Forum Fantastyka Fantasy i horror Harry Potter i Insygnia śmierci - część I - film dorównujący powieści...?

Harry Potter i Insygnia śmierci - część I - film dorównujący powieści...?

Viewing 4 posts - 1 through 4 (of 4 total)
  • Author
    Posts
  • GWYNBLEIDD
    Participant
    #6027

    Tytułem wstępu

    Z obejrzeniem najnowszej filmowej ekranizacja prozy J.K Rowling ze wszystkich dotychczas nakręconych adaptacji książek o Harrym Potterze najbardziej zwlekałem. Ba, przegapiłem nawet moment wejścia tego filmu do polskich kin. Nie ukrywam, że bardzo sobie cenię książki brytyjskiej pisarki, o filmach traktujących o Harrym Potterze już tego niestety powiedzieć nie mogę. Jestem dość ortodoksyjny jeśli chodzi o podejście scenarzystów do przenoszenia na ekran historii zawartych w siedmiu tomach HP i szczerze mówiąc jedynie dwie dotychczasowe ekranizacje uznaję za powiedzmy poprawne - HP i Komnata Tajemnic oraz Więźnia Azkabanu. Pozostałe zupełnie nie przypadły mi do gustu. Główny zarzut - duże cięcia fabuły w stosunku do książki, udziwnienia związane z dostosowaniem filmu do prawideł rynku etc. etc. Dlatego na wybranie się do kina czekałem ponad miesiąc od premiery. I kto wie, może odpuściłbym sobie w tym przypadku, żeby uniknąć rozczarowania, gdyby nie sięgnięcie w okresie świąteczno - noworocznym po cztery ostatnie tomy o Potterze oraz obejrzenie dokumentu o Rowling nakręconego przez BBC w 2007 roku "A Year in the life" oraz ostatniego występu Emmy Watson w talk - show Davida Lettermana. Wybrałem się i muszę powiedzieć, że tym razem nie żałuje.

    Fabuła filmu a fabuła książki

    Kiedy koncern WB oraz ekipa produkująca filmowe adaptacje książek Rowling ogłosili, że przeniesienie akcji 7 książki na wielki ekran nastąpi w dwóch filmach miałem mieszane uczucia. Z jednej strony "pachniało" to zabiegiem komercyjnym i rozciąganiem serii w poszukiwaniu dodatkowych "galeonów", z drugiej zaś miałem nadzieję, że dwa filmy będą okazją do pełniejszego oddania w scenariuszu klimatu powieści, jak przyznawali zresztą twórcy filmu. Po obejrzeniu Insygniów śmierci muszę przyznać, że podział na dwa filmy to trafiony z mojej (czytaj czytelnika i widza) perspektywy pomysł. Niedostatkiem poprzednich filmowych adaptacji prozy Rowling, jak już wspomniałem, była według mnie duża skrótowość i pozbawianie opowieści wielu wątków, które w książkach dawały świetny klimat. W siódmym filmie spod znaku HP fabuła nie oddaje oczywiście wszystkiego co wyczytać można w książce ale jest chyba najbliższa powieści. Twórcy nie musieli się "spieszyć" wycinając niektóre wątki, można było także dołożyć pewne elementy uzupełniając nawet opowieść książkową. Film nie jest wolny od naginania pewnych wątków (vide scena ucieczki z piwnic w domu Malfoyów i los Glizdogona), stan Nory (przypomnijmy, że w szóstym filmie dom zostaje spalony przez Śmiercożerców) zupełnie odmienny od znanego nam z wcześniejszych części filmu. Perełką jest dla mnie scena dodana przez Davida Kloves'a, twórcę scenariusza, zapewne z akceptacją samej Rowling. To scena kiedy Hermiona decyduje się zmodyfikować pamięć swoich rodziców. Tego w książce nie znajdziemy, a według mnie ten dodatek jest pomysłem znakomitym, jeszcze ciekawiej rozwijającym główną kobiecą postać w filmie.

    Postaci

    ... główną kobiecą postać w filmie - Hermionę. No właśnie. Po 10 latach od rozpoczęcia zdjęć do pierwszego filmu spod znaku HP bohaterami nie są już dzieci. To właściwie już dorosłe osoby. Zmienił się klimat książek Rowling, zmienili się i sami aktorzy. W siódmym filmie moim zdaniem prym wiodą cztery postaci i czterej (a właściwie trzej aktorzy). Ale po kolei. Z trójki głównych bohaterów najlepiej wypada Emma Watson w roli Hermiony. Przyglądając się jej kolejnym rolom w filmach HP zasługuje zdecydowanie na miano najlepiej rozwijającego się aktorsko członka młodej ekipy w siedmiu filmach. Obaj odtwórcy głównych ról męskich - Daniel Radcliffe oraz Rupert Grint, to przy Watson jeszcze aktorskie, no może nie przedszkole ale moim zdaniem co najmniej klasa niżej. Szczególnie Radcliffe, który w siódmym filmie od strony warsztatu aktorskiego odstaje bardzo mocno od swojej koleżanki z planu. Nieco lepiej wygląda gra Grinta, choć i on musi jeszcze sporo popracować, żeby dociągnąć do poziomu Watson. Brytyjka z francuskimi korzeniami w niektórych momentach błyszczy ciągnąc fabułę. Choćby wspomniana już scena z początku filmu, ale także sekwencje z tułaczki całej trójki po Anglii (scena po powrocie Rona i podjęcie decyzji o wizycie u Lovegood'a), czy wreszcie sekwencja w domu Malfoyów. Drugą znakomicie pokazaną i zagraną w filmie postacią jest Lucjusz Malfoy. Jason Isaacs pojawia się na ekranie zaledwie w dwóch scenach - podczas otwierającej film sceny narady Śmiercożerców z Voldemortem oraz w sekwencji, gdy Harry, Ron i Hermiona trafiają do domu Malfoyów. Brytyjski aktor tak przekonująco kreuje w siódmym filmie postać Lucjusza Malfoya, że nawet osoby, które książki nie, czytały mogą łatwo zorientować się, że widzimy osobę, której pozycja w hierarchii popleczników Sami Wiecie Kogo poleciała na łeb na szyję. Isaacs, którego bardzo cenię za dwie role - w Patriocie oraz Helikopterze w ogniu, to drugi aktorsko i fabularnie diamencik tego filmu. Trzecia postać to pojawiająca się w piątej części i już nie schodząca z wysokiego poziomu Hellena Bonham Carter w roli Bellatrix Lestrange. Słuchając jej syczącego głosu i wpatrując się w świdrujące i szalone oczy nie można się zastanowić nad słowami Voldemorta jakie do niej kieruje na początku Insygniów – "Zadziwia mnie Twoja żądza mordu Bellatrix". Bonham Carter swoją grą poprawia jeszcze postać Bellatrix jaką znam z książki - jest postacią krwistą, niezwykle wyrazistą, jedną z głównych na drugim planie. I na koniec o jeszcze jednej postaci, ale nie o aktorze. Niezwykle udane są według mnie sekwencje, w których pojawia się Stworek. W książce to bardzo interesująca postać, wplątana w losy rodziny Blacków. W siódmym tomie Stworek zmienia swoje nastawienie do znienawidzonego Harrego i jego przyjaciół. W filmie został mimo krótkiej sceny (jak dla mnie nieco zbyt mało wzięto z książki podczas pobytu bohaterów na Grimmauld Place) jego pojawienie się na ekranie zasługuje na wyróżnienie.

    Moje wrażenia

    Uważam po raz pierwszy po obejrzeniu ekranizacji prozy J.K Rowling, że adaptacja nadąża za pierwowzorem. W kilku przypadkach nieco nagina wprawdzie fabułę, kilka wątków eliminuje, dodaje jednakże pewne sceny, które dla mnie są malutkimi perełkami scenariusza. Zdecydowanie zarówno książce ale szczególnie filmowi na dobre wyszło pożegnanie (przynajmniej w części I filmu) z Hogwartem i przeniesienie akcji poza muru magicznego zamku. Nowe możliwości dla scenariusza, nowe lokacje, inna scenografia. Film z opowieści o "szkole z internatem, gdzie uczą magii" stał się dobrą mieszanką filmu przygodowego, dramatu, romansu już nie tak hermetyczną jak filmy i książki osadzone właściwie w jednej, góra dwóch głównych dekoracjach. Zwyczajnie, bohaterowie zaczęli oddychać powietrzem innym niż Hogwart, odetchnął i widz. Dlatego też znacznie łatwiej przebrnąć przez te sekwencje filmu, o których i czytelnicy książki mogą powiedzieć, że czytało je się dość ciężko - prym to czas wędrówki trójki bohaterów po Anglii. Piękne panoramy, ciekawe ujęcia i dobrze wyłuskane ze scenariusza lub dodane wątki powodują, że ta dość leniwa w rozwoju akcji sekwencja książki w filmie staje się nie męcząca. Atutem są dla mnie dodane sceny - wspomniana modyfikacja pamięci rodziców Hermiony czy też scena kiedy Harry i Hermiona tańczą w namiocie. Perełką jest "Opowieść o trzech braciach" czytana przez Hermionę a nakręcona w technologii animacji. Wrażenie robią także sceny walki - bitwa podczas przenosin Harry'ego, ucieczka przed szmalcownikami. To już nie są sceny przypominające pojedynki, bohaterowie nie wywrzaskują zaklęć ale huk i efekty są podobne do wybuchu granatów. Świetnie nakręcono scenę gdy Harry, Ron i Hermiona włamują się do Ministerstwa Magii, które przypomina tutaj jakąś instytucję o proweniencji totalitarnej. Nie brakuje tam elementów humorystycznych jak i dramatycznych. Dobrze ogląda się wizytę Harrego i Haermiony w Dolinie Godryka, nie wspominając o scenie w domu Bathildy Bagshot. Przez ponad dwie godziny nie odczułem specjalnego znużenia, co w poprzednich filmach się zdarzało.

    Insygnia śmierci nie są już filmem lekkim, łatwym i przyjemnym jak niektóre z poprzednich adaptacji prozy Rowling. Podobnie jak książka to film mroczny, przeznaczony dla dojrzałego widza (podczas projekcji widziałem rodziców z 7-8 latkami, zaś film ma kategorię b.o co moim zdaniem jest poważnym błędem dystrybutora), zaś nieznajomość książki raczej nie powinna przeszkodzić w odbiorze, choć w moim odczuciu bez znajomości książki widz dużo straci. Film oceniam na 5.0 w skali 1-6, aktorsko zdecydowanie Emma Watson poza konkurencją wśród młodej ekipy, duży pozytyw za umiejętne oddanie wątków książki w filmie i pozostaje mi czekać na finałową odsłonę ekranizacji Insygniów Śmierci. Tutaj najbardziej oczekuję na pokazanie wspomnień Snape'a oraz oczywiście finałową bitwę o Hogwart. Liczę, że się nie zawiodę. A odpowiadając na zadane w temacie pytanie - jak najbardziej 😉

    Manul
    Participant
    #95593

    A ja od siebie dodam, że scena w której widzimy nagich Hermionę i Harrego (no nie całkiem) zabiła we mnie dziecko.A gdy ktoś musi w trakcie filmu wyjść za potrzebą, można to zrobić zaraz po scenie odejścia Rona.

    Galactica
    Participant
    #107123

    Obejrzalem obie części finalu. Fajne filmy. Przez jedną osobę..... 😀

    mazik
    Participant
    #122416

    film nigdy nie dorówna powieści. nie odda tego jak widzi to nasza wyobraźnia, nie są w stanie nakręcić wszystkich wątków.

Viewing 4 posts - 1 through 4 (of 4 total)
  • You must be logged in to reply to this topic.
searchclosebars linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram