Forum › Fantastyka › Inne sci-fi i pozostałe gatunki › Honor Harrington
Przeczytałem (co nie było łatwe ani przyjemne) całe 10 tomów (opowiadań już nie dałem rady) - na zasadzie "trzeba wiedzieć, co w trawie piszczy" i ogólnie zgadzam się z Krustym. Książki są mniej lub bardziej bezsensu (dobra strona to Brytyjczycy, a zła to skrzyżowanie Sowietów z Francuzami z czasów Robespierre'a), poza tym całość cyklu przypomina mi masturbację autora nad wspaniałością Honor Harrington i jej sześcionożnego kota, niż sensownie napisaną książkę.
No fajnie, ale ja nadal nie rozumiem co uważacie za "bez sensu" w tej serii????????????????????????????Co do przeciwników, to w wielu innych książkach i nie tylko spotkałem się z jeszcze bardziej beznadziejnymi połączeniami przeciwników. Masturbacja??? Hmmmmmm....... Luke Skywalker, Han Solo i paczka. Kirk, Picard, Sisko i inni. Sheridan, Delen. Adama i reszta....... mam wymieniać dalej???
Film odbiera się inaczej niż książkę. Film trwa 2 godziny, odcinek 45 minut (+ reklamy). Książkę się czyta zdecydowanie dłużej. I to, na co w filmie można przymknąć oko (chociażby dla efektów specjalnych - bo trudno uznać SW, ST czy B5 "głębokimi"), w książce zdecydowanie razi. W każdym razie mnie.
A co jest bez sensu. Całość. Książka to jeden ciąg opisów o tym jaka to HH nie jest wspaniała i jak to idealnie dowodzi, jak ją wszyscy (niemal) kochają i szanują (z wrogami włącznie). I to jest w zasadzie całą jej treścią. Na dodatek fatalnie napisaną, jak na mój gust. Po prostu w treści całej książki nie ma za grosz sensu - ani w polityce, ani w militariach (to dopiero parodia), ani w opisie głównych bohaterów (nadmiar słodyczy szkodzi)...
Łatwiej byłoby napisać co ma sens (napis koniec na ostatniej stronie), niż co go nie ma, bo tak na prawdę całość nie ma. Rzecz jasna to moje subiektywne odczucie, więc ktoś może mieć całkowicie przeciwne zdanie do mojego.
Bez sensu jest to że gdy czytałem np. Wieczną Wojnę to mialem jakiś obraz przed oczami, moja wyobrażnia została pobudzona, książka do mnie przemówiła, tutaj tego nie ma.
Corvus jak chcesz wiedzięc jak powinna wyglądać dobra space opera to polecam ci grę Advent Rising, nie jest to książka ale przynajmniej maczał w niej palce Orson Scott Card.
Tu masz zajawkę.
Zarathos: Co do porównań to masz racje, chociaż mi w tym wypadku chodziło o wskazanie iż każdy z tych seriali tak samo skupia sie na konkretnym bohaterze, lub małej grupie. No ale nic. Co do tego ideału to się nie zgadzam. Dla wyjaśnienia zaproponuje przeczytanie przekazów żołnierzy wałczących pod wielkimi wodzami, Napoleon czy Nelson. W ich relacjach jest więcej wazeliny niż w całej serii o Honor.Fakt przyznaje że jest to kilkakrotnie przesadzone w opisach, ale według mnie nie wpływ to zbytnio na przyjemność czytania. Wspomniałeś o bezsensie przedstawienia polityki i militariach, mógłbyś rozwinąć bo przyznaje że nie wiem o co ci chodzi. Nadmiar słodyczy mówisz...... (patrz akapit wyżej)Krusty: Nie czytałem tych pozycji które wspominasz wiec sienie wypowiadam. Lecz jeśli chodzi o Orson Scott Card, to wybacz, przeczytałem jedną jego pozycje i od razu umieściłem go na mojej liści "nigdy więcej nie czytać - grozi uszkodzeniem mózgu". Może po prostu nie "military s-f", szkoda ale tak już jest.Oczywiście to moje subiektywne odczucia.
Orson Scott Card to dość płodny pisarz dlatego trzeba wiedzieć jak czytać jego książki kolejność i serie są bardzo ważne. Ostatnio obniżył troche forme ale moim skromnym zdaniem to co zrobił przy Advent Rising sprawia że do końca życia będe miał dla niego szaczunek. Zaś Wieczna Wojna to klasyka i dlatego czym prędzej musisz nadrobić zalegości, polecam ci też Kawaleria Kosmosu. Przy tych książkach Honor naprawdę wygląda kiepsko i dziecinie.
Krusty: Nie czytałem tych pozycji które wspominasz wiec sienie wypowiadam. Lecz jeśli chodzi o Orson Scott Card, to wybacz, przeczytałem jedną jego pozycje i od razu umieściłem go na mojej liści "nigdy więcej nie czytać - grozi uszkodzeniem mózgu".
Może pytanie trochę nie na temat, ale co konkretnie Carda tak Cię zniechęciło? Na pewno nie można stawiać go jako przykład military S-F, bo nawet najbardziej zmilitaryzowane pozycje ("Gra Endera" i trylogia cieni) koncentrują się bardziej na psychologii postaci, a rozwałka jest tylko tłem.
The D: Właśnie odpowiedziałeś sobie na własne pytanie. Ja nie lubię gdy autor skupia się na psychice bohatera , czy bohaterów resztę świata stawiając w tle. Ja traktuje s-f, fantasy, sensacje militarne i inne jako rozrywkę, a nie studium człowieka schizofrenicznego, albo czegoś podobnego. Jak bym chciał o czymś takim poczytać to bym wziął wypracowanie kumpla który studiuje psychologię na UW. Dla mnie czytając takich autorów, którzy właśnie sie skupiają nad psychika i dywagują na temat jego wyborów, od razu przychodzi obraz gościa siedzącego przed telewizorem z popcornem w ręku i zastanawiającego sie jednocześnie jaki program wybrać i czy do popcornu dodać masło czy sól. Według mnie S-f ma pokazywać jakąś wizje przyszłości. I tu wizja w serii "Honor Harrington", jest dla mnie bardziej realna niż dajmy na to w B5, ST, i wielu innych książkach, filmach, serialach i grach , co jednak nie znaczy że będę je uważał za bezsensowne. Z prostego powodu że nie zgadzają z moja wizją. Takie jest moje zdanie.
Przyznam że zgadzam się z Corvusem. Czasami wystarczy dobrze napisana opowieść z szybką akcją aby się oderwać o spędzić miło czas z książką. Tak samo jak chociażby z "Krzyżackim Pokerem" Spychalskiego czy książkami Elizabeth Moon. A jak ktoś szuka czegoś trochę ambitniejszego, ale wciąż space opery to polecam cykl Barrayrar McMaster-Bjuold. Co do realności- przeczytałem wszystkie HH (w At All Cost Haven jej raz dokopuje:) ) i Starfire i mogę stwierdzić że ten świat trzyma się całości, poza zjawiskiem dyletacji czasu w lotach z dużymi prędkościami.
Ja też lubie wyłączyć czasem logikę przy czytaniu np. jestem wielkim fanem Bourne'a ale w tym cyklu jak już zauważył Zarathos Honor jest cały czas super, oczywiście rozumiem takie podejście ale np. w porownaniu z takim Bournem nie ma ona za grosz charyzmy, tej postaci nie da się lubić. Ogólnie cały opis walk w kosmosie jak i samych państw i realii politycznych woła o pomstwę do nieba. Potrafie zrozumieć przywiązanie do etosu Imperium Brytyjskiego ale w tej książce widzę tylko nacjonalistyczny sposob myslenia tak jakbym słuchał jakiegoś brytola z XIX wieku tłumaczącego mi jak on cywilizuje hindusów. idąć dalej musze przypomnieć dwie starsze już dziś gry Starlancer i Freelancer które będąc utrzymane w klimacie space opery pokazały jak budować postacie i fabułe - polecam panowie to kawał dobrego scenariusza w przeciwieństwie do tej książki.
Co do gier zgadzam się-były bardzo dobre (chociaż w SL blokowała mi się ostatnia misja:), i rzeczywiście kreacja postaci była interesująca. Co do patosu brytyjskiego-takie realia. Łatwiej wyobrazić sobie Gwiezdne Królestwo Manticore, niż chociażby Imperium Drakhów w serii Sterlinga. Honor charyzmatyczna jest tylko dla postaci w książce-to prawda, ale co do opisów walk i nacji sie nie zgodzę-oba zostały skonstruowane z pomysłem, może bez wielkiego polotu, ale logicznie i interesująco.
Ja nie lubię gdy autor skupia się na psychice bohatera , czy bohaterów resztę świata stawiając w tle. Ja traktuje s-f, fantasy, sensacje militarne i inne jako rozrywkę, a nie studium człowieka schizofrenicznego, albo czegoś podobnego. Jak bym chciał o czymś takim poczytać to bym wziął wypracowanie kumpla który studiuje psychologię na UW.
Twoje prawo, ale znakomita wiekszosc klasyki sf (ksiazkowej i rzadziej telewizyjnej) to wlasnie studium ludzkosci. Istnienie, religia, ludzkosc etc.
Według mnie własnie Card jest przykładem, że o psychologii można pisać ciekawie i przystepnie, ale de gusibus...
Według mnie S-f ma pokazywać jakąś wizje przyszłości. I tu wizja w serii "Honor Harrington", jest dla mnie bardziej realna niż dajmy na to w B5, ST, i wielu innych książkach, filmach, serialach i grach , co jednak nie znaczy że będę je uważał za bezsensowne. Z prostego powodu że nie zgadzają z moja wizją.
Takie jest moje zdanie.
No, ale wizjom Carda nie jestem w stanie wiele zarzucić (piszę o tych "na serio", bo pisał też utwory w konwencji bardziej bajkowej, np. Planeta Spisek). Może i w disporze kolonizacyjnej ludzkości pokazanej w sadze Endera nie ma kosmicznych rozwałek jak w HH, bo jest centralny rząd i wszyscy są z grubsza po tej samej stronie, ale czy to czyni wizję mniej wiarygodną? Albo np. Ziemia zdegegenerowana ekologicznie na skutek niekontrolowanej eksploatacji z Badaczy czasu może nie jest tak widowiskowa jak Mad Maksowa pustynia, ale do mnie przemawia bardziej.
A propos "Gry Endera", żartów nie ma...
Nauczyciel z Południowej Karoliny miał ostatnio sporo pecha. Został oskarżony, że wśród swoich uczniów szerzy... pornografię, czytając i omawiając z nimi książkę. I może oskarżenie to miałoby pewien sens, gdyby nie fakt, że lekturą była Gra Endera - wielokrotnie nagradzana powieść Orsona Scotta Carda.
Gra Endera to opowieść o genialnym nastolatku, który zostaje zrekrutowany do szczególnej szkoły. Ma w niej - zamiast pobierać tradycyjne lekcje - przygotowywać się do obrony Ziemi przed inwazją krwiożerczych istot z kosmosu, z racji wyglądu nazywanych "robalami". Książka stanowi pierwszą część cyklu science-fiction, który pod powierzchnią wciągającej fabuły kryje rozważania na temat tożsamości, kategorii "swojskości" i "obcości", nienawiści oraz tolerancji. Z uwagi na jej wybitną wartość literacką, Card otrzymał za tę powieść nagrody Hugo oraz Nebula - najbardziej prestiżowe wyróżnienia w dziedzinie fantastyki. Przygotowywana jest właśnie jej wyczekiwana od dawna ekranizacja, w której zagrać mają Harrison Ford oraz Ben Kingsley, a premiera filmu ma mieć miejsce już w przyszłym roku. Jakby tego było mało, American Library Association umieściła Grę Endera na liście 100 najlepszych książek dla "młodych dorosłych" ("young adults").
I tu - być może - tkwi źródło problemu. W Stanach Zjednoczonych bardzo mocny nacisk kładzie się na kategorie wiekowe osób, do których kierowana jest dana książka. "Young adults" to mniej więcej tyle, co w Polsce "starsza młodzież", grupa czytelników nastoletnich, w wieku od około 14 do 17 lat. Jest to więc kategoria bardzo rozległa, a lektury odpowiednie dla siedemnastolatka niekoniecznie muszą odpowiadać czytelnikowi, który właśnie ukończył lat czternaście. Podobne kontrowersje wzbudzały już inne książki, kwalifikowane do tej kategorii wiekowej - na przykład Igrzyska śmierci Suzanne Collins, ostatnie tomy powieściowego cyklu opowieści o Harry'm Potterze, czy nawet uznawany za klasykę i będący szkolną lekturą Władca Much.
W lokalnej gazecie czytamy, że na postępowego nauczyciela, który postanowił czytać i analizować z uczniami Grę Endera, donieśli zszokowani opiekunowie czternastoletniego dziecka. Złożyli oni stosowną skargę zarówno u dyrekcji szkoły, jak i na posterunku policji. O powieści Carda mówili, że to pornografia. Wprawdzie sprawa zakończyła się dla nauczyciela pomyślnie, bowiem postępowanie policyjne umorzono, to jednak nie koniec kłopotów pedagoga, który z młodzieżą czytał również powieść Kurtyna Agathy Christie (opowieść o ostatniej sprawie legendarnego detektywa, Herculesa Poirot) oraz książkę The Devil's Paintbox Victorii McKernan. Przedstawiciele szkoły, w której zdarzenie miało miejsce, podkreślają, że postępowanie nauczyciela nie nosiło znamion przestępstwa, jednak omawiane przez niego książki mogły zawierać słowa i sceny nieodpowiednie dla uczniów szkoły średniej. W związku z tym trwać będzie jeszcze postępowanie administracyjne prowadzone już przez władze szkoły.