Forum Fandom Opowiadania Cykle opowiadań Im więcej się zmienia...

Im więcej się zmienia...

Viewing 15 posts - 1 through 15 (of 32 total)
  • Author
    Posts
  • Coen
    Participant
    #2679

    Autor: Grzegorz "Coen" Skowyra

    Cykl: Im więcej się zmienia...

    Tytuł: Ponowne spotkanie

    Uniwersum: Star Wars

    Strona domowa: w przygotowaniu

    Warunki prawne: Opowiadanie może być rozpowszechniane bez zgody autora tak długo jak nie pobiera się za to żadnych opłat ani nie ponosi innych korzyści materialnych.

    Szklanka głośno uderzyła o blat metalowego stolika w barze na Śmieciowisku, przy którym zebrali się już wszyscy klienci. Niezbyt wysoki ale bardzo szeroki i muskularny mężczyzna odetchną głośno i popatrzył wyzywająco na siedzącego po przeciwnej stronie i patrzącego na niego beznamiętnie Wookiego. Ten rykną groźnie, acz bełkotliwie, poniósł swój kieliszek do góry i patrząc na człowieka przechylił go. Niestety, nim choć kropelka trafiła w jego paszcze, oczy zaszły mu mgłą i spadł z krzesła wyciągając się na brudnej podłodze. Większość klientów westchnęła niepocieszona i zaczęła się rozchodzić klnąc głośno i niewybrednie. Mężczyzna uśmiechną się tylko zgarniając swoją wygraną. Nie narzekał, godzina picia i nie dość, że nie on musiał płacić za alkohol to jeszcze wpadło ponad 50 kredytów.

    - Barman, jeden sok z owoców jagna – powiedział kładąc nogi na stole, chciał się odprężyć. Nim minęły 2 minuty kubek z brązowym gęstym napojem pojawił się koło niego. Wziął go do ręki kiwając tylko głowa w podziękowaniu

    - Im więcej się zmienia – usłyszał znajomy, kobiecy głos – tym bardziej wszystko pozostaje takie samo. Nadal jesteś niepodatny na alkohol jak widzę.

    Uniósł wzrok na osobę która przyniosła mu sok i omal nie spadł z krzesła znajdując parę lekko błyszczących, brązowych oczu osadzonych na drobnej, pięknej twarzy którą okalały długie, kręcone czarne włosy miejscami przetykane srebrnymi pasmami.

    - Kerra? – odpowiedział człowiek zdejmując nogi ze stołu i pokazując jej miejsce po jego drugiej stronie, które przedtem zajmował Wookie – minęło sporo czasu od kiedy cię ostatnio widziałem.

    Kobieta uśmiechnąwszy się usiadła, kręcąc tylko głową widząc piętrzący się na stole stos kieliszków

    - Dokładnie trzy lata – odparła opierając łokcie o blat a brodę na splecionych dłoniach – co robiłeś przez ten czas?

    - Po tym jak poukładałem sprawy w domu woziłem się za handel oraz pokrewne zajęcia.

    - Jak przemyt na przykład? – spytała patrząc na niego uważnie

    - Nazwijmy to transportowaniem egzotycznych towarów – odparł człowiek poczym rozglądną się po pomieszczeniu– a propos tego co się robiło przez te 3 lata, to jako ze nigdzie nie widzę Starego wnioskuje iż zakończyłaś już szkolenie na Jedi?

    - Tak, dwa miesiące temu – odparła dumnie uśmiechając się, ale po chwili mina jej stężała – szkoda, że odszedłeś, brakowało nam ciebie

    - Tak, no cóż – odparł a w jego głosie było czuć nutkę złości – jakby rada i nowa republika ruszyła tyłki aby pomóc mojej ojczyźnie może bym został, ale w końcu ‘zakończyłeś swoje dawne życie kiedy przyłączyłeś się do nas’

    - Przecież chcieliśmy wam pomóc, tyle że nim nasze siły by dotarły na miejsce było by już po wszystkim

    - Tia, jasne, bowiem chęć aby coś zrobić naszła was kiedy dałem nogę i uznaliście że jakoś musicie wyjaśnić ludziom dlaczego nie pomogliście suwerennemu królestwu w walce z przeważającymi siłami wroga. A prawda jest taka, że z Patrią Republika ma bardzo intratny układzik handlowy a Jedi ponad 20 uczniów, podczas gdy od nas byłem tylko ja. No i Patria nie wywodzi się z byłych zaprzysięgłych wrogów Starej Republiki, skazanych przez nią na śmierć.

    Po tym oświadczeniu zapadła nieprzyjemna cisza, chyba oboje nie chcieli poruszać tego tematu ale samo im jakoś tak wyszło. Przez prawie 5 lat w końcu byli bliskimi przyjaciółmi, poznali się pierwszego dnia szkolenia, tak różni od siebie, że aż biło to po oczach. Ona z demokratycznego świata w centrum galaktyki, on z peryferyjnej monarchii. Ona lekka, szybka i zręczna, on masywny, powolny i wytrzymały. Ona miała brązowe, ciemne oczy, on jasne i zmieniające kolor w zależności od światła, przez co przez większość osób klasyfikowane jako szare. Jedyne co ich łączyło to nie największy wzrost i ciemny kolor włosów. I chyba właśnie te różnice pchnęły ich ku sobie. W końcu mężczyzna nie wytrzymał

    - Co cię sprowadza na te największą spelunę na najbardziej zapyziałej stacji w promieniu stu lat świetlnych?

    - Prawdę mówiąc – zaczęła a w jej oczach zalśnił silniejszy blask – szukałam ciebie, potrzebuje twojej pomocy

    - Mojej?

    - Tak, jesteś jedyną osobą tutaj którą zna się mniej więcej na naszych metodach walki, a więc tylko ty możesz mi pomóc go pokonać

    - Go? To znaczy kogo?

    Kobieta wyjęła z pod płaszcza mały, okrągły emiter i nacisnęła guzik. Hologram który się pojawił przedstawiał odzianego w płaszcz mężczyznę, sądząc po porożu na głowie należącego do rasy Zebraków. Dwa miecze świetlne w jego rękach błyskały w śmiertelnym tańcu a w kadr holorejestratora co i rusz wpadało jakieś padające ciało, tak żołnierzy jak i cywilów. Po chwili obraz się zatrzymał ukazując Zebraka z wzniesionymi do ciosu mieczami, najprawdopodobniej zaraz po tym ujęciu zniszczył on rejestrator.

    - To Gul-men-Tal – powiedziała Kerra – Sith

    Mężczyzna się zakrztusił pitym sokiem

    - Chyba mroczny Jedi chciałaś powiedzieć – odparł – Sithowie wyginęli razem z pewnym pomarszczonym staruszkiem i jego dziatwą.

    - Nie, nie chciałam powiedzieć mroczny Jedi, techniki walki i użycia mocy nie są bowiem niczym czego uczą w akademii, tylko tym co według wszelkich zapisów Sithowie szkolą swoich uczniów.

    - No to chyba nie chcesz polować na tego Gul-jakoś-tam prawda? Od tego są mistrzowie Jedi z długoletnim stażem jak Stary na przykład

    - On jest tutaj – odparła szybko – przybył wczoraj na skradzionym patrolowcu, chce dokonać napraw aby przewieść swój ładunek dalej.

    - Jaki ładunek?

    - Projekt nowej fregaty Mon Calmari, ukradł je ze stoczni projektowej ulokowanej na granicy republiki. To stamtąd pochodziło nagranie które widzieliśmy.

    - Wezwij więc wsparcie..

    - Nie zdąży dolecieć, kiedy się dowiedziałam że tu jest i przyleciałam, zrobiłam małe rozeznanie, jutro rano skończą naprawy i poleci dalej a wtedy możemy go już nie znaleźć. Dlatego trzeba uderzyć na niego z zaskoczenia dzisiaj w nocy, ale znam swoje siły i wiem że mam marne szanse w walce z Sithem

    - Wiesz to zabawne – odparł zakładając ramiona za głowę – jakieś 3 lata temu miałem podobną przemowę do rady Jedi i wiesz co mi odpowiedzieli? ‘Zakończyłeś swoje dawne życie kiedy przyłączyłeś się do nas’ a więc daruj, ale problemy republiki czy konflikty Jedi z ich wrogami obchodzą mnie tyle samo co was obchodził konflikt mojej ojczyzny z Patrią.

    - Grom – odparła mu młoda jedi po raz pierwszy wymawiając jego imię – pobierałeś u nas nauki, dobrze wiesz czym są Sithowie i do czego są zdolni jeśli zdobędą władzę.

    - Tak, wiem jak bardzo zagrażają Nowej Republice, ale dobrze wiesz gdzie mam Nową Republikę. Daleką rubież i tak omijają wszelkie zawieruchy centrum galaktyki, dlatego więc problemy Jedi mam głęboko w ... nosie.

    Kobieta patrzyła na niego uważnie, poczym wstała i ruszając do wyjścia powiedziała tylko

    - Jak widzę niestety, niektóre rzeczy się zmieniają. I to jak zawsze na gorsze.

    Karra szła powoli w stronę doku czternastego, nie mogąc się jednak skupić na wyciszeniu się przed nadchodząca walką. Słowa Groma tak bardzo ją zabolały, w końcu uważała go za bliskiego przyjaciela mimo, że wojna ich rozdzieliła a tu powiedział jej iż kłopoty Jedi go nie interesują. A przecież ona była Jedi. Przeszła przez wąskie wrota dla personelu wchodząc do dużej ładowni. Za następnymi, szerokimi wrotami jak wiedziała znajdował się dok w którym cumował statek Gul-men-Tala. Jakby jego miejsce zajmował zwykły frachtowiec ładownia była by w większym lub mniejszym stopniu zapełniona skrzyniami. Teraz zaś to kwadratowe pomieszczenie było puste, oświetlone tylko przez małe światełka pozycyjne w kontach oraz jedna centralną lampę tworzącą na środku pomieszczenia jasny krąg, na którego granicy wznosiły się stalowe słupy wspornikowe. Kiedy tylko do nich podeszła nadal myśląc o odbytej kilka godzin temu rozmowie usłyszała drwiący głos.

    - Twoje myśli słychać chyba na całej stacji, głupia, młoda Jedi.

    Karra sprężyła się od razu i przyjmując pozycje obronną dobyła miecza. Jej przeciwnik wyszedł powoli w krąg światła zapalając miecze. Pierwszy z nich, trzymany klasycznie w prawej ręce, był nieomal regulaminowo czerwony, drugi, zielony trzymał odwrotnie, ostrzem wzdłuż ręki.

    - Oczekiwałem twojego przybycia z wielką niecierpliwością – powiedział z satysfakcją i wyższością w głosie – ale nie sadziłem ze dasz się tak łatwo złapać, raptem na kilka prostych plotek

    Jedni nić nie odpowiedziała, łączyła tylko miecz, którego niebieska klinga skierowana była w stronę Sitha.

    - Od razu do rzeczy – zakpił Gul-men-Tal – w sumie to nawet lepiej, jedyną porządną restauracje tu zamykają za 15 minut a chciałbym jeszcze coś zjeść przed snem.

    - Pewność siebie oraz arogancja – usłyszeli oni nagle trzeci głos dobiegający z ciemności, któremu towarzyszył dźwięk włączanego miecza świetlnego – to dwa kroki prowadzące do grobu.

    Grom wyszedł powoli do światła trzymając fioletowa klingę swojego miecza skierowaną w stronę podłogi. Karra zauważyła iż przebrał się na te okazje. Jego zwykły, ciężki skórzano-włókniasty, czarny przyodziewek zastępowała teraz czarna chusta w białe, skomplikowane wzory, którą zawiązał na głowie, szeroka, szara koszulka bez rękawów, wpuszczona w niebieskie spodnie wykonane jak przypuszczała z włókien ji’ns. Jedyne rzecz które pozostały z tamtego stroju to skórzane rękawiczki bez palców, szeroki pas z okrągłą masywną sprzączką, oraz wysokie, skórzane buty podkute stalą. Dzwoniły one rytmicznie o podłoże kiedy szedł przez co i Jedi i Sith zdali sobie sprawę iż musiał on tu być sporo wcześniej i go nie wyczuli.

    - Mój grób – sykną Zebrak – wyściełany będzie waszymi skórami.

    I wtedy się zaczęło. Gul-men-Tal podrzucił mocno czerwony miecz do góry, poczym sięgną po Moc i z jego palców stronę mężczyzny pomknęły niebieskie błyskawice. Jednak Grom również potrafił użyć Mocy co teraz postanowił wykorzystać. Świat bowiem dla niego zwolnił nagle bieg, i to do tego stopnia, że ruszył do przodu schylając się na tyle aby błyskawice przeszły koło niego. Czuł bijące od nich zło, nieomal go ono parzyło, jednak nie zwracał na to uwagi, przekładając tak szybko jak tylko mógł nogę za noga aby zbliżyć się do przeciwnika. Kątem oka widział że Karra również skoczyła w jego stronę. Ujął oburącz rękojeść swojego miecza wznosząc go do ciosu, tak szybko jak tylko potrafił aby zdążyć, bowiem wyrzucona uprzednio rękojeść czerwonego miecza opadała teraz z powrotem do oczekującej go już dłoni. Grom musiał więc zdążyć uderzyć nim Sith zdoła się zastawić.

    I nie zdążył. Ostrza zwarły się ze sobą z głośnym sykiem a siła ciosu popchnęła Zebraka w tył, akurat tuż przed Jedi. Pomieszczenie zalała fala syków i skwierczeń kiedy cztery ostrza zderzały się ze sobą wręcz z niewyobrażalna prędkością. Dopiero teraz, w tej w tej śmiercionośnej burzy zarówno Grom jak i Karra zdali sobie sprawę jak marne były ich szanse w pojedynkę w walce z tym wrogiem. Jednak Sith również nie miał z nimi lekko, co chwile musiał przeskakiwać z jednego miejsca w drugie aby choć na chwile oderwać się od któregoś z przeciwników. Wiedział iż przewyższa oboje i szybkością i umiejętnościami, jednak walka naraz z dwójką oponentów wyrównywała szansę.

    Właśnie ponownie odskoczył od mężczyzny i wylądował miękko za plecami kobiety, nieomal od razu uderzając oboma mieczami. Karra instynktownie opadła na kolano blokując ciosy z góry, trzymanym oburącz mieczem kiedy zobaczył jak przez twarz Gul’men’Tala przebiegł cień uśmiechu i potężne pchnięcie Mocy rzuciło ją na jeden ze wsporników.

    - Jeszcze tylko jeden – szepnął Zebrak i ledwo to zrobił Grom był już przy nim. Zamaszyście uderzył trzymanym w lewej ręce mieczem natrafiając na blokadę stworzoną przez, trzymany już teraz klasycznie, zielony miecz Sitha, jednak nadał ciosowi taka siłę, iż zepchną on blokadę przeciwnika po łuku i dwa skrzyżowane miecze uderzyły w czerwone ostrze blokując je pod sobą. I wtedy Grom zrobił coś czego nie zrobił by żaden Jedi. Z tego też powodu, nastawiony na walkę z nimi Sith nie zdążył w żaden sposób zareagować. Twarda jak hartowana stal, pięść trafiła Zebraka pod lewe oko miażdżąc kości policzkowe i zęby a jego samego odrywając od podłoża i posyłając w łagodny lot w dal. Nieomal ogłuszony Gul’men’Tal, zaraz po wylądowaniu podniósł wzrok i zarejestrował zbliżającą się do niego olbrzyma trzymając gotowy do ciosu świetlny miecz o fioletowej klindze. Jego lewa dłoń momentalnie puściła rękojeść miecza i uniosła się mierząc w nacierającego przeciwnika. Błyskawica która z niej wystrzeliła trafiła atakującego w tors, oplatając swoim promieniem i uniosła na ponad metr w górę, poczym rzuciła do tyłu. Wściekły Sith zerwał się sprężyście na równo nogi i łapiąc swój czerwony miecz oburącz doskoczył do powalonego przeciwnika szykując się do ciosu

    Karra obserwowała to wszystko przez na wpół przymglone od uderzenia oczy, jednak kiedy zobaczyła padającego przyjaciela, mgła nagle opadła a umysł odzyskał jasność myślenia. Wiedziała iż nie zdąży wstać i doskoczyć do Zebraka na tyle szybko aby go zatrzymać, zrobiła więc jedyną rzecz jaka przyszła jej do głowy. Ścisnęła rękojeść miecza mocą i z cała siła swojej desperacji cisnęła wirujące ostrze w stronę Gul’men’Tala. Ostrze uderzyło jednak pod niewłaściwym kątem, rękojeścią w kręgosłup Sitha i tylko koniuszek niebieskiego promienia musną łopatkę celu. To jednak wystarczyło aby zdekoncentrować Zebraka i opóźnić go o sekundę, której potrzebował aby przezwyciężyć nagły impuls bólu. Dla Groma było to wystarczająco dużo czasu. Przyzwany mocą miecz wylądował miękko w jego dłoni i Grom od razu wyprowadził prosty cios.

    Z początku strach rozlał się po jego wnętrznościach jak olej, zimny i lepki kiedy ocenił że nie trafił. Sith bowiem nadal stał patrząc na niego uważnym wzrokiem, dopiero po chwili jego głowa przesunęła się lekko, poczym spadła z ramion uderzając o pokład obok mężczyzny a ciało wylądowało na nim. Momentalnie zrzucił je z siebie i co sił w nogach podbiegł do Karry. Spojrzała na niego uśmiechając się

    - Myślałam że problemy Jedi masz głęboko w ... nosie – powiedziała naśladując jego ton głosu

    - I dobrze myślałaś – odparł pomagając jej wstać – ale troszczę się o swoich przyjaciół.

    Kobieta otoczyła jego szyje ramionami i pocałowała go w czubek nosa, on zaś się uśmiechną szelmowsko

    - Poza tym – burkną – wiesz za ile można tu sprzedać miecz świetlny?

    Tutaj można komentować to opowiadanie

    Coen
    Participant
    #37912

    Przeznaczenie tematu jest raczej wiadome.Gwoli wyjaśnienia:1) opowiadani to napisałem dosc dawno zostalo jednak ostatnio zrewidowane2) zostało umieszczone w dziale cykle, bowiem kolejna czesc pojawi sie dzisiaj, lub najdalej jutro.

    Anonymous
    Guest
    #37914

    Fajne opowiadanie Coenie, naprawdę 🙂 , nie wiedziałem , że prowadzisz tak szeroką twórczość B5, ST i teraz SW, jeszcze SG brakuje... 😉 , jeszcze raz brawo!!!!PS:Podobają mi się metody walki Groma z sithami 😀

    Coen
    Participant
    #37915

    w SG nie do konca potrafił bym sie odnaleść:) Choć są plany nad opowiadaniami dziejacymi się w świecie SAAB;) Ale to tylko plany.Ciesze się, że się podobało, mam nadzieje, ze kolejny 'odcinek' równiez przypadnie Ci do gustu.Zaś co do metod walki... w SW chyba zapomniano co moze dac duża siła i porzadny spierpowy:) Postanowiłem to czesciowo skorygować;)

    Zarathos
    Participant
    #37917

    Gdzies juz to chyba widzialem 😀 Niemniej jednak przyjemnie sie czytalo.

    Coen
    Participant
    #37920

    Autor: Grzegorz "Coen" Skowyra

    Cykl: Im więcej się zmienia...

    Tytuł: Ponowne spotkanie

    Uniwersum: Star Wars

    Strona domowa: w przygotowaniu

    Warunki prawne: Opowiadanie może być rozpowszechniane bez zgody autora tak długo jak nie pobiera się za to żadnych opłat ani nie ponosi innych korzyści materialnych.

    Kerra położyła głowę na splecionych razem dłoniach i zamruczała z zadowolenia. Grom uśmiechną się słysząc to mruczenie i delikatnie zwiększył nacisk dłoni oraz palców na jej stopy masując spięte, drobne mięśnie oraz stawy. Leżeli oboje w samej bieliźnie w niewielkim, i dość twardym, ale za to wyścielanym granatowo-fioletowym jedwabiami łóżku w Pudełku – frachtowcu Groma. Ona na brzuchu, pomrukując z zadowolenia kiedy masaż przenosił się powoli na kostki i pięty, on zaś oparty wygodnie o ścianę z lubością wpatrywał w wypięte krągłości. Gdyby ktoś ich z boku obserwował mógłby dojść do wniosku iż idealnym porównaniem jeśli idzie o te parę było by porównanie do drzew. Młoda, wąska i piękna wiśnia rosnąca obok, wiekowego, potężnego i posępnego dębu.

    - Ehhh... – westchnęła – miałeś racje, tego mi było potrzeba.

    On nic nie odpowiedział przechodząc z masażem na łydki, przyciskając delikatnie jej stopy do swojej szerokiej, zarośniętej klatki piersiowej. Mieli jeszcze trzy godziny do planowego spotkania z ich dawnym mistrzem, liczył więc iż skończy masaż i się jeszcze troszkę prześpią. Pracowali w końcu na maksymalnych obrotach przez ostatnie dziesięć godzin aby zdążyć w pięć godzin zrobić to co obsługa Śmieciowiska zaplanowała na czternaście i potem zdążyć jeszcze na miejsce spotkania. I o ironio losu, dopiero kiedy dolecieli doszła wiadomość od Starego iż jego statek miał awarie i będzie dopiero za sześć godzin. Umyli się więc, zjedli porządny posiłek, a teraz próbowali zrelaksować i rozluźnić na ile to możliwe.

    Godzinę później przytuleni do siebie oglądali ‘Zemstę Lepaka’, stary holofilm sensacyjny opowiadający o Mandaloriannienie, który został oszukany przez Sithów w wyniku czego zabił swojego przyjaciela i teraz się mścił na fanach ciemnej strony Mocy. Grom znał go już prawie na pamięć, był w końcu fanem aktora Ducana Hugha, jednak oglądał nadal z wielką przyjemnością, tym bardziej, że Kerra nigdy tego filmu nie widziała. Właśnie miała być scena kiedy przez rozerwaną eksplozją ścianę, Lepak wchodzi do Akademii Floty Sithów i informuje, wręcz nienaturalnie spokojnym głosem, wszystkich zebranych w auli kadetów iż jeśli odejdą teraz i już nigdy nie wrócą to przeżyją, kiedy nagle zawył żałośnie alarm Pudełka. Grom odsuną kobietę i momentalnie skoczył na równe nogi, poczym pognał do sterówki. Człapiąc głośno, bosymi stopami po zimnym, metalowym pokładzie dopadł w końcu do swojego wzmacnianego fotela i przejrzał wszystkie czujniki oraz zapisy.

    - Co się stało? – spytała Kerra kiedy dołączyła do niego niespełna dwadzieścia sekund później. Swoje wdzięki skryła pod krótkim szlafroczkiem.

    - Jakiś okręt, wyskoczył z hiperprzestrzeni niespełna czterdzieści tysięcy kilometrów od nas. – odparł zaczynając operować sterami. Przypominający w rzucie górnym saperkę okręt posłuchał przekazywanych przez stery rozkazów swojego pana i przyśpieszając gwałtownie uniósł nos, wykręcając w ładnej beczce, aby zbliżyć się do gościa po ostrożnym, szerokim łuku. Jedi zaczęła przeglądać dokładnie dane czujników i równe, delikatne brwi powędrowały jej prawie na sam szczyt głowy

    - Grom... – zaczęła – to jest fregata z czasów Starej Republiki, chyba nawet jeszcze z czasów wojen mandaloriańskich.

    Mężczyzna pokręcił tylko głową z niedowierzaniem i zwiększył ciąg w silnikach obierając bardziej bezpośredni kurs. Chciał to zobaczyć na własne oczy, wiedział bowiem że rozpozna każdy typ okrętu z tamtego okresu. W końcu jedną trzecia wolnego czasu spędzał w bibliotece Akademii. I po chwili z ogromnym zdziwieniem musiał potwierdzić analizę komputera. Była to republikańska fregata dowodzenia, charakterystyczna, pionowa przednia sekcja nie pozwalała na żadne wątpliwości.

    - Czy czujniki są w stanie określić wiek tego staruszka? – spytał zmniejszając prędkość. Jasno było widać iż była to naprawdę wiekowa konstrukcja. Kadłub był w wielu miejscach dziurawy, sporej części uzbrojenia nie było, zaś charakterystyczny czerwony kolor był już dawno historią. Jednak jak sami byli przed chwilą światkami fregata nadal mogła latać.

    - Eeee... – Kerrze opadła szczeka – według czujników ma ona około czterech tysięcy, dwustu lat.

    Grom pokręcił głową jakby chciał się upewnić że nie śpi. Nie dość, że mieli przed sobą okręt takiego samego typu, jakie rozgromiły Imperium Sithów milenia temu to jeszcze wychodziło na to, iż była to jedna z pierwszych konstrukcji tego typu, będąca kiedyś szczytem techniki. Nagle fregata, ruszyła do przodu kierując się prosto na Pudełko, zaś zarówno Grom jak i Kerra poczuli bardzo silne tchnienie mocy. Niedoszły Jedi zagregował instynktownie przełączając dźwignię przepływu i jego corelliański frachtowiec klasy Berloz momentalnie wyrwał do tyłu oddalając się od starego okrętu wojennego. Chwilkę później odebrali przekaz. Jako że Pudełko nie miało holoemiterów komunikacyjnych usłyszeć mogli tylko głos.

    - Obawiajcie się nie. Nie waszej krzywdy chcę, spotkać się z wami jeno, Jedi młodzi.

    Mężczyzna i kobieta popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Mistrz Skywalker nie raz i nie dwa opowiadał o swoim nauczycielu Yodzie. Tyle że wielkouchy mędrzec przecież nie żył od dobrych kilkunastu lat.

    - Już dalej nie poleci ‘Gwiazda Alderanu’ – kontynuował tymczasem rozmówca – zaś do Akademii Jedi dostać się musze ja. Bym w tym celu przejść na wasz statek chciał.

    - Jasne...to znaczy oczywiście, zaraz ustawimy się śluza w śluzę – bąkną Grom otrząsając się ze zdziwienia i ponownie przesuną dźwignię przepływu, poczym operując sterami zadokował u boku większej od Pudełka Gwiazdy Alderanu. Nieomal natychmiast między obiema jednostkami powstał szczelny korytarz. Kiedy Grom wykonywał ten manewr Kerra ubrała się szybko, nie wypada w końcu przed kimś takim pokazywać się nieomal nago. Wiedziała co prawda iż nie był to Yoda, jednak był na pewno osobą mocno obdarzoną mocą, oraz wyraźnie wyczuwała od niego aurę jasnej strony, nawet przez grube poszycia statków. Grom po zadokowaniu wciągną tylko na siebie spodnie, nogi wcisną w buty poczym zarzucił na ramiona szeroką koszulę bez rękawów i zapinając guziki ruszył do drzwi. Stała już tam jego towarzyszka ubrana w swój zwykły, niekrępujący ruchów brązowo-niebieski strój i czekała na otwarcie drzwi od strony Pudełka. Jak były przemytnik zauważył z zadowoleniem miecz świetlny był przymocowany do jej pasa. Swój miał przymocowany w specjalnej uprzęży na krzyżach. Rozmyślania przerwał mu syk podnoszących się drzwi. Oboje ujrzeli charakterystyczną postać, która dziarsko wchodziła na postać

    - Chitsa nazywam się – odparł wielkouchy, zielonoskóry, niewysoki osobnik – na waszym statku gościnę zaszczytem dla mnie wielkim jest otrzymać.

    Jedi pierwsza ocknęła się z ogromnego zdziwienia

    - Ja jestem Kerra – przedstawiła się kłaniając nisko – to zaś jest Grom

    Niedoszły Jedi uniósł dłoń w powitalnym geście i spytał

    - Skoro ta piękność – wskazał na widoczną przez korytarz burtę fregaty – już dalej nie poleci to co z nią zrobić? Nasze czujniki pokazują ze nikogo żywego już tam niema.

    - Zniszczona Gwiazda powinna zostać – odparł Chitsa wchodząc głębiej na pokład i za wskazaniem ręki mężczyzny ruszając korytarzem. Grom skrzywił się lekko

    - Szkoda – odparł szczerze

    - To dlaczegusz – spytał gość unosząc wyżej uszy z wyraźnie wyczuwalnym zdziwieniem w głosie – do lotów nadaje się już nie, do niczego właściwie jej uzbrojenie też nadaje się nie, za wyjątkiem potyczek ze starszymi myśliwcami może tylko, za wolne jest na to choć.

    - Tak – przyznał mu racje niedoszły Jedi – jednak jakby nie patrzeć to zabytek.

    Kerra uśmiechnęła się tylko słysząc ton jego głosu a oczami wyobraźni widziała już swojego przyjaciela biegającego po starym pokładzie i zwiedzającego każdy, nawet najmniejszy zakamarek.

    - Zachować go chcesz jeśli – odparł zielonoskóry przekrzywiając tylko lekko głowę – niech opłatą za mój przelot będzie to.

    Mężczyzna uśmiechną się szeroko, jak dziecko z nową zabawką, widząc to kobieta nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.

    Chitsa popatrzył na oboje zdziwiony, wyraźnie zaskoczony ich zachowaniem. W końcu doszli do pomieszczenia dla pasażerów, które zostało trochę powiększone kosztem przestrzeni ładunkowej. W centrum znajdował się prosty metalowy stół otoczony przez osiem krzeseł, w rogach zaś stały narożniki zdolne pomieścić 4 osoby każdy i przy nich stały niewielkie okrągłe stoliki, w tym jeden do szachów. W ścianach znajdowały się wnęki, w których przygotowano w sumie osiem łóżek, wszystkie posiadały niewielki materac, poduszkę, prześcieradło oraz zwykły koc, do każdego z nich prowadziła prosta drabinka. Pomieszczenie posiadało w sumie cztery drzwi, jedne, którymi weszli prowadziły do włazu osobowego, kolejne te na prawo do ładowni, te na wprost do kuchni, natomiast ostatnie na lewo do kokpitu. Jakby domyślając się tego wielkouchy powiedział

    - W drogę ruszać powinniśmy, nie mogące czekać informacje wielkiej wagi mam do przekazania radzie Jedi

    - Chodźmy więc – mrukną Grom ruszając szybko na lewo. Jedi poszła za nim ale wolniej, dostosowując tępo marszu do możliwości krótkich nóg gościa.

    - Musisz jednak wiedzieć – powiedziała – że niema czegoś takiego jak Rada Jedi.

    Zielonoskóry popatrzył na nią zdziwiony więc wyjaśniła

    - Akademią rządzi jej rekonstruktor, Luke Skywalker, pomaga mu też piątka innych Jedi, jednak trudno nazwać to radą.

    - Rozumiem – odparł jej rozmówca – zaiste, wiele się zmieniło od upadku Republiki.

    Weszli właśnie do sterówki gdzie Grom kończył wprowadzać współrzędne. Kobieta usiadła na stanowisku drugiego pilota zaś Chitsa staną za nimi.

    Pudełko słuchając przez stery rozkazów swojego właściciela przyśpieszyło ustawiając się na odpowiednim kursie poczym nagle skoczyło do przodu wchodząc w hiperprzestrzeń...

    Akademickie lądowisko dla większych jednostek było przystosowane dla Ślicznotki, czyli osobistego okrętu Lando Calrissiana, czyli dla największej jednostki, która musiała sama lądować a znajdowała się w ‘bezpośrednim posiadaniu’ osobistych przyjaciół Lukea. Z tego też powodu Pudełko bez problemu się tam mieściło. Grom siedział na okalającym lądowisku murku obserwując piękny zachód słońca, znikającego za górami, trochę na prawo od doskonale widocznego gazowego giganta, na księżycu, którego mieściła się akademia. Czuł się lekko jakby wrócił do domu, jednak świadomość tego iż jego prawdziwy dom został zdradzony przez Nową Republikę – organizacje której nieomal oddał kiedyś życie – i musiał prowadzić osamotnioną, nierówną walkę, bolał go nadal nieomal fizycznie. Postanowił odegnać od siebie te myśli skupiając się na ostatnich promieniach słońca. Chitsa od trzech godzin naradzał się z wszystkim mistrzami Jedi, którzy byli w kompleksie, Kerra zaś przygotowywała raport o pokonaniu tamtego Sitha. Nim zaś póki co nikt się nie interesował. Zwiedził wiec ponownie całą Akademie, wraz z podziemiami. Zauważył, że niewiele się tu zmieniło za te trzy lata...wszystko było tylko troszkę bardziej zdewastowane, ale nieznacznie. Władze nowej Republiki już kilkukrotnie proponowały Lukeowi renowacje wszystkich zabudowań, jednak Skywalker odmawiał twierdząc, iż ten stan lekkiego zniszczenia nawet wspomaga ćwiczenie się w mocy, w dodatku wielu uczniów lubiło wolny czas poświecić renowacji kompleksu, choć wydawało się to dość niewykonalne. Niedoszły Jedi zastanawiał się przechodząc przez tereny szkoleniowe czy nie poćwiczyć znowu swoich umiejętności ale, jako że zbliżał się już wieczór zrezygnował z tego pomysłu, zamiast tego udał się do biblioteki ponownie wyciągając informacje o fregatach tej klasy co Gwiazda Alderanu. Była to zadziwiająca konstrukcja. Niby, niejako delikatna, powolna i słabo uzbrojona a jednak doskonale się sprawdzająca tak w konfrontacji z siłami jego przodków jak i Sithów, w czasie ogromnych wojen z tamtego czasu. A on miał zaszczyt widzieć taką z odległości zaledwie kilku metrów, pomimo upływu ponad czterech tysięcy lat od kiedy przestano je budować.

    - Słyszałam iż mnie szukałeś – usłyszał nagle łagodny, słodki głos. Odwrócił się do jego źródła i zobaczył idącą w jego srebrnowłosą, jasnooką kobietę o przykuwającej uwagę urodzie.

    - Owszem mistrzyni Tionno – odparł wstając i delikatnie się skłaniając przed swoją byłą nauczycielką. Ona zaś uśmiechnęła się i objęła go przytulając.

    - Co porabiał przez ostatnie lata mój najbardziej wyrwały uczeń? – spytała uśmiechając się, siadając obok na murku.

    - Długo by wymieć – odparł siadając obok – jednak mogę mieć dla ciebie pewną ciekawą zabawkę z twojego historycznego podwórka

    - O – odparła mocno zdziwiona - co takiego?

    - Hmmm... pomyślmy – odparł przemytnik z udaną zadumą drapiąc się po pokrytej całodniowym zarostem brodzie – jest to stare, ma ponad czterdzieści wieków. Jest dość słabo uzbrojone, słabo opancerzone i powolne. A i zapomniałem dodać, że cholernie skuteczne.

    - Fregata dowodzenia z czasów wojen z Sithami? – spytała z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami – w jakim stanie?

    - Napęd nie działa, większość uzbrojenia też, jest trochę dziurawa tu i tam, ale nadal w jednym kawałku.

    - Gdzie? – odparła Tionna a jej perłowe oczy świeciły się nieomal identycznie jak przedtem u Groma, co dało się zauważyć nawet pomimo panującego już półmroku, rozpraszanego tylko przez światła lądowiska, które były skierowane na statek, nie murek.

    Niedoszły Jedi uśmiechną się szeroko

    - Chodź, komputer Pudełka ma zapisane wszystkie współrzędne.

    Mistrzyni Jedi, zajmująca się odkrywaniem historii wstała od razu i ruszyła w stronę frachtowca klasy Barloz. Mężczyzna szedł bok niej kiedy nagle narastający ryk silników przykuł jego uwagę. Zobaczył jak do doku dla mniejszych jednostek wchodził myśliwiec klasy A-Wing. Był doskonale oświetlony przez śledzące go światła lądowiska. Grom skrzywił się lekko z tego powodu, najpewniej znaczyło to bowiem iż właśnie przybył Stary...

    Tutaj można komentować to opowiadanie

    Coen
    Participant
    #37921

    Zgodnie z zapowiedzią - kolejne opowiadanie na forum.

    Anonymous
    Guest
    #37922

    Coenie równie dobre jak poprzednia cześć 🙂 :1. Myślałem przez moment , że to Yoda 😉 2. Kim jest Stary??3. Pudełko to fajny okręt jest 😀 4. Masz ciekawą tendencję: w opow. ST człowiek , którego zdradziła Federacja ( tj. czuje się zdradzony ), w tym też człowiek , którego zdradziła Republika, w B5 człowiek , który pomaga Narnom. Czemu akurat tak???? W ten sposób dobierasz główne postaci??? 5. Grom to pseudonim Coena w opowiadaniu, czy po prostu 2 imię używane zamiennie??

    Coen
    Participant
    #37924

    Jak kiedys pisałem to opo to postac nazywała sie jeszcze Coen. Jeśli teraz zas to jest to znaczy ze umkneło przy zmienie imienia:)Zaś co do tendencji, w zadnym z uniwersów, głowna ludzka 'organizacja' nie spełnia moim wymogów. Dlatego wychodzi tak jak wychodzi.

    Co do Pudełka: jako młody chłopak byłem zafascynowany Sokołem i podabała mi sie idea takiego mełego zwrotnego czegoś. Tylko kokpit z zasłonieta spora czescia pola widzenia jakos do mnie nie przemawiał no i wysuniety maksymalnie na bok. Dlatego jak brałem sie za opo przyjrzałem sie jakie frachtowce sa do dyspozycji i wybór padł na poprzednika seri YT. Naturalnie, jest w nim wiecej modyfikacji, niż oryginalnych czesci;)

    Natomiast kwestia tego kim jest Stary wyjaśni się w opowiadaniach;)

    Coen
    Participant
    #38175

    Autor: Grzegorz "Coen" Skowyra

    Cykl: Im więcej się zmienia...

    Tytuł: Szczęście w nieszczęściu, część I

    Uniwersum: Star Wars

    Strona domowa: w przygotowaniu

    Warunki prawne: Opowiadanie może być rozpowszechniane bez zgody autora tak długo jak nie pobiera się za to żadnych opłat ani nie ponosi innych korzyści materialnych.

    Cicha muzyka leciała z ukrytych głośników w wydzielonej części ładowni Pudełka. Kiedy Grom przerabiał swój frachtowiec aby mógł przewozić więcej pasażerów część ładowni przerobił na osobistą salę ćwiczeń. Z racji rozmiarów statku nie była ona wielka, mieściła się w środku tylko wielofunkcyjna ławeczka, ciężary, drąg treningowy, oraz uchwyt pod sufitem służący do podciągania się. Niedoszły Jedi korzystał właśnie z niego. Zwiększywszy odpowiednio masę swego ciała dwoma 75 kilogramowymi ciężarami starał się zapomnieć o porannym spotkaniu ze Starym. Tak jak przypuszczał nie poszło ono najlepiej. Jego były nauczyciel mówiąc w uproszeniu miał do przemytnika żal o porzucenie nauki, on zaś miał do ponad stu letniego Jedi o to, iż nie pomógł mu trzy lata temu.

    - Czy ty aby nie przesadzasz? – usłyszał nagle za plecami kobiecy, rozbawiony głos. Przemytnik zdziwił się nie licho, iż był tak zamyślony, że jej nie usłyszał, jednak nie przerwał treningu. Podciągną się ponownie, poczym zmienił rękę i zaczął powtarzać serie także na niej.

    - Nie – odpowiedział spokojnie i bez drżenia w głosie, choć ciało znaczył mu pot – na tych waszych planetkach zawsze czuje się jakbym nic nie ważył. W tych warunkach ćwiczenie innego typu mijałoby się z celem.

    - Nigdy mi nie powiedziałeś – Kerra zagadała po chwili siadając na ławeczce jednak zobaczywszy założony na nie ogrom ciężaru pokręciła tylko głową i kontynuowała – dlaczego opuściłeś swoja ojczyznę po wojnie z Patrią. Wygraliście przecież.

    - Powód był banalnie prosty – odparł ująwszy drążek oburącz i zaczynając podciągać się na obu rękach, ale w nachwycie – Aezir potrzebuje pieniędzy. Wojna bardzo mocno nadszarpnęła nasza gospodarkę oraz zdolności produkcyjne. Postanowiłem więc włożyć swój mały wkład i tak przez te lata odprowadzałem większość zysków do domu.

    - Nigdy... – Jedi zaczęła, jednak urwała niepewna czy chce usłyszeć odpowiedź. Grom usłyszawszy jej ton zeskoczył z powrotem na pokład i zdjąwszy ciężary kucnął przed nią.

    - O co chodzi? – spytał ująwszy jej dłonie w swoje.

    - Nigdy nie opowiadałeś mi o tej wojnie – powiedziała w końcu podnosząc na niego wzrok – nawet w listach które czasem wysyłałeś nic o niej nie wspominałeś.

    Mężczyzna westchnął i usiadł ze skrzyżowanymi nogami na przeciwko niej.

    - Nie był to bowiem najładniejszy widok – zaczął w końcu - Patryjczycy mieli nad nami co najmniej dwukrotną przewagę liczebną, oraz niewymierną przewagę technologiczną. Nim wróciłem do domu, dwie nasze najdalsze kolonie - Kath-path i Neo-batalisk – zostały już zdobyte a flota wroga rozgromiła trzy nasze flotylle obrony zewnętrznej. Ich korsarze zaczęli się zapuszczać w nasze wewnętrzne układy.

    - Jak więc się wam udało? – spytała kobieta – słyszałam tylko, że rozgromiliście ich główne siły w jakiejś dużej bitwie.

    - Tak – Grom uśmiechnął się pod nosem – na orbicie Nowego Malachoru. Kilka naszych mniejszych statków ściągnęło flotę wroga w z góry określony punk orbity i dokładnie w tym miejscu ziejąc ogniem ze wszystkiego, co się dało z hiperprzestrzeni wyskoczyła prawie cała nasza flota. Patryjczycy nie wiedzieli, co się dzieje i zaczęli grzać do wszystkiego w koło, często trafiając samych siebie. W ogólnym chaosie ich szyki się złamały i salwowali się ucieczką, ale planeta znacznie ograniczała ich możliwości.

    - Ale zaraz... – kobieta przerwała mu unosząc brew – przecież nie da się wyjść z hiperprzestrzeni wewnątrz wrogiej floty. Skupisko statków generuje zakłócenia grawitacyjne, które uniemożliwiają takie manewry. Zwłaszcza na orbicie planet.

    - Ta niemożliwość to tylko ograniczenie programowe – niedoszły Jedi pokręcił tylko głową uśmiechając się – można je zdjąć jak każde inne.

    - Tyle, że wtedy będziecie wpadać na różne obiekty – Kerra odparła zaskoczona – a jak mieliście wyjść wewnątrz floty wroga to wpadniecie na kogoś było nieomal pewne.

    - Nie wpadaliśmy na siebie, bowiem każdy okręt miał dokładnie określone koordynaty wyjścia, z tego samego też powodu nie wpadliśmy na planetę – Grom mówiąc to przymknął oczy jakby próbował jak najlepiej przypomnieć sobie tamte wydarzenia – jedynymi niewiadomymi były punkty, w których będą ich okrętu. I tu miałaś racje, bez zabezpieczenia, można łupnąć w coś. Tym czymś były trzy okręty wroga, staranowane przez trzy nasze jednostki, każda z ponad setką wojowników na pokładzie...w każdym razie jednym ze zniszczonych w ten sposób okrętów był Złoty świt – patryjski okręt flagowy. Straciwszy go, patryjczycy byli przez chwile zdezorientowani. Na tyle długo abyśmy zdołali przełamać ich szyki i osiągnąć zwycięstwo.

    - Brałeś udział w tej bitwie? – Jedi spytała patrząc szeroko rozwartymi oczami

    - Nie – odparł uśmiechnąwszy się lekko – z powodu mojego przeszkolenia we władaniu mocą trafiłem do Drużyny – naszych oddziałów specjalnych. W czasie bitwy Nowy Malachor wraz ze swoim oddziałem niszczyłem główna stocznie wroga w systemie Kiruna. Wraz z jej zagładą jak i innych ich większych stoczni dokonanych przez inne Drużyny rozgromienie floty nad Malachorem złamało możliwości bojowe i ducha wroga. Wojna trwała, co prawda jeszcze miesiąc, ale było to już tylko pasmo łatwych zwycięstw a potem podpisali pakt pokojowy.

    - Czyli odegrałeś istotna rolę w waszym zwycięstwie – Kerra uśmiechnęła się bardziej pytając niż stwierdzając.

    - Strategicznie – tak. Medialnie – nie – Grom odparł również się uśmiechając, zaś widząc jej pytające spojrzenie szybko wyjaśnił – ludzie wolą myśleć o zwycięstwie jako o walce dzielnych rycerzy w lśniących zbrojach, nie o walczących z cienia żołnierzach, wojujących daleko od linii frontu.

    - Jak to?

    - Dziwi cię to? Przecież w Nowej Republice masz to samo. Wszyscy pamiętają Lando Carlissiana i Wedga Antillesa, którzy zniszczyli drugą Gwiazdę Śmierci, a nikt nie pamięta nazwiska komandosów, którzy umożliwili tej dwójce w ogóle dostanie się do środka. Nie licząc oczywiście Hana Solo i Chewbacce, którzy wzięli udział w zniszczeniu pierwszej Gwiazdy Śmierci.

    Jedi pokiwała głową, poczym spojrzała na niego uważnie.

    - Znaczy, że masz galaktyce za złe, iż nie zostałeś bohaterem.

    Grom odchylił głowę do tylu i zaśmiał się szczerze.

    - W życiu – odpowiedział spojrzawszy na nią – dzięki temu mogłem, bowiem wziąć udział w innej wspanialej bitwie. Tylko ja i dwudziestu dziewięciu moich przyjaciół z oddziału przeciwko ponad 150 żołnierzom ochrony Patrii i przeszło tysiącowi robotników. W trakcie tej walki bardziej niż kiedykolwiek wcześniej wiedziałem, co popchnęło moich przodków do ataku na Starą Republikę cztery milenia temu.

    - Znaczy uważasz, że zniszczenia, których dokonali wtedy Mandalorianie były usprawiedliwione? – Kerra spytała z olbrzymim zdziwieniem.

    - Oczywiście, że nie – niedoszły Jedi opowiedział spojrzawszy jej w oczy – pojęcie honoru naszych przodków było wtedy prymitywne i niedoskonałe. Ale to właśnie następstwa tych wojen dały nam możliwość rozwinąć te prymitywne podstawy i stworzyć kodeks honorowy, który jest teraz wyznacznikiem jak należy postępować dla wszystkich Aezirczyków. Ale wtedy w tej stoczni....kiedy przebijaliśmy się przez ochronę do doków aby uciec...Wtedy poznałem prawdziwą przyjemność płynącą z bitwy, zrozumiałem też w pełni to jak dawni Mandalorianie postrzegali honor. Honor płynący z wielkiej bitwy przeciw przeważającym siłą. Nie ważne, czy zwycięskiej, czy przegranej grunt, aby przeprowadzonej do końca.

    Kobieta otwarła usta, aby coś mu odpowiedzieć, zamknęła je jednak i uśmiechnęła się kwaśno. Żadną miarą nie rozumiała, o czym mówi. Sama w bitwie brała udział zaledwie trzy razy w życiu wliczając w to ich niedawne starcie z Sithem. Nie miało to jednak znaczenia. Nie mówiąc już nic wstała i usiadła obok niego przytulając się do jego boku. Grom uśmiechnął się szeroko kręcąc tylko głową objął ją ramieniem.

    - Wybacz, że spytam, ale przyszł... – zaczął szelmowskim tonem, kiedy głośne pytanie z zewnątrz statku przerwało mu.

    - Jest tam kto?!

    Aezirczyk rozpoznał ten głos i westchnąwszy ciężko odkrzyknął

    - Wejdź! – cicho zaś dodał – świat byłby o wiele lepszy jakby rycerze Jedi mieli lepsze wyczucie czasu.

    W odpowiedzi na to Kerra trzasnęła go lekko łokciem w brzuch skrzywiła się jednak od razu zastanawiając, kto na tym bardziej ucierpiał. Odniosło jednak efekt.

    - Z wyjątkiem obecnych – Grom dorzucił szybko. Kobieta tylko się uśmiechnęła i wstała. Mężczyzna poszedł w jej ślady mrucząc coś pod nosem.

    Dotarli do kabiny pasażerskiej mniej więcej w tej samej chwili, co ich gość.

    - Witaj Kyle – Grom z uśmiechem uścisną podaną mu prawice, wyższego od siebie, ale ponad dwa razy mniejszego, brodatego, szpakowatego mężczyzny.

    - Dobrze cię widzieć chłopcze – Kararn również się uśmiechnął, bez mrugnięcia okiem znosząc stalowy uścisk byłego ucznia szkoły, w której sam nauczał – ile to już minęło? Dwa lata?

    - Z okładem.

    - Zaraz... to spotkaliście się po tym jak odszedłeś z Akademii? – kobieta spytała patrząc to na jednego to na drugiego.

    - Owszem – odparł jej mistrz Jedi, przemytnik zaś wyjaśnił dokładniej

    - Wpadliśmy na siebie na Telos, niedługo po wojnie. Kyle podał mi namiary na kilku handlarzy statkami na tej planecie.

    - Tak, choć nie mogę uwierzyć, że kupiłeś takie zardzewiałe pudło – Starszy mężczyzna odpowiedział kwaśno rozglądając się krytycznie po wnętrzu, nie miał się jednak do czego przyczepić.

    - Z tego co pamiętam wtedy też nie mogłeś i użyłeś zdaje się tych samych słów – odparł mu przemytnik splatając ramiona na piersi, zaś widząc szybko w górę brwi kobiety zwrócił się do niej – chyba nie sądziłaś, że nazwa statku to jakiś przypadek?

    Młoda Jedi nie wytrzymała i zaczęła się głośno śmiać. Kyle i Grom również zachichotali rozbawieni.

    - No ale starczy tych wspomnień – niedoszły Jedi podrapał się po niedawno ogolonym policzku – miałem się brać właśnie za jakieś śniadanie. Wiem, że ten niepozorny głodomór płci pięknej

    - Hej! – Kerra wtrąciła urażona, próbując sprzedać przemytnikowi kuksańca, jednak trafiła tylko w przygotowaną na to dłoń, on zaś kontynuował spokojnie

    - ...na pewno się nie oprze moim sasikom z rusztu, ale czy i ty Kyle tez się dołączasz? Musze wiedzieć czy robić porcje dla dwóch osób czy trzech.

    - Dla czterech, Jan zaraz do nas dołączy – Katarn odparł uśmiechając się, spoważniał jednak szybko – a jeśli pozwolisz, przy śniadaniu chciałbym omówić prośbę o przysługę z która tu w ogóle przyszedłem.

    - A ja sądziłem, że pofatygowałeś się tu aby spotkać dawnego ucznia i kumpla – Grom odparł udając urażenie w czym zaraz takim samym, przesadzonym tonem zawtórowała mu kobieta. Kyle starał się, naprawdę się starał, ale nie mógł się nie parsknąć śmiechem...

    Nadziany na stalowy pręt spory kawałek mięsa skwierczał radośnie na wolnym ogniu roztaczając wszem i wobec zapach potęgujący znacznie apetyt całej trójki. Grom jednak z niezmąconym spokojem, odwlekał czas podania posiłku, dbając aby był odpowiednio przygotowany. Jedi siedzieli więc na narożnej ławie, przy kwadratowym stole dla nawet ośmiu osób i wytężali swoją wyćwiczoną cierpliwość, jednak któreś z nich co chwile nie wytrzymywało i pytało jak długo jeszcze. Aezirczyk za każdym razem ściągał mięso z rusztu i oglądał dokładnie, poczym mówił, ze jeszcze chwile. Dopiero tak gdzieś po siódmym razie z szelmowskim uśmiechem odparł, że już by było, gdyby co chwile nie musiał zdejmować i sprawdzać ile jeszcze zostało do zrobienia. O mało nie został za to zlinczowany.

    Kuchnia pudełka rozmiarowi była trochę większa od siłowni, była jednak znacznie niższa. Kiedy Katarn wszedł do niej zaszurał włosami o sufit. Na szczęście źródła światła były umieszczone w ścianie po lewej, nad długim na cała jej długość – nie licząc dwukomorowego zlewu - blatem zastawionym teraz naczyniami, z przyprawami i olejami. Przy blacie znajdowała się również, wysoka do sufitu lodówka z zamrażarka, po przeciwnej zaś stronie spore, otwarte od góry palenisko. Oboje Jedi zdziwili się mocno odkrywszy, że w panelu za nim znajduje się otwarty przewód plazmowy, przemytnik zaś wyjaśnił im, że sposób, w jaki wykorzystać zasilanie okrętu w bezpośredni sposób do przyrządzania jedzenia odkrył w czasie wojny. Przez blisko dwa tygodnie wraz z kilkunastoma przyjaciółmi był wtedy zamknięty na zautomatyzowanym frachtowcu wroga, który obsługiwać miały tylko roboty. A, że sposób okazał się dobry.

    - Dobra, jeszcze chwile i już – Grom pokiwał głową zdejmując pieczeń z rusztu i zabierając się za ostatnie przygotowania. Zaczynając kroić bulwy C'kara aby skroplić ich błękitnym sokiem każdy odcięty pasek mięsa postanowił dowiedzieć się w końcu o co chodzi.

    - Mówiłeś coś o jakiejś przysłudze – zaczął, nie odwracając się jednak do przyjaciół – zechciałbyś wyjaśnić, o co chodzi?

    Kyle kiwnął tylko głową. Dobry humor po wygranej z Kerra w łapy – co jest dość widowiskowe przy wykorzystaniu szybkości Jedi – od razu mu uleciał.

    - Dwa tygodnie temu wysłaliśmy oddział specjalny na imperialna planetę Kann II z zadaniem odkrycia, co robią tam Resztki Imperium. Niestety kontakt z nimi się urwał po wylądowaniu. Wysłaliśmy, więc tam drugą grupę z zadaniem odnalezienia pierwszej i również nie wrócili. Nowa Republika zwróciła się, więc w nocy z prośba o pomoc w tej sprawie do Zakonu Jedi, niestety większość rycerzy i mistrzów opuściła niedługo wcześniej Yavin aby sprawdzić rewelacje dostarczona nam przez waszego pasażera.

    - To znaczy jakie? – zaciekawiła się od razu Kerra.

    - To póki co poufne – odpowiedział jej mistrz, jednak od razu zapewnił – jeśli jednak informacje te się potwierdzą to zostaniecie poinformowani. Swoją drogą, zapomniałem Ci powiedzieć, że Ty też lecisz na te misję na Kann.

    Kobieta pokiwała tylko głową przyjmując to do wiadomości.

    - A na czym ona polega? – spytał niedoszły Jedi stawiając na stole talerze z obficie parującym posiłkiem. Goście od razu złapali za widelce i zabrali się do jedzenia z uznaniem kiwając głową dla kulinarnego kunsztu gospodarza.

    - To proste – Kyle powiedział z pełnymi ustami i popił podanym mu sokiem z owoców jagna – polecieć, sprawdzić co się tam stało, uratować kogo się da, skopać tyłki imperialistom i wrócić do domu.

    - O jakiej liczbie imperialnych mówimy? – przemytnik spytał rzeczowo również zaczynając jeść.

    - Trudno powiedzieć, ale raczej nie więcej niż pięćdziesięciu. Wiemy jednak, że reaktywowali swój stary posterunek na tej planecie, więc może tam być trochę robotów wartowniczych.

    - A czemu nie polecisz swoim statkiem?

    - Cóż... Jan zaczeła się nim niedawno bawić i rozbebeszyła mi Kruczy Pazór rozrzucając wnętrzności po całej Akademii...

    - Wcale tego nie zrobiłam – usłyszeli nagle urażony kobiecy głos poprzedzony przez syk otwieranych drzwi – najwyżej po całym głównym hangarze, ale to nie moja wina, że szlag trafił najbardziej zakopany oscylator mocy i cewki napędowe postanowiły jak jeden maż...

    - Zechce pani może usiąść i się posilić... – Grom przerwał jej tyradę wiedząc, że jak każdy mechanik ta skośnooka, piękna kobieta potrafiłaby nawijać o swoim okręcie przez najbliższe dwa lata, jednak z błyskiem w oku dorzucił zaraz – pani Katarn.

    - Hej – Jan zareagowała z udawanym oburzeniem, zasiadła jednak bez szemrania do stołu łapiąc szybko za sztućce.

    - O przepraszam – Aezirczyk uniósł pojednawczo dłonie, poczym spojrzał na Kyla – to znaczy...panie Ors.

    - No – kobieta odparła tonem nie znoszącym sprzeciwu zaś w tym samym momencie mistrz Jedi powtórzył jej słowa sprzed chwili

    - Hej – ton zresztą też. Kerra nie zdołała już ukryć się ze śmiechem. Przemytnik również nie powstrzymał się od uśmiechu i spytał

    - To jak w końcu?

    Z krzywymi uśmiechami wieloletni kochankowie i jeszcze dawniejsi partnerzy pogrozili mu widelcami, w efekcie, czego młodsza kobieta musiała aż się złapać za powoli zaczynający boleć od śmiech brzuch.

    - W porządku – Grom pokręcił głową aby zmyć resztkę uśmiechu z twarzy – jak się domyślam Jan ma zostać i pilotować Pudełko podczas gdy my mocarze złazimy na Kann i odwalamy brudną robotę.

    - Dobrze się domyślasz – Katarn pokiwał głową, ponownie opuszczony przez dobry humor. Nie raz dziwiło go jak ten syn lodowej planety o sile grawitacji zdolnej wyginać stal był zdolny do tak szybkich przeskoków od śmiechu do poważnych spraw – zgadzasz się?

    - Owszem – niedoszły Jedi przytakną poczym dorzucił tonem nie znoszącym sprzeciwu – dziesięć tysięcy kredytów piechotą w końcu nie chodzi.

    Kyle pokiwał głową spodziewając się czegoś takiego.

    Niespełna dwie godziny później z cichym szumem silniczków startowych masywna, ponad czterdziestometrowa sylwetka transportowca klasy Barloz podniosła się nad kamienna płytę i skierowawszy dziobem w stronę nieba po włączeniu głównego silnika zaczęła szybko nabierać wysokości. Mniej więcej w tym samym czasie po drugiej stronie Yavina – gazowego giganta, na którego czwartym księżycu znajdowała się Akademia Jedi – z hipeprzestrzeni wyskoczył niewielki pojazd, poczym nie wykryty przez nikogo aktywował maskowanie. Gdyby ktokolwiek zdołał go wykryć wiedziałby tylko ze to stary typ promu...

    - W porządku... – Grom wszedł do głównej kabiny pasażerskiej akurat, aby zobaczyć jak żółte miecze świetlne Kerry i Kyla zderzają się w najlepsze z olbrzymią prędkością. Jan, która weszła zaraz za nim również się zatrzymała. Przyśpieszone przez użycie mocy ruchy rycerki i mistrza tworzyły z ostrzy rozmazane, szerokie smugi, kiedy jedno parowało zawzięte ataki drugiego z precyzją, która budziła olbrzymi podziw. Nagle jednak mężczyzna znalazł lukę w obronie młodej Jedi i szybkim ciosem przeszył ją na wylot. Kobieta stęknęła z bólu i opadła na podłogę. Gdyby walczyli prawdziwymi mieczami świetlnymi a nie treningowymi. Kerra była by już martwa. Pokręciła tylko niezadowolona głową poczym wstała sprężyście.

    - Jak wam poszło? – spytała zamiast narzekać ze znowu przegrała.

    - Nauczyłam się już pilotować ten statek – Jan odpowiedziała szybko, siadając obok niej i Kyle pod jedną ze ścian. Grom w tym czasie przestawił bez wysiłku główny stół na swoje miejsce, które musiał zwolnić, aby Jedi mogli poćwiczyć.

    - I całkiem nieźle ci ta nauka poszła – pochwalił ją siadając po przeciwnej stronie stolika do szachów na przysuniętym sobie krześle – mi chyba zajęło to dłużej.

    - Jakbyś umiał poprowadzić taką samoróbkę jak Kruka, to reszta jest potem betką – Jan odparła uśmiechając się – co mi przypomina, że będę musiała zamontować sobie w nim takie fotel pilota jaki tu masz. Jak w nim zasiadłam, poczułam się jak na jakimś liniowcu w centrum galaktyki.

    - Standardowe fotele były dla mnie za wąskie i za słabe – przemytnik wzruszył ramionami – a i to musiałem jeszcze dodatkowo wzmocnić.

    - Jak się chce ważyć więcej niż dwóch standardowych ludzi – Katarn uśmiechnął się szelmowsko, na co niedoszły Jedi pogroził mu tylko palcem, przerwał jednak i ziewnął szeroko.

    - Co mi przypomina – powiedział uśmiechając się przepraszająco – że dotrzemy do celu za blisko dziewięć godzin. Proponuje się wyspać póki jeszcze można.

    Jako, że ziewanie jest zaraźliwe, reszta zgodziła się bez problemu, poczym wstała i rozeszła się do wnęk w ścianie, w których były łóżka oceniając je krytycznie.

    - Kyle – Grom pociągnął na chwile na stronę – weźcie z Jan moją kabinę. Łóżko jest tam większe

    - Hmm... – Katarn popatrzył na niego jakby nie wiedział, o co chodzi – jesteś pewny?

    - No ba – przemytnik wyszczerzył się bezczelnie – tak jak fotel jest ono wzmocnione, więc dodatkowo tłumi drgania. A nie chce, aby mi się w połowie Pudełka kable i śruby poluzowały.

    - Co wy znowu knujecie? – spytała nagle Jan podchodząc do nich.

    - Kto? My? Nic – zapewnił ją mistrz Jedi poczym skinąwszy z podziękowaniem głowa Aezirczykowi, bez słowa schylił się i przerzuciwszy sobie kobietę przez ramie ruszył do drzwi.

    - Słodkich snów dzieciaki – rzucił wychodząc nie zważając na bardziej rozbawione niż oburzone protesty Jan.

    - Nie zapomnijcie zamknąć drzwi – rzuciła jeszcze za nimi Kerra rozbawiona zachowaniem przyjaciół. Gdyby Chitsa z nimi leciał miałby na pewno wielkie problemy z podniesieniem szczeki z pokładu.

    - Swoją droga – zaczęła kobieta rozpinając koszulę i patrząc krytycznie na wnękę z łóżkiem – jak ty chcesz się tam zmieścić?

    - Nie chcą – odpowiedział jej Grom ściągając poduszkę, koc i prześcieradło z jednego z łóżek, poczym poczłapał z nimi do głownego stołu na środku pokoju.

    - Hmmm... – Kerra zsunęła szybko spodnie i rzuciła je na podłogę obok koszuli i butów, obserwując jak jej olbrzymi przyjaciel szykuje sobie posłanie na metalowym stole – a podasz do tego posiłku jakieś przystawki.

    Przemytnik spojrzał tylko na nią wymownie również się rozbierając. Poczekał aż Jedi wsunęła się do wnęki poczym rzucił tylko krótkie

    - Światło – i pomieszczenie zaległo w ciemności. Mężczyzna wyciągną się wygodnie na stole przykrywając do pasa kocem. Używał go bardziej z przyzwyczajenia niż potrzeby. Sam nie pamiętał, kiedy ostatnio było mu zimno...

    Nim jednak zdążył zasnąć usłyszał klasyczne.

    - Grom... Grom, śpisz?

    Nie mogąc się powstrzymać od uśmiechu, postanowił jednak trochę podroczyć z przyjaciółką i przekręciwszy na bok powiedział

    - Tak...od dawna. Nie widać?

    W odpowiedzi poczuł tylko silne pacnięcie w tył głowy. Przekręcił się gwałtownie, aby zobaczyć leżącą na ziemi poduszkę

    'O nie...' pomyślał zaczynając zwijać szybko koc 'ta zniewaga krwi wymaga...'

    Tymczasem na Yavin powoli zapadał zmrok. Tarn Ysara, wysoki, czarnoskóry uczeń Jedi wracał z wolna z patrolu w puszczy, na którego wysłała go jego nauczycielka Mara Skywalker. Wiedział, że dziś nie zdąży, dlatego skierował się w stroną niedalekiego wodospadu, aby trochę popływać. Znał dobrze te okolice, lubił bardzo tu przebywać, przypominały mu, bowiem rodzime strony, pełne lasów i bujnego życia. Nigdzie tez nie czół tak bardzo mocy jak tu. Nagle jednak jego wyczulony słuch myśliwego wychwycił nienaturalny plusk jaki zakłócił zwykły szum wody. Zaintrygowany doskoczył do skraju drzew i oniemiał nieomal dostrzegłszy pływającą w niewielkim stawie tworzonym przez wodospad nagą kobietę. Dwa długie ogony na głowie zamiast włosów jasno dowodziły z jakiej jest rasy zaś czerwono-żołta, mokra skóra mieniła się złoto w promieniach zachodzącego słońca. Po chwili chyba dostrzegłszy go, Twi'lekanka zatrzymała się gwałtownie i podpłynęła do brzegu, poczym bez cienia wstydu wyszła na płytszą wodę i zakręciwszy ogonami tak aby okręciły się gładko wokoło jej szyi skinęła dłonią w jego kierunku. Dziwnie ośmielony jej zachowaniem uczeń odkleił się od drzewa i zaczął pomału schodzić w dół. Kobieta uśmiechnęła się i opierając dłonie na nagich biodrach, kręcąc nimi zalotnie również ruszyła w jego stronę. Kompletna nagość, pozwalająca Tarnowi bez żadnych przeszkód podziwiać jej smukłą talie, wąskie biodra i niewielkie piersi najwyraźniej zupełnie jej nie przeszkadzała. Dziwiąc się swojej własnej śmiałości uczeń Jedi objął kobietę w pasie i przyciągną miażdżąc usta w namiętnym pocałunku. Nieznana kobieta odwzajemniła mu się wtulając w jego ramiona i okręciwszy swą szczupłą nogę wokół jego ud. Tarn dziwił się samemu sobie zastanawiając, czemu się tak zachowuje. Nie znał w końcu tej kobiety, po raz pierwszy był z resztą z kobieta z poza jego planety a co dopiero rasy. Zebrawszy cała swoją wole oderwał na chwile swojej wargi od jej i spojrzał w jej piękną, gładką twarz oraz intensywne, rubinowe oczy.

    - Przepraszam...ja... – wydukał z trudem powstrzymując ogarniająca go namiętność, kobieta jednak uciszyła go kładąc czerwony, smukły palec na ustach.

    - Nie przejmuj się – powiedziała obdażając go pięknym uśmiechem, gładząc dłońmi po głowie – to nie będzie bolało.

    Uszu czarnoskórego chłopaka doszedł jeszcze dźwięk skręcanego karku. Twi'lekanka nie kłamała. Zabiła go szybko i kompletnie bezboleśnie. Następnie delikatnie ułożyła zwiotczałe gwałtownie ciało na brzegu, delikatnym ruchem zamykając mu oczy. Następnie szybko obszukała jego ciało zabierając kartę dostępu, i niewielki notatnik.

    - Miałeś racje – powiedziała wstając i odwracając do osoby która właśnie bezszelestnie wyszła z ciemniejącego lasu. Skrywający całą postać, wykonany z dziwnego materiału o szaro-czarnej barwie płaszcz był tak wykonany, aby w żaden sposób nie krępować ruchów, zaś duży kaptur skutecznie skrywał głowę osoby. Tak samo nieskrępowana przed nią jak i przed stygnącym już uczniem Twi'lakanka podała postaci notatnik.

    - Ten uczeń prowadził dziennik.

    - To powinno nam dostarczyć wszystkich potrzebnych informacji – postać skinęła głową, jej głos był zaś zimny i dziwny, jakby dochodzący zza grobu – dobrze się spisałaś Zaeno. Zbierz resztę, niech przygotują się do ataku.

    - Dobrze panie – kobieta skłoniła się postaci, poczym szybko ubrała się w swoją elegancką, wyraźnie podkreślającą jej kobiecość, ale jednocześnie niekrępująca w żaden sposób ruchów, krótką białą suknie, przypasała do uda podwójny, czarny miecz świetlny i wsunąwszy nogi w wysokie nad kolano, czarne buty i wbiegła pomiędzy drzewa...

    Tutaj można komentować to opowiadanie

    Zarathos
    Participant
    #38179

    Mila czesc dalsza - czyzby wykorzystanie pomyslu na PBEM 😀

    Coen
    Participant
    #38644

    Cóż...jako ze w jego kwesti cisza to uznałem, że można go użyć:) Poza tym po fakcie, to powstał przed kwestia PBEM'a i miał być do opo...wiec postanowiłem wrócic do starego projektu;)

    Coen
    Participant
    #38862

    Autor: Grzegorz "Coen" Skowyra

    Cykl: Im więcej się zmienia...

    Tytuł: Szczęście w nieszczęściu, część II

    Uniwersum: Star Wars

    Strona domowa: w przygotowaniu

    Warunki prawne: Opowiadanie może być rozpowszechniane bez zgody autora tak długo jak nie pobiera się za to żadnych opłat ani nie ponosi innych korzyści materialnych.

    Czarny, aksamitny całun wiecznie bezksiężycowej nocy już od kilku godzin spowijał bujne dżungle Yavinu 4. Pogrążona w ciemności, cicha i spokojna o tej porze stara świątynia Massassi zdawała się spać wraz z większością swoich mieszkańców – uczniów mistrza Jedi, Lucka Skywalkera. Nie wszyscy jednak spali w te piękną noc. Chłodny wiatr rozwiewał rzadkie, szpakowate włosy Chitsy, jednak przedstawiciel nieznanej postronnym nawet z nazwy rasy nie zwracał nawet najmniejszej uwagi. To co próbował dokonać wymagało od niego olbrzymiego skupienia i koncentracji, przez co niewysoki osobnik wprowadził siew bardzo głęboki trans. Koło niego mógłby wylądować olbrzymi transportowiec klasy GR-75 a Chitsa by tego nie zauważył. Nie, jego umysł z olbrzymim wysiłkiem próbował teraz wykonać jedno zdawałoby się proste zadanie. Poza granicami czasu i przestrzeni, przez moc podróżowało krótkie zdanie 'Ostrzeżenie zostało przekazane. Błąd odkryli i naprawili sami'. Pokonując w ten sposób dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy lat świetlnych zdanie to pozostawało nie wychwytywalne dla nikogo, ani zmysłami, ani technologia ani nawet mocą. To właśnie to ostatnie było najtrudniejsze. Nagle Chitsa otworzył gwałtownie oczy oddychając z trudem. Jego wysiłek odniósł skutek. Kiedy ścierpnięty, zmarznięty i zdrętwiały wstawał z trudem w swoich wielkich uszach nadal słyszał echo jakże bliskiego jego sercu kobiecego, ciepłego głosu. Wiadomość była równie krótka 'Zrozumiałam, przekaże innym. Dobra robota tato...'

    Niewielkie wnętrze kabiny pilota, jakim dysponuje prom klasy Sentinel regularnie wypełniał metaliczny dźwięk ostrza przesuwającego się po ostrzałce. Nezar uniósł idealnie utrzymaną i naostrzoną klingę na wysokość oczu i przyjrzał się jej krytycznie. Mimo, że nie dostrzegł żadnej nierówności krawędzi tnącej powrócił do przerwanej czynności. Pomagała mu się, bowiem skupić na o wiele poważniejszym zadaniu. Nagle jednak jego uwagę przykuła nagła zmiana na sensorach oznaczająca pojawienie się nowego okrętu. Wyskoczył z hiperprzestrzeni bardzo blisko planety, był do tego niewielki, więc mężczyzna wątpił, czy imperialni zdołali cokolwiek wykryć. Nezar szybko przebiegł palcami po klawiszach i przełącznikach czujników i na niewielkim ekranie pojawił się w miarę czytelny obraz frachtowca starej klasy Barloz. Czarne oczy mężczyzny zwęziły się gwałtownie a lewa ręka odezwała lekkim bólem. Rozpoznał, bowiem ten statek. Nagle jednak groźne oblicze łowcy nagród złagodniało a na ustach wykwitł lekki uśmiech. 'Kto wie' pomyślał 'może to rozwiązanie moich problemów...'

    - Hmmm – Kyle mruknął niezbyt zadowolony obserwując przez lornetkę jak na obchód wokół szaro-burego kompleksu – to już czwarty w ciągu piętnastu minut.

    - Niemożliwe, aby obeszli cały kompleks w tak krótkim czasie – zauważyła Kerra.

    - Więc albo wysłali większość swoich ludzi na spacer, albo wywiad się znowu popisał i imperialnych jest więcej – podsumował mistrz Jedi, zeskakując ze skały na którą się wdrapał w celach obserwacyjnych. Grom i Jan posadzili Pudełko w niewiele większej od niego rozpadlinie skalnej zaledwie niecałą godzinę marszu od starego, jeszcze republikańskiego posterunku zajmowanego obecnie przez siły Resztek Imperium. Lot na z niewielka emisją energii na niskim pułapie i w plątaninie skalnych szczytów i kanionów umożliwił im pozostanie nie wykrytymi. Gdyby było inaczej, przeciwnik dałby już o sobie znać.

    - Nie lubię się pakować w totalnie nieznany teren – Katarn westchnął podchodząc w stronę statku – nie mamy chyba jednak za bardzo wyjścia.

    - Obejrzmy zdjęcia, które zrobiłeś – Grom wzruszył ramionami pomagając przyjaciołom wspiąć się z powrotem na pokład – to zaplanujemy jak się tam dostać.

    - To później – usłyszeli nagle głos Jan dochodzący z kokpitu – lepiej tu przyjdźcie, odbieram wąskopasmowy przekaz, skierowany bezpośrednio do nas.

    Pozostali popatrzyli po sobie zdziwieni i szybko ruszyli w jej stronę. Kiedy tylko weszli kobieta powiedziała spokojnie

    - Są już wszyscy – w odpowiedzi z głośników dobiegł chłodny, rzeczowy głos.

    - Witam – usłyszawszy go niedoszły Jedi zacisnął szczęki, nie zdołał jednak powstrzymać wściekłego pomruku, rozmówca zaś usłyszawszy to odpowiedział z wyczuwalna w głosie groźbą – widzę, że mnie pamiętasz Mandalorianinie.

    - I to doskonale łowco nagród – odparł przemytnik przez zaciśnięte zęby. Pozostali spojrzeli na niego pytająco, on jednak nie zareagował na nieme pytania i ponownie zwrócił się do swojego rozmówcy – tak samo jak pamiętam kobietę, którą zabiłeś. Swoją drogą... jak tam ręka? Mam nadzieje, że nadal boli.

    Z głośnika przez chwile nic nie było słychać, w końcu jednak dobiegła ponownie spokojna odpowiedź, w której jednak dało się wyczuć groźbę.

    - Tylko, kiedy pada. Nie myśl jednak, że o niej zapomnę i...

    - Daruj sobie Corvus – Grom przerwał mu bez ogródek – i mów czego chcesz albo zwolnij kanał.

    - W porządku – dobiegło już ponownie zimnym i rzeczowym głosem – obserwowałem was, od kiedy wyskoczyliście, z hiperprzestrzeni i wasze zachowanie każe mi domyślić się, że jesteście tu w związku z imperialistami. Tak się składa, że mój klient również chce się pozbyć Resztek z Kann. Żołnierzy jest tam więcej niż się spodziewałem, nie mogę więc porwać się na nich sam. Dlatego będę skłonny wam pomóc.

    - A kim jest twój klient? – zaciekawiła się, niezbyt obeznana w tych sprawach młoda Jedi. Odpowiedziało jej tylko wymowne milczenie oraz odpowiednie spojrzenia pozostałych, za tak nieprzemyślane pytanie. Grom uśmiechnął się jednak lekko i położył jej uspokajająco dłoń na ramieniu. Jako jedyna nie obracała się w końcu w środowisku przemytników, łowców nagród, morderców, złodziei i innych łotrów. Nie musiała, więc wiedzieć, że na ogół bez odpowiedniego przymusu nie wyjawia się takich informacji.

    - Fajnie – przemytnik zwrócił się ponownie do swojego niewidzialnego rozmówcy, a uśmiech momentalnie zniknął z jego ust – tyle, że nie mam zamiaru iść do walki obok ciebie. Jeszcze byś nie umiał się powstrzymać i wpakował mi strzał w plecy.

    - O to się nie bój – padło w odpowiedzi – też nie miałem zamiaru ryzykować, że któryś z waszych nieudolnych strzałów oderwie mi głowę. Nie Mandalorianinie, mój udział ograniczy się do przesłania wam odczytów z moich czujników i wniosków z kilkudniowej obserwacji, jakiej tu dokonałem. Wiem, że to twoje pudło niema porządnego holodobiornika, dlatego zgraj to na jakiś nośnik, aby potem gdzie indziej odczytać...

    Jan już wcześniej włożyła odpowiednie urządzenie i teraz wystarczyło włączyć tylko przycisk rejestracji. Corvus zaś mówił dalej

    - Dane te powinny wam pozwolić skutecznie infiltrować posterunek i znaleźć jakiś sposób na pozbycie się resztek. Jeśli zaś się wam nie uda to mi na pewno będzie prościej dokończyć waszą robotę. Niemniej jednak...powodzenia.

    I z głośników dobiegł cichy trzask przerywanego połączenia.

    - Miły gość – skwitowała panna Ors wyjmując kasetę z danymi z czytnika i ruszyła wraz z reszta do głównego pomieszczenia mieszkalnego.

    - Kim on właściwie jest? – spytał od razu Kyle zwracając się do niedoszłego Jedi – bo ewidentnie się znacie.

    - Nazywa się Nezar Corvus, człowiek z któregoś ze światów jądra galaktyki – odparł mu zapytany – łowca nagród, zamachowiec, najemnik. Jeśli tylko przynosi to zyski to on się tym zajmuje.

    - Poznałeś go na wojnie, czy po niej? – spytała Kerra kiedy weszli do docelowego pomieszczenia.

    - Na wojnie – odparł mężczyzna siadając na jednym z krzeseł – dokładniej pod koniec. Mój oddział i ja mieliśmy pozbyć się dowódcy obozu jenieckiego na Neo-batalisku, co miało być preludium do odbicia planety. Corvus zaś najął się jako ochrona dla owego dowódcy. Jest dobrze wyszkolony i zaradny, ma też niezłe uzbrojenie, dlatego zdołał zabić dwóch z nas nim się na niego rzuciłem. Zniszczyłem mu karabin, którego używał, w odpowiedzi jednak ku mojemu zdziwieniu również wyciągnął czerwony miecz świetlny..

    - Jest mrocznym Jedi?!- Kyle i Kerra spytali jednocześnie.

    - Nie – Aezirczyk pokręcił przecząco głową – tyle w nim mocy, co w przygodnie spotkanym otoczaku, niemniej jednak z wprawa posługuje się dwuostrzowym mieczem świetlnym.

    - Jak to się stało, że oboje przeżyliście tę walkę – zaciekawiła się Jan montując kasetę w odpowiednim miejscu – czym jak czym ale bronią Jedi łatwo się zabija.

    - Przeszkodziła nam eksplozja – usłyszała w odpowiedzi – jeden z Patryjczyków zobaczył jak wymieniamy się ciosami, więc rzucił w naszą stronę granatem. Nie trafił na szczęście, na nieszczęście zaś zniszczył jeden ze wsporników i tak już przez walkę nadwerężonego dachu i cały pokój się zawalił. Przyjaciele z oddziału wykopali mnie spod gruzu po bitwie, po Corvusie nie było zaś śladu, więc sądziłem, że zginął...

    - Gotowe – wpadła mu w wypowiedź Jan, uruchamiając projektor. Nad stołem pojawił się nagle trójwymiarowy plan posterunku. Sam budynek był zaprojektowany w formie trójkąta, lub raczej litery A z zamkniętym 'spodem'. Wysoki na trzy piętra, posiadał co najmniej jeden poziom ukryty pod powierzchnią planety, zaś w szerszej części posiadał dość spore lądowisko, na którym obecnie spokojnie stał imperialny prom typu Lambda. Zamontowane na wierzchołkach litery, trzy podwójne wieżyczki turbolaserowe zapewniały posterunkowi więcej niż wystarczającą obronę, przed przygodnym nalotem, lub próba frontalnego szturmu większych sił. Do tego, na drugim i trzecim piętrze, węższej części litery było sporo szczelin, przez które siedemdziesięciu żołnierzy mogło spokojnie strzelać do szturmujących. Do tego dane wskazywały, że w posterunku było jeszcze dziesięć innych osób, pewnie techników.

    - Jeśli ktoś z dwóch poprzednich grup jeszcze żyje – mistrz Jedi podrapał się w zarośniętym policzku – to, zakładając, że nie są po drugiej stronie planety, będą w tym podziemnym poziomie.

    Wskazał ręką na rząd niewielkich, kwadratowych pomieszczeń, umieszczonych po obu stronach dość szerokiego korytarza.

    - To zapewne cele – oznajmił. Pozostali mogli się tylko z nim zgodzić.

    - Osiemdziesiąt osób – Kerra wzdrygnęła się lekko – a nas troje tylko bierze udział.

    - No...- Jan zaczęła mówić, Katarn przerwał jej jednak krótkim, ale stanowczym

    - Nie.

    - Poza tym – Grom poszedł mu w sukurs, nim panna Ors zdążyła zacząć się kłócić – mam gdzieś oczyszczenie posterunku. Proponuje wpaść tam szybko, najlepiej po cichu, dostać się do tych cel, wyciągnąć kogo się da, przebić, już zapewne z powrotem i wezwać te waszą wielką flotę aby z orbity wyrównała tu teren.

    Pozostali zamilkli rozważając to co usłyszeli. Było całkiem realne, że po tym jak wydostaną się ze środka żołnierze sami uciekną obawiając się, że uciekinierzy właśnie ściągną flotę.

    - Pytanie tylko jak się tam dostać – odparła w końcu starsza z kobiet – poczekać do zmroku i spróbować się wspiąć po ścianie?

    - Nie, na pewno mają na noc noktowizory – Kyle pokręcił głową – poza tym w czasie wspinaczki bylibyśmy odsłonięci i wystawieni na ataki.

    - A ja nie umiem tak skakać jak wy – dokończył Aezirczyk – ale jest inne wyjście, tyle że niezbyt subtelne, więc trzeba będzie działać szybko.

    - Co masz na myśli? – zaciekawili się pozostali.

    - To proste – przemytnik wzruszył ramionami – wejdziemy przez frontowe wejście.

    - No dobra – Kerra pierwsza odezwała się po chwili milczenia, jaką wywołała ta propozycja – jak?

    - Wejdę pierwszy, pomiędzy patrolami. Z tego, co mamy w danych od Corvusa drzwi nie są zamykane w ciągu dnia – Grom zaczął wyjaśniać spokojnie – wy dwoje zaczekacie i wybijecie pierwszy patrol który najpewniej pobiegnie do wejścia, poczym sami wejdziecie do środka. Następnie, zaś robimy rajd do schodów, widny lub platformy zjazdowej i zaczynamy szukać ocalałych.

    - Aha – odparła kobieta splatając ramiona na piersi – słyszałeś kiedyś takie słowo jak 'szaleństwo'?

    - Już raz robiłem podobną akcje – przemytnik odpowiedział jej wzruszeniem ramion – poza tym masz lepszy pomysł? Którekolwiek z was?

    - No...nie – odpowiedziała w końcu zmarkotniała.

    - Co wcale nie znaczy, że ten jest dobry – odparł szybko Katarn – aby wykonać to co mówisz, będzie potrzeba sporej siły ognia.

    - O to niech cię głowa nie boli – odpowiedział mu przemytnik i wstał, poczym ruszył szybko do okrętowej kuchni. Pozostali zdziwieni poszli za nim. W dobrze znanym im pomieszczeniu Grom położył dłoń na jednej z metalowych, ściennych płyt i nacisnął na nią. Metal najpierw wsunął się do środka, potem coś zgrzytnęło i cała płyta wysunęła się na zewnątrz ściany na kilka centymetrów. Przemytnik zsunął ją z dwóch mechanicznych zaczepów i położył na ziemie a działające zapewne na fotokomórkę lampki oświetliły ścienną skrytkę w której znajdowały się dwa standardowe imperialne blastery E-11, oraz sześć pasujących do nich magazynków.

    - Ściągnijcie pozostałe panele na tej ścianie, na tamtej zaś te dwa najwyżej – polecił wskazując ręką, sam zaś podszedł do lodówki i przesunął ją bez trudu odsłaniając ukryty za nią duże schowek. Ostrożnie wyjął z niego dużą torbę, oraz starannie umieszczoną średnią zbroje. Finezja wykonania i sposób łączenia elementów przywodziła na myśl mandaloriańskie pancerze sprzed czterech tysięcy lat, jasno dowodząc swojego pochodzenia. Grom zaczął starannie ubierać ją na siebie, sprawdzając czy każdy element jest odpowiednio zamocowany. Kerra patrzyła na to, oraz na odsłonięte teraz schowki z szeroko otwartymi oczami.

    - Tą ilością broni, można by obdzielić kilkanaście osób – powiedziała.

    - Tak naprawdę to tylko sześć, jeśli chciałabyś ich dobrze wyposażyć – odpowiedział jej Kyle wprawnym okiem zawodowego żołnierza. Zlustrowawszy wszystko podszedł do przedostatniego panelu na ścianie i zdjął z prętów duży dziwnie wyglądający, trzy lufowy karabin. Zważył go w ręce stwierdzając, iż była to dość ciężka broń, ze zdziwieniem zaś stwierdził, iż oba uchwyty, zarówno przedni jak i tylni mają spust, do tego tylni miał aż dwa. Obejrzawszy broń dokładniej zorientował się, iż tak naprawdę trzymał w rękach trzy sztuki broni. Do sporych rozmiarów, lekkiego powtarzalnego, blastera miał, bowiem przymocowane pod spodem działko jonowe krótkiego zasięgu, zaś z boku przymocowano średni miotacz ognia. Z rozmiaru pojemnika z paliwem mistrz Jedi domyślił, się, że da się oddać z niego tylko kilka strzałów, nie zmieniało to jednak faktu, że trzymał teraz w swoich rękach jeden z najbardziej wszechstronnych karabinów szturmowych, jakie znał.

    - To wasza konstrukcja? – spytał Grom unosząc broń i z podziwem stwierdzając, że pomimo znacznej wagi, doskonale leży w dłoniach.

    - Aha – Aezirczyk potwierdził wyjmując z torby kamizelkę taktyczną – standardowy WF-4. Zaczęliśmy je produkować zaraz na początku wojny, jak tylko zdobyliśmy doświadczenia z pierwszych walk. Przeciwnicy często do bitew puszczali roboty i używali osobistych tarcz, chroniących przed obrażeniami od energii, ale nie od ognia. Postanowiliśmy, więc stworzyć karabin zdolny walczyć z tym, co na nas rzucą.

    - Doskonała broń – odparł mu tylko Katarn z żalem odkładając karabin na miejsce. Nie sprawdził go co prawda bojowo, ale fakt zwycięstwa Królestwa Aezir nad znacznie przeważającym przeciwnikiem mówił sam za siebie.

    - Jeśli chcesz, to jest twoja – odpowiedział mu przemytnik biorąc z pierwszej skrytki oba E-11 wsuwając je do odwróconych, biodrowych kabur – Miałem go sprzedać przy najbliższej wizycie w domu i na jego miejsce kupić nowy WF-4D z dodatkowym dezruptorem zamontowanym z drugiego boku.

    - Dzięki – odparł Kyle, któremu humor właśnie gwałtownie się poprawił.

    - Na co Ci jeszcze dezruptor? – zaciekawiła się młodsza z kobiet.

    - Większość z osobistych tarcz w galaktyce chroni przed obrażeniami od gorąca, dezruptory zaś mają na ogól tendencje do ignorowania ich – wyjaśniła jej Jan, poczym zwróciła się bardziej do Groma – dlatego są nielegalne w Republice.

    Mężczyzna wzruszył tylko ramionami na ten argument. Cztery dodatkowe magazynki do imperialnych blasterów, znalazły się w dwóch metalowych pojemniczkach przy pasie, mających zapewne ochronić amunicje przed eksplozją od przypadkowego trafienia.

    - Swoją droga – Kerra odezwała się szybko, próbując zmienić temat, nie chciała, bowiem kolejnej dyskusji politycznej – nie byłeś zbyt zdziwiony tym, że ten cały Nezar Corvus żyje. I o co chodziło z ta ręką?

    - Fakt, nie byłem, spotkaliśmy się bowiem ponownie niecały rok temu – przemytnik odparł mocując miecz świetlny w specjalnej uprzęży na łydce, zaś 'słysząc' nieme pytanie westchnął ciężko – zobowiązałem się przewieźć pewną kobietę z Corelli na Ambrje do rodziny która miała ją ukryć.

    - Czemu musiała się ukrywać? – zaciekawił się Kyle sprawdzając jak działa chowanie przedniego uchwytu w jego nowym WF-4.

    - Na Corelli wpadła w spore tarapaty. Była dość atrakcyjna, ale niezbyt zamożna i w ogóle nie wpływowa, przez co zaciekawił się nią niejaki Aleek Thyne, syn jednego z bardziej wpływowych szefów światka przestępczego tej planety – przemytnik odpowiedział mu sprawdzając dla pewności, czy uchwyt trzyma na tyle mocno, aby miecz nie wypadł mu przypadkiem w czasie biegu albo innych manewrów – dziewczyna była jednak dość niechętna, co jednak nie przeszkadzało Aleekowi. Sądził, że skoro ma wpływowego ojca to wszystko mu wolno. Na szczęście dziewczyna wychowała się na dość dzikim świecie, dlatego nauczyła się zawsze być pod bronią, w tej sytuacji wyjęła, więc przywiązany do uda nóż i dźgnęła chłopaka. Niestety, Corellianin nie zdołał tego przeżyć, ojczulek zaś z miejsca wyznaczył za głowę dziewczyny spora nagrodę. Corvus wyśledził ją w hotelu w którym mieszkała na swoje nieszczęście wybrał moment kiedy u niej byłem. Wywiązała się bezowocna strzelanina, po której przeszliśmy do walki na miecze. W pewnym momencie dziewczyna rzuciła się do ucieczki, co rozproszyło Corvusa na, tyle że zdołałem wytracić mu miecz z ręki. Niestety, dumny z siebie zmniejszyłem na moment czujność i nie zdążyłem zareagować na kolejny atak łowcy nagród. Wbił mi ten nóż – powiedział pokazując długie na blisko trzydzieści centymetrów, proste, obusieczne ostrze wibrosztyletu Treppus-8, poczym wsunął je do pochwy przymocowanej do piersi ostrzem w dół – następnie zaś wyminął mnie bez trudu szybkim ciosem wytrącając miecz z ręki. Nie ja jednak byłem jego celem i tylko dzięki temu pewnie jeszcze żyje. Nagle, bowiem w jego lewej ręce nie wiadomo skąd pojawił się mały blaster i Corvus bez trudu zastrzelił z niego uciekającą kobietę. Powodowany wściekłością złapałem go za tę rękę i szarpnięciem złamałem mu ją, w co najmniej dwóch miejscach. Drań o mało nie zemdlał, zapewne odruchowo jednak zdołała strzelić do mnie z broni w drugiej ręce, która też nie wiadomo skąd się tam wzięła. Widząc jak unosi broń skoczyłem za najbliższą kanapę, oberwałem jednak dwa razy. Nim się wygramoliłem dobywszy jakiejś broni słyszałem tylko oddalające się kroki Corvusa. Dla kobiety było już jednak za późno.

    Wszyscy słuchali w milczeniu patrząc tylko w podłogę.

    - No nic – powiedział po chwili przemytnik wstając i wyjmując z torby płaski, dość sztywny plecak o dość niewielkiej pojemności – bierzmy się z powrotem do roboty. Jan mogłabyś napełnić go materiałami wybuchowymi?

    - Tak, oczywiście – odpowiedziała mu pani mechanik biorąc plecak i zaczynając przeglądać rozmaite miny, granaty i bomby. Grom w tym czasie podszedł do lady, na której na ogół szykował jedzenie i trzasną w niego pięścią. W odpowiedzi z mechanicznym terkotem środkowa część blatu obróciła się o sto osiemdziesiąt ukazując przymocowaną do niej bardzo dziwaczną konstrukcję. Do wyłożonej drewnem, półokrągłej rękojeści przymocowane przez dość toporną obudowę były dwie prostokątne, umieszczone poziomo lufy, oraz podwójny spust starodawnego, języczkowego typu. Grom złamał te dziwną konstrukcje i do otwartych w ten sposób od swojej strony luf wsunął dwa ostatnie magazynki z E-11, poczym na powrót zatrzasnął te dziwaczną konstrukcję.

    - A to co z kolei? – spytała Kerra wyraźnie rozbawiona dziwacznym wyglądem broni.

    - Samoróbka – Aezirczyk odpowiedział z uśmiechem mocując ją na krzyżach, tam gdzie na ogół nosił miecz, poczym wyjął ostatnią rzecz z torby. Ciężki, czarny, skórzany płaszcz, od środka wykładany chroniącym od ognia materiałem zakrył nieomal całą jego olbrzymią postać.

    - Nie wiem jak wy, ale ja jestem gotów – powiedział biorąc od Ors plecak i sprawdziwszy jego zawartość...

    - Jak sądzisz Jaina, pozwolą nam dzisiaj pooglądać trening szermierki? – Jacen Solo spytał swoją bliźniaczą siostrę, która z ciekawością oglądała olbrzymie kamienie służące uczniom Akademii do ćwiczenia podstawowych zdolności użycia mocy.

    - Nie wiem – odparła wzruszając ramionami w ten typowy dla małych dzieci, szczery i gwałtowny sposób – kto wie czy wrócą na trening. Ciągle się szwendają po lesie szukając tego zaginionego chłopaka.

    - Taak – odpowiedział chłopak zawiedziony, siadając na gruzach zrujnowanej kolumny. Tak bardzo chciał znowu zobaczyć jak ktoś walczy na miecze świetlne, a nie wiedział, kiedy rodzice znowu pozwolą mu się tu pojawić, zwłaszcza ojciec.

    - Jeszcze się ich naoglądasz – pocieszyła go siostra siadając obok i szturchając go ramieniem.

    - Tak, masz pewnie racje – odparł, uśmiechając się w momencie zapominając o złym humorze sprzed chwili w ten cudownie dziecięcy sposób, który zatraca się wraz z dorastaniem – zresztą w końcu mama przekona tatę aby pozwolił się nam szkolić i sam będę wtedy miał miecz.

    - Aha – Jaina odparła mu ze śmiechem poczym trąciła go ramieniem i skoczyła do przodu wołając – berek!

    - Ach tyyy – brat odparł jej z udawaną złością i skoczył za nią chcąc złapać i zmusić do tego, aby to ona goniła jego. Podobnie jak do ćwiczeń mocy, tak samo do berka, ta duża, wypełniona kamieniami i głazami komnata okazała się doskonała. Pochłonięci zabawą nie zauważyli, że nie są sami do czasu aż rozpędzona Jaina nie odbiła się od kogoś.

    - Spokojnie mała – spokojny, miły głos postawnego, przystojnego człowieka o brązowych włosach i oczach powstrzymał dziewczynkę od krzyku.

    - Pan Durron? – spytała kiedy pomógł jej wstać, mężczyzna zaś kiwną głową.

    - Dzień dobry Jaina – powiedział uśmiechając się do niej, poczym zwrócił się do jej brata – witaj Jacen.

    - Dzień dobry – odpowiedział chłopak podchodząc, poczym dodał z nadzieją w głosie – czy znaleźliście już tego zaginionego chłopaka?

    - Jakiego? – zdziwił się Kyp kucając przy nich – wybaczcie nic o tym nie wiem. Byłem na misji poza planetą i nie jestem na czasie w kwestii tutejszych wydarzeń.

    - Aha – zasmucił się chłopak dziewczynka zaś spytała

    - A na jakiej misji pan był panie Durron? Znalazł pan coś ciekawego?

    - Owszem panno Solo – powiedział rycerz Jedi sięgając za pazuchę swojego czarnego płaszcza i wyjmując podłużny, błyszczący przedmiot w kształcie podwójnej litery T.

    - Co to jest? – spytała dziewczynka – mogę zobaczyć?

    - Ależ oczywiście – odpowiedział podając jej urządzenie. Dziewczynka wzięła je do ręki i zaczęła oglądać. Nagle zauważyła mały guziczek na samym środki jednego z te i nie pytając o nic wiedziona dziecinna ciekawością nacisnęła go. W ułamek sekundy później uszu wszystkich dobiegł stłumiony przez wiele ścian huk, cały budynek zatrząsł się w posadach. Kyp uśmiechną się szerzej i szybkim ruchem dłoni skręcił dziewczynce kark.

    - Jaina? – jej brat, zaaferowany cała sytuacja nie usłyszał trzasku łamanych kości, zobaczył tylko jak nagle jego siostra pada na ziemie i nieruchomieje. Dopadł, więc do niej i spróbował potrząsnąć – Jaina?! Co ci jest? Odezwij się...panie Durron co jej się stało.

    Oczy Kypa Durrona zabłysły na moment na żółto kiedy mówiąc 'To' przeszył chłopaka mieczem. Najstarszy syn Lei i Hana poczuł niemiłosierny ból, kiedy energetyczne ostrze rozdarło i przypaliło jego organy wewnętrzne jednak, ku wielkiemu niezadowoleniu swojego mordercy umarł bez płaczu...

    Tutaj można komentować to opowiadanie

    Coen
    Participant
    #38863

    Kolejne opowiadanie gotowe.

    W kwesti wyjaśnienia: w tej 'wersji' uniwersum Star Wars nigdy nie było wydażeń związanych z duchem Exar Kuna i pogromca słońc.

    Zeal
    Participant
    #38865

    Jak nie przepadam za SW, tak opowiadanie całkiem całkiem. Podoba mi się klimat... Dobra robota.

Viewing 15 posts - 1 through 15 (of 32 total)
  • You must be logged in to reply to this topic.
searchclosebars linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram