź w to Jonsa, to on jest drugą uprawnioną osobą. - Pressman chciał coś powiedzieć, z pewnością nic dobrego, jednak Trill go ubiegł - nie utrudniaj mi i tak ciężkiej sytuacji. Po prostu wykonaj rozkaz. - Porucznik opuścił wzrok i przeanalizował w myślach to wszystko. Był zły, nie potrafił zrozumieć jak można bawić się z cząsteczką Omega, stać na krawędzi życia i śmierci, świadomie. Jak wielkie trzeba mieć poczucie własnej wyższości, by dopuszczać się takich czynów, by wywoływać zagrożenie dla milionów istnień. Spojrzał na Lo'Rela i stwierdził:Zajmę się tym. - Wyszedł. ?Dziennik kapitana, data gwiezdna 57956.1 - Zmierzamy w stronę tunelu Andromedy z maksymalną prędkością. Tak jak przypuszczałem, załoga działa sprawnie... Bo nie wiedzą po co naprawdę lecimy. Jednak wkrótce wszystko się wyda. Mam jednak nadzieję, że zrozumieją powagę tej misji. Oby się powiodła...W ciasnym, ale przytulnym gabinecie siedział Lo?Rel. Mieścił się tam jedynie stolik, dwa krzesła i mały regał na którym stały różne drobiazgi zdobyte przy okazji kilku misji, jeszcze w czasach gdy służył na starej Płaszczce. Uzupełniał raporty kiedy niespodziewanie zadźwięczał gong u drzwi.Wejść ? rozkazał nie odrywając głowy z nad paddu. Gdy drzwi się rozsunęły oficjalnym wzrokiem spojrzał na osobę która weszła. Po chwili złagodniał. ? Wejdź Jonathan. Właśnie czekałem na ciebie.Czyli nie przeszkadzam ? zapytał niepewnie porucznik, komandor wskazał głową na krzesło, które Jonathan zaraz zajął.Napijesz się czegoś? ? Zapytał odrzucając padd, Pressman skinął głową twierdząco, na co komandor odwrócił się i chwilę manipulował przy replikatorze wbudowanym w ścianę za nim. Nagle rozjarzało błękitem, urządzenie wydało łagodny dźwięk i po chwili na podświetlonej podstawie znalazły się dwa metalowe kubki z symbolem Floty. Lo?Rel chwycił oba i postawił na stole. ? Gorący Earl Gray ? odparł z uśmiechem, oboje uwielbiali tą herbatę. Pomieszczenie wypełnił mocny, przyjemny aromat napoju. Jonathan przystawił kubek do siebie i skinieniem głowy podziękował. Trill napił się herbaty natychmiast parząc sobie język, zaklął w myślach. Właśnie skończyliśmy z Jonsem plan "Omega" - powiedział kładąc na biurko padd który cały czas miał ze sobą. Trill zerknął z zaciekawieniem.Czyli wszystko dopięte na ostatni guzik? - Zapytał ocierając podrażniony język o podniebienie.Teoretycznie - odparł Pressman z typowym u niego volkańskim spokojem - ale wiesz, że nie wszystko możemy przewidzieć. - Lo'Rel potwierdził ze smutkiem, bo wiedział, że to prawda, że to cholernie trudne i ryzykowne zadanie.A co Jons na to wszystko?Przyjął to z pełnym profesjonalizmem - zapewnił porucznik popijając herbatę.Obawiam się jednak, że nie wszyscy tak to przyjmą - odrzucił komandor jakby nieobecnym głosem. Martwił się, to fakt. Przez bandę żądnych władzy rabusi musi narażać siebie i załogę, ryzykując śmiercią. Wszystko jednak w imię Federacji i pokoju. Nagle przez jego myśli przeleciały wątpliwości. Czy można poświęcać tyle istnień, żeby zapobiec większej przemocy? Mniejsze zło, pomyślał Trill. W tym momencie zrozumiał, że te mieszane uczucia nie mogą targać nim jak chorągiewką. Jest przecież oficerem Gwiezdnej Floty, to jego obowiązek. Szybko zmienił temat, dla Pressmana całkowicie niejasny w tej sytuacji.Wiesz - zagadnął - dwa miesiące temu byliśmy na Romulusie - Trill szybko wyjaśnił - po incydencie z Enterprise stali się bardzo chętni do współpracy.A, tak słyszałem - potwierdził. - Dronal przytaknął Jonathanowi.Dokonaliśmy ciekawych wstępnych transakcji... - komandor chciał mówić dalej, ale zdanie przerwał mu sygnał połączenia, odezwał się porucznik Jons.Mostek do Lo'Rela...Tak poruczniku? - zapytał patrząc ślepo przed siebie.Zbliżamy się do tunelu komandorze.Już idę - odparł natychmiast - bez odbioru. - Szybko odstawił kubek, co też uczynił Pressman, obaj wstali i ruszyli na mostek. Lo'Rel pierwszy wszedł do centrum dowodzenia, Jonathan zaraz za nim. Z fotela kapitana wstał Jons, minął Lo'Rela. Mężczyzna dyskretnie zlustrował Trilla. Trudno powiedzieć czy miał do komandora jakieś pretensje, może raczej obawy. Ba, któż nie miałby obaw przy kontakcie z niszczycielską Omegą. Lo'Rel widział minę Jonsa, przez ułamek sekundy ich spojrzenia się spotkały. Porucznik natychmiast poczuł respekt i zasiadł na swoim stanowisku. Panowie spoczęli w swoich miejscach. Na mostku panował spokój, wszyscy bez nerwów spełniali swoje obowiązki.Raport - rozkazał komandor, po sekundzie taktyk odpowiedział.Za siedem minut wejdziemy do korytarza. Zachowana pełna gotowość.Zwolnić do impulsowej - kolejny raz nakazał Trill.Tak jest - odparł pilot, chwilę manipulował przy konsoli i okręt jakby szarpnięty, momentalnie wyszedł z warp, świetliste smugi rozmyły się, w zamian w tle błyszczały miliardy gwiazd i innych obiektów. Wśród nich mała, ledwo dostrzegalna plamka, niczym nie odróżniająca się od pozostałych. Andromeda... Libra zbliżała się do tunelu.Minuta komandorze - zaraportował Jons.Podnieść osłony poruczniku.Osłony włączone - przekazał po chwili. Nagle jakby wzrosło napięcie w pomieszczeniu. Bo oto zaraz znajdą się miliony lat świetlnych od Federacji, w innej galaktyce... Tunel podprzestrzenny to jedyny łącznik z domem, z bezpieczeństwem. To uczucie z pewnością deprymowało każdego na pokładzie, nawet Lo'Rela.To jak podróż w nieznane - stwierdził głucho Pressman, Dronal spojrzał na niego z lekkim, dumającym uśmiechem. Był to jednak wymuszony grymas, bo i on zrozumiał, że będą zdani tylko na siebie. Mały stateczek wśród tajemniczej i wrogiej, obcej przestrzeni. Tak daleko, jak nie dotarł jeszcze żaden człowiek... Ogarnął go lekki strach, czy też raczej złe przeczucie. Gdyby nie fakt, że lecą na ratunek, nie tylko porwanych, ale przede wszystkim na ratunek całym populacjom obcych ras wstałby i krzyknął "zawracamy". Jeszcze nigdy, nikt nie zapuścił się tak daleko w głąb przestrzeni gatunku CM.Uwaga - ostrzegł Roben - wchodzimy. - Nagle z nikąd wyłoniła się ciemno fioletowa macierz z wnętrza której burzliwe emanowały biało - żółte wstęgi. W centrum fenomenu rozwarło się wejście do którego zbliżała się Libra, by po chwili zagłębić się w nią i zniknąć w jej czeluściach. Tunel zaraz potem rozprysnął się i nie było po nim śladu. Jakby nic się nie wydarzyło.Wszystkie parametry w normie - zakomunikowała Inge - załoga bacznie obserwowała każdy system okrętu na konsolach, tak, aby natychmiast powiadomić o każdej najmniejszej nieprawidłowości. Na szczęście na nic takiego się nie zapowiadało. Na głównym ekranie natomiast przemykały kolejne żółte pasma energii wokół fioletowego sklepienia będącego w tej chwili ich wszechświatem. Po dwóch minutach lotu na ekranie ukazał się świetlisty punkt, rosnący z każdą sekundą. I oto ten punkt rozbłysnął ukazując czarną przestrzeń. To był wylot tunelu, okręt zgrabnie przeleciał przez wrota, a ogromna macierz zamknęła się.Raport - rozkazał Trill.Wszystko w normie - odparł służbowo Jons - jesteśmy w Andromedzie.Aktywność wroga? - zapytał badawczo. Jons po chwili analizowania odczytów powiedział:Nie wykrywam żadnego okrętu CM w promieniu dwunastu lat świetlnych - komandor przeanalizował sytuację i po chwili rozkazał:W takim razie lecimy do punktu spotkania z Płaszczką. Sternik, wprowadzić kurs, Warp 7.Kurs wprowadzony.Impuls - rozkazał Lo'Rel i na ekranie ukazały się błękitne wstęgi które po chwili zmieniły świetliste smugi warp.Kolejne godziny lotu przebiegały bez zakłóceń, tak jak się spodziewano. Dane wywiadu nie wskazywały na obecność okrętów CM w tym rejonie. W wyjątkowej ciszy i spokoju, w mesie siedzieli Pressman i Jons. Jonathan wprowadził w szczegóły Jonsa i bez marnowania czasu zabrali się do roboty. Omawiali końcowe już szczegóły kiedy do sali wszedł Lo'Rel, podszedł do stołu, chwycił krzesło stojące obok, obrócił je tyłem, usiadł kładąc ręce na oparciu i pogodnym tonem zapytał.I jak panowie, wszystko gotowe?W zasadzie tak - odparł Jonathan - omawiamy jeszcze szczegóły.Ale nakreśliliśmy z porucznikiem optymalny plan działań - wtrącił Jons zatwierdzając dane w swym paddzie.Zakładamy rozmieszczenie kilku potężnych ładunków anty-protonowych - zaczął wyjaśniać Pressman - to powinno wystarczyć, aby zniszczyć bazę.Rozumiem, że ładunki rozmieścimy w punktach strategicznych takich jak broń czy osłony - dopytywał się Trill. I tak musimy zniszczyć generatory osłon - odparł Jons - gdy tylko zorientują się, że jesteśmy na terenie bazy podniosą je. Gdy tylko będziemy w zasięgu - stwierdził Pressman - wykonamy skany obozu i dopasujemy naszą trasę do poszczególnych celów.Miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie tak łatwo jak przypuszczacie - podsumował komandor po wysłuchaniu tego dość chaotycznego planu. Ale tak naprawdę chciał powiedzieć "miejmy nadzieję, że nie będziemy musieli działać w ten sposób". Lo'Rel chciał przede wszystkim wyciągnąć z tego piekła ludzi, którzy zostali tam zamknięci i zapewne przetrzymywani w zwierzęcych warunkach. Wiedział też doskonale, że Omega, jeśli okaże się prawdą będzie najważniejsza, a zlekceważenie jej może grozić sądem polowym i surową karą. Jednocześnie nigdy nie wybaczyłby sobie, gdyby musiał poświęcić życie tamtych ludzi. Nie uznawał mniejszego zła, ale życie niejednokrotnie prowadziło go do takich właśnie wyborów. Wiele spraw z przeszłości pamięta do dziś i wątpliwe jest, czy o tym zapomni kiedykolwiek. Wstał i oficjalnym tonem powiedział:Gdy tylko wszystko będzie gotowe czekam na końcowy raport - skierował się w stronę drzwi, w połowie drogi powiedział - neutralizacją Omegi zajmę się osobiście. I nie przyjmuję żadnych sprzeciwów. - Drzwi się uchyliły, dopadł go nagle głos z komunikatora.Mostek do komandora Lo'Rela - rozbrzmiał poruszony głos Inge Jusse, Trill zaraz odpowiedział na wezwanie.Słucham? - Stanął poruszony tym, co mogło tak wzburzyć spokojną zazwyczaj kobietę.Komandorze proszę przyjść na mostek - zakomunikowała nerwowo, jednak to o czym Lo'Rel wolał nie myśleć usłyszał właśnie teraz - lecą do nas dwie jednostki CM. - Na tą wieść dowódca spojrzał na siedzącą dwójkę, oni również słuchali z niedowierzaniem. Wzrokiem kazał ruszyć im za nim.Już idę - odparł i szybko ruszyli w stronę mostka - plan zaczyna się walić... - wyszeptał do siebie.Tymczasem przez tunel właśnie przeleciała Płaszczka. Korytarz zamknął się, a okręt z prędkością podświetlną oddalał się powoli od miejsca przerzutu. Na mostku panowało poruszenie z tego powodu, nie pierwszy raz przelatywali tunelem, ale jeszcze cały czas robiło to wielkie wrażenie na większości. Na środkowym fotelu spoczywał Mirok Cryo, obserwując najważniejsze doniesienia na swym panelu w poręczy. Podekscytowana Canberra siedziała na miejscu, gdzie zazwyczaj zasiadał Jonathan.Czy Libra jest w pobliżu miejsca spotkania - zapytał CryoZmierzają tam - odparł oficer taktyczny Athotis.Wyznaczyć kurs, Warp 8 - rozkazał sternikowi. Pilot potwierdził rozkaz kiwnięciem głowy, wprowadził sekwencję na swoim pulpicie, już miał zamiar ruszyć, kiedy ze swego stanowiska odezwał się Athotis:Kapitanie, z nadświetlnej wyszły właśnie dwie jednostki CM - na te słowa Romulanin, a za nim zaraz Canberra poderwali się z foteli i podeszli do konsoli. Widok na niedużym wyświetlaczu nie pozostawiał złudzeń, widniały na niej trzy punkty. Jeden z symbolem Floty, dwa pozostałe z sygnaturą gatunku CM. Co tam się dzieje? - Zapytała Canberra. Athotis sprawdził odczyty i odparł:Wyznaczyli kurs pościgowy.Kiedy tam dotrzemy? - Dopytywał się Cryo.Przy maksymalnej prędkości - znów sprawdził dane - za pięć godzin. - Komandor nie tracąc czasu donośnym tonem rozkazał ponownie:Kurs na przechwycenie, maksimum Warp.Tak jest - odparł mężczyzna siedzący za sterem.Ruszamy. - Płaszczka natychmiast weszła w warp pozostawiając za sobą smugi niczym kłęby dymu za rozpędzoną gazelą. Jednak obcy nie zamierzali czekać, aż przybędą posiłki. Miedzy okrętami trwała już zażarta bitwa, Librą targały kolejne wstrząsy od eksplodujących torped. Pojazdy manewrowały w pustej przestrzeni niczym małe muszki, ciemną otchłań przecinały jedynie kolorowe smugi fazerów i torped. Okręt Federacji nie mógł liczyć na szybką pomoc, toteż jego załoga walczyła najdzielniej jak potrafiła, aby wyjść z tego cało. Jeden okręt traci osłony - krzyknął Jons po kolejnej salwie z fazerów.Celować w systemy broni i nawigacji - rozkazał komandor po analizie danych na małym panelu pomiędzy fotelami - manewry unikowe "delta siedem" - nakazał sternikowi. Libra lekko się zakołysała i po sekundzie znalazła się za jednym z wrogich okrętów. A były to doprawdy kolosy. Wąskie, długie konstrukcje, około pięćset metrów długości. Na końcu z kadłuba wyrastały trzy gigantyczne ramiona z ogromnym "talerzem" na środku, był to najpewniej system napędowy. Technologia stosowana w Galaktyce Andromedy nie jest jeszcze w całości poznana, ale jest zdecydowanie odmienna od tej, powszechnie używanej w naszej galaktyce. Jest tajemnicza i fascynująca, napawa strachem i nie pozwala lekceważyć wroga. Jednak dzielna załoga okrętu Floty nie dała się zastraszyć. Libra agresywnie zamanewrowała nad kolosem i wystrzeliła serię torped, które natychmiast przebiły się przez osłabione już osłony. Szybkim zwrotem oddalili się od celu, a tego przeszył gorący strumień ognia, który rozświetlił cały okręt i po chwili nastąpiła ogromna eksplozja, wysyłając w przestrzeń setki tysięcy odłamków oraz potężną falę uderzeniową, która dogoniła Librę i z wielkim impetem walnęła w statek przechylając okręt o około pięćdziesiąt stopni. Załogą targnęło silne uderzenie, urządzenia pokładowe natychmiast zaprotestowały przygasając i wyrzucając kłęby białego dymu. Dwóch oficerów podbiegło do największego wycieku zaraz go wstrzymując. Okręt zniszczony! - Doniósł Jons. Ale zbliża się drugi... - odparł Roben przy sterze przytrzymując się nerwowo pulpitu, przeklinał w myślach ten diabelski młyn. Po raz kolejny silnie zatrzęsło wszystkimi, a z zewnątrz docierały dźwięki rozbijających się torped i trzaski kadłuba. Analiza taktyczna - rozkazał Pressman. Po krótkiej chwili padł raport z ust Jonsa.Dwuwarstwowe osłony, dziewiętnaście wyrzutni torped protonowych, działka fazerowe o dużej mocy - przerwał na moment, aby dokładnie sprawdzić - oraz jakiś generator podprzestrzenny, ale nie związany z napędem.To jakaś broń? - Zapytał Trill z niepokojem, wstał i podszedł do taktyka, aby to sprawdzić.Najwyraźniej - potwierdził - prawdopodobnie broń podprzestrzenna. O wielokrotnie większej sile niż nam dotychczas znane. Panie Jons, salwa z torped sekwencja theta dwa, monitorować prześwity w osłonach - rzeczowo nakazał Trill wyższemu od siebie taktykowi.Tak jest komandorze - odrzekł Jons, chwilę pomyślał i zasugerował - gdybyśmy trafili wzmocnioną wiązką fazera o odwróconej polaryzacji w prześwit moglibyśmy wywołać przeciążenie ich sieci energetycznej. - Lo'Rel szybko zanalizował ten pomysł, ruszając przy tym nerwowo gałkami ocznymi i odparł:Wykonać. Ster manewr beta dziewięć.Tak jest. Okręt kolejny raz wykonał szaleńczy taniec wokół potężnego przeciwnika, z czarnych pasów poleciał w jego stronę pomarańczowy promień, który rozmył się na fioletowej tafli osłon wroga. I tak jeszcze kilkakrotnie... Libra jednak nie ustępowała, niczym mały drapieżnik próbował przedostać się do wnętrza latającej fortecy. Z ukrytych po bokach wyrzutniach na okręcie CM wystrzeliła seria torped. Po chwili dotarły do celu rozbijając się o coraz słabsze osłony Libry. Żadnych uszkodzeń na okręcie CM - doniósł Jons. Kolejny wstrząs, z paneli jak szalony parsknął dym, kilka osób upadło, przygasło światło. Z sufitu spadł duży przewód w kształcie karbowanej rury wyrzucając za sobą kłęby kurzu. Na szczęście przewód nikogo nie przygniótł. Zresztą ultralekkie materiały wykorzystywane do produkcji takich części mogłyby spowodować najwyżej kilka zadrapań.Komandorze, tracimy boczne osłony! - Krzyknął ponownie Jons.Panie Roben, niech pan rozbuja okręt! - Rozkazał Pressman, który przez cały czas zachowywał powagę i był skupiony. Jego volkańskie medytacje najwyraźniej się sprawdzały, bo ani przez moment nie zareagował emocjonalnie w czasie bitwy. Trzysta milionów kilometrów stąd jest pole asteroid, możemy się tam schować - zasugerowała chorąży Jusse. Nagle w oku Trilla pojawił się błysk, jakby to był najlepszy pomysł jaki dziś usłyszał.Zabawa w kotka i myszkę? - Stwierdził - Wykonać! - Kolejny wstrząs, kolejna eksplozja, kolejne trzaski o kadłub. Nagle konsola pilota zaiskrzyła i niczym złowrogi wulkan, wyzionął salwą iskier które poleciały wprost na Robena. Ten nieprzytomny upadł na podłogę. Lo'Rel natychmiast poderwał się w jego stronę, sprawdził stan pilota. Miał paskudną ranę. Kiwnięciem głowy dał rozkaz Pressmanowi, ten natychmiast zawiadomił ekipę medyczną. Natomiast komandor zrobił to, na co miał ochotę już od dawna, zasiadł za sterem. Poczuł nagły przypływ adrenaliny, krew w nim zawrzała i zrozumiał, że teraz bierze sprawy, we własne ręce. Bez drgnięcia poderwał okręt do lotu. Dopadł ich setny już chyba wstrząs. Znów szarpnęło statkiem. Drapiący dym szukał ujścia już w każdej luce jaka znajdowała się w ścianach.Maszynownia do mostka! - Wywołał zdesperowany głos mechanika.Co się dzieje?! - Trill starał się przekrzykiwać wszelkie trzaski i syk cieknącego gazu. Jednocześnie starał się zapanować na Librą, która w jednej chwili straciła swą sterowność.Mamy wyciek plazmy z gondoli, jeżeli nie zatrzymamy napędu, gondola eksploduje! - Wykrzyczał mechanik, z tła jakie docierało przez głośniki na mostek wynikało, że i tam jest gorąco. Krzyki i inne odgłosy wskazywały na wielki chaos, jaki również panował tu, na mostku.Zatamujcie wyciek, musimy dolecieć do pola asteroid!Komandorze, rdzeń się przegrzewa, za siedem minut się zapadnie! - Poinformował stanowczym tonem mężczyzna. Jednak słowa te nie zrobiły na Trillu wrażenia, wpadł właśnie na pomysł, który musiał wykonać, bez względu na konsekwencje. Wiedział jednak, że może to okazać się przejawem lekkomyślności, a nawet zagrożenia życia załogi. Nie widział jednak innego rozwiązania. Wykonać rozkaz poruczniku - wyraźnie, stanowczo i twardo wypowiedział te słowa - potrzebuję mocy na jakieś czterdzieści sekund lotu. - Ten wiedząc, że nie wywalczy wyłączenia napędu, przestał protestować, z rozgoryczeniem albo z raczej z bezradnością powiedział:Spróbuję coś wymyślić. - Po skończeniu tej trudnej rozmowy komandor czym prędzej zabrał się za ster, wprowadził sekwencję na pulpicie i okręt znów poderwał się do lotu. A więc przerzucił zasilanie do napędu - pomyślał Trill, mechanicy zawsze wyolbrzymiają problemy. Myślał tak, choć sam ma dużą wiedzę z zakresu mechaniki, wyniesioną jeszcze z Akademii, ale i z wieloletniej praktyki na Coverze, gdzie trzeba było być, pilotem, mechanikiem i taktykiem jednocześnie. Komandorze - odezwał się Jons - okręt wroga jest coraz bliżej. Nie damy mu rady w pojedynkę. - Ależ był teraz zły na niego, wykrzyczał prawdę na głos, coś o czym Lo'Rel wiedział od początku, ale nie chciał dopuścić tego do myśli. A ten powiedział to przy pozostałych oficerach. Gdyby miał chwilę, to dałby mu naganę. Ale niestety Jons miał rację.Tracimy boczne i tylne osłony - komunikował ciągle taktyk - strzelają! - Dodał po chwili i znów z zewnątrz dobiegł huk, rzuciło nimi jak liśćmi na wietrze. - Pokład piąty jest zalany plazmą! Trwa ewakuacja. Czas wykorzystać nasze znajomości - powiedział głośno i pewnie komandor, załoga nie miała pojęcia co miał na myśli, nawet Pressman nie mógł rozgryźć jego planów. Ale widząc, że ten coś wymyślił, poczuł pewną ulgę. Okręt przechylił się ostro w lewo kierując się do pasa asteroid, za nim równie szybko w ciszy sunęły dwie fioletowe świetliste kule - torpedy...Całą bitwę obserwowała załoga mostka na Płaszczce, gdzie na głównym ekranie oznaczonym bladoczerwoną siatką taktyczną przesuwały się dwa symbole, jeden to symbol Floty za którym podążał mały napis "U.S.S. Libra NCC - 63805", oraz znak gatunku CM, który gonił Librę.Komandorze - oznajmił Athotis - Libra wleciała w pas asteroid na obrzeżach układu planet, manewrują miedzy odłamkami.To im zabiera sporo mocy - stwierdził Romulanin do siedzącej nieco niżej, po jego prawej stronie Canberry. Kiedy tam dotrzemy - zapytała niecierpliwie Klingonka, która czuła się bezradnie w tej sytuacji. Wszystko widziała, a nie mogła w żaden sposób pomóc. Nie znosiła takich sytuacji, jej druga połowa chciała wyskoczyć z tej wielkiej blaszanej puszki i popędzić jeszcze szybciej na pomoc. Jednak pozostało jej, jak i innym monitorowane przebiegu zdarzeń. Mogła im jedynie życzyć powodzenia. Qaplah Libra!!!Przy obecnej prędkości za niepełne dwie godziny - odparł oficer siedzący za sterem, zarówno Canberra jak i Cryo przeklęli te "niepełne dwie godziny". - Jednak maszynownia melduje, że utrzymamy tę prędkość nie dłużej niż półtorej godziny - ostrzegł Betazoid po analizie raportów, chwilę manipulował, przy ekranie z siatką taktyczną i nagle poruszonym głosem powiedział - okręt CM strzela w Librę potężnymi salwami na bazie deuteru.Torpedy? - Zapytał zdziwiony Cryo.Nie - zaprzeczył - to jakieś silne wiązki które niszczą wszystko na swej drodze.Kiedy będą mogli strzelić w Librę? - Dopytywał Romulanin, wyraźnie nie mógł usiedzieć w fotelu. Jego również rozrywała świadomość niemożności brania czynnego udziału w tym co widzą. Cały czas mają okręt w zasięgu - odparł bezradnie Athotis. Zapadła cisza, dyskusje na nic się zdadzą w tej sytuacji. Mogli tylko siedzieć i czekać na to co się wydarzy. A zawrotna prędkość Warp 9,99 okazała się teraz tak bardzo wolna. Tak więc wpatrywali się w ekran który przeszywały małe białe kręgi - salwy CM. Stało się w końcu to, czego nikt nie chciał, choć Athotis który odebrał dane nie był pewien co się stało, jednak musiał potwierdzić to co widział na panelu, a co momentalnie widniało na głównym ekranie. Jednak Mirok zapytał prędzej.Co się stało komandorze?Straciłem Librę z czujników... - stwierdził ze zdziwieniem. Miał rację, symbol Floty w jednym momencie zniknął z ekranu pozostawiając swych oprawców samych. Canberra wstała i z niedowierzaniem wpatrywała się w ekran, w końcu powoli odwróciła się do Athotisa pytając:Jak to "stracił" pan?Najwyraźniej jedna z tych salw trafiła w okręt. Ale nasze czujniki tego nie zarejestrowały. - Wszyscy zamarli patrząc w ekran. Chcieli znaleźć rozsądne rozwiązanie, ale nic nie przychodziło im do głowy, może to awaria czujników, może tamci zakłócają sygnał, a może to tylko zagrywka taktyczna. Jednak zdrowy rozsądek podpowiadał Canberze, Cryo i innym, że Libra mogła zostać zniszczona.Komandorze - odezwał się oficer komunikacyjny - maszynownia melduje o zakłóceniach w polu Warp.Zaniki mocy - stwierdził do siebie beznamiętnie Romulanin.Musimy zwolnić, okręt nie utrzyma dłużej maksymalnej prędkości - wtrąciła Canberra, wiedziała, że to oznacza wydłużenie lotu o kolejne godziny.Ile czasu zajmie nam lot z Warp 9.5 - Zapytał szybko komandor, wiedział, że nie można tracić czasu, w tej chwili liczy się każda sekunda. Stał między młotem a kowadłem, choć decyzja okazała się prostsza niż myślał. Utrzymać prędkość za wszelką cenę i narażać załogę, wiedząc że jeśli Libra jest zniszczona to są małe szanse, że będą rozbitkowie. Czy też zwolnić, licząc na to, że jeśli ktoś przeżył, to ukrył się w kapsule gdzieś między asteroidami?Pięć godzin komandorze - odparł młody pilot. Dowódca przetarł twarz obiema rękami, spojrzał na Canberrę, a ona widząc jego lekkie zadumanie, dała mu znak, że zawsze poprze jego decyzję i zgodzi się z nią.Zwolnić do Warp 9.5 - wydał rozkaz, szum w tle natychmiast zmienił ton pracy, a okręt zwolnił do żądanej prędkości. Te pięć godzin okazało się, zresztą jak przypuszczał Romulanin, trudnym czasem czekania na to, co zastaną na miejscu. Siedział w swoim gabinecie i tutaj mógł wyglądać na zmartwionego. Co z tego, że jest Romulanem, pomyślał, przecież my też się martwimy. A służba między ludźmi tylko wpłynęła na jego wrodzoną skrytość. Widząc wiele razy ludzkie zachowania chciał, musiał upodobnić się do nich. Toteż sam może nawet mimowolnie nauczył się bardziej okazywać uczucia. Stał się bardziej otwarty. Jednak nie na mostku, nie ma o tym mowy, tam, jako dowódca nie może pozwolić sobie na to, aby uczucia przejęły nad nim kontrolę. Zresztą nie wszystko jeszcze zapomniał ze szkoły oficerskiej na Romulusie, gdzie wpajano młodym kadetom zasady taktyki i dowodzenia okrętem. Często za przykład, trzeba dodać zły, podawano właśnie ludzi, których opisywano, jako naiwnych, głupich i nie stworzonych do walki, podejmujących decyzje pod wpływem emocji. Co za ironia, pomyślał Mirok, tyle lat słuchał tych rzeczy, aby teraz pracować z tymi "najgorszymi" oficerami. Ale lata pracy wśród ludzi zweryfikowały te poglądy, okazały się one staroświeckie, zaściankowe i stereotypowe, kierowane wrogością i nienawiścią. Wziął do ręki padd leżący na biurku, ale zaraz odrzucił go z niesmakiem. Chciał się czymś zająć, ale nie potrafił pracować w skupieniu. Czekać też nie potrafił. Komputer - wywołał po chwili namysłu - kiedy dotrzemy do wyznaczonego punktu?Za dziewięć minut - odpowiedział kobiecy ton. Na jego twarzy natychmiast pojawiło się zdumienie, ostatecznie nawet nie odczuł upływu czasu. Nie mógł tego zrozumieć, bo przecież nieznośne pięć godzin ciągnęły się bez końca, a w końcu minęły niczym kilka sekund. Wstał, poprawił mundur i wszedł dumnie na mostek, gdzie panowała idealna cisza, przecinana jedynie cichymi poleceniami oficerów na stanowiskach operacyjnych. W jego miejscu siedziała Canberra, Klingonka prawie zasnęła w bezczynnym czekaniu, powieki same jej opadały, ale natychmiast ocknęła się gdy Romulanin pojawił się przed nią. Wstała szybkim ruchem i przesiadła się na fotel po prawej stronie. Właściwie Cryo poczuł się głupio, bo oto przed nim opuściła fotel Canberra, jego przełożona. Ale nie była tu jako dowódca Płaszczki, lecz gość. Raport - rozkazał, spokojnie siadając na swym miejscu. Wyszliśmy z warp, lecimy pełną impulsową - odparł pilot.Za osiem minut dotrzemy do granicy pola asteroid - zakomunikował Athotis.Jakieś obce okręty? - Zapytał komandor spoglądając na Betazoida.Skany dalekiego zasięgu nie wykryły żadnej aktywności. Jesteśmy tu sami. Czy odbierasz jakieś sygnały od załogi Libry?Promieniowanie w polu zakłóca działanie czujników - odparł Athotis - będziemy mogli przebadać strefę, gdy dolecimy na miejsce. - Mirok spojrzał w podłogę, poczym na Canberrę.Co o tym myślisz?Nie wygląda to za dobrze - odparła cicho i spokojnie - jak cisza przed burzą.Tego się właśnie obawiam - potwierdził zrezygnowany. Tymczasem okręt dotarł na miejsce. Unosił się w przestrzeni, na granicy za którą widniały odłamki skalne wirujące w swoim zawrotnym tańcu. Wokoło panowała cisza i tylko pobliskie asteroidy były naocznymi świadkami niedawnych wydarzeń. Jakieś oznaki życia? - Zapytał Cryo po kilkuminutowej obserwacji okolicy. Siedział bezczynnie w swym fotelu wyczekując dobrych wiadomości.Nie komandorze - odpowiedział zawiedzionym głosem Athotis - nie wykrywam też żadnych kapsuł ratunkowych, ani żadnych szczątków.Zostajemy tu jeszcze - rozkazał Romulanin - zwołuje naradę starszych oficerów w sali odpraw. - Wstał i skierował się do tegoż pomieszczenia, reszta ruszyła za nim. Cryo, Canberra, Athotis zasiedli przy długim stole. Zapadła krótka cisza, jakby nie wiadomo kto miał zabrać głos. Cryo trzymając zaciśniętą pięść przy twarzy zaczął pytaniem:Sugestie?Musimy pamiętać o głównym celu tej misji - odparła Canberra - jeżeli Libra została zniszczona, musimy sami dać radę. To wymaga zmiany taktyki - zauważył Athotis - mieliśmy odciągnąć uwagę jednostek w pobliżu bazy, a Libra miała wykonać plan Omega...Musimy znaleźć rozwiązanie tej sytuacji - przerwał mu Romulanin.Możemy wysłać wahadłowiec - zaproponował Betazoid.Teoretycznie ma szanse na przebicie się przez blokadę, jest mały i możemy go wzmocnić - dodała Canberra jakby już zaaprobowała ten pomysł.Tak, ale gdy zostanie przejęty? - Zapytał dowódca Płaszczki - musimy wysłać co najmniej pięć osób - wypuścił powietrze i ruchem gałek ocznych przejechał po dwójce siedzącej obok - nie dadzą sobie rady. Albo zginą, albo kolejni ludzie trafią do tego koszmaru. Nie widzę innej alternatywy - rzuciła Klingonka. Najwyraźniej nie pozostaje nam nic innego - stwierdził Cryo i po chwili rozkazał - komandorze, proszę przygotować wahadłowiec do tej misji tak bardzo jak to tylko możliwe.Oczywiście - potwierdził kiwając głową - zamontujemy podwójne osłony i wzmocnimy standardowe torpedy. Do tego zadania najlepiej będzie pasował prom klasy Danube - zaproponował. Cryo nie zwlekając więcej rozkazał ponownie:Wykonać - wstali i wyszli na mostek - jakieś zmiany? - Zapytał młodą kobietę która oddawała stanowisko taktyczne Athotisowi.Nie komandorze.Nie możemy dłużej czekać - stwierdził głośno - pilot, kurs na bazę CM, warp siedem.Kurs wprowadzony - usłyszał potwierdzenie.Lecimy - padł rozkaz z ust dowódcy, pilot wprowadził komendę i Płaszczka znikła w nadświetlnej. Potężny okręt gatunku CM manewrował samotnie w pustej, czarnej przestrzeni. Jego wygląd był niesamowity, takich konstrukcji nie napotkano w kwadrancie Alfa czy Beta. Dziób tego pojazdu wyglądał jak głowa drapieżnego tygrysa, gdzie z przodu był widoczny właz, prawdopodobnie dla małych statków. Dalsza część to długa na kilkaset metrów konstrukcja w kształcie walca z nielicznymi oknami. Na samym końcu znajdowała się część napędowa. Była imponująca: gigantyczny "talerz" do którego dochodziły dwie ogromne rury doprowadzające mieszankę która powodowała wejście w nadświetlną. Ten "talerz" dodatkowo utrzymywały wielkie przęsła rozłożone równomiernie wokół konstrukcji. Po dłuższej penetracji przestrzeni potężna jednostka wygenerowała niespotykane dotąd pole które skumulowało się wokół talerza wywołując nagromadzenie się energii potrzebnej do skoku. Świetlisty promień wysłany przez cewki umieszczone na górze i dole talerza wypchnęły okręt najprawdopodobniej w podprzestrzeń. Któż to mógł wiedzieć, przecież natura napędów używanych w tej galaktyce jest całkowicie odmienna od tych znanych w Drodze Mlecznej. Nie wiedziała tego również załoga małego okrętu który niewidoczny dla oka i czujników krył się za olbrzymem. Jego dowódca siedział spokojnie w swym fotelu, mostek był ciemny, z góry padało jedynie senne światło, przy konsolach jarzyły się też lampy alarmowe. Pomieszczenie było jeszcze brudne pomimo, że ekipy techniczne uporały się z uszkodzeniami i posprzątały ten bałagan. Niektóre konsole wydawały się być nieczynne. Na szczęście kłęby dławiącego dymu zostały już wyssane przez system kontroli środowiska. Nie było już tak bardzo widać zniszczeń jakie dokonał na pojeździe wróg. Ekipy naprawcze i sztab mechaników szybko radziły sobie z naprawami kolejnych systemów. Widząc na uruchomionym przed momentem ekranie jak gigant odlatuje dowódca przerwał ciszę radiową, którą sam nakazał.Lo'Rel do maszynowni, kiedy możemy wejść w Warp? - Zapytał oczekując zadowalającej odpowiedzi.Już teraz możemy lecieć warp pięć, jednak za cztery godziny będziemy mogli osiągnąć warp osiem i pół.Nie mamy czasu poruczniku - odparł spokojnie - monitorujcie pracę rdzenia. Lo'Rel koniec. Wyznaczyć kurs na bazę, warp pięć - nakazał Trill - utrzymać maskowanie okrętu. Tak jest komandorze.Wykonać - odparł Lo'Rel, a okręt bezszelestnie wszedł w Warp. Tymczasem na mostek wszedł Pressman, usiadł w swym fotelu. Trill spojrzał wyczekująco na mężczyznę, oczekiwał raportu.W zasadzie większość systemów jest naprawiona - odparł niemalże z volkańskim spokojem - mamy jeszcze problemy z osłonami, ale dopóki mamy kamuflaż... - przerwał z lekkim wyrzutem. Nie mógł zrozumieć postępowania swego dowódcy, było głupie, ryzykowne i nielogiczne. Chciał znać powody dla których Lo'Rel zrobił to w taki sposób. Zastanawiał się czy Canberra wiedziała o maskowaniu, czy to część planu i tak dalej. Jednak zrozumiał, sądząc po jego zachowaniu, że komandor nic mu nie wyjaśni, nie teraz. Nie tego spodziewał się, po oficerze Gwiezdnej Floty. Poczuł swoisty zawód, może nie tyle z powodu Lo?Rela, choć pewnie, też się to przyczyniło. Ale zaczynał żałować, że zgodził się na udział w misji. Przecież znacznie bardziej od operacji militarnych wolał badanie kosmosu. Jednak coraz częściej przychodziło mu stawianie czoła zagrożeniom....to jesteśmy bezpieczni - a Lo'Rel nie dostrzegał tego u Pressmana, nie, chyba nie chciał tego dostrzegać. Wiedział, że ukrywanie tego przed załogą może wywołać powszechne oburzenie, jednak nie ma powodu, by się z tym kryć, bo po co? Przecież maskowanie miało dopiero zostać przetestowane, ale jeżeli mogło uratować załogę i okręt, to nie mógł nie wykorzystać tej opcji. Zdecydowanie nie miał wyrzutów sumienia, ani poczucia, że zrobił źle. Fakt, mógł powiadomić o tym załogę, jeszcze przed przekroczeniem tunelu, mogliby przeprowadzić testy, mogli lecieć w Andromedzie z kamuflażem. Ale ostatecznie mieli pomoc w Płaszcze, pomoc która nie zdążyła przybyć na czas. Spojrzał przelotem na Jonathana i dostrzegał doskonale jego zawiedzony wyraz twarzy. Zamierzał z nim porozmawiać, jednak nie zamierzał robić tego teraz. Tak na prawdę dostrzegał jego marazm, widział też, że Jonathan nie angażuje się w to tak bardzo jak on. Cóż, każdy ma różne podejście do świata, stwierdził w myślach. Zdawał sobie jednak sprawę, że kiedyś będzie trzeba to wyjaśnić. Minęło kilka godzin, Libra właśnie wyszła z warp, większość uszkodzeń, w zasadzie wszystkie najpotrzebniejsze zostały naprawione. Ze swojego gabinetu wyszedł komandor i zasiadł w swym fotelu.Porucznik Pressman zgłosi się na mostek - wywołał Trill po włączeniu komunikatora w konsoli między fotelami - raport - zażądał. Porucznik Jons natychmiast zdał relację.Wokół bazy panuje spokój, wygląda na to, że nie zabezpieczają się przed atakiem.Spodziewają się go - stwierdził Lo'Rel.Wykrywam dwie jednostki patrolujące bazę. Sam ośrodek ma nieaktywne osłony. Zbliżamy się do celu - zaraportował Roben siedzący przy sterze.Cisza radiowa do odwołania - rozkazał dowódca, Jusse natychmiast nadała wiadomość na wszystkie panele na pokładzie statku.Trzysta tysięcy kilometrów - wtrącił Roben skupionym głosem.Na ekran - po sekundzie pojawiła się na nim duża asteroida z wbudowanym weń kompleksem więziennym. Na mostku pojawił się właśnie Jonathan, usiadł i zapytał:Co się dzieje?Nie widzą nas - odparł Trill spoglądając na porucznika - czyli dobrze - dodał.Komandorze - odezwała się Jusse - ćwierć roku świetlnego stąd znajduje się Płaszczka, najwyraźniej wzbudziła ciekawość CM - ironicznie intonując ostatnie słowo.W jej stronę lecą obie jednostki - dodał Roben.Więc baza zostanie praktycznie bez obrony - stwierdził rzecz oczywistą Trill - wykorzystamy to.Kiedy dotrą do Płaszczki? - Zapytał Pressman odwracając się do Jonsa wyczekująco.Za... - sprawdził na konsoli - około czterdzieści minut. Przy obecnej prędkości.Zdążymy się teleportować - zasugerował Lo'RelAle będziemy musieli wyłączyć maskowanie - wtrącił Jons.Tak, ale to nie musi być problem - wstał i podszedł do Jonsa - proszę wyświetlić mapę taktyczną obozu. - Ten wprowadził sekwencję na pulpicie, a na ekranie w konsoli wyświetliła się żądana mapa przedzielona licznymi wskaźnikami i siatką taktyczną. Wokół bazy krążą setki przekaźników komunikacyjnych - wyjaśnił porucznik zaznaczone na czerwono kropki krążące wokół schematu asteroidy. - Możemy je wykorzystać.Namierzy pan ich częstotliwość? - Zapytał komandor nie odrywając głowy znad pulpitu.Oczywiście, ale zajmie to kilka minut. Musze obejść sekwencje rozpraszające sygnał. - Trill kiwnął głową, aby się tym zajął, poczym wyjaśnił swój plan pokazując na ekranie.Schowamy się po drugiej stronie bazy, wylądujemy w jakimś większym kraterze - mówił pewny siebie - zdejmiemy kamuflaż i za pomocą przekaźników przeniesiemy się do bazy.Chyba uda mi się zagłuszyć sygnał teleportera - powiedział Jons - postaram się rozbić sygnał i wcisnąć go w szum.Niech pan nad tym pracuje - rozkazał Lo'Rel. - Ster, niech pan podleci z drugiej strony asteroidy i znajdzie dla nas przytulne gniazdko - powiedział komandor poczym usiadł na swoim miejscu. Prawdę powiedziawszy był w środku kłębkiem nerwów. Gdyby cząsteczka Omega znajdowała się w bazie system już dawno by zareagował, a jednak wszystko jest w normie. Nie wiedział co myśleć. Miał nadzieję, że nic się nie wydarzy, a jednocześnie był pewien, że to co nieuniknione stanie się. Pomimo tego każda kolejna sekunda przynosiła milczenie komputera. Niewidoczny okręt Floty który zakradł się w samo serce wrogiej bazy, przeleciał wokół gigantycznej skały w poszukiwaniu lądowiska dla siebie. Po ciemnej stronie asteroidy był wydrążony głęboki krater, jakby na nich czekał. Pozostając pod kamuflażem, Libra wystawiła cztery podpory lądownicze. Gdyby ktokolwiek wiedział, że okręt się tu kręci, z pewnością zauważyliby, że z czterech stron, po obu burtach, z dużym ciśnieniem w przestrzeń jest wyrzucany gaz, regulujący pracę silników manewrowych. Po krótkiej chwili gaz zniknął, a okręt miękko osiadł na powierzchni asteroidy. Spod okrętu wydobyły się tumany regolitu rozbryzgując się po powierzchni krateru. Libra schowana w cieniu jest niedostrzegalna dla oka, a nawet dla czujników obcych statków. Lo'Rel dziękował losowi, że system komputerowy nic nie zarejestrował, spojrzał na Pressmana. Porucznik chciał cos powiedzieć i nagle na mostku rozległ się sygnał alarmowy, wszyscy się wzdrygnęli gdyż dźwięk zawył niemiłosiernie, przerywając ciszę. Pressman sprawdził odczyty, choć pewnie na swoim wyświetlaczu znalazł to samo, co zobaczył Lo'Rel na głównym panelu za Jonsem odwróciwszy się do niego z zamiarem żądania raportu. Zresztą to samo ukazało się na każdym innym panelu na mostku i całym okręcie. Załoga zdezorientowana próbowała sprawdzać co się dzieje. Na próżno, komputer odciął już całe zasilanie sensorów i innych podsystemów które mogłyby zdradzić co się stało. Lo'Rel zrobił kwaśną minę, nie był zaskoczony, spodziewał się tego. Wiedział, że prędzej czy później zobaczy symbol omega na ekranie.Pressman, Jons do mojego gabinetu, natychmiast - rozkazał i udali się za komandorem do małego pomieszczenia. Gdy tylko drzwi do gabinetu zamknęły się Trill chciał mówić, zobaczył jednak przerażone twarze swych oficerów. Ten widok bardzo go zaskoczył, bo po raz pierwszy zobaczył Jonsa który tak wymownie przekazywał swe emocje. Pressman wyglądał raczej na złego. Lo'Rel poczuł się nieco zbity z tropu widząc obu. Nie mógł sobie pozwolić na okazanie zwątpienia, jeżeli oni potrzebują wsparcia, to co mają myśleć inni?Wprowadzenie planu Omega w życie zajmie nam około trzydziestu minut - rozpoczął w końcu Jonathan.Musimy przygotować odpowiedni sprzęt - dokończył Jons przecierając spocone czoło.Odzyskanie kontroli nad Librą zajmie nam około godziny. - Stwierdził i natychmiast przeszedł do sedna sprawy. - Dostęp do mieszanki neutralizującej cząsteczkę mam wyłącznie ja, również tylko ja znam kody aktywujące. - Wyjaśnił komandor i bez zastanowienia wywołał - komputer, udostępnij kody dostępu omega 5 następującym osobom: porucznik Jonathan Pressman oraz porucznik Harry Jons. Autoryzacja "Lo'Rel delta 28". - Kobiecy głos wywołał po sekundzie:Proszę o potwierdzenie transferu kodów aktywujących. - Trill ruchem głową nakazał potwierdzić, widział zaskoczenie na ich twarzach, ale nie zadawali pytań. Z lekkim oporem Pressman rozpoczął:Porucznik Jonathan Pressman. Potwierdzam transfer, autoryzacja "Pressman gamma 7" - Spojrzał na Lo'Rela chyba z wyrzutem, jakby to on był wszystkiemu winny. I momentami tak się czuł. Ale on przecież kieruje się swoimi ideałami, robi to co uważa za słuszne. W końcu i taktyk wziąwszy głębszy oddech wydał komendę.Porucznik Harry Jons. Potwierdzam transfer, autoryzacja "Jons Theta 19".Transfer kodów omega 5 zakończony - komputer zaraportował po chwili. Trill nie tracąc czasu podał przyczyny swego działania.Te kody uruchomią komorę która zneutralizuje cząsteczkę. Osobiście ją umieszczę w bazie. I darujcie sobie protesty, - ostrzegł oboje szybko - jeżeli jednak zawiodę, ktoś musi wykonać zadanie za mnie. Jeżeli reszcie grupy nie uda się detonować pocisków, można to zrobić z pokładu Libry. Zresztą tak ma się stać jeśli stracimy kontakt ze sobą, a baza nie eksploduje w określonym przedziale czasowym. - Kontynuował - panie Jons, proszę zebrać grupę zwiadowczą. Reszty dowiedzą się ode mnie. Wykonać.Komandor siedział w swym fotelu, bezczynnie obserwując widok pustej przestrzeni na ekranie. Po serii czynności udało się odzyskać dostęp do systemów okrętowych. Jons właśnie przesłał na wyświetlacz komandora raport: "CM emitują bardzo silne pole tłumiące cząsteczki Omega, dlatego zostały one namierzone dopiero gdy osiedliśmy na asteroidzie. Z większej odległości są one praktycznie nie do wykrycia". Po przeczytaniu tych zdań Trill natychmiast wymazał całą treść z rejestru. Ciszę przerwała Jusse.Silne pole magnetyczne maskuje naszą obecność - stwierdziła po analizie odczytów.Chyba możemy bez problemu wyłączyć kamuflaż - odparł na to spokojnie Lo'Rel. Komandorze, tak jak przypuszczałem - zaraportował Jons - nie wykrywam żadnego patrolu, tym bardziej, że zwrócili uwagę na Płaszczkę. - Trill jednak zastanowił się jeszcze chwilę, musiał być pewien, że wie co robi. Musiał być pewien, że ryzyko jakie ponosi, przyniesie zysk w postaci zniszczenia śmiercionośnego laboratorium. Dlatego zwlekał już drugą godzinę. W tym czasie na mostek wrócił Pressman, który kilka pokładów niżej zajął się przygotowaniem ekwipunku dla kapitana. Trill poczuł, że to właśnie ten moment. Wstał energicznym ruchem i silnym głosem powiedział:Grupa zwiadowcza przygotować się do misji - spojrzał na Pressmana - Jonathan, teraz ty tutaj dowodzisz.Poradzę sobie - powiedział z lekkim uśmiechem, rezygnując z zamiaru protestu. Był pewien, że komandor i tak odnotuje jego sprzeciw w dzienniku pokładowym, znał go dobrze. Kiwnął zatem głową jakby chciał powiedzieć "powodzenia". Trill również odparł mu gestem "wiem, że sobie pomimo wszystko poradzisz". Pod drzwiami windy czekali na komandora Jons i Jusse. Ten pierwszy wezwał już pod teleporter specjalnie przygotowaną grupę ochrony która została wprowadzona w szczegóły planu. Idziemy! - Rozkazał Lo'Rel i weszli do windy.Tymczasem Płaszczka w bezruchu oczekiwała gości, których załoga wykryła już dawno. Wszystko było już gotowe do wykonania ich planu. Canberra, Athotis i trzech innych oficerów właśnie wchodzili do promu, w tym momencie z głośników dobiegł ich głos Cryo.Cryo do Canberry.Słucham komandorze.Jeśli chcecie uniknąć spotkania z okrętami CM musicie wystartować teraz - powiedział z naciskiem.Właśnie to robimy. Gdy tylko wyemitujemy sygnał zakłócający wejdziemy w warp - wyjaśniła plan, który wszyscy znają doskonale - a czy strategia dla Płaszczki jest gotowa?Właśnie kończymy. Przesyłam wam koordynaty. Bez odbioru. - Kapitan zasiadła w fotelu i spojrzała na Athotisa w oczekiwaniu na raport.Wszystkie systemy w normie, osłony pełna moc - odparł wybierając sekwencję startową.Zatem w drogę - stwierdziła Klingonka. Wrota hangaru na rufie okrętu otworzyły się, a po chwili przez pole ochronne przebił się mały pojazd klasy Danube, którego załoga nie była świadoma tego, że ktoś już wykonuje swoje zadanie. W małej sali teleportera stali: Lo'Rel, Jons, Jusse i ochrona. Wszyscy byli ubrani w specjalne, czarne kombinezony, które posiadały na sobie liczne instrumenty pomiarowe, czujniki i różnego rodzaju wykrywacze, jak również emitery zakłócające ich obecność. W plecakach mieli środki medyczne, sprzęt techniczny oraz ładunki wybuchowe które zamierzają podłożyć. Poza fazerami wszyscy zostali wyposażeni w karabiny. Cała grupa, sześć osób, weszła na błękitną platformę transportera oczekując na przesłanie.Zdjąć maskowanie Libry - rozkazał. Po kilku sekundach po poszyciu okrętu przebiegły fale, niczym zasłona zrzucana z pomnika odsłoniła Librę. Jednak miejsce w którym wylądowali było na tyle ciemne, że pojazd dla zwykłego oka pozostawał niewidoczny.Jesteśmy gotowi do transportu - oznajmił oficer stojący przy konsoli operacyjnej.Przygotować broń - powiedział Trill, poczym wszyscy jednym ruchem uruchomili karabiny, czerwone celowniki rozjarzały się w swym blasku, wszyscy spuścili też na oko żółty noktowizor, przyczepiony do małej, czarnej opaski. Byli gotowi. - Energia! - powiedział Lo'Rel i w mgnieniu oka ciała wszystkich na platformie objęły delikatne, błękitne promienie, by po chwili znaleźć się w miejscu docelowym. Grupa zmaterializowała się dokładnie tam, gdzie to ustalili. Wciągnęli do płuc powietrze i momentalnie poczuli silny gorzki smak, do ich nozdrzy wdarł się również ostry zapach, który doskonale "pasował" do wyglądu tego miejsca. Wykrzywili się odruchowo, a żołądki większości z nich zaczęły protestować. Ból jednak nie był na tyle silny, by przeszkadzał w misji. Widok pomieszczenia od razu ich przytłoczył. Było ciemne, wysokie i wąskie, niemal klaustrofobiczne. Z góry padało ciężkie dla oka granatowe światło. Wszyscy natychmiast rozejrzeli się wokół, na szczęście nikogo nie było w pobliżu. Jons chwycił trikorder, przejechał nim z góry na dół, spojrzał na niebieski wyświetlacz i oznajmił:Na tym poziomie nikogo nie ma.Możemy zatem zapoznać się z terenem - stwierdził z ulgą Lo'Rel, spojrzał w stronę mężczyzny z grupy ochrony i rozkazał - wyznaczyć warty. - Chorąży natychmiast wskazał dwóm pozostałym oficerom pozycje. Rozproszyli się. Jons natychmiast przygotował większy padd i wyświetlił na nim trójwymiarową mapę bazy. Widok zmniejszał się, aż dotarł do sześciu czerwonych, pulsujących punktów.Jesteśmy na najniższym poziomie - wyjaśnił Jons - musimy dostać się do części technicznej trzy poziomy wyżej - po wciśnięciu sekwencji na małym panelu obok, mapa przejechała wzwyż wyszczególniając miejsce docelowe. - Z danych jakie posiadamy wynika, że nie ma tu typowych dla nas kanałów serwisowych, więc pozostaje tradycyjna przeprawa.A co z ładunkami? - Zapytał dociekliwie Lo'Rel.Są automatycznie ustawione, eksplodują nie później niż pięć sekund po teleportacji całej grupy na Librę - zapewnił cicho. Lo'Rel rozważył przez chwilę jego słowa i nie mógł sobie ich wybaczyć. Oni wrócą, oni czyli załoga statku. Nie mógł na to pozwolić.Wydostaniemy naszych ludzi - stwierdził stanowczo tonem, który mówił "bez dyskusji". I nikt nie zamierzał dyskutować. Ze skanów jakie dokonałam na statku - rozpoczęła Jusse niemal szeptem. Wiedziała, że nie zostawią tutaj tych więźniów, była tego pewna, dlatego miała już gotowy plan na tą okoliczność - jednoznacznie wynika, że nie ma tu więcej przetrzymywanych istot poza naszymi ludźmi. Po rozłożeniu ładunków będziemy musieli przedrzeć się jeszcze dwa pokłady w górę - wyjaśniła naprędce - tam jest sekcja więzienna.Tak zatem zrobimy - podsumował Lo'Rel, momentalnie spadł mu z serca gigantyczny ciężar, wiedział jednak, że całkiem zniknie kiedy będą bezpiecznie lecieć w stronę domu na Librze. A do tego jeszcze daleka droga. Nagle doszedł do niego jęk jednego z oficerów stojących na warcie. Natychmiast z Jonsem poderwali się nerwowo trzymając karabiny w pogotowiu. Komandor dał znak Jusse, aby schowała przyrządy i była gotowa. Dłonią nakazał także pozostałym oficerom pozostanie na stanowiskach. Zbliżając się zobaczyli zgiętego w pół mężczyznę wyjącego z bólu. Nagle bezwładnie upadł na podłogę osuwając się po ścianie. Karabin wyleciał mu z rąk robiąc spory hałas. Podbiegli do niego, Trill odwrócił go na plecy, był nieprzytomny.Chorąży - powiedział, lekko klepiąc go po policzku, był zdenerwowany, tracił pewność siebie w takiej sytuacji. Jons stał i obserwował sytuację. Co mu jest? - Zapytał niepewny tego co się dzieje.Nie mam pojęcia - wyciągnął trikorder i przejechał nim wzdłuż nieprzytomnego. Sprawdził odczyty i z niedowierzaniem powtórzył czynność. Jednak dane były te same.Natychmiast założyć maski tlenowe! - Powiedział szybko do wszystkich na tyle głośno, by ci go usłyszeli. Poczym zmuszony przez silny atak bólu przysiadł na kolana i chwycił się w okolicach żołądka. Jęknął zduszając ból, jego twarz wykręcił grymas, poczuł jakby jego wnętrzności były wypalane. Chwycił z kieszeni w spodniach małą przeźroczystą maskę z krótką, odstającą rurką. Zdecydowanym ruchem założył ją, zakrywając usta i nos. Jons już prędzej to zrobił, pochylił się nad Lo'Relem.Nic panu nie jest komandorze? - Zapytał oglądając Trilla nerwowym wzrokiem.Chyba nie - odparł zadyszany - ale mojemu symbiontowi nie podoba się to miejsce - dokończył wskazując palcem na brzuch. Założył maskę nieprzytomnemu mężczyźnie w nadziei na to, że się ocknie. - W tej atmosferze jest dwuprocentowa mieszanka kwasu solnego. - Wyjaśnił pokazując Jonsowi trikorder z pomiarami. Z przygotowanym już hyposprayem podbiegła do nich Jusse, sapiąc przez maskę powiedziała:To mu pomoże - wskazała na urządzenie z czarnym płynem - powinno zwalczyć zatrucie - kucnęła, przyłożyła hypospray do karku leżącego i wpuściła lek do ciała.Dlaczego przy analizie to nie wyszło na jaw? - Rzucił Lo'Rel podnosząc się.Być może komputer pominął kwas, ze względu na niską zawartość w powietrzu - zasugerowała Inge nie odrywając głowy znad rannego.Właśnie, to jest kwas - odparł akcentując wyraz "kwas" - czujniki są pod tym względem wyczulone. Może komputer nie jest jeszcze w pełni sprawny...Zajmiemy się tym, gdy wrócimy na Librę, tymczasem doprowadźmy się do porządku - na te słowa, niczym jak na magiczne zaklęcie przebudził się młody chorąży.Mały pojazd Floty mknął z prędkością nadświetlną w stronę bazy. Jego załoga raz jeszcze ustalała swój plan.Gdy tylko wyjdziemy z warp, zostaniemy zaatakowani - przypomniał Athotis - zatem musimy tak skoordynować transport, aby ci go nie zauważyli.Przygotowałam już sekwencje, która ukryje teleportację - wyjaśniła skupiona Canberra - przeniesiemy się do najniższej części ośrodka. Tam powinien być najmniejszy opór.Tak - wtrącił Betazoid - ale, musimy poświęcić kilka minut na rozpoznanie terenu.Kapitanie - odezwała się porucznik przy pulpicie naukowym - w powietrzu w środku znajduje się dwuprocentowy roztwór kwasu solnego. - Canberra spojrzała ze zdziwieniem na kobietę.Jak to? Przecież w raportach jakie mamy wynika, że oni oddychają tlenem.Najwyraźniej nie zostaliśmy dobrze poinformowani - zauważył Athotis z przekąsem.Przygotować maski tlenowe - rozkazała Canberra nie zwlekając - pełna gotowość do transportu.Za pół minuty wyjdziemy z podprzestrzeni - zaraportował Athotis. Wprowadził sekwencję autopilota na pulpicie poczym wstał, założył plecak i chwycił karabin. Wszyscy stanęli w grupce, przygotowując się do transportu. Całą piątkę nagle opanował stres, Canberra nie pokazała tego ani przez chwilę, jednak i ona zaczęła się obawiać. Przecież ta operacja jest niezwykle ryzykowna. Gdy tylko znajdą się pod bazą, rozpęta się piekło. Będą ostrzeliwani, a oni muszą stać i czekać, aż wahadłowiec zacznie się rozpadać. Być może w czasie transportu zobaczą jeszcze jak ich pojazd eksploduje. Athotis zaczął kręcić głową, jakby chciał powiedzieć "długo jeszcze?", ale jego doświadczenie nie pozwoliło mu na to w tak niepewnej sytuacji. Paradoksalnie, bardziej bezpieczniejsi będą na terenie bazy. Ale tylko pozornie.Nadszedł ten moment. Prom wyszedł z nadświetlnej, wypadając zaraz pod asteroidą, zawieszeni nad kompleksem. Nie minęły nawet trzy sekundy, a w ich stronę poleciały cztery fioletowe torpedy. Dwie pierwsze uderzyły w osłony znosząc wahadłowiec w prawo, kolejna spowodowała zniszczenie osłon. Ostatnia uderzyła w dziób powodując rozerwanie konstrukcji na tysiące kawałków. Miejscem wstrząsnęła eksplozja. To była właśnie ta chwila, kiedy załoga teleportowała się niepostrzeżenie na teren bazy. Wszystko poszło zgodnie z planem, grupa rozejrzała się szybko dookoła i ich również przytłoczył wygląd pomieszczenia. Wielkie rury zwisające pod sufitem, sądząc z odgłosu, tłoczące jakieś nieznane substancje pomniejszały to miejsce jeszcze bardziej. Mężczyzna w uniformie ochrony wyjął z plecaka padd i wyświetlił mapę terenu.Tu znajduje się pokład techniczny i tu musimy się dostać - wskazała palcem Canberra, mówiąc przez założoną na twarzy maskę. Musimy przejść cztery poziomy w górę - wyjaśnił Athotis - kanały serwisowe nie nadają się do przeprawy...Grupa pod dowództwem Lo'Rela przemierzała kolejne sekcje bez problemów jak do tej pory, nie zdając sobie jeszcze sprawy, że nie są tutaj sami. Szli spokojnie, bacznie obserwując każdy zakamarek z którego mógłby wyskoczyć obcy. Atmosfera tego miejsca nie dawała Trillowi spokoju, był niemal pewien, że wydarzy się tutaj coś, czego nie przewidział nikt. W powietrzu wisiała groza, zapach tortur i śmierci. To tak, jakby były tu obecne historie wszystkich tych, którzy tu zginęli potwornie cierpiąc. Ta wizja zatruwała jego myśli, a widząc skupionego Jonsa nie mógł zrozumieć, jak może zachować taki spokój. Zawodowiec, pomyślał. Szybko wziął przykład z podwładnego i chyląc głowę w dół starał się nie myśleć o tym co tu mogło się wydarzyć. Nie było to jednak łatwe. Jons przygotował trikorder, aby zbadać kolejną sekcję do której mieli zaraz przejść. Stanęli w zaułku. Możemy iść - stwierdził po oględzinach terenu - przejście na końcu tego korytarza prowadzi do schodów, przez które dostaniemy się na pokład techniczny - dodał.Musimy zachować maksymalną czujność - rzucił do wszystkich komandor.Bezpośrednio nad nami jest generator osłon. Już aktywny - wyjaśnił po dalszej analizie. Więc w drogę - stwierdził Lo'Rel zachęcającym głosem wypuszczając powietrze - to nasza jedyna szansa. - Ruszyli w stronę wąskiego przesmyku na końcu którego znajdowały się małe, wysokie stalowe schody, a nad nimi spory, kwadratowy właz. Po dojściu do tego miejsca, Jons wprawną ręką manipulował chwilę przy zaczepie magnetycznym, po kilku sekundach właz wydał z siebie głośny syk i uchylił się w dół. Porucznik powoli wychylił głowę znad podłogi i szybkim ruchem rozejrzał się dookoła. Na szczęście nikogo nie było. Cała grupka szybko i sprawnie dostała się na pokład zostawiając za sobą otwarty właz.Generator jest trzydzieści metrów stąd - powiedział Jons wskazując ręką kierunek w który muszą się udać. Lo'Rel kiwnął głową, potwierdzając przyjęcie meldunku i skierowali się do celu. Niespodziewanie, w pełnym zaskoczeniu w połowie drogi z naprzeciwka wyskoczył osobnik CM. Właściwie to niemal wyskoczył spod ziemi, pojawił się jak mara. Był to moment w którym żołądki wszystkim podeszły do gardła, nie wyłączając tamtego. Zresztą trudno powiedzieć kto był w większym szoku. Ta niespełna sekunda nagle zamieniła się w wieczność. Kto pierwszy zareaguje, kto będzie górą? I stało się, ogień otworzył tamten. Z jego podręcznej broni wypalił w kierunku grupy czerwony promień. Oficerowie Floty natychmiast padli na ziemię. Nie czekając dłużej Jons wypalił w kierunku agresora. Pomarańczowa strzała trafiła tamtego w tors, poczym nieprzytomny bezwładnie upadł uderzając głową w kant ściany. Minęła krótka chwila zanim wszyscy wstali i doszli do siebie. Lo'Rel szybko podbiegł do ciała, aby je sprawdzić. Przeraził się. Z wyglądu przypominał Nausicanina, z tym, że ten miał sporo gadzich cech. Kły wystające z górnej szczęki były długie na około pięć centymetrów, wyjątkowo zaostrzone. Liczne pręgi na twarzy nadawały mu bojowości i agresywnego wyglądu. Oczy zapadnięte głęboko w oczodołach, teraz martwe wydawały się ślepo patrzeć w jakiś odległy punkt. Lo'Rel nieco ochłonął, ale nie mógł dłużej przypatrywać się zwłokom, wstał i spojrzał na Jonsa, który chyba jako jedyny zachował zimną krew w tej sytuacji.Chyba nie zawiadomił innych o naszej obecności?Był równie zszokowany co my - odparł poprawiając przyrządy uczepione munduru - z pewnością o nas nie wiedział.Idziemy dalej - rozkazał Trill spoglądając na innych czy nic im nie jest. Przeszli do końca korytarza. Pod wąską wysoką ścianą stała wysoka na ok. półtora metra kolumna z widocznym wbudowanym panelem z licznymi pokrętłami i małym wyświetlaczem, lecz w zupełnie niezrozumiałym języku. Od góry urządzenia odchodziły liczne przewody i dwie grube rury które dalej wchodziły w ścianę. Ciekawska natura Jusse kazała jej chwycić za trikorder i przebadać urządzenie. Miała nadzieję zebrać choć garstkę danych, by potem próbować rozpracować ich język. Ale każdy kto spojrzałby na ekran wiedziałby, że generator jest aktywny. Widniała na nim mała pomarańczowa asteroida, a wokół niej rozpościerała się ciemnozielona poświata od której odchodziły linie najpewniej wskazując status osłon. Lo'Rel kiwnięciem głowy rozkazał Jonsowi przystąpienie do pracy. Z plecaka jednego z mężczyzn wydobył mały ładunek w kształcie dysku z małym panelem w centrum. U dołu uruchomił bombę i przytwierdził ją do generatora przy podłodze, jak najgłębiej wciskając ją do ściany. Gotowe - zrelacjonował zdawkowo porucznik. Powoli odwrócili się i ruszyli w stronę kolejnego punktu. Tym razem były to układy broni, znajdowały się dwa pokłady wyżej, jakieś dwieście metrów od ich aktualnej pozycji. Po dziesięciominutowej przeprawie znaleźli się przy trzech długich stalowych, grubych prętach o średnicy kilkudziesięciu centymetrów. Wygięte, skierowane ku górze przebijały sufit. Pod nimi znajdowała się podłużna nieduża skrzynia z wyświetlaczem na którym migały przekaźniki. I temu nie oparła się chorąży Jusse zbierając dane swym podręcznym komputerkiem. Tymczasem na miejsce gdzie niedawno rozegrała się strzelanina dotarła grupa Canberry. Klingonka nie kryła zdziwienia gdy zobaczyła ciało.A tu co się stało? - Zapytała Athotisa patrząc na niego tak, jakby miał znać odpowiedź. Ten szybko przeanalizował zwłoki trikorderem. Nie wierząc odczytom dokonał skanu porównawczego. Potwierdził to samo. Betazoid spojrzał na kobietę i z niedowierzaniem zaraportował.Został zabity... - przerwał na moment - karabinem Floty. - Canberra aż otworzyła usta i cicho wypowiedziała jakieś słowo, którego nikt nie zrozumiał, chwilę się wpatrywała w komandora. Jak to możliwe? - I właśnie wtedy uzmysłowiła sobie coś, na co chyba nikt by nie wpadł. Wiedziała już, była pewna, że Lo'Rel tu jest. Został zabity jakieś dwanaście minut temu - dokończył komandor.Oni tu są - odparła jakby nieobecnym głosem, Athotis nie będąc pewnym o kogo chodzi Canberze zapytał.Kto kapitanie?Lo'Rel... - poczym wyciągnęła trikorder i wstukała w nim kodowaną częstotliwość którą powinna wyłapać Libra, jeśli tu jest, dokończyła myśl Klingonka. Ale w odpowiedzi nic nie usłyszała. Ustawiła sygnał na ciągłe wywoływanie - Musimy ich znaleźć - stwierdziła podenerwowana i ruszyli dalej. W pustej przestrzeni, zawieszona w próżni Płaszczka czekała na to co nieuniknione. Cryo nie mógł dłużej siedzieć na swoim miejscu, toteż nerwowo przechadzał się po całym mostku, wypytując co chwilę oficerów o raporty. Romulanin jednak natychmiast powrócił na fotel, gdy od pilota usłyszał meldunek. Zwalniają komandorze, wygląda na to, że wyjdą z warp dokładnie na wskazanych koordynatach.Przygotować się - rozkazał komandor wyczekując tej chwili - fazery w gotowości.Tak jest - zaraportował mężczyzna za konsolą taktyczną. Wychodzą z warp. - Mirok wiercił się w fotelu jakby ktoś położył tam wyjątkowo ostrą pinezkę, denerwował się. Ich plan stworzony na szybko był ryzykowny i niesprawdzony. Bez tego jednak nie mieli żadnych szans na wyjście z tego z życiem. I tak mają szczęście, że lecą do nich tylko dwa okręty. Oba kolosy pojawiły się w zwykłej przestrzeni. O czarny zdarty i nie zadbany kadłub jednego z okrętów uderzyło coś, czego oni nie mogli wykryć. Zobaczył to dopiero przez okno jeden z osobników CM, było jednak za późno. Była to mała czarna skrzynia długości około półtorej metra, która odbijając się zaczęła szaleńczo wirować wokół własnej osi. Na poszyciu widniał jednak napis który ją zdradzał, "MARK V". A cała tajemnica tkwiła w tym, że to nie jedyna taka "skrzynia" tutaj.Ognia - rozkazał głośno Cryo i z górnego pasa fazera popłynął pomarańczowy strumień uderzając w "chmarę" ukrytych torped. Ukrytych dzięki odwróconej polaryzacji pola, dzięki czemu ich sygnał nie różnił się zbytnio od szumu kosmicznego. Pociski natychmiast eksplodowały, kilkadziesiąt metrów od okrętu, siła wybuchu sprawiła, że torpedy porozrzucane dalej, również zaczęły eksplodować. Niespodziewany ogień ogarnął całą konstrukcję wroga, uderzając w napęd, który rozjarzał błękitem, by po chwili rozsadzić okręt w pył. Fala uderzeniowa zepchnęła drugi pojazd w bok powodując drobne uszkodzenia. Jednak był zdolny do walki i natychmiast ruszył w kierunku okrętu Federacji. W jego stronę sunęły też fioletowe kule, które miały zamiar rozbić się na powierzchni kadłuba. Manewry delta - rozkazał Romulanin z wyraźnie zadowoloną miną, ale musiał wiedzieć czy plan poskutkował - raport.Torpedy zniszczyły jeden statek, na drugim spowodowały uszkodzenia w osłon...Wyszukać słaby punkt osłon i ognia - zareagował jeszcze zanim taktyk dokończył ostatnią sylabę słowa. Płaszczka rozkołysała się unikając trafień, przeleciała pod kolosem podobnych rozmiarów i wystrzeliła salwą ze wszystkich możliwych fazerów. Pomarańczowy ostrzał całkowicie zdominował na kilka sekund przestrzeń pomiędzy obiema konstrukcjami. Potem wróg odpowiedział atakiem osłabiając osłony rufowe na tyle, że po kadłubie prześliznęły się lodowato niebieskie strumienie energii. Wszystko przez bezpośrednią bliskość. Walka wyglądała jak typowa wymiana ognia - raz my im, raz oni nam. Nie miało to jednak potrwać długo. Mostek Płaszczki nie wykazywał żadnych oznak zniszczeń, poza przygasającymi raz po raz światłami. Czasem jedynie zatrzęsło pokładem.Komandorze - odezwał się taktyk - w centralnej części okrętu wykrywam sporą lukę w osłonach. Niedaleko znajduje się silne źródło antydeuteru.Skoncentrować ostrzał tylko na tym punkcie. Ogień ciągły - rozkazał Cryo obrazowo pokazując rękoma w przestrzeni miejsce do którego mają strzelać. Statek CM wykonywał manewry które miały najpewniej na celu ochronę wrażliwego punktu ich latającej fortecy. Polegało to na tym, że okręt rozbujał się na prawo i lewo, dodatkowo wznosząc się do góry i opadając na dół. Co jakiś czas również skręcał, raz to w prawo, by po chwili odbić w lewo. Miało to pewnie zmylić systemy namierzania Płaszczki tak, aby nie wyliczyły one trajektorii lotu. Prawie się to udało. Najwyraźniej jednak CM nie przewidzieli pewnego drobiazgu. Okręt Gwiezdnej Floty był bardzo blisko nich, jakby na wyciągnięcie dłoni, a ta odległość zawężała pole strzału do kilku możliwości. Co załoga skrzętnie wykorzystała równie energicznie paradując wokół agresora wyczekując dogodnej pozycji do strzału. Z daleka przypominało to szalony lot dwóch owadów walczących o dostęp do kielicha kwiatu z nektarem. Wszystko to trwało zaledwie kilka sekund, w końcu Płaszczka dostała się bezpośrednio przed prześwitem i nie zwlekając oddała serię strzałów z fazerów, posłała też pięć torped. Poczym natychmiast obrali kurs na ucieczkę , niczym z podmuchem wiatru statek zawrócił i z pełną impulsową pomknęła jak najdalej. Podczas gdy krążownik CM rozsadzony przez salwy eksplodował znikając w jednej chwili z widoku, zostawiając ogromną ilość strzępów i pustą przestrzeń w tle. Bitwa wygrana. Mirok zacisnął pięść z wrażenia. A jednak coś jeszcze pamięta z treningów na Romulusie, choć pewnie nie tylko to.Niezauważona dotąd Libra spoczywała na asteroidzie czekając na koniec misji w bazie. Okręt pomimo, że bez kamuflażu był niewidoczny. We wszystkich zewnętrznych kajutach oraz na korytarzach które posiadały okna odłączono zasilanie, aby światło ich nie zdradziło. Cały okręt działał w trybie awaryjnym, jednak w każdej chwili gotowy był do startu. Na mostku na którym również panował półmrok w fotelu kapitana siedział Jonathan. Zachowywał się nadzwyczaj spokojnie, jednak w środku czuł silny niepokój. Nie był przygotowany do tego rodzaju zadań. I z każdą mijającą minutą uzmysławiał sobie, że to nie jego miejsce. Nie odczuwał satysfakcji wiedząc, że ma ktoś zginąć. Zatopił się głęboko w myślach, zastanawiając się nad swoim życiem. Analizował je. Volkańskie treningi sprawiły jednak, że siedział niemalże w bezruchu już prawie godzinę wypytując co jakiś czas o raport ciemnoskórą oficer przy konsoli taktycznej. Nieoczekiwanie ze stanowiska komunikacyjnego wydobył się sygnał, który we względnej ciszy do której wszyscy już przywykli zawył nienaturalnie głośno. Pressman nieco się wzdrygnął i odwrócił z pytającym wyrazem w stronę Andorianki której czułki również zareagowały na sygnał unosząc się do góry. Co to jest? - Zapytał, kobieta dokładniej sprawdziła odczyt. Wkrótce okazała zdumienie.Na kodowanej częstotliwości został nadany sygnał rozpoznawczy.Przez...? - Dopytywał się zaskoczony.Sprawdzam sygnatury - kobieta z niedowierzaniem przeglądała bazę danych. - To kapitan Canberra!A więc Płaszczka już tu jest - stwierdził fakt. W sumie mógł to przewidzieć, ale jaką daje to przewagę okrętowi w tej chwili? Oczywiście ze względów bezpieczeństwa Libra ma nieaktywne sensory, by żadne niepożądane sygnały nie mogły zostać przechwycone przez CM. Dlatego nie zdawali sobie sprawy, że niedawno po drugiej strony w kilka chwil został zmieciony w pył federacyjny wahadłowiec. Mieli też bezwzględny zakaz komunikowania się z grupą wypadową. Pressman jednak pomimo jasnych rozkazów zaczynał mieć kłopot z oceną sytuacji. Miał nieodpartą pokusę potwierdzenia swej obecności. Chciał zawołać: jestem tutaj! Zabierzcie mnie stąd! Chciał wiedzieć co stało się w bazie, że Canberra która pojawia się tam znikąd wywołuje Librę. I skąd ona wie, że tu się znajdują? Czy spotkała tam Lo'Rela i resztę? Co robimy poruczniku? - Zapytała niepewnie Andorianka. Jonathan wpatrywał się ślepo w podłogę, zastanawiał się. Zaciskał nerwowo pięść, właśnie tu kończyły się jego volkańskie umiejętności. Ale tak naprawdę nie było nad czym się zastanawiać. Pokusa to jedno, ale rozkazy były decydujące.Pozostawić wezwanie bez reakcji - rozkazał. W jego myślach pozostał jednak niedosyt z zaistniałej sytuacji, wciąż jednak natrętny sygnał wprawiał i jego i pozostałych w dyskomfort. - Proszę wyciszyć tego bączka - rzucił powodując rozbawienie na twarzy niebieskoskórej kobiety, która posłusznie wyłączyła sygnał dźwiękowy połączenia. Jonathan odetchnął z ulgą. Był też pewien, że skoro jest tam Canberra to sytuacja się wyjaśni.Przy dużej konstrukcji z licznymi wskaźnikami Jons założył właśnie ostatni ładunek. Był to system komunikacyjny. Grupa wypadowa wykonała właśnie zadanie alfa, poszło im nadzwyczaj dobrze i sprawnie. Jedyny incydent jaki im się przytrafił leży teraz kilka pokładów niżej martwy. Lo'Rel nie krył zadowolenia z tego faktu. Zrobione komandorze - potwierdził Jons sprawdzając jeszcze czy ładunek został dobrze założony. Co teraz? - zapytała Jusse rozglądając się nerwowo. Jej kobieca intuicja wyczuwała coś złego, toteż chodziła podenerwowana, nikt na to nie zwracał szczególnej uwagi, przecież kobiety tak mają... Ale teraz Lo'Rel wyraźnie to zauważył.Co pani jest? - zapytał spoglądając na nią opuszczonym wzrokiem.Nie czuje się tu najlepiej - odparła zdawkowo nie patrząc na Trilla. Ten podszedł do niej i gdy upewnił się, że poza nią nikt go nie usłyszy szepnął Inge do ucha:Ja też się boję - poczym objął przyjacielsko kobietę i rozejrzawszy się po ciemnym pomieszczeniu odparł głośno - idziemy po naszych ludzi. - Po tych słowach w Inge wstąpiła nowa energia, jakby poraził ją prąd. Nic nie mówiąc pewnie kiwnęła twierdząco. Nagle dobiegł ich trzask nieopodal. Wszyscy chwycili za karabiny i w stanie pełnej gotowości wymierzyli w stronę z której dobiegały dźwięki. Lo'Rel karabinem nakazał grupie ruszać. Powoli, ale pewnie skierowali się do dużego włazu prowadzącego na korytarz. Przeszli jeszcze z pięć metrów, Jons w ciszy wskazał palcem, że za zakrętem ktoś się znajduje. Komandor wyznaczył dwóch ludzi wraz z Jonsem, żeby na znak wyskoczyli z ukrycia. Przytrzymał chwilę dłoń w górze, poczym dał oczekiwany znak. Cztery osoby gotowe do oddania strzału wparowały do kolejnego przejścia i wtedy stanęli jakby zobaczyli co najmniej demona. Ale był to zupełnie ktoś inny. Niezbyt zaskoczona obecnością tamtych stała grupa z Canberrą na czele.Lo'Rel - odparła Klingonka wypuszczając powietrze - w końcu was dogoniliśmy. - A ten stał jak wryty, jednak na jej głos wyszedł z tego amoku i dał znać, aby odłożyć broń.Kapitanie - wydusił w końcu z siebie - co pani tu robi.Nasza obecność nie powinna was dziwić. To chyba ja powinnam o to zapytać. Długa historia - zbył ją chwilowo.Chętnie ją poznam - odparła oficjalnym tonem. Wcale nie miała ochoty rzucać się na niego, była nie niego niewyobrażalnie zła, za to jak postąpił. Mogła go za to zniszczyć, gdyby tylko chciała. Ale skrycie cieszyła się, że go widzi. Wszystko poszło nie tak - znalazł szybko wytłumaczenie - musieliśmy szybko działać, nie mieliśmy możliwości kontaktu z wami. Będzie się pan z tego tłumaczył komandorze - rzuciła jeszcze bardziej oficjalnie - tymczasem proszę o raport.Wykonaliśmy zadanie alfa, wszystko idzie zgodnie z planem...Planem którego nie znam - wtrąciła ironicznie Canberra.Ze znanym planem operacji w bazie - wyjaśnił nieco zmęczony postawą głównodowodzącej. Ale nie mógł się na nią złościć, nie miał do tego prawa, a z drugiej strony usprawiedliwiał się. Robię co do mnie należy, a ty mi tak dziękujesz, pomyślał.A plan beta? - Zapytała.Właśnie ruszamy na poziom więzienny, jak tylko uwolnimy porwanych zajmę się planem beta - wyjaśnił, a na te słowa Canberra bez zwłoki i zbędnych kłótni uniosła karabin i odparła:Zatem nie ma na co czekać. Gdzie reszta pańskiej grupy? - Lekką ręką zgodziła się na narażenie najważniejszego celu, ale czy ktoś z Dowództwa musiał o tym wiedzieć?Są tutaj - spojrzeniem rozkazał jednemu z mężczyzn przywołanie pozostałych. Musimy szybko ustalić zasady działania - rzuciła Canberra wyraźnie rozluźniając się, utrzymując przy tym pełne skupienie. Spojrzała na Athotisa dając mu głos, ten podszedł do Canberry.Dwa pokłady nad nami jest kompleks więzienny - zaczął wyjaśniać na co Lo'Rel przytaknął twierdząco. Znał przecież strukturę bazy już na pamięć - tam jest o wiele więcej ludzi CM niż tutaj, to logiczne. Dlatego musimy być szybcy i cisi. Gdy tylko przejmiemy naszych, teleportuję się do laboratorium i zneutralizuję cząsteczkę. Reszta czeka już mnie już na Librze. A potem wysadzamy ten bajzel i lecimy do domu - wtrącił Lo'Rel, w międzyczasie oficer ochrony przyprowadził resztę grupy Trilla - zniszczenie generatora osłon w pierwszej kolejności otworzy nam drogę.Libra? - Spytała zdziwiona Canberra - Już dałam znać Płaszcze, że mogą po nas wracać - gdy skończą z tamtymi. Dokończyła kolejny raz w myślach. Wylądowaliśmy, czeka po drugiej stronie asteroidy - wyjaśnił komandor, potwierdzając ostatecznie domysły Canberry która teraz była naprawdę wściekła na Lo'Rela, ale darowała sobie wyładowywanie nerwów przy załodze. Przygryzła tylko wargę, chwilowo pomogło, niewiele, ale jednak. Była teraz wulkanem złości.Uzbrojenie bazy zniszczy Płaszczkę w ułamku sekundy - stwierdził cichy do tej pory Jons. Libra i tak będzie musiała przylecieć na tą stronę - powiedział lekko zdziwiony Athotis - przecież zniszczymy sieć komunikacyjną wokół asteroidy, prawda?Nie, zniszczymy osłony i zdążymy wykorzystać sieć komunikacyjną do transportu - odparł Lo'Rel - i Libra nas przejmie, a Płaszczka będzie musiała się tu kręcić, zanim opuścimy osłony. Wszystko jest idealnie zsynchronizowane - dokończył z nieukrywaną dumą, że przedstawił lepszy plan. Choć w głębi duszy przypuszczał, że może to nie być takie proste w praktyce. Canberra przemyślała, szybko ten pomysł i nie pozostało jej nic innego jak jego akceptacja. W gruncie rzeczy wiedziała, że Lo'Rel nie ryzykowałby, gdyby nie był czegoś pewien, a wyglądało, że tego jest. Idziemy - rozkazała poczym grupa formując się w dwójki ruszyła po zakładników.Wysoki oficer wojsk CM, zapewne z sekcji ochrony kończył właśnie patrol tej części więzienia. Ubrany w skórzaną kurtkę do ud z kilkoma naszywkami, zapewne stanowiącymi określenia funkcji, podszedł do śluzy. Odwrócił się i agresywnie rozejrzał się po korytarzu dzierżąc w dłoniach osłoniętych rękawicami długi, masywny karabin. Jego oczy widziały długi wysoki korytarz oświetlony ciężkim, ciemno pomarańczowym światłem. Na końcu przejścia znajdowało się rozwidlenie drogi, gdzie widoczne były już cele. W większości puste. Przeszedł ostatecznie przez śluzę zamykając ją za sobą. Po około minucie, upewniwszy się, że wróg się oddalił został otwarty właz w podłodze. Powoli wysunął się w górę, ukazując w końcu ręce, potem twarz Athotisa, który jakby nie wierząc urządzeniom jeszcze raz rozejrzał się dokładnie. W końcu położył cicho masywną płytę na podłogę i szybko wyskoczył z dołu, a za nim Canberra, Lo'Rel, Jusse, Jons i oficer ochrony. Reszta została na dole patrolując przejście. Lo'Rel zaraz po wyjściu młodego chorążego nałożył z lekkim wysiłkiem płytę na swoje miejsce. Canberra pytająco spojrzała na Betazoida oczekując kolejnych wskazówek. Ten natychmiast rzeczowo odparł ściszonym głosem:Do końca i w prawo - wskazał kolbą swej broni. Wszyscy nie czekając przeszli we wskazanym kierunku. Cele jakie po chwili przyszło im oglądać wywoływały jednakowe odczucia. Były ciemne, brudne, niektóre umazane krwią, nie tylko czerwoną. W żadnym z tych pomieszczeń nie było pryczy, ani klozetu. Nic poza ścianami będącymi świadkami wielu cierpień i śmierci. Gdzieniegdzie na podłodze bezwładnie leżały łańcuchy. Gdzie indziej jakieś długie laski z kulistymi wypustkami na końcu, pewnie narzędzia tortur. Nad każdą z cel znajdował się wyświetlacz, który wg Jusse pokazuje status każdej celi. Stwierdziła to po analizach lingwistycznych które przeprowadziła do tej pory. Daleko im jeszcze było do zrozumienia ich języka, translatory są bezradne, dlatego potrzeba każdej informacji na ten temat, a Inge Jusse doskonale się spisuje. Przeszli do kolejnego przejścia i przystanęli na moment, aby odczytać dalszą trasę.Jeszcze jakieś sto siedemdziesiąt metrów w linii prostej - zaraportował tym razem Jons, który wyraźnie od przyłączenia się Athotisa czuł pewien dyskomfort. Do tej pory to on był głównym taktykiem, można nawet stwierdzić mózgiem całej operacji i w zasadzie miał prawo odczuwać swego rodzaju zagrożenie. Ale nikt nie zamierza z nim rywalizować i musiał o tym wiedzieć, a Canberra czy Lo'Rel nie wyróżniali żadnego z dwóch taktyków, przynajmniej nie świadomie. Niestety był to moment w którym najwyraźniej skończył się spokojny marsz. Za ich plecami wyskoczył żołnierz i od razu strzelił w ich stronę kierując strumień energii ze swej broni. Wszyscy wystraszeni nie wiedząc co się dzieje schylili się kryjąc głowy. Najszybciej zareagował Lo'Rel który po odszukaniu źródła tego co się stało wypalił trzy razy z fazera który szybko dobył z kabury. Ten padł na ziemię.Przygotować broń - krzyknął Lo'Rel.Na pewno zawiadomił resztę - stwierdziła Canberra mocno trzymając karabin, Lo'Rel szybko zamienił fazer na to samo. Musimy maksymalnie uważać - Canberra spojrzała na Athotisa - prowadź nas. Biegiem - rozkazała do wszystkich, a ci jak zaklęci ruszyli za Betazoidem. Przebiegli kilka korytarzy i napotkali kolejny opór. Było ich czterech, Jons i Athotis wzięli ich w krzyżowy ogień skutecznie obezwładniając. Na końcu korytarza jest śluza - wskazał ręką Athotis - za nią są nasi ludzie. Trzeba ją otworzyć.Powinnam dać radę - stwierdziła Jusse przygotowując już deszyfrator. Podbiegli do okrągłego włazu i Inge natychmiast rozpoczęła otwierać drzwi. Zmierzyła trikorderem pionowe, metalowe zasuwy ukazując na niebieskim wyświetlaczu urządzenia sekwencję cyfr. Natomiast reszta grupy osłoniła ją szczelnie, tak aby żaden promień nie dostał się do niej. Słusznie, bo z lewej strony wyłoniło się dwóch CM mierząc prosto w grupę. Ten moment wydawał się dla Trilla wiecznością, czas zwolnił, niemal się zatrzymał. Jusse nieprzeciętnie długo (w jego mniemaniu) rozpracowywała przejście, a tu dwóch wrednych, bezwzględnych zabójców kierujących w niego swymi miotaczami. Zobaczył, że wszyscy są spoceni, zdenerwowani, a w całym tym zamieszaniu tylko Canberra wydawała się zachowywać spokój. Choć i ona była nerwowa, Lo'Rel zbyt wiele razy widział ją złą czy przestraszoną, aby mu to umknęło. Zresztą pewnie nie tylko on to dostrzegł, są tu osoby które znają Klingonkę dłużej od niego. Ale czy ktoś tak się z nią zaprzyjaźnił? Pojął właśnie, że nie wie co by zrobił, gdyby ją stracił, gdyby miała tu zginąć. Bez zawahania poświęcił by za nią życie, zrobiłby wszystko aby uchronić ją przed złem. A jednocześnie czuł, że nie może jej pomóc, choćby starał się najbardziej ze wszystkich, był za daleko, w zasadzie był bezradny. Jednak chciał to zmienić, zaprzeczyć temu co wiedział. Nagle czas przyśpieszył, wycelował w jednego z napastników i z wyjątkową agresywnością oddał strzał. Trafił. Zaraz potem strzelił w drugiego również go powalając. Stał tak chwilę, dopóki nie zrozumiał. Uległ zemście, zrobił to z największą premedytacją, nie dla obrony koniecznej. Zrobił to bo chciał ich zabić, żeby uchronić Canberrę, pozostałych, żeby uratować tych więzionych i dobijanych ludzi. Ona to dostrzegła, widziała gniew w jego oczach. Nie miała czasu ażeby doprowadzić go do porządku. Wzrokiem przekazała mu tylko słowa "nie poznaję ciebie Lo'Rel". Jusse w końcu otworzyła wrota, które z metalicznym trzaskiem schowały się w ścianie. Przebiegli dalej. Pozostał im jedyny zakręt do pokonania. Gdy go przebyli ich oczom ukazała się oświetlona czerwonym polem siłowym cela, w której widoczne były dwie leżące sylwetki, ale nie to było najgorsze. To co zobaczyli sprawiło, że na chwilę przystanęli i rozglądnęli się po sobie poczym jeszcze szybciej zaczęli biec, a mieli przed sobą jakieś trzydzieści metrów. W celi stał żołnierz CM, trzymając za włosy człowieka z obdartym mundurze Floty. Trzymał i celował do niego z podręcznej broni prosto w twarz. W połowie dystansu, ten bezwzględny zabójca spostrzegł grupę z Lo'Relem na czele, który biegł najszybciej. Trzymał karabin w pogotowiu, ale wiedział, że niewiele mógł zrobić, fazer nie przebije się przez pole. Mylił się, gdyż CM wywlókł mężczyznę przez pole bez trudu, gdy ten cały czas stał w celi. Pole załamywało się na jego ręce otaczając ją czerwoną poświatą. Wtedy Trill natychmiast wymierzył w tego barbarzyńcę. Za późno... Ze zwycięskim uśmiechem, patrząc komandorowi w oczy strzelił swemu więźniowi w twarz, wypalając mu skórę. Odrzucił go na podłogę jak szmatę i z tym samym uśmieszkiem wycelował w grupę. Lo'Rel nawet nie wie kiedy wystrzelił i zabił oprawcę. Promień fazera bez problemu przebił pole ochronne. Nie wierzył, że to co właśnie się stało jest prawdą. Nie przyjmował tego do wiadomości. Kilka kroków od niego zginął człowiek którego on przybył uratować. Stanął w miejscu i nie potrafił się ruszyć. Canberra jednak zachowała minimum zimnej krwi i szybko wbiegła do celi wraz z Jusse i Athotisem. Pozostali zastawili przejścia pilnując okolicę. A Lo'Rel stał w bezruchu. Szybko - krzyknęła Canberra do Jusse - środki doraźne. - Kobieta miała już gotowy lek, ale wiedziała, że to nie pomoże. Wystarczyło spojrzeć na przerażoną kobietę która nie wiedziała co się dzieje, jej niemal martwe oczy wpatrywały się gdzieś w bezruchu. Była wrakiem człowieka, zniszczona skóra ledwo trzymała się na kościach, liczne strupy zakrywały jej niemal połowę twarzy. Złamaną, prowizorycznie nastawioną, nieopatrzoną rękę trzymała zgiętą nie ruszając nią. I z pewnością jeszcze więcej obrażeń wewnętrznych niszczyło kobietę. Ale żyła. Po wstrzyknięciu hyposprayu Jusse podbiegła do drugiego człowieka. Nie żył, był wyniszczony, a lekki fetor wskazywał, że nie żyje od kilku dni. Założyłem im znaczniki - zaraportował łamiącym się z przerażenia głosem Athotis, który był wstrząśnięty tym co widział. Jeszcze nigdy dotąd nie spotkał się z takim bestialstwem. Szybko jednak poderwał się i wybiegł z celi. Dookoła zaczęli zbiegać się żołnierze CM. On, a także Jons i pozostała grupa ochrony szybko rozpoczęła wymianę ognia. Tamci zlatywali się z każdej strony i z każdą sekundą było ich coraz więcej. Jak woda napierająca na zaporę. Kilku oficerów upadło nieprzytomnych i pewnie martwych, gdy dosięgły ich strzały obcej broni.Lo'Rel nadaj sygnał - krzyknęła ponownie Canberra. Ten otrząsnął się z amoku i mechanicznym ruchem wykonał czynność. Nie był do końca świadomy tego co robi. Nacisnął mały krążek na lewym ramieniu. Po chwili usłyszeli pierwszy wybuch. Ładunek który podłożyli zniszczył generator osłon. W korytarzach rozległo się dudnienie opadających tarcz. Następnie jednostajnym głosem wywołał:Grupa ALFA do Libry, transport. - Po pięciu sekundach wszyscy, wraz z ofiarami i oficerami którzy zostali niżej rozpłynęli się otoczeni błękitnymi falami. Walczyli do ostatniej chwili, wrogie promienie przelatywały przez nich, lecz nikogo już nie dosięgły. Prawie wszyscy znaleźli się na pokładzie okrętu. Brakowało tylko jednej osoby, ale taki był plan. Trill został teleportowany na najwyższą część kompleksu. Nie wiedzieć czemu panowała tu niemal idealna cisza, czyżby nie zależało im na Omedze? Zastanawiał się w myślach Lo'Rel. Stał na korytarzu, długim i jakże odmiennym od reszty bazy. Wprawdzie było mroczno, ale liczne szyby w ścianach znacznie zwiększały optycznie przestrzeń. Wziął kilka głębokich oddechów, jakby miałyby przywrócić mu równowagę. Ale średnio to pomogło. Był wstrząśnięty tym co przed chwilą przeżył. Czuł wielką potrzebę zemsty, udowodnienia że to on jest kimś lepszym, kimś na wyższym poziomie rozwoju. Chciał pokazać im gdzie jest ich miejsce, a było to piekło. Takie, jakiego jeszcze nie zaznali nigdy. Jakiego nikt jeszcze nie zaznał. Nie potrafił sobie jednak wyobrazić odpowiedniego miejsca dla nich, ale wiedział że muszą do takiego trafić. Dostrzegł że nie ma karabinu, pewnie upuścił go podczas wymiany ognia. Upewnił się, że ma przy sobie fazer i trzymając trikorder szukał celu. Pomieszczenie skupiające cząsteczki było pięćdziesiąt metrów od niego. Zaczął biec i wtedy z zza zakrętu wyskoczyło dwóch żołnierzy. Jeden strzelił lecz Trill się uchylił, dobył fazer i bez problemów zabił przeciwników. Gorycz i zemsta wyostrzyły jego zmysły tak, że strzały oddawał automatycznie, bez zastanowienia. Wiedział tylko, że musi zabić. Pozbawić życia istotę która nie zasługuje na nie. Po kilkunastu sekundach biegania po tych swoistych labiryntach dobiegł do grubych, szklanych drzwi. Widniały za nimi dwie sylwetki CM w długich zielonych pledach. Manipulowali coś przy długiej na ok. 5 metrów tubie wypełnionej żółtawą mgłą. Nie czekając przyłożył do drzwi mały ładunek wybuchowy i schował się za najbliższym rogiem. Ruch ręką wystarczył by uruchomić detonator na ramieniu. Sekundę później pomieszczeniem wstrząsnęła eksplozja która efektownie rozbiła szklane ściany dookoła, rozbryzgując tysiące szklanych diamentów na wszystkie strony. Dwóch "naukowców" upadło od fali uderzeniowej. Komandor natychmiast z bronią gotową do strzału wbiegł do pomieszczenia. Gdy tylko jeden z nich się podniósł i wymierzył w Trilla, trafiony pomarańczową strzałą upadł z powrotem, martwy. Lo'Rel przechodząc obok nich dostrzegł ciało drugiego, upewnił się że nie żyje. W jego twarzy i w dłoniach znalazły sobie miejsce liczne szklane odłamki potwornie masakrując mu twarz. Jednak najgorsze było coś innego, to że Lo'Rel poczuł satysfakcję. Przez ułamek sekundy miał w głowie słowa pogardy i cieszył się, że tak się stało. Szybko to sobie uświadomił i myśl, że zachowuje się tak jak oni nie opuszczała już go. Jak kilka chwil spędzonych w tym miejscu mogło tak go odmienić? Nie rozumiał tego co czuje. Wiedział tylko, że nie będzie mógł spojrzeć w lustro. Nie wspominając Jennifer. Trikorder wymierzony w tubę jednoznacznie wskazał, że wewnątrz znajduje się mieszanina która działa jako katalizator przy stabilizacji Omegi. A siedemdziesiąt cząsteczek które wykrył napawały go przerażeniem. Przecież to zniszczy cały sektor! Wykrzyczał w myślach. Dobył szybkim ruchem cylinder z neutralizatorem i przyssał go to głównej tuby. Specjalne mikrowiertło przebiło pojemnik i przepompowało mieszankę do wnętrza. Czekając na reakcję Trill zabrał się do kopiowania bazy danych z pobliskiego terminalu. Przyłożył do pulpitu mały sześcienny przenośny dysk pamięci. Po jego nosie spłynęła kropla potu, potem druga, trzecia. Dopiero poczuł, że panuje tu straszny upał. Przetarł dłonią spocone czoło i wtedy przez jego ciało przebiegł dreszcz. Odwrócił się szybko jakby chciał kogoś zaatakować, był pewien, że ktoś się zbliża. Jednak nikogo nie było. Jeszcze... Automatyczny system komunikacyjny wdarł się do pamięci komputera i zaczął kopiowanie. Mały ekran dysku wyświetlał procentowe zapełnienie pamięci. Dziesięć procent... Dwadzieścia jeden... Znów w nerwowym zrywie chciał kogoś zaatakować. Jednak kolejny raz przekonał się, że jest sam. W żadnym stopniu nie czuł pewności. Przecież może tu zaraz wbiec armia i zabić go bez żadnego oporu. A Trill nie chciał ginąć, nie był gotowy na takie poświęcenie (pomimo tego, że jeszcze niedawno swymi czynami zapewniał załogę o czymś zgoła odmiennym). Jest przecież naukowcem, nie żołnierzem. A już na pewno nie miał ochoty ginąć z powodu kilku durnowatych cząsteczek. Wiedział jednak że te durnowate cząsteczki mogą zniszczyć nie tylko jego, ale w dłuższej perspektywie całą Federację, potem Kwadrant Alfa, Beta; to zależy od chęci żądzy CM. Był rozdarty, wiedział o co walczy, ale nie chciał się poświęcić. Czy wszystko trzeba robić w imię ideałów? Pytał w ciszy. Dysk się zapełnił, wydał z siebie cichy dźwięk. Komandor jednym ruchem wrzucił go do plecaka. Podszedł do komory, procedura neutralizacji dobiegała końca, jeszcze około minuty. Jednak ta minuta miała być jego piekłem, tym miejscem do którego Trill nie chciał trafić. Z nikąd wyjawili się żołnierze CM, zaczęli strzelać, ale były to strzały chaotyczne, nie mogli przecież naruszyć zbiornika. Wykorzystując to Lo'Rel ukrył się za nim. Przygotował elektrogranat (czy naukowcy noszą przy sobie granaty? Przeleciało mu przez myśl). Wychylił się i z całych sił rzucił go w stronę napastników. Gdy wylądował na podłodze wyemitował wiązkę prądu skutecznie powalając chyba pięciu, może sześciu z nich. Jednak kolejnych sześciu nadal biegło w jego stronę. Na szczęście procedura w tubie się zakończyła. Żółta dotychczas mgiełka zmieniła barwę na zielonkawą, Lo'Rel zdecydowanym ruchem chwycił mały cylinder wypełniony czymś co niedawno było cząsteczkami Omega, jednak teraz miało to nieco inne zastosowanie. Wyszedł z ukrycia, wiedział, że nie strzelą. Tamci stanęli, nie mieli pewności co trzyma w rękach ten "napastnik", ale i on nie mógł być na sto procent pewien co zrobią. Miał jednak przewagę, wiedział, że w pojemniku jest coś co obecnie jest konwencjonalnym środkiem wybuchowym.Chcecie swoją Omegę? - Zapytał z tryumfem - No to ją łapcie! - I wyrzucił pojemnik w stronę CM, ci rzucili się szaleńczo by cylinder się nie roztłukł. Ale był na to skazany, Lo'Rel wycelował prosto w futrynę wybitych drzwi, ponieważ reakcja z tlenem wywoła wybuch. - Lo'Rel do Libry, zabierzcie mnie - powiedział po natychmiastowym naciśnięciu komunikatora. Gdy promienie teleportera objęły jego ciało poczuł się w końcu pewnie. Wiedział, że wygrał, że zaraz po jego zniknięciu z terenu bazy, ta zniknie z powierzchni asteroidy. Zdążył jeszcze dostrzec miny tych zbrodniarzy gdy pojemnik się rozbił. Był usatysfakcjonowany. Zmaterializował się na platformie transportera. - Lo'Rel do mostka, natychmiast startować! - Krzyknął desperackim głosem, jakby biegł, uciekał przed kimś.Tak jest - popłynął z głośników głos Pressmana. Okręt momentalnie podniósł się ze skalnej powierzchni i pełnym ciągiem ruszył w ucieczkę. Natomiast baza która była coraz dalej od nich eksplodowała niszcząc wszystko w okolicy, a pozostawiając po sobie jedynie asteroidę z wydrążonym przed momentem gigantycznym kraterem. Libra weszła w warp...Płaszczka, a za nią mała Libra przekroczyły właśnie korytarz podprzestrzenny znajdując się w bezpiecznym kwadrancie Alfa. Zaraz po tym komandor Lo'Rel na rozkaz kapitan Canberry teleportował się na pokład okrętu flagowego. Wszedł do gabinetu kapitana, gdzie za biurkiem siedziała Canberra, obok stał Mirok Cryo. Romulanin zlustrował Trilla, ten oficjalnie się ukłonił, poczym stanął służbowo trzymając ręce z tyłu. Opuścił głowę, jakby chciał się sobie przyjrzeć.Dziękuję komandorze, to wszystko - stwierdziła Klingonka po skończeniu rozmowy z Cryo. Ukłonił się i skierował do wyjścia. Po drodze jeszcze raz spojrzał na Lo'Rela. Trudno powiedzieć co chciał mu przekazać. Z jego oczu nic nie dało się odczytać. Wyminął go, służbowo pozdrawiając.Komandorze.Komandorze - pozdrowił Cryo równie służbowym tonem. Romulanin opuścił pomieszczenie. Canberra milczała przez chwilę, przez co Lo'Rel zaczynał się niecierpliwić. Nerwowo rozglądał się po ścianach z gdzieniegdzie powieszonymi obrazami z krajobrazami Romulusa. Kobieta nadal milcząco oczekiwała na rozwój wydarzeń. Chciała sprawdzić jak zareaguje ktoś, kogo przestała poznawać. Miała wrażenie, że stoi przed nią obca osoba. Masz mi chyba coś do powiedzenia - stwierdziła w końcu. Lo'Rel spojrzał na nią i po chwili zastanowienia odparł:Musiałem wykonać zadanie.Metodami o których nie raczyłeś poinformować nikogo - odparowała z wyrzutem. Nadal siedziała, ale miała ochotę podskoczyć i udusić Trilla. Nie mogłem nawiązać łączności - zaczął się tłumaczyć - CM mogli to wykryć.Właśnie. Skąd miałeś kamuflaż? - Zapytała splatając dłonie oczekując na ciąg dalszy.Niedawno byłem z misją w przestrzeni Imperium. Zawarliśmy tam porozumienie.Dlaczego więc jeszcze nie dostałam raportu na ten temat - dopytywała dalej zbulwersowana.Wiesz - odruchowo przeszedł na luźniejszy ton, ale Canberra nie zaprotestowała - że mamy na stacji stosy papierkowej roboty. Nie zdążyłem. Nie sądziłem, że będę musiał wykorzystać maskowanie tak szybko, posiada niezależne generatory mocy... Nawet nie było testowane... - zamieszał się. Niemal bełkotał. Chciał wyjaśnić wszystko na raz. Myśli prześcigały się w jego głowie.Naraziłeś całą misję, bo sądziłeś, że twój plan będzie lepszy... - stwierdziła z ironią kapitan.Nie! - Przerwał stanowczo - Dostosowałem go do panującej sytuacji. Według wywiadu w tym sektorze nie powinno być żadnego okrętu CM.Teraz wiesz, że wywiad też się myli - odparła rozkładając ręce.Miałem ryzykować życie załogi? - Zapytał z oburzeniem.Oczywiście, że nie - odpowiedziała wściekła - ale to co zrobiłeś to zwykła samowola - skończyła z kipiącą złością.Nie miałem innego wyjścia - stwierdził bezradnie. Czuł, że nie wygra tej bitwy. Ale dalej się bronił, nie chciał by Canberra patrzyła na niego jak na dezertera.Mieliśmy kodowane częstotliwości. Powiedz mi, po co te wszystkie środki ostrożności? Po to, byś mógł je zignorować?Nie miałem możliwości - wyjaśnił już równie zdenerwowany - nie działała nam łączność zewnętrzna, a gdy naprawiliśmy ją, było już za późno na komunikaty. Widzę, że na wszystko masz gotową odpowiedź - ucięła tą rozmowę rozwścieczona. Zamilkła na moment, chwyciła padd leżący obok i wskazując na niego powiedziała - to raport medyczny o uratowanych, a raczej uratowanej - Lo'Rel spojrzał pytająco.Jak oni się czują? - Zapytał z troską.Oni? - Odparła ze zdziwieniem - mężczyzna postrzelony na naszych oczach zmarł po reanimacji na pokładzie. Miał skórę spaloną do kości - wskazała dłonią na policzek zaznaczając palcem aż do czoła miejsce gdzie ofiara miała wypaloną tkankę. Wspomnienie tej sceny u obu powodowało dreszcze i bezradną złość. - Drugi oficer nie żył już od czterech dni. Przetrzymywali ich z trupem... - Rzuciła z obrzydzeniem. A ta kobieta? Ona żyła.Tak, jej stan poprawia się, ale jest strzępem człowieka. Poddano ją praniu mózgu. Prawie nie mówi. Liczne obrażenia, połamane żebra, rękę. Nie jadła chyba od tygodnia... i okazuje się, że została umyślnie wystawiona na działanie wielu czynników biologicznych.Zakażenia? ? zapytał. Nie wiadomo czy kiedykolwiek powróci do pełnego zdrowia - dokończyła Canberra odkładając padd. - Muszę złożyć dokładny raport dowództwu z tego co się wydarzyło - zmieniła szybko temat - i nie mogę pominąć tego co zrobiłeś - stwierdziła spokojnie. Lo'Rel potwierdził przyjmując te słowa do wiadomości. Co mnie czeka? - Zapytał, a ona całkiem zignorowała to pytanie. Wiedziała, że ten doskonale zna procedury: sąd polowy, odebranie stopnia, wydalenie z Floty, kolonia karna... Zamilkła na moment, aby potrzymać go w niepewności. Tak, to był swoisty test, mała kara za to, jak bardzo głupio postąpił. W końcu odezwała się:Ale zaznaczę też twoje ogromne zasługi i poświęcenie dla tej misji. Laboratorium zostało zniszczone, a pamiętaj, że to był nasz priorytet.Mam się tym pocieszyć? - Zapytał kolejny raz z wyrzutem w głosie - z trzech osób żyje jedna...Zrobiliśmy co mogliśmy - podkreśliła stanowczo - jak tylko wrócimy, chcę mieć wszystkie zaległe raporty na biurku - skończyła niesamowicie oficjalnie - zobaczę co da się zrobić w pana sprawie komandorze. Może pan odejść - rozkazała. Trill skinął głową i skierował się do drzwi. Zanim wyszedł odwrócił się jeszcze i powiedział:Robiłem to, co uważałem za słuszne kapitanie... - i wyszedł pozostawiając te słowa bez komentarza. Zostawiając Canberrę w dalszej niepewności co do samego Lo'Rela. Była w głębokim dole z którego nikt nie mógł jej wyciągnąć. Musiała sama poradzić sobie z tym wszystkim. Czasem ją to przerasta, ale walczy. Walczy bo musi. Nie może się poddać, zbyt wiele osób na nią liczy. Ale wiedziała już doskonale co zrobi. Była rozzłoszczona na przyjaciela. Zawiódł ją, a jednocześnie zrehabilitował się tą zdradą. Mogła podjąć jedyną słuszną decyzję i tak też zrobi. Wstała i wyszła na mostek, gdzie jeszcze przebywał Lo'Rel. Rozmawiał z Pressmanem czekając na turbowindę. W końcu drzwi się otworzyły. Pożegnał się z Jonathanem dziękując mu za wszystko. Wszedł do środka i zanim drzwi zamknęły się spojrzał na Harriet. Przekazał jej tym spojrzeniem wszystko co chciała wiedzieć. "Wciąż jestem tym samym człowiekiem i zawsze będę po twojej stronie. Nigdy cię nie zdradzę". Zniknął za drzwiami windy która zawiozła go do transportera. Oba okręty, towarzysze przygód i broni przemierzały pustą przestrzeń zmierzając do domu, gdzie po otrząśnięciu się wyruszą na kolejną misję. Kontynuując swą gwiezdną włóczęgę.KONIECCopyright Lo'Rel 2004

Viewing 1 post (of 1 total)
  • You must be logged in to reply to this topic.
searchclosebars linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram