Forum › Fandom › Sesje RPG, PBF i inne › Sesja RPG › "Przeżyją tylko najsilniejsi..." Survivors RPG
I.Thorne
- Wznosi się! Wznosi! - krzyczał mechanik całując niemalże pulpit sterowniczy wciąż trzymając stery próbując wypriowadzić okręt z pieczary. Chwilę później drapieżny ptak wyrwał się na wolność ze skalnej klatki i rozpoczął powolne wznoszenie ku niebiosom którym był przeznaczony. Uśmiechnęłaś się. To był dobry lot. W takich warunkach tylko nielicznym by się udało. Spojrzałaś na swego towarzysza. Kim on był do jasnej cholery i dlaczego jeszcze nie awansował? Ale to nie była dobra pora na pytania. Presunęłaś ręce na panel kierowania ogniem i uruchomiłaś celowanie. I wtedy okrętem wstrząsnęło, a dźwięk rozdzieranego metalu i kompozytów przeciął twe bębenki niczym piekielnie tępy skalpel. Rzuciło Tobą mocno do przodu, tak że tylko ostatkiem sił utrzymałaś się na swoim miejscu. Nienawidziłaś tej planety! Nienawidziłaś. Ignorując ból promieniujący z połamanych już wcześniej żeber podpierając się na łokciach wróciłaś wzrokiem z powrotem na panel. Komputer meldował o zbyt małej odległości, ale miałaś tego już dosyć. Wzniosłaś pięść i uderzyłaś w przycisk uruchamiający distruptory. W ułamku sekundy jakinia zamieniła się w jezioro ognia, które szybko zapełniło się olbrzymimi odłamkami skalnymi... twoja twarz wykrzywiła się w okrutnej parodii uśmiechu... Opadłaś na fotel i schowałaś głowę w dłoniach. Okręt wciąż nie mógł odzyskać stabilności ale się wznosił. Centurion, z którego nosa kapała na pulpit krew kurczowo trzymał stery wyprowadzając okręt coraz wyżej i wyżej. Sekundy wydawały Ci się godzinami. Poczułaś na twarzy chłodny powiew wentylacji.... Statek wyrównał lot i bezgłośnie sunął na spotkanie z czekającym krążownikiem.... dom.... przypomniałaś sobie Romulus. Należy Ci się chyba długi odpoczynek...... i wtedy zaczął się chaos. Nagle, gdy przebyliście troposferę wszystkie dzwonki alarmowe rozbrzmiały jednym chórem, a komputer zameldował: Utrata systemów sterowania, obejście niemożliwe, obejście niemożliwe... utrata sterowności za 10...9...8...7.... Spojrzałaś w panice na swego towarzysza. Wciąż trzymał stery walcząc z coraz bardziej opornym okrętem.... przebiegłaś wzrokiem po pulpicie nie mogąc znaleźć nic... dosłownie nic co by mogło wam pomóc... w końcu lot B'Rela załamał się i powoli poszybował na spotkanie z ziemią....
CoBrah
Przymierzyłeś dokładnie i otworzyłeś ogień, a na twej twarzy pojawił się morderczy uśmiech. Fala gorąca przeszyła powietrze i ugodziła w okręt ze śmiertelnym jękiem rozdzieranego poszycia. Okręt przechylił się, ale szybko odzyskał sterowność i wtedy zauważyłeś jak emitery zajaśniały na moment obwieszczając nadchodzącą śmierć w postaci promienia distruptora. Zostały Ci mikrosekundy zanim jaskinia zamieni się w twój grób. Odruchowo rzuciłeś się w najbliższy rokujący jakiekolwiek szanse na ocalenie kąt i zakryłeś głowę rękoma. Salwa uderzyła w hangar. Poczułeś narastające gorąco, a następnie potężny ryk, który ogłuszył Cię i falę uderzeniową, która wgniotła Cię w twoją kryjówkę. Żyjesz? Pomyślałeś na moment... a wtedy z głuchym łoskotem jaskinia wypełniła się potężnymi blokami skalnymi odłupanymi ze ścian. Odłamki wypełniły powietrzę, a jeden z nich trafił cię w głowę...
Romulanka
Kochałaś to maleństwo! - chciałaś wykrzyczeć w małej przestrzeni promu. Szybki, zwinne, drapieżne niczym puma. Twój phaser trafiał dokładnie tam gdzie chciałaś, a silniki dawały z siebie wszystko by uniknąć niemrawego ognia najstarszej z wersji B'Rela. Przebiegłaś wzrokiem po ekranie. Tak! Tam jest dobry punkt. Kapitan zameldował Ci o osłabieniu w centralnym punkcie tarczy. To była twoja szansa! Zapikowałaś w ciszy wiecznej nocy niczym sokół pragnący dostać ofiarę i ugodziłaś. Wzmocnione phasery siekły bezlitośnie zdejmując osłony i żłobiąc pręgę na poszyciu Drapieżnego ptaka. Tak! - zakrzyknęłaś tryumfalnie. I wtedy usłyszałaś głos kapitana: - Uważaj oni wychodzą z....!!!!! A na ekranie wyszedł z maskowania potężny Vor'Cha i bluznął w stronę twojej małej łupinki ze wszystkich distruptorów.......
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!GRAN FINALE W TRAKCIE TYGODNIA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
GRAN FINALE cz.1
Słońce powoli zachodziło nad powierzchnią planety... deszcz przestał padać, a z głębi lądu zaczął wiać ciepły i wilgotny wiatr. Powoli, ponad zalegającą wszędzie warstwę pustynnego pyłu zaczęły wyrastać pierwsze drobne roślinki, które do rana pokryły większość terenu zielonym kobiercem. Przyroda, w końcu nie poniewierana przez skrajne warunki wracała na swoje miejsce. Szybko rosnące pnącza pokryły już nawet resztki wraku romulańskiego okrętu szkolnego... czy to koniec czy początek?
OKIEM ROMULANKI
Nersa obudziła się z odrętwienia. Spojrzała naokoło nie mogąc dojrzeć nic w wypełnionym dymem ciasnym pomieszczeniu dowodzenia. Ciężko dysząc wygrzebała się spod oderwanych płyt poszycia i zataczając się ruszyła po pochyłym pomieszczeniu dowodzenia próbując dotrzeć do centuriona. Jest! Tryumfalnie zauważyła go wciśniętego w jakiś kąt. Zbliżyła się z nadzieją, ale i ona szybko prysła gdy zauważyła, że metalowa płyta rozcięłą niemalże jego czaszkę na pół. Zaklęła bezgłośnie i opadłą na kolana. Nie... tak nie mogło być... ona... ona... przeżyje! Mimo wszystko przeżyje! Ocierając łzy rozpaczy szukała jakiegoś wyjścia. W oddali zauważyłą blade światło wschodu wpadające do wnętrza przez jakieś rozdarcie w kadłubie... to było to czego szukała. Musi szybo się stąd wydostać i ukryć zanim przybędzie pogoń. Chwytając się niemiłosiernie ostrych odłamków poczęła piąć się w górę. W końcu wydostała się na zewnątrz, na tyle aby rozejrzeć się po okolicy... pośród lasu skierowanych w nią karabinów. Wtedy otrzymała cios kolbą w twarz....
To była farsa. Miotała się bezsilnie w zlokalizowanym gdzieś pod ziemią więzieniu wciąż rozcierając zbolałe kości policzkowe. Czy ją bili? A czy mieli za co? To drugie się nie liczyło. Faktem natomiast było to, że jak psy spuszczone z łańcucha Drakonici odgryzali się za lata jakiejś dawno zapomnianej wojny. Szczerze za to ich nienawidziła. Nagle usłyszała głosy. Dziś spróbuje znowu. Skryła się zaraz obok drzwi i czekała na szczęk automatycznego zamka. Jest! Do pomieszczenia wszedł postawny oficer. Rzuciła się na niego całym ciężarek, próbując zacisnąć ręce na jego szyi i skręcić kark... on też był za silny. Szybko pozbył się obciążenia i rzucił nią na ścianę przez całe pomieszczenie, a następnie podbiegł kopiąc z całej siły i najprawdopodobniej łamiąc kilka żeber.
- Nawet nie próbuj! Następnym razem zginiesz! - wycharczał donośnie, a potem splunął - Jeszcze się z Tobą zabawimy. Romulanie odmówili negocjacji twierdząc, że nie rozmawiają z rozbójnikami. Nasze dowództwo zadecydowao, że przyda się im pokaz. Zostałaś skazana na karę śmierci przez ścięcie... odpowiedni film zostanie wysłany twoim władzom.
Powoli wchodziłaś na zbudowane pospiesznie podwyższenie. Słońce niemiłosiernie grzało paląc twoją delikatną skórę. Mniejsza o to. Nic nie było w stanie przebić bólu połamanych nadgarstków. Znowu próbowała, i znowu się nie udało, ale co mogła stracić? W końcu podali jej jakiś narkotyk, który sprawił, że osłabła, a żołądek wypróżnił się w tempie ekspresowym. Czując wciąż w ustach gorzki smak żółci, chwiejąc się podążała na spotkanie z katem. Spojrzała mu jeszcze w twarz, a następnie związali jej oczy i pchnęli by upadła na kolana. Próbowałaś się podnieść, ale przytrzymali cię... usłyszałaś świst opadającego ostrza.....
Świat rozciągnął się i rozmył. Poczułaś podły ból w skroni oraz kolejne mdłości... znów zwymiotowałaś...
- No, no, no... tylko mi nie zapaskudź całego okrętu. - usłyszałaś głos. Chciałaś się podnieść ale znów opadłaś.
- Podajcie jej coś bo ledwo się trzyma. I zdejmijcie jej tą przeklętą opaskę na oczy.
Oślepiło Cię syntetyczne światło komnaty przesyłania. Wizja wciąż Ci się rozmazywałą, ale wystarczyło jej by stwierdzić, że okręt nie jest romulański, ale personel na pewno. Poczułaś delikatne uczucie gdy podano Ci jakieś lekarstwo i ktoś pomógł wstać na nogi. Spojrzałaś przed siebie na zdecydowanie nie ubranego zgodnie z procedurą Romulanina, w zdecydowanie niezgodnej z procedurą fryzurze.
- Proszę się nie obawiać... jesteśmy po tej samej stronie. Jestem Daise'Erai'Riov Kaleh, dowódca IRS Aehallh, starej klingońskiej łajby przerobionej na okręt więzienno - eskortowy. Proszę za mną, ktoś chce się z panią widzieć....
- Co... co z tymi....
- Zdrajacami? Proszę się nie martwić... zajęliśmy się nimi... po mojemu - zakończył zdanie uśmiechem.
W końcu stanęliście przed jakimś pomieszczeniem. Najprawdopodobniej mesą. Dowó?ca otworzył drzwi i stanęłaś oko w oko... z ojcem.
Kilka dni później gdy z drobnym opóźnieniem docieraliście na Romulus dowódca poprosił Cię do siebie.
- Jest kilka spraw do omówienia. Proszę usiąść. - powiedział Kaleh wskazując wygodny fotel i nalewając dobrego, romulańskiego wina.
- Po pierwsze. Nie istnieje pani.... dokonaliśmy czegoś piekielnie trudnego przesyłając na pani miejsce jednego ze skazańców i pozorując twoją śmierć. Nie bądź zaskoczona, przecież nie mogliśmy po prostu wziąć Cię z powierzchni planety. Teraz eskortujemy ten przeklęty federacyjny okręt na konferencję pokojową z władzami Drakonu, ale wiadome siły szykują im już małą niespodziankę. Jak tylko zadokujemy uda się pani pod eskortą do posiadłości Tal Shiar w okolicach wodospadów Gal'Gathong i zniknie...
- Jestem przecież...
- Wiem kim pani jest Nerso. Oficerem wywiadu.... który właśnie dostał od życia prezent...
- Mój ojciec na pewno się panu odwdzięczy...
- Wiem o tym, ale nie tylko one jest mi winien przysługę....
Spokojnie wypiłaś wino i po pożegnaniu udałaś się do kajuty. Prezent?
Wygodnym promem leciałaś kilka metrów nad ziemią w stronę najpiękniejszych wodospadów na Romulusie. Wciąż zastanawiałaś się nad tym co powiedział Ci dowódca Aehallh. Prezent. W końcu zatrzymaliście się i mogłaś zejść po stromych schodkach trapu na powierzchnię ziemi wysypaną drobnym, marmurowym tłuczniem. Willa, a właściwie pałac, zbudowany w starym romulańskim stylu był olbrzymi. Wydawało Ci się też, że jego ogrody zajmują na pewno o wiele więcej miejsca niż powierzchnia stolicy. Powoli dotarłaś do wejścia gdzie dwoje ubranych w stare mundury ochroniarzy zasalutowało Ci i wpuściło do środka. Znalazłaś się w przeogromnej, wyłożonej różnymi rodzajami kamienia sali na środku której stał stół konferencyjny zastawiony drogocennymi trunkami. Jedno z krzeseł było odsunięte. Zbliżyłaś się i nalałaś sobie dobrego Likaońskiego likieru. Niemalże upuściłaś kryształową szklanicę gdy znajdujące się naprzeciw drzwi otworzyły się i twoim oczom ukazał się dostojnie wkraczający najwyższy komitet Tal Shiar.... Gdy już zajęli swoje miejsca, przewodniczący im młody generał zabrał głos:
- Powiem bez ogródek. Cieszymy się, że jest pani z nami. Dziękujemy za to czego udało się dokonać. Właściwie to pozbyliśmy się kilku problemów na raz dzięki uwadze którą pani zaprzątnęła różnym siłom. Dlatego... witamy panią w gronie Pułkowników..... świetlana przyszłość otwiera się przed godną następczynią swego ojca...
Nie mogłaś wypowiedzieć nawet słóowa. Pułkownikiem? W tym wieku...? Ale w twych myślach obudziło się też podejrzenie....
- Dokonać? - zapytałaś nieśmiało
- To pani jeszcze nie wie? - zdiwił się o wiele starszy generał podsuwając z uśmiechem padda z wycinkami z codziennych gazet. Artykuły brzmiały:
ZAMACH BOMBOWY PODCZAS KONFERENCJI POKOJOWEJ
Bliżej niezidentyfikowana siła dokonała haniebnego czynu detonując ładunki wybuchowe podczas zakończonem sukcesem konferencji pokojowej. Podejrzane są określone elementy wywrotowe z Imperium Drakonu nie chcące pokoju z Imperium Romulańskim....
KLINGOŃSKI RAJD NA TERYTORIUM IMPERIUM
Grupa niezidentyfikowanych okrętów dokonała rajdy na obrzeża Imperium bombardując kilka systemów. Ofiarą najeźdźców padły systemy D'Delak oraz Deirneach. Na terenie tego drugiego odkryto poza ciałami lojalnych Imperium mieszkańców, ciała klingońskich wojowników oraz pozostałości broni ewidentnie wskazujące na winę dotychczasowych sojuszników. Kronos zaprzecza i jednoznacznie informuje iż nie odpowiada za działania piratów luźno tylko związanych z rządem...
Uśmiechnęłaś się... to było dobre zakończenie...
GRAN FINALE cz.2
Kurz, kurz, wszędzie kurz. Poniewiera się na podłodze i wypełnia płuca dłąwiące się mieszanką osocza i pyłu. Próbowałeś kaszleć, ale nic to nie dawało. Czułeś śmierć. Była blisko. Niebezpiecznie blisko. Niczym dotyk kochanki czułeś jej zimne palce na swoim sercu. Sercu które biło coraz wolniej i wolniej. Czułeś miedziany zapach i smak krwi sączącej się z roztrzaskanej czaszki... dostrzegałeś nadchodzącą ciemność....
- Jest! Mamy go! Szybko z nim na stół! Nie ma czasu, dawać zestaw medyczny... operujemy tutaj...
Głosy przychodziły i odchodził
- Tracimy go! 3..2..1.. jeszce raz!
Sączyły się do twych uszu jakby najpierw musiały przebyć jakąś niewiarygodnie dużą odległość.
- Podajcie ostrze... gdzie jest regenerator dermalny!
Nie rozumiałeś nawet ich... twe istnienie było bólem... i snami... pełnymi krwi. Krótkimi urywanymi wizjami...
- Gdzie jest znieczulenie! Dajcie je mu szybko!
...wizjami czerni i czeriweni przeywanymi urwanymi błyskami wystrzału...
- Bracie, nie odchodz! Weźcie go stąd! Dajcie mi natychmiast to piekielne znieczulenie...
...czyjaś obecność, a potem pustka... niczym chmura poderwanego przez wiatr pyłu...
- Dobra, tnę... bogowie... nie, nie teraz!
...miałeś tego dosyć... czerń była ciepła... czekała....
- ...szybko! Do komory stzy... nic już nie zrobię......
...i połknęła Cię jak tafla wody spadający kamień....
Obudziłeś się nie wiesz nawet kiedy... najprawdopodobnie było to piekło. Na około ludzie o powykręcanych bólem twarzach. Wyjący, krzyczący, skamlący o znieczulenie... czy to o tym pisał Dante? Gromada męczenników cierpiących za swe grzechy... nie chciałeś tego widzieć... zamykałeś oczy... zapadałeś w krótki urywany sen pełen śmierci... i rozpaczy.
- Pacjent numer 145.7 Oficer wywiadu. Ranny w walce. Nie mówi, nie daje żadnego znaku życia mimo iż jest świadomy. Co z nim robimy?
- Coś trzeba. Nie pozwolili nam przeprowadzić zabiegu odejścia. Ktoś płaci i to sowicie za jego utrzymanie.
- Szpital dla ofiar wojny nie jest wczasami dla takich jak on. Przenieście go na psychiatryczny czy co..... tam dojdzie do siebie... albo znajdzie kompanów.... - głos roześmiał się.
Byłeś związany, ale wiedziałeś już o co chodzi. Strzępki rozmów powoli wypełniały twoją głowę. Szepty lekarzy i pielęgniarzy ignorujących twoją obecność. Twoja układanka powoli się wypełniała. Rok temu zostałeś ranny w walce gdy próbowałeś wyswobodzić się z miejsca swego wygnania. Systemu Deirneach nota bene już nieistniejącego. Myśleli, że już po tobie, ale przytomnie doktor zamknął Cię w komorze stazy. Przenieśli Cię do wojskowej kliniki dla ofiar wojny, ale biorąc pod uwagę swój stan w tym okresie naprawdę otoczenie umierających wbiło Cię w stan absolutnej apatii. Dlatego jesteś tu, ale dosyć tego... odpocząłeś swoje. Poza tym , miałeś nadzieję, że wywiad nie upomni się już o Ciebie. Dosyć miałeś już tej ich pseudo wojskowej roboty. Chciałeś zaszyć się gdzieś w górach i nie wyglądać stamtąd co najmniej przez rok. Potem się pomyśli. Problemem jest to, że oficjalnie jesteś pacjentem Zakładu więc nie masz szansy bez całej biurokracyjnej ceremoni opuścić tego przybytku. Na szczęście nie sprawiałeś problemu więc nie byłeś związany. Czekałeś więc na swój dzień. I nadszedł. W trakcie transmisji Olimpiady Floty wymknąłeś się do korytarza. Szybko obezwładniłeś jedynego strażnika i w białym kitlu ruszyłeś do pobliskiego lasu....
Siedziałeś sobie spokojnie w luksusowym barze na Risie i powoli sączyłeś najdroższego drinka jakiego mieli. Spojrzałeś na stojący przed tobą Horghahn i uśmiechnąłeś się. Dzisiejszego dnia się zabawisz. Nie wiedziałeś nawet jak mogłeś być tak głupi i tułać się po bezdrożach prez 3 miesiące. Pościg szybko zmyliłeś. Zaszyłeś się w górach w chatce gdzie kiedyś bywałeś ze swoją narzeczoną. Miejsce piękne, ale potem przyszła zima. Cudem przeżyłeś. Skontaktowałeś się ze swoim bratem. Użył swoich znajomości i udał się na przepustkę. Wróciłeś do domu. W nocy, jak złodziej musiałeś się wkraść na jego teren tak aby nie znalazła Cię wiecznie czujna służba porządkowa. Miło było zobaczyć ich wszystkich. Rodzice, załatwili Ci jakieś półoficjalne papiery i mogłeś udać się na swoją długą ucieczkę... z pieniędzmi odłożonymi ze swojego zaległego uposażenia. Teraz siedziałeś tu. Palmy, słońce, miłe ciepło, cudowne kobiety i drinki z całego świata. To był raj... na który zdecydowanie zasłużyłeś przez te wszystkie lata piekła. Twe rozmyślania przerwało przybycie kobiety. Ale jakiej... ukradkiem zmierzyłeś ją od stóp do głów i uśmiechnąłeś się... to był twój cel na dzisaj. Odziwo, sama podeszła do stolika:
- Czy można...? - zapytała
- Oczywiście. - powiedziałeś i odsunąłeś krzesło. Usiedliście i spojrzeliście sobie w oczy.
- Co ktoś taki jak pani robi w tym miejscu? - zapytałeś głosem przywołanym ze starych filmów
- Wolałabym pytanie co ktoś taki jak pan robi tu? Ivo Cobrahovic...
Gwałtownie podniosłeś się i rozejrzałeś się w panice...
- Proszę usiąść i nie zwracać na siebie uwagi. Mam dla pana konkretną propozycję...
- Ale...
- Wiem, że masz lewe papiery, ale wciąż jesteś obywatelem Federacji i nie wypełnione zobowiązania wobec floty... ale nie przyszłam tutaj z ramienia żandarmerii... czy słyszał pan o Sekcji 31?
GRAN FINALE cz.3
OKIEM KLINGONKI
Nicość gwiezdnej pustki... czerń. Tylko gdzie niegdzie jakeś pojedyncze atomy... lub wraki okrętów. Widziałaś się już w tym miejscu... swe martwe ciało zamarźnięte i dryfujące po wieki. Ale nie taki czekał Cię koniec. Gdy już widziałaś blask zostałaś pochwycona przez promień transportera...
- Mamy ją. - usłyszałaś gdy znalazłaś się już na pokładzie.
- Dzięki chociaż za to! Mieliście mnie informować! Co to miało znaczyć!
- Spokojnie, spokojnie... - uspokajał Cię kapitan
- Uważam naszą.....
- Kapitanie! Wiadomość z kwatery głównej!
- Daj ją tu, nie mam czasu by do was lecieć.
- A więc co tam u was...? - na ekranie pojawił się podejrzanie łysy admirał.
- Wszystko w normie. Mamy z poworotem naszą zgubę, a Drakonici mają jeńców...
- To zwiewaj stamtąd. Romulanie zerwali rokowania... w każdej chwili mogą stwierdzić, że jesteście tam persona non grata.
- Dobra, a co dalej z tym?
- Dostarcz Kepplera na Romulus. Przeprowadzimy jeszcze mediację i wszystko powinniśmy ułagodzić.
- Tak jest.... - rozłączył się i zwrócił do Ciebie
- Tylko co teraz mamy czynić z Tobą. Nie można wziąć ze sobą, bo wróg Imperium, mamy więc problem.
- To już wasza sprawa. Ja swoje zrobiłam i mam dosyć całej tej sytuacji....
- Masz gdzie się udać? Zaszyć?
- Mam jeden pomysł, ale potrzebuję kilku rzeczy z powierzchni... - po tych słowach uśmiechnęłaś się.
To było miesiąc później. Siedziałaś sobie w przedpokoju do kwatero głowy domu Keboka. Podałaś się jako Ziral bez domu i wyjaśniłaś, że twój dom nie jest istotny, liczy się tylko nienawiść do Romulan. Wybrałaś dobry dom. Kto jak kto, ale stary Kargath, głowa rodziny szczerze ich nienawidził, a ty panicznie potrzebowaaś ochrony silnego domu. Jak tu dotarłaś? Były problemy. Najpierw promem z automatycznym pilotem na jeden z księżyców planety D'Garath gdzie twój kuzyn miał starą kryjówkę. Sprawny replikator. Trochę broni... i stary myśliwiec. Odczekałaś tam. Uspokoiłaś. Miałaś dosyć czasu by wszystko przemyśleć. Wiedziałaś, że samej będzie Ci niezmiernie trudno. Tym bardziej że twój brat zginął. I co może taka niewinna istotka w tym bezlitosnym świecie? Uśmiechęłaś się i poszłąś do jednej z jaskiń. Tam był holoprogram ćwiczebny. Pora poćwiczyć walkę...
Teraz krążyłaś niespokojnie niczym rosomak w tej norze nazywanej domem. Tradycja biła z każdego elementu wystroju. Broń, flagi, resztki Romulan.
- Ziral, bez domu! - zawołano Cię
Spojrzałaś na trzymany przez siebie pakunek, ścisnęłaś go mocniej i pewnym krokiem weszłaś do gabinetu. Kargath stał dumnie, patrząc na jakąś antyczną rzeźbę pozornie nie zwracając na Ciebie uwagi. Wiedziałaś, że mężczyznom takim jak on nie przerywa się takiego stanu. W końcu zwrócił swó wzrok w twoją stronę i powiedział gburowato:
- I taka nędzna istotka chce zbrukać swoją obecnością progi mego domu.... nie jesteś nawet godna by ktoś z domu Keboka poderżnął Ci gardło...
Nie odpowiedziałaś nic tylko odwinęłaś pakunek i rzuciłaś mu go pod stopy... wycięte fragmenty burt 4 romulańskich okrętów i resztki 2 kapsuł ratunkowych...
- Jeżeli nie jesteś godzien tego to nie powinienieś nazywać siebie Klingonem
Kargath uśmiechnął się szeroko i roześmiał się donośnym głosem
- I takich Klingonów lubię. Jeżeli w twoim domu nie była potrzebna taka ikra to niech żałują! Znowu zapłoną romulańskie ziemie! Witaj w domu... córko...
EPILOG
I to już koniec bohaterskich dziejów trojga istot rzuconych w wir walkio przetrwanie. Historia dobiegła końca, lecz krąg wciąż się nie zamknął, ale to co rozdzielono, jeszcze kiedyś się zwiąże a nowe osoby splotą nowy wzór....................................................
Dziękuję wszystkim uczestnikom za ich obecność w ramach przygody role playing z cyklu Survivors.... i zapraszam do nowej odsłony, któ?a nadciągnie już niedługo. Dam wam odsapnąć a we wtorek w temacie Propozycja pojawi się zawiązanie i kró?ka historia. Co dalej zobaczymy.... co przyniesie los....
Dramatis Personae:
CoBrah jako Ivo Cobrahovic
I.Thorne jako Nersa
Romulanka jako Tajemnicza Klingonka 🙂
Brawa dla ocalałych!