Forum Fandom Opowiadania Cykle opowiadań dział tymczasowy I.K.C. betleH - Rozdział V

I.K.C. betleH - Rozdział V

Viewing 7 posts - 1 through 7 (of 7 total)
  • Author
    Posts
  • Coen
    Participant
    #2228

    Star Trek; Imperium Klingońskie; KSO; betleH; Coen; D'meg; Liranna; Wolf

    - No dobra, wyruszyli - powiedział siwy, wysoki mężczyzna, obserwując na holograficznym monitorze skaczącego w warp Drapieżnego Ptaka. - Uruchom napęd czasowy oraz resztę głównych systemów.

    Niewysoki Baynar zaczął naciskać holograficzne przyciski, jednak w pewnym momencie przerwał.

    - Jest pan pewny, profesorze, że to dobre rozwiązanie? - spytał odwracając się do towarzysza. - Taka ingerencja w linię czasową może spowodować poważne konsekwencje.

    - Owszem i o to nam właśnie chodzi - odparł mu człowiek, ponaglając do dalszej pracy. - Mamy dokładnie 93,7% prawdopodobieństwa, iż usunięcie z linii czasowej IKC betleH i jego załogi zapobiegnie upadkowi Federacji w 2536 roku i nie będzie się musiała odradzać w 2760. Zaś zniszczenie go w czasie lotu testowego po uszkodzeniach, jakie zadały mu jednostki wywiadu Floty, zmniejsza ryzyko niepożądanych zmian zaledwie do 12%.

    - Tak, wiem - odparł fioletowoskóry obcy, siadając na holograficznym fotelu. - A to o 4% mniej niż przy innej podobnej sytuacji, czyli podczas pierwszego lotu testowego.

    Człowiek uśmiechnął się, po czym uruchomił silniki i jego okręt zniknął w korytarzu czasowym...

    - Reaktor w pełni sprawny - dało się słyszeć z komunikatora głos Wolfa. - Mamy 129% mocy reaktora.

    - Prędkość utrzymuje się na poziomie warp 9.85 - skomentował swoją działkę Jod'mos, Liranna zaś dorzuciła:

    - Deflektor i czujniki są w pełni sprawne. Zbliżamy się do miejsca testu.

    - Wyjść z warp - rozkazał Coen. - Unieść tarcze i przygotować test systemów bojowych.

    - Luq - odparł D'meg, przebiegając palcami po swojej konsoli.

    Nowoczesny drapieżny ptak wyskoczył gwałtownie z warp, unosząc osłony i zasypując boje celownicze osłabionymi ponad tysiąckrotnie pociskami. Niecałe dziesięć sekund później test był zakończony.

    - Systemy ofensywne sprawne, szykuję się do przeprowadzenia testu systemów dece...

    Nagle w słowo wpadła mu Liranna:

    - Wykrywam formowanie się anomalii niecałe dwa tysiące kelikanów od nas.

    - Obraz - rozkazał od razu Terranin i na głównym ekranie pojawił się obraz niewielkiego falującego kręgu. - Jaki to rodzaj anomalii?

    - Brak danych - padło w odpowiedzi. - Jednak analiza wskazuje, iż może to być wyrwa czasowo-przestrzenna... Zaraz, jakiś statek właśnie się z niej wydostał.

    Na ekranie było widać jak niewielki, trójkątny stateczek wyleciał z kręgu i zaczął zbliżać się szybko do Drapieżnego Ptaka.

    - Konfiguracja nieznana - rzucił od razu drugi oficer. - Uruchamiam procedurę pierwszego kontaktu, osłony na pełną moc, uzbrojenie gotowe do aktywowania.

    Coen pokiwał głową i już chciał rozkazać, aby otworzyć kanał, kiedy nagle betleHem szarpnęło.

    - Obcy statek wystrzelił w nas jakąś wiązkę - zameldował od razu D'meg.

    - Odpowiedzieć ogniem!

    Przygotowane wcześniej do aktywacji uzbrojenie ożyło nieomal od razu. Salwa zielonych pocisków zalała niewielki stateczek, jednak po prostu wniknęły one w jakieś nietypowe pole siłowe wokół niego i zniknęły bez widocznego rezultatu. Taki sam los spotkał wiązkę z głównego działa dezruptorowego oraz dwie torpedy polaronowe, które wsiąkły w pole, nawet nie eksplodując. W czasie tej kanonady żółty promień łączący czubek trójkątnej jednostki z Drapieżnym Ptakiem zaczął przenikać przez osłony i jasnożółte, chaotyczne błyskawice zaczęły przeskakiwać po wnętrzu bańki, którą tworzyły osłony. Coraz częściej uderzały też w kadłub.

    - Ostrzał nie przynosi efektu - zakomunikował w końcu D'meg.

    - Dobra, tej walki nie wygramy - przyznał niechętnie dowódca. - Bierzemy nogi za pas.

    - Niestety - odparł mu Jod'mos - silniki nie odpowiadają. Ten promień musi je jakoś zakłócać.

    Kiedy tylko skończył mówić, okrętem mocno szarpnęło, gdyż trafiły go na raz 3 'pioruny'.

    - Co to jest, do... - zaczął Coen, lecz nim skończył odparła mu oficer naukowa:

    - To jakiś rodzaj wiązki antyprotonowej, ktoś tak ją skonfigurował, iż może przenikać nasze osłony.

    - Czy automodulacja nie powinna nas przed tym chronić? - Kiedy zadawał to pytanie betleH znowu zadrżał mocno od kolejnego połączonego uderzenia.

    - Powinna, lecz nie chroni - odparła pół-Klingonka. - Mam jednak sugestię.

    - Wal - padło tylko w odpowiedzi.

    - Jeśli wyemitujemy z deflektora silnie skoncentrowane protony, powinny zadziałać jak zwierciadło, kopiując efekty promienia przeciwnika na jego własny statek.

    - No to do dzieła!

    Liranna szybko przebiegła palcami po konsoli i w odpowiedzi na to polecenie linie na skrzydłach betleH'a zapłonęły na chwilę czerwienią, zaś obcy okręt pokryła ciągle zmieniająca się pajęczyna żółtych wyładowań. Teraz znaczenie miała tylko wytrzymałość okrętów, kiedy wyładowania zaczęły przebijać poszycia.

    - Protony z betleHa kopiują efekt naszej wiązki - poinformował Baynar, kiedy ich statek trząsł się i trzeszczał coraz bardziej.

    - Szlag by to... - zaczął człowiek, jednak coś trzasnęło i holograficzne wyposażenie mostka po prostu się wyłączyło. Obaj klapnęli na pokład - Przełącz na komponenty mechaniczne.

    Fioletowoskóry humanoid przesunął masywną dźwignię i na ścianach pozapalały się lampki, zaś z ziemi wysunęły się i rozłożyły metalowe fotele. Baynar usiadł na swoim i przyjrzał się odczytom.

    - Profesorze, kombinacja protonów i antyporotnów zaczyna oddziaływać na korytarz czasowy, destabilizując go na poziomie kwantowym. Odbieram emi....

    Coen widział na ekranie, jak nagle z wyrwy, przez którą przybył agresor, wystrzeliła zielona fala i błyskawicznie przelała się po wszystkim, tak ich okręcie, jak i wrogim. Oni poczuli tylko silne szarpnięcie, jednak agresor po prostu eksplodował. Klingońska załoga nie zdążyła jednak odetchnąć z ulgą, gdyż nagle okazało się, iż wyrwa zaczęła rosnąć... A raczej to oni zaczęli się do niej zbliżać.

    - Silniki cała wstecz! - rozkazał Terranin, lecz Klingon tylko pokręcił głową.

    - Silniki nie odpowiadają, dotrzemy do szczeliny za 6 sekund... 4... 3...

    - Przytrzymać się czegoś - rzucił Coen w interkom.

    - ...1...

    Coś trzasnęło żałośnie i nastała ciemność.

    Ocucił go cios w twarz. Instynktownie oddał, nawet nie otwierając oczu.

    - Widzę, że pan jednak żyje - usłyszał znajomy głos. Zmusił się do otwarcia oczu i w słabym czerwonym świetle świateł awaryjnych ujrzał trzymającego się za krwawiący nos Jod'mosa.

    - No, tak jakby - odparł Coen wstając i rozglądając się po mostku. Nie było tak tragicznie, tylko część konsoli się rozsypała, ale ekrany były całe. D'meg gramolił się z podłogi, a Liranna... Kapitan momentalnie doskoczył do niej, widząc gęstą czerwoną plamę koło jej głowy, po czym skrzywił się, zauważając głębokie rozcięcie. Przez szparę widać było mózg. Dwaj pozostali oficerowie mostka byli już przy nim. D'meg miał apteczkę pierwszej pomocy i szybko przyłożył do rany liść opatrunkowy. Czerwona organiczna płachta przylgnęła do skóry, tamując krwawienie, a enzymy rośliny zaczęły dezynfekować ranę. Jako że pół-Klingonka była nieprzytomna, woleli nie aplikować jej żadnych dodatkowych medykamentów.

    - Jak nasz stan? - spytał Coen wstając i ponownie się rozglądając.

    Jego wzrok spoczął na ekranie wyświetlającym sytuację strategiczną. Jeśli pokazywany przez nią obraz był realny, to betleHa przerzuciło o co najmniej 300 lat świetlnych w stronę granicy z Federacją i znajdowali się teraz niedaleko układu Tevu'Kib. Drugi oficer podszedł do swojej konsoli.

    - Według odczytów mamy sprawne jedynie podtrzymywanie życia, czujniki bliskiego zasięgu i generatory pola integrującego, ale wszystko jedzie z akumulatorów, rdzeń bowiem jest niesprawny. Mamy też od groma wyrw w kadłubie, ale najpoważniejsze na pokładach 2, 4 i 7, a na czwartym odsłoniło całą sekcję.

    Coen pokiwał głową i wskazał ranną pierwszą oficer dwóm wojownikom, którzy wpadli właśnie na mostek. Ci od razu podbiegli do niej i podnieśli, aby zabrać do ambulatorium. Kapitan zaś klepnął komunikator:

    - Wolf, co tam u ciebie?

    - Nie jest źle - dobiegło z urządzenia na ramieniu Terranina. - Plecy trochę bolą i w głowie jakoś tak łupie, a u ciebie?

    - Nic poważnego, tylko w ramieniu pobolewa, jakby ktoś do nas strzelał niedawno - odparł dowódca uśmiechając się.

    Wiedział bowiem, że skoro doczekał się takiej odpowiedzi na swoje pytanie, to znaczy, iż nie jest w maszynowni tak tragicznie.

    - Co ze rdzeniem?

    - Siadł dopływ chłodziwa, wolałem go wiec profilaktycznie wyłączyć, dopóki tego nie naprawię.

    - W porządku, bierz się do pracy. Pogoń też innych. Jak się ktoś nie zna na mechanice to niech pomaga uprzątnąć rumowiska.

    - Luq - padło w odpowiedzi i rozmowa się zakończyła.

    Coen popatrzył na obu oficerów.

    - To tyczyło się też nas trzech. Do roboty, trzeba postawić statek na nogi tak szybko, jak się da.

    Osiemnaście godzin później większość bałaganu była już uprzątnięta i Coen w swojej kajucie przeglądał paddy z raportami. Najdłużej zajął mu raport ze stratami w załodze. Nie dlatego, że zawierał wiele treści, lecz dlatego, co ona zawierała. Imiona i rody 23 zabitych, 54 rannych i 3 zaginionych. Ciężko zapłacili za tę krótką potyczkę. W tym momencie zadzwonił dzwonek od drzwi.

    - Wejść - powiedział Terranin i do pomieszczenia wszedł Wolf podając mu padd. - I jak sytuacja?

    - Mamy osłony i dezruptory pulsowe. Niestety sieć została zniszczona, zaś wyrzutnie i dezruptory wiązkowe mają przepaloną sieć dostarczania energii. Mamy napęd impulsowy, ale w warp nie wejdziemy. Do tego brakuje nam co najmniej jednej gondoli - odparł główny inżynier, siadając wygodnie. - Niestety ani łączności dalekiego zasięgu, ani czujników też nie zdołamy odzyskać bez wizyty w doku.

    Coen pokiwał głową, odchylając się na fotelu i zakrywając twarz dłońmi. Pół- Klingon popatrzył na niego.

    - Gdybym nie wiedział, powiedziałbym, że jesteś wykończony. Może zrób sobie przerwę i prześpij się z siedem lub osiem godzin?

    - Dopiero kiedy Lir stanie na nogi - odparł Terranin. - A przynajmniej odzyska przytomność.

    - Jest młoda i silna, takie zadrapnie na pewno jej nie pokona.

    - Trochę w bok i rozchlastałoby jej mózg... - w tym momencie zadzwonił interkom.

    Coen nacisnął guzik:

    - Co jest?

    - Wykryliśmy trzy zbliżające się okręty Gwiezdnej Floty. Lecą w naszą stronę - dobiegło z głośnika.

    - No, w końcu ktoś się pojawił. Już idę na mostek - odparł Coen i razem z Wolfem wyszli z kajuty.

    Kiedy dotarli do centrum dowodzenia okrętem, na ekranie było już widać zbliżające się jednostki. Dwa patrolowe Sabery były prowadzone przez Excelsiora. Szły z pełną impulsową w stronę Drapieżnego Ptaka.

    - Dowódco, te okręty mają podniesione osłony i naładowane uzbrojenie - oznajmił nagle D'meg.

    - Co? Znowu? - spytał Coen, rozważając w myślach, na ile prawdopodobne jest, aby Gwiezdna Flota znowu miała do niego ale. - Czy namierzają nas?

    - Nie - padło w odpowiedzi.

    - Może wprowadzili derektywę, że zawsze maja latać z włączonymi osłonami i uzbrojeniem? - zasugerował sternik.

    - No, byłaby to niewątpliwie miła odmiana - odparł mu Wolf, czasowo siedzący na stanowisku naukowego. - Może wtedy nie czekałaby Federacji pewna zagłada.

    Pozostali oficerowie uśmiechnęli się, D'meg jednak nagle powiedział:

    - Namierzają nas!

    - Aktywować osłony, manewry unikowe.

    Ledwo Coen zdążył to powiedzieć, kiedy pierwsze fazery uderzyły w osłony. Nieomal w tym samym momencie wystrzeliły torpedy, lecz Drapieżny Ptak zdążył się już rozpędzić i ominął je z łatwością. D'meg słuchając rozkazów dowódcy namierzył prowadzący krążownik i salwa zielonych pocisków rozprysła się na osłonach federacyjnej jednostki. W normalnych warunkach grupa Federacji nie miałaby większych szans. BetleH przewyższał je nieomal pod każdym względem, jednak jego uzbrojenie zostało drastycznie ograniczone, tak samo nie do końca dało się polegać na wytrzymałości nadwyrężonego kadłuba.

    - Ujawnia się jakiś okręt - głos taktycznego był jak zawsze rzeczowy, mimo iż betleH po raz kolejny drżał od uderzeń. - To krążownik bojowy klasy D'Tai... ale nie zmodernizowany, z pierwszej serii!

    Na głównym i taktycznym ekranie dało się zauważyć, jak w pustym miejscu przestrzeni pojawił się nagle masywny, ponad sześciuset metrowy okręt i otworzył ogień do szarych jednostek. Pod naporem pełnej salwy z dezruptorów, potraktowany wcześniej ogniem z betleHa, Saber po prostu zniknął. Z trzech zielonych torped mknących w stronę Excelsiora trafiły tylko dwie, ale było to dość, aby moc osłon spadła do niecałych 30%. Po tej małej demonstracji oba okręty Gwiezdnej Floty wykręciły i skoczyły w warp.

    - Nie było tak źle - mruknął Coen z zadowoleniem.

    - Zgadza się - odparł D'meg. - Osłony 64%, kilka dodatkowych mikropęknięć od wstrząsów.

    - Pytanie, a raczej pytania SĄ tylko dwa: czemu milicjanci galaktyki coś do nas znowu maja oraz dlaczego nasze tyłki ratuje okręt nie istniejący od jakichś 3 lat?- Można ich o to spytać - powiedział Wolf. - Wywołują nas.

    Na ekranie pojawiła się twarz jednookiego, starego Klingona. Od razu dało się też słyszeć jego głęboki głos:

    - Tu kapitan Kla z... - nagle Klingon zamarł, jakby zobaczył ducha. - Brygadier Coen?

    Terranin popatrzył po swoich oficerach. Odpowiedziały mu równie pytające spojrzenia.

    - Kapitanie - zaczął wskazując na swój kołnierz - widzisz tu gdzieś insygnia brygadiera?

    - Ale... - Klingon nie mógł wyjść z oszołomienia. - Pan nie żyje od trzech miesięcy. Przez kilka tygodni KSI pokazywała, jak taranuje pan swoim okrętem, Enterprise w czasie bitwy nad Qo'noS.

    - Donos czym on bredzi? - mruknął Jod'mos, nie odwracając się nawet od swojej konsoli. Nagle Wolf i D'meg popatrzyli na siebie porozumiewawczo.

    - Inna rzeczywistość - zaczął jednen, drugi zaś dokończył:

    - Kwantowa.

    Coen w mig zrozumiał, o co chodzi.

    - Kapitanie, musimy się koniecznie spotkać i omówić sytuację.

    - Za pięć minut na moim okręcie - padło tylko w odpowiedzi.

    Delegacja z betleH słuchała wyraźnie opowieści Klaga. Wynikało z niej, iż świat zmienił się diametralnie od czasu wojny z Kardasjanami. Tej z lat czterdziestych. Klingoni nawiązali wtedy ścisły sojusz z Bajoranami i zaczęli wyposażać ich w broń i statki. Kiedy w 49-tym dywizjon bajorańskich Drapieżnych Ptaków zniszczył konwój transportowców wojskowych, Centralne Dowództwo wpadło we wściekłość. Tym bardziej, że przez utratę tego konwoju nie powiodła im się inwazja na Betazed. Wysłali więc flotę 50 okrętów i zmienili zieloną planetę Bajor w szarą skałę niezdolną do utrzymania życia. Taki sam los spotkał ponad 75% kolonii należących do tej rasy. W ciągu doby liczba Bajoran we wszechświecie spadła z kilku miliardów do 230 000. Po tym holokauście wojna przybrała zupełnie nowe oblicze. Federacja nie chcąc, aby taka tragedia się powtórzyła, rozpoczęła z Kardasjanami rozmowy pokojowe, mające na celu zakończenie konfliktu. Klingoni jednak zareagowali inaczej. Masowa eksterminacja sojuszników, których waleczność i determinacja bardzo szybko zyskały Bajoranom popularność w Imperium sprawiła, iż w sercach nieomal każdego Klingona zawrzała wściekłość. KSO przerzuciło przez tereny Federacji nieomal cała flotę i rozpoczęto masową inwazję na tereny Unii, niszcząc każdy okręt i stację, jaką napotkali. Nie bacząc na protesty Federacji, dotarli do Kardas 1 i obrócili planetę w perzynę, a raczej w idealną kopię tego, co zostało z Bajor. Ten czyn z kolei wywołał wściekłość w społeczności i rządzie Federacji i sojusz przeszedł do historii. Zerwano również wszelkie kontakty dyplomatyczne. Na znak protestu wszyscy Bajoranie, jacy żyli ciągle w koloniach Federacji, wyemigrowali do Imperium, gdzie zostali powitani przez Klingonów jak bracia i dostali na własność nowy świat niedaleko Qo'noS. Następne dwadzieścia pięć lat to powrót do polityki zimnej wojny, jednak w przeciwieństwie do tej z zeszłego wieku nie dochodziło do sporadycznych walk, a nawet zdarzało się, iż weterani wojny pomagali sobie wzajemnie w czasie potrzeby, jak na przykład przy ewakuacji układu Shermana w 65 roku.

    Wszystko to zaczęło się jednak zmieniać około półtora roku temu. Jednostki Gwiezdnej Floty zaczęły wtedy dokonywać ataków na cele w głębi Imperium, jednocześnie oskarżając Klingonów o robienie tego samego, mimo iż żadna jednostka KSO nie przekraczała granicy. Do czasu oczywiście. W atmosferze obustronnego oskarżania się i ataków na wszystkie przygraniczne cele w ciągu kilku miesięcy obie rasy stanęły na krawędzi wojny. Niecałe 13 miesięcy temu Rada Federacji wypowiedziała Imperium wojnę, a Gwiezdna Flota od razu rozpoczęła inwazję. Klingońska flota stawiła opór, jednak była zebrana przy romulańskiej granicy w odpowiedzi na pogłoski o przygotowaniach Romulan do ataku. Dopiero niedawno dowiedziano się, iż informacje te podrzucił federacyjny wywiad. W każdym bądź razie przy większości Sił Obronnych zgrupowanych daleko od granicy Federacja zdołała wbić się dość głęboko. Jednak nie przejmowali planet. Niszczyli tylko wszystkie instalacje orbitalne oraz obronne. Oddziały desantowe trzymali na jeden szczególny cel. Zapewne stratedzy Floty uznali, że wojska Federacji szybko zajmą najświętsze dla Klingonów miejsce, klasztor na boretH. Z tego też powodu właśnie tam wyładowano ponad dwieście dywizji marines Floty i rozpoczęto zdobywanie planety. Niestety, efekt był odwrotny. Po raz pierwszy od lat Kanclerz i Najwyższy Kapłan zgodzili się w czymś i we wspólnym przemówieniu rozkazali walczyć ze wszystkich sił. Wkrótce po tym przemówieniu Armada GF dotarła nad Qo'noS i tam czekała na nich największa jak do tej pory niespodzianka tej wojny. Stolica Imperium była przygotowywana do obrony od lat: zakamuflowane pola minowe, niewykrywalne generatory tarcz planetarnych i baterii dezruptorowych oraz świeżo dodane na początku wojny dodatkowe Stacje Obrony Strategicznej. Dodatkiem do tego wszystkiego była kilkusetokrętowa flota. To właśnie wtedy Coen i jego załoga z tego uniwersum zginęli, taranując swoim K'Vortem okręt flagowy Federacji. Pozbawione dowództwa szeregi Federacji ugięły się i pękły pod naporem klingońskiej kanonady. Był to moment przełomowy, po którym nastąpiła kontrofensywa Sił Obronnych. Wkrótce potem wojownicy prowadzeni przez osobnika nazywającego samego siebie qeylISem wyrżnęli większość marines na boretH. Niedobitków pozwolono ze względów propagandowych zabrać statkom ewakuacyjnym. Obecnie linia frontu powróciła mniej więcej na dawną granicę, jednak są pogłoski o nowej mobilizacji sił Federacji, która ma być przygotowaniem do kolejnego ataku. Kla zakończył w tym momencie, po czym wyszedł, dając swoim gościom czas na przetrawienie tych informacji. Coen siedział wpatrzony w ścianę, Wolf i D'meg przeglądali dane taktyczne z wojny.

    - Wolf - zaczął w końcu Terranin - jakie mamy szanse się stąd wydostać?

    - Właściwie - odparł pół-Romulanin po przemyśleniu dokładnie całego zagadnienia - to zerowe. Nie mamy nawet pojęcia, jak wytworzono tamtą szczelinę, a co dopiero jak stworzyć taką szczególną wiązkę antyprotonów.

    - Hmmm... tak przypuszczałem - padło w odpowiedzi. - Musimy wiec rozważyć pozostanie tu i przyłączenie się do tutejszego KSO. Skoro wszyscy już tutaj nie żyjemy, nie musimy się obawiać żadnych kwantowych powikłań.

    - Zgadza się - skwitował tylko Wolf.

    - Co więcej - dodał oficer taktyczny, stukając palcem w monitor - moglibyśmy im dać technologicznego kopa. Z tego, co tu jest napisane, oni nadal używają zaawansowanych torped fotonowych, nie znają osłon o wysokiej pochłanialności, powłoki reaktywnej ani czterech klas okrętów, które u nas są już na porządku dziennym. O modyfikacjach, jakie prowadziliśmy po wojnie z Dominium, nie wspomnę.

    - A właśnie - zaciekawił się Coen. - Jak to się stało, iż uniknęli tutaj tej wojny? Czy ona dopiero przed nami?

    - Przed nami na pewno, ale dopiero jak zaczniemy się zapuszczać do Gammy - odpowiedział Wolf, a widząc pytające spojrzenie dowódcy wyjaśnił:

    - Zniszczenie Bajor nieomal na pewno zdestabilizowało korytarz do tego stopnia, iż nikt nie zdoła go ponownie użyć.

    - Hmm... A Romulanie, Borg i inne przyjemniaczki?

    - Romulanie nie angażują się oficjalnie po żadnej ze stron, nieoficjalnie wspierając obie. Nawet ich kapitanowie co jakiś czas walczą to po naszej, to po Federacyjnej stronie. Natomiast co do Borg... To jak zawsze wielka niewiadoma. Mogą albo nie uderzyć wcale, albo jutro - D'meg zakończył wykład.

    Coen myślał jeszcze przez chwilę, po czym wstał i wyszedł na korytarz. Stary oficer stanął na baczność.

    - Brygadierze... - zaczął oczekująco, jednak Terranin go zluzował.

    - Nie jestem brygadierem - powiedział stanowczo. - Jeśli mam kiedyś dojść do tego stopnia, to sam, nie zaś dziedzicząc go po kimś.

    Kla kiwnął głową i uśmiechnął się szeroko. Coen zdał jego osobisty test. Powiedział więc od razu:

    - Naczelne dowództwo kazało mi odeskortować was do doku nad Qo'noS, gdzie połatamy wasz okręt i wcielimy do floty. Swoją drogą to dość dziwna konstrukcja i z tego, co pokazują skanery, nietypowo uzbrojona.

    - O tym właśnie chciałem z panem pomówić - odparł mu Coen. - Z tego co zaobserwowaliśmy z D'megiem i Wolfem, technologia, jaką posiadamy, przewyższa was o kilka lat. Zalecałbym, aby w stoczni zebrał się zespół naukowy do przeanalizowania naszych danych.

    - O kilka lat? - stary wojownik ze zdziwienia uniósł brew. - Można prosić jakiś prosty przykład?

    - Hmm... jaką prędkość osiąga pański okręt?

    - Jedną z najwyższych we flocie, warp 9.6 - odparł z dumą Kla.

    Coen uśmiechnął się i odpowiedział patrząc wojownikowi w oczy:

    - BetleH jest w stanie przez kilkanaście godzin wyciągnąć ponad warp 9.8, a i daleko mu do tego, co w naszych realiach można było nazwać 'jedną z najwyższych we flocie'.

    Staremu wojownikowi najpierw opadła szczęka, a zaraz potem na jego ustach wykwitł szeroki uśmiech.

    Tu możesz komentować to opowiadanie.

    Liranna
    Participant
    #21391

    Pozwoliłam sobie założyć ten temat, ponieważ autor tego nie zrobił, a ja chciałam napisać opinię.

    Opowiadanie podoba mi sie, ale mam parę uwag. No właściwie to jedną główną - więcej opisów. Czasami aż sie prosi, żeby bardziej opisać sytuację. Dla Ciebie jako piszącego np. otoczenie jest znane bo masz je w wyobraźni. Czytajacy już nie bardzo. Przynajmniej ja mam problem z wyobrażeniem sobie niektórych rzeczy, stąd ta moja uwaga odnosnie opisów.

    A tak poza tym to co jej zrobiłeś, no?! Nie ładnie tak robic Lirci kuku 😉

    Coen
    Participant
    #21392

    A spróbowałbym nie zrobić;) Dopiero by była wrzawa i obraza 😉

    Corvus
    Participant
    #21393

    Może jestem tylko wrednym Romulaninem, ale to opowiadanie było jak dla mnie trochę za klingońskie. Poza tym przyłączam się do apelu Lir, Coen dawaj trochę bardziej rozbudowane opisy. Mimo to opowiadanie ciekawe i akcja rozwija się interesująco, ale i tak brygadierze uważaj na Romulan.

    Zarathos
    Participant
    #21394

    Coz, ja tez dolacze sie do chwalenia ffa. Ciekawe. I czekam na wiecej.Ale uwage tez mam ciut wiecej. I akurat nie razi mnie taran USS Enterprise, chociaz ciekaw jestem kto bedzie nastepnym kapitanem E-F (bo zakladam ze Picard zginal) i jaka to bedzie klasa. Kronos powinien byc spalona pustynia. Z tego co wiem pol 'ogolnoplanetarnych' nigdzie w Treku sie nie uzywa (Altea byla chyba wyjatkiem, ale to inny poziom technologii) z prostego powodu - po trafieniu pola generuja spora ilosc energii cieplnej - nic co mogloby zaszkodzic okretowi, ale dla istot zywych ukrytych pod polem planetarnym - zabojcze. W TOS Scotty stwierdzil, ze jedna torpeda moze zniszczyc zycie na sporej czesci kontynentu jezeli detonuje na polach oslonnych. Unikanie torped - w sumie ladnie i pieknie, ale przyspieszenie od zera do predkosci w ktorej mozna wymanewrowac torpedy (ktore takze manewruja) jest przesada nawet jak na Ciebie Coen. Federacja zaatakowala pierwsza - fizycznie niemozliwe 🙂 . Nie czepialbym sie, gdyby Federacja wywolala wojne. Wywiad Federacji skusilby Klingonow do ataku i Federacja mialby pretekst do wojny. Ale otwarty atak? To rzeczywistosc musialaby sie zmienic o wiele bardziej niz ty to opisales. Duzo bardziej. Nawet w czasach TOS, gdzie UFP byla znacznie bardziej zmilitaryzowana, nie atakowano. Z tego co wiem, Federacji nigdy wczesniej pierwsza nie zaatakowala.Poza tym - milusie i mam nadzieje na wiecej

    Zeal
    Participant
    #21395

    Coś czuję, że nadchodzą dla mnie ciężkie dni... Ale dobrze Ci to wyszło. Bardzo dobrze.

    Reyden
    Participant
    #21398

    Ja tez się przyczepię do tego co Zarathos

    Mianowicie w momencie jakby kardachy wymordowały 90% populacji Bajoran to Federcja umieściła by ich na czarnej liście swoich kontaktów ; chyba że to jest UFP podobna do imperium z odcinka TOS: Mirror Mirror , ale to mało prawdopodobne .

Viewing 7 posts - 1 through 7 (of 7 total)
  • You must be logged in to reply to this topic.
searchclosebars linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram