Forum › Fandom › Opowiadania › Cykle opowiadań › Im więcej się zmienia...
Autor: Grzegorz "Coen" Skowyra
Cykl: Im więcej się zmienia...
Tytuł: Szczęście w nieszczęściu, część III
Uniwersum: Star Wars
Strona domowa: w przygotowaniu
Warunki prawne: Opowiadanie może być rozpowszechniane bez zgody autora tak długo jak nie pobiera się za to żadnych opłat ani nie ponosi innych korzyści materialnych.
Ciepły, porywisty wiatr podnosił swoim silnym tchnieniem piach i drobne kamienie zalegające wąwóz, na którym stał posterunek. Samotna, olbrzymia sylwetka okryte czarnym, ciężkim płaszczem szła szybko w stronę durabetonowych szarych ścian. Zdawać by się mogło, iż postać ta idzie spokojnie, jakby była władcą tego miejsca. Po prawdzie jednak Grom z zaciśniętymi zębami uważnie obserwował rosnący przed nim budynek. Wybrał moment wymarszu najlepiej jak pozwalały posiadane dane – tak aby mieć jak najwięcej czasu pomiędzy zewnętrznymi patrolami, a słońce które miał za plecami aby oślepiło czujki na dachu, choć z tego co wiedział powinny one obserwować tylko sam dach aby nikt się przez niego nie dostał. Na wypadek gdyby jednak coś poszło nie tak, miał jeszcze trzy asy w rękawie.
Kiedy jednak jego cień dotknął już progu posterunku wiedział, że tę część planu się udała. Sięgnął szybko acz płynnie po stalowy uchwyt na drzwiach i nacisnął. Tak jak przypuszczał, drzwi nie były zamknięte. Otworzył je, więc krzywiąc się z powodu zgrzytu nienaoliwionych zawiasów i wszedł do środka zamykając je za sobą poczym rozejrzał się w środku. Pomieszczenie, w którym się znalazł było półokrągłe: na środku stała stara zapora ogniowa mająca dać w razie, czego obrońcom ochronę gdyby drzwi zostały sforsowane przez wroga, za nimi zaś były szerokie, pancerne drzwi, którym po bokach w odległości kilku metrów towarzyszyły jeszcze inne, mniejsze. Wewnątrz było sześć osób: jeden kapral w zwykłym mundurze floty, z kubkiem jakiegoś parującego napoju w dłoni i pięciu szeregowych szturmowców, z czego tylko dwój trzymało pełna warte, reszta siedziała na ziemi zajęta swoimi rzeczami; żaden nie miał hełmu. Wszyscy patrzyli na Aezirczyka z opadniętymi szczękami. Nie co dzień w końcu ktoś od tak wchodzi sobie na niezamieszkałej planecie do posterunku wojskowego jak do siebie do domu i to kompletnie nie zauważony przez straże. Dokładnie na tym zdziwieniu niecodziennością przemytnik oparł swój plan infiltracji. Teraz zaś wprowadził w czyn jego główną część. Błyskawicznie, nie dając imperialistom czasu się ocknąć wyszarpnął z kabur oba blastery i wygarnął z obu do otwierającego już usta do rozkazu kaprala. Dwa czerwone pociski oderwały mężczyznę od ziemi i przerzuciły nad osłoną ogniową zabijając na miejscu. Nim wypuszczony z martwiejących dłoni kubek zdążył rozbić się o posadzkę, niedoszły Jedi kciukiem przestawił selektor broni na ogień ciągły i bez pardonu zaczął strzelać do zbierających się z ziemi żołnierzy. Tylko jeden z w pełni pełniących wartę szturmowców zdołał dopaść do zapory ogniowej, drugi zginął w skoku trafiony czterema pociskami, które przebiły jego beznadziejny pancerz szturmowca. Ten, co przeżył zdążył odbezpieczyć jednak broń i wystawiwszy ją nad krawędź durastalowej płyty również zaczął strzelać. Jednak były członek Drużyny już 'dawno' był w biegu. Kiedy tylko zobaczył wyłaniającą się nad płytę czarną sylwetkę E-11stki – takiej jakich sam używał – przykucnął na ułamek sekundy i skoczył. Nawet bez szkolenia Jedi z racji swojego pochodzenia umiał skakać trzy razy lepiej i dalej niż jakikolwiek zwykły człowiek.
Bez trudu pokonał, więc dziejąca go od osłony odległość i ślizgiem przesunął się za nią. Oba E-11 odezwały się jednocześnie przebijając bok i czaszkę szturmowca. Był martwy nim jeszcze uderzył o podłogę. Grom wstał sprężyście i kilkoma szybkimi strzałami zniszczył monitoring w pomieszczeniu. Z zewnątrz zaś wyraźnie słyszał dźwięki uderzających mieczy świetlnych, co znaczyło, że jego przyjaciele również robią swoje. Nagle usłyszał szum otwieranych drzwi i nawet nie patrząc wycelował w ich stronę i pociągnął serie. Nie wiedział ile strzałów trafiło jednak odgłos padającego ciała upewnił go, że przynajmniej jeden był celny zaś nie wykrywające już nikogo żywego, ani mechanicznego szerokie wrota zamknęły się same. Wiedząc, że ma teraz chwilkę czasu przemytnik przeładował szybko oba blastery i umieścił z powrotem w kaburach, poczym wyciągnął z plecaka niewielkie pudełko i kulkę.
- Niech cie, Grom – powiedział Kyle wchodząc po paru sekundach do pomieszczenia – w życiu bym nie uwierzył, że coś takiego może się udać.
- I właśnie, dlatego się udaje – odparł mu Aezirczyk uśmiechając się i zamykając drzwi za kobietą. Kucnął przy nich przykleił pudełko do jednego skrzydła, poczym ujął mała żyłkę z jego boku i okręcił nią uchwyt na drugim skrzydle – to powinno zdjąć nam z karku patrole.
- Ale jak? – zaciekawiła się Kerra – domyślam się, że to jakaś mina, ale załatwi najwyżej jeden patrol a wiemy, że jest ich więcej.
- Nie – mężczyzna pokręcił głową – załatwimy najpewniej wszystkie. Właśnie, dlatego było ważne abyście pierwszy z nich wykończyli tuż przy drzwiach. Następny, który dostrzeże całą nie odważy się wejść sam tylko wezwie wsparcie...
- Zawsze mogą...
- Ktoś idzie – przerwał jej Katarn wskazując szerokie wrota prowadzące do wewnątrz – kilka osób.
Niedoszły Jedi typowymi gestami oddziałów specjalnych pokazał im aby ustawili się na prawo od drzwi sam zaś przylgnął do ściany na lewo od nich. Nacisnął kciukiem guzik na wyjętej kulce, zaś drugą dłonią przekręcił ją lekko w połowie aż tyknęła. Kiedy tylko usłyszał dźwięk startujących mechanizmów otwierających drzwi wrzucił kulkę przez świeżo powstałą szczelinę, poczym cofnął się gwałtownie. Tylko strzęp eksplozji wdarł się do pomieszczenia przez otwór w drzwiach, jednak jęzor ognia był długi na ponad trzy metry.
- Pójdziemy tamtymi drzwiami – Grom powiedział szybko wskazując drzwi za przyjaciółmi. Kyle zrozumiał jego intencje i szybko skierował młoda kobietę w stronę niewielkiego przejścia. Przemytnik ruszając za nimi rzucił przelotnie okiem na otwarty na oścież korytarz. Tak jak przypuszczał widok w nim był paskudny...
Bitwa na pełną skalę rozgorzała szybko. Początkowo zaskoczeni i odcięci od wiedzy o pozycji oraz liczebności agresora żołnierze przegrupowali się szybko i wyruszyli, aby powstrzymać atakujących. Nie przewidzieli tylko ze staną przed dwójka Jedi i potomkiem jednej z najpotężniejszych grup w historii galaktyki.
- Niech to szlag – warknął Kyle przytulając się do jednego z filarów, kiedy seria z blastera przeszła mu tuż koło ucha – tego drania ni jak nie można ustrzelić.
Grom wychylił się zza swojej kryjówki i puścił serie, ale uprzykrzający się im szturmowiec – ostatni z wysłanego do zatrzymania ich oddziału – schował się tylko za grubym na ponad metr załomem muru.
- Jak długo tu jeszcze zabawimy przybędą następni – dorzuciła Kerra przypadając do ściany za Katarnem – w końcu zorientują się bowiem, że ich oddział nie dał rady lub nasz kolega wezwie innych przez radio.
- Dobra – przemytnik westchnął chowając oba blastery do kabur i wyjmując swój dwulufowy pistolet – możecie mi powiedzieć gdzie dokładnie się znajduje...
Trzy pociski powiększyły liczbę wyrw na ścianie przy której stał
- ... kiedy nie strzela?
Rycerz Jedi przymknął oczy wyczulając zmysły
- Tam! – rzucił nagle wskazując dłonią punkt na murze za którym ukrywał się żołnierz. Aezirczyk wychyną gwałtownie zza muru i wycelowawszy pociągnął za spust. Podłużny, biały pocisk uderzył w ścianę wgryzając lub raczej wpalając się w nią. W sekundę później dało się słyszeć dźwięk padającego ciała a przez powstały w durabetonie otwór dało się zobaczyć dziurę w stalowych drzwiach po drugiej stronie korytarza.
- Zaczynają mi się podobać te twoje samoróbki – skomentował Kataran patrząc na idealnie prostokątny otwór. Niedoszły Jedi uśmiechną się tylko łamiąc ponownie broń i wymieniając w niej jeden z magazynków. Następnie zatrzasnął broń i umieścił na swoim miejscu na krzyżach.
- Tamte drzwi – Kyle wskazał palcem przestępując nad ciałami dwóch zastrzelonych na początku tej potyczki szturmowców – prowadzą do piwnicy.
Kerra spróbowała je otworzyć, ale odmówiły posłuszeństwa, ale wystarczył szybki cios mieczem świetlnym, aby zmienić ten stan rzeczy. Schody, które stanęły przed nimi otworem były puste i nieźle oświetlone smród, który jednak bił z miejsca, do którego prowadziły zjeżył całej trójce włosy na głowach. Momentalnie tak szybko, ale jednocześnie ostrożnie jak się dało ruszyli w dół. Schody kończyły się w szerokim, długim pomieszczeniu, bardziej przypominającym korytarz. Po jego obu stronach dało się dostrzec, w sumie osiem cel. Tak jak na planach przesłanych przez Corvusa. Wyglądało na to, że niema tu nikogo ze straży. Trójka przyjaciół ruszyła ostrożnie w stronę cel i zaczęła zaglądać do środka.
- Na moc – wyrwało się kobiecie, kiedy zajrzała do pierwszej z nich. W piwnicy panował półmrok a pole energii zastępujące drzwi sprawiało, że wszystko w środku miało czerwoną barwę, Kerra a potem również pozostali bez trudu zdołali jednak obraz straszliwych zbrodni, jakich tu dokonano. W celi były w sumie cztery ciała. A przynajmniej tak przypuszczali, bowiem stopień ich zmasakrowania sprawiał ze trudno było określić ich liczbę. W kolejnej celi widok był podobny. W następnej zaś dwa ciała sprawiały takie samo wrażenie, jedno zaś było inne – nie było tak bardzo zmasakrowane, choć też nosiło ślady tortur i przemocy, leżało jednak przy samym polu ze zgruchotaną głową.
- Biedak – mruknął Katarn – musieli go tak wymęczyć, że wolał się zabić.
Dla Kerry było to jednak o wiele za dużo. Dopadła do ściany pomiędzy celami i zgięła się w pół targana torsjami.
- Po co... – rzuciła – po co to wszystko?
- Aby zdobyć informacje – odpowiedział jej Kyle.
- I dla zabawy – dodał Grom patrząc na kobiece ciało w jednej z cel. Ręce same zaciskały mu się w pięści z wściekłości.
- Wynośmy się stąd i obróćmy to miejsce w perzynę – rzucił wyjmując oba blastery, kiedy nagle dźwięk kroków przykuł jego uwagę. Cała trójka momentalnie ukryła się w cieniu przy celach i zaczęła obserwować. Z niewielkich drzwi przy drugim końcu pomieszczenia wyszedł zataczając się półnagi mężczyzna. Szedł wyraźnie z trudem obiema rękami ściskając krocze.
- Suka – wyjęczał nienaturalnie wysokim głosem – wredna...
Szybki cios niebieskiego energetycznego ostrza przerwał mu w pół wypowiedzi.
- Bydlak – skomentował go tylko Kyle ruszając w stronę drzwi, z których wyszedł mężczyzna. Pozostali już do nich podchodzili. Pokój za drzwiami był niewielki, ale dobrze oświetlony, jednak pozbawiony mebli. Znajdowała się w nim ubrana tylko w resztki odzienia młoda, niewysoka kobieta o długich do pasa, ciągle lśniących – pomimo brudu panującego w pomieszczeniu i całej piwnicy – czarnych włosach i jasnobrązowym odcieniu skóry. Dwa poziome, złote pasy na jej tważy jasno dowodziły, że jest ona Kiffarką. Krew sączyła się jej z rozbitego łuku brwiowego. Kerra od razu kucnęła obok niej sprawdzając jej tętno.
- Nadal żyje – powiedziała z ulgą poczym szybko przesunęła dłońmi po jej ciele – nie wygląda też, na to aby miała cokolwiek złamane.
Mężczyźni pokiwali tylko głowami, Grom zaś spogodniał trochę nie znajdując na pierwszy rzut oka na kobiecie śladu gwałtu. Jedi natomiast położyła dłoń na czole kobiety, drugą zaś na jej brzuchu i zamknęła oczy. Obaj mężczyźni poczuli jak sięga po moc a po chwili jak rana na głowie kobiety przestaje krwawić a kobieta otworzyła oczy.
- Nie bój się – Kerra powiedziała łagodnie widząc zdziwienie w jej oczach.
- Kim jesteście? – spytała kobieta. Miała miły, melodyjny głos, taki jak często mają zawodowe śpiewaczki.
- Nazywam się Kerra Attu – przedstawiła się Jedi poczym wskazała na mężczyzn – to Kyle Katarn i Grom ...
- Gdzie jest imperialny pies? – przerwała jej kobieta wstając z trudem. Mimo ze była wyraźnie osłabiona w jej brązowych, dużych oczach było widać groźne błyski.
- Zależy o która jego część spytasz – odpowiedział jej przemytnik patrząc na ciało żołnierza zabitego przez Kyla.
Kobieta zrozumiała w lot o co chodzi i uśmiechnęła się, Katarnowi nie spodobał się jednak ten uśmiech.
- Kim jesteś? – spytał aby zmienić temat
- Kapral Bastala Loper – powiedziała w regulaminowy sposób – 158 Pluton Specjalny.
- Czy przeżył ktoś jeszcze oprócz ciebie z twojej grupy i tej która mieliście odnaleźć?
- Nie – pokręciła głową z wyraźnym bólem w głosie, a jej oczy znowu zaczęły groźnie błyszczeć – te bękarty zabiły wszystkich po kolei. Mnie zostawili na koniec licząc, że przez swoje zdolności do widzenia byłych wydarzeń będę cierpieć jeszcze bardziej. Wredne ku...
- W porządku – przerwał jej Aezirczyk – niema co tu stać i gadać. Skoro niema tu już nikogo nie uratowania wynośmy się stad i roznieśmy ten posterunek z orbity.
- Zaczekaj – Kiffarka pokręciła głową – to po co przybył tu pierwszy oddział może nadal tu być.
- Myślałem, że mieli ustalić tylko co robią tu imperialni? – zdziwiła się Kerra.
- Zgadza się – potwierdziła Bastala – ale jak dowiedzieli się co to jest uznali, za priorytet zdobycie tego.
- A co to jest to 'to'?
- Jakoś rodzaj klejnotu lub kryształu wielkości pięści – usłyszała w odpowiedzi – Zamkniętego w obudowie z niezwykle wytrzymałego materiału. Imperialni znaleźli trzy takie obudowy i zniszczyli cała górę narzędzi, aby je robić. Na pewno wywieźli już dwa z tych kryształów, możliwe jednak ze trzeci z nich jeszcze tu jest.
- I na co nam taka błyskotka? – zaciekawił się przemytnik – Republika ma dość bogactw.
- Gdyby to była zwykła błyskotka to imperialnym by tak na niej nie zależało – Loper pokręciła głową, poczym popatrzyła na wszystkich – słuchajcie, jestem wam bardzo wdzięczna za chęć pomocy, ale skoro jestem znowu wolna to mam zadanie do wykonania i podejmę siego z wami lub bez was.
Aezirczyk popatrzył na nią zdziwiony, bowiem w jej głosie była zbyt duża doza desperacji jak na zwykłą misję.
- W porządku – zdecydował w końcu Kyle – wiesz może gdzie może być ten kryształ?
- Jeśli go wyłuskali to w biurze dowódcy na drugim poziomie, czekając, aż będą odlatywać – Bastala powiedziała od razu – jeśli zaś jeszcze tego nie zrobili to w warsztacie w lewym skrzydle pierwszego poziomu.
- Dobra. Grom, wyprowadź kapral Loper stąd. Kerra i ja pójdziemy za kryształem.
- Mam co do tego złe przeczucia – rzucił mężczyzna, nie miał jednak zamiaru się sprzeciwiać. Przyjrzał się krytycznie brudnym szmatom, w których była kobieta, poczym zdjął z ramion płaszcz i podał jej
- Załóż go, lepsza taka ochrona niż żadna – polecił – tylko zwiąż go dobrze bo inaczej będziesz miała habit a nie porządne ubranie.
Dwójka Jedi wyszła pospiesznie z pomieszczenia i ruszyła w stronę schodów, kiedy Kiffarka zaczęła mocować się z ciężkim płaszczem. Była Aezirczyka o głowę niższa i ponad trzy razy lżejsza, przez co faktycznie miała problemy z odpowiednim ułożeniu płaszcza na sobie. W końcu jednak z pomocą właściciela tego ubrania zdołała tak go przewiązać i przerzucić, że miała wolne dłonie i nogi od łydek w dół, dzięki czemu mogła spokojnie biegać. Niedoszły Jedi podał jej jeden z blasterów i nie czekając już na nic ruszyli w stronę wyjścia. Nie słyszeli odgłosów walki jednak przy durabetonowych ścianach mogli się tego spodziewać. Przebiegli szybko do pierwszego z pokoi, poczym przeskoczyli nad wysadzonymi drzwiami i zmasakrowanymi przez wybuch i odłamki ciałami imperialistów.
- Aaaa – krzyknęła nagle kobieta i upadła. Grom momentalnie znalazł się przy niej i syknął tylko widząc ostry jak brzytwa, stalowy odłamek drzwi gość głęboko tkwiący w stopie kobiety.
- Niema co, pamięcią nie grzeszymy – mruknął przerzucając sobie kobietę przez ramie i ruszając biegiem w stronę miejsca w którym zostawili statek – wyjmiemy to jak już będziemy bezpieczni.
Bastala stęknęła tylko kiedy Aezirczyk przeskoczył nad skalną rozpadliną i twardo wylądował na jej drugim brzegu.
- Długo będziesz w stanie mnie tak nieść? – spytała. Przemytnikowi ze zdziwienia brew podeszła aż pod grzywkę.
- Wystarczająco – rzucił tylko w odpowiedzi, przyspieszając jeszcze. Dość szybko dotarł do skał za którymi ukryty był statek, poczym zdjął Kiffarkę z ramienia i postawił na zdrowej nodze przy skale.
- Będę potrzebował obu rąk – wyjaśnił – złap się więc mnie za szyje i trzymaj mocno.
Bastala nie protestowała, tylko szybko przylgnęła do pleców mężczyzny i oplotła szczupłymi ale dobrze wyrzeźbionymi ramionami szeroki kark mężczyzny.
- Trzymaj się – powiedział tylko poczym przykucnął i wyskoczył w górę na ładnych parę metrów, poczym złapał dłońmi za niewielką półeczkę skalna. Z dziecinną łatwością podciągną się i staną na niej tylko po to, aby odnajdując kolejne uchwyty porzucić ją od razu. Loper patrzyła na to z rozszerzonymi ze zdziwienia oczami. Od dziecka uwielbiała się wspinać, a skały były jej ulubionym obiektem, ale to, co wykonywał ten mężczyzna było nieomal niepojęte. Po chwili byli już na szczycie i Grom wziął kobietę na ręce, poczym zeskoczył na mniejszy głaz kilka metrów niżej, z którego zaś dopadł ziemi.
- Gdzie reszta? – spytała Jan która wybiegła właśnie ze statku z dwoma pistoletami w rękach.
- Poszli jeszcze coś zdobyć – odpowiedział mężczyzna poczym przedstawił sobie kobiety i wskazał pannie Ors ranę Kiffarki.
- Wnieś ją na statek, tam lepiej się tym zajmę – poleciał. Niedoszły Jedi bez szemrania zrobił, co poleciła i posadził swój 'bagaż' na stole w pokoju pasażerskim.
- Zajmij się też jej pozostałymi obrażeniami – powiedział, Bastala zaś zdjęła szybko płaszcz, aby Jan mogła zobaczyć o co mu chodzi. Ors gwizdnęła tylko widząc siniaki i otarcia.
- Kerra nie wykryła żadnych złama... – powiedział do niej Grom odbierając od Kiffarki swój płaszcz kiedy nagle przerwał w pół słowa a taż mu poszarzała – Kerra...
Nie mówiąc nic więcej skoczył biegiem w stronę drzwi i wybiegł ze statku.
- Co... – spytały obie jednocześnie, Jan wybiegła zaś za nim, jednak nim dobiegła do wyjścia ze statku mężczyzna przeskakiwał już nad skalnym grzbietem. Poruszał się znacznie szybciej niż jakikolwiek człowiek. Znacznie szybciej niż ktokolwiek nieużywający mocy...
- Widzisz chłopcze? Mówiłem, ze jeszcze jakiś się zjawi – olbrzymi, niebieski Zexx powiedział z rozbawieniem w głosie do stojącego u jego boku mężczyzny odzianego w czarną zbroje, jaką nosili żołnierze-klony republiki w czasie wojen klonów. Drugi, niższy, choć identycznie ubrany mężczyzna stał po drugiej stronie mówiącego. Jak Grom zauważył od razu, obaj mieli przy pasie świetlne miecze. Przemytnik przybył tu tak szybko jak tylko mógł po tym jak poczuł olbrzymi ból i cierpienie swojej przyjaciółki. Pod drodze natknął się tylko na trzech żołnierzy, ale zabił ich nawet nie zwalniając, nie przejmując się bólem spowodowanym przez dwa przygodne trafienia. Jego zbroja chroniła go przed ranami zostawiając tylko fizyczne uderzenie. O wiele za słabe, aby chodźmy spowolnić kogoś ważącego ponad sto siedemdziesiąt kilo. Aezirczyk zatrzymał się dopiero, kiedy wbiegł do gabinetu dowódcy posterunku. W dużym, wyposażonym tylko w trzy fotele i masywne stalowe biurko pokoju o przeszklonej tylnej ścianie pozwalającej zobaczyć kilku żołnierzy szykujących do lotu stojący na lądowisku prom było w sumie dziewięć osób.
- Teraz chłopcze – Zexx zwrócił się do niedoszłego Jedi wykręcając Kerrze mocno okrwawioną rękę, czym wywołał u niej jęk głośny krzyk – grzecznie wyrzucisz ten swój pistolecik, w przeciwnym razie ta ślicznotka zginie.
Grom warknął tylko widząc cierpienie kobiety, olbrzymim wysiłkiem woli powstrzymując się od rzucenia na szczerzącą kły istotę, wiedział jednak, że oznaczałoby to śmierć młodej Jedi. Przemytnik spojrzał szybko na rozbrojonego i trzymanego z tyłu przez dwóch żołnierzy Kyla Katarna. Pełen bólu wzrok starszego mężczyzny jasno wskazywał, że nie widzi wyjścia z tej sytuacji. Aezirczyk wziął głęboki w dech, poczym powoli wyjął E-11 i w poddańczym geście rzucił ją w kont pokoju. Zgięty w pół przez żołnierzy rycerz Jedi uśmiechnął się delikatnie widząc jak jego przyjaciel delikatnie przekręca stopę tak, aby przymocowany do łydki miecz nie był widoczny.
- Ładnie – pochwalił Zexx przesuwając wolną dłonią po jednym ze swoich olbrzymich kłów, poczym machnął nią tylko. Dwaj pozostali szturmowcy kiwnęli tylko głowami i obeszli mężczyznę mierząc do niego cały czas, poczym szybkimi ruchami złapali go za ramiona wykręcając mu je do tyłu.
Dowodzący nimi mężczyzna pokręcił tylko głową.
- Ależ ci republikanie są głupi – powiedział a z jego głosem zmieszał się dźwięk aktywowanego miecza świetlnego. Spazm bólu wygiął ciało kobiety w tył a z jej ust dobył się przeraźliwi krzyk kiedy czerwona klinga przebiła ją na wylot. Dla Groma w tej chwili czas zwolnił bieg. Zdawało mu się, ze krzyk Kerre trwa wieki z każda mijająca w nich sekunda rozdzierając mu dusze i serce na wieki. A ich miejsce zastępuje tylko czarna pustka bólu i lodowaty płomień wściekłości. Trzymający go szturmowcy mogliby równie dobrze próbować utrzymać startujący krążownik. Pierwszy z nich uderzył w ścianę z taką siłą, iż złamało mu to kark, drugi zaś, niewiadomo czy specjalnie czy przypadkiem zmiótł obu swoich kolegów trzymających Katarna.
- Co? – Zexx zdziwił się mocno, ale szybko odzyskał panowanie nad sobą – zabić ich.
Obaj mężczyźni po jego bokach bez słowa złapali za miecze świetlne i uruchamiając je ruszyła w stronę oswobodzonych mężczyzn. Wiedziony tylko czystym bojowym instynktem – gdyż jego świadomy umysł potrafił teraz skupić się tylko na lezącym bezwładnie ciele kobiety – Aezirczyk sięgnął w biegu po znajdujący się na plecach pistolet, poczym wymierzywszy w jednego z przeciwników pociągną kolejno za spusty. Żołnierz widząc jego ruch ustawił odpowiednio miecz i pierwszy pocisk został przezeń dobity. Jednak moc, jaką w sobie miał, odrzuciła ramiona żołnierz w tył, nieomal nie wyrywając ich ze stawów. W efekcie nie miał jak odbić drugiego strzału. Biały pocisk przepalił czarną zbroje na wylot, samego mężczyznę rzucając w tył nieomal pod ścianę. Zaskoczony tym drugi z mężczyzn przystaną na moment obserwując ostatni lot swojego kompana. Kylowi tylko moment był potrzebny. Przyciągnięty mocą miecz zmarłego momentalnie znalazł się w jego dłoniach i wyposażony w czerwona energetyczną klingę rycerz Jedi skoczył na drugiego z żołnierzy. Ostrze zderzyły się z sykiem, Katarn jednak bez żadnego trudu ominął gardę mocno gorszego od siebie przeciwnika. Dwa szybkie ciosy sprawiły, że mężczyzna w czarnej zbroi klona po prostu się rozsypał. Wyraźnie wściekły Zexx zgarnął z biurka błyszczący przedmiot poczym rzucił swoim mieczem w szybę roztrzaskując jej część. Nim jednak mógł wyskoczy Jedi z dużą siłą uderzył w niego mocą. Niebiesko skóry mężczyzna rozbił sobą resztę szybę i w niekontrolowany sposób wyleciał na lądowisko.
- Grom, mu – zaczął Kyle odwracając się w stronę przyjaciela przerwał jednak widząc jak przemytnik z biegu klęka przy ciele kobiety biorąc je w ramiona. Od razu poczuł też jak Aezirczyk sięga po moc w ten sam sposób jak wcześniej robiła to Kerra, aby wyleczyć Bastile. Katarn bez trudu domyślił się, że nie zdołałby go teraz nawet siłą ruszyć stąd. Westchnąwszy tylko wyskoczył przez okno i z saltem wylądował parę metrów niżej. Akurat, kiedy Zexx wbiegał za prom w stronę miejsca, w którym w tym modelu było wejście. Nim jednak Kyle mógł ruszyć za nim, szóstka żołnierzy, którzy przygotowywali wcześniej ów prom do lotu otworzyła ogień. Klnąc pod nosem Katarn skoczył za jakieś skrzynie, odbijając kilka strzałów mieczem i zabijając w ten sposób jednego ze strzelców. Następnie, chwilowo bezpieczny sięgnął po moc i przywoławszy moc z olbrzymią szybkością wyskoczył na kilka metrów w górę i w stronę atakujących, poczym przeturlawszy się po ziemi staną między nimi. Kilka szybkich ciosów uciszyło gwałtownie czterech żołnierzy. Niestety, kiedy ostatni z nich próbował odskoczyć poza zasięg czerwonego ostrza, Lambda zwiększyła gwałtownie ciąg silników i zaczęła nabierać wysokości. Widząc jak ich przeciwnik ucieka, Katarn odbił jeden ze strzałów z powrotem w strzelca, poczym używając mocy skoczył w stronę promu. Niestety, spóźnił się o ułamek sekundy, bowiem Lambda błysnęła tylko głównymi silnikami i wydostała się poza zasięg mężczyzny. Rycerz Jedi wylądował na ziemi poczym spojrzał na malejący prom, poczym na rozbite okno na drugim piętrze. Głośny, pełen bólu krzyk rozdarł w tym momencie powietrze. Wyłączywszy miecz, czując wszystkie swoje lata na karku, Kyle ruszył w stronę pokoju, w którym zmarła jego przyjaciółka...
Chwile wcześniej, życiodajna energia wolała się w przebite ciało kobiety. Grom widywał już takie rany, ale ośli upór, który pozwolił jego przodkom przetrwać zesłanie na Aezir nie dopuszczał nawet możliwości poddania się. Kerra zakaszlała i skrzywiła się z bólu. Tak samo jak trzymający ją w ramionach przyjaciel czuła ulatujące z niej życie uśmiechnęła się jednak do Groma kiedy otwarła oczy. Pogładziła go po twarzy zdrową niezłamaną rękę.
- Dziękuję, że jesteś ze mną – powiedziała słabym, cichym głosem – zawsze wiedziałam, że będziesz ze mną na końcu.
Aezirczyk czując łzy napływające mu do oczu ujął jej dłoń w swoją.
- Nie mów tak – poprosił – wyjdziesz z tego, nie umrzesz...
- Oboje wiemy, że to nie prawda – odpowiedziała mu – wiedz jednak, że umieram nie żałując niczego... żegnaj mój przyjacielu...
Powiedziawszy to przymknęła oczy i jej ciało zrobiło się wiotkie. Grom szybko dotknął jej szyi, nie wyczuwając jednak niczego na nich nie mógł się już łudzić. Olbrzymia fala bólu, żalu i poczucia straty, która w nim zebrała musiała znaleźć ujście, dlatego bezwiednie odchylił do tyłu głowę. Nie słyszał swojego krzyku ani nie czół też łez na policzkach. Usłyszał dopiero po chwili współczujące, ale zimne słowa.
- W porządku chłopcze – środkowy z trzech stojących za nim szturmowców kiwnął mu głową – odwróć się, abyśmy nie musieli strzelać ci w plecy. Nie bój się, zrobimy to tak ze nie będzie bolało.
Grom kiwnął tylko głową w czymś w rodzaju podziękowania, zaciskając jednak dłoń na rękojeści swojego miecza. Za współczującą ofertę szturmowca postanowił sam dać im bezbolesną śmierć...
Barloz poderwał się gwałtownie w górę wznosząc na dostateczną wysokość, aby móc odpalić główne silniki, poczym z olbrzymią prędkością zaczął nabierać wysokości. Bastala stała w drzwiach prowadzących do kokpitu obserwując olbrzyma, który ją tu przyniósł. Wyraźnie widziała ból raniący mu duszę, ból tak wyraźny, że nieomal sama go czuła. Nie znała za bardzo kobiety, która zginęła, w zasadzie nikogo z nich nie znała a Grom nie powiedział nic, od kiedy przyszedł niosąc ciało Kerry. Dla niej jednak nie musiał mówić nic. Każdy ruch jego ogromnego ciała wypełniony był teraz cierpieniem i poczuciem straty. Każdy, nawet najmniejszy gest, czy czynność promieniowały emocjami, które ktoś znający się na tym umiałby odczytać. A ona znała się w taki sposób, w jaki znać się mogą tylko mistrzowie mowy ciała. W taki sposób, w jaki znać się na tym mogą tylko Echani. Spojrzała na chwilę za siebie na przytuloną do siebie parę. Od nich również promieniował ból, wyraźnie jednak widziała jak świadomość, że maja siebie pomagała Kylowi i Jan, uśmierzając ból...
Pudełkiem nagle wstrząsnęło uderzenie.
- Co jest? – spytała od razu panna Ors kiedy drugi cios wstrząsną statkiem o mało jej nie przewracając.
- Corvus – rzucił tylko Grom zaciskając mocno dłonie na sterach, poczym włączył przyrządy do łączności – Czego chcesz łowco nagród, czy może ten twój gruchot miał spięcie obwodów?
- Mój klient chce kryształu który zabraliście – dobiegło z głośnika – oddajcie go po dobroci a może was nie rozwalę.
Słysząc to Kyle przypomniał sobie, że kiedy odchodzili znalazłem żółty okrągły kamień przy oknie. Zexx musiał zgubić go kiedy Katarn wypchną go przy użyciu mocy z pokoju.
- Jak ty... – zaczął jednak z głośnika dobiegł tylko śmiech
- Miałem urządzenie monitorujące w gabinecie dowódcy – Nezar odpowiedział rozbawiony – swoją droga Mandalorianine, niezły krzyk. O mało mi głośniki się nie przepaliły.
Grom zacisnął szczeki z całych sił, poczym wyłączył radio.
- Jan, sprzęgnij tylne wieżyczki i zajmij się nimi, Kyle, lewo-burtowe gniazdo, Bastilo, weź prawo-burtowe – powiedział zakładając na głowę binokular wyjęty z szafki w lewym panelu.
- Chcesz walczyć z nim? – spytał Katarn ruszając jednak bez szemrania w stronę wyznaczonego stanowiska.
- Kerra zginęła próbując zdobyć ten kryształ – odparł mu przemytnik gwałtownie zwiększając ciąg i zmieniając kurs – prędzej Tatooine zamarznie niż go komuś teraz oddam.
Brunatny transportowiec wyrwał gwałtownie do przodu wchodząc w beczkę, unikając w ten sposób części zielonych pocisków, którymi zasypał go czarny prom. Niewiele mniejszy Sentinel miał nad Barlozem znaczną przewagę zwrotności, zaś z modyfikacjami dokonanymi przez Nezara przewaga w sile ognia była również zauważalna. Jednak Pudełko nie mogło żadną miarę pochwalić się byciem egzemplarzem fabrycznym, o czym łowca nagród przekonał się boleśnie, kiedy w jego Nemezisa nagle wygarnęły dwie wieżyczki blasterowe i jedno poczwórne gniazdo laserowe. Na szczęście dzięki swojej zwrotności, oraz doświadczeniu pilota tylko cześć ognia dosięgła czarnego kształtu rozbijając się o osłony. Jego ostrzał jednak również nie przyniósł większych efektów, przynajmniej na razie. Dwa okręty zaczęły misterny taniec śmierci okładając się nawzajem ciosami. Pojedyncze działo jonowe Nemezisa co i rusz próbowało zakończyć tę walkę unieszkodliwiając Pudełko, jednak brunatny kształt zawsze był w stanie uskoczyć przed pomarańczowym pociskiem. Grom natomiast miał te przewagę, ze mógł zniszczyć przeciwnika a nie tylko go unieruchamiać, dlatego też dwa razy już spróbował rozdrobnić czarnego Sentinela przy użyciu swoich dwóch wyrzutni torped.
Po kilku chwilach tego okładania się ciosami, przypadek sprawił, iż nagle oba statki znalazły się ustawione do siebie dziobem na dość sporej odległości. Obaj piloci od razu rozpoznali te sytuacje i walczące ze sobą statki, z pełną szybkością zaczęły lecieć w swoją stronę plując z wszelkiego dostępnego uzbrojenia. Olbrzymią przewagę przedniego uzbrojenia jaką dysponował Nemezis Pudełko równoważyło niezwykle celnym potrójnym laserem zamontowanym pod kokpitem, który był sterowany przez binokular używany obecnie przez Groma. Niezwykle celna broń nieomal bez przerwy trafiała Sentinela próbującego manewrować a jednocześnie lecieć prosto.
- No dalej chłopcze – mruknął łowca nagród obserwując zmniejszająca się odległość miedzy statkami – czas już skręcić.
Pudełko grzało jednak prosto, nie odchylając się od toru lotu nawet o stopień.
- No, skręcaj! – powiedział Corvus widząc już jak mu się zdawało sylwetkę Aezirczyka siedzącego w kokpicie.
- Wybrałeś sobie zły dzień na zabawę w tchórza, łowco nagród – powiedział pod nosem Grom. Zrozumiawszy, że przemytnik nie skręci, Nezar szarpnął gwałtownie za stery było już jednak za późno. Górne skrzydło z olbrzymią siłą uderzyło po lewej od kokpitu Barloza wyginając mocno kadłub frachtowca w tamtym miejscu, jednak o wiele delikatniejszy prom przypłacił to utratą tego skrzydła. Co więcej wstrząs wywołany zderzeniem spowodował, że Nezar szarpnął sterami, przekrzywiając lekko Nemezisa w efekcie czego jego lewe skrzydło zahaczyło o dolną wieżyczkę blasterową frachtowca. Zniszczyło ją kompletnie, samo jednak zostało już w niej. Sentinel zatoczył się wpadając w ruch wirowy, jak ptak, któremu nagle obcięto dwie trzecie skrzydeł. Grom zaś ściągną tylko stery do sienie wykręcając nadal w pełni sprawny okręt i zaczynając ostrzeliwać pozbawiony osłon prom. Niebieskie pociski lasera zaczęły wybijać dziury w zewnętrznym poszyciu promu, Corvus nie w takich warunkach już sobie radził. Nie marnując czasu na czcze pogróżki pod adresem przeciwnika skupił się na manewrowaniu Nemezisem. Z wprawą wieloletniego pilota wyprowadził swój statek z wirowania, poczym wprowadził wyliczone już przed walką wytyczne, co do soku w hiperprzestrzeń i po krótkim locie na wprost okupionym trzema dziurami w ostatnim skrzydle Sentinel zniknął w gwałtownym skoku.
Grom z wściekłością trzasną pięścią w konsole, na szczęście wybierając niewrażliwy na uderzenia fragment obudowy. Zbyt późno zorientował się, co Corvus robił i nie zdążył ustalić koordynatów jego skoku..
- Wszyscy cali? – spytał sprawdzając odczyt systemów. Wyglądało na to, że nie odpowiadała tylko dolna wieżyczka uzbrojenia.
- Tak...Mniej więcej...Jestem trochę poobijany – dobiegło z wnętrza statku. Niedoszły Jedi pokiwał tylko głową wprowadzając własne koordynaty do komputera i kiedy otrzymał odpowiednie wyniki aktywował hipernapęd i Pudełko wyruszyło w długą drogę w stronę układu Yavin.
- Długo się znaliście? – Grom usłyszał głos Kiffarki za plecami. Przywykł już do tego, że nie jest w stanie usłyszeć jej kroków, jednak nadal jak pojawiała się tak nagle czuł ciarki na plecach.
- Ponad siedem lat – odpowiedział patrząc na lezące pod białym płótnem ciało swojej przyjaciółki – poznaliśmy się już pierwszego dnia naszego szkolenia na Yavin.
- Opowiedz mi o niej – poprosiła siadając obok.
- Kerra pochodziła Kattady – Aezirczyk zaczął mówić spokojnie wracając myślami do wspomnień – uwielbiała, więc pływać, wylegiwać się na plażach i temu podobnych przyjemnościach, będących znakiem firmowym jej planety. Do tego zawsze lubiła śmiać się i dobrze bawić. Kochała też romantyczne holo-opowieści oraz wycieczki po lesie, przy całym swoim zamiłowaniu do zabawy była jednak dobra uczennicą, sporo zdolniejszą niż ja.
- Przepraszam – powiedziała po chwili milczenia Bastala – gdyby nie to, że mnie odprowadzałeś, byłbyś przy niej.
Mężczyzna uśmiechnął się smutno.
- Gdyby tu nadal z nami była pierwsza kazała by Ci się zamknąć i nie wygadywać takich głupot – powiedział – zginęła robiąc to co sama wybrała. Niczego nie żałowała umierając, wiedziała też, ze wielu żywych będzie ją ciepło wspominać. Wiec nie przepraszaj, bo to nie twoja wina, tylko moja.
- Nie znałam jej, jednak sądzę...
- Chodźcie tu szybko! – usłyszeli nagle krzyk Jan. Nie zwlekając ani chwili skoczyli w stronę kokpitu i stanęli jak wryci widząc obraz, jaki roztaczał się z panoramicznego kokpitu.
Znaczna część świątyni Messassi leżała, bowiem w gruzach, a szczątki zniszczonych pojazdów nadal zaścielały jej okolicę...
Jak i poprzednie części bardzo dobry warsztat Coenie 🙂 Oby tak dalej 😀