Na stronie głównej nadchodzącej wielkimi krokami gry Star Trek On-Line pojawiła się niezła ciekawostka - klingońska wersja słynnego egzaminu federacji - Kobayashi Maru. Jego tłumaczenie prezentujemy dalej...
[more]Jesteś klingońskim kapitanem strzegącym stacji bojowej w czasie gdy przechodzi ona przegląd. Stacja jest krytycznie ważna dla Imperium, jako że testowana na niej nowa technologia pozwoli zautomatyzować wiele z jej funkcji, umożliwiając obsługującym stację wojownikom dołączenie do swych braci i sióstr na polu bitwy.
Wykrywasz federacyjny statek przelatujący przez ten system i ustawiasz kurs przechwytujący. Udaje ci się go dopaść na granicy układu. To lekki eskortowiec, bez porównania z Twoim ciężkim krążownikiem. Kiedy go wywołujesz, federacyjny kapitan twierdzi, że dostarcza medykamenty do federacyjnej koloni i nie może się zatrzymać pod żadnym względem. Żądasz aby się poddał, ale dajesz się zaskoczyć, gdy odpala w ciebie kilka torped uszkadzając system napędowy twojego okrętu.
Federacyjny okręt zaczyna się oddalać, gdy twoja załoga trudzi się z naprawami. Ich wysiłki przynoszą efekty, gdy w ciągu kilku minut jesteś już zdolny podjąć pościg. Twój napęd warp jest lekko uszkodzony, ale mimo to stopniowo zmniejszasz dystans między wami.
Nagle stacja bojowa wywołuje cię, informując, że romulański Warbird ujawnił się w zasięgu czujników stacji. Romulanie nie atakują, zamiast tego wydaje się, że skanują stację. Stacja odpala jedną ze swoich broni, unieszkodliwiając maskowanie Warbirda i uszkadzając napęd warp. Wojownicy ze stacji mówią, że Romulanie zaczynają uciekać, ale szef ochrony sądzi, że zdołali przeskanować nową technologię zainstalowaną na stacji.
Jeśli teraz zawrócisz możesz złapać Warbirda nim opuści system, ale federacyjny okręt, który cię zaskoczył ucieknie, wystając cię na pośmiewisko w całym Imperium. Jeśli będziesz ścigał federacyjną jednostkę, Romulanie zdołają uciec z planami technicznymi jednej z najbardziej zaawansowanych stacji bojowych w Imperium.
Czy uratujesz swój Honor, czy ważniejszy jest Obowiązek?
Więc? Co wybieracie?
Źródło: Star Trek Online[/more]
Z moim głosem jest 5:0 dla Obowiązku, co dowodzi, że jesteśmy wszyscy Ziemianami i nijak - nawet pomimo setek godzin spędzonych na oglądaniu ST - nie rozumiemy Klingonów. Albo że przez to rozumiemy ich aż za dobrze, bo biorąc pod uwagę ile set razy na kranie padało twierdzenie, że Klingoni odeszli od zasad przodków, kapitan, który wybrałby honor zostałby zapewne wkrótce potem w najlepszym razie zdegradowany 🙂 Tak zupełnie na serio, to dla Ziemian to zapewne rzeczywiście nie mógłby być żaden dylemat 😉
Jak dla mnie rozwalić Romulan to większy honor niż nakopać Ziemniakom 😉
Ale po pierwsze ganianie za przeciwnikami w tę i spowrotem jest śmieszne, a po drugie kapitan ziemskiego statku śmiał się nam w twarz (jakiś tam transport leków), a Romulaniec nie 😉
Romulanie zawsze się śmieją w plecy i to jest dopiero zdradzieckie ;>
Z moim głosem jest 5:0 dla Obowiązku, co dowodzi, że jesteśmy wszyscy Ziemianami i nijak - nawet pomimo setek godzin spędzonych na oglądaniu ST - nie rozumiemy Klingonów.
Wydaje mi się, że gdyby się tak dokładniej przyjrzeć zwyczajom Klingonów to są sytuacje gdy obowiązek przeważa nad honorem. Jak wiadomo Klingon nigdy się nie poddaje, ale przypomnijcie sobie rytualne samobójstwo gdy wojownik uznaje, że z jakichś powodów jest obciążeniem dla innych.
Sam zastosowałbym inne podejście - zdmuchnąłbym Romulan wypełniając swój obowiązek i dowodząc Lojalności względem Imperium. A tych co śmialiby się ze mnie szybko bym przekonał do swojej racji, waląc ich zakutym, pustym łbem o najbliższą ścianę. W końcu coś by puściło: ściana, łeb albo ich podejście. Stawiam na to ostatnie...
Rozsądny klingoński kapitan stwierdziłby, że test jest głupi, bo żaden okręt Federacji nie wleciałby na terytorium Imperium, gdyby nie byli w sojuszu. A jak byli, to by się ich nie ścigało, bo po co - niech sobie latają. Jednostek KSO na terenie Federacji też nikt w takim wypadku by nie przeganiał.
Z moim głosem jest 5:0 dla Obowiązku, co dowodzi, że jesteśmy wszyscy Ziemianami i nijak - nawet pomimo setek godzin spędzonych na oglądaniu ST - nie rozumiemy Klingonów.
Wydaje mi się, że gdyby się tak dokładniej przyjrzeć zwyczajom Klingonów to są sytuacje gdy obowiązek przeważa nad honorem. Jak wiadomo Klingon nigdy się nie poddaje, ale przypomnijcie sobie rytualne samobójstwo gdy wojownik uznaje, że z jakichś powodów jest obciążeniem dla innych.
Rytualne samobójstwo jest chyba przeznaczone dla Klingonów, którzy nie radzą sobie ze sobą, nie dla tych, którzy są obciążeniem dla społeczeństwa. Tych, którzy np. zhańbili siebie albo coś w tym stylu, znamy to ostatnie z przykładu brata Wolfa. Pewnie starzy i niedołężni też mogliby pod to podpadać, ale nie dlatego, że są obciążeniem, tylko dlatego, że fakt, że są obciążeniem powoduje, że czują się przez to zhańbieni.
Rozsądny klingoński kapitan stwierdziłby, że test jest głupi, bo żaden okręt Federacji nie wleciałby na terytorium Imperium, gdyby nie byli w sojuszu. A jak byli, to by się ich nie ścigało, bo po co - niech sobie latają. Jednostek KSO na terenie Federacji też nikt w takim wypadku by nie przeganiał.
Co to znaczy "nie wleciałby"? Ludzie to nie zaprogramowane roboty (nawet roboty typu Data nie są przecież zależne od programu), zawsze może im coś odbić, mogą przejść na ciemną stronę mocy, dołączyć do tajnej organizacji przestępczej i chcieć jej ofiarować dowodzony przez siebie statek, działać na rzecz złego admirała albo cokolwiek.
Mówimy o Federacji, nie o USA. Nie wleciałby, to znaczy nie wleciałby. Gdyby był na służbie złego admirała, to leciałby uber-truper tajny i super zamaskowany okręcik. A jakby mu odbiło, to by go Flota Gwiezdna zatrzymała pół milimetra przed granicą, po trwającym dwa odcinki dramatycznym pościgu.
Chyba inne Star Treki oglądaliśmy, ten mój był kręcony na zasadzie uesa-fedkowego podobieństwa. Poczynając od tego, że można być na służbie Złego Admirała i latać zwykłym statkiem albo być zwykłym dobrym kapitanem i uznawać regularnie, że wyższe dobro wymaga wlatywania na zakazane terytoria.
Sądzę, że gdybym był Klingonem, to decyzja wcale nie była by taka prosta,
ale że nim nie jestem, to bez wahania ścigam Warbirda.
P.S.
Podejście Coena z tego postu wydaje się prawidłowe :ik: i ułatwia podjęcie decyzji