Forum Fandom Opowiadania Cykle opowiadań Nowe Światy - Imperium Romulańskie

Nowe Światy - Imperium Romulańskie

Viewing 15 posts - 46 through 60 (of 77 total)
  • Author
    Posts
  • Zarathos
    Participant
    #39373

    Przyjemne. Ciekaw jestem, co ty tam wymysliles dla tego swojego T'Vosha. Mam nadzieje ze wleci na teren Federacji. Bedzie go mozna ladnie i legalnie aresztowac a potem rozstrzelac za szpiegostwo 😀

    Coen
    Participant
    #39374

    Ja zaś musze zadac pytanie formalne- Czy autorzy opowiadań z cyklu NŚ zgadzaja sie na zrzucenie ich w jeden temat?

    Zarathos
    Participant
    #39375

    w sumie czemu nie. jak sie nam drogi rozejda to sie zacznie druga czesc pisac 🙂

    Gosiek
    Participant
    #39376

    Ja bym proponowała stworzyć 2 tematy - jeden dla opowiadań z cyklu I tak to się zaczyna, a drugi dla cyklu Imperium Romulańskie - tak będzie czytelniej. Kolejne częsci będzie można umieszczać od razu w odpowiednich topicach.

    ;>

    I. Thorne
    Participant
    #39386

    Ja chce stworzyć jeden temat, składający się ze wszystkich części, ale wcześniej muszę zrobic korektę opowiadań. Jak stworzę temat to te pojedyncze można skasować.

    Gosiek
    Participant
    #39392

    Standardowo sklejaliśmy zawsze wszystkie posty z pojedynczymi opowiadaniami cyklu w jeden temat, i tym razem też możemy tak zrobić. Chyba, że wolisz po korekcie sam wrzucić kolejne opowiadania w nowy temat - też będzie ok. W każdym razie, jak coś będzie do skasowania daj znać tutaj albo na PM.

    I. Thorne
    Participant
    #39603

    Autor: Marcin "I. Thorne" Jarmużek

    Tytuł: "Nowe Światy - Imperium Romulańskie"

    To opowiadanie może być kopiowane i rozpowszechniane w dowolnej formie, jednak zawsze musi się pojawiać informacja o autorze.

    Część 1 "Początek"

    Układ Luran, w pobliżu granicy romulańsko-farandariańskiej, 1 dzień inwazji Borga.

    Subkomandor Teras ze znudzeniem wszedł na mostek swojego okrętu IRS Jular klasy Norexan. Już od 10 dni wraz ze swoją małą grupą uderzeniową czyhał na piratów niepokojących dostawy dilithium do Imperium. I nic. A miejsce na piracką zasadzkę było wprost idealne. Załamanie podprzestrzeni zmuszało wszystkie okręty w promieniu około 1,125 mld kilometrów do lotu w normalnej przestrzeni.

    "60 minut lotu w impulsowej to przecież 60 minut okazji do ataku" - tak myślało Dowództwo. Ten argument wspierało także to, że cały układ Luran był zaśmiecony ogromną ilością asteroid i meteorów, które dawały doskonałą ochronę przed pościgiem. A przez system biegła najkrótsza droga miedzy farandariańskimi kopalniami i rafineriami, a romulańskimi stoczniami.

    - Raport!

    - Nic nowego komandorze. 3 godziny temu przez "zwalniarkę" przeleciały 4 transportowce wraz z ochroną. Piratów ani widu, ani słychu. - zameldował Nural, oficer operacyjny.

    - Kiedy kolejny transport?

    - Za 10 minut. 2 frachtowce bez ochrony. Jak na nie się nie skuszą, to chyba znaczy, że tu ich nie ma.

    Teras zamyślił się. Nigdy nie było z piratami większych problemów. Ale po wojnie znacznie się rozzuchwalili. Atakowali nie tylko frachtowce, ale nawet małe kolonie. I to romulańskie! Zbyt daleko wysunęli swoją chciwą rękę. Trzeba będzie ich ukarać!

    - Komandorze, frachtowce wychodzą z warp. Weszły w "zwalniarkę". Ani śladu piratów.

    - Kurs dostosować do frachtowców. Utrzymać kamuflaż. Co to za okręty?

    - Standartowe nasze jednostki, typ 2. Brak uzbrojenia, silne osłony...

    - Komandorze, wykrywam kilka szybko poruszających się obiektów na kursie przechwytującym. - Przerwał Fered, oficer taktyczny. - Identyfikuję... 1 korweta, 1 fregata i 9 raiderów. Sygnatura nieznana, przechwycą frachtowce za 5 minut.

    - Wychodzimy na spotkanie! - rozkazał Teras.

    "1 Norexan i 2 Griffiny kontra 11 jednostek wroga? To nie będzie uczciwy pojedynek" - pomyślał subkomandor. - Niech Erelax i Marrus zajmą pozycję za formacją wroga. Mają zlikwidować raidery. My zajmiemy się większymi jednostkami.

    Piraci byli pewni swego łupu. Nawet nie próbowali się rozproszyć. I to stało się ich zgubą. Jular niespodziewanie ujawnił się przed piracką korwetą. Wystrzelił tylko jedną torpedę plazmową w jej kierunku, kierując dezruptory w towarzyszące korwecie raidery. Efekt był wstrząsający. Piracki sternik próbował uniknąć torpedy, lecz było za późno. Potężna eksplozja zamieniła korwetę w ogromna kulę ognia, która pochłonęła najbliższego raidera. Drugi próbował odbić w prawo, ale otrzymał kilka trafień w okolice silnika. Jego osłony opadły, a ostatni strzał trafił prosto w reaktor.

    Tymczasem Griffiny metodycznie likwidowały pozostałe raidery. Kapitan fregaty widząc nieuchronną klęskę swojej bandy, nakazał ucieczkę. Piracka jednostka zaczęła szybko oddalać się z pola walki.

    - Komandorze, fregata ucieka.

    - Kurs pościgowy. - nakazał Teras. " Ten pirat jeszcze nie wie, jak szybki i zwrotny jest ten typ okrętów". - pomyślał z satysfakcją.

    Pościg trwał zaledwie 40 sekund. Kapitan fregaty nie mając wyjścia zwolnił i zaczął wywoływać Julara.

    - Komandorze, piraci nas wywołują.

    - Na ekran.

    Kapitanem fregaty okazał się lekko podstarzały Farandarianin.

    - Jestem kapitan Do'Rvan.

    - Witam pana, kapitanie Do'Rvan. Czym tak pana zadziwiłem, że zaszczycił mnie pan swoją uwagą?

    - Dość tych gadek Romulaninie. - pirat był wyraźnie zdenerwowany. - Moje warunki są proste. Poddam okręt bez walki, jak zapewnisz mnie, że nikt z mojej załogi nie zginie.

    - Twarde stawia pan warunki, kapitanie Do'Rvan, szczególnie w tej sytuacji, ale zgadzam się. Proszę wyłączyć silniki, broń i osłony. Zostanie pan wraz z całą załogą przetransportowany do cel. Zaś w stacji Dderas. czekać już będzie sąd i odsiadka. - Teras machnął na porucznika, by przerwał połączenie.

    - Komandorze. - odezwała się T'Ran, oficer łącznikowy z Tal Shiar, Teras szczerze jej nienawidził, jak każdego z tej organizacji - Ma pan przecież wyraźny rozkaz zabicia wszystkich piratów. - Subkomandor zignorował jej uwagę.

    - Nural, przekażcie do transporterów, że mają przetransportować piratów, ale w próżnię, jakieś 200 metrów od nas.

    - A pańska obietnica?

    - Kłamałem. Dziwne, są jeszcze głupcy na świecie, co wierzą w uczciwych Romulan...

    Niedaleko od burty Julara zaczęli pojawiać się piraci, którzy po chwili rozrywani byli przez bezlitosną próżnię na strzępy.

    Nagle na mostku zapikało urządzenie komunikacyjne.

    - Komandorze, wiadomości bezpośrednio z Dowództwa.

    - Proszę przeczytać.

    - Komandorze! - Nural nagle zrobił się blady. - Borg zaatakował kwadrant Alfa! Obecnie asymiluję terytorium kardazjańskie. Nasze siły obronne przechwyciły już dwa statki rozpoznawcze na granicy.

    - Niech to szlag! Czy są jakieś rozkazy dla nas?

    - Tak, komandorze. Ma pan przekazać dowództwo grupy kapitanowi Erelaxa, a sam stawić się jak najszybciej w Senacie.

    - Dobrze, przekażcie Erelaxowi i Marrusowi, że mają ochraniać frachtowce do bazy. Niech zabiorą też nasz nowy nabytek. - jako zdobywca miał prawo nazwać okręt, więc zamyślił się na chwilę. - IRS Nostan. Tak, teraz przyda się nawet ta korweta. Później mają wolną rękę w polowaniu.

    Marrus wziął Nostana na hol i wraz z Erelaxem i frachtowcami zaczął się oddalać w kierunku stacji Dderas.

    - Sternik, kurs na dom, maksymalna prędkość!

    - Tak jest, komandorze.

    Siedziba romulańskiego Senatu, Rotak, Romulus, 3 dzień inwazji Borga.

    W Senacie powoli zbierali się Senatorowie. Ale takiej frekwencji nie było chyba od 100 lat. Jednak był bardzo ważny powód - nie codziennie przecież najsilniejsza rasa w galaktyce postanowiła powiększyć swoje terytorium kosztem kwadrantu Alfa! Wreszcie około południa w sali Zgromadzenia zajęte było praktycznie każde miejsce. Po chwili na środek sali wystąpił Pretor D'Rani, który przejął władzę w Pretoriacie po tzw. "Incydencie z Shinzonem".

    - Panie i panowie Senatorowie. Od wielu lat Senat nie zbierał się na wspólnym Zgromadzeniu, łączącym Niższą i Wyższą Izbę. Lecz dzisiaj mamy ważny powód by to zrobić. Uważam, że najważniejszy od czasu założenia naszej Republiki. Zagrożone jest istnienie całego Imperium! Naszym wrogiem nie jest tym razem Federacja, ani Klingoni. Oni są płotkami w porównaniu z Borgiem! Ta cybernetycznie wzbogacana rasa nie chcę nas podbić. Oni nie podbijają, oni niszczą całe kultury i światy! Nasza biologiczna i technologiczna odmienność będzie im służyć! - po sali rozległ się głośny szmer, D'Rani wiedział, że musi wykorzystać strach Senatorów, aby szybko podjęli ważne decyzje. - Niech was nie mami to, że obecnie asymilują wrogów Imperium, Kardazjan. Nasze siły obronne pilnujące granice od strony kardazjańskiej już przechwyciły kilka sond i małych jednostek bojowych Borga. Oni nie chcą tylko Federacji, chcą nas wszystkich w we swoim Kolektywie! - w sali aż zagrzmiało.

    Pretor skinął na żołnierza pilnującego ukrytych drzwi. Podporucznik cicho je otworzył. Z ciemności wyłoniła się łysa, lekko kulejąca istota. Miała ogromne oczy i ostające uszy.

    Na sali rozległ się ryk oburzenia. Niektórzy Senatorowie usiłowali wbiec na mównicę. Na szczęście żołnierze szybko zaprowadzili porządek. Jako przedstawiciel stronnictwa konserwatystów wystąpił Senator Jarok, młody polityk szczycący się tym, że jego ojciec był najbliższy, ze wszystkich agentów Tal Shiar, zniszczenia znienawidzonego USS Enterprise.

    - Pretorze, jakim prawem pojawił się na tej sali ten robak? - zagrzmiał z oburzeniem.

    - To jest Shalesh, obecny przewodniczący Związku Remańskiego. - wyjaśnił D'Rani.

    - Pretorze, nie pytam się kim jest ten proch, lecz czemu on tu jest i dlaczego jeszcze żyje? - Jarok mistrzowsko rozgrywał rolę głęboko zranionego patrioty.

    - Panie i panowie Senatorowie. Wiem, że "Incydent z Shinzonem" był dla nas kosztowny. Zginęło wielu dobrych i odważnych żołnierzy. Po obu stronach. - Jarok wykrzywił swoją twarz z oburzenia, ale D'Rani nie dał mu dojść do głosu. - Lecz Remanie rozwinęli nową technologię. Taką, która da nam niewiarygodną przewagę w starciu z Borgiem. Ta technologia to nowy model kamuflażu, wykorzystany już na Scimitarze. Pomyślcie, panie i panowie Senatorowie. Co uczyni Sześcian Borga, gdy znikąd poleci w niego 60 torped plazmowych?

    W sali rozległ się znowu szmer głosów. Niektórzy z Senatorów byli zdegustowani, ale większość wiedziała, że bez nowych technologii szybko padną pod razami Borga.

    - Pretorze. - znowu odezwał się Jarok. - Jednak co Remanie chcą za swoją technologię?

    - Chcą zaprzestania prześladowań, uznania ich za równych Romulanom i jednego z obecnie niezamieszkałych światów do kolonizacji.

    - Czyli chcą być niepodlegli? Nie można na to pozwolić!

    - Oni nie chcą być od nas niezależni. Chcą być nam równi. Obiecują też, że ich naukowcy zaczną z naszymi współpracować w wynajdywaniu kolejnych nowinek technicznych.

    - Nie możemy na to pozwolić! Nikt, kogo podbiliśmy nie odzyskał wolności!

    - Nigdy nie podbiliśmy Reman. Wraz z nami przybyli do tego układu. Są przecież potomkami kolonistów, którzy dobrowolnie wybrali życie w ciemnościach, aby dostarczyć młodej Republice tak potrzebnego dwulitu. To dzięki niemu zdołaliśmy tak szybko zająć pobliskie układy. Bez Reman nadal bylibyśmy nikim!

    - Jednak w dalszym ciągu uważam, że niedopuszczalne są rozmowy z Remanami. Ich miejsce jest w kopalniach! Nie tylko ja tak myślę. Wielu na tej sali podziela moje poglądy.

    - Pozwól Senatorze, żeby o tym zadecydowało całe Zgromadzenie. Panie i panowie Senatorowie, poddaję pod głosowanie w trybie nadzwyczajnym pierwszy punkt dzisiejszego zebrania. Ostrzegam, że w tym trybie nie ma prawa ani odwołanie do Pretoriatu, ani wstrzymania się od głosu. Kto z pań i panów Senatorów jest za przyjęciem projektu rozmów romulańsko - remańskich, szczegółowo opisanych w dokumencie numer 436? Kto jest przeciw?

    D'Rani popatrzył na ekran z wynikami i uśmiech pojawił się na jego twarzy. Stronnictwo konserwatystów poniosło druzgoczącą porażkę. Nawet część ich Senatorów poparła projekt. Za minimalną cenę Imperium może zostanie uratowane. A przecież umowę zawsze można złamać...

    - Panie i panowie Senatorowie, informuję, że wniosek przeszedł bezwzględna większością głosów. Ogłaszam godzinną przerwę, po której zostaną poddane dyskusji i głosowaniu kolejne projekty.

    Zaplecze Senatu, 10 minut później.

    Pretor D'Rani wraz z ochroną szedł ze swojego prywatnego gabinetu w kierunku pokoju spotkań. Miał do odbycia dwie ważne rozmowy.

    "Najpierw obowiązek, później przyjemność" - pomyślał i skierował się do salki, gdzie czekali na niego ambasador Federacji i Imperium Klingońskiego.

    - Witam panów. - przywitał ich uprzejmie. - Mam nadzieję, że nie czekali panowie za długo. Miałem jednak ważne posiedzenie. - siadł naprzeciwko ambasadorów. - Wiemy, dlaczego się tu spotkaliśmy. Borg przestał być mirażem. Stał się realnym zagrożeniem.

    - Ech. - machnął ręką K'amret. - pokonaliśmy Dominium, zniszczymy też Borga.

    - Proszę ich nie niedoceniać ambasadorze. - odezwał się przedstawiciel Federacji. - Już dwa razy nas zaatakowali i tylko z najwyższą trudnością udało nam się ich pokonać.

    - Ma pan rację, ambasadorze Matunen. Musimy połączyć siły i razem zgnieść przeciwnika. A wy zaszywacie się na swoim terytorium czekając na to aż będzie tak silny, że nawet torpedy transfazowe wam nie pomogą.

    - Pretorze, nasza Rada nie zezwoliła na żadne akcje zaczepne. Żaden okręt Federacji nie zaatakuję Borga, dopóki nie przekroczy naszych granic. - wyjaśnił ambasador Matunen.

    - To przecież szczyt głupoty. Możemy sporo namieszać w ich Kolektywie.

    - Powtarzam. Żaden okręt Federacji nie zaatakuję Borga, dopóki nie przekroczy naszych granic.

    - A pan, ambasadorze K'amret?

    - Nasze okręty pozostaną po swojej stronie granicy. Nie toczymy z nikim wojny.

    - A co z uciekinierami z zasymilowanych kolonii? - D'Rani skierował się z powrotem do ambasadora Matunena.

    - Zostaną internowani, jako że naruszą naszą granicę.

    - Oczywiście nie możemy liczyć na wasze "przyszłościowe" technologie?

    - Niestety tak.

    - W takim przypadku niestety jedyne co mam do powiedzenia, to że zgadzamy się na wynegocjowane warunki traktatu pokojowego. W ciągu kilku dni będziemy gotowi do jego podpisania. A teraz muszę panów opuścić. - D'Rani wyszedł z pokoju z trudem tłumiąc gniew. Ci idioci wierzą, że sami pokonają Borga. Bez ogromnej koalicji jest to niemożliwe.

    Pretor skinął na ochronę i skierował się do innego pokoiku. Tym razem czekała go łatwiejsza rozmowa. Kardazjański ambasador nie miał w ręku żadnych asów.

    - Witam pana, ambasadorze Kelearn. Jak sytuacja? Podobno w ciągu ostatnich 3 godzin padły 2 kolejne kolonie?

    - Jest pan okrutnikiem, Pretorze.

    - Ponieważ zaraz wracam na obrady Zgromadzenia, od razu postawię warunki naszej umowy. Oferujemy nieograniczona pomoc militarną w celu wyparcia Borga z waszego terytorium. Wasze statki bojowe i ich załogi zostaną wcielone do armii Imperium. Otrzymacie pełne wsparcie logistyczne, a na każdym okręcie zostanie zamontowany generator maskowania. Przyjmiemy też wszystkich cywilnych uchodźców, którzy zostaną zatrudnieni w naszym przemyśle na równych prawach z naszymi obywatelami. Po wyparciu wroga pomożemy również w odbudowie zniszczonych światów.

    - Jest pan bardzo szczodry, Pretorze. Lecz co pan chce w zamian?

    - Unia Kardazjańska wejdzie w skład Imperium Romulańskiego na takich samych prawach co nowy świat wchodzący do Federacji. Będziemy Imperium Romulańsko - Kardazjańskim.

    - Pretorze, to za wysoka cena. - ambasador był wyraźnie zszokowany. - Nie mogę się na nią zgodzić. Nie oddamy naszej niepodległości.

    - Nie macie wyboru. Jeśli natychmiast nie wyślemy wam na pomoc naszych flot, to za góra 3 tygodnie nie będzie żadnej Unii. Proszę pomyśleć, ambasadorze. W tej chwili na granicy czeka 300 statków, które na jeden mój znak zaczną nękać Borga. – w sali zaległa cisza. D’Rani ze spokojem czekał na to, co było nieuniknione.

    - Cóż, jak sam pan powiedział, muszę się zgodzić. Lepiej być w niewoli niż zginąć.

    - Proszę być pewnym, że my nie złamiemy danego słowa jak Dominium.

    - Czyżby, Pretorze? Mam taką nadzieję...

    - Niech się pan nie martwi. Już za kilka dni zobaczy pan swoich ziomków pracujących wraz z nami nad wspólnym celem - pokonaniem Borga!

    Prywatny gabinet Pretora D'Rani, 5 godzin później.

    Pretor D'Rani był bardzo zmęczony, ale opłacało się. Zgromadzenie przyjęło wszystkie wnioski. Remanie wejdą do struktur państwa. Traktat pokojowy z Federacją i Klingonami zostanie podpisany. Unia otrzyma pomoc. Zostało tylko jedno najtrudniejsze zadanie. Nawet cały zjednoczony kwadrant Alfa nie wygra z Borgiem. Potrzeba rasy, która ma praktycznie nieograniczone rezerwy siły żywej. Rasy, która włada tysiącami światów i setkami ras. Takiej co niemal nie podbiła kwadrantu Alfa. Dominium! Tylko Założyciele są w stanie unieść ciężar walki z Kolektywem. Tylko oni bez mrugnięcia okiem poświęcą tysiące swoich Jem'Hadar. Niestety od ostatniej wojny nie wykazali żadnego zainteresowania Alfą Schowali się po swojej stronie korytarza. Lecz muszą wrócić na scenę. Bez nich od razu można uciekać z tej galaktyki.

    Głęboki kosmos, około 1,5 roku świetlnego od układu Reles, przestrzeń kardazjańska, 5 dzień inwazji Borga.

    Kapitan Darath wiedział, że za kilka minut skończy się jego życie. Jego i 5 tysięcy uciekinierów z zasymilowanego obecnie układu Reles. Wiedział to od chwili, gdy przed jego transportowcem i 3 innymi pojawił się statek Borga, a beznamiętne zbiorowisko głosów z Asymilatora rozpoczęło swoją przemowę:

    - Jesteśmy Borg. Opuście swoje osłony i przygotujcie się do asymilacji. Wasza biologiczna i technologiczna odmienność zostanie dodana do naszej. Wasza kultura zostanie zmieniona, aby nam służyć. Opór jest bezcelowy...

    - Wyłączcie to cholerstwo. - beznamiętny głos ucichł. - Nigdy nie będziemy wam służyć. Sternik, wyznacz kurs kolizyjny. Nawet jeśli ich nie zniszczymy, może inni uciekną.

    Nagle za Asymilatorem przestrzeń zafalowała, ukazując 2 Warbirdy i 3 Raprory, które otworzyły huraganowy ogień do okrętu Borga. Ten zdołał się tylko obrócić i oddać dwa strzały, nim romulańskie torpedy zmieniły do w kupę złomu.

    - Kapitanie, romulański Warbird nas wywołuje!

    - Na ekran.

    Przed kapitanem Darathem ukazał się Romulanin w stroju komandora marynarki. Na jego twarzy widać było satysfakcję z tak udanego pojedynku.

    - Nazywam się komandor Davinn z IRS Tdir. Witam naszych sojuszników.

    - Soju... co?

    - Nie wie pan, że od dwóch dni Unia Kardazjańska podpisała traktat o czasowym włączeniu swoich ziem do Imperium Romulańskiego w zamian za pomoc w wyparciu Borga? - Davinn uśmiechnął się. - My jesteśmy pierwszą z wielu flotyll, które mają za zadanie nękać Borga i pomagać w ewakuacji cywilów.

    - To znaczy, że zamierzacie nam pomóc tak bezinteresownie?

    - Oj kapitanie, bezinteresownie to nawet bym do pana nie strzelił. O cenie porozmawiamy dopiero, gdy wspólny wróg zostanie odparty. Tymczasem długa droga przed panem i pańskim cennym ładunkiem. A wróg blisko. Proszę przygotować się na przyjęcie drużyn techników, którzy zamontują urządzenia maskujące na pańskich statkach. A później tylko kilkanaście dni lotu i będzie pan miał nowy dom.

    - Dom?

    - Wszyscy cywile otrzymają przydziały do naszych kolonii, zaś osoby zdolne do walki zostaną zmobilizowane. Chyba chce pan się zemścić za Reles?

    - Oczywiście. Zaraz będziemy gotowi na przyjęcie techników.

    Komandor Davinn przerwał połączenie. Zaś kapitan Darath pomyślał, że żeby zwyciężyć z Borgiem to sprzymierzy się nawet z samym diabłem.

    I. Thorne
    Participant
    #39605

    Część 2 "Sojusznicy"

    Granice układu Nagh'Nus, pogranicze romulańsko-klingońskie, 4 dzień inwazji Borga.

    Kapitan Mroth był wściekły. Od samego początku nic się nie układało. Jak gdyby jakaś siła próbowała mu przeszkodzić w wykonaniu zadania. A może chciała uratować jego siły od tej klęski, której był dzisiaj świadkiem?

    Zaczęło się jeszcze w bazie, gdy w jednym z B'Reli nawalił generator maskowania. Wyprawę trzeba było przesunąć o kilka godzin. Później nie było lepiej. Jego grupa wypadowa natknęła się na granicy na 2 Griffiny, które zniszczyły mu Cha’Dicha. I do tego nieuszkodzone uciekły! Już wtedy wojownicy zaczęli szeptać o złych duchach czyhających na ich dusze. Na szczęście kilka dosadnych słów i parę kopniaków uciszyło niezdecydowanych.

    Nawet największego niedowiarka przekonałoby wejście do układu Vulas. Żadnej ochrony, zarówno stacjonarnej czy mobilnej. Pełni nadziei na walkę i bogate łupy wojownicy przetransportowali się na powierzchnię. Nawet Mroth był zdziwiony, gdy zobaczył, że cała kolonia była opuszczona. Lecz koloniści nie uciekli przed Klingonami, oni zostali ewakuowani. Wraz ze swoim dobytkiem. To ostatecznie rozsierdziło nie tylko podkomendnych Mrotha, ale i jego samego. Pozwolił więc na wyładowanie emocji. Wojownicy wiedząc, że mogą sobie pozwolić na wiele, nie zamierzali zostawić w kolonii ani jednego całego budynku. W ruch poszły karabiny dezruptorowe i granaty burzące. Sprytniejsi nawet na odleglejsze budynki zamówili bombardowanie z orbity. Po co wędrować kilka kilometrów, gdy w kosmosie czekają inni, aby się wyładować?

    Wszystko przebiegłoby bez problemów, gdyby ten idiota Karnek nie uruchomił centralnego komputera. Ten zaszwargotał coś w niezrozumiałym języku, a gdy nie otrzymał odpowiedzi, podjął bardziej zdecydowane kroki przeciwko napastnikom. W kilku miejscach kolonii pojawiły się samobieżne działka, które zaczęły masakrować ludzi Mrotha. Mimo natychmiastowej ewakuacji, na planecie pozostało 16 dzielnych Klingonów. Na zawsze... A mogli wszystko rozwalić z orbity... Durny Karnek i jego pomysły. Dobrze, że on dostał jako pierwszy.

    Mrothowi nie pozostało nic innego, jak wracać do bazy. Myślał, że limit nieszczęść już dzisiaj się wyczerpał. Ale bardzo się mylił. Griffiny wróciły i mimo, że Klingoni ich nie spotkali, to zaznajomili się z prezentami. Prowadzący grupę IKC Pey'Sug klasy K'Vort wszedł na zakamuflowaną minę. Kilkudziesięciu dobrych wojowników w jednej chwili zginęło. I to bez szansy zemsty. Mroth wiedział, że następnym razem zabije każdego Romulanina jakiego spotka. Choćby ten był bez broni.

    - Kapitanie zbliżamy się do bazy. - zameldował sternik.

    - Połączyć mnie z komendantem. - wychrypiał Mroth.- Dawać go na ekran.

    - Dziwne, ale nie odpowiada. Ale sygnał naprowadzający działa.

    - A niech ten palant idzie się... Kto go tu przysłał? - w tej samej chwili Mroth przypomniał sobie, że komendant stacji to kuzyn jednego z członków Wysokiej Rady. Zachciało mu się wojny, ale na zapleczu? - Mamy dużo rannych. Cumować bez zezwolenia.

    Prowadząca grupę Vor'Cha zatoczyła łuk i przybiła do śluzy. Po niej pozostałe statki zaczęły cumować.

    - Wychodzimy. - zarządził Mroth. - Rannych przenieście do ambulatorium. Reszta ma wolne.

    Klingoni z krzykiem zaczęli wybiegać ze statków. Mroth wyszedł jako pierwszy z nich. Liczył na duży kielich krwawego wina i sporo odpoczynku.

    Stacja przywitała gości ciszą. Na głównym pokładzie nie było nikogo. Większość świateł była przygaszona. Wyglądało, jak gdyby stacja została opuszczone i to w pośpiechu. Na ziemi walały się kawałki zbroi i broń ręczna. W niektórych miejscach podłoga była zalana jakimś brązowym płynem. Mroth podszedł do jednej z kałuż i włożył palec w ciecz. Była gęsta, prawie zastygła. Posmakował ją. To była krew! I to klingńska!

    - To pułapka! - ryknął. - Powracać na statki!

    Jednak drzwi śluz zamknęły się z sykiem. Wojownicy, dobrze wyćwiczeni w takich sytuacjach, rozbiegli się po pokładzie w poszukiwaniu osłon.

    - Sprawdzić inne drzwi! - zakomenderował Mroth.

    Dwóch Klingonów zaczęło sprawdzać kolejne drzwi. Większość była zamknięta, ale jedne dały się otworzyć.

    - Kapitanie! - krzyknął jeden z nich. - Musi pan to zobaczyć.

    Mroth podszedł do otwartych drzwi. Wewnątrz leżeli załoganci stacji. Widać było, że nie zgineli w bezpośredniej walce. Ich ciała były pozbawione kończyn, twarze i torsy pokryte spalenizną lub warstwą lodu. Na samej górze leżał komendant. Ktoś odciął mu głowę tępym narzędziem.

    - Kapitanie, kto to mógł zrobić? - zapytał ze strachem w głosie jeden z wojowników.

    - Odpowiedź jest tylko jedna. My! - Mrotha dobiegł głos z ekranu umieszczonego obok drzwi. Widać w nim było twarz starszego Romulanina, na jego ramionach były przyszyte pagony admirała. - Jestem admirał Mnerek, dowódca 124 flotylli bojowej Imperium Romulańskiego. Zostałem wysłany przez Senat, aby ukrócić zbójeckie napady na nasze kolonie. Jak widać wasza tajna baza nie była tak dobrze ukryta, jak wam się zdawało. Tal Shiar znajdywała już lepiej ukryte obiekty.

    - Chyba za dużo gadać Romulaninie. Zabij nas wszystkich, wysadź stację i skończ te wygłupy.

    - Widzisz, kapitanie... - admirał spojrzał na ekran z boku. - Mroth. Kiedyś bym pana i pańskich piratów od razu zabił. Ale 4 dni temu sytuacja się zmieniła. Jak pan wie, Borg zaatakował i nie możemy sobie pozwolić na taką stratę ludzi. A tym bardziej takiej ładnej stacji. Po prostu potrzebujemy wzmocnień.

    - Myślisz, że przyłączymy się do takich tchórzy jak ty? Wyjdź i stań do uczciwej walki! - za Mrothem ukazał się wysoki Klingon z bat'leth'em w dłoni. - Jestem Kirang i wyzywam cię na pojedynek!

    - Kapitanie Mroth, niech pan uspokoi tego pyskacza, bo pożałuje. A ja nie mam czasu na głupawe pojedynki. - admirał nie zmienił barwy głosu, jak gdyby Kirang w ogóle nie istniał.

    - Tchórzysz, Romulaninie? My wszyscy wolimy zginąć, niż wam służyć! - ryczał Kirang, a wśród pozostałych wojowników coraz głośniej było słuchać wyrazy poparcia.

    Kirang wybiegł na środek pokładu i zaczął wymachiwać bat'leth'em, krzycząc:

    - Zginę wolny, wolny!

    - Przepraszam, kapitanie Mroth, ale muszę ukarać pańskiego człowieka. A wy Klingoni patrzcie. Bądźcie pewni, że w takim stanie na pewno pójdziecie prosto do... - znowu popatrzył w notatki. - do Gre'Thor!

    - Ha ha ha, nic mi nie zrobisz, Romulaninie. Boisz się mnie!

    Admirał pokazał ręką na coś. Mroth usłyszał niewyraźne potwierdzenie. Odwrócił wzrok i zaczął patrzyć na Kiranga. Ten krzyczał z radości, ale nagle zmienił ton. Teraz ryczał, ale z bólu. Jego członki zaczęły migotać, a za chwilę pojawiły się obok. Z przerwanych żył i tętnic buchnęła krew. Tors nie mając podparcia z głośnym trzaskiem uderzył w podłogę. Głowa Klingona obserwowała, jak z nie otrzymanych w walce ran uchodzi życie. Po chwili Kirang skonał.

    - Jak widzicie, możemy was zabić na odległość. Mamy takie sposoby, które nie pozwolą wam zginąć w walce. Ja mam wiele czasu i pomysłów. Mogę usunąć wam z ciał całą krew i niektóre organy. A może chcecie polatać w kosmosie lub trochę poleżeć w okolicy niezabezpieczonego reaktora? Możliwości mamy sporo. Więc jeszcze raz się was pytam. Chcecie zginąć w ten sposób czy może w chwalebnej walce z Borgiem? Tu nic nie zdziałacie, a na polu bitwy pokażecie, czy Klingoni są najwaleczniejsi. Daję wam 5 minut na zastanowienie się.

    Admirał Mnerek wyłączył się, zaś wojownicy zgromadzili się wokół ciała Kiranga. Zaczęto debatę. Wielu uważało, że śmierć w walce z Borgiem jest lepszą alternatywą niż powolne umieranie na stacji. Byli też jednak przeciwnicy. W końcu Mroth zarządził głosowanie. Prawie 90% obecnych było za sojuszem z Romulanami. Mroth jednak wiedział, że niektórzy skrywają prawdziwy cel swojej zgody. Chcieli spotkać się z Romulanami i ich zabić.

    - Czas minął. I jaka jest wasza decyzja? - na ekranie znowu pojawił się admirał.

    - Jesteśmy za sojuszem. Zwolnij śluzy i pozwól opatrzyć rannych. Niedługo będziemy gotowi na bitwę. - Mroth przekazał decyzję całej grupy.

    - Nim was puszczę, to jeszcze jedno. Wiem, że wielu z was tylko czeka, aby się z nami spotkać, a mi nie zależy na walkach. Dlatego musicie przysiąc, że nas nie zdradzicie.

    - Wiesz przecież, że Klingon może to obiecać tylko Klingonowi lub bratu krwi. A ty mi nie wyglądasz ani na Klingona, ani tym bardziej na brata.

    - Oj kapitanie, myśli pan, że tylko wy przeszliście na naszą stronę? - Mnerek okazał zdziwienie. - Już wasze dwa rody popierają nas. Przysięgniecie temu, kto przedkłada dobro kwadrantu nad dobro państwa.

    Blisko Mrotha zmaterializował się Klingon. Bez słowa popatrzył na niego i syknął:

    - Przysięgajcie!

    Klingoni po kolei podchodzili do nowo przybyłego i składali przysięgę. Dopiero gdy ostatni to zrobił, światła zajaśniały pełną mocą, a wszystkie drzwi i śluzy odblokowały się.

    - Macie 6 godzin na odpoczynek i załatanie ran. Potem wyruszamy na front. - zarządził Mnerek.

    Gdy po wyznaczonym czasie od stacji odbiło 6 klingońskich okrętów i skierowało się za prowadzącym Griffinem w kierunku terytorium Imperium Romulańskiego, Mroth popatrzył na stację, która przez 3 miesiące była jego domem. Wokół niej już kręciły się małe stateczki, rozbierające stację na części. Transportowce odbierały gotowe elementy i udawały się w stronę granicy. "Ciekawe gdzie postawią tą stację?" - pomyślał Mroth, nim sam podążył za Griffinem.

    Gabinet Sztabu Kryzysowego, budynek Senatu, Rotak, Romulus, 5 dzień Inwazji Borga.

    Pretor D'Rani wszedł do sali. Wszyscy ważniejsi przedstawiciele armii i Tal Shiar już siedzieli na swoich miejscach. Obecni byli również nowi członkowie Sztabu Kryzysowego: kardazjański ambasador Kelearn i Remanin Shalesh. D'Rani znał osobiście większość Sztabu, ale zaciekawiła go obecność młodego subkomandora.

    Tymczasem admirał Braden, dowodzący flotą bojową w północnej części obszarów Unii Kardazjańskiej, rozpoczął odczytywać raport o inwazji Borga. Pretor był wstrząśnięty informacjami o szybkości jego postępu.

    - Panie i panowie, z informacji dostarczonych przez wywiad wynika, że jeśli Borg utrzyma obecne tempo, to bez żadnych akcji zaczepnym, będziemy zmuszeni do wycofania się w obszar Breen w ciągu miesiąca.

    - Czy Breenowie wyrazili zgodę na używanie ich przestrzeni i baz? - przerwał admirałowi D'Rani.

    - Mamy ich oficjalną zgodę. Zresztą za chwilę spodziewamy się tu breeńskiego ambasadora, który wyjaśni warunki zgody. - wyjaśnił admirał Braden.

    - Dziękuję. Proszę kontynuować.

    - Floty wleciały w wyznaczone im obszary. Trwa ewakuacja 6 układów. Do tej pory nie nawiązano kontaktu bojowego z Borgiem. Nasza baza w okolicach Lissepii przyjęła już 15 transportowców z około 10 000 uchodźców. Dzieleni są oni ze względu na przydatność dla Imperium i kierowani na wyznaczone stanowiska. Niestety szybkość ewakuacji Kardazjan do Imperium spowalniają Ferengi, którzy żądają za przelot przez ich terytorium wysokich opłat.

    - Czy oni nie rozumieją niebezpieczeństwa? - zapytał Kelearn.

    - Rozumieją i chcą na tym niebezpieczeństwie dużo zarobić.

    - Nie będzie żadnych opłat. - przerwał D'Rani. - Chcą konfrontacji, to będą ją mieli. Aresztować wszystkie ich jednostki, które są na naszym, wspólnym terytorium. Wcielić je do floty ewakuacyjnej. Zamrozić wszystkie ferengijskie aktywa i przeznaczyć je na cele wojenne. I odrzucać wszelkie protesty. Zobaczymy, kiedy zmiękną.

    W tej samej chwili odezwał się komunikator Pretora:

    - Pretorze, przybył ambasador Thot Ger.

    - Wprowadzić.

    Do sali wszedł wysoki Breen w swoim skafandrze chłodzącym. Towarzyszył mu jeden ochroniarz. Ambasador bez zbędnych powitań usiadł na wolnym miejscu i rozpoczął przemowę:

    - Zwróciliście się do Konfederacji Breen o pomoc. Powód jest poważny i mimo, że nasze państwa nie darzą się sympatią, postanowiliśmy wam pomóc. Do pomocy do walki z Borgiem oddelegujemy 60 okrętów wojennych. Zezwalamy również na instalację naszej broni na dowolnej liczbie jednostek. Musicie tylko wypełnić dwa warunki. Po pierwsze użyczone jednostki nie mogą w jakikolwiek sposób szkodzić Konfederacji Breen. Po drugie przyjmiecie 20 transportowców z 9000 kolonistów na pokładach. Czy się zgadzacie na nasze warunki?

    - Przepraszam, ambasadorze. Dlaczego chcecie wysłać kolonistów na nasze obszary?

    - Ponieważ Borg po zajęciu terenów kardazjańskich uderzy na nas. - Thot Ger przerwał na chwilkę. - A jak zdołaliśmy się dowiedzieliśmy, Borg nie może nas zasymilować. Dlatego nas zniszczy. A nasza kultura musi przetrwać.

    - Rozumiem, ambasadorze. Zgadzamy się na wasze warunki. Koloniści zostaną przyjęci. Będą mieli równe prawa, co nasi obywatele.

    Breen popatrzył bez słowa na Pretora, lekko się skłonił i opuścił pomieszczenie.

    - Czy to rozsądne Pretorze? Przyjmować ich kolonistów? - zdziwił się jeden z admirałów.

    - Wyśle się ich na zaplecze. Pod strażą nam nie zagrożą. A teraz. - D'Rani wstał i spojrzał na wszystkich. - Chciałbym poinformować wszystkich o moim planie. Może on uratować całe Imperium. Tylko jedne rasa ma siły, które może przeciwstawić Borgowi. Potrzebujemy pomocy Dominium. - na sali rozległy się szepty. - Tak. Wiem, że to szaleństwo. Dlatego nie przedstawiałem tego planu Zgromadzeniu. Na pewno by nie przeszedł. Musimy się sprzymierzyć z naszym największym wrogiem. |Potrzebujemy setek statków i tysięcy żołnierzy. Dominium zapewni nam nieskończone posiłki. W zamian damy im plany generatora.

    - Generatora? Po wojnie mogą go wykorzystać przeciwko nam.

    - Przekazana technologia będzie zmieniona. Bez problemu wykryjemy zakamuflowane w ten sposób statki. To mała cena za wsparcie, które możemy otrzymać.

    - Pretorze, ale w jaki sposób powiadomić o tym Dominium? - zapytał Shalesh.

    - Sądzę, że już wie. Przecież nie wycofali całkiem się z tego kwadrantu, prawda? - D'Rani lekko podniósł głos i rozejrzał się po sali.

    Jedna z kieszeni munduru Shalesha poruszyła się. Przerażony Remanin włożył do niej rękę i wyjął mały komunikator. Ten zmienił się w ciecz. Przelał się przez palce i popłynął w róg pokoju, gdzie zaczął rosnąć. Po chwili stał tam Założyciel.

    - Tak jak oczekiwałem. Nie zostawiliście nas w spokoju. - rzekł D'Rani.

    - My tylko sprawdzamy czy nie chcecie zaatakować naszego terytorium. - stwierdził Zmienny. - Podobni szpiedzy są w każdym ważniejszym imperium. To forma obrony, nie ataku.

    - Przystąpmy do konkretów. Czy nam pomożecie?

    - Borg jest niebezpieczny, nawet dla Dominium. Nie może nas otaczać z dwóch stron. Ja uważam, że pomoc wam się należy. Jednak decyzję musi podjąć całe Wielkie Zjednoczenie.

    - Zamierzaliśmy wysłać jednego z zaufanych ludzi na negocjacje. Może poleciałbyś z nim? - zaproponował admirał Braden.

    - To dobry pomysł, admirale. Musimy wyruszyć jak najszybciej. Do Zjednoczenia daleka droga.

    - To zrozumiałe. - D'Rani popatrzył na swego osobistego padda. - Czy na sali jest subkomandor Teras?

    - Jestem. - z miejsca powstał młody oficer, na którego uwagę zwrócił Pretor, gdy wszedł na salę.

    - Poleci pan wraz z Założycielem do kwadrantu gamma, aby przedstawić Zjednoczeniu naszą propozycję. Otrzymuję też pan awans na komandora.

    - Dziękuję, Pretorze. Kiedy mam wyruszyć?

    - W tej chwili. Jular już czeka na orbicie.

    Komandor Teras zasalutował admirałom i wyszedł z sali.

    - Mam nadzieję, że Dominium nam pomoże. - szepnął D'Rani. Ponownie spojrzał na padda i zapytał swego asystenta. - Czy moje przemówienie do kapitanów całego kwadrantu zostało przygotowane?

    - Tak. Oto jego treść.

    Pretor popatrzył na dostarczony mu tekst.

    - No to zaczynajmy.

    D'Rani przeszedł do małej salki, gdzie przygotowany był już sprzęt nagrywający. Jeden z operatorów poprawił jeszcze ostrość na kamerze i zaczął odliczać palcami. 5, 4, 3, 2, 1.

    Pretor zaczął przemawiać...

    Tymczasem Teras wraz ze Zmiennym przeszedł do najbliższego teleportera. Gdy popatrzył na swego towarzysza zauważył, że obok niego stoi młoda Romulanka.

    - Co się pan dziwi, komandorze? Właśnie została panu przydzielona osobista asystentka. - uśmiechnęła się. - Prosto z Dominium.

    Kolonia górnicza K 286, północne granice Unii Kardazjańskiej, 8 dzień inwazji Borga.

    Kolonia górnicza K 286 znajdowała się w nienazwanym jeszcze systemie na obrzeżach niegdyś dumnej Unii Kardazjańskiej. Jednak przegrana wojna ze Zjednoczoną Federacją Planet w 2347, a później udział w walkach po stronie Dominium w latach 2373-2375 zniszczyły marzenia Kardazjan o dorównaniu "wielkiej trójce" - Federacji, Klingonom i Romulanom. Flota bojowa Unii została prawie całkowicie zniszczona, a wiele światów zdewastowane. Północne rejony Unii straciły jakiekolwiek taktyczne znaczenie - jedyną większą organizacją mogącą zagrozić Unii byli Breenowie, równie osłabieni po wojnie. Lecz Kardazjanie powoli, przy pomocy Federacji, która chciała włączyć swego niedawnego wroga do strefy swoich wpływów, podnosili się z upadku. Zakładali nowe bazy, odbudowywali flotę obronną, zagospodarowywali zniszczone światy.

    Takim światem była kolonia górnicza. Z surowego, piaszczystego świata górnicy wyrywali potrzebne Unii kopaliny: kelindolit i chrom. Jednak pokłady metali były głęboko ukryte pod powierzchnia ziemi - wydobycie było małe. Kolonia liczyła zaledwie około 150 osób załogi, głównie byłych żołnierzy, nienawidzących swego obecnego zajęcia.

    Inwazja Borga zmieniła wszystko. Wszystkie siły, które Kardazjanie posiadali, zostały rzucone do walki z najeźdźcą. Na orbicie, dla ochrony przed piratami, pozostały tylko 2 patrolowce klasy Hideki: Berak i Terak. Dla Kardazjan kolonia była nieistotna, dla Borga, nie mającego problemów z wydobyciem kopalin, bardzo cenna. Tak cenna, że przeciwko prawie niebronionemu światu wysłał aż 2 Sfery i 1 Asymilatora.

    Na granicy układu wytworzył się kanał transwarp. Wyleciały z niego okręty Borga. Zatrzymały się przez chwilę, aby sprawdzić czy w systemie coś się nie zmieniło od czasu skanu Detektora. Czujniki wykryły tylko 2 patrolowce na orbicie trzeciej planety - jedynej zdatnej do życia w tym układzie. Symulacje bojowe wskazywały na bezproblemową walkę z siłami obronnymi.

    Czujniki Borga, niezwykle skuteczne, nie wykryły jednak małego okręciku z włączonym maskowaniem. Stateczek ten, po sprawdzeniu możliwości bojowych wroga, szybko skierował się na orbitę planety. Po chwili wszyscy wiedzieli już o ataku.

    - Komandorze, Vishan wykrył Borga. 2 Sfery i 1 Asymilator. Zdążają do kolonii. Kontakt bojowy za 15 minut. - zameldował Romulanin na stanowisku taktycznym.

    - Dobrze. Rozkazać flocie wykonać manewr R 3. Czy patrolowce są gotowe? - komandor Valed poczuł rosnące podniecenie z powodu zbliżającej się walki.

    - Tak komandorze. Kapitanowie zgłosili, że wszystkie systemy działają bez problemów, zaś kolonia została ewakuowana.

    - Zejść z orbity. Rozpocząć skryte podejście do punktu zbornego.

    - Tak jest!

    Tymczasem Borg bez żadnych problemów doleciał do planety. Na czoło wysunęły się Sfery, aby zniszczyć patrolowce. Te przybliżyły się do jednej ze Sfer i wystrzeliły torpedy. Zgrabnie ominęły torpedy Borga i zaczęły uciekać. Sfery zaczęły je gonić. Mimo, że Hideki były szybsze, dystans między nimi, a Sferami zaczął powoli się zmniejszać.

    Asymilator, nie zważając na pościg, rozpoczął wykonywać swoje zadanie. Wszedł na orbitę i zaczął transportować człony wraz ze sprzętem asymilującym. W tej samej chwili zaczęły dziać się rzeczy, nieprzewidziane przez Kolektyw. Włączone blokery transportu rozproszyły pierwszą falę inwazyjną Borga. Blisko 50 członów pojawiło się w koloni w częściach niezdatnych do wykonania powierzonego im zadania. Asymilator przerwał transport. Czujniki wykryły sygnaturę blokerów. Komputery zaczęły dostosowywać teleportery.

    Okręt Borga nie dokończył tej pracy. Za nim pojawiło się nagle 6 Warbirdów, które zasypały go ogniem torped plazmowych. Pierwsza salwa zniosła osłony. Druga pokonała pancerz i wdarła się do środka. Potężne eksplozje zaczęły niszczyć Asymilatora od wewnątrz. Jedna z nich eksplodowała w pobliżu reaktora, rozrywając okręt na strzępy.

    - Kurs na Sfery. Włączyć maskowanie oraz zagłuszacze! Na Hidekach też!

    Sfery zatrzymały się. Gonione przez nich Hideki nagle zniknęły! Po chwili Asymilator został zniszczony. Człony na pokładach obu statków próbowały połączyć się z Kolektywem, w celu uzyskania nowych rozkazów. Próby połączenia się nie przynosiły skutku. Nie wiedząc co należy zrobić Borg włączył program obronny.

    Jedna ze Sfer zbliżyła się do planety by zniszczyć kolonię. Nagle za nią ujawniła się cała flota romulańska. 20 doskonale rozmieszczonych okrętów odpaliło torpedy ze wszystkich wyrzutni. Osłony statku Borga zmniejszały swój poziom w zastraszającym tempie. Po chwili dezruptory zaczęły niszczyć pancerz i penetrować wnętrze. Ogień obronny nie mógł skutecznie zagrozić potężnym Warbirdom. Sfera próbowała oddalić się, ale uszkodzone silniki zawiodły. Kolejna fala torped zakończyła żywot okrętu.

    Ostatni statek Borga rozpoczął ucieczkę. Na swoje nieszczęście wybrał drogę, którą wleciał do systemu. Romulanie byli na to przygotowani.

    - Theron, Dresal, Tixtat. Wypuścić miny. Setran, Svar. Przygotować się do zatrzymania Sfery. Reszta floty pościg. - rozkazał Valed.

    Borgowi brakowało tylko 15 sekund na osiągnięcie granic systemu. Nagle potężne eksplozje wstrząsnęły okrętem. Systemy informowały o krytycznych uszkodzeniach. Na pokładach walały się zniszczone alkowy i konsole, kawałki ścian oraz martwe człony. Broń, podtrzymywanie życia i napęd nie działały. Wewnętrzne eksplozje pozbawiły życia przeważającą część załogi.

    - Komandorze, Sfera została poważnie uszkodzona. Nie ma szans na ucieczkę.

    - Dobrze. Przekażcie grupie, że osobiście ją zniszczę.

    Pozostałe okręty romulańskie posłuchały rozkazu. Warbird komandora zbliżył się do śmiertelnie rannej ofiary.

    - Namierzyć kluczowe systemy. Ognia! - rozkazał komandor.

    Dwie torpedy plazmowe wleciały przez dziury do wnętrza Sfery. Po chwili ostatni okręt z floty inwazyjnej zamienił się w kulę ognia.

    - Włączyć maskowanie. Patrolowce mają rozpocząć poszukiwanie kolejnej floty Borga. Reszta okrętów niech zniszczy planetę. Nie zostawimy wrogowi gotowego kompleksu.

    Komandor wiedział, że ta porażka nie odstraszy Borga od próby zajęcia tego systemu. Za którymś razem zbuduję tu bazę. Ale nim to zrobi, niech zapłaci odpowiednią cenę.

    I. Thorne
    Participant
    #39606

    Część 3 "Zdrada"

    Dok naprawczy nr 42, Utopia Planitia, orbita Marsa, Układ Słoneczny, terytorium Federacji Zjednoczonych Planet, 5 dzień inwazji Borga.

    - USS Daredevil do kontroli lotów. Proszę o zgodę na wyjście z doku naprawczego. - zameldował sternik okrętu, porucznik Rozmieckij.

    - Tu kontrola lotów. Macie zgodę na wyjście z doku 42. Jakie jest miejsce i cel lotu?

    - Wraz z USS Gibraltar mamy patrolować układ Quinor.

    - Przyjęłam. Życzymy powodzenia i... niech Prorocy mają was w opiece.

    - Dziękuję. USS Daredevil wyłącza się.

    Sternik wyznaczył kurs na Pluton, gdzie Daredevil miał poczekać na towarzysza patrolu.

    - Pani porucznik, dlaczego Bajoranka z kontroli powiedziała, że Prorocy mają się nami opiekować? - spytał się obecnie dowodzącej statkiem Agnetę Christiansen.

    - Chyba nie czytałeś odprawy, cho... poruczniku. - Agneta zaśmiała się, a Iwan mimowolnie dotknął nitu na szyi. Awans na porucznika otrzymał zaledwie 3 godziny temu. - Układ Quinor to nasz nowy nabytek po wojnie z Dominium. Lecz chyba za długo się nim nie nacieszymy... Zaledwie 2 lata świetlne od tego systemu Borg buduje swoją kolejną bazę.

    - Rozumiem. - Iwan pomyślał przez chwilę. - Uważam, że powinniśmy pomóc Kardazjanom, a nie pilnować granic.

    - Admiralicja myśli inaczej. Wierzą w te nowe torpedy i pancerze. Cóż może nawet się przekonamy czy są takie super. Przed wylotem dostarczyli nam dwie torpedy.

    - Tylko dwie? - Iwan był wyraźnie zdziwiony.

    - A ile chciałbyś? 50? 90? Widziałam nagranie z Voyager'a. Sześciany wybuchały jak Hideki. Jedna torpeda - jeden Sześcian.

    - Są aż tak silne?

    - Pomyśl, że nagle nie masz ani osłon, ani pancerza, a w maszynowni pojawia się torpeda trikobaltowa. Nie wiem czy istnieje we wszechświecie taki okręt co by to wytrzymał.

    W czasie rozmowy USS Daredevil doleciał w pobliże Plutona. Tam już czekał na niego USS Gibraltar, okręt klasy... Oberth.

    - Co jest do cholery? To ma być Gibraltar? - Agneta nie wiedziała czy śmiać się, czy płakać.

    - Pani porucznik, wywołują nas. - zameldował Sorjun, oficer operacyjny.

    - Na ekran.

    Na ekranie pojawił się młody chorąży. Miał blond włosy i niebieskie oczy. Ale najbardziej w oczy rzucało się, że był czerwony na twarzy. Agneta widziała co zaraz powie. Sama zaczynała jako kapitan takiego typu statków, gdzie załoga składała się tylko z kilku chorążych i samych kadetów, nim dowództwo przejął T'Vosh.

    - Tu kapitan Holmes z federacyjnego okrętu USS Gibraltar. Mamy razem udać się na patrol do układu Quinor.

    - Wiem o tym, chorąży. Czytałam rozkazy. - ostro powiedziała Agneta, a twarz "kapitana" stała się jeszcze bardziej czerwona. - Proszę kazać swemu sternikowi wyznaczyć kurs równoległy do naszego. I niech tylko nas nie staranuje. Kontakt za 5 minut. - bezceremonialnie przerwała połączenie.

    - Czy Admiralicja robi sobie z nas jaja? Wyznacza do pomocy jakiś stary złom z kadetami mającymi pierwszy przydział? - Agneta sama robiła się coraz bardziej czerwona ze wściekłości.

    - Pani porucznik, przecież tak samo zaczynaliśmy. - Sorjun próbował, jak zawsze logicznie, bronić załogi Gibraltara.

    - Tak, ale rozpoczynaliśmy służbę w czasach pokojowych, a nie na wojnie. Ten Cheyenne nie wytrzyma nawet jednego strzału z jakiegokolwiek okrętu Borga! Chyba, że... - Agneta pomyślała przez chwilę. - Połączcie mnie z tym chorążym.

    Po chwili na ekranie znowu pojawił się "kapitan" Holmes.

    - Proszę mi powiedzieć, kapitanie. - ton Agnety był już spokojniejszy, można rzec nawet trochę przymilny. - Jakie są pańskie rozkazy?

    - Eee... Mamy wspólnie patrolować system...Quinor.

    - Tylko ma pan za zadanie patrolować system? - nie rezygnowała.

    - Nie... to znaczy tak. Mam tylko taki rozkaz. - twarz chorążego wyraźnie wskazywała, że kłamię.

    - Nieładnie jest kłamać, a szczególnie oficerowi wyższemu stopniem.

    - Przepraszam... to znaczy, że mam ujawnić wszystkie eee... rozkazy? - głos chorążego prawie już się załamywał.

    - Oczywiście. Musi pan to zrobić.

    - Tak więc, naszym głównym zadaniem jest eee... pilnować czy wasz kapitan... to znaczy komandor-porucznik T'Vosh eee... czy on nie zamierza zdradzić Federacji. - widać było, że chorążemu sprawiło ulgę powiedzenie prawdy. A w tle nagle ktoś powiedział: "Wiedziałem, że to wyda. Ale kapitan, niech mnie."

    - Cisza, bo wsadzę do cel, za obrazę oficera. - Holmes odwrócił się, aby zaprowadzić porządek.

    - Ja też jestem oficerem, a nie skarżypytą i płaczusiem. - komentator nie zamierzał zrezygnować z dogryzania chorążemu.

    - Już ja cię urządzę, ty ty... - Holmes zniknął z ekranu, a w tle rozpoczęła się bójka. Agneta przerwała połączenie.

    - Pięknie, w razie czego możemy na nich liczyć... - skomentował z ironią sternik.

    - Tak masz rację. Oni mają tylko powiadomić górę, że zmieniamy front.

    - Ale na rzecz kogo mamy zdradzać Federację? - Iwan nie mógł uwierzyć w taką rzecz.

    - Romulan oczywiście. Boją się tego od samego początku, gdy T'Vosh przejął dowodzenie. - Agneta wyjaśniając, nagle pomyślała, że jak aresztują T'Vosha, to może z powrotem odzyska fotel kapitana?

    - Jeśli się boją, to po dawali mu dowództwo? Jako czyściciel cewek warp też tu by się przydał. - Sorjun zawsze wspierał Agnetę, od czasu spadku w kolejności przejmowania dowództwa z drugiego aż na piąte miejsce.

    - Pewnie miał silne plecy. Ale nie czas na to. Sternik, kurs na układ Quinor, warp 8. Chyba zmodernizowany Oberth to wytrzyma...

    - Tak jest!

    USS Daredevil wskoczył w warp, a po kilku sekundach zwłoki to samo wykonał USS Gibraltar.

    Mostek USS Daredevil, 3 godziny później.

    Agneta siedząc w fotelu kapitańskim, przypomniała sobie pierwsze spotkanie z T'Voshem. Czasy potyczek z "futrzakami" i buntu na pokładzie. Ciekawe, że T'Vosh nie usunął jej po tym incydencie. Miał doskonały pretekst. Zamordowała bezbronnego jeńca, a on zgrabnie usunął to z jej akt. A przecież widział, że wykorzysta każdą sytuację by go skompromitować. I kilka razy prawie się jej udało. Ale zawsze był szybszy. Potrafił przejrzeć jej każdą intrygę. I najwyżej udzielał publicznej nagany przed załogą. Wolała by ją relegował ze statku, albo usunięto z Floty, niż być tak poniżona przed wszystkimi kadetami. Wiedział, że to najgorsza forma kary. Ale teraz zobaczysz T'Vosh. Tym razem ja wygram. A ciebie czeka wcześniejsza emerytura.

    - Sorjun, połącz mnie z Gibraltarem.

    - Jest połączenie.

    Agneta oczekiwała, że zobaczy znowu czerwoną twarz Holmes'a, ale na ekranie pojawił się młody Klingon.

    - Jestem le... to znaczy chorąży Ch'rod, szef ochrony na USS Gibraltar. Czym mogę służyć? - wyszczerzył twarz w uśmiechu.

    - Gdzie jest kapitan Holmes? - spytała zdziwiona Agneta.

    - Chwilowo niedysponowany po bójce.

    - A pierwszy, taktyczny czy operacyjny?

    - Wszyscy w ambulatorium. Ostro tu się tłukli. Z chorążych obecnie tylko ja jestem na służbie. I będę musiał pani wystarczyć. - znowu się uśmiechnął.

    - Jeśli zna pan sytuację, to z chęcią porozmawiam z panem. Więc macie za zadanie nas szpiegować. Czy mam rację?

    - Ja nazwałbym to raczej obserwacją. Wasz kapitan to członek grupy wysokiego ryzyka.

    - Wiem o tym. Ale dlaczego teraz, po kilku latach nagle Flota o tym sobie przypomniała?

    - Od czasu inwazji Borga dużo się zmieniło, pani komandor. - Klingon użył grzecznościowej formy, określającej pierwszego oficera. - Pretor D'Rani zaprosił rządy wszystkich znanych ras do wspólnej koalicji anty-borgowej.

    - I nikt się nie przyłączył?

    - Ależ przyłączyli się. Breenowie już wysłali 20 transportowców z zagrożonych układów wraz z ochroną - 60 okrętami bojowymi. Grupa skierowała się w północne obszary Imperium.

    - Ale co to ma wspólnego z nami? - Agneta nie zamierzała odchodzić od podstawowego celu rozmowy.

    - Nie tylko Breenowie się przyłączyli. Dwa nasze rody również. - przez chwilę Klingon trochę się skrzywił. - A w ciągu kilku godzin Pretor ma wygłosić mowę. Zamierza w nim oskarżyć rządy innych ras o brak woli do walki i zaprosić wszystkich kapitanów i dowódców wojskowych do przeciwstawienia się tej polityce. Zaproponuje też, że Imperium przyjmie każdego kapitana wraz z okrętem do swej floty.

    - I dowództwo Floty myśli, że T'Vosh się skusi?

    - A pani by się nie skusiła? Obecnie tylko Romulanie walczą z tą zarazą, a my patrolujemy i patrolujemy. Jak Borg zaatakuję, to nie będziemy mieli żadnych szans. Cholerna Janeway i jej Voyager... - Ch'rod splunął na pokład.

    - Dlaczego oskarża pan naszą admirał o rozpętanie tej wojny?

    - Gdyby nie jej ta durna misja sprowadzenia załogi do domu, Borg by się nami nie zainteresował. A ta głupia zniszczyła mu jakiś węzeł transwarp. No to przyleciał się zemścić.

    - Dziękuję za wyjaśnienia. Obiecuję też, że będę miała na naszego kapitana oko. - Agneta chciała jak najszybciej zakończyć rozmowę, która zbaczała na niebezpieczne tory.

    - Niech go pani pilnuje. I do zobaczenia. - połączenie zostało przerwane.

    Agneta zamyśliła się. Gdyby tak przekonać innych, że T'Vosh to zdrajca. Kto mnie poprze? Na pewno Sorjun. A inni? To może się udać...

    Holodek nr 2, pokład 7, 2 godziny później.

    Komandor-porucznik T'Vosh, wciąż jeszcze przez niektóre źródła we Flocie nazywany Jamesem McCaley'em, synem Johna i romulańskiej uchodźczyni T'Reski, siedział na ławce wykonanej z trzciny. Obok niego leżała oficer taktyczna porucznik Put Maher, w ten sposób, że ułożyła swoją głowę na jego kolanach. T'Vosh delikatnie głaskał ją po głowie okolonej rudymi, kręcącymi się lokami. Dobrze, że wreszcie zapuściła włosy, walczył o to od dwóch lat. Często przebywali razem w tym holodeku, w progamie "Wakacje na Risie".

    - O czym myślisz, mój kapitanie? - zapytała Put.

    - Myślę, że gdyby nie ten Borg, byłbym najszczęśliwszym członkiem Gwiezdnej Floty.

    - Tak? A długo zwlekałeś nim się ze mną ożeniłeś. Musiałam na ciebie polować, udawać zimną i niby romansować z innymi.

    - Ale od początku zaufałem tylko dwóm osobom na mostku, tobie i Iwanowi. - T'Vosh próbował się bronić.

    - Może i ufałeś, ale nic po za tym. Te twoje oficjalne kolacje i spotkania w mesie. Dopiero po pół roku zaprosiłeś mnie na randkę.

    - Wcześniej nie było czasu. Wiesz, służba nie drużba.

    - Jeżeli służba była taka ważna, to dlaczego zacząłeś działać dopiero po mojej randce z kadetem Namurą? Co ty w ogóle z nim zrobiłeś? - zaatakowała.

    - Nic, porozmawialiśmy sobie, jak mężczyzna z mężczyzną.

    - Porozmawialiście sobie? Jawnie mu groziłeś, że go wywalisz w próżnię. Ze strachu po nocach nie mógł spać. I był pierwszym załogantem, który uciekł z tego okrętu.

    - A skąd tyle wiesz o jego psychice? - T'Vosh zainteresował się tym wątkiem.

    - Tii mi mówiła. Przecież jest pokładowym psychologiem. - z niewinną miną stwierdziła Put.

    - A o moich sesjach też ci mówiła?

    - Może... Powiedz lepiej dlaczego tak naryczałeś na mnie w ambulatorium, po tym wypadku na zwiadzie?

    - No... chyba dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że mogę cię stracić. - przyznał T'Vosh, a twarz Put rozjaśniła się w uśmiechu.

    - Rozumiem. Ale po co ryczałeś?

    - Nieprawda. Mówiłem podniesionym głosem.

    - Ryczałeś: "Co ty sobie myślisz? Że pozwolę ci zginąć na jakieś tam cholernej planecie?" I to tak głośno, że AHM sam się aktywował, bo myślał, że ktoś dostał ataku histerii. A później, nie bacząc na moją skręconą kostkę, niecnie mnie wykorzystałeś. I do tego spadłeś z kozetki.

    - Zawsze uważałem, że łóżka w ambulatorium powinny być szersze i wygodniejsze. Ale powiedz mi, kto po mojej randce z Kareen, dopisał do jej ulubionego programu "Święto letniego przesilenia na Regulus III" malutki podprogamik "Desant Jem'Hadar"?

    - Ja o niczym nie wiem. - broniła się Put, ale jej oczy mówiły co innego.

    - Szturmowcy mało jej nie rozsiekali, dobrze że zostawiłaś zabezpieczenia. Nie patrz tak na mnie. Wiem, że to ty. To że podprogram wpisano z ambulatorium, nic nie zmienia. Nasi Bynardzi nie takie oszustwa poodkrywali. - tym razem T'Vosh był górą.

    Oboje na chwilkę umilkli, wspominając stare, dobre czasy. Nagle Put złapała się za brzuch.

    - Nie panikuj, kochanie. To dopiero trzeci miesiąc i nie może kopać.

    - Wiem, ale to takie dziwne. Nie sądziłam, że mogę mieć dziecko z półromulaninem.

    - Inżynieria genetyczna nie zna granic. Obecnie jedynym obowiązkiem rodziców jest to, że muszą być formą życia opartą na jednym pierwiastku. Jak my na węglu.

    - Powiedz mi, jak nazwiemy ją lub go?

    - Uważam, że imię dla córki powinienem wybrać ja, a ty dla syna.

    - Zgadzam się, więc nasz syn będzie miał na imię...

    - Będzie miała Idris. Będziemy mieli córkę.

    - Skąd wiesz? - Put gwałtownie usiadła. - Przecież doktor Varosh wciąż twierdzi, że niewiadomo jaka będzie płeć.

    - Wiem już o tym od czasu, gdy stwierdził, że jesteś w ciąży. - T'Vosh zaczął się śmiać.

    - I nic o tym mi nie powiedziałeś? Niech no tylko cię dopadnę... - Put zaczęła gonić uciekającego, wciąż śmiejącego się T'Vosha.

    Nagle przystanęli, bo T'Voshowi zapikał komunikator.

    - Przepraszam, kapitanie, ale obecnie odbieramy transmisję z terytorium romulańskiego. Powinien pan to zobaczyć. - przed parą zmaterializował się mały ekranik. Widać było, że transmisją było wystąpienie jakiegoś ważnego Romulanina. - Puszczę od początku, to zrozumie pan sens. - obraz zatrzymał się, Romulanin zniknął i ponownie się pojawił.

    - Witajcie. Jestem Pretor D'Rani i obecnie dowodzę połączoną flotą Imperium Romulańsko-Kardazjańskiego . Od 4 dni jesteśmy świadkami sytuacji, która nigdy nie zdarzyła się w kwadrancie Alfa. Pojawiła się siła, która może podbić i zniszczyć wszystkie rasy w kwadrancie. Jednak do tej pory tylko my oraz Konfederacja Breen zbrojnie wystąpiliśmy przeciwko temu niebezpieczeństwu, przeciwko Borgowi. - Pretor przerwał na chwilę, aby zaczerpnąć powietrza. - Obecnie tereny naszego federacyjnego sojusznika - Unii Kardazjańskiej, są teatrem działań wojennych. Jednak żadna inna rasa, posiadająca floty mogące walczyć z Borgiem, nie przyłączyła się do koalicji. Niektórzy nawet, jak Klingoni, nie przerwali pirackich ataków na nasze graniczne światy. Inni natomiast odmówili nam swej technologii, tak obecnie potrzebnej w walce z najeźdźcą. Ich rządy przedkładają swoje dobro nad dobro kwadrantu lub myślą, że sami zwyciężą z Borgiem. Lecz historia już pokazała, że Borg może bez problemu pokonać jedną rasę. Kilka lat temu prawie zasymilował Ziemię. Gwiezdnej Flocie zniszczył w walce ponad 300 okrętów. My również spotkaliśmy się z sześcianem. Nasze straty wyniosły około 40 krążowników klasy D'deridex. Lecz teraz na akcję nie leci pojedynczy sześcian. Borg na asymilację planety wysyła nawet kilkanaście jednostek tej klasy. Praktycznie nikt nie jest w stanie go pokonać. Nasz Sztab Generalny ustalił, że tylko połączenie technologii różnych ras może spowodować, że systemy obronne Borga nie zdołają się przystosować. Dlatego zwracam się z apelem do wszystkich kapitanów okrętów bojowych. Zwracam się do członków Federacji, Klingonów, Tzenketi, Ferengi, Tholian, Gornów i Miradornów. Zwracam się do wszystkich ras i organizacji, nawet tak małych jak Son'a czy niedysponujących ogromną flotą jak Syndykat Oriona. Zwracam się do wszystkich, którym nie obcy jest los wszechświata. Przyłączcie się do nas! Nasi technicy przezbroją wasze statki, zamontują broń innych ras, skopiują waszą. Razem możemy stworzyć armadę tak silną, że nawet Borg nas nie pokona. Gdy będziemy wystarczająco silni, możemy nie tylko wyprzeć wroga z naszych terytoriów, ale nawet udać się do jego przestrzeni i raz na zawsze zniszczyć tego potwora! Sami jesteśmy nikim, wspólnie nikt nas nie pokona! Dziękuję wszystkim za uwagę. - Pretor skończył przemówienie, lekko się kłaniając.

    T'Vosh i Put stali nieruchomo, trzymając się za ręce. Put popatrzyła na męża i zadała tylko jedno pytanie:

    - Kiedy lecimy?

    Pokój odpraw, godzinę później.

    W gabinecie siedzieli wszyscy oficerowie mostka, oprócz porucznik Christiansen i chorążego Sorjuna. Agneta dowodziła statkiem, a Sorjun został wysłany, w związku z nagłą "awarią", do mesy.

    - Wszyscy wiemy o co chodzi, więc nie będę wyjaśniać. - jak zwykle szybko i sprawnie zaczął T'Vosh. - Nie mamy za wiele czasu, nim Sorjun wróci. Zamierzam posłuchać apelu Pretora. Przechodzę na stronę Imperium. Czy ktoś jest przeciwny mojej decyzji? - nikt się odezwał, nawet oficer naukowy Kareen Koudelka nie zadawała głupich pytań.- Rozumiem, że wszyscy się zgadzają z moją decyzją.

    - Kapitanie, ale Agneta się nie zgodzi. No i mamy opiekuna, Gibraltara. - stwierdził Iwan.

    - Wiem o tym. Gibraltar jest za wolny, aby nam zagrozić. Put zaś opracowała listę potencjalnych przeciwników tej decyzji na naszym okręcie..

    - Oto ona. - taktyczna zaczęła rozdawać paddy.

    - Mamy więc 18 potencjalnych sabotażystów. Put opracowała plan ich unieszkodliwienia. Za 3 godziny, przy zmianie wachty przeprowadzę ćwiczenia. Według planu, zaatakuje nas Asymilator Borga. Po ćwiczeniach uruchomię program, który wszystkich na liście przetransportuje bezpośrednio do cel. Później zapakujemy ich do kapsuł i wysadzimy na jakieś planecie. To wszystko. - w tej samej chwili do pokoju wszedł Sorjun. - Dobrze, że pan przybył. Właśnie omawialiśmy plan dzisiejszych ćwiczeń. Otóż o godzinie...

    Mostek, 3 godziny później.

    Kadet Artak, T'Naijczyk pełniący służbę na zmianie beta jako sternik, popatrzył na zegarek. Jeszcze tylko 30 sekund, 20, 10... Jest! Koniec służby! Radośnie poderwał się z miejsca, ale nagłe słowa kapitana T'Vosha usadziły go z powrotem.

    - Komputer, uruchom program Idris jeden alfa. - komputer piknął potwierdzając, a czujniki zwariowały.

    - Kapitanie, wykrywam obiekt, kurs zbieżny. - zaczął meldować Sorjun. - To Asymilator Borga. Kontakt za 30 sekund.

    - Czerwony alarm! - zawyły syreny, a mostek pogrążył się półmroku.- Podnieść osłony i załadować broń!. Załoga na stanowiska bojowe. Nakazać Gibraltarowi odwrót. Wyjść z warp.

    - Gibraltar się wycofuje. Asymilator podchodzi. Wychodzi z warp. Kurs cztery siedem na jeden osiem trzy.

    - Podejść na odległość bojową. Ognia i zwrot na prawo. - Daredevil zaczął wykonywać szaleńcze manewry wokół wyimaginowanego przeciwnika.

    - Osłony Asymilatora 65% procent, nasze 88%.

    - Zwrot bojowy, manewr T'Vosh jeden trzy.

    - Dostaliśmy, osłony 40%.

    - Ognia z wyrzutni.

    - Cel uchyla się, osłony 37%. Odpowiada ogniem.

    - Uniki!

    - Bezpośrednie trafienie. Brak osłon, uszkodzenia pokładu 3, 5, 7 i 15. Wysyłam ekipy naprawcze.

    - Odpowiedzieć ogniem. Sternik, obejdź Asymilatora.

    - Bezpośrednie trafienia. Brak osłon, pojedyncze przebicia pancerza. Manewr obejścia nieudany. Borg strzela.

    - Przygotować się na wstrząs!

    - Trafienia w prawą burtę. Przebicia na pokładach od 2 do 8 oraz 15 i 16. Informacje o ofiarach. 45 zabitych i 97 rannych, pożar w maszynowni, awaria dziobowej wyrzutni, przepalone dwa pasy fazerów.

    - Kurs zderzeniowy, ewakuacja załogi.

    - Borg strzela, awaria modułowych wyrzutni, brak atmosfery na pokładach 4 i 7. Awaria grawitacji i podtrzymywania życia. 112 zabitych, ja, sternik, oraz pan kapitanie też nie żyjemy. Borg ponownie strzela, przeciążenia reaktora, eksplozja za 5, 4, 3, 2, 1... Zostaliśmy zniszczeni.

    - Rozumiem. Odwołać alarm. Raport o zniszczeniach w Asymilatorze.

    - Brak osłon, lekkie uszkodzenia pancerza. Przeprowadziłem też symulację walki przy udziale Gibraltara. Asymilator otrzymał więcej uszkodzeń, ale zniszczył nas i Obertha. Zaś jeśli przy pierwszym strzale użyliśmy torpedy transfazowej, Asymilator od razu został zniszczony. My straciliśmy 2% osłon.

    - Dziękuję. - Artak znowu chciał opuścić swoje stanowisko, jednak T'Vosh wydał kolejny rozkaz. - Komputer, uruchom program Idris dwa alfa! - kadet spojrzał na odczyty, ale nic się nie pojawiło. Nikt nie atakował Daredevila. - Kapitanie... - chciał się zapytać o co chodzi z tym programem, ale zobaczył wycelowany w siebie fazer. Mierzył do niego porucznik Rozmieckij, sternik zmiany alfa, który przed chwilą wszedł na mostek.

    - Przepraszam Artak, ale racz zwolnić stanowisko.

    - Oooczywiście, poruczniku. - podnosząc ręce, Artak opuścił fotel przy konsoli.

    - Dziękuję, kadecie. - rzekł Iwan i wystrzelił. T'Naijczyk nim stracił przytomność zauważył, że Sorjun zniknął ze swego miejsca. Później już nic nie pamiętał.

    - Nie przesadzaj, Iwan. On nie był na liście. - rzekła Tii Maik, obecnie oficer operacyjna.

    - Zawsze mi się nie podobał. - odpowiedział Iwan.

    - Ale mi się podobał.

    - Dlatego dostał. - sternik uśmiechnął się do Betazoidki.

    - Cisza. Przywołać Gibraltara i kontynuować lot. - T'Vosh zaczął wydawać rozkazy. - Maher, jak tam maszynownia? - zapytał z troską w głosie.

    - Wszystko w porządku. Frakcja volkańska i jej sympatycy są już w celach. Zaskoczenie było totalne.

    - Bardzo dobrze. W razie problemów melduj.

    - Oczywiście, komandorze-poruczniku. A może raczej centurionie? - Put użyła romulańskiej wersji stopnia T'Vosha.

    - Jeszcze jestem oficerem Gwiezdnej Floty. Iwan, nie zmieniaj wytyczonego kursu. Nie ma sensu nawracać i pchać się przez pół Federacji. - T'Vosh podszedł do konsoli naukowej i wywołał mapę kwadrantu Alfa. Pomyślał przez chwilę i zaczął kontynuować. - Kiedy dolecimy w okolice Obłoku Briar, wejdziemy w niego. Gibraltar pomyśli, że zamierzamy zrobić coś na planecie Ba'ku i zapewne poleci zaalarmować kolonię. My tymczasem wyjdziemy z Obłoku, przelecimy miedzy Thetą Cygni i Tagrą i prosto do układu Rakal. Tam już Romulanie nas przejmą.

    - Sprytny plan. - skomentowała Tii. - Ale nim dolecimy do Tagry, już nas zlokalizują i wyślą grupę przechwytującą.

    - Nawet jeśli wyślą, to najbliżej jest DS9. Większość sił jest w okolicach Trilla, na granicy z północnymi ziemiami Kardazjan nie ma żadnych okrętów, oprócz patrolowców.

    - Skąd wiesz, że w układzie Rakal są Romulanie? - Tii nie opuszczały wątpliwości.

    - Jak tam dolecimy, na pewno już będą. Nasza stacje nasłuchowe doniosły, że ogromna flota romulańska 2 dni temu weszła na terytorium swego nowego sojusznika i rozpoczęła działania przeciwko Borgowi. Nie mamy więc czasu do stracenia. Zawiadomcie Gibraltar, żeby leciał za nami. Wejść w warp.

    - Tak jest!

    Areszt, pokład 17, 8 dzień inwazji Borga.

    Agneta siedziała w izolatce. Obok w kolejnych pomieszczeniach byli przetrzymywani wszyscy, którzy ją popierali. Niech to szlag! Znowu mnie przejrzał. Nawet nie zdążyłam nic zorganizować. Ale miałam rację. Jednak T'Vosh zdradził Federację. Tylko dlaczego Gibraltar nic nie robi? Gdzie grupa pościgowa? Czy oni o niczym nie wiedzą?

    Nagle drzwi, które pilnował oficer ochrony, otworzyły się. Do pomieszczenia wszedł T'Vosh. Ruchem ręki odprawił strażnika i usiadł na małym stołeczku przed izolatką.

    - I jak tam Agneto? Miło siedzi się w celi przeznaczonej dla mnie? - spytał z drwiną.

    - Niech piekło pochłonie ciebie i tą twoją Bajorankę, ty ty... zdrajco!

    - Nie wyrażaj tak się o mojej żonie. Jest w ciąży. A w ogóle ona nie planowała przewrotu, tak jak ty.

    - Przewrotu? Ja nie zdradziłam Federacji.

    - To Federacja zdradziła kwadrant Alfa. Ma potężną broń, ale jej nie wykorzystuje. Po co buduje wciąż nowe okręty? By pilnować granic? Borg wie o naszej broni, zaatakuje wtedy, gdy będzie gotowy. Gdybyśmy dali ją innym, to razem moglibyśmy zniszczyć Borga raz na zawsze.

    - I ty w to wierzysz? W ogólnogalaktyczną koalicję antyborgową?

    - Wiem tylko, że jak nie pomożemy Romulanom, to Borg zasymiluję wszystkich po kolei i Federacja zostanie okrążona. A wtedy nie ma dla niej nadziei.

    - Zawsze jest nadzieja. Wygramy z Borgiem!

    - Gdyby nie Romulanie, to przegralibyśmy nawet z Dominium, które jest wielokrotnie słabsze od Borga. Admiralicja musi zrozumieć, że sami sobie nie poradzimy. Ale nie przychodzę tu na rozmowy o polityce. Mam pytanie, które już kiedyś ci zadałem. Czy nadal chcesz służyć na tym okręcie? Otrzymasz z powrotem swoje stanowisko, a ja obiecuję, że po wojnie dobrowolnie poddam się pod osąd federacyjnego sądu.

    - Jeśli mam mówić prawdę, bo i tak Maik mnie przeskanuje, to odpowiedź brzmi nie. Nie zamierzam służyć pod zdrajcą.

    - A więc dobrze. - T'Vosh był wyraźnie zmartwiony. - Zostaniesz usunięta z pokładu przy najbliższej okazji. A na razie życzę ci miłego odpoczynku. - kapitan skierował się do drzwi.

    - Jeszcze się zemszczę, zdrajco. Zobaczysz, popamiętasz mnie, ty... - Agneta przestała krzyczeć, gdy drzwi za kapitanem zamknęły się, a strażnik z powrotem zajął swoje miejsce.

    Granice Obłoku Briar, 13 dzień inwazji Borga.

    Dwa federacyjne okręty zbliżały się do anomalii, która kilka lat temu stała się sławna na całą galaktykę. Plany wysiedlenia rdzennej ludności planety Ba'ku, wymyślone przez admirała Dogerthy'ego i Ru'afo, przywódcy Son'a - wymierających wygnańców, zostały powstrzymane przez kapitana Picarda, który jako jeden z nielicznych w historii kapitanów GF, otwarcie zbuntował się przeciwko rozkazom Admiralicji.

    Mimo tego na planetę nie powrócił spokój. Promieniowanie metafazowe, ewenement na skalę całego kosmosu, powodowało ciągłą regenerację struktury genetycznej. Była to namiastka nieśmiertelności. W jednej chwili nieznana prawie nikomu planeta, stała się praktycznie centrum Federacji. Wszyscy chcieli przylecieć na kuracje odmładzającą. Federacja utworzyła tu niewielką kolonię i próbowała limitować ilość kuracjuszy. Tych jednak nie ubywało. Na planetę nielegalnie przedostawały się statki bogaczy, którzy nie chcieli umierać. Wreszcie Gwiezdna Flota otoczyła cały Obłok gęstą siecią czujników, które wykrywały każde nieautoryzowane wejście. Dwie stacje na orbicie wraz z kilkunastoma patrolowcami skutecznie hamowały wszelkie pomysły przejęcia tej "studni wieczności".

    Na mostku USS Daredevil siedział kapitan T'Vosh. Patrząc na mieniący się barwami Obłok, przypomniały mu się wydarzenia z przed kilku lat. Teraz on musiał się sprzeciwić swoim przełożonym, którzy błędnie myśleli o inwazji Borga. Tylko cudowna broń admirał Janeway z przyszłości zamontowana na każdym okręcie w kwadrancie Alfa mogła dać jakąkolwiek szansę zwycięstwa.

    - Odległość od Obłoku 2 minuty w obecnej prędkości. - poinformowała Tii Maik.

    - Podejść jak najbliżej i wyjść z warp. - rozkazał T'Vosh.

    USS Daredevil wyskoczył z podprzestrzeni i zagłębił się w anomalii. Za nim awaryjnie wyhamował USS Gibraltar, jednak sam pozostał na granicy Obłoku.

    - Kapitanie, Gibraltar nas wywołuje. Żąda podania przyczyn zmiany kursu.

    - Już ja go poinformuje... Kurs na północną granicę anomalii. Połowa impulsowej. Jaki jest przewidywany czas lotu?

    - Minimum 10 godzin, doliczając omijanie czujników nawet całą dobę. - poinformował Rozmieckij.

    - I tak dobrze, że czujniki zbudowali do poszukiwania statków lecących na Ba'ku, a nie po obrzeżach. - zauważyła Maik.

    - I tak nas wykryją. Więc po co będziemy omijać czujniki? - zapytał sternik.

    - Uwierz mi, nie wykryją. - odpowiedział kapitan. - Maher kiedyś opowiadała jak to udało się jej uciec z jednej z obław Kardazjan. Ale teraz przerwa. Zmiana gamma na mostek. Wszyscy mamy 24 godziny odpoczynku. - zarządził.

    Stacja kosmiczna 40, orbita planety Ba'ku, terytorium Federacji Zjednoczonych Planet, godzina później.

    Komandor Hanna Guslow, dowódca sił Federacji w Obłoku Briar, rozpoczęła swoją wachtę od przeglądnięcia raportów. Jednak nic ciekawego w nich nie znalazła. Od czasu inwazji Borga liczba nielegalnych wtargnięć do Obłoka spadła prawie do zera. Wszyscy bali się Kolektywu, czyhającego kilkadziesiąt lat świetlnych od anomalii. Ach, gdzie podziały się te czasy zasadzek i pościgów, ataków i odwetów, a nawet jawnych prób zdobycia planety? A teraz co? W ciągu ostatnich 24 godzin w obszarze monitorowanym przez czujniki pojawiła się tylko jedna kometa. Co za nuda... Nawet większą część floty została oddelegowana na Trill. W zamian przysłano jakieś stare rzęchy, pamiętające czasy kapitana Kirka. Co za beznadzieja.

    A teraz szykuje się kolejne 8 godzin bezczynnego siedzenia na tym fotelu. Za jakie grzechy musi przebywać na tej stacji? Dlaczego wybrała to stanowisko? Miała przecież tyle interesujących propozycji... Ze znudzeniem spojrzała na zegarek. Jeszcze 7 godzin i 57 minut wachty. Niech stanie się coś interesującego, błagała w duchu.

    Duchy chyba wysłuchały jej próśb, bo zapikał komunikator.

    - Pani komandor, proszę zgłosić się na Więżę.

    - Już idę. - odpowiedziała, podrywając się z miejsca. - O co chodzi? - zapytała.

    - Wywołuje nas kapitan Holmes z USS Gibraltar. Mówi, że do Obłoka wtargnął USS Daredevil klasy New Orleans, a on nie może go znaleźć.

    - Dajcie go na ekran. Witam kapitanie. - powitała gościa, milknąć na chwilę. To teraz tacy młodzi zostają kapitanami? - Podobno coś wam zginęło...

    - Tak jest, pani komandor. W terytorium Obłoka wtargnął USS Daredevil, z którym miałem patrolować układ Quinor. Ja otrzymałem rozkaz pilnowania Daredevila i w razie problemów meldowania się najbliższemu, wyższemu stopniem oficerowi.

    - Dobrze, niech sobie wlatuje. - machnęła ręką. - Znajdziemy go jak się zbliży do planety. Jak wyleci też go namierzymy. Proszę skierować się w kierunku planety. Chciałabym porozmawiać z panem osobiście.

    - Ale ja mam rozkaz lotu do układu Quinor. - zaprotestował Holmes.

    - Jako wyższa stopniem przejmuje dowodzenie. Pańską zgubą się zajmiemy, to tylko kwestia czasu. Zrozumiano? - warknęła.

    - Tak jest! - potulnie odpowiedział chorąży.

    Północne granice Obłoku Briar, 19 godzin później.

    Federacyjna fregata opuściła obszar anomalii i z prędkością warp 5 skierowała się w kierunku układu Betazed.

    Stacja kosmiczna 40, 8 godzin później.

    Chorąży Holmes niepewnym krokiem wszedł do gabinetu dowódcy stacji. Czego ona chce, ciągle pytał się w myślach. Przecież do tej pory nie znaleziono Daredevila.

    - Witacie chorąży, proszę spocząć. - głos komandor Guslow aż ociekał jadem.

    - Czy coś się stało, pani komandor? - ze strachem zapytał Holmes.

    - Właściwie to nic. I o to chodzi. - komandor w miarę mówienia zaczęła się wściekać. - Od 30 godzin wszyscy w tym sektorze szukają Daredevila i nie mogą go znaleźć. Jak to możliwe?

    - Nic na to nie poradzę. Ale proponowałbym...

    - Co takiego proponowałbyś, chorąży? Wezwać posiłki? Poprosić Borga o pomoc? Czy myślicie, że to jakaś zabawa? Że nie mamy nic do roboty tylko szukać jakieś kopniętego kapitanka, który coś sobie ubzdurał?

    - Nie, oczywiście, że nie, pani komandor. - solennie zapewniał Holmes.

    - Gdyby w Dowództwie nie potwierdzono, że taki okręt istnieje i leciał wraz z wami na patrol to bym cię załatwiła, chorąży. Ale coś tam proponowaliście, hę?

    - Ja... to znaczy uważam, że my... czyli eee... - mętne wyjaśnienia Holmesa przerwał jakiś porucznik, który bezpardonowo wkroczył do gabinetu.

    - Czego? - zaczęła Hanna. - Nie umiecie pukać? Przecież mam gościa.

    - Mam bardzo ważną informację. - zaczął porucznik. W ogóle nie zwrócił uwagi na słowa komandor. Widać był przyzwyczajony do tonu swej przełożonej. - Przed chwilą chorąży przeprowadzający rutynową kontrolę przelotów przez sektor cztery-cztery-jeden, wykrył pewną niezgodność.

    - Jaką?

    - Niby wszystko się zgadza, ale przy dokładnym zbadaniu wychodzi na to, że Obłok Briar opuściło w ciągu ostatnich 48 godzin więcej transportowców niż powinno.

    - Niż powinno?

    - Według planów 4 transportowce miały polecieć wraz z zaopatrzeniem do SB 375. Ale wyleciało 5. Po skontaktowaniu się z kapitanami transportowców znaleziono ponadprogramowy lot. - porucznik podszedł do ściennego wyświetlacza, który po wpisaniu paru komend pokazał trasę lotu nieznanego okrętu. - Prawdopodobny kurs - układ Betazed. Uważam, że to poszukiwany przez nas Daredevil.

    - Ale dlaczego nie wykryły go czujniki?

    - Wykryły, ale nie uruchomiły alarmu. Okręt, do czasu zniknięcia ze skanowanego obszaru, poruszał się z warp 5, jak normalny transportowiec.

    - Niech to cholera! - komandor zerwała się ze swego fotela i wbiegła na Wieżę. - Połączyć mnie z SB 375. Muszą przechwycić zbiega.

    - Już łączę. - zameldowała chorąży na stanowisku łączności. Po chwili stacją lekko szarpnęło.

    - Co się, kurna dzieje? Ktoś nas atakuje?

    - Nie mogę się połączyć z SB 375. W ogóle nie mogę się z nikim połączyć. - ze spokojem zameldowała chorąży.

    - Jak to nie możesz? Ktoś popsuł łączność czy co?

    - Najwyraźniej tak, pani komandor. - odezwał się ze swego stanowiska główny mechanik. Jego głos nie zdradzał żadnych emocji, jak gdyby nic się nie wydarzyło. - Próba połączenia się z SB 375 uruchomiła program, który wywołał serię spięć. Stacja nie może się z nikim połączyć.

    - Czyli mamy sabotażystów na pokładzie?

    - Raczej sympatyków kapitana T'Vosha. - odpowiedział porucznik, który stał w drzwiach gabinetu. - Wszyscy wiedzą, co zamierza i ktoś postanowił mu pomóc.

    - Idioci, przecież druga stacja ma sprawną łączność.

    - Niestety SB 41 jest całkowicie opuszczona na czas remontu. - kontynuował porucznik. - Jedyna szansa to prom. Ale zapewne czujniki też nie działają. A przelot ku granicy to kolejne 12 godzin straty.

    - Nieważne, to wasze zadanie. Jak spotkacie po drodze nasze patrolowce to mają ścigać Daredevila. - rozkazała komandor.

    - Przykro mi, ale muszę odmówić wykonania rozkazu. - stwierdził porucznik.

    - Macie go wykonać!

    - Niestety chwilowo nie jestem na służbie ze względów zdrowotnych.

    - Zdrowotnych? Żartuje pan?

    - Po prostu zbyt dużo stresu. Jak pani nie wierzy, to tu jest zwolnienie lekarskie. - porucznik położył padda na konsoli i skierował się ku turbowindzie. - A jeśli mogę mówić otwarcie, to mam nadzieję, że kapitanowi T'Voshowi się uda.

    Obszar Skupiska Argolis, około 2 lata świetlne od układu Tagra, terytorium Federacji Zjednoczonych Planet, 17 dzień inwazji Borga.

    Komandor Guslow obudziła się w swojej kwaterze. Przez chwilę myślała, że znajduje się w kolonii na Ba'ku, ale bolesne uderzenie głową w podstawę górnego łóżka przypomniało jej o ostatnich wydarzeniach.

    - Kawę, ale mocną. - poleciła komputerowi. Lecz nic się nie wydarzyło. - Niech no tylko dorwę twórcę tych Sabre'ów! - zaklęła. Dlaczego zapomnieli o replikatorach w kajutach?

    Ubierając się przeklinała załogantów SB 40. Przecież było jasne, że to główny mechanik wraz z pierwszym rozwalili łączność. I do tego zmusili ją by sama, osobiście poleciała łapać T'Vosha. I do tego ten bezczelny dowódca SB 375. Jawnie zlekceważył rozkaz Dowództwa! To przez niego teraz miała tylko trzy statki w grupie pościgowej. "Potrzebuję moich okrętów blisko stacji. Nie będą się rozbijać gdzieś na kosmicznych bezdrożach." - odpowiedział na jej prośbę. Miała nadzieję, że usuną go za tą niesubordynację.

    Turbowindą pojechała na mostek.

    - Raport! - rozkazała.

    - Chyba pomyliła pani miejsca. - odwrócił się do niej młody porucznik. - Ja tu dowodzę i ja wydaje rozkazy. Pani jest tu tylko przez moją uprzejmość.- "I przez tych idiotów z Dowództwa", pomyślał. Ale machnął przyzwalająco.

    Kryjąc gniew komandor podeszła do konsoli naukowej. Pracujący przy niej chorąży nie zamierzał pomagać jej w pracy, więc sama musiała wszystko sprawdzić.

    - Według czujników za 20 minut dogonimy Daredevila. Dlaczego pan mnie nie powiadomił? - zapytała.

    - Widocznie zapomniałem. - odpowiedział kapitan. - Nie często USS Somersault gości na pokładzie tak znamienitych gości. - dodał z sarkazmem.

    - Kapitanie Ling, zna pan rozkazy i musi je pan wykonać. Mamy przechwycić Daredevila za wszelką cenę.

    - Czyli nawet za cenę swego życia? Czy pani myśli, że dwa Sabre'y i Miranda powstrzymają New Orleans?

    - Dwa Sabre'y i zmodyfikowana Miranda. - zauważyła, a kapitan wzruszył w odpowiedzi ramionami.

    - Może i zmodyfikowana, a ciekawe ile torped wytrzyma? Może się założymy? Ja stawiam na góra dwie. A pani?

    - Takie zakłady nic nie zmienią. Mamy rozkaz i wykonamy go!

    - To znaczy pani go wykona. Ja odpowiadam za moją załogę i nie poświecę ją w bezsensownej walce.

    - Za wszelką cenę - tak brzmi rozkaz. I mam dopilnować tego.

    - A proszę sobie pilnować ile pani chce. Ale nie życzę sobie żadnej pomocy w dowodzeniu. Zrozumiano?

    Dalszą sprzeczkę przerwał oficer taktyczny:

    - Kapitanie, Daredevil wychodzi z warp. Nawraca. - dodał zdziwiony.

    - Wyjść 300 000 km przed nim. Pozostałe okręty mają się rozproszyć.

    Trzy federacyjne statki wyskoczyły z warp i ustawiły się przed zbuntowaną jednostką.

    - Kapitanie, wywołują nas.

    - Na ekran. - rozkazał kapitan. I spojrzał na komandor. - Ani słowa bo wsadzę do celi. - warknął.

    Na ekranie pojawił się kapitan T'Vosh. Obok niego stała Put Maher.

    - Jestem kapitan Ling z USS Somersault. Komandorze T'Vosh, proszę się poddać. Mamy rozkaz odholować pańską jednostkę z powrotem do SB 375.

    - Mhm... Akurat muszę pana zmartwić. - odpowiedział T'Vosh. - Zatrzymałem się tutaj nie po to aby się poddawać, ale żeby usunąć z pokładu paru załogantów.

    - Usunąć?

    - No cóż, na Daredevilu tylko 18 osób było przeciwnych przejściu na stronę koalicji antyborgowej, więc trzeba ich gdzieś wysadzić. Opłaca się samemu wybierać załogę, prawda? - T'Vosh porozumiewawczo mrugnął okiem.

    - Proszę nie utrudniać sprawy, komandorze. Mamy rozkaz powstrzymać pana za wszelką cenę.

    - Może najpierw odbierzecie aresztantów i później porozmawiamy? - nie czekając na odpowiedź T'Vosh machnął ręką.

    - Kapitanie, Daredevil wystrzeliwywuje trzy kapsuły ratunkowe. - zameldował operacyjny.

    - Niech USS Nice je przechwyci.

    - Przekazuję rozkaz. - odpowiedział operacyjny. Po chwili dodał. - Meldują, że przetransportowali cała 18 na pokład.

    - Dobrze. Może teraz T'Vosh się podda? - zapytał z nadzieją Ling.

    - Nie sądzę. - zaoponowała Guslow. - Nie po to leciał taki szmat, aby się poddać tak blisko granicy.

    - Łączcie z Daredevilem. Komandorze T'Vosh, ostatni raz proszę. Jak pan odmówi będę musiał otworzyć ogień.

    - Przykro mi to słyszeć, kapitanie. Ale tylko jedno mam do przekazania. Moja żona - wskazał na Put. - jest w trzecim miesiącu ciąży. Nie zamierzam pozwolić by moja córka nazywała się cztery z dwunastu. Dlatego przechodzę na stronę Imperium. Romulanom każdy okręt się przyda. Lećcie z nami! - T'Vosh przerwał połączenie.

    - Odlatuje! - zameldował taktyczny.

    - Cóż. - westchnął kapitan Ling. - Czerwony alarm. Podnieść osłony i załadować broń. Celować w generatory osłon.

    Mostek USS Daredevil.

    - ...Romulanom każdy okręt się przyda. Lećcie z nami! - z tymi słowami T'Vosh zakończył rozmowę z kapitanem Lingiem.

    - Ładują broń i podnoszą osłony! - zameldowała Put już ze swego stanowiska.

    - Zwrot na prawą burtę. Nie podnosić osłon. Mamy dla Nice małą niespodziankę.

    - Jesteśmy w zasięgu ich broni!

    - Spokojnie, nie będą strzelać. Teleportować jedną torpedę przed Mirandę. Podnosić osłony. Teraz!

    Torpeda pojawiła się przed nic nie spodziewającą się Mirandą. Sternik nie zdołał się uchylić. Eksplozja przez chwilę zakryła dziób statku.

    - Nice ma 8% osłon. Somersault strzela. - zatrzęsło okrętem. - Mamy 80%.

    - Fazerami w Somersault'a. Gdzie drugi Sabre?

    - Dziwne, ale nie atakuje. Somersault 40% osłon. Nice podchodzi od prawej.

    - Jeszcze im mało? Zniszczyć generatory osłon na Nice, później z powrotem skierować ogień na Somersault'a.

    Okrętem znów zatrzęsło.

    - Generatory na Nice zniszczone, Somersault 5% osłon. My mamy 56%.

    - Przerwać ogień. Przekażcie im, że jak zaraz nie odlecą to ich zniszczymy.

    - Wycofują się. Wchodzą w warp. To już koniec walki.

    - Jeszcze nie. Co z drugim Sabre'm?

    - Właśnie nas wywołuje.

    - Na ekran.

    - Gratulacje, kapitanie T'Vosh. Manewr z teleportacją torpedy był wyśmienity. - rozpoczął rozmowę volkański kapitan Sabre'a.

    - O co chodzi Volkanie? - zapytał ostro komandor.

    - Wiem, że pan nie lubi Volkan, ale proszę nie zrażać do siebie sojuszników.

    - Nie jesteś pan moim sojusznikiem.

    - Ależ od 5 minut jestem. Przecież sam pan powiedział, że Romulanom przyda się każdy okręt. Mój USS Firestreak pewnie też zostanie przyjęty.

    - To znaczy, że przechodzi pan na stronę największego wroga Volkan?

    - Logicznie patrząc, Borg jest większym zagrożeniem niż Romulanie. Obecnie dawne konflikty nie mają znaczenia.

    - I nikt na pokładzie nie był przeciwny?

    - Ci co byli obecnie siedzą w celach. Ale jest ich tylko czterech. Opłaca się samemu wybierać załogę, prawda? - Volkan mrugnął okiem naśladując gest T'Vosha.

    - Prawdę mówiąc, nigdy tego bym się nie spodziewał. Ale jak pan wytłumaczy swój brak udziału w walce?

    - Po prostu "sabotażyści" uszkodzili mi broń. A ponieważ okręt nie miał uszkodzonych osłon i silników, zadecydowałem o locie za buntownikami w celi monitorowania ich dalszych posunięć.

    - Naprawdę sprytne. Ale szkoda czasu na rozmowy. Jeszcze przyleci kolejna grupa pościgowa, a nie chcę już walczyć z sojuszniczymi okrętami.

    - W tej chwili nie jest już pan uważany za sojusznika. Będę trzymał odpowiedni dystans. Firestreak bez odbioru.

    Siódmy dziobowy, 3 godziny później.

    Siódmy dziobowy od zawsze służył jako miejsce spotkań całej załogi służącej na USS Daredevil. T'Vosh do tej pory dwa razy użył tego miejsca: przy przywitaniu nowych załogantów, których wraz z Put wybierał na miejsce tych, którzy przeszli na stronę Andorianina Sagala oraz w czasie swego ślubu ze swoją oficer taktyczną. Teraz musiał użyć go po raz trzeci by wyjaśnić swe postępowanie.

    W pomieszczeniu zebrała się prawie cała załoga, oprócz ludzi obecnie niezbędnych na swych stanowiskach. Było ich tak dużo, że niektórzy przebywali na korytarzu, ciekawie zaglądając przez drzwi.

    T'Vosh energicznie wszedł do pomieszczenia. Na jego widok ucichły rozmowy, ale wyczuć można było utajoną wrogość.

    - Witajcie. - rozpoczął. - Dziękuję za przybycie. Dzisiaj zebraliśmy się tu z ważnego powodu. Jak wiecie kilka godzin temu mieliśmy małą potyczkę z trzema federacyjnymi okrętami, które usiłowały zawrócić nas z obranego kursu.

    - Ale dlaczego? - zapytała się chorąży. - Przecież zgodnie z rozkazem GF lecieliśmy na patrol. Czy ktoś przejął te trzy statki?

    - Nie. One również wykonywały swe rozkazy. Miały nas powstrzymać.

    - Ale przed czym?

    - Niektórzy już się domyślają. Otóż nie lecimy do układu Quinor, tylko do Rakal.

    Na sali rozległy się szmery.

    - Układ Rakal. Ale tam są Romulanie... To znaczy chce pan się do nich przyłączyć?

    - Tak, usłuchałem apelu Pretora. Wraz z Firestreakiem przechodzimy na stronę koalicji antyborgowej. Dlatego zaprosiłem was wszystkich tutaj. Ponieważ niedługo dolecimy do granicy, muszę wiedzieć czy wszyscy popieracie moją decyzję.

    - A jeśli ktoś jest przeciwny?

    - Po kontakcie z Romulanami zostanie przewieziony na najbliższy federacyjny posterunek.

    - Ale dlaczego mamy decydować dopiero teraz? To spotkanie powinno nastąpić od razu po pańskiej decyzji.

    - Niestety nie mogłem tego zrobić. Jak wiecie kilkunastu członków załogi było przez pewien czas przetrzymywane w celach, zaś przed potyczką opuścili pokład...

    - Chodzi panu o tych Volkan? - wtrącił bajorański chorąży.

    - Tak, również o pierwszą i operacyjnego. Byli oni przeciwni mej decyzji i planowali sabotowanie systemów okrętu podczas lotu. Bałem się, że ktoś na pokładzie może poinformować GF o mej decyzji.

    - A teraz?

    - Teraz nie znajduje się przed nami żadna federacyjna placówka. Może doścignąć nas najwyżej kolejny pościg, który zapewne już wyruszył.

    - Przepraszam, ale nie rozumiem jednego. - zapytała młoda Ktarianka. - Dlaczego GF tak wściekle nas ściga? Przecież jesteśmy tylko fregatą.

    - Tak, ale mamy w magazynie dwie torpedy transfazowe. Ta broń to największy sekret Federacji i jedyna broń zdolna do pokonania Borga. Admiralicja boi się, że Romulanie mogą ją skopiować i użyć przeciwko UFP.

    - A pan co o tym sądzi?

    - Myślę, że jeśli chcemy przetrwać tą inwazję to wszystkie liczące się potęgi kwadrantu muszą złączyć swe wysiłki. Gdyby Federacja przekazała technologie Imperium, to mogliby w zamian żądać zniesienia traktatu algerońskiego, zakazującego nam używania urządzeń maskujących. Myślę też, że długotrwałe współdziałanie między niedawnymi wrogami może przyczynić się do złagodzenia wzajemnych stosunków, tak samo jak to miało miejsce z Klingonami.

    Zapadło kłopotliwe milczenie.

    - Dlatego proszę was o podjęcie decyzji. - kontynuował T'Vosh. - Czy przechodzicie ze mną na stronę koalicji, czy chcecie pozostać w GF. Wybór należy do was. Ci, którzy zdecydują się na opuszczenie okrętu, niech za dwie godziny przyjdą do ładowni nr 4.

    Ładownia nr 4, pokład 10, 2 godziny później.

    T'Vosh z niepokojem wkroczył do ładowni. Mimo, że wierzył w swoich podwładnych, nie był pewien jaką podejmą decyzję. Przecież przez kilka dni oszukiwał ich, a teraz nakazał podjęcie trudnej decyzji. Będą chcieli wrócić do GF czy uznają, że nie można bezczynnie przypatrywać się asymilacji kolejnych światów?

    W pomieszczeniu znajdował się tylko jeden kadet. T'Vosh odetchnął z ulgą. Tylko jeden, który przestraszył się niepewnej przyszłości. Od razu go rozpoznał. Był to kadet Pride, który został przydzielony na okręt zaledwie trzy miesiące temu.

    - A więc kadecie, zamierzacie opuścić okręt tak?

    - Kapitanie, ja...

    - Nie martw się. Zostaniesz przetransportowany na najbliższej federacyjnej placówki tak szybko jak się da.

    - Ależ ja...

    - Rozumiem twoją decyzję. Każdy mógł ją podjąć samodzielnie.

    - Kapitanie, - kadet był blady jak ściana. - ja nie chcę opuszczać okrętu. To był głupi wybryk. Tylko czasowo zablokowałem możliwość otwarcia drzwi w kwaterze chorążego...

    - To wy o niczym nie wiecie? - przerwał mu T'Vosh. - Od ilu godzi tu jesteście?

    - Przeprowadzam dokładną inwentaryzację ładowni numer cztery od ponad sześciu godzin...

    - Nawet w trakcie bitwy?

    - Chodzi o te kołysanie? Uznałem je za kolejne ćwiczenia... Porucznik Put za karę kazała mi tu pracować i pod żadnym pozorem nie opuszczać stanowiska nim zakończę zadanie. Czy powiedziałem coś śmiesznego? - kadet zdziwił się, widząc śmiejącego się kapitana.

    - Nie, nie powiedzieliście... - ledwo wyksztusił T'Vosh. - Ale jak tu pracowaliście, ominęło was dużo ciekawych rzeczy. Jak ją zakończycie, zgłoście się na mostek. Musimy porozmawiać...

    Mostek USS Somersault, 4 godziny wcześniej.

    - Dlaczego zwalniamy? - zapytała spanikowana komandor Guslow. - On może nas dopaść!

    - Spokojnie, pani komandor. Nikt nas nie ściga. A w obecnym stanie, warp 3 to wszystko na co nas stać. - wyjaśnił kapitan Ling. - A mówiłem do cholery, że nie mamy z nim szans! To cud, że nikt nie zginął.

    - Gdyby nie ten manewr z torpedą, byłoby inaczej. Czy Firestreak nadal go śledzi?

    - Niedawno meldował, że tak.

    - Kapitanie, - przerwał dyskusję oficer operacyjny. - Naprawili łączność. Możemy nadawać.

    - To moje zadanie. - do konsoli przepchnęła się komandor, odzyskując zimną krew. - Łączcie z DS9. Tu komandor Hanna Guslow z SB 40, przebywająca obecnie w grupie pościgowej za USS Daredevil niedaleko Skupiska Argolis. Żądam natychmiastowego oddelegowania wszystkich jednostek pod moje dowództwo w celu pomocy w pościgu. Jest to bezpośredni rozkaz admirał Janeway. Jakakolwiek próba opóźnienia wykonania tego rozkazu będzie traktowana jako działanie przeciwko interesom Federacji i karane jako zdrada. Powtarzam...

    Głęboki kosmos, około 0,5 roku świetlnego od układu Rakal, w pobliżu granicy federacyjno-kardazjańskiej, 19 dzień inwazji Borga.

    USS Daredevil wraz z "monitorującym" go USS Firestreak zbliżał się do obszaru, gdzie mógłby przyłączyć się do floty Imperium. Jeszcze tylko 2 godziny lotu i Federacja straci swoją jurysdykcję nad okrętem.

    - Kapitanie, czujniki dalekiego zasięgu wykrywają okręty Federacji. 1 Sovereign, 2 Akiry, 2 Steamrunnery i 4 Sabre'y. Dościgną nas za 20 minut. - zameldowała Put.

    - Jednak nam nie odpuścili... Maksimum warp. Mam nadzieję, że Firestreak nie zrobi czegoś głupiego.

    - Zwiększa prędkość. Nadal trzyma się za nami.

    USS Daredevil przyśpieszył. Po drugiej modernizacji w 2379 mógł osiągać nawet warp 9,98. To dawało nadzieję T'Voshowi, że doleci do ziem kardazjańskich, nim przechwyci go grupa pościgowa.

    Nagle okrętem szarpnęło.

    - Za nami ujawniają się okręty klingońskie. 2 B'rele. Strzelają. Bąbel warp pęka.

    - Wyjść z warp. Strzelać fazerami w tylko jeden cel.- rozkazał T'Vosh. - Jak po zdjęciu osłon nadal będzie atakował, możesz go zniszczyć. - dodał.

    B'rele wyskoczyły z warp. Jeden od razu nadział się na skoncentrowany ogień z fazerów. Jego osłony po chwili iskrzenia nie wytrzymały i opady. Jednak kapitan klingońskiego okrętu nie zamierzał wycofywać się z walki jak jego federacyjni sojusznicy. Śmiało ruszył na New Orleans zasypując go ogniem z dezruptorów.

    - On zamierza nas staranować! - krzyknął Rozmieckij czyniąc rozpaczliwe uniki przed Drapieżnym Ptakiem.

    - Rozwalić go torpedami!

    B'rel, mimo osiągnięcia pełnej impulsowej, nie doleciał do Daredevila. Dwie torpedy zakończyły jego żywot. Bliźniacza jednostka nadal kontynuowała ostrzał.

    - Ten drugi nie odpuszcza. Zaraz się nim zajmę. - Put była w swoim żywiole.

    - Uwaga, kolejny okręt się ujawnia. To K'tinga. Strzela.

    Okrętem wstrząsnęło. T'Vosh aż wyleciał z fotela. Podnosząc się z ziemi, rozkazał:

    - Z wszystkich wyrzutni w K'tingę. Chce walki, to ją dostanie.

    Put poczekała, aż wrogi okręt zbliży się w celu oddania kolejnej salwy i dopiero wystrzeliła. Trzy torpedy pomknęły w namierzony cel. Przestarzałe osłony nie zatrzymały ogromnej ilości energii wyzwolonej przez wybuchy torped kwantowych. Na chwilę cały krążownik rozbłysnął. Potem wewnętrzne eksplozje rozerwały go na strzępy.

    - K'tinga zniszczona. Drugi B'rel wycofuje się.

    - Gdzie grupa pościgowa?

    - Będzie tu za 20 sekund.

    - Cholera! - T'Vosh szybko podjął decyzję. - No to nie ma sensu uciekać. Przekażcie Firestreakowi, że by również się poddał.

    - Ależ kapitanie! - zaprotestowała Tii.

    - Nie mamy żadnych szans z pościgiem. Zniszczą nas jedną salwą. Jak was będą przesłuchiwać, to mówcie, że to był mój pomysł, a wyście wykonywali rozkazy pod przymusem. Może dostaniecie niższe wyroki. Maher, odejdź do konsoli. To koniec.

    Put powoli odeszła ze stanowiska taktycznego. Usiadła na fotelu pierwszego oficera i ścisnęła rękę swego męża.

    - Mam nadzieję, że będziemy w trójkę siedzieli w tym samym więzieniu. - rzekła z uśmiechem.

    - Jak Kolektyw zaatakuje, pewnie nas zrehabilitują. Ale wtedy będzie za późno.

    - Kapitanie, wywołują nas.

    - Na ekran. Sodath, - rzekł T'Vosh, gdy zobaczył na ekranie twarz Volkana, którego pobił jeszcze w trakcie pobytu w Akademii. - tego mogłem się spodziewać.

    - Witaj, Jamesie McCaley'u. - Volkan powoli cedził słowa. - Jak usłyszałem, że zdradziłeś, to nie mogłem sobie odmówić przyjemności złapania cię.

    - Jak słyszę, nadal masz kłopoty z mówieniem. - ekranik obok kapitańskiego fotela zaczął wyświetlać tekst. - A myślałem, że dzisiejsza medycyna czyni cuda.

    - Bezczelny jak zwykle. Ciekawe, czy w kolonii karnej też będzie ci tak wesoło.

    - Wiesz co, Sodath? Czasami żałuję, że nie skręciłem ci tego głupiego volkańskiego karczka. - T'Vosh przeczytawszy wiadomość, uśmiechnął się.

    - Dosyć! Masz natychmiast poddać okręt. Za chwilę Marines teleportują się na mostek. Tylko bez głupich numerów bo oddam cię Klingonom.

    - Ja mam lepszy pomysł. Niech wszystkie twoje okręciki wyłączą osłony i zdeaktywują broń.

    - Gdybym był człowiekiem to bym cię wyśmiał, T'Vosh.

    - Ale nie jesteś. Lepiej to zrób, bo zapoznasz się z potęgą Imperium Romulańsko-Kardazjańskiego! - krzyknął T'Vosh, naciskając przycisk na konsoli.

    Okręty Imperium odebrały sygnał od Daredevila. Po kolei zaczęły się ujawniać. Mniejsze podleciały w okolice wyrzutni torped federacyjnych jednostek. Teraz strzał z torpedy transfazowej zniszczyłby nie tylko wroga, ale i samego strzelającego. Większe ukazały się w oddaleniu, namierzając okręty grupy pościgowej.

    - Czy teraz nadal jesteś taki pewny swego zwycięstwa, Sodath? - T'Vosh nadal się uśmiechał. - Rób lepiej co ci kazałem bo niedługo może być niezła jatka.

    - Nigdy zdrajco, już ja cię nauczę...

    - Przepraszam, że się wtrącam. - nagle do rozmowy włączył się romulański komandor, który dowodził okrętem flagowym i cały czas przysłuchiwał się rozmowie. - Ale rozwiązania siłowe nic tu nie przyniosą. Mamy walczyć z Borgiem, a nie ze sobą. Może problem rozwiążemy w inny sposób?

    - Niby jak? - zapytał Sodath.

    - Otóż pan komandor T'Vosh wyraził chęć przyłączenia się do koalicji antyborgowej. Jeśli pan, kapitanie Sodath wyrazi na to zgodę, to nie widzę problemu. Po prostu każdy z nas poleci w swoją stronę. Nie będziemy przecież występować przeciwko traktatowi pokojowemu, który został tak nie dawno podpisany, prawda?

    - To nie wszystko. - wtrącił T'Vosh. - Firestreak też przechodzi na stronę koalicji. Jeśli zaś załoganci na okrętach grupy pościgowej chcą również przyłączyć się do nas, to Sodath musi im to umożliwić.

    - Zastanowię się nad tym. - odpowiedział Sodath i wyłączył się.

    - Myślisz, że się zgodzi? - zapytała Put.

    - Oczywiście, nie ma innego wyjścia. Romulan jest więcej, a użycie torped transfazowych może się źle skończyć.

    Po kilku minutach kapitan Sodath zgodził się na romulańską propozycję. Po wymianie załogantów, którzy chcieli opuścić macierzyste jednostki obie grupy skierowały się do swoich baz.

    - Udało nam się. Udało! - radośnie zakrzyknęła Kareen i zaczęła tańczyć z radości.

    - Tak, udało się z Federacją. Teraz czas na gorszego wroga - Borga. - odpowiedział T'Vosh.

    Daredevil i Firestreak w asyście romulańskich jednostek obrały kurs na stację Rilidam 1 i wskoczyły w warp.

    I. Thorne
    Participant
    #39607

    Część 4 "Dominium"

    Wieża stacji Deep Space 9, okolice korytarza podprzestrzennego, układ Bajor, terytorium Federacji Zjednoczonych Planet, godzina 25.26, 18 dzień inwazji Borga.

    Komandor Joseph Pratt siedział na fotelu zwykle zajmowanym przez pułkownik Kirę Nerys, dowódcę stacji. Siedział i niemiłosiernie się nudził. Niech no tylko dorwie tą komandor, która go wrobiła w nocne zmiany. Jej argumenty o rychłym ataku Borga, poparte przez Kirę, okazały się bujdą na resorach. Kolektyw konsekwentnie asymilował kolejne kardazjańskie światy, czasami potykając się z Romulanami. Nie zamierzał atakować Federacji, więc po co te alarmy i dyżury?

    Pratt popatrzył na baseballową piłeczkę, wciąż leżącą na biurku. Wziął ją do ręki i pomyślał o starym dowódcy, Benjaminie Sisko, który zniknął w końcu wojny z Dominium. A czekała na niego promocja na admirała. Ciekawe gdzie obecnie się podziewał? Czy ta zostawiona piłeczka mówiła, jak ostatnio, że on jeszcze tu wróci? Odłożył piłkę na miejsce i zamyślony wszedł na Wieżę.

    - Raport. - zwrócił się do młodego Bajoranina w mundurze Floty.

    - Wszystko w porządku, panie komandorze. Stacje nasłuchowe po tej stronie korytarza nie wykrywają żadnej obecności Borga, a te po drugiej Dominium.

    - Ile obecnie mamy okrętów w osłonie stacji?

    - Obecnie, po oddelegowaniu grupy pościgowej za USS Daredevil, mamy 2 Akiry, 2 Steamrunnery i 4 Sabry.

    - Mało. - stwierdził Pratt. - A jak z pościgiem? Złapali już tego T'Vosha?

    - Jeszcze nie, ale są szybsi od niego. Przejmą go przed granicą.

    Nagle ostrzegawczo zapikało urządzenie alarmowe.

    - Panie komandorze, niedaleko od stacji ujawnia się romulański krążownik klasy Norexan! Zdąża w naszą stronę.

    - Czerwony alarm! Podnieść osłony. Czy załadował broń?

    - Nie, kieruję się w stronę korytarza.

    - Wywołać go.

    Na ekranie pojawił się Romulanin w stroju komandora floty. Po jego minie widać było, że nie zamierza się przedstawić.

    - Jestem komandor Joseph Pratt z Federacji Zjednoczonych Planet. Proszę natychmiast opuścić terytorium Federacji lub ujawnić powód swego przybycia.

    Romulanin zmarszczył brwi, a po chwili odpowiedział:

    - Nie rozmawiam z tchórzami. - i przerwał połączenie.

    - Panie komandorze, Norexan za 15 sekund wejdzie w korytarz. Czy mu przeszkodzimy?

    - Nie poruczniku. Nie zaryzykuję kolejnego konfliktu z Romulanami. Jak chce sobie lecieć do gammy, niech to robi.

    - Norexan wszedł w korytarz. Jest po drugiej stronie. Maskuje się. Straciłem namiar. - porucznik zmarszczył czoło i zapytał. - Nie rozumiem, dlaczego nazwał nas tchórzami?

    - Pewnie chodziło mu o odrzucenie propozycji sojuszu antyborgowego.

    I pewnie ma rację, pomyślał komandor, nim odwołał alarm.

    Mostek IRS Jular, okolice korytarza podprzestrzennego, kwadrant gamma, 5 minut później.

    Komandor Teras stał przy konsoli naukowej i oglądał na ekranie mapę kwadrantu gamma. Przed 2 minutami opuścili rejon kontrolowany przez Federację. Teraz ich czujniki nie mogły ich wykryć. Spojrzał na swoją "asystentkę".

    - W jaki kierunku lecimy?

    - Proszę wyznaczyć kurs na układ Torga. Tam powinna być nasza baza. Z niej wyznaczymy krańcowy kurs.

    - Wykonać! - rozkazał Teras.

    Norexan wskoczył w warp, kierując się do wyznaczonego układu. Teras zamyślił się. Ile dni potrwa podróż? Co przez ten czas zasymiluje Borg? I czy Imperium otrzyma pomoc?

    Układ Torga, 20 dzień inwazji Borga.

    IRS Jular zbliżał się do granic układu. Wyszedł z warp i zaczął skanować przestrzeń.

    - Wykrywam szczątki okrętów! To jednostki Dominium! - podniesionym głosem meldował Nural. - To chyba dwa krążowniki.

    - Proszę skierować się do czwartej planety. Nad nią powinna być stacja i doki remontowe. - niepewnym głosem poprosił Założyciel, wciąż pozostając w formie Romulanki.

    - Mam złe przeczucia, że stacji może nie być... - szepnął komandor Teras, ale rozkazał. - Kurs na Torga IV.

    Komandor nie mylił się. Zbombardowana część planety płonęła, a na jej orbicie unosiły się resztki stacji i kompleksu remontowego. Wokół nich uwijały się myśliwce Jem'Hadar, zbierające przydatne, niezniszczone elementy. W dali unosił się rozszarpany Sześcian. Dwa myśliwce wytrwale go ostrzeliwywały.

    - Już są tutaj? - wyrwało się Zmiennemu.

    - Walczycie z Borgiem? Dlaczego tego nie ujawniliście? - zapytał Teras.

    - Nie było potrzeby byście wiedzieli. Dominium zawsze było niepokonane. Aż do teraz. Nie mogliśmy dopuścić by inni dowiedzieli się o naszych problemach... Proszę zdjąć maskowanie. Chcę dokładnie wiedzieć, co tu się stało.

    Ujawnienie wywołało panikę w resztkach floty Dominium. Myśliwce rozproszyły się, okrążając Norexana.

    - Komandorze, jeden z myśliwców wywołuje nas.

    - Łączyć.

    - Jestem Luaran, dowódczymi obrony układu Torga. - przedstawiła się Vorta na ekranie. - Czego chcecie tutaj? Traktat pokojowy zakazuje przelotu bojowych jednostek do gammy i ingerencji w nasze sprawy. Wycofajcie się albo was zniszczymy!

    - Mnie również? - zapytał Zmienny, przybierając swą prawdziwą postać.

    - Panie, przepraszam za swój wybuch, ale nie wiedziałam...

    - Dość! Żądam informacji. Co tu się stało?

    - Jeden z Sześcianów przedarł się przez obronę i zaatakował ten układ. Został unieszkodliwiony.

    - Jak sytuacja na froncie?

    - Panie, mogę otwarcie mówić przy tych wrogach?

    - Obecnie są naszymi sojusznikami.

    - Sojusznikami? - zapytała Luaran, mrużąc oczy. - Na razie utrzymujemy sytuację pod kontrolą, ale musieliśmy opuścić kilkanaście światów. Nowe statki nie niwelują strat zadanych przez Borga. Musimy skrócić linie obrony.

    - Rozumiem. A co z moimi rodakami? Znowu się przenieśli?

    - Tak, panie. Lot do nich potrwa ponad siedem dni. Czy mam podać współrzędne?

    - Tak. Nie ma czasu na oślepianie czujników tego okrętu. Zresztą w alfie również pojawił się Borg.

    - Mam współrzędne. - wtrącił Nural.

    - Tam też... Czy coś jeszcze rozkażesz, panie? - usłużnie zapytała Vorta.

    - Tak, zbierz wszystkie wolne jednostki i wyślij je w kierunku korytarza. Mają czekać na mój powrót i zaatakować Borga jeśli przekroczy korytarz.

    - Tak, panie.

    - To wszystko. Dobrze nam służysz, Luaran. Na pewno zostaniesz nagrodzona. - pochwalił ją Założyciel. - Bez odbioru. Komandorze, jest gorzej niż myślałem. Musimy natychmiast udać się do Zjednoczenia.

    - Oczywiście. - potwierdził Teras. - Sternik, kurs na podane koordynaty. Maksymalna prędkość!

    IRS Jular obrócił się i poleciał w kierunku granic układu, zaś myśliwce podjęły swą żmudna pracę.

    Planeta Założycieli, 28 dzień inwazji Borga.

    Płynny ocean Wielkiego Zjednoczenia powoli przelewał się przez powierzchnie planety, zostawiając wolne nieliczne wzniesienia. Ani wojna z Federacją, ani inwazja Borga nie spowodowały w nim żadnej widocznej zmiany. Lecz wewnątrz coś się zmieniło. Pojawiło się uczucie nie znane Zmiennym od prawie dwóch tysięcy lat. Tym uczuciem był strach. Strach przed wrogiem, który może zniszczyć całe Dominium, zamienić posłusznych Vorta i bezlitosnych Jem'Hadar w bezwolne lalki, sterowane rozkazami Kolektywu. Strach przed Borgiem!

    Na jedno z większych wolnych wzniesień teleportowali się komandor Teras i Zmienny. Czekał na nich jeden Vorta, siedzący obok konsoli, wtopionej w skałę. Przywitał przybyłych i poprosił, aby poczekali na koniec narady wewnątrz Zjednoczenia. Narady trwającej od chwili kontaktu IRS Jular z Luaran.

    Oczekiwanie przedłużało się. Vorta wyjaśnił, że w Zjednoczeniu powstały dwie frakcje. Jedna chciała pomóc koalicji antyborgowej, wysyłając statki i przekazując nowe technologie. Druga była temu przeciwna, przypominając, że przyłączenie Romulan do wojny w 2374 roku oraz rebelia Damara spowodowały przegranie wojny z Sojuszem Federacji. Byli więc wrogami, a wrogom nigdy się nie pomaga.

    Wreszcie po paru godzinach ocean jakby zafalował. Po chwili uspokoił się. Blisko brzegu powstało wybrzuszenie, które zamieniło się w Założycielkę. Ta podeszła do Vorty i przekazała rozkazy. Później podeszła do przybyłych.

    - Witajcie. - rozpoczęła. - Przed chwilą Zjednoczenie podjęło decyzję w sprawie prośby koalicji. Decyzja jest dla was pozytywna. W tej chwili 14 Armia otrzymała rozkaz zgromadzenia się w pobliżu korytarza. Przekażemy też technologię polaronową. W zamian oczekujemy tylko jednego. Zniszczcie jak najwięcej okrętów Borga, zabijcie jak najwięcej członów. I utrzymujcie ich z dala od naszej strony korytarza.

    - Obroną korytarza zajmuje się Federacja. - przypomniał Teras. - Natomiast ja w imieniu Pretora D'Raniego dziękuję za udzielona pomoc. Przekazujemy też Dominium plany urządzeń maskujących. Dzięki niej będziecie mogli efektywniej się bronić.

    - Bronić! - prychnęła Zmienna. - Dominium nigdy się nie broniło. My atakowaliśmy, zdobywaliśmy, ale nigdy nie byliśmy w defensywie. To nie do przyjęcia!

    - Rozumiem twój gniew, siostro. - odezwał się Zmienny. - Uwierz mi, że będąc przez parę miesięcy na Romulusie poznałem Pretora. To uczciwy Romulanin. Na pewno dobrze wykorzysta oddelegowane statki.

    - Wiem o tym. Gdyby miał inne plany, nigdy by ich nie dostał. Mam dla ciebie złą wiadomość. Nie możesz tu zostać. Twoja misja jeszcze się nie skończyła. Zostałeś mianowany na przedstawiciela Dominium w koalicji. Pilnuj naszych interesów i nie pozwól, by Borg zaatakował nas od tyłu.

    Wieża stacji Deep Space 9, 37 dzień inwazji Borga.

    - Wykrywam kolejne krążowniki Jem'Hadar. Zbliżają się do zgromadzonej floty. - zameldował taktyczny.

    - Znowu? Ile już ich jest? - zapytała Kira.

    - 2 ciężkie krążowniki, 47 zwykłych, ponad 900 myśliwców...

    - Utrzymać żółty alarm. Przekazać aktualny stan sił Dominium do Dowództwa.

    - Pani pułkownik, ruszają. Odległość 8 milionów kilometrów od wejścia do korytarza.

    - Czerwony alarm! Podnieść osłony. Aktywować wszystkie systemy obronne. Załadować torpedy transfazowe.

    - 7,5 miliona.

    - No dalej gnojki. Spróbujcie Przelećcie na drugą stronę. - szepnęła pułkownik. - Już my zgotujemy wam ogniste przywitanie.

    - Ktoś nas wywołuje z drugiej strony. Jakiś Romulanin.

    - Na ekran! - Kira nie znała komandora, który pokazał się na ekranie. Jednak z opisu Pratta rozpoznała dowódcę romulańskiego Norexana, który kilkanaście dni wcześniej przebył korytarz. - Od kiedy Romulanie kolaborują z Dominium?

    - 6 milionów.

    - Witam panią. Kiedy ostatni raz byłem w pobliżu stacji, nie przedstawiłem się. Jestem komandor Teras, specjalny przedstawiciel koalicji antyborgowej do spraw rozmów z Dominium.

    - Nie odpowiedział pan na moje pytanie.

    - Od kiedy? Od czasu inwazji Borga i odmówienia pomocy przez Federację. Musieliśmy znaleźć sobie innych sojuszników.

    - 5 milionów.

    - Szkoda, że wcześniej nie zapytaliście się o zgodę na przelot.

    - Wcześniej nie wiedziałem, że otrzymamy pomoc. Ale zaraz, czy pani boi się tej śmiesznej floty? - z uśmiechem zapytał Teras.

    - Nie.

    - Oczywiście, że nie powinna pani się bać kolejnej inwazji. Wasze torpedy momentalnie zniszczyłyby całą tą armadę, A mały rajd Sovków na drugą stronę bez problemu przerobiłoby systemy obronne w kilku dominiońskich układach na kosmiczny pył.

    - 4 miliony.

    - Może i tak, ale i tak odnieślibyśmy jakieś straty.

    - A gdybym zaproponował, że okręty przelatywałyby pojedynczo i od razu kierowały się w stronę frontu?

    - 3 miliony. Są w zasięgu wyrzutni.

    - Nie strzelać. - Kira nie wiedział co robić. Gdyby zapytała Dowództwo, na pewno by odmówili. Ale prawie tysiąc statków to byłaby ogromna pomoc dla walczących Romulan. I przeszkoda dla Borga. Do tego okręty Dominium nie stanowiły poważnego niebezpieczeństwa dla Federacji. Powróciła myślami do czasów okupacji. Kardazjanie byli bezlitośni, ale jakoś udawało się pod nimi żyć. Borg był stokroć gorszy. On nie okupował tylko likwidował samodzielność innych ras. Nawet swemu najgorszemu wrogowi nie życzyła asymilacji. Już wiedziała jaką podejmie decyzję.

    - 2 miliony.

    - Poruczniku, kiedy ostatnio przeprowadzaliśmy diagnostykę naszej łączności dalekiego zasięgu?

    - Tydzień temu, ale...

    - Proszę więc włączyć program diagnostyczny.

    - Ale będziemy odcięci od...

    - Wykonać!

    - Program włączony.

    - Milion kilometrów. Zatrzymali się.

    - Komandorze Teras, w związku z zaistniałą sytuacją muszę się skontaktować z Dowództwem Gwiezdnej Floty. Niestety w tej chwili nie mogę tego zrobić. Jako najwyższa stopniem na tej stacji jestem zmuszona do podjęcia decyzji samodzielnie. Wyrażam zgodę na przelot Floty Dominium przez korytarz i przestrzeń Federacji Zjednoczonych Planet w rejonie układu Bajor. W ciągu minuty przez korytarz nie może przelecieć więcej niż 2 krążowniki i 20 myśliwców. Po przebyciu korytarza każdy okręt ma zakaz zbliżania się do jakiekolwiek planety na odległość miliona kilometrów. Musi też opuścić terytorium Federacji w ciągu 30 minut. Czy wszystko zrozumiałe?

    - Tak, pani pułkownik. Dziękuje w swoim imieniu i całej koalicji.

    - Ruszają. Pierwsza grupa wchodzi w korytarz. 2 krążowniki i 18 myśliwców. Przechodzą.

    Kira w milczeniu patrzyła na 2 pierwsze krążowniki, które przekroczyły korytarz. Te zatrzymały się na chwilę i otworzyły swe hangary by wpuścić myśliwce. Później, podnosząc maskowanie, skierowały się w stronę ziem Unii.

    Prośba Pretora o pomoc Dominium została wysłuchana. Ale wieści z drugiej strony korytarza były przerażające. Borg nie zadowalał już się asymilacja pojedynczych układów. Postanowił w jednej chwili rozprawić się ze wszystkimi imperiami, które stanowiły najmniejsze nawet niebezpieczeństwo. I to w całej galaktyce!

    I. Thorne
    Participant
    #39608

    Część 5 "Oblicza wojny"

    Stacja kosmiczna Rilidam 2, okolice układu Lissepia, 21 dzień inwazji Borga.

    Prywatny okręt ambasadora Kelearna, CSU Bornad, zbliżył się do stacji Rilidam 2. Wokół niej orbitowało kilkanaście okrętów. Niektóre z nich dokowały przy stacji, inne odcumowywały i wyruszały w kierunku Imperium Romulańskiego.

    - Tu CSU Bornad, proszę o zgodę na dokowanie. - poprosił Kelearn.

    - Odmawiam. Wszystkie miejsca muszą być wolne na przyjęcie transportowców ewakuacyjnych. - odpowiedział głos ze stacji. - Jedyna możliwość wejścia na stację to teleportery.

    - Rozumiem. Bez odbioru.

    Ambasador wpisał koordynaty na panelu i teleportował się na stację. Trafił w sam środek chaosu. Żołnierze i cywile biegali w różne strony. Z otwartych śluz wypływała rzesza uchodźców.

    - Z drogi! - usłyszał Kelearn. Odwrócił się i w ostatniej chwili uskoczył przed łóżkiem z zakrwawioną Kardazjanką, pchanego przez dwójkę sanitariuszy. Nim zniknęli w tłumie, zdążył usłyszeć. - Poparzenia drugiego i trzeciego stopnia. Uszkodzenia oczu...

    - Co się stało? - zapytał jednego z uciekinierów.

    - Jesteśmy z Kernat IV. W trakcie ewakuacji, po drodze dopadł nas Borg. Rozwalił dwa transportowce, nim Romulanie zmietli te Sfery.

    - A co z planetą?

    - Nie wiem. Podobno została zbombardowana. - uchodźca zachwiał się i upadłby, gdyby Kelearn go nie podtrzymał.

    - Jest pan ranny. Chodźmy do lekarza. - Kardazjanin próbował oponować, ale po chwili dał się prowadzić.

    Ambasador zapytał przechodzącego sanitariusza o punkt medyczny. Ten sprawdził stan rannego i skierował ich do sali na niższym poziomie.

    Nim tam doszli, Kelearn zaczął rozmyślać o Imperium. Na razie dotrzymywało słowa. Kardazjanie byli traktowani na równi z Romulanami. W fabrykach bez problemu przyjmowano nowych pracowników. Część wojskowych, po krótkim kursie, służyła w romulańskiej flocie. Załogi romulańskich okrętów narażały swe życie w obronie cywili. Kelearn słyszał o flotyllach, które odlatywały z bliźniaczej stacji na akcje bojowe i nigdy nie wracały. Nawet tutaj wszyscy byli traktowani równo. Czyżby wizja wspólnego państwa, opisana przez Pretora D'raniego, mogła się ziścić?

    Po paru minutach doszli do punktu medycznego. Okazała się nim duża ładownia, w której miedzy ponad dwustoma rannymi przedzierali się czterej sanitariusze, próbujący nieść pomoc.

    Kelearn ułożył rannego na wolnym miejscu i czekał na lekarza. Zaczął rozmyślać o Pretorze.

    - Jest pan ranny? - pytanie sanitariusza przerwało jego rozmyślania.

    - Nie, ale przyprowadziłem rannego.

    - To co pan tu robi? Ma pan przeszkolenie medyczne? - sanitariusz nie ustępował.

    - Mam podstawowe, ale ja nie...

    - Nie szkodzi. Proszę to wziąć i pomagać innym. - sanitariusz podał ambasadorowi walizkę z przyrządami medycznymi i odwrócił się do kolejnego pacjenta.

    Kelearn stał przez chwilę bez ruchu, po czym otworzył walizeczkę i wyjął z niej trikorder medyczny i dermoregenerator. Zaczął po kolei badać i pomagać lżejszym przypadkom.

    Mesa, stacja Rilidam 2, 4 godziny później.

    Kelearn siedział wraz z sanitariuszami, których poznał przed kilkoma godzinami. Pomógł ponad setce pacjentów, nim zmienili ich inni. Był tak znużony, że nawet nie wiedział co mu podano. Machinalnie wkładał kolejne kawałki mięsa do ust. Gdyby nie lek pobudzający, dawno już zasnąłby.

    Mimo znużenia wiedział jedno. Będzie pomagał rannym, przewoził broń, negocjował z obcymi rasami. Zrobi wszystko dla Imperium Romulańsko-Kardazjańskiego, by wygrało wojnę z Borgiem. Wszystko, nawet poświęci swe życie.

    Układ Terex, przestrzeń kardazjańska, 34 dzień inwazji Borga.

    Komandor Dereq, dowódca 4 grupy ewakuacyjnej, był wyraźnie zadowolony. Ewakuacja kolonii na Terex II przebiegała bez problemów. Na stację w Lissepii wysłał już większość transportowców z kolonistami. Borg na razie nie wykazywał zainteresowania planetą. Flotylle dywersyjne skutecznie zaprzątały jego uwagę.

    Dereq spojrzał na swego padda z wytycznymi. Kolonia liczyła około 60 000 ludzi. Zaczął kolejno odznaczać grupy według przydatności dla Imperium Romulańsko-Kardazjańskiego:

    Grupa I - kobiety w wieku 18-45 lat zdatne do rozrodu, młodzież w wieku 13-18 lat. Liczba 11 500. Ewakuacja zakończona.

    Grupa II - pozostali dorośli w wieku 18-60 lat zdatni do walki. Liczba 24 000. Ewakuacja zakończona.

    Grupa III - dzieci w wieku 0-13 lat, osobnicy niezdatni do walki, zdatni do pracy. Liczba 22 700. Ewakuacja w toku.

    Grupa IV - osoby starsze w wieku powyżej 60 lat, osobnicy niezdatni do walki i pracy. Liczba 1800. Zakaz ewakuacji.

    Transportery 4 grupy ewakuacyjnej, składającej się obecnie z 2 D'deridex'ów, 2 Raptorów, 4 Griffinów, 8 Shrike'ów, 1 Galora i 1 B'Rela oraz 9 transportowców, przesyłały na pokład transportowców 600 osób w ciągu minuty, w czterech 15 sekundowych cyklach. Więc do końca ewakuacji pozostało...

    - Komandorze - przerwała rozmyślania Dereqa Nersa, oficer taktyczna. - Wykryłam otwarcie kanału transwarp. To Borg!

    - Czerwony alarm! Przerwać transport przez statki bojowe. Zidentyfikować wroga. - Dereq szybko wykrzykiwał rozkazy.

    - Identyfikacja potwierdzona. 2 Detektory i 1 Interceptor. Borg zaraz rozpocznie skan.

    - Zamaskować Praxusa, Dornela, Antharna i Jutraq'a. Mają przechwycić Borga. Pozostałe okręty kontynuować transport.

    Wyznaczone okręty, włączywszy maskowanie, zeszły z orbity i zaczęły zbliżać się do skanujących system Detektorów.

    - Kapitanie, wróg w zasięgu broni. - zameldowała Gelona, oficer taktyczna na CSU Antharna.

    - Wyłączyć maskowanie i otworzyć ogień. - rozkazał kapitan Kurut.

    Walka była szybka. Ogień Griffinów zmiótł malutkie Detektory. Jednak Interceptor wysłał sygnał ratunkowy, nim zniszczyły go torpedy z Galora i B'Rela.

    - Zdołał wysłać sygnał! - zameldował oficer operacyjny na CSU Antharna.

    - Niech to szlag! Natychmiastowy powrót na orbitę. - rozkazał Kurut.

    Okręty zawróciły i zbliżyły się do planety. Teleportery ponowiły transport. Ewakuacja bezproblemowo trwała tylko przez 4 minuty.

    - Komandorze, znowu pojawia się kanał. - zameldowała Nersa. - Wykrywam jeden okręt. To Sześcian!

    - Przerwać transport. Do wszystkich jednostek. Przechwycić Sześcian. Powtarzam. Przechwycić Sześcian. - Dereq odwrócił się do Nersy. - Ile pozostało jeszcze kolonistów?

    - 13 200 z grupy III i 1800 z IV. Razem 15 000.

    - Niech transportowce teleportują przez 2 minuty. Później bezwarunkowy rozkaz odlotu.

    Teren kolonii Terex II, 1 minuta wcześniej.

    - Dziadku, kiedy nas zabiorą? - zapytało się jedno z gromadki dzieci skupionych wokół starszego Kardazjanina.

    - Zaraz, Taruno. - uspokajał.

    Do grupy podszedł młody romulański porucznik. Poprzyczepiał dzieciom małe urządzenia, które wskazały namiary dla teleporterów. Po chwili dzieci zniknęły.

    - A ja poruczniku? - zapytał Kardazjanin.

    - Przykro mi. Jest pan na późniejszej liście. Ale na pewno przyjdzie na pana kolej... - dalszą odpowiedź Romulanina przerwał głos z komunikatora:

    - Uwaga. Sześcian Borga wszedł do systemu. Przerwać ewakuację za dwie minuty.

    - Jak to przerwać? Przecież tylu jeszcze zostało.

    - Przykro mi, nasza ochrona nie ma szans z Sześcianem Borga. Lepiej zabrać ilu się da niż ginąć w bezsensownej walce. - odpowiedział porucznik. - Proszę to dla pana. Teraz listy już nie obowiązują. - wcisnął do dłoni Kardazjanina jedno z urządzeń i pobiegł w kierunku głównego kompleksu.

    Granice systemu Terex, 3 minuty później.

    Potężna eksplozja zakończyła życie jednego z Griffinów. Pozostałe okręty, nie zważając na śmierć okrętu, nadal atakowały Sześcian. Ten niezmiennie zmierzał ku planecie z połową prędkości impulsowej.

    - Lukan zniszczony, Vathas ma duże uszkodzenia. - meldowała Nersa.

    - Podać stan Sześcianu Borga. Czy transportowce opuściły system? - zapytał Dereq.

    - Osłony Borga 85%, ostatni transportowiec wszedł w warp 10 sekund temu.

    - Odwrót bojowy. Wszystkie jednostki mają się wycofać z systemu. Sternik, kurs na planetę.

    - Tak jest!

    Okręty odskoczyły od Sześcianu, ale nim się zamaskowały, torpedy Borga dosięgły jednego z Shrike'ów. Malutki okręcik zniknął w kuli ognia. Sześcian nie zamierzał ścigać niewidzialnego wroga. Rozkaz Kolektywu był jasny - zasymilować planetę. Kontynuował lot ku kolonii.

    Tymczasem D'deridex komandora Dereqa znalazł się tam szybciej.

    - Komandorze, Sześcian wejdzie na orbitę za 48 sekund. - zameldował oficer operacyjny.

    - Ile kolonistów pozostało na planecie?

    - 14 853. Wszyscy znajdują się w okolicach głównego kompleksu.

    - Wycelować wyrzutnie w kompleks. - Dereq wiedział, że może zostać nazwany ludobójcą, ale nie było innego wyjścia. - Ognia!

    - Słucham, komandorze? - Nersa nie mogła zrozumieć rozkazu.

    - Słyszałaś, strzelaj w kompleks.

    - 36 sekund.

    - Komandorze, tam jest 15 000 cywilów!

    - I 15 000 potencjalnych członów. Rozkazuję ci strzelać!

    - 29 sekund.

    - Wykonać! - ryknął Dereq.

    Nersa odruchowo wykonała rozkaz. Dwie torpedy plazmowe opuściły wyrzutnie, kierując się ku planecie. Po kilku sekundach w miejscu kompleksu pojawił się ogromny, szybko rozszerzający się grzyb.

    - Czy ktoś przeżył? - zapytał Dereq.

    - 17 sekund.

    - Czujniki nie wskazują na oznaki życia.

    - Zejść z orbity, włączyć maskowanie.

    D'deridex podążył w kierunku, w którym wcześniej poleciały inne okręty 4 grupy ewakuacyjnej. Po chwili wskoczył w warp.

    Tymczasem zaskoczony Sześcian pozostał na orbicie. Czekał na nowe rozkazy. Po ich otrzymaniu wypuścił ze swojego wnętrza mobilne fabryki, zmieniające skład atmosfery. Od tej chwili układ Terex należał do Borga!

    Miasto Nowe Melbourne, Vega IX, terytorium Federacji Zjednoczonych Planet, 41 dzień inwazji Borga.

    Porucznik John McCaley siedział na werandzie swojego domu w kolonii Vega. Nie wyglądał na emeryta, ale stał się nim 5 dni temu. Osobie, dzięki której Federacja mogła podpisać traktat pokojowy, oczekiwany przez kilkadziesiąt lat, zamiast awansu i odpowiedzialnego miejsca w kwaterze głównej Floty, zaproponowano wcześniejszą emeryturę. Nagrodą za kilkanaście lat ofiarnej służby w wywiadzie była willa na odległej kolonii. Tam gdzie nie mógłby wykorzystać swojej wiedzy. A wszystko przez romulańską żonę.

    To poniżenie John wytrzymałby. W końcu wiedział na co się porywa, poślubiając T'reskę. Ucieczka syna do Romulan nie polepszała sprawy. Ale tego, by Federacja zaprzepaściła jego wieloletnią pracę, pozwalając Borgowi na asymilację , nie zawsze pewnego, ale sojusznika, nie zamierzał pozwalać. Na szczęście jego koledzy z Sekcji myśleli podobnie. W schowku jego buta znajdował się mikrochip z jedną z największych tajemnic Federacji. Z dokładnym rozmieszczeniem federacyjnych magazynów z torpedami transfazowymi. Większość z nich umieszczona była w głębi federacyjnego terytorium. Ale SB 514 niedaleko układu Izar znajdowała się w zasięgu sił romulańskich.

    Przed domek zajechał mały elektryczny samochód. Wysiadł z niego Volkan w żółtym stroju mechanika Gwiezdnej Floty. Podszedł do drzwi i zadzwonił.

    Gdy John otworzył drzwi, usłyszał tylko dwa zdania:

    - Aefvadh ke'rhin. Już czas. - i Volkan wcisnął mu do ręki małą figurkę. Gdy popatrzył na dłoń zobaczył t'liss - Drapieżnego Ptaka Rihannsu...

    Prywatny gabinet Pretora D'Rani, zaplecze budynku Senatu, Rotak, 46 dzień inwazji Borga.

    Ambasador Matunen wszedł po gabinetu Pretora, który siedział na swym fotelu. Obok niego stał młody komandor w mundurze Gwiezdnej Floty. Jednak w miejscu gdzie znajdowała się odznaka GF, miał przypięty symbol t'liss. Matunen od razu go rozpoznał. To był komandor T'Vosh. Lecz przecież został zabity 10 dni temu...

    - O witam ambasadorze. - rozpoczął Pretor. - Zaprosiłem tu pana w sprawie traktatu pokojowego między naszymi państwami... - Matunen odetchnął z ulgą. Przez cały czas myślał, że chodzi o tą akcję Wywiadu. - Otóż w świetle ostatnich wydarzeń niestety nie mogę go podpisać.

    - Słucham, Pretorze? Przecież tak długo go negocjowaliśmy...

    - Akcja waszych służb specjalnych w układzie Seger przekreśliły wszystkie nasze osiągnięcia. Zginęło 819 Romulan i 45 członków Gwiezdnej Floty, którzy chcieli z nami walczyć z Borgiem...

    - Nic mi o tym nie wiadomo, ale zapewniam że gdybym wiedział to na pewno...

    - Nie chrzań urzędasie. - wysyczał T'Vosh. Podszedł do ściennego wyświetlacza i włączył nagranie, na którym widać było Sentinela pojawiającego się i niszczącego stację. - To chyba wasz? Każdy przygraniczny posterunek jest monitorowany.

    - ... Senat zgodził się z moja oceną sytuacji. - kontynuował D'Rani. - Użycie maskowania fazowego stanowiło złamanie traktatu algerońskiego o nie używania tego typu urządzeń przez Federację.

    - Nieprawda, nie ma w nim żadnej zmiany o tego typu urządzeniach.

    - Bo wtedy, gdy go podpisywaliśmy, naukowcy nawet o czymś takim nie teoretyzowali. Imperium jest zmuszone do powrotu do podstaw traktatu z Cheron. Strefa neutralna zostanie nie tylko nie zostanie zlikwidowana, ale nawet rozszerzona na niezasymilowane ziemie kardazjańskie, które graniczą z Federacją. Każdy okręt Federacji, który znajdzie się w naszym obszarze zostanie zniszczony, a naruszenie strefy spowoduje oficjalne wypowiedzenie wojny między naszymi państwami. Oprócz tego pan i wszyscy pracownicy ambasady Federacji zostaliście uznani za persona non grata i musicie opuścić obszar Imperium w ciągu 12 godzin. Obowiązuje to też wszystkich obywateli Federacji, który nie zamierzają wstąpić do naszej armii i walczyć z Borgiem. Czy wszystko zrozumiałe?

    - Tak Pretorze. - Matunen wstał aby opuścić pomieszczenie.

    - Jeszcze jedno. Powiem to prywatnie. Na stacji nie było torped transfazowych. Od razu zawieźliśmy je w głąb naszego terytorium. Nasi naukowcy rozebrali je na tysiąc kawałków. I wie pan co? Nie potrafią ich skopiować! Nie mają odpowiednich urządzeń! I po co był ten atak? Nie łatwiej było poprosić nas o zwrot torped i statków?

    - Nie ja o tym decydowałem Pretorze. Pozwoli pan, że zacznę przygotowywać się do opuszczenia Romulusa.

    - Ależ tak, oczywiście.

    Matunen pożegnał się i wyszedł. Na końcu korytarza wezwał turbowindę. Ta nie nadjeżdżała. Usłyszał za sobą kroki. Szybko odwrócił się. Nadchodził komandor T'Vosh. Ambasadorowi krople potu zaświeciły na czole. Nerwowo naciskał guzik przywołujący windę.

    - Proszę się nie bać ambasadorze. Nic panu nie zrobię. Chce aby przekazał pan wiadomość. Załodze tego statku i admirałowi co nakazał atak. Zapewne to Janeway. - komandor zmarszczył brwi. - Przekażcie im, że jak ich znajdę to zabiję. Nie będę przestrzegał żadnych traktatów i umów. Będzie to śmierć długa i bolesna. Zapłacą za swą pychę. - T'Vosh rozpogodził się. - O winda nadjechała. Żegnam pana ambasadorze i mam nadzieję, że Borg szybko zasymiluje Federację.

    2 dni później romulańskie nadajniki przy granicach Federacji zaczęły nadawać wystąpienie komandora T'Vosha, w którym oskarżał on Federację o przyczyny zerwania stosunków. Jako załącznik dołączony był film pokazujący atak Sentinela i zniszczenie dwóch federacyjnych jednostek. Mimo starań Wywiadu i szybkiego zagłuszenia sygnału wśród młodzieży zaczęły krążyć kryształy z nagraniem.

    Mieszkańcy Federacji dowiedzieli się o tym w chwili nadejścia informacji o asymilacji Kardas Prime. Gazety brukowe od razu podchwyciły temat. W większości znanych tok showów występowali niezależni eksperci, potwierdzający autentyczność nagrania oraz admirałowie, wątpiących w jego prawdziwość. Prestiż Gwiezdnej Floty, krytykowanej za bezczynność, znowu upadł. Spadła ilość podań do akademii. Część kadry w proteście złożyła dymisje. Sztab zanotował ucieczkę kilku kolejnych statków na stronę romulańską. Wywiad, w obawie przed wybuchem wojny, zmniejszył liczbę lotów w przestrzeń koalicji.

    I. Thorne
    Participant
    #39609

    Część 6 "Orias"

    Gabinet Sztabu Kryzysowego, budynek Senatu, Rotak, Romulus, 59 dzień Inwazji Borga.

    Rozpoczynało się kolejne posiedzenie Sztabu. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach. Puste były tylko dwa fotele - jedno dla Pretora, drugie dla nieznanego gościa.

    - Ciekawe kto przybędzie? Może Jarok? - z uśmiechem zapytał John McCaley, po udanej ucieczce awansowany na admirała. Był w Sztabie przedstawicielem federacyjnych kapitanów.

    Niepewność rozwiał Pretor wchodzący do gabinetu z Ferengi.

    - Panowie, to jest Gant, przedstawiciel Sojuszu Ferengi. Wielki Nagus Rom zdecydował się na przyłączenie swoich sił do koalicji.

    - Witamy serdecznie każdego, który chce walczyć z Borgiem. - w imieniu wszystkich krótko powitał Ganta Shalesh.

    - Sojusz Ferengi oddaje do dyspozycji wszystkie swoje okręty bojowe oraz pewną część transportowców. Pozostałe statki zostaną włączone do floty koalicji po tym jak wrócą ze swoich misji handlowych. Ponadto przekazana zostanie technologia broni na Marauderach, a z części funduszy zakupione statki i technologie na wolnym rynku.

    - A co w zamian? - zapytał admirał Velal.

    - Technologia maskowania, dozbrojenie okrętów, pomoc w wywozie cywilów. To co standartowo proponujemy naszym koalicjantom. Przejdźmy teraz do najważniejszego punktu programu dzisiejszego spotkania. Proszę o raporty.

    - Po utracie Kardasii Prime, główna linie obrony przenieśliśmy na północne granice Kardazji, część transportowców z uchodźcami wysyłamy do Federacji. - zaraportował Braden.

    - Dobrze, że Picard pozwolił na używanie przestrzeni Federacji przez transportowce ewakuacyjne. - rzekł ambasador Kelearn.

    - Wiedział jak poprawić wizerunek Gwiezdnej Floty. - zauważył McCaley. - Nie jest durny jak Rada Federacji.

    - Nie ma śladów aktywności Borga na północy i zachodzie Imperium. - powiedział admirał Velal.

    - IRS Dvideles uciekł z cywilami do Federacji. - uśmiechnął się T'Vosh. - Osobiście go "ścigałem" na Daenie. Ale Satelk miał minę gdy mnie zobaczył. Myślałem, że zacznie strzelać...

    - Ilu mamy na Dvidelesie agentów? - zapytał D'Rani.

    - Siedmiu, z czego trzej mają zostać odkryci przez Wywiad Federacji.

    - A propos Federacji, konserwatyści domagają się wyjaśnień jak pan Pretorze mógł oddać im nasze terytorium w Strefie Neutralnej. - wtrąciła Donatra, przedstawicielka Senatu w Sztabie.

    - Znowu... - jęknął Velal. - Przecież sami głosowali za powrotem traktatu z Cheron...

    - Donatro, czy widziałaś ostatnio mapy tego terytorium?

    - Nie Pretorze.

    - No to spójrz. - D'Rani podszedł do ściennego wyświetlacza. - W obszarze zajmowanym obecnie przez Federację mięliśmy pełno okrętów, stacji, platform, czujników. Federacja dała nam miesiąc na usunięcie wszystkiego. Do teraz zabraliśmy wszystko co może strzelać. I gdzie to wyładowaliśmy? 7,46 roku świetlnego od Romulusa? Nie. Wszystko poszło na granicę Unii i Sojuszu Ferengi. Od strony federacyjnej, nie licząc kilkunastu okrętów 10 Floty, nic nie mamy.

    - To znaczy, że jesteśmy bezbronni jeśli Federacja zaatakuje?

    - Nie zaatakuje. Nawet jeśli parę Scimitarów jest niedaleko układów Antede, Pacifica, Mira. W samym środku Federacji. Jeśli Federacja zaatakuje zrównają tamte kolonię z ziemią. A żyje w tamtym obszarze prawie 20 miliardów cywili. Myślę, że Federacja wie o Scimitarach. Wie że są. Nie wie gdzie. Ale nie mogą przy każdej kolonii trzymać flotylli obronnej. Muszą pilnować granic z Borgiem. Jest jeszcze coś. Jeśli Borg zaatakuje Romulusa to będziemy musieli gdzieś uciekać. A najbliżej jest do Federacji.

    - Przecież nas internują!

    - Lepiej siedzieć u nich w więzieniu niż być zasymilowanym. - trafnie zauważył T'Vosh.

    - Racja komandorze. A tak mamy do nich bliżej.

    - Ach tak zapomniałem. - rzekł McCaley. - USS Monachium przeszedł na naszą stronę. Przedarł się przez granicę koło systemu Draken.

    - Jak klasa?

    - Miranda. Nie ma żadnej nowej technologii. To okręt szkolny. Tylko musimy oddać Federacji 50 kadetów, którzy boją się walczyć.

    Do gabinetu wszedł jeden z asystentów Pretora i podał mu kilka paddów. Ten przeczytał cześć pierwszego raportu i zasępił się.

    - Czy coś poważnego Pretorze? - zapytała Donatra.

    - Tak. To z układu Orias. Sprawdził go jeden z Talonów. Była tam stocznia Unii. Teraz jest zasymilowana. Borg buduje tam nowe Sfery i remontuje Sześciany.

    - No to na co czekamy? Spróbujmy coś tam rozwalić. - rzekł Mroth.

    - To nie takie proste. W układzie jest wiele platform orbitalnych. Stacjonuje też przynajmniej 50 okrętów wroga. Nie licząc tych remontowanych. Jest jeszcze coś... - Pretor westchnął. - Dwie ogromne stacje i dziwne obiekty. Zostały zidentyfikowane jako Unikompleks i węzeł transwarp.

    - Prawdziwa twierdza... Nie do zdobycia...

    - Tak, ale mamy na takie rzeczy odpowiednie środki... - uśmiechnął się Braden.

    Układ Orias, 61 dzień inwazji Borga.

    System Orias został odkryty przez statek badawczy Unii prawie w tym samym czasie kiedy Terranie, Vulkanie, Alfa Centaurianie, Andorianie i Tellaritanie podpisywali na Babel II akt utworzenia Federacji Zjednoczonych Planet.

    Centralne Dowództwo nie zostało zaskoczone żadną wiadomością na temat układu. Stabilne żółte słońce, jedna planeta klasy M, bardzo małe zasoby mineralne. Przez pewien czas rozważano utworzenie tu kolonii, jednak z powodu znacznego oddalenia od innych układów oraz potrzeba długiej pomocy dla nowej placówki, która nie mogła usamodzielnić się przynajmniej przez 15 lat spowodowało, że na prawie 150 lat zapomniano o tym systemie.

    Dopiero około 2200 roku system przejęła Kasta Obsydianowa. Właśnie cecha, która zniechęciła Ministerstwo Kolonizacji, oddalenie od innych układów, spowodowało jej zainteresowanie. Kasta stworzyła tu ośrodek treningowy oraz tajne więzienie. Wybudowano też parę doków remontowych.

    W 2372 w związku z możliwą agresją Dominium ośrodek znacznie powiększono i unowocześniono. Przy współpracy Tal Shiar stworzono potężny kompleks z kilkunastoma ogromnymi dokami produkcyjnymi. To tutaj powstawały Keldony i D'deridexy, które wyruszyły do kwadrantu gamma, aby zabić Założycieli.

    Cała flota została zniszczona przez Jem'Hadar...

    Nie spowodowało to upadku kompleksu. Armia momentalnie przejęła kontrolę nad systemem. Zwiększono możliwości obronne przez zbudowano prawie 200 platform obronnych. Jak silna to była baza dowiedzieli się Klingonie, gdy w trakcie agresji na Unię jedna z ich flot została prawie całkowicie zniszczona.

    Dominium również wykorzystywało ten kompleks budując tu ciężkie krążowniki.

    Borg również chciał skorzystać...

    Gdy flota ponad 50 okrętów wkroczyła do układu zastała tylko stacjonarna obronę i parę starych Tong. Lecz kiedy ostatnia stacja kosmiczna wybuchała w systemie były tylko 2 Sześciany. Starty Borga były największe od rozpoczęcia inwazji, a opłacało się. Tylko jeden z doków ucierpiał w walce. Pozostałe były nietknięte i gotowe do pracy.

    Borg od razu skierował tu transporty z materiałami do budowy. W ciągu paru tygodni doki produkowały Asymilatory i Sfery. Większe, nowe zaczęły naprawiać uszkodzone Sześciany. Odbudowano stacje kosmiczne i platformy torpedowe. Powstały tez zaczątki węzła transwarp oraz Unikompleksu odpowiedzialnego za cały kwadrant alfa.

    Borg tworzył pierwszą ze swoich niezdobytych fortec. Tylko idiota odważyłby się zaatakować w tym miejscu.

    Ktoś kiedyś powiedział, że fortuna sprzyja odważnym...

    Borg nie spodziewał się ataku. Kilkadziesiąt okrętów w okolicy Orias IV zaatakowało platformy chroniące jeden z ogromnych doków remontowych. Kolektyw momentalnie zmienił modulację osłon na przystosowane do dezruptorów romulańskich. Jednak strzały, które trafiały w platformy miały modulacje Ferengi! To czyniło osłony praktycznie bezużytecznymi. Wyrzutnie eksplodowały po kolei. Po chwili torpedy zaczęły trafiać w dok. Jednak gdy na pole walki przybył Sześcian, flotylla zamaskowała się i zaczęła uciekać.

    W tej samej chwili 15 myśliwców Jem'Hadar zaatakowało skupisko trzech doków. W nich znajdowały się Asymilatory w różnym stadium budowy. Myśliwce znowu wykorzystały sztuczkę z modulacja broni i zniszczyły platformy. Jednak gdy zbliżyły się dwa Sześciany nie uciekły. Z pełna impulsową staranowały doki.

    Borg nie mógł pozwolić by kolejne ważne budowle zostały zniszczone. Gdy dwa Griffiny ostrzelały budowle Kolektywu na Orias III, zarządził skierowanie wszystkich swych jednostek z obrzeży systemu do okolic doków. Rozkaz był prosty - wyeliminować każdy niezasymilowany okręt wroga.

    Na to tylko czekała flota koalicji. Gdy Sześciany otoczyły doki i zaczęły prewencyjnie przeszukiwać wiązkami pobliską przestrzeń, momentalnie przerwała ataki i jak najszybciej uciekła z układu.

    Borg niewzruszenie tkwił przy swoich budowlach.

    Koło słońca systemu Orias ujawnił się Shrike. Wystrzelił jedna torpedę w kierunku jego korony i po zamaskowaniu również zaczął uciekać. Borg nie wykrył jego obecności. Cierpliwie czekał aż na pewno Romulanie uciekną.

    Przez kilka minut nic się nie działo. Potem słońce jakby ściemniało i stało się bardziej czerwone. W ciągu kilku sekund spęczniało i zaczęło emitować ogromną ilości energii. Zewnętrzne kawałki płaszcza zaczęły odrywać się od jądra i wraz z energia pędzić w kierunku budowli Borga. Fali, mknącej szybciej niż światło, nic nie mogło powstrzymać. Nawet planety nie mogły jej przetrwać. Żaden okręt Borga nie zdołał uciec.

    Gdy fala rozwiała się kosmosie nic nie pozostało z układu Orias. Nic poza brązowym karłem.

    Piramida 186, 390 Flota Borga, obszar Nekrycki, kwadrant delta.

    Cesarzowa spojrzała na planetę. Mieszkały na niej byłe człony z Sześcianu C-856-24D. Po utracie więzi z Kolektywem stworzyły tu dziwną społeczność. Tak brakowało im więzi z innymi, że sami połączyli swe mózgi. Połączeni w myślach, a jednocześnie rozdzieleni... Jakie to dziwne...

    Na szczęście powrócili już do wspólnoty.

    - Pani, Diament przygotowany do lotu do nowego pałacu. - przerwał jej rozmyślania jeden z przybocznych - „świadomy” człon.

    - Ach Kardazja Prime. Musi pięknie wygladać.

    - Tak pani, przygotowania trwały długo, ale widok jest niesamowity.

    - To dobrze, możesz odejść.

    Wróciła myślami do kwadrantu alfa. Mimo romulańskich ataków z zaskoczenia wszystko przebiegało zgodnie z planem. Kardazja Prime została zasymilowana. Straty były minimalne. Już niedługo Unia padnie, a pierwsza twierdza będzie gotowa.

    - Rozmyśliłam się. Zostań. Pokaż mi pierwszą twierdzę. Tą w układzie Orias.

    Człon posłusznie podszedł do konsoli. Jednak nic się nie wyświetliło.

    - Na co czekasz? Pokaż mi twierdzę!

    - Nie mogę nawiązać połączenia. Żaden obiekt, ani statek w układzie nie odpowiada.

    - Dlaczego?

    - Nie wiem, pani. Z układu przestały napływać dane przed 21 sekundami.

    - Jak to? Przecież mieliśmy tam ogromne siły. Nic nie mogło ich pokonać!

    - Tak, Pani. W układzie Orias mieliśmy 2 stacje, kilkanaście doków naprawczych, Unikompleks, węzeł... Tam było ponad 25 miliardów członów... Była też koordynatorka...

    - Co tam się stało?

    - Za 12 minut dolecą tam dwa Detektory.

    W milczeniu czekali na raport. Prawda przeszła ich najśmielsze oczekiwania. Układ nie istniał. Na jego miejscu pojawił się brązowy karzeł. Wszystkie budowle Borga zniknęły.

    - Pani, to wygląda jak gdyby gwiazda zamieniła się w supernową. Ale to słońce powinno wybuchnąć dopiero za 2 miliardy lat. Detektory podchodzą bliżej. Zaraz będą dokładne odczyty. Wykrywają promieniowanie trilitowe. - strumień danych nagle się urwał. - Detektory zostały zniszczone. To byli... - na ekranie pojawił się ostatni obraz z jednego Detektora. - Romulanie.

    - Znowu oni? Ci Romulanie zaczynają być bezczelni. To musi się skończyć... Już wiem, kto będzie następny. Osłabimy ich i zabezpieczymy swe linię. Następni będą Romulanie...

    I. Thorne
    Participant
    #39611

    Część 7 "Rozcięcie"

    Orbita Andor II, terytorium Federacji Zjednoczonych Planet, 85 dzień inwazji Borga.

    - Jesteśmy gotowi. Wyrzutnie załadowane. – zameldował taktyczny.

    Alidana Jarok spojrzała po raz ostatni na SB 21, orbitującą wokół planety. To tutaj, według danych wywiadu, znajdowała się jedna z głównych kwater Wywiadu Floty. Teraz ona, komandor Alidana Jarok, wymierzy tej bandzie pyszałków karę za kradzież właności Imperium. Narzędziem zemsty będzie IRS Theron, najnowszy okręt Imperium klasy Scimitar.

    - Nie wykrywam śladów zakamuflowanych okrętów, ale oni zapewne zmienili sposób maskowania. – rzekł operacyjny.

    - Najpierw dwie torpedy w stację, później jedna w kwatery Floty na powierzchni planety. Jeśli jakiś okręt nas zaatakuje, możecie go zniszczyć.

    Alidana już miała wydać rozkaz otwarcia ognia, gdy przerwał jej operacyjny.

    - Otrzymaliśmy przekaz z Romulusa. Mamy natychmiast zakończyć akcję i wracać na nasze terytorium.

    - Cholera! – zaklęła komandor. – Wypełnić rozkaz. – z żalem popatrzyła na stację. – Jeszcze po was wrócimy...

    IRS Imperix, głęboki kosmos, 88 dzień inwazji Borga.

    - Dlaczego odwołaliśmy nasze jednostki? – zapytał Pretora komandor T’Vosh.

    - Uznałem, że dalsza wymiana ciosów z Federacją nic nam nie da. Oprócz tego dostaliśmy interesującą wiadomość.

    - Od kogo?

    - Od samego prezydenta Federacji. Otóż chcą oni przekazać, w ramach rekompensaty, jak to ujął, różne technologie, które pozwolą nam na dłuższe opieranie się Borgowi. W zamian chca tylko jednej rzeczy.

    - Jakiej?

    - Mamy im wydać wszystkie okręty oraz załogi, które przeszły na naszą stronę. Pan jest numerem 1 na liście poszukiwanych.

    - Jakoś to mnie nie dziwi. Ale sądzę, że w obecnej sytuacji to jest dobra propozycja.

    - Chce pan dać się wsadzić do więzienia?

    - Jeśli za to dadzą potrzebne nam rzeczy to będzie najlepsze wyjście.

    - To jest najgorsze wyjście z możliwych. Nie po to tworzyłem koalicję, aby teraz oddawać jej najlepszych oficerów tym federacyjnym idiotom. Jak na to popatrzą inni kapitanowie? Mam oddać Klingonów ich Wysokiej Radzie? I poszukiwanych piratów ich władzom? Obecnie negocjujemy z jednym z klanów Tzenkethi, a ich władze chcą sprzymierzyć się z Federacją. Przyłączą się do nas, a potem ich wydamy? To może lepiej od razu damy sobie spokój i poczekajmy aż nas zasymilują. Zresztą już im odmówiłem...

    - Ale te technologie...

    - Nie dadzą nam przewagi. A i tak przegramy tą wojnę. Dlatego już podjąłem odpowiednie plany. Borg może zasymiluje ten kwadrant, ale nas wszystkich nie złapie. Tymczasem proszę za mną. Mam dla pana małą niespodziankę...

    Stacja nasłuchowa Luran 3, granica romulańsko-farandariańska, 92 dzień inwazji Borga.

    Młody podporucznik odwrócił wzrok od konsoli i spojrzał na porucznika Merę.

    - To fałszywy alarm, poruczniku. To tylko asteroida. Za 4 minuty minie naszą stację.

    - Rozumiem, odwołać alarm. - zarządził porucznik. - Pełny skan co 10 minut.

    - Tak jest! Ale za pozwoleniem, po co? Przecież nic się nie dzieje na granicy...

    - Mamy taki rozkaz, więc go wykonamy. A ty T'rung nie kwestionuj rozkazów bo wyślę cię na front, a tam nie jest tak wesoło, jak tutaj.

    W tej samej chwili zapikał skaner dalekiego zasięgu.

    - Co znowu, do cholery? Pewnie znowu jakiś meteoryt. - podporucznik ze wściekłością spojrzał na ekran. Gdy zobaczył odczyty, zbladł i wyjąkał:

    - To Bbbborg...

    - Co? Ile i jakie jednostki? - Mera aż wyskoczył ze swojego fotela.

    - Wy wy wykrywam dw dw dwie... - podporucznik nie przestawał się jąkać.

    - Odsuń się. - porucznik prawie wyrzucił swego podwładnego z jego stanowiska i sam spojrzał na odczyty. Z wrażenia aż się zachwiał. Czujniki informowały o ponad 250 sygnaturach transwarp. Okręty kierowały się w stronę Strefy Neutralnej. Borga znudziły zabawy z Imperium. Zamierzał zniszczyć jedynego aktywnego wroga.

    - Czerwony alarm! - ryknął Mera. - Ewakuacja stacji!

    - Poruczniku, wykrywam kanał transwarp. Wychodzi z niego okręt. To Sfera.

    - Niech to cholera. Wszyscy na statek ewakuacyjny. - Mera zaczął biec w kierunku drzwi. W biegu zaczął wykrzykiwać. - Komputer! Sekwencja autodestrukcji. Kod Mera re neh khi. Czas 45 sekund. Wykonać!

    Komputer potwierdził wykonanie rozkazu i zaczął recytować:

    - Uwaga włączono program autodestrukcji. Czas 40 sekund. Powtarzam. Włączono program...

    Mera jako ostatni wszedł na pokład patrolowca klasy Hideki, oddelegowanego do obsługi placówki przed miesiącem.

    - Odcumować okręt, włączyć maskowanie! Poinformować o inwazji Borga na wszystkich kanałach.

    - Tak jest!

    - Ta'rhae! - Mera spojrzał na ekran, na którym Sfera kierowała się do stacji nasłuchowej. - Czeka was wybuchowa niespodzianka. - uśmiechnął się z satysfakcją.

    Sfera, zbliżywszy się na maksymalnie najbliższą odległość, rozpoczęła transport członów na posterunek. W tej samej chwili przeciążone osobliwości kwantowe wyemitowały ogromną ilość energii. Potężne wyładowanie zamieniło stację w szybko rozszerzająca się kulę ognia. Borg za późno zorientował się w podstępie. Osłony Sfery nie zdołały powstrzymać fali energii, która zmiotła statek. Gdy fala uderzeniowa rozeszła się w kosmosie, po stacji, jak i Sferze nie pozostał najmniejszy nawet ślad.

    - To nauczy was ostrożności. - z satysfakcją rzekł Mera. - Kurs na stację Dderas. Maksimum warp. Zobaczymy ile ta maszynka wyciąga.

    Zgrupowanie flot, przestrzeń między planetami Devron V i VI, 94 dzień inwazji Borga.

    Gdyby 2 miesiące temu ktoś powiedziałby admirałowi Velalowi, że będzie dowodził nie tylko romulańskimi okrętami, ale także kardazjańskimi i federacyjnymi, to ten roześmiałby mu się w twarz. On, weteran wojny z Dominium i zdobywca układu Kardaz, miałby się z nimi sprzymierzyć? Nigdy!

    Ale historia jest przewrotna. W układzie Devron znajdowało się nie tylko prawie 900 romulańskich jednostek, ale także kilka kardazjańskich. Były nawet 2 Sabre’y.

    Układ Devron stanowił ostatnia przeszkodę dla Borga. Gdy zdobędzie ten układ i rozlokuje w przestzreni detektory tachionowe to Imperium zastanie podzielone na 2 części. Dlatego ogromna romulańka flota miała pokazać tym cyborgom, że nie należy zadzierać z Romulanami.

    Floty przebywały w układzie już 11 godzin. Czekały na atak. Aby zmylić czujniki część jednostek ukryła się w górnych warstwach atmosfery Devron V. Przynętą była część 1 Floty, która niezamaskowana przebywała obok księżyca Devronu V.

    - Admirale. Wykrywam kanał transwarp. Wychodzą okręty Borga. Osiemnaście. Tylko Sześciany. Dwa prowadzące to taktyczne. Kontakt za 8 minut.

    - Doskonale. - opowiedział Velal szybko numerując Sześciany. - Otworzyć kanał do wszystkich flot. Uwaga. Tu mówi admirał Velal. Na mój znak wszystkie nieparzyste floty oraz ósma ostrzelają z torped Sześcian numer jeden. Pozostałe czwarty. Potem koncentrować ogień tylko na jednym celu.

    Sześciany utworzyły formację klina zbliżając się w kierunku kilkudziesięciu niezamaskowanych statków Romulan. Nie spodziewały się zażartego oporu.

    - Ognia! - rozkazał admirał.

    W tej samej chwili ujawniły się wszystkie okręty Imperium. Ponad 1000 torped plazmowych i fotonowych pomknęło w kierunku prowadzącego Sześcianu taktycznego i zwykłego na prawym boku klina. Velal rozkazując ostrzelanie tylko dwóch Sześcianów był pewny, że Borg spróbuje uniknąć choć części torped. Jednak tak się nie stało. Taktyczny nie zmienił swego kursu nawet o milimetr, wpadając na przeznaczone mu torpedy. Czy Borg wierzył, że przetrwa taki ostrzał? Pierwsza sekunda zdawała się potwierdzać jego przypuszczenia. Pierwsze kilkanaście torped rozbiło się o osłony. Lecz kolejne je zniwelowały, przedarły się przez gruby pancerz i wpadły do środka. Okręt w jednej chwili napęczniał jak balon i pękł na setki kawałków. Ostre szczątki, gnane falą uderzeniową, wbiły się w sąsiednie Sześciany, nadwerężając ich osłony. Niektóre torpedy przeleciały na wylot, uderzając w kolejne jednostki Kolektywu. Podobny los spotkał czwórkę.

    - Floty: pierwsza, druga, trzecia! Walić w dwunastkę. Floty: szósta, ósma i dziesiąta. Namierzyć siódemkę. Pozostałe. Przegrupować się i w piętnastkę. - Velal wykrzykiwał rozkazy, patrząc na ekran odzwierciedlający pole walki.

    Borg nie spodziewał się takiej taktyki. Dwie potyczki z Gwiezdną Flotą nauczyły go iście ułańskich i nieskoordynowanych ataków. Tymczasem Romulanie zastosowali inną. Atakowali jednocześnie jeden Sześcian ponad trzystoma okrętami. Ostrzeliwywali tylko jeden punkt, próbując przełamać osłony i przedrzeć się do wnętrza kadłuba. Gdy to dokonywali wystarczyło tylko parę torped by ogromny statek wybuchał. Uszkodzone jednostki próbowały uciekać dopiero w chwili zniszczenia osłon. Nikt nie dbał o okręty pochwycone przez promienie trzymające Borga, załogantów uszkodzonych okrętów próbowało ratować tylko kilkanaście transportowców, trzymających się z dala od miejsc bezpośredniej wymiany ognia.

    Zanim Borg zrozumiał swój błąd, ponad połowa Sześcianów została zniszczona. Romulanie bezpowrotnie stracili zaledwie 50 statków. Dopiero wtedy Kolektyw zmienił sposób walki. Podstawowe systemy bojowe zaczęły ignorować Talony i Shrike'y, będące zasłoną dla większych jednostek. Skupiły się tylko na D'deridex'ach. Każda ściana strzelała ze wszystkich wyrzutni w jeden cel. Promienie trzymające łapały małe patrolowce i próbowały uderzać nimi w krążowniki.

    Zwiększyło to tylko agresywność Romulan. Teraz już nawet cztery floty jednocześnie strzelało do jednego Sześcianu. Niektórzy z kapitanów, wiedząc że nie zdołają wycofać swych uszkodzonych jednostek z pola walki, nakazywało kurs kolizyjny. Jeden z Raptorów przebił się nawet przez uszkodzony pancerz i eksplodował wewnątrz Sześcianu, zabierając znienawidzonego wroga ze sobą.

    Dla Borga było już za późno na jakikolwiek ratunek. Z każdą chwilą był coraz słabszy. Na jeden Sześcian przypadało coraz więcej romulańskich statków. W ciągu trzech minut wszystkie jednostki Kolektywu zostały zniszczone.

    - Wszystkie okręty Borga zniszczone. - zameldował jeden z asystentów. - Straciliśmy 127 jednostek. 34 ciężko uszkodzone, 81 lekko, 208 zmniejszony poziom osłon.

    - Doskonale. Do wszystkich flot. Każda jednostka z uszkodzonymi generatorami osłon lub uzbrojeniem, jeśli nie może usunąć usterek w ciągu 10 minut, ma wycofać się w kierunku Romulusa. Przed odlotem mają zabrać tylu rannych i rozbitków ile się da. Dziesiąta flota zostanie rozwiązana. Uzupełni ona straty w innych flotach. Dokładne rozkazy zostaną przekazane w ciągu 5 minut. Wykonać!

    - Admirale, wykrywam Detektory i Interceptory poza układem. Odległość 12 milionów kilometrów.

    - Otworzyć kanał do jednostek kardazjańskich. Mają je przechwycić.

    Dwa Keldony wraz ze czterema Galorami z włączonymi generatorami maskującymi niepostrzeżenie zbliżyły się do jednostek Borga, które rejestrowały przebieg bitwy. Starannie okrążyły wroga i dopiero wyłączyły maskowanie. Walka była krótka...

    - Doskonale. - po raz kolejny powtórzył admirał, widząc skutki walki oraz bezproblemową ewakuację uszkodzonych jednostek. - Do wszystkich flot. Przygotować się do opuszczenia układu. Czas odlotu...

    - Admirale, wykrywam kolejne kanały transwarp. Pojawiają się kolejne jednostki. Tym razem to drobnica. Ale jest ich więcej.

    - Ile?

    - Ponad 300.

    - Do wszystkich flot. Zmiana rozkazu. Przechwycić i zniszczyć jak najwięcej okrętów Borga. Tym razem ogień wolny...

    Prywatny gabinet Prokonsula, Rotak, Romulus, 95 dzień inwazji Borga.

    Admirał Donatra odłożyła raporty i rozciągnęła się na fotelu. Uśmiechnęła się. Kiedy kilka lat temu sprzeciwiła się rozkazom przełożonego i ruszyła na pomoc USS Enterprise, walczącemu ze Scimitarem Shinzona, myślała że spotka ją za to śmierć, w najlepszym razie kolonia karna. Ale nowy Pretor wiedział jak wykorzystywać ludzi, którzy sami potrafią przewidzieć, kiedy najważniejsze jest dobro Imperium. Zamiast więźniem Donatra została Senatorem odbudowanego Senatu. A kiedy, gdy na wskutek dymisji poprzedniego Prokonsula, który nie wyobrażał sobie koalicji z Remanami i Kardazjanami, stanowisko pozostawało wolne, D'Rani wiedział kto ma zarządzać Senatem.

    Donatra spochmurniała. Gdyby nie atak Borga na Kardazjan nigdy by nie została przewodniczącą Komisji Trwania Romulańskiego Ludu. Cóż za idiotyczna nazwa! Ciekawe kto ją wymyślił? S'Task, a może T'Rehu? Nieważne.

    Wróciła do raportów. Te nie były zbyt optymistyczne. Klin Borga rozrastał się. Kolektyw zajmował tylko kilkanaście systemów, ale w kosmosie budował emitery tachionowe, które skutecznie utrudniały przelot zakamuflowanym statkom. W ciągu kilkunastu godzin najprawdopodobniej rozetnie Imperium na dwie części. Ciekawe czemu te cyborgi tak się wściekły? Czyżby wybuch słońca w układzie Orias zadał większe straty niż mówiły raporty?

    Zapikało urządzenie komunikacyjne.

    - Przepraszam, Prokonsulu, ale otrzymaliśmy raport z bitwy w układzie Devron. Czy mam go przesłać?

    - Jaki wynik? - Donatra zignorowała pytanie asystenta.

    - Borg poniósł ogromne straty, ale zmusił admirała Velala do odwrotu. Borg stracił ponad 200 jednostek, w tym 20 Sześcianów. My około 500 okrętów różnych klas.

    - Czyli jesteśmy odcięci od północnych ziem?

    - Niezupełnie. Komunikacja jest możliwa przez federacyjne lub farandariańskie terytoria, ale Federacja próbuje przechwytywać nasze okręty, zaś Farandarianie również donoszą o budowie zapór tachionowych.

    - Pięknie. Najpierw rozwalą flotę Bradena i Breenów, a później nas.

    - Jest też inny problem, Prokonsulu. Na odciętych ziemiach znajdował się IRS Imperix z Pretorem na pokładzie. Jeżeli nie uda mu się powrócić na Romulus to... - asystent przerwał. - Prokonsulu, mam pilny przekaz z IRS Imperix. To Pretor.

    - Na ekran. Pretorze, właśnie otrzymałam niepokojące wieści...

    - Ja też. Układ Devron był naszą ostatnią nadzieją. Niestety ją straciliśmy. Teraz Borg zajmie się nami i będzie mógł bez problemu dokończyć asymilację Kardazjan.

    - Czy możemy jakoś wam pomóc? - zapytała Donatra z nadzieją.

    - Niestety nie. Federacja nie pozwoli na przelot. Przebijanie się nie ma sensu. Borg pobudował mobilne bazy, które wysyłają Sześciany na próbujące przekroczyć granicę klinu okręty. A Imperium nie może tracić bez sensu swych jednostek. Ale połączyłem się z tobą z innego powodu. Otóż za godzinę zamierzam złożyć urząd...

    - Ależ Pretorze, nie może pan tego zrobić!

    - Niestety muszę. Nie mogę rządzić na odległość. Stronnictwo Konserwatywne może z powrotem dojść do głosu. Mogą nawet próbować mnie obalić. A ja potrzebuje na tym stanowisku zaufanego człowieka. Czyli ciebie.

    - Mnie? To znaczy, że ja mam zostać Pretorem? Ale ja nie mam doświadczenia i wyczucia spraw politycznych...

    - Masz intuicję. Gdy rządził Shinzon, wiedziałaś co należy zrobić. Teraz też będziesz wiedziała. Kto oprócz ciebie może obecnie zostać Pretorem? Admirałowie są na wojnie, a w Senacie dużym poparciem cieszy się Jarok. Nie możemy dopuścić do jego wyboru. Złamie porozumienia z Kardazjanami i Remanami. Wiesz, że w Imperium jest już ponad 8 miliardów kardazjańskich uchodźców i 600 ich okrętów? Pilnują granic na wschodzie, odciążając naszą flotę. Co by było gdyby zostali zdegradowani do roli niewolników? To może grozić nawet wojną domową. A to najgorsza perspektywa na czas walki z Borgiem.

    - Rozumiem, ale nikt w Senacie nie poprze mojej kandydatury...

    - Poprą. Wygłoszę mowę do Zgromadzenia. Ślepo mi wierzy, więc z wyborem nie będzie problemu. Ale nim złoże urząd mam dwie prośby. Nim Borg całkowicie nas odetnie, rozkaż wszystkim zbudowanym Scimitarom oraz zmodernizowanym Norexanom, by przedostały się na naszą stronę.

    - Tak Pretorze. A druga prośba?

    - Gdy zostaniesz Pretorem, musisz doprowadzić do całkowitego uniezależnienia naszych sił po tej stronie od Sztabu Kryzysowego i Naczelnego Dowództwa. Nie mogę obecnie pozwolić sobie na żadną zależność.

    - Oczywiście. Ale nie rozumiem dlaczego...

    - Nie mogę teraz powiedzieć. Ma to i plusy. Jak przyleci do ciebie Matunen ze skargą na nasze akcje możesz odprawić go z kwitkiem.

    - O jakich akcjach pan mówi, Pretorze?

    - Niedługo się przekonasz. Do zobaczenia Donatro, przepraszam, Pretorze Donatro. - D'Rani uśmiechnął się i przerwał połączenie.

    I. Thorne
    Participant
    #39612

    Rozdział 8 "Koalicja"

    IRS Imperix, okolice przestrzeni Konfederacji Breen, 99 dzień inwazji Borga.

    W sali odpraw na IRS Imperix, flagowym okręcie Pretora D'Raniego, siedzieli wszyscy przedstawiciele sił, które poparły romulańską inicjatywę koalicji antyborgowej.

    Na fotelach normalnie zajmowanych przez wyższych oficerów, obecni byli Romulanie, Kardazjanin, Klingon, Breen, Terranin i Ferengi.

    Pretor D'Rani uśmiechnął się, patrząc na swych sojuszników. Kiedy kilka miesięcy ogłaszał swój apel, nie spodziewał się, że tyle różnych ras poprze jego inicjatywę. Mimo że zarówno Federacja jak i Imperium Klingońskie były przeciwne propozycji wspólnej walki z Borgiem, dużo ich kapitanów wypowiedziało posłuszeństwo swym władzom i uciekło na romulańskie terytoria. Niestety ostatnio Federacja wyspecjalizowała się w łapaniu kapitanów zbuntowanych jednostek.

    - Panowie, - rozpoczął swoją przemowę D'Rani. - zebraliśmy się tutaj z bardzo ważnego powodu. Jak wiecie, bitwa w układzie Devron została przegrana. Borg odciął nasze siły od źródeł zaopatrzenia. Federacja nie pozwala na przeloty przez swoje terytorium. Zostaliśmy osamotnieni. Borg powoli zaciska swą pętlę na naszej szyi. Musimy skonsolidować swe wysiłki, aby skuteczniej walczyć z najeźdźcą. Największa przeszkodą w koordynacji działań jest niespójne dowództwo. Często, zamiast walczyć ramię w ramię przeciwko Borgowi, niektórzy dowódcy chcą udowodnić swoja wyższość nad innymi. To nie może być tolerowane.

    - A jaka jest pańska propozycja? - bez ogródek zapytał Gant, przedstawiciel Sojuszu Ferengi.

    - Zostaliśmy sami, więc powinniśmy uporządkować różne rzeczy. Proponuje, żeby nasza koalicja antyborgowa została przekształcona w organizm polityczny.

    - Jesteśmy niepodlegli i nie zrzeczemy się jej. - twardo zaprotestował breeński generał Thot Dare.

    - Kardazjanie też na początku protestowali. Wiedzieli jednak, że sami sobie nie poradzą. Przyłączyliśmy Unię do Imperium i obecny tu ambasador Kelearn może potwierdzić, że dotrzymaliśmy słowa. Musimy mieć jasno określoną strukturę armii.

    - Nie mamy na to czasu. Tracimy czas na jakieś biurokratyczne gadki. Jestem tu aby walczyć, a nie gadać. – rzekł Mroth.

    - Moja propozycja jest bardzo prosta. - wyjaśnił Pretor. - Wszystkie rasy wchodzące w skład nowego organizmu będą miały równe prawa. A najważniejszym celem będzie walka z Borgiem. Po wyeliminowaniu tego niebezpieczeństwa każdy członek organizacji może się z niej wypisać. To chyba są uczciwe propozycje. - pomruki na sali potwierdziły jego słowa.

    - A jaka będzie nazwa tej organizacji? - zapytał admirał John McCaley, przedstawiciel, nielicznych już, zbuntowanych federacyjnych kapitanów.

    - Od początku naszej walki z Borgiem byliśmy skrótowo nazywani koalicją, więc czemu nie przyjąć takiej nazwy? Chyba, że ktoś inny ma jakieś propozycje...

    - To dobra nazwa. Krótka i treściwa. - krótko rzekł Thot Dare.

    - Jeśli nikt nie będzie przeciwny chciałbym panom przedstawić pewien projekt, który może być ostatnią deska ratunku, gdy Borg nadal będzie tak szybko poszerzać swe terytorium.

    W tej samej chwili wszyscy zaczęli mówić. Ze wszystkich zebranych najbardziej przeciwny powstaniu Koalicji był Gant, który zaczął wygłaszać płomienną mowę o prawie do samostanowienia i robienia dobrych interesów. Inni próbowali go przekrzyczeć i zagłuszyć.

    Preor zauważył, że stracił kontrolę nad spotkaniem.

    - Panowie, panowie! Nie wiedziałem, że to wywoła taką dyskusję. Proponuję przejść do punktu drugiego. O Koalicji porozmawiamy później. Chciałbym przedstawić państwu naszego gościa, profesora Odlana. – Pretor wskazał na siwego Romulanina, stojącego od kilku minut przy drzwiach i z niesmakiem przyglądającemu się kłótni. – Profesor ostatnio zajmował się projektem Phoenix, ale po jego fiasku zajął się innymi rzeczami, o wiele bardziej dla nas interesującymi. Profesorze?

    - Ach... Tak... Hmmm... Jak większość zebranych wie, podczas pobytu w delcie Federacyjnego okręt Voyager miał małą wycieczkę do wszechświata rasy określanej nazwą Gatunek 8472. Ten wszechświat znajduje się tu. I tu. I tam. – profesor zaczął pokazywać ręką różne kierunki. – On jest obok nas, Takich wszechświatów jest o wiele więcej...

    - I co z tego? – ziewnął Mroth.

    - Dużo. – zdenerwował się Odlan, który niecierpiał technologicznych analfabetów. – To, że istnieją wszechświaty równoległe wiedzieliśmy od dawna. Ponowne odkrycie wszechświata znanego jako lustrzany przez major Kirę i porucznika Bashira z DS9, zainteresowała moich kolegów. Gdy Voyager wrócił do alfy z informacjami o Borgu i nowymi technologiami Tal Shiar próbowała „pożyczyć” parę rzeczy. Wywiad Floty najbardziej strzegł torped i pancerzy, informacje o możliwości podróżowania do innych wszechświatów nie były aż tak strzeżone. Dzięki temu nasze prace nad zbudowaniem portalu do innego wymiaru bardzo się posunęły...

    - To znaczy, że możemy się ewakuować do innego wszechświata jak przegramy? – zapytał Kelearn.

    - Tak. To znaczy teoretycznie. Na razie powstała brama zdolna do przeniesienia małej sondy. Możemy zbudować większą dla promu, ale dla normalnych statków jeszcze nie. No i potrzeba na to dużo energii.

    - Co z tą sondą?

    - Wysłaliśmy kilka. Mówiąc szczegółowo 5. Każdą do innego wymiaru. No i mamy dobre i złe wieści. Z tych 5 wszechświatów 2 można powiedzieć nie powstały. Nie było tam Wielkiego Wybuchu. Tam nic nie ma. Po prostu pustka, niszcząca wszystko. Trzeci to martwy wszechświat. Tam wszystkie gwiazdy się wypaliły i wszystko jest ciemne. Czwarty był nawet całkiem dobry, ale jeszcze za gorący po Wybuchu. Tworzy się tam pierwsze pokolenie gwiazd, a planet jeszcze nie ma. Ale najgorszy jest ostatni. To wszechświat Borga! Sonda zeskanowała okolicę i wykryła tylko zasymilowane planety.

    - To znaczy, że to bydło jest nie tylko u nas? – zdziwił się Thot Dare.

    - Tak. I zapewne nie tylko w tamtym. Ale wciąż próbujemy znaleźć odpowiedni wszechświat dla nas.

    - Dziękuję, profesorze. – rzekł Pretor, który raport o badaniach profesora przeczytał pare godzin wcześniej. I wiedział, że odpowiedni wymiar został znaleziony.– I teraz panowie wracamy do punktu pierwszego. Nim ktoś coś powie to oświadczam, że każde państwo, które nie przyłączy się do Koalicji zostanie pozbawione prawa do ewakuacji. Czy ktoś chce coś powiedzieć?

    Kajuta Pretora, 3 godziny później.

    - Pan mnie wzywał, Pretorze? – zapytał komandor T’Vosh.

    - Czy chce pan odbić swoich uwięzionych kolegów?

    - Nie. Oni obecnie są pod ochrona Federacji i nie ma na to czasu. Może później...

    - Wiem o tym, ale chciałem znać pańskie zdanie. Otrzyma pan nowe zadanie, niebezpieczne, ale bardzo ważne dla naszej przyszłości. Musimy się uzbroić na ostateczną bitwę. A pańska nowa zabawka nadaje się do tego idealnie.

    T’Vosh uśmiechnął się. Czyżby akcja przeciwko Wywiadowi Floty?

    I. Thorne
    Participant
    #39614

    Wszystkie do tej pory napisane części wrzuciłem w jeden teamt. Proszę moderatorów o kasację pojedynczych części.

Viewing 15 posts - 46 through 60 (of 77 total)
  • You must be logged in to reply to this topic.
searchclosebars linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram