Forum › Fandom › Sesje RPG, PBF i inne › Star Trek: PBF PL › PBF - Chorąży von Trust
Koral oderwał kawał mięsiwa od udźca i zapił winem. Zół przez chwilę w milczeniu, poczym nadal z pełnymi ustami powiedział
- Puki co nie da rady kapitanie - mówił cicho i rzeczowo, tak aby zbyt wiele osób was nie słyszało - nie kiedy jesteśmy niańczeni przez Suraka, a to wyłącza nas z akcji na kilka dni. Potem zaś naprawy i też nie widze okazji na wieksze zagrożenie. Najprędzej ćwiczenia dało by się przeprowadzić jak znów postawimy żagle, a i to w odległości ładnych parunastu dni od Sol. Nie kapitanie, puki co musimy wymyslic coś innego aby ta zgraja kadetów przypomniała sobie, że są jeszcze żywi.
Powiedziawszy to pociągną tęgiego łyka, jednak widzisz że on sam jest zdziebko zamyślony, jakby zasępiony...
- Pomyśle o tym – odpowiedziałem i zająłem się jedzeniem.Jadłem w ciszy i rozmyślałem jak podnieść morale załogi ale nie wpadłem na żaden sensowny pomysł.Po skończonym posiłku udałem się w kierunku drzwi kiedy otworzyły się wpadłem na pewien mały pomysł i krzyknąłem.- Barman kolejka piwa dla wszystkich.
Kilka osób gwzidnęło i wznioslo okrzyk na dźwięk Twoich słów jednak nawet on wydał Ci się bardziej wymuszony niż szczery, zupełnie jakby wydali te odglosy bo ich od nich wymagano... Jeśli miałes watpliwosci to masz już pewność, że morale jest zaprawde niskie...
Nie pozostawało nic innego jak iść dalej, po wyjściu z mesy skierowałem się do własnej kwatery.Po dojściu na miejsce kazałem komputerowi włączyć jakąś muzykę sam zaś usiadłem za biurkiem i zacząłem rozmyślać.Jako że nie wpadłem na żaden pomysł powiedziałem do komputera.- Komputer przekaż że wszyscy starsi oficerowie są proszeni do sali odpraw za 2 godziny. – komputer zapiszczał tylko charakterystycznie i umilkł ja zaś położyłem się na łóżku każąc wcześniej obudzić się za półtorej godziny. *Po półtorej godzinie komputer zakomunikował że czas wstawać ale usłyszał tylko że mam go w dupie. Leżałem tak jakieś 10min ale w końcu stwierdziłem że pora wstawać.Wyjąłem z szafy nowy mundur i udałem się pod prysznic.Po prysznicu udałem się prosto do sali odpraw, kiedy dotarłem na miejsce wszyscy już byli na miejscu czekając na mnie.Usiadłem swoim miejscu i powiedziałem – witajcie, jak zapewne zauważyliście morale załogi jest bardzo niskie a ja chciał bym to jakoś zmienić jako że nie mam za bardzo pomysłu jak to zrobić zwracam się do was z prośbą o jakieś sugestie jak to osiągnąć.
Oficerowie popatrzyli po sobie zaczynając kombinować.
- Możnaby zorganizować jakiś wieczór muzyczny, czy nowych talentów. Jakiś konkurs botaniczny, albo coś w tym stylu...
- Ewentualnie może wieczorek literacki?
- Albo spytać Suraka czy nie maja u siebie holokabin i czy nie możnaby było z nich skorzystać...
Odpowiedzi posypały się z różnych części sali...
Ok – powiedziałem – nie będziemy się nikogo prosić tylko zorganizujemy jakieś przyjęcie dla załogi na którym uczcimy pomięć poległych oficerów to powinno podnieść morale Alan Vren to będzie wasze zadanie – zadecydowałem ponieważ nie powierzył bym tego ani Wulkanowi ani Klingonom ponieważ było by to przerażająco nudne lub skończyło by się walką na wszystko co jest pod ręką.- Dobra rozejść się i do roboty Anteta możesz im pomóc jeśli chcesz. – po zakończeniu rozmowy udałem się na mostek aby po udawać przez chwilę dowódcę.
Oficierowie zerwali się jakby wiedzieli po co i rozeszli po okręcie. Na mostku panował spokój i nie działo się w zasadzie nic. Z racji holowania nie trzeba było nawet pilnować kursu, czujniki Suraka tez były o wiele potężniejsze niz Xii, więc nawet u obsługujących to kadetów dostrzegałeś objawy rozlewniwienia...
Usiadłem w fotelu kapitańskim i zapytałem dziewczynę siedzącą przy stanowisku sternika – Chorąży Lee kiedy dolecimy do celu? – po usłyszeniu odpowiedzi zagłębiłem się we własnych myślach. Temat ataku jednostek Federacji nie dawał mi spokoju coś tu było nie tak bardzo nie tak.
- Jeszcze 53 godziny kapitanie - padła odpowiedź - zakładając, że nic się nie wydaży.
Znaczy ze za cały ten czas mineło dopiero 7 godzin, niewiele więcej niż 10% ogólnego czasu podrózy...
Posiedziałem na mostku z 15 minut po czym stwierdziłem że to strasznie nudne więc udałem się do swojego biura.Po dojściu na miejsce usiadłem za biurkiem i powiedziałem – Komputer wprowadź zmiany w rozkładzie wachty na mostku do czasu przylotu do bazy na mostu będzie pełniło wachtę 2 oficerów każda para po 2 godziny. – Komputer potwierdził charakterystycznym dźwiękiem że wykonał polecenie ja zaś wywołałem na ekran raport na temat strat w ludziach sprzęcie.
Straty trudno Ci ocenic, czy są cięzkie czy nie. To w końcu Twoje pierwsze. W ludziach straciliście cztery osoby, trzy w czasie eksplozji, jedną potem w ambulatorum. Oprócz tego kilkadziesiąt osób jest rannych a nieomal wszyscy zostali poturbowani. W kwesti sprzętu tez masz problemy z oceną - straciliscie sporą częśc poszycia na spotku, jeden z fazerów na pomoście jest poważnie uszkodzony a jedna wyrzutnia torped zniszczona. Do tego cała litania padnietych systemów, przerwanych przewodów spalonych układów, rozbitych konsoli, popękanych ścian oraz rozbitych rzeczy osobistych załogantów. Lista nie jest ciagle kompletna a juz ma kilkanascie stron...
Nie jest tak źle jak na pierwszą misję – pomyślałem po przeczytaniu raportu.Wstałem z przed biurka i powiedziałem – Komputer gdzie znajduje się Chorąży Alan Kruk?- Chorąży Kruk znajduje się w ogrodzie hydroponicznym – zakomunikował komputer.Nie zwlekając udałem się do ogrodu aby porozmawiać z moim pierwszym oficerem.Po dojściu na miejsce zobaczyłem Alana rozmawiającego z jakaś kadetka.Zanim zdążyłem podejść kadetka kiwnęła głową i odeszła Alan zaś popatrzył na mnie i powiedział.- sir?- Słuchaj może przejdziemy na ty w końcu jesteśmy praktycznie w tym samy wieku ale nie po to tu przeszedłem chciałem ci powiedzieć abyś w czasie balu zorganizował się jakaś uroczystość na której uczcimy naszych poległych towarzyszy.- Dobrze sir.-Już ci mówiłem żebyś mi tu nie sirował jestem Piotrek – To powiedziawszy podałem mu rękę. *Po powrocie do kwatery replikowałem jakąś książkę i kubek zielonej herbaty wyciągnąłem się w łóżku i zacząłem czytać.[OOC: Coen sorki że wprowadzam zmiany po takim czasie ale mam przejściowe problemy z netem.]
Czas mijał Ci spokojnie, nikt Cie nie niepokoił. Książka o tyle Cie zainteresowała, że mówiła o wczesniejszym okrecie o tej nazwie. Był nim atomowy, podwodny nosiciel rakiet atomowych słuzacy w Chińskiej Marynarce Ludowo wyzwoleńczej...
Niema sprawy, ale przypominam, ze czas do dolotu do Bazy gwiezdnej mozesz wypełnić w miarę jak chcesz, mozesz wiec w swoim poscie opisac cała impreze itd
Leżałem na łóżku czytając książkę i nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem.Miałem bardzo dziwny sen widziałem rzędy postaci skąpanych w mroku.Jedna z nich chodziła między innymi żartowała śmiała się ale inne stały bez ruchu jak posągi, w końcu postać podeszła do mnie i zaczęła coś mówić ale nie zrozumiałem słów, postać zbliżyła się jeszcze bardziej ale kiedy już miałem ujrzeć jej twarz usłyszałem przeraźliwy krzyk i obudziłem się zlany potem.Dopiero po chwili uświadomiłem sobie że to był tylko sen, koszmar nie ociągając się wziąłem zimny prysznic i zjadłem śniadanie.Po zakończeni tych czynności udałem się na mostek gdzie spotkałem Alana siedzącego w fotelu kapitańskim i popijającego kawę kadeta.Podszedłem do Alana i zapytałem – Jak postępy z przygotowaniami?- Wszystko gotowe możemy zaczynać kiedy tylko zechcesz .-Doskonale. Komputer która godzina? – Jest godzina 10 czasu uniwersalnego – zakomunikował komputer.- Dobrze więc przyjęcie odbędzie się o godzinie 12. Alan poinformuj załogę a ja pójdę się przejść po okręcie. ***W czasie obchodu widziałem ekipy naprawcze krzątające się wszędzie do okolą.Po wizycie w maszynowni udałem się do ambulatorium aby zobaczyć się z rannymi po krótkiej rozmowie z doktorem dowiedziałem się że nie ma już ciężko rannych i ostatni pacjent powinien zostać wypuszczony najpóźniej za 5 dni.Po zwiedzeniu większej części okrętu i rozmowie z nie zliczona ilością osób spostrzegłem że jest za 15min 12 więc nie zwlekając udałem się do swojej kwatery aby przebrać mundur na świeży dopiero z replikowany.Na 5 min przed 12 udałem się do ogrodu hydroponicznego po drodze kłócąc się z komputerem który stwierdził że nie mam uprawnień aby wejść do turbowindy dopiero wprowadzenie kodów dowódczych rozwiązało sprawę.Po wejściu do ogrodu zobaczyłem ciemne i czerwone girlandy rozwieszone pod sufitem światło było przyciemnione do koło 70-75% normy a miedzy drzewami i krzakami stało wiele postaci rozmawiających ze sobą.Podszedłem na środek ogrodu i powiedziałem.-Proszę o uwagę – postacie natychmiast umilkły i zwróciły się w moją stronę – chciał bym przywitać was wszystkich na tym jak by to nazwać przyjęciu i uczcić pamięć poległych osób tą klingońską pieśnią której nauczył mnie kiedyś mój przyjaciel Kho’rak – to powiedziawszy zacząłem śpiewać w języku klingonów a po chwili patrząc na mnie ze zdziwieniem dołączył się Koral a razem z nim kilku innych załogantów w tym ku mojemu absolutnemu zdziwieniu Sermen ostatnia osoba którą bym podejrzewał o znanie klingońskich pieśni.Impreza była całkiem udana zwłaszcza po tym jak Koral z Alanem przytaszczyli 2 beczki krwawego wina. Po 3 godzinach i wielu kubkach wina z kawałkiem mięsa w dłoni siedziałem na ławce i kłóciłem się z Koralem która rasa jest gorsza Kardazjanie czy Romulanie naszą kłótnie zakończyła dopiero Aneta która czerwona na twarzy stwierdziła że nigdy nie lubiła Breen i to powiedziawszy upadła na trawę co wywołało u nas salwę śmiechu. Tak siedząc i patrząc na śpiącą Anetę stwierdziliśmy że przydało by się zabrać anetę do jej kwatery. Jak pomyśleliśmy tak zrobiliśmy ja wziąłem Anatę za ręce Koral zarzucił mi rękę na ramie i tak szliśmy korytarzami śpiewając i nie bardzo wiedząc gdzie idziemy po jakiś 30 min udało się nam trafić do kwatery Anety zwiedziwszy uprzednio z 3 czy 4 inne pokłady.Po położeniu Anety spać postanowiliśmy się udać do mojej kwatery aby się jeszcze czegoś napić i coś zjeść po drodze spotkaliśmy naszą drogą panią mechanik która zgodziła się pójść z nami.Po dojściu na miejsce bez problemów o dziwo, rozsiedliśmy się na tam gdzie się dało a ja wyciągnąłem z szafki 2 butelki starego ziemskiego wina.Po godzinie ledwo trzymając się na nogach widziałem Kashin śpiącą pod stołem.Nie mogąc dłużej ustać padłem na łóżko i zasnąłem.[OOC: Coen możemy uznać że lot do bazy już się zakończył?]
Obudziłeś się na potwornym kacu. Krwawe i ludzkie wino to...nienajlepsza kombinacja. Twój nowiótku mundur nie bardzo nadaje się już nawet do ścierania podłóg. Do tego skręca cię żołądek i nie wiesz czy przypadkiem część arkocholu nie postanowiła nie poddawać się procesowi trawienia...
Załoga jest w podobnym stanie, większa jej cżęśc leczy się z potwornego kaca mocną kawą i temu podobnymi staroziemskimi metodami. Morale jednak wyraźnie wzrosło, choć jak przechadzałeś się po pokładach widzisz, że pijackie szaleństwa wywolały pewne spięcia u niektórych osób co może kiedyś przerodzic się w poważny konfilkt wpływający na efektywnośc pracy załogi. Wiesz jednak, że nie możesz się bez wyraźnego powodu wbijać w osobiste sprawy załogantów...
W każdym bądź razie w końcu holujący was okręt wychodzi z Warp u celu. Nieomal od razu odbieracie sygnał wywoławczy z bazy gwiezdnej...