Forum Fandom Opowiadania Cykle opowiadań dział tymczasowy FATALNE POMYŁKI 2 - Rozdział 1

FATALNE POMYŁKI 2 - Rozdział 1

Viewing 1 post (of 1 total)
  • Author
    Posts
  • Zarathos
    Participant
    #2238

    Star Trek; Babylon 5; Jean-Luc Picard; Styczyński; Worf

    TYTUŁ: Fatalne pomyłki II

    AUTOR: Jerzy ‘Zarathos’ Jabłoński

    KONTAKT: zarathos1@poczta.onet.pl

    OCENA: ŻÓŁTA – PG-13

    PRAWA WŁASNOŚCI: TA HISTORIA MOŻE BYĆ DYSTRYBUOWANA BEZ ZGODY AUTORA TAK DŁUGO, JAK DŁUGO NIE WIĄŻE SIĘ TO Z UZYSKIWANIEM KORZYSCI MAJĄTKOWYCH W ŻADNEJ FORMIE.


    Copyright/Disclaimer Notice


    Pełen spis praw własności nie należących do autora zostanie umieszczony na końcu opowiadania. Chciałbym tylko zaznaczyć, że nie jestem właścicielem żadnej rzeczy umieszczonej w tym opowiadaniu, a będącej pod ochroną praw autorskich któregokolwiek ze studiów. Tylko część postaci oraz technologii należą do mnie i biorę za nie pełną odpowiedzialność.

    TO STWIERDZENIE MUSI POZOSTAĆ W NIEZMIENIONEJ FORMIE PODCZAS DYSTRYBUCJI OPOWIADANIA.


    Rozdział 1

    Widziałem rzeczy, które wam, ludziom, nawet się nie śniły.

    Okręty sunące ku ramionom Oriona.

    Oglądałem strumienie elektronów skrzące w wiecznym mroku bramy Tennhausera.

    Wszystkie te chwile

    rozpłyną się w wieczności

    Jak łzy wśród deszczu.

    Jean-Luc Picard obserwował kolejne punkty skokowe pojawiające się dwa i pół miliona kilometrów od Vulcana. Ver’lann zastosowali typową w ich świecie taktykę – wyjście z nadprzestrzeni stosunkowo daleko od celu dawało czas na rozwinięcie szyku i przygotowanie ataku. Oraz rozpoznanie obrony. Jednak Federacja nie miała zamiaru dać im tego czasu.

    - Otworzyć kanał ogólny na częstotliwościach Sojuszu Ziemskiego, Minbari i poznanych zakresach Ver’lann.

    - Gotowe.

    - Tu kapitan Jean-Luc Picard do floty Ver’lann. Natychmiast się poddacie. Dezaktywujecie broń i będziecie odeskortowani do granicy Federacji. Zignorowanie tego nakazu będzie oznaczało podjęcie drastycznych środków.

    - Nic, sir. Nie odpowiadają.

    - Komandorze. Sygnał do grup szturmowych. Wykonać manewr Picarda. Sygnał do Floty – ognia.

    Manewr polegający na krótkotrwałym wejściu w warp w celu ogłupienia przyrządów celowniczych wroga był w stosunku do Ver’lann wyjątkowo łatwy do wykonania. Pozbawienie znajomości napędu warp nie byli w stanie śledzić lotu Federacyjnych okrętów. Na komendę Picarda osiemdziesiąt ciężkich krążowników, w większości klas Sovereign, Galaxy, Akira i Nebula weszło w warp na jedną dwutysięczną sekundy. Pojawiły się około stu kilometrów od celu i wystrzelił torpedy oraz otworzyły ogień z fazerów. Dziewięćset osiemnaście torped fotonowych i sto pięć kwantowych poleciało w stronę Vorlońskiej floty.

    Na okręcie flagowym Ver’lann kardynał dowodzący flotą z zadowoleniem obserwował flotę ludzkiej kolonii, tłoczącą się w pobliżu swojej planety. Tylko tysiąc pięćset dwanaście okrętów. Jego armada nie będzie… co się… nagłe zniknięcie osiemdziesięciu okrętów zaniepokoiło kardynała. Ale zanim zdążył przekazać jakikolwiek rozkaz flocie, okręty pojawiły się ponownie… tuż przed flotą. Widok strzałów rozbawił kardynała. Co ci…

    Torpedy kwantowe uderzyły w niechronione jeszcze barierą grawitacyjną kadłuby ciężkich pancerników. Piętnaście okrętów Ver’lann zniknęło gdy energia fazowa dosłownie pożarła żywe maszyny i ich załogi. Pozostałe tysiąc pocisków fotonowych miało inne zadanie. Pociski ze specjalnie wzmocnionymi głowicami, wypełnionymi dodatkowo pierwiastkami jakie powinny zakłócić sensory żywych okrętów rozleciały się po całej przestrzeni zajmowanej przez Vorlońską armadę. Sekundę po odpaleniu wszystkie pociski detonowały jednocześnie. Rozproszona energia nie wyrządziła większych szkód pancernikom, ale lżejsze niszczyciele będące w zasięgu eksplozji zostały dotkliwie poparzone, a myśliwce dosłownie unicestwione.

    Kardynał w panice oglądał swoją flotę. Już w pierwszym ataku stracił piętnaście najcięższych okrętów i tysiące myśliwców. Akurat nie było to dotkliwą stratą militarną, ale te robaki ośmieliły się podnieść rękę na swoich bogów. Muszą zostać ukarani. Jak tylko jego okręty wyjdą…

    Kardynał nie dokończył myśli. W momencie, gdy detonowały torpedy grup uderzeniowych główna flota odpaliła swoje pociski. Ogłupione czujniki Ver’lann nie były w stanie wykryć pocisków zanim nie było za późno. Co prawda okręty postawiły bariery ochronne, ale nie miały szans. W stronę floty leciały trzy salwy torped, łącznie prawie trzydzieści sześć tysięcy pocisków fotonowych i cztery tysiące kwantowych. Na ekranach federacyjnej floty nagle pojawił się błysk. Czterysta torped kwantowych i trzy tysiące fotonowych uderzyło w każdy z niszczycieli planet anihilując potężne okręty. Pozostałe pociski uderzały w najcięższe okręty Ver’lann. Zazwyczaj około dziesięciu torped było zatrzymywanych przez czołowe, najsilniejsze bariery ochronne pancerników. Jednak w każdy okręt wymierzonych było dwadzieścia pięć torped. Gdy chmura energii rozproszyła się, niszczycieli planet już nie było widać, podobnie jak tysiąca stu siedemdziesięciu pancerników, ośmiuset jedenasty niszczycieli i prawie stu tysięcy myśliwców pochłoniętych przez eksplozje torped i wtórne detonacje okrętów Ver’lann. Jednym z tych okrętów był pancernik dowodzenia z kardynałem na pokładzie. W ciągu trzech sekund jedna szósta Vorlońskiej armady została unicestwiona.

    - Status? – Picard zapytał komandora Worfa, swojego pierwszego oficera. Potężny klingonin wyszczerzył zęby w odpowiedzi.

    - Niszczyciele planet wyeliminowane. Tysiąc sto osiemdziesiąt pięć ciężkich, osiemset jedenaście średnich i dziewięćdziesiąt sześć tysięcy czterysta jeden lekkich okrętów wyeliminowanych.

    Picard westchnął ciężko. Przed oczami stanęła mu bitwa o Wolf 359, obserwowana z podobnej, dowódcze pozycji. Widział wtedy dokładnie to samo. Liczebniejszą od jego armadę próbującą zniszczyć cel, którego zniszczyć nie mogły. A to, co zrobił teraz to był tylko pokaz. Straszliwe marnowanie życia, jednak być może teraz ci… bogowie zrozumieją, że nie są nieśmiertelni.

    - Ponowić wezwanie do poddania się. – nakazał w nadziei, iż dowódca Ver’lann okaże się rozsądny.

    - Brak odpowiedzi – poinformował Worf po około pięciu sekundach. – Ver’lann przekroczyli granicę trzystu tysięcy kilometrów.

    - Niech bogowie mi to wybaczą – szepnął do siebie kapitan – Sygnał do floty i systemów stacjonarnych. Ogień wolny po gotowości…

    *** * ***

    Jedenaście godzin wcześniej

    Licząca prawie dwa tysiące okrętów armada federacyjna i wydzielony oddział klingoński z tysiącem stu okrętami wlatywały w nadprzestrzeń. Kapitan Styczyński z zadowoleniem patrzył na swoją Flotę. Z takim samym zadowoleniem patrzyła na okręty kapitan Aiien Teer, siedząca obok niego na fotelu normalnie zajmowanym przez counselora. Tyle, że ich myśli były krańcowo różne. Jurek cieszył się, gdyż tym atakiem, wymierzonym w cele wojskowe być może uda się zatrzymać nadchodzącą wojnę. Aiien cieszyła się, gdyż atak pomści życie kolonistów, których przysięgała strzec. Jedyne czego żałowała, to to, iż nie miała własnego okrętu. Statku, którym mogłaby wymierzyć karę Vorlonom za to, co zrobili.

    - Dwanaście sekund do przejścia. – zameldował oficer taktyczny.

    - Znakomicie. Sygnał do floty. Klingońska 1-sza eskadra i Federacyjny drugi oddział szturmowy przechodzą pierwsze. Zadanie, zniszczenie wszelkich okrętów po tamtej stronie anomalii.

    - Mam potwierdzenie.

    - Sternik, wchodzimy…

    USS Skorpion w towarzystwie trzydziestu ośmiu innych okrętów, w tym dwóch krążowników klasy Galaxy oraz klingońskiego pancernika Negh’Var weszli w nadprzestrzeń bezpośrednio do anomalii. Ułamek sekundy później wyłonili się po drugiej stronie.

    - Status – zażądał Styczyński. Niepotrzebnie. Dwa Vorlońskie pancerniki wystrzeliły w Skorpiona z pełną mocą. Okręt zatrząsł się, a mostek wypełnił się dymem z płonącej konsoli nawigacyjnej.

    - Uniki, taktyczny, odpowiedzieć ogniem!

    Pancernik Vorlonów gotował się do kolejnego ataku, a tym samym nie miał włączonych pól osłonnych. Nie liczył się z możliwością ataku ze strony raz ostrzelanego ludzkiego okrętu. Popełnił fatalny błąd. Dowódca pancernika zrozumiał to, gdy w stronę jego okrętu poleciało pięć jasnobłękitnych kulek ognia. Jednak na reakcję było za późno. Dwie torpedy trafiły w ‘macki’. Dwie torpedy uderzyły w śródokręcie wyrywając w zielonym kadłubie bio-okrętu wielki rany. Ostatnia uderzyła w mostek eliminując pancernik z dalszej walki. Podobny los spotkał dwa inne pancerniki i pięć Skarlinów które dosłownie znikały trafiane Federacyjnymi i Klingońskimi pociskami.

    - Status! – zażądał Styczyński gdy minęło bezpośrednie zagrożenie

    - Trzy ciężkie okręty Ver’lann zniszczone, dwa uszkodzone. Pięć okrętów Minbari unicestwionych. Straciliśmy dwa okręty: Mirandę i New Orleans. Większość okrętów w grupie melduje uszkodzenia różnego stopnia.

    - Kontynuować atak, żaden z nich nie może przetrwać.

    - Aye – potwierdził oficer taktyczny i nacisnął spusty fazerów. Trafiony czterema wiązkami Sharlin zmienił się we fruwające na wszystkie strony szczątki. Kolejny eksplodował gdy trafiły w niego dwie torpedy wystrzelone z Centaura. Jasno-pomarańczowy błysk oznajmił śmierć kolejnego okrętu sojuszniczego.

    - Kto to był?

    - IKC Fek’ur, K’Vorta. – jednocześnie z tymi słowami Klingonie zemścili się. Ulewa ognia z disruptorów i torped fotonowych anihilowała Vorloński pancernik i towarzyszące mu niszczyciele. Chwilę później większość okrętów wroga była zniszczona. Pięć okrętów: pancernik i cztery Skarliny uciekały do rzeczywistej przestrzeni. W ślad za nimi poleciały dwa okręty sprzymierzonych.

    - Status.

    - Uszkodzenia na pokładach 4, 5, 9, 11 i 12. Ośmiu rannych, nikt poważniej. Straciliśmy pięć okrętów, trzy my i dwa Klingonie. USS Yeager i IKC Bortas meldują, iż uciekinierzy zostali przechwyceni i zniszczeni.

    - Wysłać sygnał do reszty floty, niech przechodzą. Sternik, przejście do rzeczywistej przestrzeni. Potem kurs na Ver’lann Prime, maksymalny transwarp Pierwszy, pan tu rządzi, będę u siebie.

    - Aye sir.

    Jurek wstał i poszedł do biura. Przy drzwiach zatrzymał go głos Aiien

    - Jurek, nie lecimy na Ziemię? – kapitan zastanowił się nad odpowiedzią. Widząc spojrzenia załogi wcisnął przycisk otwierający drzwi biura i gestem zaprosił Aiien do środka. Młoda pani kapitan po chwili wahania przyjęła zaproszenie. Gdy za obojgiem zasunęły się drzwi kapitan Styczyński po prostu odpowiedział:

    - Nie.

    Aiien popatrzyła na niego zaskoczona. Sądziła, że jej ludzi zostali zabrani na tą misję właśnie jako pomocnicy przy kontaktach bezpośrednich z rządem Sojuszu.

    - Dlaczego nie?

    - Nie mamy czasu. Istnieje ryzyko, że Ver’lann zdołali nadać sygnał niebezpieczeństwa. Musimy dotrzeć do celu jak najszybciej.

    - Przecież było wiadome, że będą strzegli tego cholernego tunelu! Po diabła w takim razie braliście mnie i moich ludzi na pokład.

    - Na wszelki wypadek – odpowiedź kapitana była bezlitosna – gdyby kontakt z ludźmi, lub jakąkolwiek inną rasą okazał się nie do uniknięcia.

    - Na Wszelki Wypadek!? – Aiien była wściekła – Na wszelki wypadek!! W dupę sobie wsadź wszelki wypadek. – kapitan był wyraźnie zszokowany doborem słownictwa – Nie targaliśmy się z jednego uniwersum do drugiego tylko po to, aby być tu na wszelki wypadek! Może jeszcze wykorzystasz nas do kontaktów z Vorlonami? Tak na wszelki wypadek, żeby można było zwalić winę na Sojusz?!

    - Aiien…

    - Stul pysk, draniu! Nie chcę cię widzieć. – wściekła kapitan wypadła z biura. Jurek patrzył przez parę chwil na zamknięte drzwi poczym pokiwał zrezygnowany głową i usiadł na fotelu. Zastanowił się i wcisnął komunikator

    - PO, wyślij jednego Intrepida na zwiad do układu Sol. Niech nie wychodzą z warp, tylko się rozejrzą i wracają do floty.

    - Sir?

    - Wykonać!

    - Aye sir!

    Chwilę później jeden z mniejszych okrętów floty odłączył się od armady i biorąc kurs na Ziemie gwałtownie przyspieszył.

    Aiien weszła do swojego pokoju, chwyciła pierwszą rzecz z brzegu i rzuciła w okno. Porcelanowy wazon rozprysnął się na setki kawałków. Kapitan oparła się o framugę drzwi i objęła ramionami. Nie rozumiała tego. Federacja chciała zaatakować najpotężniejszą rasę jej świata, a nie chciała nawet pomóc w osiągnięciu pokoju z rasą która była tak bardzo do tyłu w stosunku do nich, jak oni byli w stosunku do Minbari. Co ją jednak znacznie bardziej martwiło, było to, iż nie rozumiała Jurka. Przez ostatnie dni sądziła, że zna go, że stali się… no, przyjaciółmi. Jego zimny, pozbawiony emocji ton, jakim obwieszczał jej, że jest tutaj na wszelki wypadek...

    Jurek stał przy oknie i patrzył na tunel transwarp. Zmieniające się odcienie niebieskiego koiły nerwy. Może bardziej niż cokolwiek innego. A tego akurat potrzebował. Nie wiedział, jak powiedzieć Aiien, że Federacja uznała jakąkolwiek pomoc Sojuszowi w tej fazie za zbyt ryzykowną. I że, używając języka Aiien, wypieli się na Sojusz. I przyjął pozę zimnego profesjonalisty. Za co miał akurat ochotę dać sobie w twarz. Wiedział, że tymi głupimi słowami wykopał między Aiien a sobą przepaść, którą niełatwo będzie zasypać…

    Jedenaście godzin później

    - Ognia. – rozkaz kapitan T’Vela miał w sobie tyle samo emocji co głos każdego Vulcana, czyli w ogóle. Jednak efekt był jak najbardziej emocjonujący. Olbrzymia stacja kosmiczna otworzyła ogień. Prawie sto fazerów, każdy dwukrotnie potężniejszy od montowanych na okrętach klasy Sovereign oraz sześćdziesiąt wyrzutni torped kwantowych wystrzeliło w armadę Ver’lann. Podobnych stacji było na orbicie Vulcana osiem. Oraz prawie tysiąc niewielkich platform obronnych – każda nie większa od Roboczej Pszczółki miała jedną wyrzutnię torped kwantowych lub fotonowych. Do tego tysiąc pięćset okrętów floty broniącej Vulcana otworzyło ogień ze swoich fazerów i wyrzutni torped. Zanim Ver’lann pokonali przeszli na odległość otwarcia ognia, stracili wszystkie myśliwce oraz prawie połowę lekkich okrętów. Potężne ekrany generowane przez pancerniki zdołały obronić sporą część z nich, ale z dumnej Vorlońskiej floty pozostało niecałe dwa tysiące okrętów. Jednak pozbawieni przywództwa Vorlonowie nadal liczyli na zwycięstwo. Nie rozumieli, że mogą przegrać. Nie brali takiej ewentualności nawet pod rozwagę. Sądzili, że teraz, wreszcie mogąc strzelać do swojego przeciwnika i mając przewagę liczebną, zdołają ich pokonać. Jednak najpierw musieli wyeliminować stacje obronne. Wszystkie okręty wystrzeliły jednocześnie w jedną ze stacji. Sądziły, iż to wystarczy aby zniszczyć olbrzymią, podobną do grzyba konstrukcję. Jednak stacje tego typu miały osłony zdolne powstrzymać atak Borg. Pierwsza salwa Ver’lann osłabiła pola stacji o 93 procent oraz uszkodziła znaczącą część systemów stacji, jednak nie zdołała jej zniszczyć. Zdołała jednak wyłączyć ją z walki.

    Kapitan Picard obserwował Vorlońską formację wbijającą się w szyki jego floty. Nawała ogniowa, jaką skierowali na jedną ze stacji zdumiała go. Takie furii nie spodziewał się. I takiego niezrozumienia sytuacji. Stacje nie mogły się poruszać. Co prawda ich zasięg był olbrzymi, jednak Vorlonowie nie powinni mieć kłopotów z utrzymaniem się poza ich zasięgiem. Dlaczego więc koncentrowali się na nich, a nie na okrętach jego floty. Która zresztą dość skutecznie powstrzymywała ich na wysokiej orbicie, tak aby nie mogli zaatakować powierzchni. Gdy w końcu uznał, że Ver’lann wdarli się wystarczająco głęboko nakazał wysłanie sygnału do drugiej części floty. Krążąca w warp w pobliżu Epsilon Eridani flota tysiąca pięciuset lżejszych okrętów Federacji skierowała się na Vulcan i po czterech sekundach wyszła z warp zamykając pętlę wokół Vorlońskiej floty. A raczej tego, co z niej pozostało.

    - Nadać wezwania do poddania się. Jeżeli to będzie tak dalej… - kolejna salwa z Vorlońskich pancerników wyeliminowała z walki ostatnią stację kosmiczną.

    - Chyba ma pan swoją odpowiedź.

    - Tak… chyba tak – Picard był zmartwiony. Nie chciał rzezi. Chciał dialogu, a zanosiło się na kompletne wybicie Vorlońskiej floty. – Sygnał do wszystkich okrętów. Wyeliminować przeciwnika.

    - Aye.. Flota potwierdza…

    siedem godzin wcześniej

    USS Surak wyszedł z transwarp niecały rok świetlny od układu słonecznego. I od razu wiedział, że coś jest nie w porządku. Czułe sensory okrętu zwiadowczego nie wykrywały żadnych sygnałów Sojuszu, za to mnóstwo sygnałów Minbarskich.

    - M’am, nie wykrywam żadnych śladów obecności ludzi w tym układzie. Co więcej, Ziemia wydaje się nie zamieszkała.

    - Wyjaśnij? – załoga Suraka była niemal całkowicie Vulcańska, i zbędne emocje nie przeszkadzały w ocenie sytuacji. Dlatego wyjaśnienia, iż sensory nie wykrywają żadnych śladów technologii poza obecnymi w układzie okrętami Minbari przyjęte zostały lekkim skinieniem głowy. Implikacje tego faktu były jasne: Minbari podbili Ziemie.

    - Kurs na Terrę, warp 1. Sensory na maksimum.

    Intrepid skierował się na trzecią planetę układu Sol i skoczył w warp. Parę chwil później, mijając Plutona sensory zarejestrowały szczątki stacji kosmicznej i pancernika klasy Nova oraz cztery okręty Mincarskie, dwa Sharliny i dwa o nierozpoznanej konfiguracji. Gdy okręt mijał kolejne orbity planetarne, rejestrował to samo – szczątki ludzkich konstrukcji i mniejsze lub większe grupy okrętów Minbari.

    Przelatując koło Ziemi okręt zarejestrował coś, czego się nie spodziewali. Ziemia nie była podbita, lecz unicestwiona. Powierzchnia planety była praktycznie zeszklona.

    - Kurs powrotny do floty – zaordynowała kapitan i dodała – barbarzyńcy – głosem, w którym niemal dało się usłyszeć ślad emocji.

    Cztery godziny później USS Surak dołączył do floty i przekazał zebrane informacje na Skorpiona. Kapitan Styczyński z zaciśniętym sercem wezwał do siebie Aiien. Uznał, że takie wiadomości lepiej przekazywać oficjalnie. Gdy Aiien weszła, zameldowała mu się, jak każdy oficer floty swojemu przełożonemu

    - Kapitan Aiien Teer melduje się na rozkaz.

    - Siadaj, Aiien.

    - Dziękuję, sir. Postoję.

    - Siadaj! – Aiien spojrzała na niego urażona, ale spełniła rozkaz.

    Na ekranie skierowanego w jej stronę monitora pojawił się obraz ośmiu Minbarskich okrętów – czterech Skarlinów o dziwacznym, czarnym kolorze i czterech dziwnych okrętów o niespotykanych u Minbari, obłych kształtach i śnieżnobiałych kadłubach. Okręty orbitowały wokół planety pokrytej sporymi połaciami śniegu na szarej, wyglądającej jak spalona, powierzchni.

    - Wiesz, co to są za okręty – zapytał Jurek, chcąc odwlec moment przekazania Aiien prawdy.

    - Te czarne to Sharliny. Skąd jednak u nich taki kolor, nie wiem. Minbari uważają niebieski za coś w rodzaju totemu, świętego koloru. Tych białych nie rozpoznaje, poza tym, że to okręty Minbari.

    - Tak… nasz wywiad też nie zdołał ich rozpoznać. Ani Skarlinów, które lekko różnią się od tych, jakie znasz. Ale nie po to cię tu poprosiłem – Jurek zawiesił głos. Zastanawiał się, jak to powiedzieć – Osiem godzin temu wysłałem USS Surak na zwiady na terytorium Sojuszu Ziemskiego. Nie znaleźliśmy śladów żadnych okrętów pasujących do okrętów Minbari, jakie znamy. Ani do żadnych konstrukcji pasujących do baz danych odzyskanych z wraków zniszczonych jednostek Minbari.

    - Nie przypominam sobie planety o takiej powierzchni na terytorium Sojuszu – podejrzliwie stwierdziła Aiien.

    - Całkiem możliwe. – w końcu zdecydował. Najlepsze będzie bezpośrednie podejście – To Ziemia.

    - To niemożliwe. – Aiien była pewna siebie. Minbari nigdy by nie zaatakowali przed unicestwieniem wszystkich kolonii, przecież koloniści mogli uciec gdzieś poza ich zasięg, to musi być pomyłka…

    - To Ziemia – powtórzył kapitan – według sensorów Surak zastała zniszczona dwa tygodnie temu przez broń o charakterystyce pasującej do Minbari. Tuż po przylocie ambasadora Sinclaira do Federacji.

    Aiien wstała

    - Kapitan Aiien odmeldowuje się – nie czekając na potwierdzenie wyszła z biura.

    - Przykro mi – szepnął Jurek już do zamkniętych drzwi.

    Aiien Teer, kapitan Floty Federacji, weszła do swojej kwatery i przez dobrych parę minut martwo wpatrywała się w olbrzymie okna kwatery. Jednak nie widziała wiru nadprzestrzeni, tylko wspomnienia Ziemi, zielone parki, potężne góry, na których śmigała na nartach, twarz swojej matki…

    Gdy zrozumiała, że to wszystko odeszło, że już nigdy nie wróci, zatoczyła się na łóżko, zwinęła do pozycji embrionalnej i rozpłakała na cały głos.

    Kapitan Styczyński wszedł do kwatery Aiien, gdy trzeci dzwonek pozostał bez odpowiedzi. Zobaczył skuloną Aiien śpiącą na łóżku. Na jej twarzy widać było ślady łez. Kapitan przykrył ją grubym kocem leżącym na jednym z foteli i klęknął przy łóżku. Pogłaskał Aiien po głowie. Kobieta czując dotyk jego dłoni uśmiechnęła się lekko, chwyciła ją i wtuliła w nią jak w poduszkę…

    Siedem godzin później

    Salwa torped wystrzelona przez okręt klasy Galaxy zniszczyła mostek pancernika Vorlonów i sporą część kadłuba pozostawiając wyjący z bólu wrak samemu sobie. Chwilę później dwie ciemnozielone wiązki energii uderzyły w pola okrętu przeciążając je i rozrywając sekcję spodka na strzępy. Stumetrowe Vorlońskie niszczyciele przeleciały przez chmurę plazmy jaką jeszcze chwilę wcześniej był okręt Federacji i skierowały się na kolejny cel. Jednak ten atak zwrócił uwagę klucza Defiantów. Trzy niewielkie okręty skierowały się na nowe cele i otworzyły ogień. Pociski z fazerów pulsowych przez chwilę rozmywały się na polach biopancerzy aby później zacząć wypalać w żywym okręcie kawały mięsa. Ostrzeliwany myśliwiec z wrzaskiem bólu umarł. Jego towarzysz obrócił się dookoła własnej osi i jednym strzałem rozerwał prowadzącego Dewianta. Chwilę później przelatujący obok Prometheus od niechcenia niemal odpalił salwę torped kwantowych która odparowała Vorloński okręt. W oddali pancernik Vorloński, jeden z niewielu, jakie pozostały toczył zażarty pojedynek z okrętem klasy Sovereign. Najnowsza konstrukcja Federacji znajdowała się w Nielaba opałach. Jej pola były już osłabione starciem z innym pancernikiem a zapas torped wyczerpany. Potężne fazery były blokowane przez pola osłonne pancernika. Jednak to nie był dzień, w którym USS Sovereign miał zginąć. Dwa okręty lasy Excelsior dołączyły do starcia. Ich fazery normalnie niemiałyby szans na przebicie osłon pancernika, jednak teraz była to zupełnie inna sprawa. Poza tym Excelsiory miały jeszcze torpedy. Cztery czerwone pociski na chwilę osłabiły pole grawitacyjne wystarczająco, aby umożliwić zaatakowanie pancerza. Korzystając z chwili wytchnienia Sovereign obleciał pancernik i zaatakował od tyłu z całą mocą. Któryś z kolejnych wystrzałów przebił się przez pola i trafił w silniki pancernika. Żywa maszyna eksplodowała, a trójka okrętów zaczęła szukać kolejnego celu.

    - Obejście – nakazał komandor Worf gdy Enterprise podchodził do kolejnego ataku na pancernik. Wyrzutnia torped fotonowych wystrzeliła trzy pociski. Dwa zdołały przebić pole i uderzyć w dziób okrętu odrywając jedną z macek i wywołując przeraźliwy wrzask bólu. Enterprise zgrabnie zatoczył łuk dookoła rannego przeciwnika nakierowując dziobowe wyrzutnie torped fotonowych na cel. W tym momencie zapiszczała konsola taktyczna oznajmiając nadejście komunikatu

    - Sir, Ver’lann przekazują wiadomość.

    - Na monitor! – nakazał Picard, mając nadzieję, iż nie jest to nic w stylu Klingonów.

    Na ekranie pojawiła się stylizowana sylwetka Vorlońskiego pancerza. Systemy holograficzne nie były w stanie przeniknąć pól Federacji, więc Ver’lann zmuszeni byli do korzystania z tych prymitywnych środków komunikacji.

    - Poddajemy się. – wiadomość była krótka. Picard skinął głową

    - Przyjmujemy. Worf, nadaj do floty, niech przerwą ogień…

Viewing 1 post (of 1 total)
  • You must be logged in to reply to this topic.
searchclosebars linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram