Forum › Fandom › Sesje RPG, PBF i inne › Sesja RPG › RPG - Kapitan Alex Joseph Moon
Uśmiechnąłem się szeroko. Dobra rozrywka dla moich oficerów, którzy z pewnością są zmęczeni potyczką i musiałem przyznać przed sobą, dobry pretekst aby spędzić trochę czasu -Cóż proszę przyjść w mundurach wyjściowych za godzinę i 50 minut do pokoju transportera nr.3 - powiedziałem szybko -Powiadomcie doktora, on lubi takie spotkania, a ja zawsze mówiłem, że im więcej tym weselej - Cóż ma się pewną reputację, którą trzeba utrzymać. Admirał Ingarden musiał przekazać swojemu młodszemu koledze jakieś informacje o mnie, wspaniały oficer, ale niepokorny. Jak mi kiedyś powiedział: "Sam nie wiem, czy powinienem ci dać medal czy postawić pod sąd wojenny". Tak wspomnienia, minionych czasów i mojego wcześniejszego przełożonego były przyjemne. Zobaczymy czy tak samo będzie z Maxwellem. -A teraz rozejść się, odpocznijcie trochę i do zobaczenia-Po tych słowach wszedłem do swojego gabinetu. Musiałem przygotować raport dla Admirała, nie miałem zamiaru nic pomijać ani zatajać, niech wie jak było, poza tym pewnie było jeszcze parę raportów do zatwierdzenia, potem do swojego pokoju po mundur galowy i do pokoju transportera, byłem głodny jak wilk.
Wszyscy zjawili się punktualnie. Szkoda tylko, że w mundurach. Nigdy nie wybaczysz unifikacji ubioru kobiet i mężczyzn we flocie. Jak przewidziałeś również doktor stawił się na miejscu.
- Panie, panowie - rzekł kurtuazyjnie i skłonił się
- Wszyscy? Zatem ruszamy - podsumował Drax niecierpliwie po czym obsługa transportera teleportowała was na okręt flagowy jakim był USS Repulse.
Wywołaliście niemały popłoch w pomieszczeniu transportera gdyż chyba nikt nie spodziewał się takiej grupy. W końcu odrobinę zdezorientowany podoficer zasalutował wam i odwołał ochronę. Widocznie mu też przydałby się odpoczynek. Błyskawicznie zjawił się ordynans w stopniu bosmana i wręczył wam zaproszenia po odczytaniu, które miejsca są jeszcze wolne. Wyszedł z pomieszczenia i poprowadził was przez nieznane korytarze okrętu klasy Galaxy. Wiele o niej słyszałeś, dobrego i złego, ale trzeba przyznać, że robiła wrażenie. Po kilku minutach przemieszczania się między pokładami dotarliście do otwartych drzwi od sali bankietowej. W środku kręciło się już sporo oficerów z 1 Floty. W sumie naliczyłeś jakieś 35 osób. Rozglądałeś się za admirałem i w końcu wypatrzyłeś go gdy popijał coś drobnymi łyczkami ze smukłego kieliszka. Stał odrobinę w rogu i z uśmiechem przepatrywał salę...
Popatrzyłem na moich oficerów chcą im powiedzieć aby zajęli się sobą, jednakże okazało się, że było by to zupełnie niepotrzebne. Oficerowie rozdzielili się udając się bądź na swoje miejsca, bądź w tłum. Uśmiechnąłem się, należało się to im. Poprawiłem swój mundur i ruszyłem w stronę admirała. Kiedy doszedłem zasalutowałem -Admirale, mam raport, o który pan prosił - po wypowiedzeniu tych słów wręczyłem mu padd. Przypatrzyłem się mu, ciekawe co zrobi? Jego reakcja może wiele o nim powiedzieć.
Wzniósł kieliszek w Twoją stronę i rzekł:
- Pańskie zdrowie kapitanie Moon.
Po czym zaczął studiować raport od czasu do czasu wyraz jego twarzy się zmieniał wyrażając rozmaite uczucia.
- Dziękuję panu za to co pan zrobił. Trudno teraz o kogoś kto jest w stanie działać gdy jest to konieczne. Żal jednak, że tyle osób poniosło śmierć i żal Cemetary Hill. Coś mi się zdaje, że nasze służby wywiadowcze nie doceniły przeciwnika. Resztę jednak przestudiuję jeszcze raz później. Pora się oderwać na moment od tego wszystkiego. Polecam wino, zostało parę skrzynek Tokaji z zapasu floty. Poza tym kucharze przeszli samych siebie. A teraz wybaczy pan, ale pora porozmawiać z pozostałymi oficerami.
Uśmiechnął się na koniec i odszedł.
Wzruszyłem ramionami. Nie powiedział nic konkretnego, więc trudno było stwierdzić co myślał. Wzruszyłem jednak ramionami i wróciłem do swoich ludzi, uśmiechając się. -Poszło całkiem dobrze- powiedziałem do grupki oficerów stojących najbliżej -Teraz możemy się bawić - zająłem wyznaczone dla mnie miejsce, nalałem sobie kieliszek wina i nałożyłem sobie trochę jedzenia. Nawet nie usłyszałem kiedy obok usiadła moja pierwsza oficer-Nie pomiędzy kapitanami ? - zapytałem pomiędzy jednym kęsem a drugim -Powinnaś z nimi porozmawiać, kiedy otrzymasz swój okręt takie znajomości mogą się przydać. - uśmiechnąłem się szeroko do niej i podniosłem kieliszek -Twoje zdrowie Lindo, dla najlepszego pierwszego oficera pod słońcem - powiedziałem cicho i spełniłem swój toast. Czasami miałem ochotę powiedzieć jej co czuję, chociaż sam tego nie byłem pewien, może gdyby udało mi się to ubrać w słowa, sam bym się przekonał o tym? Chciałem powiedzieć, że nie obchodzą mnie konsekwencje, ale czy była to prawda? Myślałem o konsekwencjach, myślałem o karierze, myślałem o stosunkach panujących pomiędzy mną a Lindą. Czy warto było by to narażać? Jak mawiał James Kirk "Ludzie jak my nie mają rodzin". Straciłem Rite, przez okręty, gdyby nie była moja podwładną, oczywiście romanse na okręcie zdarzały się często, ba kapitanowie również romansowali, ze swoimi podwładnymi, ale gdyby przyszło do najtrudniejszej decyzji, czy z czystym sercem, czy ze spokojnym sumieniem, mógł bym poświęcić ją dla kogoś innego? Nie wiedziałem tego i do tej pory nie musiałem na to pytanie odpowiadać, jakieś uczucia były, ale potrafiłem sobie z nimi poradzić. Mógłbym je przeczekać, jak mawiał Jimmy "Dużo jest ryb w oceanie". Popatrzyłem komandor w oczy, może w moim wzroku było trochę smutku i tęsknoty, ale wydawało mi się przez chwilę, jak by Linda posmutniała. Nie, nie powinienem o tym myśleć, były to próżne rozmyślania, refleksje, "samotnego" człowieka. Takie życie sobie wybrałem, przynajmniej mam przyjaciół, nie musiałem im o niczym mówić, świadomość, że są dodawała mi otuchy, dodawała mi sił na walkę. Będę szczęśliwy, jeżeli doprowadzę jak najwięcej z moich ludzi z powrotem do domu.
Sala powoli zapełniła się. Całe szczęście nie tylko ty przyprowadziłeś ze sobą oficerów. Nagle przez drzwi wkroczył jakiś młody porucznik, a Linda przeprosiła Ciebie na moment i podeszła do niego by przytulić go po przyjacielsku i wdać się w rozmowę, której nie mogłeś usłyszeć. Spojrzałeś na zastawiony jedzeniem stół i odczułeś przemożny głód... a było w czym wybierać. Mięso, kawior, mięczaki z Antede, szerszenie z Tzenketh w miodzie, wino oraz o dziwo małe butelki romulańskiego ale... wkrótce pomieszczenie wypełniło się gwarem rozmów i odgłosami sztućców uderzających o talerze...
Co pozostawało mi do zrobienia. Nałożyłem sobie solidną porcję porządnego jedzenia, dolałem sobie wina i popijając zacząłem jeść. Przynajmniej jeżeli chodzi o Romulańskie ale, Admirał myślał podobnie jak ja. W końcu byliśmy bardzo daleko od domu.Powoli i spokojnie zjadłem swoją porcję. Kiedy już zająłem się tak przyziemnymi sprawami jak głód, który mi doskwierał, zacząłem się rozglądać po sali. Może spotkam tu jakiegoś znajomego?Moje przypuszczenia okazały się słuszne. Wiedziałem, że skądś znam tą twarz. Podniosłem się biorąc do rąk buteleczkę romulańskiego ale i podszedłem do grupki młodszych oficerów. -Proszę, proszę a więc jednak kariera toczy się dalej - zwróciłem się do kobiety z dystynkcjami komandora - Ingrid Ivsen, zgrabna szwedka o niebieskich oczach. Kiedy ja zostałem pierwszym oficerem USS Indiana ona była drugim oficerem. Dobra koleżanka Rity, chociaż przed naszym rozwodem, pokłóciły się. Było to głównie spowodowane tym, że Ingrid chciała mnie "pocieszyć", odrzucałem te zaloty, chociaż imponowała to mi. Była odważną i naprawdę inteligentną kobietą, ale cóż nie było to czas na takie rzeczy. Kochałem Ritę. -Widzę, że cię w końcu awansowali - dodałem Kobieta popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się szeroko -Komandor ... Kapitan Moon - poprawiła się -Dobrze, pana znów widzieć - przeprosiła swoich towarzyszy i odeszliśmy w bardziej spokojny kąt -Co pan tu robi ?- zapytała -Dajmy spokój z panem, znałaś mnie kiedy jeszcze byłem podporucznikiem a ty już porucznikiem. Mów mi AJ - Szwedka uśmiechnęła się szeroko-Przegoniłeś mnie AJ. Co u Rity?--Wiesz nie rozmawiamy za sobą zbyt często, rozstanie nie wyszło nam na zdrowie. Co do twojego pierwszego pytania, to jestem dowódcą USS Lee--Zaraz, zaraz chyba coś słyszałam. Trochę narozrabiałeś, ale to już chyba standard, dlatego ciebie awansują, myślą, że na wyższym stanowisku nie narozrabiasz, niedługo będziesz admirałem - Zaśmiałem się głośno -Nawet Kirk miał 40 parę lat kiedy został Admirałem, obawiam się, że mnie to w najbliższym czasie nie grozi--Kirk, może i tak, ale ty jesteś od niego lepszy - Ponownie zaśmiałem się. -Nie powiedziałaś mi co ty tutaj robisz--Jestem pierwszym oficerem na jednym z okrętów, czy to nie zabawne AJ, spotkać się po tylu latach na froncie. Dopiero wojna to sprawiła -Uśmiechnąłem się -Cóż, wszechświat jednak nie jest taki duży, jak niektórzy mogą myśleć- napiłem się trochę romulańskiego piwa, podając również butelkę komandor -Powiedz mi jesteś teraz z kimś? - zapytała mnie nagle -Nie, nie - odpowiedziałem szybko lekko zmieszany - A ty?--Ja też nie - przez chwilę zapadła cisza, jednakże zaraz powiedziałem -Posłuchaj tam niedaleko jest mojej miejsce, usiądź pogadamy o starych dobrych czasach. Powiesz mi co się działo z Indianą kiedy odszedłem, może wiesz coś o naszych towarzyszach z okrętu, porozmawiamy i napijemy się - -Czemu nie - odpowiedziała i razem ruszyliśmy do stolika.
Czas upływał miło. Podobnie jak i rozmowa. Ale miło zmysły przyćmiewało. Nie mogłeś oderwać spojrzenia od Ingrid. Wraz z awansem nabrała wręcz nowego blasku. Uśmiechnąłeś się odruchowo. Właśnie z głośników zaczęły dobiegać nuty walca.
Uśmiechnąłem się lekko. Ona była piękna ... tak jak Linda, ale Linda była moją podwładną a Ingrid nie. Konsekwencje, którymi się martwiłem w tym przypadku by nie istniały. Przyjemny szum w głowie, kazał mi działać, w końcu nie mogłem mieć pewności, ba uważałem raczej, że Linda może być moją przyjaciółką, ale nigdy nie obdarzyła by mnie innymi uczuciami, a ona kiedyś chciała. Upiłem kolejny łyk wina i spojrzałem jej w oczy-Może zechciała byś, ze mną zatańczyć?- zapytałem spokojnie, uśmiechając się. Chciałem poderwać ją do tańca, przytulić. Gdyby było to możliwe ... gdyby ona chciała, gdybym mógł ją w tańcu pocałować. Czułem bicie własnego serca, znów czułem się jak młodzik, który wiele lat temu przybył z małej wyspy do San Francisco, ogromnego miasta i który poznał tam dziewczynę. Oto człowiek, który wleciał okrętem w pole minowe, który potrafił przeprowadzić przez nie swój okręt i swoją załogę. Człowiek, któremu ugotowało się płuco, gdy ratował inny okręt przed pewną zagładą. Ota ja, dowódca USS Lee, zawsze wiedzący co powiedzieć. A teraz bojący się, że usłyszy nie.
Chwyciła pewnie Twoją dłoń i powiodła Ciebie między roztańczonych oficerów sprawiając tym iż serce zabiło Ci z nową intensywnością. W takich chwilach wojna się nie liczyła... liczył się tylko ten moment.
W tej chwili nie myślałem ... było to przyjemne uczucie. Do cholery z wszelkimi konsekwencjami. Wszystkie problemy, które jeszcze niedawno mnie trapiły, zniknęły w momencie, w którym chwyciła moją rękę i poprowadziła na parkiet. Dałem się poprowadzić, dałem się porwać, niech mnie "kontroluje". Właśnie zabrzmiały ostatnie takty, jakieś starej piosenki. O ile się nie myliłem był to blues. Chociaż nigdy nie interesowałem się, za bardzo muzyką. Gdy tylko zaczęła grać nowa piosenka, ucieszyłem się. Należała do tych "wolnych", przytuliłem ją jak najbliżej mogłem i tańczyliśmy. A wokalista, śpiewał: "Can't you see it in my eyes/This might be our last goodbye". Popatrzyłem w oczy Ingrid. Czy to się działo naprawdę? Byłem jak pijany. Liczyła się tylko ona i ja i ten taniec ...
Czas znikł. Przestał istnieć. Tylko ten moment. Ingrid uśmiechnęła się i przechyliła głową mrużąc oczy. - Czy ja pana zawstydzam kapitanie? - zapytała z przekorą......i w tym momencie zgasło światło.Na sali rozległo się kilka okrzyków zaskoczenia, ale sytuacja nie wyglądała na groźną. Po chwili ochrona wdarła się przez zamknięte drzwi i snopy światła z podwieszonych pod karabiny latarek rozcięły zasłonę ciemności. - Nie ma zasilania... - dobiegło gdzieś z sali.- Łączność nie działa... - zameldował ktoś służbowym tonem- Czy do jasnej cholery ktoś wie co tu się dzieje? - krzyknął ktoś mniej opanowany- Lepiej chodźmy tam - rzekła cicho Ingrid wskazując jeden z kątów pomieszczenia - Zawsze lepiej mieć ściany za plecami.... jeżeli nie wiesz czego się spodziewać.
Kiwnąłem głową na potwierdzenie, gdy dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że raczej tego nie zauważy -Mhm chodźmy tam - spokojnym krokiem ruszyliśmy w stronę ściany. Gdy już tam byliśmy odezwałem się spokojnie -Nie ma się czym przejmować, to raczej nic wielkiego. Aczkolwiek niezbyt pochlebna recenzja dla klasy Galaxy - uśmiechnąłem się. Słowa miały uspokoić moją towarzyszkę, aczkolwiek sam zastanawiałem się co było przyczyną tej awarii.
W końcu donośny głos przedarł się przez szum sali:- Tu admirał. Nie ma powodu do paniki. Jak widać nasi technicy w dalszym ciągu nie uwzględnili kilku poprawek i klasa Galaxy zaczyna pokazywać swoje kolce... - rzekł i zaśmiał się po czym zadał pytanie - Brighton raport.- Jestem admirale... - snop światła szefa ochrony poruszył się w rytm słów - ...nie mamy żadnej łączności, komputery nie działają. Podtrzymywanie życia chyba na zasilaniu awaryjnym, ale nawet tego nie możemy sprawdzić.- Szpital polowy?- Żadnego kontaktu, nie wiemy czy mają awaryjne...- Bogowie... cóż, gdyby to byli Klingonie wiedzielibyśmy co teraz nastąpi...I wtedy zobaczyłeś błysk, a huk uderzył z olbrzymią siłą w Twoje bębenki... a potem nastała ciemność...- Tu jest jeszcze jeden... stój, dwoje... - blade światło wpadało przez Twoje półprzymknięte powieki, a odległy szmer rozmowy docierał do wciąż bolących uszu- Dawać ich do ambulatorium... nosze, więcej noszy... to jego ręka?- Nie poruczniku... na szczęście nie...- Jak admirał?- Doszedł do siebie po środkach uspokajających.- Jak technicy? Mają coś?- Dalej skanują w poszukiwaniu materiału wybuchowego... - Patrz, rusza się... - ostatnie zdanie chyba było skierowane do Ciebie
Nie wiedziałem co się wydarzyło. Przede wszystkim musiałem ocenić swój stan. Wybuch ... jasna cholera! Doszło do jakiegoś wybuchu! A ja zabrałem tutaj swoją załogę, nie mogłem tego wiedzieć, to prawda, ale naraziłem ich na to. Zamach, ktoś dokonał zamachu. Na okręcie Gwiezdnej Floty, to było nie do pomyślenia. Trzeba było spróbować zebrać się w sobie, nabrać tyle sił, żeby wstać. Nie mogę znaleźć się w szpitalu ... postanowiłem spróbować podnieść się na równe nogi, a przynajmniej usiąść -Jestem Kapitan Alexander J. Moon dowódca USS Lee- usłyszałem własny głos -Gdzie moi ludzie? Komandor Linda Blaze, Komandor James Evan ... jest lekarzem, Komandor - porucznik Drax Inve, chorąży Toni Luca i Porucznik Sergiej Antonov. Zajmijcie się nimi. Mi nic nie jest -