Forum › Fantastyka › Star Wars › Dekanonizacja sekłeli
Tagged: starwars
cz 1
I Tajemniczy sukces Mandalorianina
Serial „Mandalorianin” został przyjęty bardzo dobrze przez widzów, w odróżnieniu od Trylogii Sequeli („Przebudzenie Mocy”, „Ostatni Jedi”, „Skywalker: Odrodzenie”), która to trylogia została przyjęta tak średnio. Pierwszy sezon Mandalorianina był takim próbnym balonem: miał sprawdzić, czy po klapie wieńczącego wspomnianą trylogię „..Odrodzenia” w ogóle da się jeszcze jakiś film wypuścić? Jeśli by serial okazał się porażką wtedy najprawdopodobniej Gwiezdne Wojny odłożono by na półki na co najmniej kilka lat z uwagi na wypalenie tzw franczyzy. Tworzenie serialu powierzono Jonowi Favreau co zaowocowało odmiennym kierunkiem artystycznym.
II Szara strefa
Pierwszy sezon Mandalorianina został skonstruowany tak, aby w razie niepowodzenia można było bez problemów skasować serial: nie ma tu żadnego wpływu na fabułę Gwiezdnych Wojen, nie występują żadni bohaterowie filmów. Drugi sezon jest już inny: wprowadzono bohaterów innych seriali, jak Bo Katan, Ashoka Tano, Boba Fett. Serial ten stał się więc kontynuacją różnych wcześniejszych produkcji, ale fabularnie dalej nie wpływa na fabułę epoki sequeli. Mamy tu szarą strefę, są bowiem jakieś aluzje, wskazówki, ale nie ma określonego kierunku, w którym to zmierza.
III Oczekiwania widza
„Mandalorianin” zebrał bardzo pochlebne recenzje. Na IMDB finałowy odcinek ma ocenę 9,8, co oznacza, że każdy praktycznie oceniający dał ocenę 9 albo 10 na 10. Wspaniały wynik, który upoważnia od wniosku, że da się zrobić gwiezdnowojenny film, który zdecydowanie spodoba się widzom. Ludzie jak widać chcą oglądać Luka Skywalkera jako kompetentnego mistrza Jedi, chcą oglądać ciekawe przygody grupy przyjaciół którzy pomagają sobie i się wspierają. Skuteczne, fachowe działania znajdują uznanie.
IV Założenia fabularne sequeli
Trylogia sequeli nakreśla nam tło fabularne czasów po „Powrocie Jedi”: Nowa Republika okazuje się tworem nieudanym, intrygi ówczesne okazały się tak nieudanymi, że wycofali politykę z „Przebudzenia Mocy”, nie spełniała bowiem niskich standardów jakościowych sequeli. Okazuje się, że połowa senatu to zwolennicy Imperium, z jakiś przyczyn Leia musi tworzyć grupkę ekstremistów, czyli Ruch Oporu, Najwyższy Porządek robi co chce. Np. porywa dziecko Lando i nikt z tym nic nie robi.
Z drugiej strony zmarły Imperator Palpatine jest wszechmocny, mimo wrzucenia do szybu jest w stanie nasyłać myśli Benowi Solo, w końcu ten ucieka. Palpatine niszczy piorunami Akademię Jedi, buduje flotę niszczycieli-Gwiazd Śmierci. Najwyższy Porządek buduje Starkillera - super bazę. Nowe Republika nic zaś nie buduje, Luke jest bezradny, ogólna bezsilność, nic się nie udaje.
V Dekanonizacja
Oczywiście jest możliwe utrzymanie spójności fabularnej, ale po co twórcy mają męcyć siebie i widzów skoro mogą fajne opowieści przedstawiać? W pewnym momencie z szarej strefy trzeba wyjść i wskazane jest podjęcie decyzji już teraz
Po cóż by mieli dekanonizować i odzyskując jedną grupę fanów, stracić inną (tzw. Reylofanki np.), skoro mogą (dał ST XI przykład Abrams 😉 ) pójść w trzy oficjalne linie czasu - nową (Mando+), starszą (Sequele) i najstarszą - legendarną, i mieć wszystkie grupy zadowolone?
Reylofanki są stracone by Kylo zmar. Alternatywne rzeczywistości nie przejdą bo SW jest za powazne na to.
Tu jest opisana sytuacja dość dokładnie:
Nastał czas wojny domowej. Jon Favreau i Dave Filoni, atakując ze swego ukrytego wirtualnego studia, odnieśli pierwsze zwycięstwo w walce ze złowrogą Kathleen Kennedy. Tak przynajmniej wyglądałby skrót tej historii, gdyby chcieć go zaprezentować w formie żółtych napisów przesuwających się na tle kosmosu. Ale pozwólcie, że zarysuję konflikt nieco dokładniej. W Disneyu o Gwiezdne Wojny walczą w tej chwili dwie frakcje. Jedna to odpowiedzialni za Mandalorianina Jon Favreau i Dave Filoni ze wsparciem George’a Lucasa oraz ekipy robiącej serial Rebels. Druga to Kathleen Kennedy, Pablo Hidalgo i tzw. Story Group, czyli ekipa ekspertów/scenarzystów, którzy odpowiadają za sagę sequeli. Oficjalnie Gwiezdne Wojny zostały podzielone przez szefa Disneya, Boba Igera, który każdej z grup wykroił udzielne księstewko. I tak goście od Mandalorianina dostali nowe seriale Rangers of the New Republic, Ahsoka oraz kreskówkę The Bad Batch, podczas gdy ekipa Kennedy ma robić m.in. Lando, The Acolyte, Andor oraz High Republic. O tym, że stosunki pomiędzy grupami są niezbyt ciepłe najlepiej świadczy fakt, że ekipa Kennedy nie korzysta z technologii LED-owego wirtualnego studia, którą stworzyła firma Golem Creations należąca do Jona Favreau. Ale ten podział Gwiezdnych Wojen na dwie niezależne części długo nie utrzyma, bo Favreau i Filoni wyciągnęli ciężkie działa. Kennedy ogłaszając w grudniu nowe seriale, nie wiedziała o powrocie Luke’a. Ba, podobno uznano to za sabotaż, bo pojawienie się tej postaci kompletnie spuściło powietrze z multimedialnego projektu jakim jest The High Republic. Nikogo nie interesują książki, komiksy czy nawet kreskówki, które mają się toczyć w tym świecie (czyli na 200 lat przed upadkiem Republiki). W rezultacie Pablo Hidalgo puściły nerwy i zaczął krytykować na twitterze fanów, którzy płakali po pojawieniu się naszego ulubionego Skywalkera. Chyba nie muszę dodawać, z która z frakcji ja wiążę jakiekolwiek nadzieje na to, że powstaną jeszcze dające się oglądać filmy z tej serii.
V Założenia fabularne Mandalorianina
Mówiąc syntetycznie Mandalorianin utrzymany jest w duchu sieriali lat 80-tych ubiegłego stulecia: „Drużyna A”, „MacGyver”, „Nieustraszony”, „Airwolf”. Miały one wiele wad i problemów ale łączyła je wspólna formuła: grupa przyjaciół wspierająca się i działająca skutecznie. Okazuje się, że wystarczy to do osiągnięcia znaczącego sukcesu opartego na przeciwstawieniu sobie odmiennych charakterów bohaterów. Dodatkowo opowieść Mandalorianina jest kameralna, niejako prywatna. Widać tu odmienność od sequeli.
VI Przyczyny dekanonizacji
Oczywiście jest możliwe utrzymanie spójności fabularnej, ale po co twórcy mają męczyć siebie i widzów skoro mogą fajne opowieści przedstawiać? Wiemy, jak to wszystko się skończy co zabija w nas emocje i tłumi narrację. Wiemy, że dojdzie do zniszczenia Akademii Luka, że Snoke porwie Bena, że Palpatine będzie wszechmocny itp. Teraz co najwyżej możemy się zastanawiać, czemu Grogu nie występuje w nowej trylogii?
VII Oczekiwania
Powstaje pytanie czy twórcy mają być skrępowani fabularnie? Czy ktoś w ogóle oczekuje tego skrępowania? Mało kto. Fani oczekują raczej skutecznego działania naszych bohaterów i dotkliwego gnębienia Imperium. Dlaczego Luke nie może być wszechmocny i nasyłać dobre myśli Snoke’owi? I ten powinien biadolić, że nie może przewodzić Orderowi bo mu mącą w głowie pozytywem? Dlaczego nie można udaremnić knowań? Udaremnić porwań dzieci?
Im lepiej nam będzie teraz szło tym trudniej uzasadnić późniejsze załamanie. Dlatego teraz powinna być podjęta decyzja o nieoglądaniu się na sequele. Przez kilka lat powinno się udać utrzymać niezgodności na sensownym poziomie. A jak się nie uda dłużej to możliwości jest kilka.
Reylofanki są stracone by Kylo zmar.
Raz - został im sentyment. Dwa - od czego są prequele i interquele Sequeli 😉 , ew. pomniejsze alternatywne linie czasu, czy inne Infinities.
Alternatywne rzeczywistości nie przejdą bo SW jest za powazne na to.
Przechodzą wszędzie - w Treku, w DC (to znak rozpoznawczy ich komiksowego continuum wręcz), w Marvelu... W samym SW też (zwróć uwagę na ostatnie słówko w poprzednim akapicie 😉 ).
Zresztą cóż lepiej zażegna domniemany konflikt frakcji, o którym linkowo-cytatowo donosisz, niż danie każdej z grup po piaskownicy, by nie wchodziły sobie w drogę (a potem sprawdzenie, która lepiej zarabia, i ew. wyciągnięcie wniosków*).
* Które mogą być b. rozmaite, od faktycznego zwinięcia któregoś ze skrzydeł, po - chociażby - finansowe wspieranie mniej dochodowego (a np. promującego miłe kierownictwu wartości) przez drugie...
Ale nie porównuj superbohaterskiego porąbania z pewną powagą jednak.
Porąbanie się wywodzi z takowych komiksów.
2. To jest domniemany konflikt domniemanych frakcji. W każdym razie widoczny gołym okiem jest rozdźwiek artystyczny.
Ale nie porównuj superbohaterskiego porąbania z pewną powagą jednak.
Patrzysz na SW przez prymat oryginalnych filmów (w dodatku pewnie dwu pierwszych), i słusznie, równajmy w górę. Ale jak już w górę równać to reprezentantami (więc i wyznacznikiem jakości komiksów) okażą się (vide ledwo wrzucane listy) Moore, Miller, Claremont z Byrne'm i Gaiman. A wtedy wyjdzie na to, że konwencja Multiversum (pozwalająca tworzyć wybitne historie, jak Watchmen, "DKR", może nawet "The Killing Joke"*, bez oglądania się na kanony i kolegów) potrafi służyć artyzmowi. Porąbanie (czy Sandman nie jest przepełniony oniryzmami i zakręconymi mistycyzmami, a "The Dark Phoenix Saga" - kosmicznymi imperiami, przegiętymi mocami, i czymś na kształt spisku masońskiego?) również.
* Kłania się kwestia domniemanej śmierci Jokera w finale.
W każdym razie widoczny gołym okiem jest rozdźwiek artystyczny.
Nie przeczę, ale pamiętajmy i o udziale Filoniego w produkcji Resistance.
A Favreau jest wymieniony jako konsultant w Orville.
Porąbanie jest cechą twórczości odkomiksowej, bo w komiksach rebooty, różne dziwne pomysły były na początku dziennym. Linei czasowe.
A Favreau jest wymieniony jako konsultant w Orville.
I zasłużenie. Był przecież reżyserem pilota, i jedną z twarzy okołopierwszosezonowej kampanii marketingowej. Miał też, zdaje się, pewien wpływ (jak Gerrold i Fontana w wypadku TNG i B5, nie przymierzając) na rodzenie się tej serii jako całości. Przy czym to średni argument, bo jego produkcje (do "Iron Mana" włącznie) są raczej lubiane, w przeciwieństwie do Resistsnce (które is futile - NMSP 😛 ).
bo w komiksach rebooty, różne dziwne pomysły były na początku dziennym
Fakt, komiksy dziwactwami stoją, już od samych supermocy i genezy większości z nich, tudzież takich kfiatków, jak to, że nikt nie rozpoznaje Clarka Kenta gdy ten zdejmie okulary (choć nie jest to całkiem nierealne, kłania się casus Teda Bundy'ego*) czy nie wyciąga wniosku, że tylko Bruce'a Wayne'a stać na bycie Batmanem (acz to znów ładnie wyjaśnił Nolan**), począwszy.
* "Był przystojny, ale nie rzucał się w oczy. Wystarczyło, że przykleił wąsy, a stawał się zupełnie inną osobą. /.../ Gdy media podały portret pamięciowy sprawcy porwań młodych kobiet, koledzy śmiali się z Teda i żartowali, że jest podobny do seryjnego mordercy."
https://www.rp.pl/Historia/310059897-Ted-Bundy-Zwykly-amerykanski-chlopak.html
** I po tym jego wyjaśnieniu inaczej postrzega się czołowych policjantów mających swoje konszachty z Gackiem, czy strażników w Arkham prężących się przed nim na baczność, i wpuszczających go do pilnie strzeżonego obiektu jak gdyby nigdy nic (co oglądałem przed chwilą w "Dying is Easy", a pamiętam i z w/w komiksu Moore'a).
Jeśli komuś się podoba Ostatni Jedi to Mando już znacznie mniej:
Mamy tu wrażenia z 7 i 8 odcinka, na powyższym filmie.
Widoczne jest też przeciwstawienie idei:
1. Przejmujemy się zgodnością, dywagujemy czy Grogu zginie w akademii, czy nie zginie, etc.
2. Nie przejmujemy się i oczekujemy fajnych przygód.
Przejmujemy się zgodnością, dywagujemy czy Grogu zginie w akademii, czy nie zginie, etc.
Tzn. - w zasadzie - jeśli zakładamy, przynajmniej potencjalną, continuity pomiędzy Mandalorianinem, a Sequelami, to oddanie Grogu do Akademii Jedi oznacza minimum sporą możliwość, że dalszy los dzieciaka będzie nędzny... Przy czym, rzecz jasna, jest to spekulacja bazująca na b. fragmentarycznej wiedzy* (tu trudno nie zapętlić do ST, i nie przypomnieć jak pewne b. kontrowersyjne, a budzące intensywne dyskusje, wątki związane z Lorcą nabrały z czasem sensu z jednej, zaś dość płaskiej jednoznaczności z drugiej strony).
* Czyt.: nieznajomości dalszych - być może nie istniejących jeszcze nawet w zamyśle twórców - rozwiązań fabularnych.
Czyli nie zakładamy potencjalnej tylko dekanonizacja.
https://pbs.twimg.com/media/EqIQ3o-XIAkvn--?format=jpg&name=medium
Zastanawiające jest poczucie głębokiego rozdźwięku między sekłelami a Mando. A nawet sprzeczności.
Czyli nie zakładamy potencjalnej tylko dekanonizacja.
Wiele osób by jej chciało, a i ja w sumie nie miałbym nic przeciwko, ale niezbyt w nią wierzę, choćby dlatego, że byłaby stwierdzeniem przez Disney/Lucasfilm własnej klęski. Pójście w nową linię czasu też miałoby posmak jawnej kapitulacji, ale nie tak wyraźny.
Zastanawiające jest poczucie głębokiego rozdźwięku między sekłelami a Mando. A nawet sprzeczności.
Raczej oczywiste - odmienne podejście do materiału źródłowego w ogóle, a postaci Luke'a w szczególności, inny styl narracji (tu - klasyczny, tam współczesno-blockbusterowy).
ps. Taka ciekawostka... Jeśli bazować na starym kanonie - Bib przeżył to spotkanie, acz nie cały 😉 . Kłania się jedna z "Tales from Jabba's Palace" 😉 :
https://starwars.fandom.com/wiki/Bib_Fortuna/Legends#After_Jabba.27s_death
Niektórzy natomiast nie dostrzegają, opierając się na napisach końcowych. Jest tam wymieniona Kennedy dlatego problemu ni ma.
Jeśli faktycznie - wbrew popularnym fandomowym pogłoskom - miała tak samo duży wpływ na wszystkie nowe projekty SW, to uznałbym to za ciekawe (i zaczął się zastanawiać w jaki sposób to wszystko będzie podopinane... jeśli podopinane będzie/ma być...*)
* Bo strategia strzelania na oślep rozmaitymi projektami też jest - jak wiemy z Trekowego poletka - możliwa...
Mało prawdopodobne. Kennedy jakoś milczy o swoim wkładzie kreatywnym. Prawdopodobne jest, że została odsunięta od kwestii kreatywnych.
W sekłelach odpowiada zdecydowanie za kwestię ideolo i za brak koncepcji. Dalej nie ma dyrektora kreatywnego który opracuje historię i będzie nadzorował jej ekranizację.