ORP

Viewing 15 posts - 31 through 45 (of 95 total)
  • Author
    Posts
  • Zarathos
    Participant
    #16091

    Przeczytałem i muszę przyznać, że całkiem niezłe. Zastanawiam się tylko nad dwiema rzeczami. Pomijając rzecz jasna samą RP w kosmosie. Numer jeden to data. Jeżeli dzieje się to PO znanych czasach Trekowych to Pickard raczej nie wycofywałby się rakiem. Okręt klasy Sovereign dałby w kość Excelsiorowi i Ambasadorowi bez względu na 'geniusz taktyczny' dowódców tych okrętów. Pomijając już fakt że Pickard sroce spod ogona nie wyskoczył (jest nawet manewr taktyczny nazwany na jego cześć), ma do pomocy Worfa itd. Gdyby faktycznie chciał walki - z ORP Grom nie pozostałoby zbyt dużo. Jeżeli natomiast akcja dzieje się przed Veridian III i Enterprise jest nadal klasy Galaxy, to mimo wszystko miałby przewagę nad oboma okrętami RP i ze swoją kadrą dowódczą mógł śmiało atakować. No ale wtedy cyklu by nie było :DDruga kwestia to dziwaczne uzbrojenie. LASERY CZĄSTECZKOWE???? Coś takiego wyszło z użycia w czasach Dedalusów. O ile się nie mylę. Zresztą nawet jakby to aby taka broń była skuteczna przeciwko polom i pancerzom okrętów Federacji musiałaby mieć moce rzędu tych jakie widać w Babilonie 5 - liczonych w setkach tysięcy terawatów i emitować energię dziesiątków tysięcy teradżuli. A okręty Federacji nie produkują tyle energii. Pojedynczy segment fazera okrętu klasy Galaxy ma moc wyjściową 5,1 MW - w sumie moc fazera to pi razy oko 1000 GW. Raczej daleko w tyle za B5. Błekitne torpedy już były. W ST:TMP o ile się nie mylę.No i pozostaje jeszcze jedno - kpt. Coen. To klasyczny przypadek SHS (Super Hero Syndrome). I największe przegiecie w opowiadaniu.Poza tym - naprawdę dobre. Czekam na dalszy ciąg.

    Coen
    Participant
    #16162

    A wiec po kolei wyjasnienie spraw

    1. Kilkakrotnie w opo napisane zostało ze to Enterprise D oraz ze Galaxy, ramy czasowe to 2366 rok

    2. Niebardzo, wiele okretów ciagle uzywa laserów, i sa one skuteczne, np okrety Talariańskie, kwestia tylko wzmocnienia ich a to jest wykoanalne.

    A co do mojej postaci, to spasiba za opinie

    Zarathos
    Participant
    #16166

    Pozwolę się z tobą nie zgodzić. Przeglądnęłm jeszcze raz opowiadania i owszem, znalazłem Enterprise w tekście, ale bez tego D. Zresztą to bez znaczenia skoro uściśliłeś ramy czasowe.A co do laserów to gdzie bym nie spojrzał jak byk stoi 😀 że Talariańskie okręty są bardzo słabe w porównaniu do okrętów Federacji i Klingonów a ich największą zaletą jest świetnie wyszkolona załoga - często przewyższająca te na okrętach tak Federacji jak i Klingonów. Główną ich słabością jest uzbrojenie - prymitywne w stosunku do współczesnych standardów.

    Coen
    Participant
    #16167

    Prymitywne jednak nie nieskuteczne, a to różnica, inaczej tamte 3 okręty talarianskie mogły by entkowi nachuchać, a tak to musiał jednak podjąć walkę (mimo ze był wtedy zdaje się najpotężniejszym okrętem we flocie), zaś w walce z jakimiś innymi klasami jak np Miranda to okręty talarian mogły by podjąć równorzędną walkę 1:1

    Poza tym tak samo za prymitywna bron można uznać karabiny skałkowe, jednak gdy je usprawnić to otrzymujemy karabin maszynowy który już jest skuteczna bronią, nawet w XXIV wieku czego dowiódł ST VII. Dlatego uważam ze odpowiednio skonstruowany laser cząsteczkowy może być równie skuteczny jeśli nie skuteczniejszy od fazera (oczywiście zależy od typu)

    Zeal
    Participant
    #20422

    Opowiadanie usunięte na osobistą proźbe autora...

    Zarathos
    Participant
    #20427

    Zeal - super. Co prawda mlocka jak mlocka 😀 ale reszta bardzo mi sie podobala. Szkoda nie za czesto mozna obejrzec Twoje opowiadania tutaj.

    Zeal
    Participant
    #20429

    Cieszy mnie, ze komuś się podobało. Zaś co do ilości opowiadań... Cóż, inne "klimaty" pochłaniają mnie niemal całkowicie i brakuje mi czasu na pozostałe rzeczy...

    Coen
    Participant
    #20776

    Prolog

    Wilk ostrożnie wytracając prędkość, zbliżał się do stacji. Uszkodzone w czasie bitwy systemy kontroli lotu wcale nie ułatwiały tego zadania. Kal westchnął ciężko, ale z ulgą, kiedy zbliżyli się na tyle, iż Forteca złapała ich stabilną wiązką holującą, pomimo promienia z rozszczelnionego rdzenia, który przez wyrwę w poszyciu zalał sporą część kadłuba.

    - ORP Wilk, witajcie w domu. Ekipy naprawcze i medyczne od razu zajmą się waszymi potrzebami. Forteca, koniec.

    Komandor Se'Datha klepnął komunikator na ramieniu:

    - Wszyscy członkowie załogi niech złożą raporty z ostatniej misji do swoich przełożonych, potem macie wolne.

    Mówił spokojnie i powoli. Był po prostu zmęczony, dlatego postanowił zejść teraz z mostka, zjeść coś, odświeżyć się, a następnie po otrzymaniu raportów i przestudiowaniu ich zabrać się za składanie własnego dla dowództwa floty. Bardzo nie chciało mu się tego robić, ale w końcu życie dowódcy to nie tylko przyjemności.

    Kal siedział spokojnie w kantynie 'U Prixa', jednej z ośmiu kantyn/barów/restauracji na tej gigantycznej stacji, które zapewniały część rozrywki niezbędnej do funkcjonowania tej pięćdziesięciotysięcznej populacji. Popijał napój, jaki zaproponował mu gospodarujący tu Deltanin, a mianowicie syrop z czarnych porzeczek z mocno gazowaną wodą mineralną i o ile rzadko lubił nowości, tak tym był zachwycony. Mocny smak owocu był dodatkowo potęgowany i wzmacniany przez każdy pękający bąbelek. Nagle o mało się nie zakrztusił, bowiem w jasnym błysku, tuż za oknem pojawił się ogromny czerwono-czarny Ambassador, gubiący plazmę z obu gondol. Komandor bez trudu rozpoznał numer identyfikacyjny wypisany na boku jednostki: CK 3

    - Grom? - mruknął. - Co do kur... - zaczął, lecz nie skończył, dopijając sok jednym haustem i rzucając się do drzwi kantyny.

    W korytarzu panował spory ruch. Rannych, z uwagi na ryzyko rozregulowania się wzorców transportowych, które ulegały ciągłej zmianie z powodu pogarszającego się stanu zdrowia, przesyłano jedynie do pomieszczeń transporterów stacji, z których na noszach przenoszono do ambulatoriów. Co prawda Gwiezdna Flota, ślepo ufna w precyzję swojego sprzętu, uporczywie się do tych środków bezpieczeństwa nie stosowała, a jak głosiła plotka, popularna wśród bardziej inteligentnych istot Federacji, które interesowały się tym zagadnieniem, władze Federacji oraz FAI-a (Federacyjna Agencja Informacyjna) głosząca "wolność" prasy, skutecznie tuszowały wszystkie odstępstwa od normy. Flota Polska na szczęście dbała o swoich oficerów i marynarzy i utrzymywała te zabezpieczenia. Z tego też powodu ranni byli transportowani tylko do hali transportera i stamtąd do ambulatorium konwencjonalnymi metodami. Jeśli kogoś nie udawało się utrzymać po drodze do ambulatorium, to i w ambulatorium niczego by nie zwojowano. Se'Datha właśnie wcisnął się w ścianę, aby przepuścić nosze z rannym Murzynem, kiedy dostrzegł wśród koordynatorów znajomą twarz. Młoda Betazoidka wstawała właśnie od leżącej na noszach kobiety, którą od razu zabrali medycy. Kal zauważył, iż ranna zamiast twarzy miała tylko krwawą miazgę. Nie wiedział co prawda, co z oczami, ale wątpił, aby coś tak kruchego jak gałka oczna mogło przetrwać. Betazoidka oparła się o ścianę, nie mogąc utrzymać równowagi i przewróciłaby się, gdyby komandor jej nie podtrzymał. Okrążył ją, chcąc spojrzeć w twarz jasnowłosej kobiecie, jednak nie spodobało mu się to, co zobaczył. Młoda, gładka i wyrazista twarz kobiety była ściągnięta grymasem ogromnego bólu, fizycznego i psychicznego, a z jej oczu płynęły łzy. Instynktownie przytulił kobietę, ta zaś wcisnęła się mocno w jego ramiona płacząc. Rozładowując, jak to się technicznie nazywało wśród telepatów, nagromadzony ładunek. Eiranne tłumaczyła mu to kiedyś. Chodziło mianowicie o to, że gdy telepata wejdzie w czyjś umysł, aby ulżyć temu komuś w cierpieniu, wiele emocji, bólu czy wspomnień czasowo przechodzi na telepatę, ładując go jak akumulator. Każdy telepata czuje, kiedy jego limit pojemności się zbliża i musi rozładować to emocjonalne napięcie, inaczej nie będzie mógł nikomu więcej pomóc. Przyjmowanie bólu i emocji innych poza własne maksimum kończyło się prawie zawsze chorobą psychiczną, w pozostałych przypadkach zaś śmiercią. I to właśnie robiła teraz Eldicoranna. Po chwili odsunęła się, ocierając zawilgocony nos. Skinieniem głowy podziękowała za pomoc.

    - Co się stało? Gdzie Coen? - spytał od razu Kal, niepokojąc się o przyjaciela, bowiem w kobiecie, którą przed chwilą zabrano, rozpoznał Bajorankę pełniąca funkcję sternika.

    - Kardi uderzyli na nas, kiedy eskortowaliśmy Władysława Jagiełłę do planety przeznaczonej na zasiedlenie w układzie Shaundakul. Dziesięć cholernych okrętów, w tym pięć tych nowych, Demoliszów.

    Kalowi aż chrupnęły zaciśnięte szczęki. Demolisz to była nazwa nadana przez oficerów Floty w celu określenia nowej klasy jednostek kardasjańskich po raz pierwszy dostrzeżonych trzy miesiące temu. Były nad wyraz podobne do starszych Galorów, które w kodzie odznaczeniowym nosiły miano Liszy, logicznym więc było, iż podobną do Galorów, a znacznie silniejszą jednostkę zaczęto nazywać Demoliszami.

    Kobieta zaś kontynuowała:

    - Podzielili się na dwie grupy. Wszystkie Demolisze oraz dwa Lisze rzuciły się na nas, podczas gdy reszta zajęła się Jagiełłą. Nie mieliśmy szans w walce z nimi, jednak Logan nie chciał słyszeć o ucieczce. Zniszczyliśmy więc jednego Demolisza i Lisza oraz uszkodziliśmy jeszcze jednego, kiedy ich salwa przebiła osłony i gruchnęła w kadłub w miejsce łączenia maszynowni z szyją. Nie mieliśmy już wtedy innego wyjścia, jak skakać w warp i lecieć tutaj. Kardi nie polecieli za nami, więc pewnie spróbowali przejąć Jagi...

    Nie skończyła, bowiem w korytarzu dało się słyszeć pokaźną wiązankę w tyrańskim, opisującą dokładnie relacje matek i ojców sanitariuszy do siódmego mistycznego pokolenia włącznie.

    - Mówiłem wam, wy niedouczone Targi, że nic mi nie jest! Zajmijcie się rannymi, bo osobiście rozedrę was na sztuki! - zagrzmiał Coen w stronę sanitariuszy ze stacji, którzy nie przejmując się w ogóle groźbami, przełożyli go od razu na nosze. Noga pokryta mocno przesiąkniętymi przez krew opatrunkami zahaczyła o nosze, co spowodowało krzyk bólu i kolejną wiązankę, tym razem po wolkańsku.

    Kal odetchnął z ulgą. Znaczyło to bowiem, iż kapitanowi nic poważnego nie dolega. Ciągle pozostawała jednak kwestia ponad pięćdziesięciu tysięcy osób na pokładzie Władysława Jagiełły oraz całego sprzętu przeznaczonego do budowy posterunku obronnego, a więc zalążków koloni bojowej.

    Coen leżał na szpitalnym łóżku, zajadając się wiśniową galaretką. Nie przepadał za wizytami w ambulatorium w charakterze klienta, ale skoro już musiał, to chciał mieć pełny zakres usług. Poza tym przyjemny smak odciągał go od myślenia o klęsce, jaką poniósł. Tak przynajmniej sobie mówił. Nie cierpiał przegrywać, po prostu nienawidził tego. Poczuł wzbierającą w nim złość na wszystko i właśnie wtedy ciepła kobieca dłoń dotknęła jego twarzy. Ten delikatny, nieomal ledwo wyczuwalny dotyk miał kojące działanie. Eldi uśmiechnęła się do niego. Była tu od kiedy lekarze poskładali mu nogę do kupy i nie odstępowała ani na krok. W tym momencie rozsunęły się drzwi i wszedł przez nie Kal. Logan powitał go unosząc miseczkę z galaretką, kobieta zaś ciepłym uśmiechem, na co on odpowiedział skinieniem głowy.

    - Jak noga? - spytał komandor, bardziej, aby zacząć rozmowę, bowiem wiedział dobrze, co mogła zdziałać medycyna.

    - Już wygojona zupełnie, teraz tylko muszę zostać tu kilka godzin, w ciągu których ciało musi zaakceptować sztucznie przyśpieszone gojenie - odpowiedział kapitan, po czym ponownie wzniósł miseczkę z galaretką. - Jest świetna, jeśli chcecie, to częstujcie się.

    Kal wziął łyżeczkę i nabrał trochę półprzeźroczystej galaretowatej substancji o trudnym do określenia stanie skupienia. Faktycznie była nad wyraz smaczna. Se'Datha więc wziął drugą porcję, idąc za dawno otrzymanym przyzwoleniem. Betazoidka jednak nie skorzystała z pozwolenia uśmiechając się i umownie pokazując na swój brzuch. Obaj mężczyźni uśmiechnęli się rozbawieni, bowiem Eldi miała go nad wyraz wypracowanego. Nagle jednak Coen zepsuł cały dobry nastrój pytając:

    - A jaka jest sytuacja na zewnątrz?

    Kal usiadł powoli na sąsiednim, wolnym łóżku i zaczął opowiadać:

    - Nie do końca wiem, od czego znacząc. Grom wyląduje w doku na ponad miesiąc

    - Na ile?!

    - Miesiąc, i to jak się sprężą, bowiem będzie też przezbrajany tak jak i reszta floty.

    Coen tylko wściekle zawarczał. Eldi jednak nie rozumiała za bardzo, dlaczego go przezbrajali ani tym bardziej po co. I wiedzieć nie mogła, nie miała wystarczającego statusu uprawnienia. Spytała więc o to od razu, a Kal odpowiedział wprost. Skoro uzbrojenie już mieli dawać nowe, to w tajemnicy tego i tak nie utrzymają.

    - Mamy potwierdzenie, iż Kardasjanie przejęli Jagiełłę i odholowali do jednej ze swoich silnie strzeżonych baz wojskowych. Jak wiesz, uzbrojenie, jakie miała otrzymać kolonia na Shaundakul, jest identyczne z tym, jakie mamy obecnie na standardzie we flocie. Jest ono technologicznie dość prymitywne, bowiem nigdy nie było przewidziane do walki, a jedynie do sprawdzenia możliwości modyfikacji uzbrojenia oraz sieci dystrybucji energii. Teraz, kiedy Kardasjanie przejęli i pełne dane oraz samą broń, bez trudu uodpornią na nią swoje jednostki. Uzbrojenie faktycznie zaprojektowane dla naszej floty, czyli dezruptory polaronowe, jest dopiero testowane i miało być wprowadzane dopiero za pół roku. Miało wtedy zachwiać równowagą sił, znacząco przewyższając wszystko, czym, dysponują rasy z Alfy. Niestety, na obecnym poziomie otrzymamy standardy Federacji, w najlepszym razie Klingońskie, ale nie liczyłbym na to.

    Kal widząc minę przyjaciela powiedział szybko:

    - A więc widzisz, w końcu nie tylko jeden taki pewny patrolowiec dba o to, aby w magazynie nie było nadmiaru części.

    Odniosło to pożądany efekt, bowiem Coen wyszczerzył się od ucha do ucha.

    - Tia, jasne, tu miałeś rację, ale pewne dwie flaszki i tak przegrasz.

    - Mhm, przegram, a świstak siedzi, bo sreberka były dziubane.

    - Nie wyskakuj ze sloganami z dwudziestego pierwszego wieku, bo nam naszą betazoidzką terapeutkę w zakłopotanie wprowadzasz.

    - Nie, nie - odparła szybko Eldi. - Studiowałam ziemskie archaiczne powiedzonka i znam ich znaczenie, choć nadal nie rozumiem, jak tekst z komercyjnej propagandy mógł zrobić taką furorę.

    - Tego nikt nie wie - odparł jej Kal. - Że o popularności zatruwania się chemią czy łączeniu w pary osobników tej samej płci nie wspomnę. To już na zawsze pozostanie tajemnicą tamtych dzikich czasów.

    - Masz rację. Nawet nie wiem, czy powinniśmy to poznawać - odparła uśmiechając się. - A o jakie dwie flaszki wam chodziło?

    W tym momencie zapiszczał jej komunikator:

    - Adahl do Eldicoranny, mamy już gotowy raport zabitych i rannych - dobiegło z komunikatora na jej ramieniu, zaś wiadomość ta wyraźnie popsuła wszystkim humory. - Proszę przy najbliższej okazji dostarczyć go kapitanowi. Adahl, koniec.

    Eldi potwierdziła szybko wiadomość.

    - A co z załogą Jagiełły? - spytał kapitan ponownie obwiniając siebie o stratę tak ważnej jednostki. Kobieta objęła delikatnie ramionami jego głowę i przyciągnęła do siebie, chcąc dodać mu wsparcia.

    - Obecnie prowadzone są z Unią rozmowy w celu ich zwolnienia. W kwestii statku czy surowców się nie łudzimy, ale załogi nie popuścimy. Chodzi w końcu o pięćdziesiąt tysięcy istnień.

    - I to utwierdza mnie w przekonaniu, iż decyzja o zawarciu z wami sojuszu była nad wyraz słuszna - usłyszeli głęboki, ponury głos dobiegający od drzwi. Martok wszedł powoli do pomieszczenia. Se'Datha i Eldicoranna zasalutowali do jakby nie patrzeć wyższego rangą oficera sojuszniczej floty. Coen z racji swojego stanu tylko zasalutował. Zrobili to staropolskim sposobem, dwoma palcami, zaś Martok odpowiedział im klingońskim salutem wojowników.

    - Jak się domyślam, to pan nie jest dowódcą tego nieznanego okrętu, który w układzie Shar pokonał Kardasjan, ratując placówkę i okręty elveńskie? - spytał generał patrząc na Se'Data z ironicznymi iskierkami w oczach.

    Kal bezbłędnie odgadł ich znaczenie i kiwając głową odparł:

    - Niestety, generale, to nie ja i nie mam pojęcia, kto to był, ani co to za okręt.

    Martok również kiwnął głową, po czym jednak spoważniał.

    - Mam sprawę do waszego kapitana.

    Oboje popatrzyli na Coena, on zaś skinął głową i po chwili został sam z Klingonem.

    - Nie mamy dużo czasu, więc jeśli pan pozwoli, kapitanie, przejdę prosto do sprawy.

    - Oczywiście, nawet tak wolę.

    - Strata tamtego okrętu spowodowała, iż straciliście nieomal wszystkie technologiczne asy z rękawów w ewentualnej wojnie z Unią. Mam możliwości zapewnić dodatkowego asa zarówno wam, jak i Imperium Klingońskiemu, ale potrzebna mi będzie pańska pomoc.

    - Moja? - zdziwił się Logan. - Przez najbliższą dobę sam nie doczłapię nawet do drzwi.

    - Twoja lub jednego z czterech innych kapitanów w Polskiej Flocie. Wszyscy jednak dowodzą okrętami, które nadal są w linii. Przy osłabieniu Rzeczypospolitej przez utratę Jagiełły oraz konieczność przezbrajania okrętów głupotą byłoby odwoływanie ich od zadań, które im powierzono. Grom jednak pozostanie w doku już od teraz, dlatego przyszedłem spytać, czy zgodzi się pan wziąć ze mną udział w tej misji. Niestety szczegóły będę mógł podać dopiero, gdy znajdziemy się na pokładzie mojego okrętu.

    - Generale, bardzo chętnie bym z panem poleciał, ale muszę tu grzać tyłek przez kilkanaście godzin...

    - Zalecę, aby przenieść pana od razu na San'Kal. Dolecenie w miejsce spotkania zajmie nam z maksymalna możliwą szybkością około pięciu dni. W pełni zdąży się wiec pan wyleczyć. Więc jak?

    Martok podszedł bliżej, wyciągając do człowieka rękę. Coen uśmiechnął się tylko i uścisnął ją mocno. - Wchodzę w to.

    Vor'Cha w jasnym błysku wyskoczyła z podprzestrzeni i ruszyła szybko przed siebie. Coen stał na mostku i patrzył na rosnący na ekranie okręt

    - Wow - wyrwało mu się tylko.

    - Dobrze powiedziane - poparł go Martok. - I.K.C. Negh'Var, pierwszy w swojej klasie i nieznany nikomu. Jesteś pierwszą osobą nie z Imperium, która może go w ogóle zobaczyć.

    - A Tal'Shiar czy Sekcja 31 o nich nie wiedzą?

    - Sam fakt, że wiesz, iż takie organizacje istnieją, dowodzi tego, jak marne są w tym, co robią. Ani jedni, ani drudzy nie rozpoznaliby informacji wywiadowczej, nawet jakby podeszła i dała im w mordę.

    Coen parsknął, przyznając mu rację, i wrócił do podziwiania piękności na ekranie. A było co podziwiać. Negh'Var był największym znanym mu okrętem zbudowanym przez Klingonów. Z jednej strony trzymał normy ustalone jeszcze tysiąc lat temu, jeśli idzie o budowę okrętów wojennych, czyli dziób, szyja i potem masywna część rufowa, co znacznie zwiększało możliwości manewrowe. Na końcach skrzydeł znalazły się masywne gondole warp, zaś pod samym głównym kadłubem...

    - A to co to jest? - spytał Coen, pokazując dwa spore wypusty.

    - To, przyjacielu, jest najpotężniejsza broń energetyczna, jaką zna ta część galaktyki - odparł Klingon spokojnie. - Dezruptory mk 18.

    - To są dezruptory? - spytał Terranin, patrząc na gigantyczną broń. - Deflektor na Gromie jest od tego niewiele mniejszy.

    Generał podszedł do konsoli łączności i wysłał kod identyfikacyjny, po czym obaj z Loganem znaleźli się na pokładzie nowego okrętu. Coen obawiał się, iż zatraci on swój spartański urok i zacznie przypominać liniowcowe wnętrza jednostek federacyjnych. Na szczęście jednak tak nie było. Od razu wyszedł po nich oficer w randze kapitana i zaczął prowadzić na mostek. Kiedy na niego dotarli, Negh'Var leciał już w warp.

    - W porządku, generale. Miał mnie pan wprowadzić w nasze zadanie.

    Klingon podszedł do jednej z konsol i nacisnął kilka klawiszy. Na ekranie pojawiła się mapa przygranicznych terenów Federacji, konkretnie rozległego pasa asteroid. Wydawał się on Coenowi dziwnie znajomy.

    - Kilkanaście lat temu USS Pegasus miał przetestować nielegalną dla Federacji, mocno zawansowaną technologię. Na pokładzie doszło do buntu i słuch o jednostce zaginął. Oficjalnie doszło do eksplozji na pokładzie i utraty sporej części załogi, jednak wiele osób przypuszczało, iż Pegasus przetrwał i gdzieś zaginął. Sądzę, iż go znaleźliśmy. Właśnie tam - mówił Martok wskazując na ekran.

    - Czy to jest to, co myślę? - spytał Coen.

    - Owszem, tam miałeś pierwsze skierowanie po Akademii Gwiezdnej Floty. Niewiele osób, do których mam dostęp, zna ten teren. Potrzebuję więc, abyś pomógł w poszukiwaniach.

    - A właściwie to jakiej technologii mamy szukać?

    Generał uśmiechnął się tylko.

    - Pierwsze federacyjne urządzenie maskujące.

    - Federacja złamała swoje 'święte' zasady? Zaczyna im to w krew wchodzić.

    - Tak, jak zwykle, oni tylko się chwalą, jacy to są porządni, a pod względem oszustw to Kardasjanie i Romulanie razem wzięci są jak pchły przy słoniu.

    - Tak, Federacja ma po prostu dobrych speców od public relations.

    Po tych słowach na mostku Negh'Var dało się słyszeć radosny śmiech.

    Eiranne popatrzyła z góry, krytycznie na Kala. Oboje byli na szarej macie wyściełającej podłogę jednej z sal treningowych. Mężczyzna zbierał się właśnie z ziemi, zastanawiając się, co się stało. Właśnie demonstrował swojej pierwszej oficer techniki aikido, kiedy nagle wykonała jakiś ruch ręką i Se'Datha odkrył, iż leci w powietrzu, a potem huknął o pokład.

    - Jeszcze jakieś wasze techniki rozbrajania przeciwników chcesz mi zademonstrować? - spytała z pięknym uśmiechem, kiedy udało mu się złapać pion. Popatrzył na nią zmęczonym wzrokiem i nagle drapieżnie się uśmiechnął.

    - Naturalnie - odparł i złapawszy ją za ramiona, podciął szybkim ruchem nogi, tyle że ona złapała go za ręce i pociągnęła za sobą. Wylądował na niej z głową wciśniętą w hebanowy, ukryty za bawełnianym materiałem biust. Podniósł ją powoli, napotykając rozbawione spojrzenie czerwonych oczu.

    - Wygodnie ci? - spytała powstrzymując się od śmiechu.

    - No w sumie... - odparł układając się wygodniej, jednak tak, aby nie przygniatać kobiety. - Materac dość miękki, ale trochę za duży.

    - Osz ty - syknęła z udawana złością i zaczęła łaskotać swojego dowódcę.

    Nie pozostał jej dłużny, a w tej zabawie szło mu znacznie lepiej. Miał w końcu większe pole działania. W sali zaczął się rozrastać ładunek śmiechu, jednak przerwał im dźwięk dzwonka. Informował on, iż remonty na Wilku zostały zakończone i mieli się stawić na pokładzie. Misję patrolową przydzielono im już trzy dni temu.

    - Fajnie - warknął tylko Coen, obserwując konsolę taktyczną.

    Były na nich idealnie widoczne dwa romulańskie Warbirdy klasy D'Deridex. Patrolowały one ten obszar we włączonym kamuflażu, ale widać nie stanowił on żadnego problemu dla czujników klingońskiego pancernika. Ich zachowanie dawało do zrozumienia, iż nie zdołali jednak wykryć Negh'Vara.

    - Sądzę, iż jeśli będziemy utrzymywać tę pozycję, nie wykonywać intensywnych skanów ani manewrów, to Romulanie nas nie wykryją - odparła Klingonka w średnim wieku operująca przy konsoli. - Niestety, aby móc przeszukać ten układ, musimy wykonywać skanowanie intensywne, które zdołają szybko i łatwo wykryć.

    - Hmmm... Jakie mamy szanse w walce z tymi kolegami? - spytał Logan.

    - Trudno określić - odparł oficer taktyczny. - Przewyższamy ich właściwie pod każdym względem, ale jest ich dwóch, a to największa możliwa przewaga. Poza tym dłuższa walka na pewno ściągnęłaby tu kogoś z Federacji, a szybko tego nie załatwimy.

    Po tym spokojnym, konkretnym oświadczeniu na mostku zapadła cisza. Nagle Martok spytał:

    - Czy dostarczono na pokład SPE?

    - Oczywiście - odparł pierwszy oficer. - Na czternaście godzin przed pana przybyciem, choć na razie tylko jedną sztukę.

    - Wystarczy - powiedział generał, rozważając wszystko dokładnie i po chwili wydał rozkazy. - Wyprowadzić z doku zakamuflowany wahadłowiec i zamontować na nim SPE, a potem wysłać w stronę centrum Federacji. Może Romulanie pomyślą, że ich wykryto i uciekną.

    - SPE? - spytał Terranin.

    - System Powiększania Echa - wyjaśnił taktyczny. - Urządzenie zaprojektowane do dekoncentrowania wroga w czasie bitwy, takie przeciwieństwo kamuflażu. Może naśladować dowolne echo, jakie pojawia się na czujnikach.

    - Upodobnijcie wahadłowiec do Excelsiora B. Jest to typowa jednostka do patrolowania takich regionów, a przy tym na tyle słaba, że Romulanie zaczną się obawiać, że poleciała po jakieś posiłki.

    - Lub postanowią ją dogonić i uciszyć - powiedział taktyczny, przekazując rozkazy.

    - To nawet jeszcze lepiej - padło w odpowiedzi.

    Klingońska załoga jak zawsze sprawnie i fachowo wzięła się za wypełnianie poleceń. Już po chwili z niewidzialnego hangaru wyleciał niewidzialny wahadłowiec, wyglądający jak mały B'Rel. Jak tylko odsunął się troszkę od macierzystej jednostki, skoczył w warp i zaczął emitować odpowiednią sygnaturę. Dowodem był nowy sygnał na skanerach, odpowiadający idealnie lecącemu w warp Excelsiorowi. Romulanie jednak zachowali się dość nieoczekiwanie. Zamiast uciec lub zacząć gonić Excelsiora, podzielili się i szybciej zaczęli patrolować obszar. Dużo szybciej. A więc również niedokładniej, czego Negh'Var nie zamierzał przepuścić i rozpoczął własne poszukiwania. Jako że w przeciwieństwie do Romulan wiedzieli, czego szukają, skupili się tylko na asteroidach większych niż pięćset metrów w średnicy. Podchodzili na niecałe dwa kilometry do każdej i rozpoczynali skanowanie. Był to proces powolny, ale jedyny, na jaki mogli sobie pozwolić...

    Wilk leciał powoli u boku innych, cięższych okrętów. Razem z czterema innymi jednostkami eskortowali Kazimierza Jagiellończyka, na pokładzie którego były materiały do założenia koloni bojowej. Układ Shandakul był zbyt istotny, aby odpuścić budowę tam. Lecz jako że Kardasjanie już o nim wiedzieli, tym razem eskorta była znacznie liczniejsza: ORP Gryf, Mazur, Generał Haller, Komendant Piłsudski oraz Wilk stanowiły siłę bojową, z jaką każdy musiał się liczyć. Kal miał jednak nieodparte wrażenie, iż włażą w paszczę lwa.

    - Wykrywam coś dziwnego - powiedział nagle Vislan, Elven, który pełnił na Wilku funkcję oficera naukowego. - Małą sondę oddaloną od nas o jedną dziesiątą roku świetlnego.

    - Czy inni też ją wykryli? - spytał automatycznie Kal.

    Nie musiał wydawać rozkazu przygotowania się na niespodziewaną sytuację, bowiem od kiedy tylko zbliżyli się do miejsca dawnej walki, wszystkie jednostki przeszły od razu na alarm bojowy.

    - Potwierdzam - padło ze stanowiska łączności. - Wykryli również trzy inne w podobnej odległości.

    Komandor zerwał się z siedzenia.

    - To puła... - zaczął, lecz nim zdążył dokończyć czy cokolwiek zadziałać Vislan krzyknął ostrzegawczo:

    - Sondy emitują jakiś rodzaj promieniowania!

    - Tracimy stabilność pola warp! - włączyła się do kakofonii sterniczka.

    Sześć okrętów nagle gwałtownie wypadło z podprzestrzeni dokładnie przed półkolistym polem szczątków. Wtem na części szczątków zaczęły się zapalać białe i pomarańczowe światła, kiedy ponad dwadzieścia kardasjańskich jednostek bojowych budziło się do życia. Se'Datha widział wszystko na głównym ekranie.

    - Będzie fajnie - mruknał tylko, po czym zaczał błyskawicznie wydawać rozkazy.

    Negh'Var leciał z pełną prędkością, odpowiadając na wezwanie pomocy. Warp 9,6 powodowało, iż cała konstrukcja drżała ostrzegawczo, ale Coen się nie obawiał. Wiedział, że szkielet wytrzyma. Kilkadziesiąt minut temu odebrali wezwanie pomocy z konwoju KWSS 2 i teraz grzali z pełną możliwą prędkością w stronę miejsca walki.

    - Wykrywam pobojowisko, jest dużo wraków, głownie kardasjańskie.

    - A okręty nadal istniejące? - spytał Coen z wyczuwalnym w głosie zdenerwowaniem.

    - Jeden masowiec, jeden D'Tai i jedna Akira oraz Nowy Orlean, choć są mocno uszkodzone. Do tego dziesięć transportowców kardasjańskich oraz osiem krążowników klas Galor oraz Keldon. Wszystkie bojowe są uszkodzone.

    Coen odetchnął z ulgą wiedząc, iż Wilk jeszcze istnieje, jednak martwiła go sytuacja, w jakiej musiał się znajdować. Po chwili byli już na tyle blisko, że sensory wykryły walkę na pokładach wszystkich polskich okrętów.

    - Widać, Kardasjanie mają chrapkę na przejęcie abordażem kolejnych jednostek - zauważył Coen ze złością. Jak by nie patrzeć, dziesięć transportowców to bez mała mogło być trzydzieści pięć tysięcy żołnierzy, a do tego jeśli dodać załogi krążowników, to marnie widział swoje szanse. Co prawda każdy okręt polski przewoził własny regiment bojowy. Gryf miał nawet cztery tysiące piechurów na pokładzie, ale to i tak było o wiele za mało.

    - No to się przejadą - odparł zimno Martok i przez interkom kazał się przygotować załodze do walki wręcz.

    Zdziwiło to trochę Logana. Widział co prawda wielu Klingonów na pokładzie, ale jakoś nigdy go nie interesowało, ilu ich jest. Spytał wiec o to teraz. Generał tylko się uśmiechnął i odparł szczerze:

    - Dwa tysiące siedmiuset standardowej załogi oraz dziesięć tysięcy wojowników, natomiast do skutecznej obsługi Negh'Var potrzebuję tylko tuzina.

    - Wow - usłyszał tylko w odpowiedzi, po czym Terranin pobiegł do jednej z sal transporterów.

    Kardasjanie nie mieli za dużych szans. Ich krążowniki latały wokół uszkodzonych polskich jednostek, doglądając akcji przejmowania ich. Każdy był mniej lub bardziej uszkodzony, lecz ich ofiary nie były w stanie oddać choćby jednego strzału. Kardasjanie byli pewni swojej wygranej. I to ich zgubiło. To oraz doskonałość kontrwywiadu klingońskiego, który uniemożliwił wyciek choćby bita informacji o nowym pancerniku. Dlatego właśnie Kardasjanie nie byli w stanie rozpoznać okrętu, który nagle, lecąc z prawie pełną impulsową, pojawił się przed nimi, co dodatkowo zwolniło ich reakcję. Nim się otrząsnęli, jeden Keldon, trafiony czterema zielonymi torpedami, po prostu wyparował. Taki sam los spotkał Galora, który został trafiony salwą z dwóch ogromnych dezruptorów. Masywne, trzydziestocentymetrowe pociski uderzyły w niechroniony z powodu awarii osłonami kadłub, masakrując go w przerażająco skuteczny sposób. Nim minęło pięć sekund od pojawienia się pancernika, jedna czwarta bojowych jednostek kardasjańskich przestała istnieć. Wraz z ostrzałem rozpoczął się transport oddziałów na polskie okręty. Słabnące szeregi polskie zasiliły nagle, żądne słodkiej kardasjańskiej krwi klingońskie zastępy.

    Dowódcy Galorów i Keldonów otrząsnęli się jednak dość szybko, zaś widząc, iż nieznany agresor ma opuszczone osłony, rozpoczęli zaciekły ostrzał. Jednak ponad dwudecymetrowy pancerz Negh'Vara był więcej niż dość wytrzymały na ich siłę ognia. Natomiast jego uzbrojenie było więcej niż znacznie wystarczające na pomarańczowe, podłużne krążowniki i transportowce. Co i rusz któryś z nich znikał w jasnym błysku światła, po prostu rozdarty na strzępy przez zielone wiązki i pociski. Próbowali uciec, ale ich silniki nadal były pod wpływem działania promieniowania zakłócającego działanie napędu warp, mimo że ono samo zostało wyłączone chwilę wcześniej. Kardasjanie z przerażeniem odkryli, iż wpadli we własne sidła. Ale było już o wiele za późno. Negh'Var zatoczył ostatni pełny krąg nad pobojowiskiem, doganiając dwa uciekające transportowce. W każdy z nich trafiły po trzy ogromne zielone pociski, wbijając się głębiej i głębiej w nieopancerzony kadłub. Wewnętrzne i zewnętrze eksplozje szlachtowały załogę na strzępy, spalały na popiół i resztki wyrzucały w bezkresny, zimny niebyt kosmosu. Gdyby Klingoni zostawili kogokolwiek przy życiu, jego opowieść napędziłaby władzom Unii takiego strachu, iż nie mieliby odwagi rozpocząć wojny. Nie przeżył jednak nikt...

    Dwa tygodnie później Kal wysiadał z transportowca razem ze swoją pierwszą oficer po wizycie na planecie Elvenów. Czekał na nich Coen. Od razu zobaczyli, iż był wyraźnie podenerwowany.

    - Co się stało? - spytał Kal.

    Logan wręczył mu tylko padda z zapisaną jakąś wiadomością. Mężczyzna nacisnął przycisk odtwarzania i na małym ekraniku pojawiła się twarz starszego, może siedemdziesięcioletniego człowieka. Nosił krótką, siwiejącą, ale nadal gęstą brodę, mimo iż jego głowa była już łysa jak kolano. Zarówno Elvenka, jak i Terranin rozpoznali w tej postaci Roberta Płatnerza, króla Rzeczypospolitej. Przemówił z nagrania głosem kogoś zmęczonego życiem, ale jednocześnie posiadającego dość sił, aby iść dalej.

    - Trzysta lat temu globalna wojna spowodowała zagładę naszego umiłowanego kraju. Utraciliśmy prawie wszystko w nuklearnym ogniu, ogniu najpotężniejszej broni, jaką wtedy znaliśmy. Teraz broń, jaką znamy, jest kilkaset razy silniejsza niż przedtem, jednak nie cofniemy się i nie oddamy tego, co nasze. Jak doskonale wiecie, kilka tygodni temu Unia Kardasjańska porwała ponad pięćdziesiąt tysięcy naszych obywateli, oskarżając ich o wtargnięcie do kardasjańskiej strefy wpływów. Nasi federacyjni sojusznicy nalegali, abyśmy załatwili sprawę polubownie, godząc się na kardasjańskie żądania ustępstw terytorialnych aż do linii układów Bane-Gond-Malar, czyli ponad czterdziestu procent naszych włości. Terenów, na których żyje prawie sześć miliardów osób, nie mogliśmy oddać, bowiem w Polsce żywe pozostaje stwierdzenie prezydenta Mościckiego, iż nie znamy pojęcia 'pokoju za wszelką cenę'. Z tego tez powodu trzy godziny temu Kardasjanie zabili wszystkich jeńców, wyrzucając ich w próżnię... Określili to nauczką na przyszłość, iż należy robić to, co każą. I wzięliśmy z tego naukę. Nauczyliśmy się, iż Kardasjanie są bestialskimi mordercami, bez krzty szlachetności, moralności czy miłosierdzia. Są oni bestiami, takimi jak te z naszych pradawnych legend. I jak takie bestie musza być traktowani. Z tego też powodu mniejszym wypowiadamy wojnę Unii Kardasjańskiej. Nie okażemy im litości, tak jak nie zaznaliśmy jej z ich ręki. Sami wznieśli topór nad swe głowy, my go teraz tylko ujmiemy i wykorzystamy. Za każde z istnień, jakie straciliśmy i stracimy z ich rąk, zginie dwudziestu Kardasjan. Rzucimy ich na kolana i przyciśniemy tak mocno, że pożałują, że kiedykolwiek odkryli napęd warp. Więc przygotujcie się wszyscy. Od dzisiaj jesteśmy w stanie wojny!

    Na tym zdaniu nagranie się kończyło. Mimo iż prawie wszyscy obsługi hangaru to widzieli, i tak wokół Elvenki i obu mężczyzn zebrał się spory tłumek, który jednak nie pisnął ani słówkiem w czasie przemówienia, choć odczucia wściekłości było widać na wszystkich twarzach. Pierwsza nie wytrzymała Eiranne.

    - Vith'rell - warknęła tylko.

    Ze wszystkich zebranych co to znaczy, wiedział tylko Kal, jednak reszta bez trudu się domyśliła. Se'Datha odszedł jednak na bok, w milczeniu opierając się o duży iluminator. Rozciągał się z niego widok na stocznię będącą przy Fortecy, jednak mężczyzna go nie widział. Myślał.

    Coen i Elvenka podeszli do niego cicho. Nie przeszkadzali mu.

    - Czarno to wszystko widzę - burknął w końcu. - Kardaczy zdobyli naszą technologię, przezbrojenie się potrwa trochę czasu niezależnie od tego, co byśmy nie robili, a i nie posiadamy żadnej przewagi, która mogłaby zrównoważyć przewagę ilościową wroga.

    Słysząc to, Coen uśmiechnął się lekko, po raz pierwszy, od kiedy dowiedział się o śmierci wszystkich z Jagiełły, po czym klepnął tylko komunikator.

    I nagle, tuż obok stacji, przestrzeń zafalowała i stała się na moment matowa, by po niecałych dwóch sekundach ukazać ogromnego, czarno-czerwonego Ambassadora.

    - Jesteś pewien, że nie mamy żadnej przewagi? - spytał cicho Coen.

    Komandor uśmiechnął się lekko, lecz szybko spoważniał ponownie. Oto bowiem zaczynał się prolog najnowszego rozdziału historii Polski. A tytuł tego rozdziału zaczynał się od słowa 'Wojna'...

    Tu możesz komentować to opowiadanie.

    Corvus
    Participant
    #20782

    Coen ostatni odcinek ORP był naprawde niezły!!!!!Trochę za dużo literówek, ale do przełknięcia.Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy!

    Zarathos
    Participant
    #20783

    Tia. Opowiadanie niezle, ale mam sie (?) pare uwag 😀

    1) Rozumiem Twoja niechec do Fedkow i Romkow, ale z Tal'shiar i S31 to lekko przesadziles. To ze sa znane, to nie znaczy ze sa kiepskie. Ostatecznie o KBG i GRU tez wszyscy wiedzieli.

    2) Skad Klingonie wiedzieli o Pegasusie, a tym bardziej o tym ze przetrwal skoro Riker i admiralek ktoremu udalo sie uciec nie wiedzieli. Pomijam juz fakt, ze prawdopodobienstwo, iz wogole wiedzieli waha sie od minimalnego do zera a nawet jest jeszcze mniejsze. No i gdyby Krolestwo uzyskalo dostep do fazowek, to kosciste lby 🙂 tez i NV mialby przy DS9 maskowanie fazowe a nie normalne. A nie mial :D.

    3) Jednak najwiekszym przegieciem byla ta bitwa. Ja rozumiem ze dla ciebie NV jest niezniszczalny i nawet gdyby Q zbudowal okret wojenny i zaczal strzelac do NV to ten by to przetrwal. Ale przetrwanie walki bez pol i rozgromienie calej floty oketow wojennych to juz przegiecie nad przegieciami. Z tego NV powinno zostac wspomnienie.

    Poza tym jest ok 😀

    Coen
    Participant
    #20784

    Hyhyhy:) A więc takAd1) Tak, wszyscy wiedzieli o KGB i GRU i co spotkało Związek Radziecki?:) Bo ja go dzisiaj na mapie świata nie widzę Ad2) No, to wiesz, pokaż mi ORP w którymś odcinku DS9 to przynam ci racje:)Ad3) NV ma pancerz na poziomie Defa, Def przetrwał bez osłon zmasowany ostrzał Vor'Chy przez 2 minuty. Ta walka tyle nie trwała a uzbrojenie kardachów do najsilniejszych nie należy (zwłaszcza w porównaniu z klingońskim) Cieszę się więc iż FAI'a ci się podoba:DCor, fajnie że ci się podoba:) Ale co do literówek to naprawdę nie wiem, ani Word XP ani 97 ich nie widzi 😐

    Ixion
    Participant
    #20793

    Wrażenia bardzo pozytywne. A fragment o dzikich czasach w szczególności 🙂

    Corvus
    Participant
    #20795

    Coen sorry za te literówki!Przeczytałem jeszcze raz, i wyszło mi na to że za pierwszym razem za szybko czytałem i chyba mi coś padło na oczy... 😀 😀 😀 😀 😀

    Zeal
    Participant
    #20852

    Opowiadanie usunięte na osobistą proźbę autora...

    Zarathos
    Participant
    #20854

    Jak widze jestem pierwszym ktory przeczytal i moze pochwalic Twoje nowe opowiadanie Zeal. Jak zwykle - genialne. pozostaje skandowac:

    !! WIECEJ !! WIECEJ !! WIECEJ !!

    i niezbyt cierpliwie czekac na ciag dalszy

Viewing 15 posts - 31 through 45 (of 95 total)
  • You must be logged in to reply to this topic.
searchclosebars linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram