Forum Fandom Opowiadania Cykle opowiadań Koniec jest tylko początkiem - Rozdział 1

Koniec jest tylko początkiem - Rozdział 1

Viewing 15 posts - 1 through 15 (of 19 total)
  • Author
    Posts
  • Coen
    Participant
    #2293

    Autor: Grzegorz ‘Coen’ Skowyra

    Tytuł: Koniec jest tylko początkiem. Cz. I

    Cykl: Koniec jest tylko początkiem

    Warunki prawne: opowiadanie może być rozpowszechniane bez zgody autora tak długo jak nie pobiera się za to żadnej opłaty.

    Trafiona metalowym kijem piłeczka golfowa oderwała się od ziemi i odbiwszy od drzewa zrykoszetowała o zakrzywioną gałąź, następnie zaś odbiła się od gładkiego głazu i płaskim torem poleciała na pochyłe zbocze. Poturlała się trochę w górę, poczym zaczęła staczać w dół w stronę niewielkiego, cylindrycznego dołka. Zatoczyła dwa kręgi na jego krawędzi poczym wpadła do środka.

    - Nie mogę w to uwierzyć! – krzykną Riker nieomal padając na kolana – gdzie się nauczyłeś tak grać?

    - Nie uczyłem się – odparł mu Worf odkładając kij do torby – ale to przecież oczywiste jak piłeczka poleci w tych warunkach.

    - Ta....przypomnij mi aby nigdy nie grać z tobą w bilard – odparł mu kapitan drapiąc się po głowie. Obaj ubrani tylko w lekkie, letnie, ziemskie stroje stali na pięknie utrzymanym polu golfowym na Ziemi. Słońce nie przypiekało mocno, jednak ciepły, lekki wiatr sprawiał, iż było przyjemnie ciepło.

    - Jak wam idzie chłopcy? – spytała Deanna podchodząc powoli do obu mężczyzn.

    - Przegrałem trzy listki latinum, dwanaście darseków i dwie butelki krwawego wina z 2309 roku – odparł z rezygnacją człowiek obejmując swoją żonę – jeszcze trochę i przegram Ciebie.

    W odpowiedzi dostał kuksańca w bok

    - Lepiej uważaj Willu Rikerze bowiem ciągle mam z Worfem nie odbyty spacer przy jeziorze Kataria na Betazed – powiedziała patrząc mężowi w oczy.

    Klingon przyjrzał się pół betazoidce i powiedział cicho

    - To było by...stymulujące.

    Deanna uśmiechnęła się szeroko do wspomnień puszczając do ambasadora oczko, tak aby jaj mąż je zauważył.

    - Czy powinienem o czymś wiedzieć? – spytał kapitan unosząc wysoko brwi. Jego żona zachichotała cicho, na twarzy klingona zaś wykwitł drobny uśmiech. Już mieli coś odpowiedzieć, kiedy dobiegło z góry

    - Mostek do ambasadora Worfa. Przepraszam, że przeszkadzamy, ale otrzymaliśmy wiadomość, że IKC chlS’yev będzie za trzy godziny. Kazał się pan poinformować, kiedy potwierdzą czas przybycia.

    - Zrozumiałem, Worf koniec. – odparł klingon poczym spojrzał przepraszająco na przyjaciół.

    - Musisz już wyruszać? – spytała kobieta – dopiero przybyłeś.

    - Zgadza się – poparł ją Will – liczyłem, że będziesz na mostku, kiedy wyprowadzimy jutro Titana z doku.

    - Niestety – Worf westchną ciężko – Niedługo na Hiladarii wypada 322 rocznica Wyzwolenia hiladarian z pod jarzma Holderian przez klingonów. Obecność przedstawiciela Federacji pomogłaby odzyskać jej część pozycji utraconej po wojnie z Dominium.

    - Chcesz powiedzieć, że nienawidzą nas nadal po prawie pięciu latach? – zdziwił się Riker

    - Nie nienawidzą, już nawet nie gardzą, ale ciągle uznają za niegodnych zaufania.

    Przez moment panowała niezręczna cisza, lecz w końcu kapitan uśmiechną się lekko

    - Skoro niedługo wyruszasz to na pożegnanie może przywołamy trochę starych duchów? – spytał, poczym zwrócił się do pomieszczenia – komputer, załaduj program Riker-Alfa-8.

    Maszyna odpowiedziała bipnięciem i ziemskie pole golfowe wczesnym latem zmieniło się w kajutę na pokładzie okrętu gwiezdnego w salonie której stał okrągły stolik z lezącymi dwie taliami kart i stosami żetonów. Klingon rozejrzał się szybko, odnajdując pokuj dokładnie takim jakim go zapamiętał.

    - Odtworzyłem go z dbałością o najdrobniejszy detal – odparł dumnie kapitan pokazując obojgu, aby usiedli.

    - Nie lepiej było przerobić jedną z kwater na identyczną – spytał Worf przysuwając sobie jeden komplet żetonów – w końcu po modernizacji z tysiąca osób załogi zostało tylko sześćset.

    - Owszem, ale uczynienie z Galaxy bardziej okrętu bojowego niż naukowo-wycieczkowo-transportowego wymagało zmniejszenia ilości luksusów w kabinach. Poza tym tą kajutę zajmuje teraz mój pierwszy oficer.

    - Ciekawie w końcu mieć na stałe własnego pierwszego oficera, co? – spytał klingon.

    - Owszem – pokiwał Riker zaczynając rozdawać karty.

    - A Ty Worf? – spytała półbetazoidka – kiedy wreszcie planujesz objąć dowództwo nad jakimś okrętem.

    - Nigdy – odparł cicho klingon co mocno zdziwiło jego przyjaciół

    - Co? Czemu? – spytali nieomal jednocześnie.

    - W czasie wojny – zaczął wyjaśniać ambasador, odchylając się trochę na krześle tak, iż jego twarz skrył mrok zalegający za snopem światła nad stolikiem – z pobudek osobistych doprowadziłem do fiaska bardzo ważną dla wywiadu misje. Kapitan Sisko powiedział mi potem, iż cała sprawa zostanie zatuszowana aby nie obniżać morale, ale nigdy nie otrzymam dowództwa nad żadnym okrętem na stałe.

    Deannaie bardzo się nie spodobał ból, jaki promieniował od klingona, kiedy wspominał Jadzię. Przez to, co ich kiedyś łączyło był dla niej kimś więcej niż przyjacielem, przez co bolało ją to jak cierpi. A jeszcze bardziej, że nie może mu pomóc.

    Worf potrząsną głową i wrócił w krąg światła szybko zgarniając przygotowane dla niego karty. Przyjrzał się im uważnie, poczym ujął stos dziesięciu srebrnych żetonów

    - Otwieram z 50...

    Nad chI’laK szalała wichura. Wiatr smagał gęste lasy jednej z wielu wysepek na południowej półkuli Qo’noS cyklicznie co piętnaście ziemskich miesięcy, codziennie przez następne dwa zwiastując nadejście pory monsunów. Samotna, odziana w ciężki płaszcz postać szła jednak dziarsko w stronę ruin starej warowni pamiętającej jeszcze czasy twórcy Imperium. Jak głosiła legenda warownie zniszczyły trzęsienia ziemi które zaczęły pojawiać się w tym regionie po odejściu qeylIS’a i zdarzały się regularnie przez okrągły klingoński wiek. Kiedy ustały miejsce to stało się atrakcją kulturową najpierw dla klingonów, potem zaś dla podążających droga honoru.

    Samotna postać weszła powoli pomiędzy porośnięte pnączami kolumny.

    - Wystarczy – powiedział nagle wysoki, ostrzyżony na grzybka mężczyzna o zielonkawej skórze i szpiczastych uszach, który mierząc do osoby w płaszczu wyszedł właśnie zza załomu muru. Jego kompan, również ubrany w mundur romulańskiej marynarki pojawił się po drugiej stronie przybysza. Ten zaś westchną ciężko poczym uniósł ręce...tylko po to aby opuszczając je gwałtownie odtrącając w bok rękę trzymającą pistolet dezruptujący niczego nie spodziewającego się romulanina, a drugą złapać go za kark. Nieomal w tej samej chwili jego kolano trafiło przeciwnika w brzuch z taką siłą iż podrzuciło go do góry. Wszystko wydarzyło się tak szybko, iż kompan romulanina nie zdążył nawet zareagować. Kiedy w końcu się otrząsną i uniósł broń, pocisk w postaci jego kompana zwalił go z nóg. Postać w płaszczu zrzuciła kaptur ukazując charakterystyczne, jednookie oblicze poczym ruszyła w stronę gramolących się z ziemi przeciwników, kiedy zatrzymał go wibrujący lekko głos

    - Kanclerzu, to nie potrzebne. Przepraszam za swoich ludzi, czasem są nadgorliwi – romulańska kobieta o identycznej fryzurze jak dwaj poobijani mężczyźni, tylko składającej się z jasnych, a nie czarnych włosów szła powoli w stronę potężnego klingona.

    - Przeprosiny nie są potrzebne admirał Selo – odparł klingon patrząc na swoich przeciwników z politowaniem – odrobina ruchu jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

    Półromulanka powstrzymała się przed gniewnym fuknięciem, jednak nie zamierzała tego tak pozostawić.

    - Musze przyznać, iż jest pan odważny kanclerzu – powiedziała uśmiechając się – aczkolwiek przychodzenie samemu nie było chyba zbyt...rozważne.

    W jej głosie zabrzmiała niewypowiedziana groźba. Martok parskną, poczym pstrykną palcami. Nim dźwięk przebrzmiał czerwony promień wybił dziurę w ziemi.

    - W lesie w koło nas jest przeszło dwudziestu snajperów, zaś cała wyspę otacza pole uniemożliwiające przesłanie się z, lub na nią. A teraz mów kobieto, czego chciałaś.

    Sela musiała się zdrowo wysilić, aby zachować kamienna twarz. Raporty mówiły prawdę o tym klingonie. Nie można było go niedoceniać.

    - Na początek chciałam podziękować że pan przyszedł – zaczęła zaś widząc zdegustowana kolejnym przeciąganiem minę rozmówcy postanowiła przeciągnąć rozmowę jeszcze trochę – dziwi mnie, że kanclerz Wysokiej Rady Imperium Klingońskiego zechciał się zobaczyć ze zwykłą kapitan romulańskiej Marynarki Gwiezdnej. Bo widzi pan, kilka lat temu po niepowodzeniach kilku moich akcji zostałam zdegradowana ze stopnia admirała.

    - Oficjalnie – odparł Martok krzyżując ramiona na piersi – nieoficjalnie zaś przeszła pani do Tal’Shiar, gdzie obecnie dowodzi pani wszystkimi operacjami zewnętrznymi.

    Półromulanka uśmiechnęła się. Wygrała właśnie skrzynkę piwa z browaru Rinolva od wiceadmirała Ekrosa, szefa kontrwyiadu Marynarki Gwiezdnej. Odpowiedź kanclerza dowodziła, bowiem iż wywiad klingoński działał o wiele sprawniej niż romulanin zakładał.

    - To powinno pana zainteresować – powiedziała podchodząc bliżej i podając Martokowi federacyjny moduł z danymi – jeden z naszych agentów działający wewnątrz Sekcji 31 zdobył to miesiąc temu. Tutaj zaś – wyciągnęła kolejny moduł, tym razem romulański – ma pan wyciąg z naszych archiwów, nawet tych najbardziej tajnych, dotyczących zagadnienia, które na pewno pana zainteresuje, zważywszy, iż dotyczy to bezpośrednio członka pańskiego własnego rodu.

    - A dlaczego tak wspaniałomyślnie mi to pani udostępnia? – spytał klingon, chowając jednak oba moduły w wewnętrznej kieszeni płaszcza.

    Sela uśmiechnęła się szeroko a oczy zabłysły jej z rozbawienia

    - Bowiem cokolwiek pan z tym uczyni, będzie w interesie Romulańskiego Imperium Gwiezdnego.

    Ciężki krążownik klasy Fek’Ihr zastopował niedaleko federacyjnego doku kosmicznego, jednego z trzech w tym układzie. Jego dowódca wysłał do stojącego w doku okrętu klasy Galaxy wiadomość, iż oczekują na transfer.

    - Przyjąłem – powiedział twardo Worf, jak tylko wiadomość dotarła do niego– przekażcie im, że zaraz będę. Worf, koniec.

    - A więc to pożegnanie? – spytała Deanna przytulając się do przyjaciela.

    Klingon objął ją ramionami przyciskając ją lekko do siebie. Przy jego klingońskiej sile spokojnie odpowiadało to silnemu ludzkiemu uściskowi.

    - Nie lubię pożegnań – odparł, kiedy kobieta się od niego odsunęła.

    - Może więc do następnego spotkania? – spytał Riker ściskając dłoń ambasadora, a po chwili objąwszy go i poklepawszy po ramionach. Worf odwdzięczył mu się takim samym gestem. Następnie zabrał plecak ze swoimi rzeczami i wspiął się na płytę transportera.

    - Do następnego spotkania – powiedział poczym skiną głową młodemu benzycie. Ten nacisną dwa przyciski na swojej konsoli, poczym przesuną po niej lekko ręką i klingon rozpłyną się w niebieskim błysku. Kiedy znikną kapitan Riker oparł się ciężko o ścianę.

    Deanna dzięki swoim zdolnościom od razu rozpoznała jego emocje.

    - Will? – spytała obejmując go – co się stało?

    - Nie wiem – odparł szczerze – odniosłem nagle wrażenie, że nigdy już go nie zobaczę.

    - Nie przejmował bym się tak kapitanie – odparł mu benzyta – kto o zdrowych zmysłach chciałby zaatakować klingoński krążownik?

    Will skina głową uśmiechając się lekko poczym coś mu przyszło do głowy. Klepną szybko komunikator

    - Kapitan do łączności. Przekażcie wiadomość na klingoński okręt w imieniu USS Titan.

    - Kanał otwarty, forma przygotowana – dobiegło z symbolu Gwiezdnej Floty – proszę podać wiadomość.

    - Qapla’

    - Pani admirał, czy możemy porozmawiać? – spytał młody romulanin podchodząc do Seli kiedy statek kurierski niósł ich w stronę przestrzeni Gwiezdnego Imperium.

    - Oczywiście Alenie – odparła mu kobieta siadając na koji – o co chodzi?

    - Obawiam się, że nie rozumiem jak przekazanie klingonom poufnych informacji może nam w jakikolwiek pomóc.

    - Widzisz, mój młody przyjacielu – powiedziała kobieta uśmiechając się – jak zapewne wiesz jedna z najważniejszych wartości dla klingonów jest ich honor. Kiedy odkryją co jest na tym module pamięci będą musieli zareagować, a ich reakcja może nawet doprowadzić do zerwania tego przeklętego sojuszu. Wtedy nasi dyplomacji zaoferują Federacji sojusz. Te pertraktacje co mają się niedługo odbyć będą doskonałą okazją po temu.

    - Skąd jednak wiemy, że klingoni w ogóle ruszą placem. Kilkanaście lat temu nawet nie drgnęli kiedy jeden z nich okazał się synem zdrajcy.

    - Bo to było kilkanaście lat temu. Od tego czasu pod wpływem Martoka, klona ich imperatora i bardzo ciężkiej, totalnej wojny klingoni de-ewoluowali zaskakująco daleko i zaczynają się stawać tacy, jak kiedy spotkaliśmy ich po raz pierwszy. Honorowi, lojalni, uczciwi, odważni. Jednym słowem całkowicie przewidywalni. Zresztą i nawet kilkanaście lat temu nie do końca ‘nawet nie drgnęli’. Straciłam ze czterdziestu agentów, aby powstrzymać zamachowców nasyłanych na niego. Ci na szczęście też byli zacofani i walczyli honorowo, bo jakby snajper gdzieś z daleka nam pieska ustrzelił, czy mu coś zatruli tak jak on wino ówczesnego kanclerza...nawet byśmy nie zipnęli.

    - Aha – młody romulanin zamyślił się – a skąd możemy mieć pewność że Federacja zgodzi się na sojusz z nami? Za bardzo nam nie ufają przecież, chyba nawet tak bardzo jak my im.

    - Tu po prostu zdamy się na naturę tego państwa. Ono chce za wszelką cenę łączyć i jednoczyć, kogo się da pod swoimi sztandarami, nieważne, jakimi środkami. Przez lata nauczyli się polegać na silnym sojuszniku. Pozbawieni go poczują się zagubieni i osamotnieni, jak dzieci bez przyjaciół. Będą chcieli zapełnić pustkę powstałą po klingonach, a wtedy my ochoczo wyciągniemy do nich przyjazną dłoń. Zainscenizuje się jakąś akcje ratunkową dla ich okrętu, jakieś zewnętrzne zagrożenie albo coś i nim się obejrzymy w szkołach zaczną uczyć nowej wersji standardowego mieszkańca federacji.

    - Brzmi to trochę mało wiarygodnie – odparł Alen przyglądając się starszej od siebie kobiecie.

    - Mówisz tak dlatego iż znasz jedynie profile psychologiczne najważniejszych oficerów Gwiezdnej Floty, ich obecnej admiralicji, czy załóg najważniejszych okrętów. Zwykła szara masa społeczna jest zupełnie inna. Poza tym nie zapominaj, że jak poprzednio klingoni zerwali sojusz, po tym jak Federacja ich zostawiła, czy wydała bitwę ich flocie, aby bronić ich wroga, to od razu Imperium zaczęło działać względem niej bardziej agresywnie. Możliwe, więc, że klingoni sami pchną Federacje w nasze objęcia.

    - Rozumiem – przyznał po przeanalizowaniu tego co usłyszał – a dlaczego nie zaproponujemy sojuszu klingonm?

    - Bo oni nie mają w zwyczaju powtarzać czegoś co uznają za błąd. A my musieliśmy wtedy zdobyć te technologie, a nie było nas stać aby ją kupić. Poza tym po tej ciągłej wojnie trzeba by niesamowicie dużo wysiłku, aby zmienić nastawienie klingońskiego rządu do Imperium Gwiezdnego. A z Federacją powinno pójść szybko i łatwo.

    - Hmmm... a może by usunąć ich rząd i potem usuwać znowu i znowu aż nie zasiądzie w nim ktoś bardziej nam odpowiadający?

    Sela popatrzyła na niego karcąco

    - Albo mnie nie słuchałeś albo studiowałeś historie naszych sąsiadów o wiele krócej niż powinien ktoś na stanowisku mojego adiutanta. Powiedziałam przecież, że klingoni przypominają teraz tych z przed kilkuset lat. A jak wtedy jedna rasa usunęła im część rządu i Imperatora to w efekcie klingoni zniszczyli wszystkie statki i instalacje kosmiczne a następnie bombardowali ich planety z orbity tak długo aż stały się niezdolne do utrzymania atmosfery, że o życiu nie wspomnę.

    - Aha – odburkną zbesztany romulanin, opuszczając lekko głowę. Seal uniosła mu delikatnie twarz.

    - Chodź – powiedziała pokazując miejsce obok siebie – klingoni ograniczyli prędkość statków kurierskich ambasady do Warp 5, potrwa więc trochę nim dolecimy do naszej granicy. Postarajmy się zapełnić czymś ten czas.

    Alen uśmiechną się i zaczął ją rozbierać, kiedy Sela gasiła światło.

    Kanclerz Martok był zmęczony. Od czterech dni analizował dostarczone dane, bit po bicie, porównywał to z raportami klingońskiego wywiadu, oficjalnymi informacjami federacji, oraz tajnymi aktami Gwiezdnej Floty. I im bardziej wyglądało na to, że informacje dostarczone przez romulan są autentyczne tym bardziej odczuwał swoje lata. Po chwili skończył ostatni test. Wynik był pozytywny. Klingon zaklął szpetnie poczym walna we włącznik komunikatora

    - Martok do kapitana At’Ra.

    - Tu At’Ra – odpowiedział mu zaspany głos.

    - Zbierz radę na tajne posiedzenie w ‘pomieszczeniu ciszy’ za piętnaście minut. Przekaż też dowódcy chlS’yev iż ma dostarczyć Worfa tutaj, tak szybko jak tylko zdoła.

    - luq – dobiegło z komunikatora, już całkiem przytomnym głosem.

    C.D.N.

    Opowiadanie można komentować tutaj:

    Coen
    Participant
    #23123

    Z góry dziękuje za wszelkie komentarze 🙂

    Zarathos
    Participant
    #23126

    Prosze :)Opowiadanie fajnie napisane, chociaz poczatek przypominal mi Toma i Jerry'ego (ta pileczka odbijajaca sie od roznych galezi, glazow itd).Poza tym od opowiadania az bije nastawienie autora wzgledem ras innych niz klingonska, ze o Federacji nie wspomne.No ale napisane bylo ciekawie, fajnym jezykiem... czekam z niecierpliwoscia na dalszy ciag.

    Sai
    Participant
    #23164

    Nie będę się rozpisywał. Ogólnie fabuła interesująca. Lekko i przyjemnie się czyta, warsztat OK. Naprawdę ciekawy jestem, co będzie dalej. Poza tym, opowiadanie „klingońsko” poprawne 😉 .

    Coen
    Participant
    #23221

    Autor: Grzegorz ‘Coen’ Skowyra

    Tytuł: Koniec jest tylko początkiem. Cz. II

    Cykl: Koniec jest tylko początkiem

    Warunki prawne: opowiadanie może być rozpowszechniane bez zgody autora tak długo jak nie pobiera się za to żadnej opłaty.

    Porucznik Fernandez wyciągną się wygodnie na fotelu. Gorąca kawa z cynamonem, której kubek trzymał w dłoni nastrajała go optymistycznie. Podobnie jak spokój panujący wokół ziemi o czwartej nad ranem. Fernandez cieszył się z tego przydziału, spokój, jaki tu panował był miła odmianą po okropieństwach wojny, jakie doświadczył na pokładzie USS Roma. Bo kto chciałby zaatakować Ziemie skoro był teraz pokój? A i kto niby zdołał by się tu dostać niezauważony?

    - Jak mija psia wachta? – spytała porucznik Sanche podchodząc do niego. Poruszała się jak zawsze bezszelestnie. Mężczyzna zazdrościł jej tej umiejętności, gdyby ją opanował kilka lat temu może nie dostał by nożem od tamtego cardacha.

    - San? – spytała kobieta kładąc mu rękę na ramieniu, wyrywając go tym samym z krainy wspomnień.

    - Co? A tak – zaczął się motać, ale szybko się otrząsną – a mija nieźle. Chcesz może kawy? Według przepisu mojej babki, z cynamonem.

    - Chce – odparła uśmiechając się i bezceremonialnie biorąc jego kubek. Upijając mały łyk przycupnęła na skraju panelu przed konsolą, wyciągając przed siebie swoje zgrabne nogi, lekko opięte materiałem spodni. Fernandez przesuną po nich wzrokiem po raz kolejny przeklinając feministki, które na przełomie wieków wymogły zlikwidowanie mundurów dla kobiet, zawierających spódniczki. San spojrzał w górę i zobaczył rozbawione spojrzenie pani porucznik. Doskonale wiedziała co chodzi mu po głowie.

    - Jak kawa? – spytał, bardziej aby coś powiedzieć niż z prawdziwej ciekawości.

    - Smaczna – odparła nadal patrząc mu w oczy. Nagle kiedy miała coś powiedzieć jedna z kontrolek na konsoli zapiszczała żałośnie. Porucznik podskoczyła jak oparzona, Fernandez zaś szybko sprawdził odczyty.

    - Co się stało? – spytała szybko stając obok Sana i odczytując dane z konsoli.

    - Na orbicie ziemi nad San Francisko ujawnia się niezapowiedziany okręt – odparł jej porucznik sięgając do przycisku alarmu.

    - Spokojnie – powiedziała chwytając go za rękę – spójrz, to klingoński okręt, i ma transponder priorytetowej misji dyplomatycznej. Pewnie znowu u klingonów jakiś kryzys się stał i będą o tym mówić w porannych wiadomościach.

    - Masz chyba racje – San powiedział przyglądając się uważnie Vor’Chy stojącej teraz na orbicie – patrz jak się im śpieszy, ledwo weszli na orbitę a już wysyłają kogoś na planetę. Ciekawe, o co może chodzić.

    - Nie zaśnij do rana to może się przekonasz – Sanche położyła mu dłoń na ramieniu i delikatnie zaczęła wodzić palcami po jego szyi. Fernandez spojrzał na nią i zobaczywszy jak usilnie udaje zainteresowanie danymi na konsoli zaczął się zastanawiać czy w ‘nie zaśnięciu’ nie było przypadkiem jakiegoś podtekstu...

    Dwaj klingoni szybko szli w stronę gabinetu prezydenta przez pogrążony w półmroku korytarz. Wiedzieli, że odpowiednie osoby powiadomią prezydenta federacji o ich przybyciu i że będzie już gotowy. Nie mieli jednak zamiaru czekać.

    - Panie kanclerzu, ambasadorze, witam na Zie... – zaczął mówić wysoki, szczupły mężczyzna, który wyszedł im na przeciw jak skręcali w ostatni korytarz. Nie był zaspany, ani jego przyodziewek nie sprawiał wrażenia kompletowanego w pośpiechu, najprawdopodobniej, więc był sekretarzem prezydenta na tej zmianie.

    - Prowadź do Inyo – przerwał mu Worf, nawet nie zwalniając.

    - Prezydent Inyo śpi – zaprotestował sekretarz wyprzedzając obu i starając się zatarasować im drogę.

    - To go obudź – warkną Martok spychając go na bok. Zauważyło to dwóch oficerów Gwiezdnej Floty pełniących funkcje przy brązowych drewnianych drzwiach. Podobnie jak cały korytarz były modelowane na późny wiek XIX.

    - Panowie nie słyszeli, co pan Ivo powiedział? – spytał jeden z nich, zaś nie widząc jakiejkolwiek reakcji ze strony przybyszów położył dłoń na torsie kanclerza i zatrzymał go siłą. Jego kompan, również człowiek zablokował drogę Worfowi. Martok spojrzał najpierw na zatrzymującą go dłoń potem na swojego przyjaciela...

    Jarsh Inyo wygładził poły togi nocnej. Zastanawiało go, o co może kanclerzowi chodzić o tak niemoralnej porze i żaden z domysłów nie brzmiał optymistycznie. Wszedł szybko do swojego gabinetu... i staną jak wryty. Frontowe drzwi zostały wyłamane i leżały teraz mocno pogruchotane na wyściełanej perskim dywanem podłodze zaś na nich leżało dwóch oficerów, pełniących warte przed pomieszczeniem. Nadal oddychali, co Jarsh zauważył z ulgą. Od razu jednak jego uwaga skupiła się na jednookim klingonie żwawo idącym w jego stronę.

    - Panie prezydencie – warkną Martok zatrzymując się tuż przed nim i wciskając mu padd do ręki – musimy o czymś poważnie porozmawiać...

    - Data Gwiezdna 23496.5

    Operacja ‘Najemnik’ została przygotowana. Jak doniósł nasz agent w admiralicji romulanskiej Marynarki Gwiezdnej, siły uderzeniowe zostały już zebrane i mają wyruszyć w ciągu najbliższych 21 godzin. Najprawdopodobniej, więc romulanie chwycili przynętę.

    Data Gwiezdna 23504.3

    Placówka na Khitomer została zmasakrowana. Romulanie w pełni łyknęli podrzucone przez nas dane o budowanej tam bazie nasłuchowo-wywiadowczej i zbombardowali z orbity cały posterunek, razem z okolicami. Szacowana obecnie liczba klingońskich strat to 3500 osób, jednak prawdopodobnie będzie więcej. Ambasador Rybanov dostarczył nam informacje, że na Qo’noS wrze. Kanclerz K’mpec zapewne spróbuje uzyskać wsparcie Federacji w wojnie przeciwko Imperium Gwiezdnemu. Teraz już wszystko w rękach Rybanova

    Data Gwiezdna 23791.7

    Rybanov zdołał przekonać Wysoką Rade iż Gwiezdna Flota nie jest w stanie wspomóc Sił Obronnych tak długo jak wojska cardassiańskie prowadzą ofensywę. W związku z tym K’mpec rozkazał odłożenie inwazji na romulan i zgodził się wysłać siły klingońskie do walki z Unią. Druga i Piąta Armada wyruszyły przed godziną.

    Data Gwiezdna 38810.8

    Kontrofensywa zepchnęła wojska Unii Cardassiańskiej na dwanaście lat świetlnych w głąb ich terytorium. Korpus dyplomatyczny ma jak najszybciej rozpocząć rozmowy pokojowe z Unią i przeciągać je jak się da, gdyż jak tylko skończy się ten konflikt klingoi zażądają od nas pomocy w uderzeniu odwetowym za Khitomer. Zawsze można by co prawda odmówić, jednak w obecnych czasach nie było by to zbyt rozważne, gdyż K’mpec mógłby odczuć to jako zdradę i przestać respektować warunki sojuszu.

    Data Gwiezdna 46810.5

    Wraz z końcem wojny z cardassianami podliczono zyski z operacji najemnik. Straty klingonskie wyniosły niespełna 58 000 osób. Jakbyśmy nie wciągnęli ich w ten konflikt było by to 58 000 obywateli Federacji. Dodatkowo Klingońskie Siły Obronne straciły trochę statków, oraz duże ilości paliwa konieczne na przebycie całej przestrzeni Federacji w celu dolotu do linii frontu. Minusem natomiast jest fakt, iż Rada Federacji uległa klingonom, serwisując i naprawiając ich statki w naszych bazach za darmo – Martok skończył czytać i spojrzał po zebranych oskarżycielsko. Po jego przemówieniu w gabinecie prezydenta zapanowała głucha nisza, nikt z zebranej admiralicji nie wiedział, co o tym myśleć. Pierwsza nie wytrzymała najmłodsza w tym gronie

    - Co to niby ma być? – spytała admirał Janeway – co ty sobie myślisz? Może nie było mnie przez parę lat ale czy ten zakątek kosmosu aż tak się zmienił od tego czasu? Zjawiasz się tu nieproszony, w środku nocy z jakimś, niewiadomo czym i oczekujesz...

    - To jakieś niewiadomo co – wtrącił się Worf, stojący do tej pory w milczeniu przed jednym z antycznych obrazów w gabinecie prezydenta. Nie odwrócił się nawet, lustrując artyzm pracy przedstawiającej bitwę pod Termopilami, mówił natomiast zaskakująco spokojnie jak na kogoś kto niedawno wywarzył strażnikiem drzwi – to oficjalny raport tajnej komórki wywiadu Gwiezdnej Floty zwanej Sekcją 31. To taka kwint esencja Federacji; zdradliwa, podstępna i okrutna.

    - Zapomina się pan komandorze – sykną cicho admirał Ross.

    - Nie – odparł mu klingon poczym odwróciwszy się do admiralicji i prezydenta, cisną na ziemie swój komunikator – z chwilą obecną składam wypowiedzenie.

    Wszyscy zebrani patrzyli przez chwile jak urzeczeni w leżący na ziemi symbol Gwiezdnej Floty. W końcu prezydent odetchną głęboko

    - Będę potrzebował potwierdzić autentyczność tego raportu.

    - Prószę bardzo, choć wynik będzie tylko jeden. On jest autentyczny – odparł obojętnie kanclerz.

    - W porządku Martok... czego żądasz? – Jarsh spojrzał w jedyne oko przywódcy Imperium.

    Klingon ruszył w jego stronę, naciskając klawisz na paddzie i podając go prezydentowi.

    - Wszystkiego co jest na tej liście. – powiedział posępnie.

    Inyo zaczął czytać na głos

    - Ujawnienie istnienia Sekcji 31 wraz ze wszystkimi jej zbrodniami społeczności międzynarodowej, przekazanie jej przywódców Imperium Klingońskiemu w celu osądzenia i skazania za zbrodnie przeciw Imperium, wypłacenie reperacji pokrywających straty materialne poniesione przez Imperium – w tym momencie prezydent przerwał na chwile i spojrzał na kanclerza uważnie – i układ Sikorskiego.

    - Układ ten skolonizowano zaledwie 5 lat temu – powiedział spokojnie Martok – znajduje się tam na planecie klasy O licząca niecałe trzy tysiące osób kolonia andorian. To raczej nie wiele za prawie 60 000 ofiar.

    - A co jeśli nie zgodzimy się na te warunki? – spytał milczący do tej pory admirał Sumal, typowo volkańskim, pozbawionym emocji głosem.

    - Wtedy sojusz zostanie zerwany – warkną kanclerz, jednak opanował gniew i splótłszy ramiona na piersi dorzucił spokojnie – a co jeszcze, będzie zależne od mojego humoru.

    - Radzę ograniczyć swoje inwazjonistyczne humory – powiedziała spokojnie Janeway, uśmiechając się lekko – przywiozłam z kwadrantu delta dość technologii aby odeprzeć atak Borg. Na wasze marne siły wystarczył by pierwiastek tego potencjału.

    - Doprawdy? – odpowiedź Martoka zdziwiła panią admirał, była bowiem przepełniona ironią – a jakąż to technologie ma pani na myśli? Czy aby nie generator niezniszczalnego pancerza ablacyjnego?

    - Chociażby – przyznała, jednak jej pewność sobie gdzieś prysła. Klingon parskną i wyciągną z kieszeni płaszcza federacyjny moduł z danymi i umieścił w gnieździe wyświetlacza pod dużym ekranem na ścianie. Momentalnie pojawił się na nim obraz przedstawiający godło Zjednoczonej Federacji Planet, które po chwili zastąpił obraz stojącego w bezruchu okrętu klasy Sovereign. Z głośników poleciały czyjeś słowa

    - Oto skończyła się era, w której drżeliśmy przed Borg. Mamy teraz sprawdzone i skuteczne środki obrony. W przypadku kolejnej inwazji kolektywu na Federacji, ten okręt: USS Invincible, pierwszy wyposażony w przywiezioną z przyszłości technologie pancerza, zablokuje drogę wrogiemu sześcianowi i będzie go atakować tak długo aż zniszczy. Oto widok, jaki napotka Borg, jeśli wstawi ponownie nos w nasz kwadrant. – w momencie kiedy to powiedziano na pokazanym teraz z dużo bliższa kadłubie Sovereign’a zaczęły materializować się płyty pancerza. Jednak już trzecia z nich zamiast pokrywać równo krzywiznę poszycia wbiła się w niego jak ostra siekiera w spróchniale drzewo. Z urywkowych, przekrzykujących się głosów można było się dowiedzieć, iż nie dość ze kolejne płyty pancerza pojawiały się wewnątrz kadłuba okrętu, to jeszcze cały istniejący już zaczął się do siebie zbliżać, gnąc duranowo-trytanowe pokłady jakby były z papieru. Ktoś krzykną aby przenieść z Invincible załogę, jednak ktoś inny przypomniał mu że okręt ten został wyposażony w rozpraszacze transportu, aby drony nie mogły się nań dostać. Po kilkunastu sekundach proces generacji pancerza się zakończył, a rozerwany kadłub zaczął odpadać... ukazując płyty pancerza ułożone w kształt Intrepida. Chwile potem w wyniku eksplozji zgniecionego rdzenia nawet pancerz został rozerwany na strzępy. W tym momencie projekcja się skończyła a Martok wyciągną moduł i schował do kieszeni.

    - Przy okazji – powiedział patrząc z politowaniem na Janeway – to dlatego dostałaś stołek admirała. Cała wasza admiralicja, za wyjątkiem admirała Rossa i admirał Lacher, którzy byli akurat za daleko, aby zdążyć na ów pokaz, była na pokładzie Invincible, a bardzo niewielu kapitanów chciało porzucić wolność kapitańskiego fotela i po prostu – klingon zawiesił na chwile głos – nikt inny nie chciał tego stanowiska. Choć pewność iż siedząc za biurkiem nie zgubisz kolejnego okrętu, też mogła mieć jakiś wpływ.

    Pani admirał wrzała z wściekłości, spróbowała się opanować jednak w jej głosie dało się wyczuć agresje

    - Generator pancerza to tylko jedna z wielu technologii, jakie zyskaliśmy dzięki Voyager’owi. Jest wiele innych które mogą przerobić wasze okręty w obłoczki cząstek.

    - Masz na myśli torpedy transfazowe? – spytał klingon uśmiechając się drapieżnie i sięgając do innej kieszeni płaszcza. Ross podszedł do niego szybko

    - Proszę, nie – wykrztusił kładąc Martokowi dłoń na ramieniu. Kanclerz spojrzał admirałowi w oczy i jedynie kiwną głową. Rozpoznał bowiem w jego oczach ból ojca który stracił syna, sam rozpoznawał go w lustrze od czasu śmierci Draxa w czasie bitwy o układ Chon’Toka. A jak wiedział, Fox Ross, syn admirała był pierwszym oficerem na USS Bearcat, na którym testowano torpedy transfazowe, i który wyparował, kiedy pierwsza z nich eksplodowała w wyrzutni.

    - Warunki które podałem – powiedział zwracając się do prezydenta – nie podlegają negocjacjom. Czekam maksymalnie trzy godziny na waszą odpowiedź.

    Powiedziawszy to podszedł do Worfa i klepną swój komunikator. Nie musiał nić mówić, od razu obaj zostali przeniesieni na pokład czekającego na orbicie okrętu...

    Prezydent Inyo podszedł do zdobionej na złoto, antycznej komody i wyją z niej butelkę rumu i nalał sobie do pokaźnego kieliszka.

    - Ktoś jeszcze się napije? – spytał sięgając po kolejne. I Ross i Janeway zgłosili się od razu, tylko volkański admirał sobie odpuścił. Jarsh podał dwójce pozostałych ich kieliszki i sam upił drobny łyk ze swojego.

    - I co wy na to? – spytał przesuwając w stronę admirałów klingoński padd.

    - Może to wszystko to jakieś kłamstwo lub nieporozumienie? – spytała Katheryn z nadzieją w głosie.

    - Wątpię – odparł jej Ross – zanim Benjamin odszedł do swoich Proroków sporo opowiedział mi o tej Sekcji jako ze miał z nimi doczynienia. Taka akcja jak w tym raporcie opisana...to całkowicie w ich stylu. Poza tym Martok nie przybył by tu w ten sposób jakby wszystkiego nie sprawdził co najmniej trzy razy. Możemy uznać ze to się naprawdę wydarzyło.

    - Pytanie co z tym zrobić – prezydent upił kolejnego łyka z już prawie pustego kieliszka – jeśli przystaniemy na warunki Martoka będziemy musieli przyznać się oficjalnie do istnienia takiej organizacji. Cały autorytet Federacji legnie w gruzach, a rozpoczęliśmy przecież rozmowy akcesyjne z trzema rasami zdolnymi do lotów Warp.

    - Jeśli tego nie zrobimy to klingoni sami ujawnią jej istnienie – odparła pani admirał dopijając do końca zawartość kieliszka.

    - Pytanie tylko kto im uwierzy – odezwał się nagle Sumal, zaś widząc pytające spojrzenia wszystkich pozostałych szybko zaczął wyjaśniać – W 2223 roku dwa nasze okrętu złamały traktat pokojowy z klingonami zawarty niecały rok wcześniej, zajmując klingońską kolonie i rozpoczynając tym samym drugą wojnę z klingonami. Rozdmuchali to wtedy na cały kwadrant a i tak nikt im nie uwierzył i wszyscy nadal twierdzą, że Federacja nigdy nie atakowała pierwsza i nie złamała traktatu pokojowego. Teraz będzie można zrobić podobnie. Jak tylko Martok wygłosi swoją wersje, nasz przedstawiciel ogłosi iż to wierutne kłamstwo zaprojektowane jako usprawiedliwienie zerwania sojuszu i prawdopodobnie jakiejś planowanej ofensywy przeciw nam.

    - A właśnie – wtrącił prezydent i zwrócił się do admirała Rossa – jak wyglądały by nasze szanse w przypadku takiej ofensywy?

    - Trudno jednoznacznie powiedzieć – admirał usiadł na skórzanym, głębokim fotelu, przed dębowym biurkiem prezydenta – z jednej strony Klingońskie Siły Obronne z wszystkich flot biorących udział w wojnie z Dominium poniosły największe straty, z drugiej jednak klingoni całymi garściami czerpali z doświadczeń tej wojny, tworząc nowe i ulepszając stare technologie. My nie wzięliśmy nawet grama, najpierw wszystkich naukowców zaprzęgając do ściągnięcia Voyager’a do domu a potem próbując zrobić jakiś użytek z przywiezionych przezeń technologii. Pierwszy cel się udał, w drugim straciliśmy pięć okrętów kilka tysięcy osób i w efekcie zyskaliśmy technologie pozwalająca usprawnić rozprowadzanie plazmy w napędzie o 3-5%.

    - Uprzedzałam, iż moja wersja z przyszłości zabraniała majstrować przy technologii z przyszłości, ale nie chcieliście słuchać – powiedziała Janeway – ona została przystosowana tylko i wyłącznie do Voyager’a i nie będzie działać, lub nie będzie działać poprawnie na żadnym innym okręcie. Sam Voyager jest jednak w pełni sprawny i wyposażony w te zabawki. Skoro rozgromił Borg to klingonów nawet nie zauważy.

    - Jest tutaj jednak jedno ale – zauważył Ross – Voyager w pancerzu nie może latać w Warp, zaś proces generacji trwa chwile. Zakamuflowane jednostki klingonów mogły by podejść go w nieosłoniętym stanie i zastać jak średniowiecznego rycerza na poboczu drogi ze spuszczonymi gaciami.

    - Może dałoby się zmodernizować go do standardu bojowego? – spytał prezydent.

    - Nie było by to rozważne – odparł volkan – zmiana specyfikacji okrętu mogła by wpłynąć na technologie z przyszłości, która przestała by rozpoznawać Voyager’a jako Voyager’a i spotkał by go los innych okrętów.

    - A więc jesteśmy na poziomie technologii sprzed prawie pięciu lat ze straszakiem który może okazać się niewystarczający – Inyo ocenił trzeźwo sytuacje – zaś niedługo zostaniemy bez potężnego sojusznika.

    - Może niekoniecznie – zauważył Sumal. Ponownie wszyscy spojrzeli na niego uważnie – nasza delegacja pod przewodnictwem USS Titan rozpoczęła niedawno negocjacje z romulanami. Imperium Gwiezdne nie pragnęło by niczego bardziej niż sojusz, który można by skierować przeciw klingonom.

    - Jakby nie był pan volkanem to bym powiedział, że pan żartuje – odparł od razu Ross – klingoni mieli raz sojusz z romulanami i zostali przez okradzieni i zaatakowani, poza tym Martok rozgłosi wszem i wobec jaka to federacja jest zdradziecka i kłamliwa do kwadratu. Dodatkowo jak tylko zawrą z nami układ romulani rzucą się klingonom do gardeł i pociągną nas za sobą. Dodatkowo wielu kapitanów upodobni się do Picarda pod względem fryzury po tak gwałtownej zmianie stanowiska.

    - My nie musimy być tak nierozważni jak klingoni – zauważył prezydent który zaczął się dogłębnie zastanawiać nad słowami Sumala – możemy kontrolować romulan, trzymać ich krótko, oraz pilnować aby nie zdobyli od nas niczego czego sami nie będziemy chcieli im dać.

    - Podobnie zaś jak w przypadku ogłoszenia, przez klingonów istnienia Sekcji, jeśli odpowiednio to rozegramy to nikt im nie uwierzy. – zauważyła Janeway – powiemy iż sojusz ma zapewnić Federacji bezpieczeństwo przed atakiem klingonów, do którego przygrywką są ich akcje dyplomatyczne i oszczerstwa. Zaś jeśli do ataku nie dojdzie to ogłosimy, że to dzięki sojuszowi, że klingoni po prostu się wystraszyli.

    - Dodatkowo akty współpracy, jakie cechowały oba nasze narody w ciągu ostatnich lat, posłużą za podwalinę zmiany stanowiska Federacji względem Imperium Gwiezdnego – dorzucił Inyo, a z głosu jakim mówił wynikało iż coraz bardziej mu się ten pomysł podobał - Natomiast co do tego że romulanie rzucą się na klingonów? Cóż... Martok sam będzie wszystkiemu winien, mógł nie zrywać sojuszu. Trzeba będzie jednak odpowiednio z romulanami te kwestie omówić, tak aby od razu nie wciągnęli nas w wojnę.

    - Ciągle pozostaje kwestia naszych własnych ludzi – odparł Ross. Widać było iż jemu najbardziej się ten problem nie podobał, rzucił więc z przekąsem – aby nie doszło do jakichś nieprzewidzianych sytuacji, potrzeba by było zduszać wszelkie niezadowolenie w zarodku, a aby robić to na wyższych stanowiskach od kapitańskiego potrzebowalibyśmy naszej własnej tajnej policji.

    - Taka organizacja już istnieje – powiedział volkan wywołując tym samym ogromne zdziwienie wszystkich – nazywa się Pretorianie i do tej pory działała w małym zakresie. Przy odpowiednim wsparciu od całych władza a nie tylko kilkorga senatorów będą mogli swoim zasięgiem objąć cała Federacje.

    Usłyszawszy to prezydent uśmiechną się szeroko, miał już, bowiem wyjście z sytuacji a wiedział, że bez problemu nakłonią do niego Rade Federacji. Janeway również to odpowiadało, znaczyło to bowiem iż ten klingon który śmiał odnosić się do niej w ten sposób odejdzie z kwitkiem. Jedynie Rossowi ten układ wybitnie się nie podobał.

    Martok siedział wygodnie w swojej kajucie, z nogami wyłożonymi na kamienny stół. Ostrożnie ostrzony sztylet lśnił lekko w słabym oświetleniu pokoju.

    - Jeszcze trochę i wydepczesz dziurę w pokładzie – rzucił w stronę Worfa chodzącego tam i powrotem od ściany do ściany. Były oficer Gwiezdnej Floty warkną tylko głośno. Jeszcze nigdy nie był taki wściekły, nawet kiedy zabito Keylar i Jadzie. Świadomość tego, że całe życie służył ludziom odpowiedzialnym za śmierć jego rodziny paliła go jak żywy ogień. Ledwo co nad sobą panował w gabinecie prezydenta aby nie rzucić się na zebranych i nie poskręcać im karków. A teraz czekanie na ich odpowiedź go po prostu dobijało. Nagle zapiszczał komunikator i Martok szybko go klepną

    - Co jest? – rzucił nie przestając pracować nad ostrzem sztyletu.

    - Jest odpowiedź z Ziemi – powiedział kobiecy głos – tylko trzy słowa: Nie zgadzamy się.

    W pokoju rozległ się głuchy brzdęk kiedy pięść Worfa z całej siły trafiła w jeden ze wsporników. Martok zaś zdjął nogi ze stołu

    - Podnieść maskowanie, kurs na Qo’noS, maksymalna prędkość.

    - luq – dobiegło z komunikatora.

    - Nie mogę w to uwierzyć – warkną Worf. Widać było że jest jak wulkan gotów do eksplozji. Martok pokiwał głową i wyją z szuflady stołu małe zawiniątko. Rozsupłał materiał noszący barwy Sił Obronnych i podsuną go swojemu przyjacielowi.

    - Co to? – spytał były oficer federacji podchodząc do stołu.

    - Propozycja – odparł mu kanclerz. Wewnątrz zawiniątka znajdował się klingoński komunikator i dystynkcje kapitana. Widząc je Worf spojrzał uważnie na przyjaciela, ten zaś przetarł ostrze sztyletu szmatką i schował go do pochwy.

    - Otrzymał byś dowództwo nad krążownikiem – powiedział kanclerz – jesteś rewelacyjnym oficerem, a po zerwaniu sojuszu nadejdzie czas wojenny. Niekoniecznie z Federacją, ale wiele zaściankowych potęg uzna to za oznakę słabości i rzucą się na Imperium jak sępy na padlinę. Siły obronne będą musiały im pokazać, że ta padlina jest równie niebezpieczna, jak przed zerwaniem sojuszu.

    Worf wziął do ręki komunikator i krążek z wygrawerowanymi liniami kapitana i kiwną tylko głową.

    Sumal wszedł szybko do budynku Konsulatu Volkańskiego na Ziemi i pewnie skierował się do gabinetu szefa sekcji naukowej. Totak już tam na niego czekał. Był zupełnym przeciwieństwem admirała: młody, wysoki i szczupły, poruszał się z gracją drapieżnika, z którego wyewoluowała ta rasa. Jak tylko Sumal zamkną za sobą drzwi szef departamentu naukowego nacisną ornament na oparciu fotela w odpowiednich miejscach i cały pokój został otoczony polem tłumiącym.

    - I jak poszło? – spytał szybko admirała.

    - Perfekcyjnie. Kiedy będziesz mógł przekaż Seli, że delegacji Federacji otrzymali polecenie dyskretnego rozpytania się o ewentualny sojusz. Niech zadba o to aby nasi delegaci udzielili odpowiednich odpowiedzi – odparł mu admirał, przyjmując szklankę z niebieskim płynem podaną przez Totaka.

    Tydzień później w transmitowanym na cały kwadrant przemówieniu Martok wyjawił prawdę o masakrze Khitomer i zerwał sojusz oraz wszelkie oficjalne kontakty z Federacją. Dodał jednak że jeśli komuś z jej obywateli nie uśmiecha się życie w tak zdradzieckim kraju to w Imperium Klingońskim znajdzie się dla nich miejsce. Kilka godzin później prezydent Zjednoczonej Federacji Planet oskarżył Imperium Klingońskie o składanie kłamliwych oświadczeń, którymi próbują oni usprawiedliwić zerwanie sojuszu i zapewne plany zbrojnej agresji przeciw Federacji, na która jest ona jednak odpowiednio przygotowana.

    W efekcie w obu kwadrantach zawrzało, zaś zarówno Klingońskie Siły Obronne, jak i Gwiezdna Flota zanotowały ponad trzydziestokrotny wzrost aktywności okrętów pomniejszych mocarstw graniczących z obiema potęgami, w czym szczególny prym więdli Cardassianie, których okręty z niezwykłą intensywnością poczęły gromadzić się przy granicach układów oddanych zwycięzcom Wojny z Dominium jako reperacje wojenne. Federacja miała jednak jeszcze jednego asa w rękawie. Ratyfikowany niecały miesiąc później traktat z Norkan oznaczał powstanie nowego sojuszu obronno-ekonimicznego pomiędzy Zjednoczoną Federacją Planet i Romulańskim Imperium Gwiezdnym.

    Oznaczało to koniec jednej ery. A jej koniec ozaczał tylko początek następnej, zapowiadającej się na o wiele brutalniejszą i krwawszą.

    Tutaj można komentować to opowiadanie

    Coen
    Participant
    #23222

    Część 2 już na forum, miłego czytania

    Zarathos
    Participant
    #23224

    Opowiadanie fajne napisane i czekam na ciag dalszy.Jest jednak pare 'ale'1) zakladanie ze Federacja to idioci i kompletny brak systemow ostrzegawczych w ukladzie,podczas gdy z TNG wiadomo ze systemy maja sieci detekcyjne etc do wykrywania zamaskowanych okretow, co wiecej Federacja wie jak takie okrety wykrywac od czasu wojny z dominium. Wiec nagle pojawienie sie okretu klingonow na orbicie jest malo wiarygodne.2) O ile wstawka o sekcji 31 jest calkiem fajna, o tyle stwierdzenie ze to Federacja jest za nia odpowiedzialna jest ciut nie tego. Wiadomo ze to działania Durasa umozliwily zniszczenie Kithomer, federacje mozna co najwyzej oskarzyc o sprowokowanie tego ataku.3) O technologie z przyszlosci nie bede sie klocil, znasz moje zdanie, zreszta to twoj ff4) Postawa Kaski jest akuratna - on ma nie po kolei, ale postawa prezydenta jest co najmniej dziwna.5) Stonuj troche opinie Coen, bo przy czytaniu z ekranu co jakis czas wychyla sie reka z tatuazem 'smierc federacji' i wali czlowieka w pysk. jak sobie cos przypomne do dopisze.I pamietaj - PISZ NASTEPNA CZESC 😀

    Sai
    Participant
    #23244

    Bardzo ciekawa historia, wciągnęła mnie. Świetne porównanie Voyagera do średniowiecznego rycerza za spuszczonymi gaciami, naprawdę się uśmiałem. 😀 Zastrzeżeń właściwie brak. Czekam na ciąg dalszy. Tylko ten negatywny obraz Federacji, cóż, ja jestem całkowicie federacyjny, więc trochę mnie to razi 😎 , ale to opinia subiektywna i tak naprawdę nic mi do tego, w jakim świetle przedstawiasz imperia. To jest twoje opowiadanie.

    I. Thorne
    Participant
    #23291

    Opowiadanie fajne, tylko dlaczego znowu Romulanie sa tymi złymi?Pewnie w kolejnych częściach fedki pogodzą się z Klingusiami i znowu spuszcza naszym manto... :(Oj, bo napisze wreszcie o dobrych Romulanach łojacych tych zdradzieckich... :grozba:

    Zarathos
    Participant
    #23294

    Thorne, nie przejmuj sie. Dla Coena Federacja i Romulanie to skonczone s%&&@#@#$%&ny a Klingonom to niemal skrzydelka rosna :). Mam gdzies na twardzielu albo plytkach opowiadanako jak to Gowron dal sie przekonac Martokowi do nieodnawiania sojuszu z Federacja po tym jak ich dominium przegonilo z terytoriow kardassian... bardzo fajnie opisywalo sie niszczenie najwiekszej floty Klingonow przez dominium... a potem slaaaaabiutkich klingonow ktorych nikt w okolicy nie lubi 😀

    I. Thorne
    Participant
    #23295

    Czekam z niecierpliwościa na to opowiadanie. Pewnie miałbym niezły ubaw. :ik: :killer:

    Zarathos
    Participant
    #28131

    Zeal, bardzo fajne opowiadanie. Tylko znow Drowka... 😀

    Zeal
    Participant
    #28132

    Zawsze i wszędzie, jeśli da się tylko wcisnąć 😉 Trzeba być wiernym ideałom.Skoro dało sie wcisnąć elfy (patrz Spock i reszta)...:D

    I. Thorne
    Participant
    #28248

    Co za szlachetni i uczciwi Klingoni w swoich drapieżnych ptakach...Dosłownie cud miód. Ale ogólnie dobrze napisane.

    Kaleh
    Participant
    #28551

    Ha! Opowiadanko czyta się genialnie 🙂 A drowi komu szkodzą???

Viewing 15 posts - 1 through 15 (of 19 total)
  • You must be logged in to reply to this topic.
searchclosebars linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram