Forum › Fandom › Kluby i grupy › ISS Paradox › II Zlot EXC 26-27.08.2006 w Warszawie i okolicach ;)
Lista obecnosci: Fluor, Corvus, Una, Maciek(Keitel), Glonojad, O'mus, Gwyn, Zuza, Zeal (Wolf), Tom, Varsh, Tecza, Boni, Nigga, Gosia, Bobsterek, Ilonka, Magda, Milord (Piotrek, Lord_Tassadar), Velo, Ola, Graba (Michal), Kinga, Krzych, Anita, Luiza, Zelazny (Korozja)
Raport z II zlotu zalogi Excelsiora 26-27.08.2006 (polaczonego ze spotkaniem mazowieckiego aktywu i gosci).
Dzien zaczal sie ok. piatej rano, kiedy to udalo mi sie przezwyciezyc walke z sennoscia i zerwac z lozka. Intensywne przygotowania trwaly juz od piatku, jednak wciaz bylo wiele do zrobienia.
Poranny plan zbiorki zakladal, ze o godzinie 8:30 sformujemy grupe, ktora bedzie odbierac kolejnych przyjezdzajacych. Sklad stanowili: fluor, Corvus, Una i Maciek/Keitel.
Pierwszymi przyjezdnymi byli O'mus i Glonojad. Poczatkowo planowalismy podzielic sie na grupy, poniewaz nalezalo ich odebrac w dwoch roznych miejscach, ale pociag O'musa mial 40-minutowe opoznienie.
Odnalezienie excelsiorowego sternika, pomimo podanych koordynatow nie bylo proste. Liczne manewry unikowe jakie stosowal sprawialy, ze udalo sie podejsc don dopiero po aktywacji romulanskiego kamuflazu 😉
Razem z Glonojadem udalismy sie na peron, by odczekac swoje zanim przyjedzie pociag z Zawiercia. O ile zazwyczaj sa klopoty z odnalezieniem nowych zalogantow w tlumie (wciaz pokutuje brak materialow promocyjnych z prawdziwego zdarzenia, same T-shirty to za malo), tym razem trudnosci takowych nie bylo. Bo nie sposob przegapic w tlumie wysokiego wojownika o polowicznym klingonskim pochodzeniu.
Nastepnie udalismy sie na jakis posilek. Wycieczka po kilku roznego rodzaju lokalach zakonczyla sie w PizzyHut przy Rotundzie, gdzie dolaczyli do nas Tom i Tecza. Po udanym posilku udalismy sie w poszukiwanie kolejnych uczestnikow, ktorzy juz dolecieli: Gwynbleidda oraz Zuzy i Zeala. Poniewaz rrhomulansko-klingonska para zasiala troche zametu koniecznym bylo wyslanie po nich druzyny wypadowej z zadaniem przechwycenia... A w miedzyczasie do glownej grupy dolaczyl Vashar.
Z przyjezdnych pozostalo tylko czekanie na Boniego, jednak z racji odleglosci jaka mial jeszcze do przebycia postanowilismy przyczaic sie dopiero przy pierwszym punkcie zwiedzania - Muzeum Powstania Warszawskiego. W drodze na przystanek (romulansko-federacyjny zespol taktyczny prowadzil, pozniej zwalajac na mnie, ze wyszlismy nie tam gdzie trzeba) okazalo sie, ze liczebnosc grupy zmniejszyla sie o 2 (dwie) osoby. Wywolani przez komunikatory maruderzy, O'mus i Glonojad nie potrafili podac swojej dokladnej pozycji, zagubiwszy sie w tunelach i instalacjach podziemnych, tak wiec wyslano za nimi zespol tropicieli. Od tego czasu panowie byli pilnowani juz niemal caly czas, by sytuacja sie nie powtorzyla 😉
W oczekiwaniu na zagubionych podawalismy Boniemu koordynaty do rzeczonego Muzeum, by mogl tam podjechac swoim runaboutem.
Po zakupie biletow rozbilismy sie w tzw. Parku Pokoju tuz obok samego gmachu, by wejsc juz pelna grupa. Oczekiwanie niektorzy uprzyjemniali sobie knuciem, inni sprawdzali ile kamykow potrzeba, by wytracic mnie z rownowagi. Tam tez dolaczyl Nigga, poznany przez RedDragona, gdzie gralismy razem w koalicji Antyterrorystycznej. Kolega byl chetny do zwiedzania jako ze od niedawna przebywal w naszej stolycy.
Kiedy w koncu dotarl do nas Operacyjny, moglismy rozpoczac zwiedzanie... inna sprawa, ze juz wtedy plan godzinowy dnia trafil szlag i mozna sie bylo spodziewac, ze nie zdazymy z wszystkimi planowanymi atrakcjami 😉 Same Muzeum zrobilo calkiem dobre wrazenie, jak zauwazylem, zwlaszcza na osobach bedacych tam po raz pierwszy.
Kolejnym przystankiem byla Arkadia. Wiekszosc ludzi zamowila pizze na wynos (to byl dzien na pizze 😉 ) i po konsumpcji udalismy sie w kierunku kolejnego punktu zwiedzania, ogrodow BUWowskich. Nota bene nikt nie zauwazyl excelsiorowego stoiska znajdujacego sie w Centrum Handlowym, a przynajmniej nikt tego nie zameldowal przewodnikom wycieczki (test na spostrzegawczosc oblany koncertowo :] ). Bylismy podzieleni na 2 grupy dojazdowe, jako ze wszyscy nie miescili sie do shuttlecrafta Boniego, ja jechalem z Bonim jako pilot-nawigator.
Pogoda dosc kiepska z rana zaczela sie znacznie polepszac, tak wiec w ogrodach przywitalo nas cieple sloneczko. Obejrzelismy troche roslinek, rozowe jelonki i probe zespolu, ktory gral z playbacku (ale przynajmniej ladnie 😉 ). Tam tez dolaczyla Gosia. Ogrody byly piekne i troche szkoda, ze druga grupa, prowadzona przez away team Corvusa i Macka dotarla tak pozno, i ze musielismy sie juz zwijac by zdazyc przechwycic pozostalych.
Szczesliwie dojechawszy do umowionego miejsca zbornego Geanta na Jubilerskiej o wskazanym czasie, dokonalismy akcesji kolejnych uczestnikow. Tam dolaczyl Bobster i ponownie Nigga, jako ze po zwiedzaniu Muzeum odlaczyl sie od grupy zasadniczej, a takze dwie Trillki (jeszcze niczego nieswiadome :P) Ilonka i Magda, ktore udalo sie namowic na przyjazd, po uprzedzeniu, by byly gotowe na rozne dziwne sytuacje zwiazane z tym co interesuje nas najbardziej (czyli StarTrekiem oczywiscie :P).
Pozytywnie zaskoczyla mnie organizacja, bo okazalo sie, ze commanding staff Excelsiora zadzialal poprawnie dzielac ludzi na grupy i zlecajac im okreslone zadania, a nawet (co najdziwniejsze) umowiono miejsce zbiorki 😉 To dobrze rokuje na przyszlosc.
Ilosc zakupow oniesmielala. Szczesliwie wiekszosc udalo sie wepchac do bagaznika naszego promu, choc nie bylo to proste. Ustalilismy nie bez roznego rodzaju wymiany argumentow, ze pojade z Bonim i Glonojadem runaboutem, podczas gdy pozostali skorzystaja z ferengijskiego transportowca, przez autochtonow zwanego burakowozem obslugujacego linie dojazdowa do mojej posiadlosci. Gdzies w tle trwalo wielkie oczekiwanie czy jeden z uczestnikow, Milord/Piotrek zdazy czy nie zdazy dojechac na ww. autobus. Na szczescie udalo sie, a grupa zasadnicza dokonala szybkiego wcielenia. Juz w drodze dolaczyli Velo i Ola, tymczasem my wraz z Bonim i Glonojadem robilismy szybkie roszady lawek i stolow przygotowujac miejsce dla strudzonych podroznikow. Zgodnie ze swiecka tradycja znow ustawiono szwedzki stol, na ktorym z trudem miescily sie wszelkie wiktualy.
Po odebraniu i powitaniu peletonu rozpoczely sie zasadnicze trudnosci zwiazane z opalem, ktory zamokl w ostatnich ulewach. Pomimo roznych staran zadanie wydawalo sie awykonalne, jednakze udalo sie odnalezc troche odlozonego suchego paliwa (swoja droga, mam nadzieje, ze jeszcze troche go zostalo po tym ognisku).
Po dosc szybkim i, mam nadzieje, ze zgodnym z konstytucyjnymi zasadami sprawiedliwosci spolecznej, uregulowaniu skladkowej naleznosci za komunalne zakupy zaczelo sie rozkrecac samo integrowanie. W miedzyczasie dolaczali jeszcze zapraszani przeze mnie nietrekerzy: Graba z Kinga, Krzysiek z Anita, czyli z moja siostra i jej kolezanka Luiza.
Na nude wszak nikt nie narzekal, zwlaszcza dzieki wystepom excelsiorowego sternika, ktore wiekszosc skwitowala raczej usmiechem. Pewna ironia jest fakt, ze jako doradca juz wysylalem jego postac na odwyk; w realu od tego momentu tez nastapia podobne restrykcje 😉 . Naukowcy wciaz sie spieraja co tak wlasciwie zaszlo i jakie byly tego przyczyny. Fakty jednak sa takie, ze zaloga radzila sobie przez reszte nocy bez sternika, ktory zostal przeslany do prowizorycznej kwatery.
Trwajace caly dzien knucie na tematy rozne dopiero wtedy sie rozkrecilo, ku przerazeniu niektorych osob (bezposredni cytat jednego z wyleknionych: "troche mnie przerazalo, ze sporej czesci ich wypowiedzi nie rozumialem ;)"), ale na szczescie nie dochodzilo do powazniejszych naruszen Pierwszej Dyrektywy 🙂
Czesc uczestnikow udawala sie do nielicznych, ale na szczescie wystarczajacych kwater tymczasowych, o wiele przed koncem samej imprezy (praktycznie trwala do okolo dziewiatej rano). Szczesliwie nocna pogoda dopisala i tylko panujacy chlod sprzyjal gromadzeniu sie przy ogniu.
Mniej wiecej o 23 dolaczyl do nas Zelazny przywozac dodatkowe zakupy (jak sie okazalo nie byly one tak koniecznie potrzebne, ale warto miec rezerwe just in case), a takze powiekszajac tematyczna pule rozmow o technologie laczy internetowych i inne rownie interesujace rzeczy 😉
Roznych akcji i ciekawostek nie bede teraz opisywal, beda one wielokrotnie pewnie omawiane i wspominane, bo np. ktoz zapomni, ze Vashar ma wiekszego, a blondynki z kawalow istnieja naprawde...
Milym akcentem byl przelot ISS tuz ponad ogniskiem, mysle ze Velo przekazal juz podziekowania dla zalogi miedzynarodowej stacji za takie symboliczne pokazanie sie 😉 Wlasciwie byl to jedyny trekowy motyw tego dnia, nie liczac rozmow, bowiem do planowanych projekcji nie doszlo - jak sie okazalo nie byly konieczne ;).
Powroty rozpoczely sie juz o swicie, kiedy to Zelazny vel Korozja zabieral sie swoim mercedesem, przy okazji podwozac Trillki. Kolejne fale byly podporzadkowane juz dosc specyficznemu rozkladowi autobusow, a ostatni goscie odeszli z usmiechami na twarzy okolo dziewiatej, pozostawiajac u mnie roczny zapas wody pitnej, troche soku z pruny (pije wlasnie...), sporo kielbasy, mnostwo butelek i sloiczkow z musztarda i keczupem... zostalo tez troszke alkoholu w tym 6 Warek, Tequila, Canar (ale podrobka, bo nie z ryb tylko o smaku tiramisu), Karmi i cos jeszcze, wiec wszystko co potrzeba do powtorzenia calej akcji jeszcze raz...
No moze poza zdrowiem psychicznym rodzinki, ktorego nie nalezy narazac na szwank przy okazji zbyt szybkiej repety 😀
Dziekuje wszystkim za przybycie i czekam na komentarze i inne raporty (prosze wziac ta prosbe na powaznie).
Zdjecia beda podane ASAP.
Cała impreza była wg mnie udana. Najważniejsze, że pomimo dość skutecznego zejscia pod termoklinę tak jednych jak i drugich w końcu się znaleźlismy... Co nie było łatwe, oj nie. Skuteczność mijania się była zatrwazajaco skuteczna...
Potem jednak było już dość miło. Jeśli chodzi o wizytę w Muzeum Powstania to Fluor ma rację. Osobiście nie przepadam za łazeniem po róznego rodzaju "atrakcjach turystycznych", ale tym razem było inaczej. Może to zasługa porozkładanej w gablotach broni, może makiety Liberatora, a może całej atmosfery... Nie było głośnych żartów czy śmiechów - zwiedzający mimowolnie "chwytali klimat". No i dodatkowo - nie pałętalismy się w jednej duzej grupie a kilku mniejszych. W ten sposób wszyscy szli tam, gdzie chcieli i stali przy tych eksponatach, na które chcieli zwrócić szczególną uwagę.
Zaś cała reszta... Nie nudziłem się, a czegóż więcej chcieć?
Brawa i ukłon w stronę gospodarza.
PS. Fluor... To Gwyn ma większego.
Poniewaz rrhomulansko-klingonska para zasiala troche zametu koniecznym bylo wyslanie po nich druzyny wypadowej z zadaniem przechwycenia...
Tel nr 1, 11:10
- Gdzie jesteście?
- Właśnie wysiedlismy na Centralnym
- My jeszcze jesteśmy w Pizza Hut, przyjdźcie pod Rotunde.
Tel nr 2, 11:22
- Słuchajcie, zostańcie na tym Centralnym
- Ale mu już doszliśmy pod Rotundę.
- O... To chodźcie pod PK
Przyznajcie się - baliście się podejść bez upewnienia się, że nie mamy załadowanych torped 😛
Wywolani przez komunikatory maruderzy, O'mus i Glonojad nie potrafili podac swojej dokladnej pozycji, zagubiwszy sie w tunelach i instalacjach podziemnych, tak wiec wyslano za nimi zespol tropicieli.
...którzy przez pewien czas również pozostawali zaginieni :>
inni sprawdzali ile kamykow potrzeba, by wytracic mnie z rownowagi.
Odp.: 1
Badania prowadziła Una, nie ja, nie patrzcie tak!
Nota bene nikt nie zauwazyl excelsiorowego stoiska znajdujacego sie w Centrum Handlowym
...bo te zegarki z Exc tylko nazwę zgapiły...
dwie Trillki (jeszcze niczego nieswiadome :P)
Corv i Maciek już je chyba wystarczająco uświadomili :>
Naukowcy wciaz sie spieraja co tak wlasciwie zaszlo i jakie byly tego przyczyny.
Naukowcy swoje już wiedzą, procedury profilaktyczne zapoczątkowano 🙂
bo np. ktoz zapomni, ze Vashar ma wiekszego
Vashar nie ma większego!!
Gwyn ma ;]
Podobno...
O szczegóły pytać Tęczę, którego nick nie pochodzi od symbolu preferencji... podobno... :blush:
Dziekuje wszystkim za przybycie i czekam na komentarze i inne raporty (prosze wziac ta prosbe na powaznie).
Komentarz - proszę bardzo, od razu 😀
Raport... hmm... może po uzgodnieniu wersji ;>
Czas na jedynie słuszną wersję kardasjańską...Na dworcu W-wa Zachodnia wylądowałem około godz. 10:30 (cholerny remont tunelu średnicowego). Następnie udałem się na Dworzec Centralny. Gdy już wszedłem w podwoje tego cudu architektonicznego zacząłem szukać reszty uczestników. Ponieważ nigdzie ich nie mogłem znaleźć wykonałem telefon do Fluora. Ten z radością oznajmił mi, że są w Pizzy Hut przy Rotundzie. Po drodze rozmyślałem co mu zrobię, za wystawienie mnie, jak tam dojdę ;). Późniejsze nasze poczynania to kontrolowany chaos opisany już w poście Fluora. Muzeum Powstania jest b. ciekawe. Podzieliliśmy się tam na oficjalne grupy zwiedzające (oczywiście, jako jedyni na zlocie Kardasjanie, ja i Tom, założyliśmy bardzo elitarną grupę zwiedzającą ;)). By się dokładnie zapoznać ze wszystkim eksponatami trzeba by tam spędzić tam cały dzień. Mnie najbardziej zainteresowała replika 35 metrowego kanału którym można przejść oraz broń jakiej używali powstańcy i Niemcy. Ja i Tom wyszliśmy jako jedni z ostatnich czym na pewno przyczyniliśmy się do zniszczenia planu wycieczki (dłużej w Muzeum zabawili tylko Zuza i Wolf). Nie chwaląc się, to co powiedziałem przy runaboucie Boniego przeszło niewątpliwie do historii zlotu. "Gwyn ma większego, więc niech włada pierwszy" (a nie Vash jak napisał w poprzedni poście Fluor). Pozbądźcie się jednak kosmatych myśli, chodziło o kolejność umieszczania plecaków w bagażniku ;P.Pizza w Arkadii była smaczna :>.Następny w kolejce był BUW. Ponieważ nikt nie chciał mnie słuchać uciekł nam autobus :P. Ogrody są b. ładne, choć widok z tarasu widokowego w jezdny miejscu jest niespecjalny (plastikowe "rzeźby" przedstawiające różowe jelenie na rykowisku ;P).W końcu przyszła i moja kolej na lot runaboutem Boniego :>.W Geanicie Gosiek, Gwyn, Tom i ja zgłosiliśmy się na ochotnika do zrobienia zakupów. Chyba trochę nas poniosło, teraz Fluor ma zapas wody, keczupów i innych przypraw. Jednak lepiej, żeby było za dużo niż, żeby zabrakło :P. Przy kasach zadziałało oczywiście prawo Murphy'ego. Spośród całego rzędu kas wybraliśmy taką przy której ludzie płacili kartą i która zacięła się dwa razy. W związku z powyższym spędziliśmy w kolejce niemal tyle samo czasu co zbierając produkty do koszyka.W autobusie do Fluora przeprowadziłem b. ciekawą rozmowę z Gwynem o starożytnym Rzymie. Już na samym ognisku poplotkowałem sobie z Zuzą i Wolfem. Mój nick naprawdę nie jest manifestacją preferencji seksualnych :P. Z dyskusji z Korozją o serialach i przyczynach upadku komunizmu wyszło, że prawie w ogóle się nie zgadzamy :>. Mimo bardzo miło się rozmawiało.W środku nocy, gdy już połowa uczestników udała się w słodkie objęcia Morfeusza, zaczęliśmy opowiadać dowcipy. Czy to na skutek naturalnego talentu, czy też zmęczenia udało mi się spalić niemal każdy dowcip, który opowiedziałem. słonce wstało, a razem z nim przystąpiliśmy do budzenia tych, którzy nie wytrzymali całej nocny na nogach. Wraz z kilkoma innymi osobami ulotniłem się przed 8. Ostatnią fazę podróży do Centrum odbyłem z Lordem Tassadarem wymieniając się wrażeniami ze zjazdu.
Moja przygoda ze zlotem zaczęła się z różnych przyczyn dopiero około godz. 16 w BUWie, do którego dotarłam kilka minut przed grupą zapakowaną w runabouta. Wcześniej przez cały dzień ustalałam z Fluorem (głównie za pomocą sms-ów) gdzie najlepiej przechwycić ekipę. Po krótkim spacerze w ogrodach na dachu BUWu nasza piątka - Zuza, Wolf, Boni, Fluor i ja spokojnie siedziała sobie na ławeczce przy wejściu i czekała na resztę, która oczywiście jakimś dziwnym trafem nas niepostrzeżenie minęła. 😛 Potem wyruszyliśmy w stronę supermarketu, zabawiając się po drodze m. in. odgadywaniem, jaki tramwaj wyjedzie następny zza górki i dlaczego nie nasz. 😉
W Geanicie Gosiek, Gwyn, Tom i ja zgłosiliśmy się na ochotnika do zrobienia zakupów. Chyba trochę nas poniosło, teraz Fluor ma zapas wody, keczupów i innych przypraw. Jednak lepiej, żeby było za dużo niż, żeby zabrakło.
Eee, nie było tak źle - kiełbasy i chleba było akurat a to najważniejsze. 😉 Chociaż jak pojawiliśmy się na miejscu zbiórki z wózkiem pełnym żarcia, to padały pytania czy to przypadkiem nie są zapasy dla pułku wojska.
Potem nastąpiło pakowanie zapasów do runabouta i szybki marsz na przystanek, na którym i tak spędziliśmy jakieś 15-20 minut dyskutując m. in., która technika kasowania biletów w autobusach podmiejskich jest właściwie - czy trzeba czekać do strefy czy też można przed. 😉 Potem było już tylko uważne obserwowanie i odliczanie przystanków umilane rozmowami.
Na miejscu rozsiedliśmy się przy ognisku (a początkowo raczej miejscu na ognisko) i zaczęliśmy walkę z komarami, których Fluor zaprosił zdecydowanie za dużo. Mieliśmy też okazję przetestować świece przeciw komarom - są skuteczne, jak taki komar wpadnie do środka to albo się spali albo utopi. 😛
Pogaduchy o wszystkim i o niczym co jakiś czas przerywały nam wzloty i upadki pewnego sternika, który był pilnowany przez dzielnego operatora siekiery. 😉 O dziwo nie było w tych rozmowach za wiele rekrutacji do ExC - w każdym razie przynajmniej nie na ławce, na której siedziałam. 😛 Miło wspominam rozmowy reddragonowe z Grabą, Bobsterem i Niggą. Opowiadanie dowcipów (całymi seriami - policjanci/milicjanci, blondynki, wariaci...) gdy spora część ekipy już spała w domku (w dość ciekawych składach i pozycjach zresztą. 😆 ) też wypadło całkiem przyjemnie. Dotrwaliśmy dzielnie do 6:30 kiedy to razem z Gwynem, który musiał zdążyć na pociąg oraz Corvusem i Bobsterem. Mieliśmy dużo radości z jazdy tramwajem 22, którego motornicza była chyba równie niewyspana jak my - ilość przypadkowych zatrzymań, hamowań na zielonych światłach i długich postojów była zdecydowanie ponadprzeciętna. 😉 Gdy już dotarliśmy pod Rotundę, Bobster i Corvus opuścili nasz pojazd, a ja odwiozłam Gwyna na Centralny, gdzie mogliśmy podziwiać prze kasami zasieki z pomarańczowych szarf. 😉 Potem oczywiście przespałam swój przystanek w autobusie (dobrze, że pętla jest tylko 5 minut spacerkiem dalej niż powinnam wysiąść) i przed godz. 9 dotarłam do domu.
Impreza była bardzo udana i gospodarzowi należą się wielkie brawa i podziękowania. Thx Fluorku. :ok:
No to ja dorzuce swoja wersje wydarzen...
Podroz rozpoczalem krotko po godz 6 rano zaliczajac po drodze jedna przesiadke. Kilkanascie kilometrow przed Warszawa omiotly moj srodek transportu czujniki dlugiego zasiegu, ktorymi to skanowac mnie zaczeli Zeal i Zuza a takze Tom. Szczegolnie wygladal skan Zeala ktory wyslal standartowa powitalna wiadomosc tresci "Jedziesz zakapiorze? 🙂" ;D Ladowanie na dworcu odbylo sie sprawnie, lecz jak sie okazalo Fluora i reszty zlotowiczow na nim nie bylo. Po konsultacjach telefonicznych ustalilismy miejsce spotkania pod Muzeum Techniki. Po kilkudziesieciu minutach zwiazanych z poszukiwaniem, zebral sie komplet, ktory wyruszyl do Muzeum Powstania. I tutaj dementii jakoby zaistnialy sytuacje gubienia sie etc. To byla czysta gra na zmylenie czajacych sie wszedzie wrogich agentow i czynnikow kontrrewolucyjnych. Wszystko bylo pod kontrola 😉
W czasie oczekiwania na Boniego doszlo jak juz zostalo to wspomniane do "incydentu kamienowania". Nalezy wyjasnic ze nie bylo to kamienowanie a proba przeszkodzenia w knuciu ktoremu oddali sie Corvus, Eric oraz Fluor. Rzecz dotyczyla zdaje sie Excelsiora i planowanych zmian w strategii etc. Szczegolow nie poznalismy, mozna jednak domniemywac ze cos sie z tego urodzi w najblizszym czasie ;P
Potwierdzam ze to Tecza wyglosil slawna juz kwestie "Gwyn ma wiekszego...", nie wiem jak i co sprawdzal ale widocznie mam ;P Dlatego proponuje aby kolejny zlot odbyl sie pod haslem "Kazdy z nas ma wiekszego..." ;D Nastepnym przystankiem na drodze naszej grupy byla Arcadia gdzie towarzystwo mialo cos skonsumowac oraz napic sie kawy o ktorej marzyla ponad polowa ekipy. Takze w tym miejscu zorganowana zostala akcja gubienia sledzacych nas agentow i dezinformacji wrogiego wywiadu gdy dla zmylki rozdzielilismy sie podczas polowania na jedzenie a takze poczatku konsumpcji. Gdy przekonalismy sie ze kluczenie i maskowanie dalo wlasciwe rezultaty ruszylismy ku ogrodom BUWu. Przyznam sie szczerze przypadly mi one niesamowicie do gustu i zalowalem ze tak malo czasu udalo nam sie w nich spedzic.
Kolejnym etapem byla aprowizacja przed ogniskiem. Jako ze excelsiorowcy byli pozbawieni swego kapitana, zapewnieniem prowiantu zajela sie zaloga TSS we wspomnianym juz przez Tecze skladzie 😉 Reszta grupy mocno sie zdziwila ogromem zaopatrzenia, okazalo sie jednak, ze poprawka wzieta na mozliwa zmiane ilosci osob na ognisku okazala sie trafiona i nie braklo ni jedzenia ni picia przez cala noc. Dodam jeszcze ze misje zakupu "sztuccow i zastawy stolowej" powierzylismy jedynemu w naszej grupie Kardasjaninowi - Tomowi z racji najlepszych ku temu kwalifikacji niezbicie wymalowanych na jego szlachetnym kardasjanskim obliczu ;D
W drodze do hacjendy Fluora poznalismy kolejnych uczestnikow ogniska a takze witalismy Vela i Ole, ktorzy namierzyli nasz srodek transportu i w ten sposob niemal w komplecie wymienionym przez gospodarza dotarlismy na miejsce nocnej zabawy. Pierwsze minuty (albo i godziny ;D) pobytu u Fluora wypelnily rozpaczliwe proby powolania do zycia ogniska. Szlo tak opornie, ze niektorzy drapieznie patrzyli na runabouta Boniego zastanawiajac sie, czy plazma, ktora jest on napedzany nie bedzie dobrym srodkiem zapalajacym. Przerazony ta perspektywa Boni zachowal zimna krew i dzieki prymitywnemu praprzodkowi betleh'a uzyskal palne kawaleczki drewna, dzieki ktorym juz wkrotce odpalono ognisko. Tuz po tym wydarzeniu Boni strzelil pamiatkowa fotke calej grupie i pozegnal sie (umawiajac sie wczesniej ze mna na spotkanie we Wroclawiu ;)).
Pierwsze godziny przebiegly pod dyktando pieczenia i konsumowania kielbasek oraz rozmaitych rodzajow trunkow. W miedzyczasie do grupy dolaczyl Korozja z ktorym przez jakis czas rozmawialismy z Gosia. Rozmowa wkrotce zeszla na tematy ogolnoserialowe. Niestety obowiazek porannej pobudki nie pozwolil mi wysluchac jej do konca czego zaluje ;>
Pobudka nie okazala sie bolesna, okazalo sie takze ze na placu boju pozostali nadal Gosia, Tom, O'mus, Corvus, Eric oraz Fluor ktorzy po 6 rano powitali mnie przy powolnych probach sprzatania balaganu jaki pozostawila cala grupa. W miedzyczasie obudzil sie Bobster i wraz z Corvusem i Gosia udalismy sie w podroz w kierunku Warszawy. Po drodze Corv i Gosia znaczaco kiwali sie na swoich fotelach co bylo zapewne oznaka niedotleniena po wjezdzie do miasta. Nasza wesolosc wywolaly takze dziwne zachowania pasazerow tramwaju jak rowniez osoby, ktora nim kierowala 😉 Tuz przez 8 rano nasza czworka rozstala sie w okolicach Dworca Centralnego a ja udalem sie pociagiem do domu.
PS. Wielkie uznanie dla Fluora za zaangazowanie w cale przedsiewziecie 😉 I mam nadzieje ze Twoja rodzinka jakos ten wieczor wytrzymala.
Informacja dla czytelnikow: Wszelkie wydarzenia oraz osoby w nich przedstawione nie sa przypadkowe i fikcyjne. Ksiazka skarg i wnioskow znajduje sie w najbliszym sklepie miesnym 😛
Pobudka nie okazala sie bolesna, okazalo sie takze ze na placu boju pozostali nadal Gosia, Tom, O'mus, Corvus, Eric oraz Fluor ktorzy po 6 rano powitali mnie przy powolnych probach sprzatania balaganu jaki pozostawila cala grupa.
O'mus to robił tylko dobre wrażenie - po prostu wstał niedługo przed Tobą a sporą część nocki spędził w łóżku (chyba tym samym, co Bobster). Za to Eric już zaczynał nad ranem odlatywać w sobie tylko znane rejony senne. 😉
A bałagan na szczęście nie był tak duży, jak mogło się wydawać i większość buletek, puszek itp. udało się dość szybko zgromadzić w jednym miejscu.
PS. Czy ktoś już wspomniał, że oprócz ogniska był też grill, na którym pieczono karkówkę i kiełbaski? Jeżeli nie, to ja wspominam. 😛
Tę karkówkę, której nikt nie pilnował i która później usmażyła się na węgiel ? :>
Tak wiec jeszcze moja wersja..
O 10:30 dotarlem do umowionego wczesniej miejsca spotkania - dworca Warszawa Centralna, na ktorym, ku mojemu zdziwieniu, nie bylo towarzystwa, ktore mialo witac gosci. Po krotkiej wymianie zdan z Ojcem Dyr.. znaczy Fluorem, udalem sie, przez labirynt podziemnych korytarzy i mhhhrocznych zaulkow d. W.C., w strone Rotundy, a konkretnie do Pizzy Hut przy niej sie znajdujacej. Na miejscu czekali juz (na mnie i na wczesniej zamowiona pizze, z ktora pracownicy Pizzy Hut sie nie wyrobili na czas) Fluor, Una, Eric, Corvus, O'mus i Glonojad. Wkrotce zjawil sie tez Tecza. Po skonsumowaniu pizz (sztuk 2), udalismy sie pod PKiN przechwycic, obecnych juz w Warszawie, Gwyna (ktory znalazl nas sam) i Zuze i Zeal (na spotkanie ktorych wydelegowali sie Fluor i Eric). W miedzyczasie przyszedl Vashar.
Gdy grupa byla w komplecie obralismy kurs na Muzeum Powstania Warszawskiego, gdzie, wsrod olbrzymich zawirowan i dezinformacji, dotarlismy 30-40 minut pozniej. Zwiedzanie Muzeum rozpoczelismy tuz po przyjezdzie Boniego, lecz nie nalezalo ono do najprzyjemniejszych, ze wzgledu na ogromna ilosc zwiedzajacych. Nie mniej jednak kilka eksponatow utkwilo w pamieci, np. wspominany wczesniej przez Tecze krotki odcinek kanalu w podziemiach Muzeum, ktory swoja droga bylby idealnym miejscem do przeprowadzania przesluchan ;>. Ciekawostka byl sporych rozmiarow panel dotykowy ("jak w startreku" ;)) przy Liberatorze.
Kolejnym punktem wycieczki bylo Centrum Handlowe "Arcadia", a zwlaszcza znajdujace sie w niej restauracje. Tutaj Zuza rozpoczela proces asymilacji mnie do zalogi Excelsiora, ale sie nie dalem ;P. Plan spedzenia czasu w Pizzy Hut wzial w leb, gdy okazalo sie ze nie ma wolnych stolikow (kelnerzy witajacy przy wejsciu zdebieli, slyszac ile nas jest). Trzeba bylo sie zadowolic pizza na wynos, no coz.. W tym miejscu rowniez nie obylo sie bez zawirowan odnosnie miejsca spozycia posilku.
Gdy juz wszyscy sie napili i najedli wybralismy sie do malego ogrodu botanicznego na dachu Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Najweksza uwage przykul widoczny z gory plac zabaw na ktorym staly, wspomniane przez Tecze, trzy rozowe jelenie (podobno praca dyplomowa studentki Akademii Sztuk Pieknych w Warszawie..). Nie obylo sie oczywiscie bez kasliwych uwag, zlosliwosci i jadu ;>. Opuszczajac dach grupa sie podzielila, czesc skorzystala z windy, czesc powedrowala schodami. Juz na dole, po przywitaniu Gosi i wyzlosliwieniu sie kolejny raz na jeleniach, udalismy sie do Geant'a.
Jako ze w miare dobrze znam azjatycka czesc Warszawy, pojechalem z Bonim, Tecza i Ericiem samochodem jako przewodnik. Po drodze mielismy okazje obserwowac budowe olbrzymich rozjazdow i estakad. Przed przyjazdem reszty grupy udalo sie nam jeszcze zalapac na lody u Grycana ;). Robienie zakupow przebieglo calkiem sprawnie, pomijajac incydent z zablokowana kasa i dzieleniu artykulow na jedna duza i kilka mniejszych grupek ;>. Zaladowanie wszystkiego do promu Boniego zajelo chwilke, ale w koncu sie udalo. Grupa_jadaca_autobusem, ktora mocno sie powiekszyla, gdyz dolaczyli znajomi_Fluora, skierowala sie do wspomnianego burakowozu, ktorym bezpiecznie i w jeszcze wiekszym skladzie (po drodze dosiedli sie Ola i Velo), dotarlismy do miejsca zamieszkania Gospodarza. W drodze do domu ww. naszej grupie dziwnie przygladala sie Starsza Pani.. Ponoc do kogos cos zagadala, ale moze to tylko plotki ;>
Po dotarciu do domu Fluora i dostawieniu wszystkich mozliwych lawek i krzesel do ogniska, rozpoczelismy przyglad.. znaczy mentalna pomoc osobom rozpalajacym ognisko. Oczywiscie tylko dzieki naszym falom mozgowym i wysylanym fluidom ognisko sie rozpalilo ;P. Zaczelismy piec kielbaski, pic piwo, dyskutowac o roznych tematach itd. W miedzyczasie spotkanie musial opuscic Boni, oraz pojawili sie kolejny znajomi_Fluora i Zelazny. Przez pewien czas Zuza przeprowadzala na mnie i Teczy kolejne proby asymilacji do zalogi Exc, czy jej sie udalo - zobaczymy :>. Bylismy tez swiadkami niecodziennych wybrykow sternika Excelsiora.. Proby siania chaosu i destrukcji (na sobie i otoczeniu ;>) doprowadzily do koniecznosci zresetowania kolegi. W tym miejscu duze uznanie nalezy sie O'musowi, ktory swietnie zajal sie kumplem. Oczywiscie w calej sytuacji pomagala tez czesc obecnych.
Reszta wieczoru i nocy pelna byla roznego rodzaju wesolosci, zartow, ciekawych dyskusji i wymiany pogladow. Czesc osob powedrowala odpoczac troche po dniu pelnym wrazen, do rana pozostala kilkuosobowa garstka najwytrwalszych. Okolo godziny 8 pozegnalem sie z czescia osob i wraz z Ola, Velem, Tecza, Vasharem i Lordem Tassadarem wrocilismy do domow.
Spotkanie bede bardzo milo wspominal. Fluorowi jako glownemu organizatorowi naleza sie duze podziekowania. Lecz nie byloby imprezy bez wspanialych gosci, ktorzy zechcieli sie zjawic, czasem poswiecajac nawet 6-8 godzin na przyjazd w jedna strone.. Dlatego im naleza sie najwieksze podziekowania :). Mam nadzieje, ze bedzie okazja do spotkania sie wczesniej niz na kolejnym zlocie Excelsiora.
== Dziennik Pierwszego Oficera. Data Gwiezdna od 250806.1030 do 270806.1020 ===/= Komputer. Rozpocznij zapis.Na dobrą sprawę zlot zaczął się w piątek, kiedy to spóźniony o kilka minut dotarłem na plac przed Metrem i razem z Uną i Fluorem nie ruszyliśmy w trasę organizacyjną. Omawiając kolejne dwa dni staraliśmy się jak najlepiej zaplanować weekend dla zlotowiczów. Na początku nasze kroki skierowaliśmy w kierunku podziemi, gdzie odwiedziliśmy sklep ze słodyczami i jakiś market - gdzie zakupiliśmy napoje na drogę. Jak można sie było tego spodziewać, sklep został już dawno przejęty przez Ferengi - na co wskazywały ceny. Odpowiednio wyekwipunkowani, ściskając klamoty (później świeciło słońce... Ale tak czy inaczej każde z naszej trójki uzbrojone było w kurtkę bądź bluzę - ot, na wszelki wypadek) ruszyliśmy na przystanek tramwajowy, po krótkim oczekiwaniu podjechał transportowiec na pokładzie którego udaliśmy się w okolice Muzeum Powstania Warszawskiego.Nie wiem skąd, ale instynktownie wyczułem że jesteśmy w pobliżu gdy opuściliśmy pojazd konspiracyjnie nazywany przez Warszawiaków tramwajem. Czy to ze względu na wiezę obserwacyjną, czy na duży plakat, czy może na 'kotwicę' widoczną po drugiej stronie ulicy. Tego się chyba nigdy nie dowiem. Nasza akcja zwiadowcza poszła szybko i sprawnie, pamiętając o pierwszej dyrektywnie tylko sprawdziliśmy ceny i godziny otwarcia - zanim nie ulotniliśmy się, unikając skanów przez co bardziej ciekawskich turystów. Kolejnym przystaniem okazały się dwie małe knajpki - chińska i ogólnie azjatycka. Uznaliśmy że zlotowicze mogą być głodni - więc profilaktycznie wypytaliśmy obsługę o godziny otwarcia, zanim nie ruszyliśmy w kierunku BUWu. Po drodze, mijając znane uczestnikom poprzedniego zlotu Zagłębie Miłości (tyle sex shopów na pzrestrzeni kilkunastu metrów kwadratowych w życiu nie widziałem...) zasiedliśmy w knajpce o wdzięcznej nazwie Sahara. Po zwyczajowym Kebabie / Falafelu wróciliśmy na szlak.Park na dachu biblioteki widziałem po raz pierwszy i zrobił na mnie naprawdę spore wrażenie... Muszę przyznać. Mimo że zostawiliśmy w drodze Unę i podróż kontynuowaliśmy samotnie. Upewniliśmy sie że wszytko będzie dnia kolejnego otwarte i gotowe na przyjęcie oddziału który zapowiedzaił swoje przybycie.O kolejnych przystankach nawet nie ma co wspominać... Empik w którym szukaliśmy Corvusa - zanim dowiedzieliśmy się że go tam nie ma i kolejne tramwaje / autobusy - którymi dotarliśmy aż pod Park Łazienkowski i Ogród Botaniczny - co ciekawe, otwarty tylko w weekendy. Odrobinę przed szesnastą ruszyliśmy w drogę - Fluor musiał ostatecznie jeszcze posprzątać przed przyjęciem tak ważnych gości ;-)Następny dzień zaczął się rano. Za rano - do lądowiska z mojego apartamentu jest spory kawałek, a nie chciałem kłopotać wyposażonych w runabouty znajomych i krewnych. Zanim wstałem utwierdziłem się w przeonaniu że Sony Ericcsony są równie trwałe jak Nokie - gdy pierwszy raz usłyszałem budzik automatycznie sięgnąłem po telefon i wciąż zaspany rzuciłem nim w ścianę. Niestety, nie odpadła nawet dolna obudowa, o baterii już nie wspominając - musiałem wiec się podnieść. Potem poszło już szybko. Korzystając z mojej Legitymacji Gwiezdnej Floty udało mi się utargować z Ferengi sporą zniżkę za bilet, przy okazji pozbywając się resztek senności. Ze słuchawkami na uszach i w plecaku na grzbiecie ruszyłem w stronę Warszawy o 7.22. Pojazd się, jak można sie tego było spodziewać, spóźnił - na szczęście tym razem tylko o jakieś dwie minuty - spokojnie mogliśmy wyruszyć więc razem z grupą, która niepewnie rozglądając się wokoło stała na skraju lądowiska a w skład której wchodzili Fluor Una i Corvus, po naszego sternika - Glonojada. Śmiejąc się (una) zachowując powagę (Corvus i Fluor) i marudząc (ja) opuściliśmy podziemia - w międzyczasie Fluor dowiedział się że Glonojad czeka przy Emilii Plater na przystanku numer 9. Pamietając o pierwszej dyrektywie staraliśmy nie rzucać się zbytnio w oczy, ale też nie chować po kątach. jednym słowem, zachowaliśmy naturalność. Niezwłocznie ruszyliśmy w drogę, jednak gdy po przystanku numer osiem znaleźli szóstkę znaleźliśmy sie w niepokojącej sytuacji. Znowu zacząłem narzekać. Po szybkiej rozmowie z Glonojadem, chwała komunikacji podprzestrzennej, dowiedzieliśmy się że stoi napzreciwko Paładu Kultury przed Salą Kongresową. No to siup - podeszliśmy pod wspomniane miejsce i, jak czytelnicy mogą się spodziewać, sternika nie znaleźliśmy. Przechodząc na stan podwyższonej gotowści postanowiliśmy przejść na drugą stronę ulicy i poszukać tam. Udało się. Osobnik z żółtą torbą okazał się poszukiwanym. Mimo że 40 minut o które opóźniony był pociąg O'Musa to sporo, to jednak zaczeły nam migać kontrolki oznaczające nieubłagany upływ tego czasu - teleportowaliśmy się więc na dworzec centralny, a konkretniej na peron drugi. Z Corvusem zagadaliśmy się w drodze na jakiś Trekowy temat i nie zauważyliśmy kiedy właściwa grupa się zatrzymała - jednak ku jej zawodowi szybko do nich dołączyliśmy.Zauważenie O'Musa - co najmniej mojego wzrostu, w skórzanej kurtce i o bardzo klingońskich włosach i cerze trudne na szczęście nie było. Zwiad - w tej chwili znajdowali sie już w nim Pierwszy Oficer, Główny Doradca, Oficer Taktyczny, przyszły Szef Inżynierów, Dowódca Marines i Szef Sterników, ruszył w kierunku rotundy - jako że byliśmy głodni, mało kto rano miał czas na śniadanie. Pierwsza knajpka, jakiś OScar... Obsługa już nas nie lubi. Reszta spotkania z nią została niestety utajniona.... Za to druga...Od początku wiedziałem że coś jest nie tak. Czysto... Schludnie... Zdecydowanie pachniało podstępem. Moje podejrzenia jeszcze pogłębiły się gdy miła obsługa spytała naszą, dziwnie wyglądającą, grupkę czy wolimy stolik dla palacych czy nie palących. Silna wola powstrzymała mnie od wyszarpnięcia fazera. Trudno, pierwsza dyrektywa obowiązuje... Lękliwie obejrzałem ofiarowane mi krzesło, ale natychmaist przystawiłem sobie inne. Na wszelki wypadek. Obsługa, mimo ze miła patrzyła na mnie poniekąd dziwnie... Ale zachowałem czujność. Una zadeklarowała ze nie jest głodna - więc nasza piątka podzieliła sie na grupy trzy i dwuosobową, z której każda zamówiła sobie jedzenie - dostarczone podejrzanie szybko. Wyczulone podniebienie po pierwszym kęsie na szczęście trucizny nie wykryło... Więc to nie byli ONI. Wtedy zaczeły się kłopoty... A dokłądniej już po tym jak dołączył do nas Tom. Ktoś zejrzał na zegarek. Jedenasta - chwila konsternacji zanim nie sprawdziliśmy o której Gwynn miał przyjechać - Cholibka, właśnie jedenasta. Anka i Zeal siedem minut później. Ku mojemu znieciepliwieniu... Które maskowało chęć opuszczenia knajpy... Ustaliliśmy że właściwie to wszytko jedno, powinni sami trafić. Dopijając napoje opuściliśmy reastaurację kilka minut później, razem z Tęczą który dopadł nas w międzyczasie, płacąc rachunek. Gwynn, skierowany pod PKiN został sprawnie odebrany... Zostało ściągnąć team Anki. Okazało się ze mamy problem - byli już pod rotundą. Tym razem skierowaliśmy ich pod Pałac, ale odbierajac wiadomość że idą do sklepu wysłaliśmy grupę zwiadowczą... W której i ja, niżej podpisany, się znalazłem. Prosiliśmy by zaczekali w sklepie przy kasach... Po ustaleniu gdzie się znajdują - chwilę zwiedzaliśmy sklep z Fluorem, odebraliśmy ową rrhhhomulański-klingońska parę i ruszyliśmy z powrotem na miejsce zbiórki. Gdzie z właściwym sobie spokojem powitał nas Vashar. Cały zwiad, prowadzony przez Romulańsko - Federacyjną - Klingońską grupę taktyczną ruszyła co najmniej w warp 5. Niestety, nasz sternik i dowódca marines nie wytrzymali przeciążeń - udało im sie zgubić po drodze. Ale dzielni zwiadowcy ruszyli im na pomoc, przeszukując spory fragment tuneli, odnaleźli zgubione owieczki. Wpadliśmy też na Unę - od której dowiedzieliśmy się, że Fluor postanowił nas zostawić... Wcześniej też dzwonił informując że oni już jadą. Na szczęście, nic z tego nie wyszło - zdążyliśmy na czas. Po krótkim oczekiwaniu na jakimś podrzędnym lądowisku podjechało... Coś. Właściwe dla Warszawskich szlaków komunikacyjnych. Nie czekając na specjalne zaproszenia wpakowaliśmy się do środka - ściągając zaciekawione spojrzenia pasazerów na widok tak licznej grupy. Jednak, po poczęstotowaniu ich uśmiechem numer jedenaście 'My wcale nie jesteśmy z innej planety' stracili zainteresowanie nami. Lot był pełen wstrząsów i podskoków - jednak dojechaliśmy na miejsce. Tym razem nie potrzebowałem intuicji by wiedzieć gdzie może znajdować sie Muzeum - ostatecznie byłem tam niespełna dobę wcześniej. Znowu zadzwoniliśmy do Boniego, dopytując się gdzie jest - niestety, tym razem nie odebrał. Zasiedliśmy wiec w jakimś parku gdzie każdy zajął się swoimi sprawami... Anka i Una wyprowadzały z równowagi nasego gospodarza a zarazem pokładowego doradcę, nie-trekowy gość który do nas dołączył wtapiał się w otoczenie, reszta dyskutowała w małych grupkach. Corvus, Fluor i niżej podpisany poddali się zaś błogiemu knuciu to nad tym, to nad tamtym... W każdym razie, oczekiwanie nas nie nudziło. Operacyjny dołączył dość szybko - uśmiechając się przy tym podejrzanie radośnie. Po skumpletowaniu naszego Away Teamu ruszyliśmy do muzem, zwiedzać.Podzieleni na grupki wędrowaliśmy od eksponatu do eksponatu, razem z Corvusem i Uną, jako ze Muzeum już znaliśmy skończyliśmy dość szybko. Po szybkim telefonie do Fluora odłączyliśmy się od grupy a następnie rozdzieliliśmy się. Una ruszyła w sobie znanym kierunku, Corvus eskortowany przeze mnie ruszył by zaopatrzyć zlot w sprzęt komputerowy... inna sprawa ze okazał się [sprzęt] niepotrzebny. Jako że następnym punktem zwiedzania były BUWowskie ogrody ruszyliśmy najpierw do centrum, potem w stronę przystanku z którego można by się tam dostać - plan popsuł Fluor, informując że oni jadą do Arkadi. Z westchnieniami irytacji wróciliśmy się do stacji metra, w przeciwieństwie do głównej grupy znaleźliśmy stolik niemal natychmaist, i poinformowaliśmy ich że czekamy. Zebrali się szybko, wyposażeni w różne jedzenie i napoje. Było w każdym razie wesoło.Kolejnym punktem na naszej trasie były wspomniane ogrody. Fluor razem z (nie pamiętam... Chyba Zeal'em i Anką) zapakowali się do runabouta Boniego ruszając do celu - reszta grupy, prowadzona pzrez dobrze już wszytkim znany oddział Federacyjno - Romulański dotarła na miejsce trasą konwencjonalną.. Na dodatek transporetowiec nie poczekał na nas tej minuty... Trzeba było czekac na następny. Niczym wytrawni szpiedzy mineliśmy oddział Fluora i zabraliśmy się za podziwianie widoków - dopiero później zebraliśmy się przy wejściu, skąd planowaliśmy dalszą trasę. Niestety - na planowany Park Łazienkowski i Ogród Botaniczny nie było już czasu. Z tego to względu ruszyliśmy w stronę hipermarketu. Tym razem, udało mi się lecieć runaboutem Boniego - jak każdy starszy oficer robiący wywyższającą sie minę i udając że nie patrzę w okno oglądając widoki. Pilotował nas Tom, dobrze, a nwet bardzo dobrze orientujacy się w okolicy. Ostatnim towarzyszem podróży został Tęcza. Mimo że moment jazda trwała, to jednak na miejscu bylismy wystarczająco wcześnie żeby zakupić nielegalne romulańskie lody i nieco odpocząć, przez zakupami. W takiej to sytuacji - wygodnie siedzących w lodizarni - zastał nas główny oddział. Uśmiechając się rozbrajajaco ruszyliśmy bliżej sklepu i tutaj, jak wspomniał Fluor, udało się zapanować nad tłumem, zostaliśmy podzieleni na mniejsze grupy z których jedna dostała tajne zadanie, akcę pod kryptonimem 'Zdobyć Prowiant'. Dwadzieścia minut później, pierwsze grupy objuczone pobrzękującymi wesoło artykułami alkoholowymi, i zwykłymi popitkami zachowującymi przy potrząsaniu torbą w której się znajdowały milczenie, byliśmy gotowi do dalszej drogi. Wraz z upływem czasu przybywało ludzi - dołączyły koleżanki Fluora i jacyś jego koledzy. Zdziwienie wywołało dopiero dotarcie grupy specjalnej - wiazącej zaopatrzenie dla plutonu wojska. No cóż... Po kilkunastu minutach spędzonych na pakowaniu runabouta ruszyliśmy na przystanek autobusowy, gdzie tylko dwóch Trekerów próbowało wprowadzić nwo poznane koleżanki w ten wspaniały swiat... Reszta powinna się wstydzić :PKolejnym przystankiem była hacjenda Fluora. Który prowadzącą czwórkę powitał słowa, kryjącymi wiele niepokoju 'Wiecie że było was więcej?' - Jednak, zanim zdążyliśmy zacząć się martwić reszta grupy powoli zadokowała. Po rozpaleniu ogniska - wbrew pozorom wtedy jeszcze nie znaleźliśmy zbyt wiele suchego paliwa przystąpiliśmy do jedzenia i picia - chociaż wyprawiliśmy się na chwilę po za włości gospodarza by zdobyć nieco więcej kijó zdatnych do utrzymania kiełbasek. W tym momencie zauważyłem ze dołączyło do nas jeszcze kilka osób - między innymi Velo. Cóż, lepiej późno niż wcale. Boni pstryknął nam fotkę i niestety musiał się zbierać... A bardzo szkoda. A sternik udowodnił wsyztkim ze nadane mu kiedyś określenie 'Szalony Iwan Flaszeczka' jak najbardziej do niego pasuje. Kilku osobowa grupa utworzyła tymczasowy sztab kryzysowy - najpierw prośbą proponując Glonojadowi żeby poszedł sie wyspać. Po prośbach, i odrzuceniu pomysłu z unieszkodliwieniem go metodami siłowymi, nadszedł czas na co bardziej zdecydowane działania. Niestety 70% absynt sprawy nie załątwił, nadszedł czas na groźby - trzeba było widzieć O'Musa zapowiadającego Glonojadowi ze niestety trzeba będzie go pozbawić głowy... Sytuacja jednak skończyła się dobrze - sternik został teleportowany do kwater tymczasowych, zaś reszta bawiła się dalej. Powoli odpadały kolejne osoby, kolejne też do nas docierały - między innymi Korozja, który przywiózł zupełnie nowe zapasy. Noc mineła bardzo miło, na pozbywaniu się resztek zakupionych alkoholi, wspominaniu minionego dnia, rozmowach serialowo - filmowo - komputerowych. Opowiadaliśmy też dowcipy... Rano pierwszy, chyba, dołączył zaspany O'Mus - i Gwynn, śpieszący na ranny pociąg. Kiedy kilka osób już zdążyło nas opuścić do odlotu zaczeła się zbierać reszta. Ostatecznie została nas garstka, zjedliśmy jeszcze coś, pomogliśmy Fluorowi chociaż trochę posprzątać i dopiero udaliśmy się w drogę powrotną. O ile w tramwaju tylko traciłem orintację - to już w kolejce powrotnej tylko muzyka, dosć głośna, podtrzymała mnie przytomnym. Wszytko skończyło się dobrze - po za ludżmi rozstępującymi się pzrede mną w Grodzisku widząc nieco zmęczone spojrzenie i groźny wygląd :DWielkie podziękowania należą się Fluorowi, naszemu niezrównanemu gospodarzowi - i wszystkim gościom którzy umilili nam zlot... Było bardzo fajnie!=/= Komputer, ko...Znaczy się, podpisano Komandor Porucznik Eric Keitel. Pierwszy Oficer Excelsiora=/= Komputer, teraz to już naprawdę koniec zapisu.
No cóż, ja nie wiele mogę dodać. Wszystko, co miało zostać powiedziane, powiedzieli moi przedmówcy. Mogę tylko powiedzieć, poza: „taaaak imprezka, zostaje do środy!!!!!”
No, niektorzy dali czadu ;)btw. wciaz nie wszyscy sie wpisali... czyzbyscie nie chcieli znalezc sie na liscie zaproszonych za rok? (nie ma to jak dobra motywacja) :PAriel: byly plany, zeby dzwonic do Ciebie o trzeciej w nocy, ale raz, ze to byloby przewidywalne i pewnie wcale nie spalas, a dwa, ze Vasharek juz wtedy poszedl drzemac i nie byloby pozniej na kogo zwalic 😉
Vasharek spal w dwoch turach, miedzy 3 a 4 i 6-7, wiec teoretycznie daloby sie podreczyc Ciebie, Arielko, o 5 rano... w niedziele... weekend :>Co do samej imprezy było bardzo fajnie i zapewne _kolejne_ (tu uśmiech do organizatora ;> ) będą równie udane. W zasadzie wszystko już było opisane... Moje zdjęcia dostępne u mnie na privie póki co 😛
Za telefon o 3 w nocy mój najbliższy współlokator by mnie chyba zamordował 😛 ale dzięki za pamięć 🙂 Niestety moje nieobecność była spowodowana wypadkiem losowym a nie brakiem chęci. Ten wypadek wyklucza mnie również ze spotkań przez najbliższe 2 miesiące :/ więc musicie mi troche wybaczyć. Oczywiście zawsze możecie wpaść do mnie na kawe i ciasteczka 😀 bo ja na razie raczej wychodzić nie będę 😛