Forum Fandom Opowiadania Cykle opowiadań dział tymczasowy Daleko za lustrem

Daleko za lustrem

Viewing 11 posts - 1 through 11 (of 11 total)
  • Author
    Posts
  • cinus
    Participant
    #3745

    Tagi: Mirror Universe, Defiant, O'Brien, Bashir, Torkowski, Sojusz

    Wersja poprawiona. Mój WORD składa najszczersze przeprosiny 😀

    TYTUŁ: Daleko za lustrem

    AUTOR: Marcin Matyjaszczyk

    KONTAKT: cinus15@gmail.com

    PRAWA WŁASNOŚCI: TA HISTORIA MOŻE BYĆ DYSTRYBUOWANA BEZ ZGODY AUTORA TAK DŁUGO, JAK DŁUGO NIE WIĄŻE SIĘ TO Z UZYSKIWANIEM KORZYŚCI MAJĄTKOWYCH W ŻADNEJ FORMIE.

    Prolog

    -Panie Toshi, kurs 030 na 185, WARP sześć. Wykonać. ? Rozległ się krótki syk, po którym promienie gwiazd widoczne na ekranie rozciągnęły się znacząco a statek wskoczył w nadświetlną. Defiant był świetnym okrętem wojennym. Najlepszym, jaki miała Rebelia. W przeciągu ostatnich kilkunastu lat powstanie Terran i ich sprzymierzeńców urosło wewnątrz Sojuszu do rozmiarów prawdziwej wojny domowej, z czego zresztą admirał Miles ?Smiley? O?Brien zdawał sobie doskonale sprawę. Odkąd Terak Nor, dawna kardasjańska stacja-przetwórnia rudy na orbicie planety Bajor była bazą ?wyzwolonych? ? jak też rebelianci lubili się zwać ? minęło blisko sześć lat. Niewiele mniej zresztą upłynęło, odkąd do tegoż uniwersum zawitali przedstawiciele sąsiedniego świata ? trzech ferengi, którzy chcieli sprzedać Sojuszowi urządzenie maskujące. Szczęśliwie ? dostało się ono w ręce powstańców, którzy dzięki niemu stali się prawdziwie potężni. Defiant mknął z ogromną prędkością z bazy wyzwolonych Altaris znajdującej się na niewielkiej planetoidzie w Badlands ? terenie tak niebezpiecznym, że nawet zjednoczone siły kardasjańsko-klingońskie nie odważyły się dotąd go przeczesywać ? w kierunku jednej z odległych, wolnych koloni volkańskich przy granicy z Romulanami. Ci ostatni zaś zdawali się otwarcie sprzyjać terranom, dostarczając im medykamenty i broń ? ba, nawet udostępniając zaplecza gospodarczego czy też niejednokrotnie ? chroniąc ich. Mieli oczywiście swoje powody ? Romulanie bowiem byli jedyną liczącą się dotąd siłą w całym kwadrancie alfa nie będącą zarazem członkiem ani sprzymierzeńcem Sojuszu ? zatem każde jego osłabienie leżało w wybitnym interesie Imperium.

    Kolonia Polath III była odległa od Altaris o całe sto siedemdziesiąt sześć lat świetlnych, przez co podróż nawet z wysoką WARP potrwać musiałaby co najmniej miesiąc ? jednakowoż miała być znacznie krótszą. Defiant, dzięki układowi o wymianie technologii z sojusznikami z Romulusa, wyposażony był w wysokowydajne cewki TRANSWARP, umożliwiające podróż z prędkością niemal nieograniczoną ? a bynajmniej na tyle dużą, iż mógł pokonać ową odległość w zaledwie kilka godzin. Owa technologia miała oczywiście swoje wady ? mianowicie, by otworzyć tunel w TW okręt nie mógł być poddany jakiemukolwiek zewnętrznemu promieniowaniu elektromagnetycznemu ? co znaczy mniej więcej tyle, że musiał przebywać w normalnej przestrzeni, z rozładowanymi bateriami fazerów, rozbrojonymi torpedami, bez włączonego urządzenia maskującego oraz tarcz ? czyli był wówczas zupełnie bezbronny. Nie miało to zresztą większego znaczenia, gdyż strzały z wrogich okrętów i tak generowały zbyt duże zakłócenia by skoczyć w hiperprzestrzeń (dla kontrastu ? statek w zwykłym WARP porusza się w podprzestrzeni).

    -Sir, opuściliśmy Badlands ? zameldował nawigator. Admirał nie odpowiadał, dumając nad czymś, lecz już po chwili wstał i rzucił okiem na ekran ? faktycznie, nie było przed okrętem żadnego śladu burz jonowych.

    -Poruczniku, pełny skan okolicy. Chce mieć pewność, że skoczymy spokojnie ? podwładna skinęła ledwie głową. Koniec końców ? nikt z obecnych tutaj nie ukończył Akademii Floty, ba, nawet żadnych kursów taktycznych. Wszystkiego uczono się na bieżąco ? tak czy owak ? na razie nie było z tym większych problemów.

    -Dwa kardasjańskie Galory w odległości pół roku świetlnego stąd, oddalają się ? zameldowała porucznik T?Mott ? młoda volkanka. Admirał zerknął tylko na swój własny ekran odwzorowujący sytuację taktyczną by stwierdzić, iż jego oficer ma rację.

    -Obrać kurs na system Batoris, WARP osiem. Wykonać! ? rzekł po chwili. Mogli wprawdzie skoczyć w TW już teraz, lecz O?Brien wiedział, iż nie pozostałoby to niezauważone. Było to o tyle groźne, że placówki rebeliantów w Badlands były teraz właściwie wcale niechronione. Planeta Batoris III była jednym z najpotężniejszych obiektów grawitacyjnych w sektorze i pochłaniała niemal wszystkie fluktuacje elektromagnetyczne ? zatem skok z jej orbity wchłonąłby cały rezonans grawitacyjny na tyle, że nikt nie byłby w stanie odróżnić wejścia statku w TW od zwykłej anomalii tła. Owy układ był oddalony od Altaris nieco ponad dwa lata świetlne, toteż podróż do niego trwała trochę ponad siedem godzin ? nieco zbyt dużo, ale ostrożności nigdy za wiele.

    Smiley rozmyślał o tym, jak wiele zależy od kilku następnych dni. Konferencja na Polath III może doprowadzić do oficjalnego uznania rebeliantów przez Imperium Romulańskie ? czego skutkiem będzie nie mniej, nie więcej ? lecz wybuch otwartego konfliktu zbrojnego między tymi ostatnimi a Sojuszem. Wciąż jednak istniały znaczne obawy. Wiązało się to zwłaszcza z tym, iż Sojusz wprawdzie nie był gotów do walki z partyzantami, jednak wojna konwencjonalna to zupełnie inna sprawa. Romulańska flota była potężna i posiadała znaczącą przewagę technologiczną nad przeciwnikami(czyli technologię maskującą i cewki TRANSWARP) ? jednak liczebność ich floty nie mogła się równać ilości okrętów które posiadał regent Worf. Z drugiej jednak strony rebelianci dochodzili do granicy możliwości powstania (wg standardowych strategii) i nadchodził właśnie moment, gdy trzeba przejść do wojny konwencjonalnej ? sami zaś nie stanowili na tym polu absolutnie żadnej siły. Wygląda zatem na to, iż Romulus jest jedyną nadzieją dla zniewolonych ras kwadrantu alfa?

    -Admirale, zbliżamy się do układu Batoris ? zameldował nawigator ? Wyjść z WARP, pełna impulsowa, kurs na Batoris III, zna pan procedurę poruczniku Toshi ? odparł Smiley. Chwilę później statek wyszedł z podprzestrzeni. Poruszanie się z prędkością nadświetlną wewnątrz układu słonecznego nie było by zbyt dobrym pomysłem ? bowiem ryzyko uderzenia w jakiś obiekt ? ot choćby niezidentyfikowaną asteroidę czy kometę ? mogło spowodować, iż fragmenty okrętu znalazły by się w promieniu kilku lat świetlnych. Niezbyt miła perspektywa.

    -Podchodzimy do Batoris III? orbita synchroniczna. Jesteśmy gotowi do skoku sir. ? Toshi był błyskotliwym, młodym terraninem. Jego rodzice zginęli w przetwórni rudy na Terak Nor gdy był mały ? teraz chłopak pałał nienawiścią do Sojuszu, co w tych okolicznościach ? było wybitną zaletą, choć ? co trzeba przyznać ? często spotykaną.

    -Wprowadzić kurs na system Polath i przygotować się do skoku w TW ? O?Brien cicho przyglądał się, jak podwładni wprowadzają konieczne dane do komputera. Nie musiał czekać na meldunek, iż wszystko zostało zrobione, po prostu to wiedział ? Zdjąć maskowanie. Komputer, skok na mój znak: trzy? dwa? jeden? znak! ? W tym oto momencie z przedniego deflektora statku wystrzelił specyficzny strumień składający się z nadionów, neutrino oraz antyprotonów, a w kilka sekund później pojawił się wlot do korytarza ? No to jazda! ? rzekł O?Brien patrząc na tunel. Nie mógł się powstrzymać od zachwytu za każdym razem gdy go widział ? wszak był to cud technologii?

    -Sir, zbliżamy się do ujścia tunelu. Wejdziemy w normalną przestrzeń za około minutę.

    -Trzymać tarcze i kamuflaż w gotowości. Nigdy nie wiadomo, czy jakiś Klingon nie zabłądzi w te okolice ? krótkie ?aye? wypowiedziane przez oficera taktycznego, porucznika-komandora Kocińskiego oznaczało, iż statek jest gotowy na podobną ewentualność. Więc o co jeszcze się martwić?

    Ściany tunelu z wolna zaczęły się rozszerzać coraz bardziej i bardziej, aż ostatecznie korytarz załamał się i ?wypluł? Defiant tuż na obrzeża układu Poleth.

    -Proszę przeskanować okolicę, T?Mott. Ot, na wszelki wypadek.

    -Trzy okręty klasy defiant na orbicie trzeciej planety? to Independence, Freedom i Enterprise sir.

    -A gdzie Justice? Jakieś ślady?

    -Brak jakichkolwiek panie admirale.

    -Co u licha ten Bashir sobie myśli? Cholerny melancholik.

    -Sir, jesteśmy wywoływani przez Freedom ? zameldował Toshi ? Na ekran! ? zabrzmiała krótka odpowiedź. Po chwili w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą widać było pobliskie słońce i gwiazdy, pojawił się mostek bliźniaczego okrętu oraz ?facjata? ? jak to zwykł mawiać Smiley ? kapitana Rikera.

    -Witamy, admirale. Miło, że pan przybył ? wyrecytował z baranim uśmiechem Riker.

    -Dobra, dobra Thomas. Wciąż pamiętam o długu ? odparł O?Brien zachowując minę pokerzysty ? Gdzie u licha jest Justice?

    -Nie mam zielonego pojęcia, ale jeżeli pytałbyś się mnie o zdanie, to Bashir przyleci tu choćby i z piekła. Nawet sam diabeł go nie przygarnie - w słowach Rikera było sporo racji. Jeśli ktoś miał charakter gorszy od Juliana Bashira, to chyba tylko kilku kardasjańskich Guli lub klingońskich kapitanów. Faktem jednak było, że ?doktorek? jak zwykli go zwać (w związku z jego ?alter ego? z równoległego uniwersum) był naprawdę dobry w tym co robił i musiałby chyba wpaść na całą armadę, żeby się spóźnić.

    -Pełna impulsowa, poruczniku, ustaw statek na wysokiej orbicie nad kolonią ? młodzieniec nie odrzekłszy nic zaczął po prostu wykonywać swoją robotę. Defiant rozpędził się do około stu tysięcy kilometrów na sekundę, czyli jednej trzeciej prędkości światła ? podróż do wnętrza układu potrwać więc miała nieco ponad piętnaście minut. Potężne, stare słońce, które najlepsze lata miało już dawno za sobą, rzucało ciemnopomarańczowe promienie na powierzchnie wszystkich czterech planet. Poza trzecią z nich, która była klasy M(zwanej przez terran klasą ziemską), do zamieszkania nadawała się także pierwsza, która była klasy L (ludzie mogli na niej przeżyć przez kilka miesięcy ? lecz przy odrobinie terraformingu ? nie różniłaby się niczym od tej zaludnionej); pozostałe dwie planety były gazowymi gigantami.

    Po upływie kwadransa okręt wyhamował i rozpoczął cykl krążenia nad powierzchnią planety. Smiley przyglądał się jej przez wizjer w oknie swojej kajuty ? jedynej na okręcie, która była pojedyncza a zarazem miała okno ? przywilej dowódcy. Z jego obserwacji wynikało, że niemal cała połać owego ciała niebieskiego przykryta jest wodą ? jeden, masywny kontynent stanowi ledwie nieco ponad dziesięć procent całej powierzchni. Zważywszy zarazem na to, iż planeta do największych nie należała, jej maksymalną populację zręcznie ocenił na dziesięć, góra piętnaście milionów. Jego zadumę przerwało wezwanie poprzez komunikator osobisty ?Admirał na mostek? ? krótkie ?Zaraz będę? i natychmiastowa zmiana słów w czyny.

    -Co się dzieje? ? zapytał O?Brien już na wyjściu z turbowindy.

    -Wykryliśmy wzrost aktywności neutrino i antyprotonów. Otwiera się sztuczny tunel?

    -?czyli ktoś wychodzi z TW. To chciała pani powiedzieć, T?Mott? ? Na czym jak na czym, ale Miles O?Brien znał się na teorii WARP, przez co dane na temat tunelowania nie były mu obce.

    -Dokładnie sir. Podejrzewam, że to Romulanie ? odparła niczym nie zrażona Volkanka ? Miałam rację admirale. To dwa ?warbirdy?. Wywołują nas.

    -Na ekran ? odparł Miles. Od dawna czekał na tą rozmowę.

    -Mówi komandor Gorchek z romulańskiego okrętu RIS Makedros. Pan, jak rozumiem, to admirał Miles Edward O?Brien. Witamy w Imperium ? rzekła postać smukłego, wysokiego romulanina, o charakterystycznej kremowej cerze i równie charakterystycznych włosach a?la grzybek.

    -Macie cholernie dobry wywiad. Dziękuję za powitanie komandorze. Dobrze jest być w imperium? - Miles urwał w pół zdania zobaczywszy, iż zaczęła mrugać jedna z kontrolek na jego konsoli ? Przepraszam, z przyjemnością porozmawiam z panem na konferencji. Tymczasem wybaczy pan, służba wzywa ? O?Brien tuż po skinięciu głowy Gorcheka zakończył połączenie. Kolejny okręt wychodził z TW. Tym razem, niemal na pewno ? miał to być Justice. W chwile po tym, gdy ostatni ze statków klasy Defiant pojawił się w normalnej przestrzeni, nawiązała się burzliwa rozmowa pomiędzy jego kapitanem, Julianem Bashirem oraz dowódcą (przynajmniej tymczasowym) rebeliantów. Okazało się jednak, że cała sprawa została załagodzona głównie dlatego, iż na pokładzie Justice znalazło się dwustu świeżo oswobodzonych terran ? którzy odbici zostali z kardasjańskiego transportu. Wojna dopiero się zaczynała?

    Mijał właśnie dziesiąty dzień konferencji. Blisko połowa załogi opuściła już Defiant ? zostali awansowani i przeniesieni na inne okręty, które nowi sojusznicy podarowali rebeliantom. Sam okręt przechodził właśnie gruntowny remont sponsorowany także przez ?nowych przyjaciół?. Nie były to jedyne ustalenia ? odtąd nowych oficerów zabierać się będzie do szkół wojskowych na Romulusie, a po za tym ? doświadczeni Romulanie mają służyć jako doradcy na okrętach ludzi. Nie wszystko jednak szło po myśli O?Briena ? Imperium nie chciało uznać Rebelii i jej władz, przynajmniej narazie ? lecz na dowód poparcia zaproponowali oddanie jednej planety wraz z instalacjami dla rządu Federacji, który miał się niebawem uformować ? do czasu, aż wyzwolona zostanie jakaś z większych planet kontrolowanych przez rasy sprzymierzone ? i ? będzie można ją utrzymać. Na dodatek na orbicie owej planety znajdować się miały doki, które zostały już opuszczone, lecz padła obietnica pomocy w ich uruchomieniu ? składniki do budowy statków sponsorował rząd

    Romulański. Tak czy owak ? było to sporo.

    -Kapitan na pokładzie! ? oznajmiła nowa pierwszy oficer pełniąca zarazem funkcję szefa ochrony, świeżo mianowany komandor T?Mott. Jej miejsce jako oficera obsługującego konsolę sieci czujników zajął przedstawiciel ?przyjaciół? rebelii ? subkomandor Podkrot. Głównym mechanikiem została mianowana czarnoskóra terranka, porucznik Moogly, zaś z powodu braku własnych medyków, na wyraźną prośbę admirała, głównym lekarzem została Romulanka, dr Alcara Magott. Swojej funkcji nie zmienili zatem tylko dwaj spośród starszych oficerów z mostku Defiant, pan Toshi oraz pan Kociński.

    Kapitan Torkowski zajął swoje miejsce i przyjrzał się uważnie wszystkim obecnym na mostku. Z zadowoleniem stwierdził, że nikogo nie brakowało, a wszyscy byli gotowi do służby.

    -Mamy nowe rozkazy od admirała O?Briena. Naszym zadaniem jest natychmiast powrócić do Badlands. Panie Toshi, proszę zdjąć okręt z orbity. Opuszczamy system ? młody oficer lekko skinął głową na znak rozumienia i od razu wziął się do roboty. Aron Torkowski, liczący sobie dwadzieścia dziewięć lat człowiek był znaną i szanowaną osobą wśród rebeliantów. Wsławił się rajdami ścigaczy na kardasjańskie konwoje, co przychodziło mu niezmiernie łatwo. Mówi się, że to on zmusił Sojusz do wysyłania eskorty przy każdej grupie transportowców. Tak czy owak, O?Brien mu ufał a pozostali kapitanowie ufali O'Brienowi ? nie było więc lepszej osoby do objęcia R.S.S.(Rebelion Space Ship) Defiant. Jeżeli chodzi o jego wygląd ? nie wyróżniał się niczym szczególnym. Dobrze zbudowany, jak większość terran którzy spędzili pół życia lub więcej w przetwórniach i kopalniach, liczący nieco ponad metr siedemdziesiąt, o wschodnioeuropejskich rysach twarzy, przenikliwych, czarnych oczach, które potrafiły wzbudzić strach w najtwardszych istotach i długich do ramion, kruczoczarnych włosach. Był małomówny, chodziły także słuchu, że stracił bliskich podczas starcia z żołnierzami Sojuszu oraz, że nie okazuje żadnej litości, lecz to wszystko oczywiście tylko plotki?

    -Sir, opuściliśmy system. Jesteśmy gotowi do skoku. Preferuje pan skoczyć bezpośrednio pod Badlands czy, jak zwykliśmy to robić ? do układu Batoris? ? nawigator nie znał jeszcze nawyków nowego kapitana. Czy był lepszy sposób na ich poznanie niż zadanie pytania? Jeżeli bowiem padnie na Badlands, okaże się, iż kapitan jest ryzykantem i nie boi się walki, jeśli zaś na Batoris, wyjdzie na ostrożność i przenikliwość.

    -Badlands to Badlands panie Toshi. Wprowadzić współrzędne skoku ? Aron obserwował jak podwładny przez chwilę uważnie mu się przyglądał, po czym krótko odpowiedział ?Aye, sir? i przygotował koordynaty ? Komputer, skok w TRANSWARP na moją komendę. Trzy? Dwa? Jeden? Wykonać!

    I

    Nasz świat

    Dziennik kapitański

    R.S.S. Defiant

    Data wojenna 55749.4

    Statek jest lekko poturbowany po ostatniej potyczce, ale to nic. W końcu to twarda sztuka a pani Moogly okazała się być prawdziwym cudotwórcą. Gdybyśmy mieli więcej takich ludzi, to już dziś założyłbym się, że za rok Sojusz będzie leżeć u naszych stóp. W tej chwili patrolujemy kardasjańską szlaki handlowe ? coś mi mówi, że jak będą tracić dwadzieścia transportowców tygodniowo, to się mocno wkurzą ? a przecież o to chodzi. Z tego co mi wiadomo, pozostali kapitanowie robią to samo, tyle, że w stosunku do innych członków Sojuszu. Niedaleko, w przestrzeni Breenów działa kapitan Tuvok z Independence ? swoją drogą całkiem przyjemny facet. Jak dotąd udało nam się zniszczyć doszczętnie dwa konwoje ? po pięć okrętów każdy ? a operujemy w sektorze od sześciu dni. Słaba średnia, którą trzeba poprawić. Pan Podkrot zgłosił mi przed chwilą, że potężny konwój zmierza z Kardasji Prime w kierunku Bajor ? niestety jest chroniony przez dwa galory i keldona. Tak czy owak ? moim zdaniem nigdzie nie doleci.

    -Czerwony alarm, przygotować się do wyjścia z WARP i zdjęcia maskowania ? rozkaz kapitana rozbrzmiał niczym syrena, kojąca uszy strudzonych wędrowców. Wszyscy wolą bić się z przeciwnikiem, który potrafi oddać ? bo co to za frajda niszczyć nieuzbrojone transportowce? Fakt, ostatni nie był wcale taki bezbronny ? ale skąd mieli wiedzieć o tym, że jest po brzegi wyładowany materiałami wybuchowymi? Eksplozja raniła kilkanaście osób na pokładzie i uszkodziła kilka systemów ? lecz teraz wszystko i wszyscy było w pełni gotowe do walki. Statek wyszedł z WARP a na ekranie ukazało się zgrupowanie okrętów, które w tym momencie były unieruchomione ? przed nimi rozpościerało się niewielkie pole minowe ? lecz jego długości nie mogli stwierdzić inaczej, jak wolno je przeczesując ? co teraz właśnie robiły oba galory, keldon zaś patrolował drugi koniec konwoju.

    -Ustawić się nad Keldonem i przygotować pełną salwę torped kwantowych. Prawdopodobnie ją przetrwa, więc musimy natychmiast ruszyć. Robimy to co ostatnio, zrozumiano? ? krótkie spojrzenie na obecnych wystarczyło, by stwierdzić, że wszyscy wiedzą o co chodzi.

    -Sir, statek na pozycji ? zameldował nawigator.

    -No to jazda! Zdjąć maskowanie, podnieść tarcze. Ogień wolny panie Kociński! ? w ciągu kilku sekund rozpętało się piekło. Keldon przyjął na tarcze grzbietowe uderzenie wszystkich pięciu torped nie odnosząc praktycznie żadnych większych uszkodzeń. Pozostałe dwa okręty wojenne zawróciły i obrały kurs na Defiant ? nie zdążyły jednak nawet wystrzelić bowiem okręt zamaskował się i obrał kurs na drugi koniec konwoju, gdzie panował ogromny popłoch ? transportowce zaczęły rozlatywać się we wszystkich kierunkach ? część leciała wprost na pole minowe, inne po prostu byle gdzie, jeszcze inne w kierunku eskortowców. Rezultat był zatem lepszy niż się spodziewali ? cztery statki ściągnęły na siebie niewidzialne miny i eksplodowały a dwa kolejne zderzyły się ze sobą ? konwój już stracił dwadzieścia procent składu. Krótkie zdjęcia maskowania, dwie torpedy w kolejny okręt przeciwnika i ? zauważywszy, iż eskortowce ponownie zmierzają w kierunku Defiant ? ponowna salwa w inny statek i włączone maskowanie. Kardasjanie zmienili tym razem taktykę zdaje się, iż chcieli przejść w WARP, lecz wystrzelenie niewielkiej głowicy nadionowej (prezent od Romulan) rozproszyło pole podprzestrzenne w promieniu trzech milionów kilometrów. Zagrodzenie im drogi ucieczki wyraźnie ich speszyło i dopiero kolejna salwa i kolejne dwa stracone okręty zmusiły ich do działania ? tym razem rozdzielili się tak, by przynajmniej jeden okręt pilnował transportowców.

    -Na to czekałem. Kończymy krążownik i bierzemy się za niszczyciele. Panie Kociński, wie pan co robić.

    -Tak jest kapitanie ? Defiant ponownie ukazał się wprost nad kardasjańskim okrętem i wypalił serię kolejnych czterech torped kwantowych ? tym razem z morderczą skutecznością. Już druga torpeda pozbawiła wroga tarcz grzbietowych, zaś ostatnie spowodowały niemałą wyrwę w okręcie.

    -Jeden mniej. Maskujemy się, pora wziąć się za galory. To nie powinno być zbyt trudne ? statek zniknął po raz kolejny, by po chwili uderzyć, tym razem ? od dołu ? wprost na wrogi niszczyciel. Nie było z nim jednak zabawy ? mała porcja kwantów i ? duże bum. Przy podejściu do ostatniego eskortowca nie zaszła nawet konieczność maskowania ? kilka strzałów z działek pulsacyjnych unieszkodliwiło go.

    -Kapitanie, z całym szacunkiem, lecz uważam, że nie powinniśmy niszczyć tego niszczyciela ? stwierdził Podkrot. Kapitan przez chwilę mu się przyglądał z nieukrywaną ciekawością.

    -Jestem otwarty na pańskie propozycje, poruczniku.

    -Sir, moim zdaniem pozostawienie tutaj tego okrętu bardziej zdenerwuje kardasjan. Prawdopodobnie i tak sami stracą załogę. Co do transportowców ? czy nie efektywniej będzie nakazać im lecieć do Badlands? Zapasy zawsze się przydadzą ? Zdawało się, iż porady Romulanina trafiły na podatny grunt. W dalszym ciągu było to jednak badanie dowódcy ? jego decyzja powie wszystko o jego priorytetach ? bowiem albo postawi on na dobro Rebelii, albo na osobistą zemstę.

    -Cóż, nie podoba mi się to, ale chyba ma pan rację. Co pani o tym myśli, T?Mott?

    -Postępowanie zaproponowane przez porucznika wydaje się być logiczne? - Podkrot przysłuchiwał się z zainteresowaniem i uwagą słowom Volkanki ? jednakowoż może to się okazać niebezpieczne.

    -Dobra uwaga. Myślę, że mimo wszystko powinniśmy spróbować. Nadać wiadomość na wszystkich częstotliwościach ? poinstruujcie Kardasjan, że mają podążać do Badlands, inaczej zostaną zniszczeni. Będziemy ich pilnować będąc zamaskowanym. Każdy okręt który złamie szyk zostanie zniszczony ? Plan był doskonały. Wiadomym było, że w końcu któryś z okrętów się wyłamie, wystarczyło poczekać do tej chwili i zniszczyć go, dalej zaś reszta poleci jak posłuszne baranki.

    -Sir, stwierdzili, że przyjmą nasze warunki jeżeli zgodzimy się później puścić ich wolno ? zakomunikował Podkrot ? co powinniśmy im powiedzieć?

    -Powiedz im, że jak coś się nie podoba, to możemy ich zabić już tu, to powinno ich skłonić do posłuszeństwa ? Romulanie pospiesznie wykonał polecenie, po czym oznajmił, że transportowce czekają na współrzędne.

    -Podać im kurs na podejście do New Mombasa i nadać wiadomość do patrolowców w okolicy, żeby przechwyciły Kardasjan przed wejściem do Badlands. Nie chcę by znali współrzędne naszych baz, nie, kiedy mogą się komunikować ? także ten rozkaz został szybko wykonany ? Włączyć maskowanie, lecimy świętować.

    Dziennik kapitański

    R.S.S. Defiant

    Data wojenna 55451.1

    Za godzinę dotrzemy do bazy Rebelianckiej w New Mombasa. Plan z transportowcami udał się znakomicie ? musieliśmy zniszczyć jeden podczas próby ucieczki, lecz pozostałe osiemnaście dotarło na miejsce. Trzeba przyznać, że czekam niecierpliwie, aż dotrzemy na miejsce. Statek nie doznał wprawdzie w ostatniej bitwie żadnych uszkodzeń, ale musimy uzupełnić zapas torped. Muszę przyznać, że nie byłem na stacji od bardzo dawna? Właściwie, to ani razu, odkąd nazywa się New Mombasa i znajduje się w Badlands. Pamiętam za to doskonale operację przeniesienia? jak to ona się wówczas zwała? Terak Nor. Zresztą nieważne. Zarówno mi jak i załodze przyda się chwila odpoczynku. To był dosyć ciężki tydzień i należy się nam wszystkim trochę relaksu.

    -Zablokować klapy dokujące.

    -Zablokowane, sir!

    -Uwaga załoga, mówi kapitan. Udzielam pozwolenia na opuszczenie okrętu. Macie czterdzieści osiem godzin przepustki. Miłej zabawy ? tuż po ostatnim słowie Arona rozległy się wrzaski radości. On sam odczekał chwilę w myśl dewizy: ?kapitan ostatni opuszcza swój statek? ? gdy zatem wszyscy wyszli uruchomił systemy zabezpieczeń i ruszył w kierunku śluzy. Wciąż nie znał Defianta zbyt dobrze, jednak dziwnie było oglądać jego puste korytarze ? jednak jeszcze większe zdziwienie czekało go już po przejściu na ?twardy grunt? bazy.

    -Arletta! Co ty tu robisz do diabła? ? zawołał widząc znajomą z lat dzieciństwa.

    -To co inni. Bawię się w wojnę ? odparła młoda, piękna kobieta. Była jedną ze szczęśliwszych ? nigdy nie trafiła do ciężkich robót, posiadała wysokie wykształcenie, ale mimo to ? nienawidziła Sojuszu tak jak każdy. Właściwie to dziwne, że nie trafiła do naczelnego dowództwa ? pomyślał kapitan po chwili.

    -Cholernie dobrze cię znowu widzieć. Nie miałem pojęcia, że cię tu zastanę... ? rzekł Torkowski, rzuciwszy badawcze spojrzenie na koleżankę - ?komandorze ? dodał po chwili.

    -Och, bez tych ceregieli. Możesz mi mówić per ?szefie? albo ?dowódco? ? odparła z uśmiechem, którego nie powstydziłyby się największe szelmy wśród rebelii. Chwilę później tkwili już, ku zdziwieniu przechodniów, w objęciach, co trwało bez mała kilka minut?

    -Trochę tu za głośno, nie sądzisz młody? ? zapytał z lekką irytacją Kociński obserwując uważnie otoczenie. Znajdowali się w całkiem sporym, trójpoziomowym barze który należał do jakiegoś śmiesznego Ferengi. Swoją drogą zdziwiło go, że nosi nazwę ?U Quarka? podczas gdy właścicielem był niejaki Deila czy jakoś tak ? lecz mniejsza o to.

    -No cóż Albercie, kiedy wskoczysz między wrony? - odparł Ijaku Toshi, biorąc po chwili potężny haust jakiegoś trunku, który przypominał w smaku wino ? tylko miał? inny posmak. Nie potrafił stwierdzić jaki, w każdym razie było znośne. Tych dwóch ludzi wyglądało w tej chwili niczym ojciec i syn ? Kociński bowiem liczył sobie bez mała pięćdziesiąt lat, zatem około dwa razy tyle, co Toshi. Kontrast ich postaci był tak rażący, że nie mógł pozostać niezauważony. Młodzieniec ? o długich, blond włosach, niebieskich oczach, gębie wiecznie ogolonej i wątłej budowie ciała ? starzec o długim zaroście, krótko ostrzyżonych siwych włosach i potężnych muskułach niezawodnych mimo wieku ? wyglądali jak zestawienie Andorianina z Klingonem ? mimo wszystko dogadywali się całkiem nieźle.

    -Co myślisz o naszym kapitanie Toshi?

    -A co mnie myśleć? Mnie jego rozkazy wykonywać i tyle. Inni go będą sądzić, on sądzi mnie, czyż nie?

    -Wydaje się, że jest błąd w twojej logice. Nie możesz oczekiwać, że inni będą myśleć za ciebie, prawda?

    -Patrzcie, cholera, następny Volkanin się znalazł. Mówię tylko, że robię co do mnie należy a cała reszta mało mnie w tej chwili obchodzi. Jak zostanę komandorem, to się będę nad tym zastanawiać.

    -Z tym nastawieniem prędko chyba nie zostaniesz, potrzeba ci trochę? - Albert przerwał zauważając, iż do baru właśnie wszedł porucznik Podkrot, a w chwilę za nim doktor pokładowy, zresztą także Romulanka ? pani Magott.

    -Alcaro, Krax, zapraszamy do nas! ? zawołał Toshi. Romulanie wyglądali na lekko zmieszanych, ale po chwili zajęli miejsca przy dwóch już obecnych.

    -Czy to jakieś oficjalne zebranie? ? zapytał Romulanin.

    -Wręcz przeciwnie. Mamy tu nieoficjalną pogawędkę integracyjną i pomyśleliśmy, że także chcielibyście się zintegrować ? rzekł Ijaku patrząc z ukosa na panią doktor.

    -Niezwykle uprzejmie z waszej strony. W gruncie rzeczy nie mam nic przeciw temu? - rzekł Podkrot, lecz rzuciwszy krótkie spojrzenie na Alcarę zdawał się szybko zmienić zdanie.

    -Panowie, czy myślicie, że w tym przybytku mają porządne piwo? ? zapytała Romulanka.

    -Huhu ? zawył Toshi, lecz powstrzymał się od dalszych uwag zauważywszy swoje położenie. Zbyt dużo przyzwoitek.

    -Deila, gastronomia, trunki, broń, do usług! ? jak spod ziemi wyrósł nagle Ferengi, który najwyraźniej był właścicielem baru ? Za odpowiednią opłatę sprzedam nawet ucho! ? dodał po chwili.

    -Nie wydaje mi się, by nam się przydało? - odparła Alcara.

    -Och, oczywiście, ale z pewnością zainteresuje szanowną panią, że jestem w posiadaniu skrzynki przedniego piwa wprost z Romulusa!

    -W takim razie poprosimy dwa ? rzekła.

    -Trzy ? poprawił Ijaku. Wszyscy, włączając w to barmana spojrzeli osłupiali na młodego człowieka, podczas gdy on ponownie zasięgnął do swojego kufla.

    -No na co czekasz obiboku? ? rzucił Toshi w kierunku Deili.

    -Klient nasz pan? - odrzekł Ferengi i ruszył w kierunku składziku.

    -Ijaku? słuchaj, czy ty kiedyś piłeś romulańskie piwo? - zapytał Albert wciąż patrząc zdumionymi oczyma na towarzysza.

    -W sumie to nie? a co?

    -A nic? sam zobaczysz ? rzekł Kociński a na jego twarzy pojawił się szatański uśmiech. Podobny zresztą zaraz wstąpił na facjatę Podkrota, zaś pani doktor wydawała się być zainteresowana całą sprawą. Wkrótce wrócił Deila i rozstawił trunki, po czym, oddaliwszy się na bezpieczną odległość, obserwował.

    -No, to do dna! ? Ijaku nie zastanawiając się długo przystawił butelkę do ust i wziął pokaźnego łyka, odstawił na chwilę, wybełkotał coś w stylu: ?Wcale nie złe?, po czym wypił resztę. Pozostali towarzysze przyglądali mu się z zainteresowaniem. Nie minęło trzydzieści sekund, kiedy terranin wstał, zachwiał się pokaźnie, ponownie usiadł i walnął głową w stół.

    -Nie sądzi pani, że powinniśmy go zabrać do ambulatorium? ? zapytał Kociński.

    -Nic mu nie będzie, ludzki organizm wytrzyma znacznie więcej. Jutro będzie się po prostu czuł? niekomfortowo ? odrzekła porucznik ? Ej, ty, barman, zawołaj swoich kumpli i zanieście naszego towarzysza do jego kwatery. Zapłacimy pięć pasków latinum! ? wydawało się, że już sekundę później dwóch Ferengi wyniosło z niemałym wysiłkiem człowieka.

    -I co teraz będziemy robić? ? zapytał Podkrot.

    -Będziemy się dalej integrować, nieprawdaż panie Kociński?

    II

    Nowy dar

    Dziennik kapitański

    R.S.S. Defiant

    Data wojenna 55811.6

    Właśnie zakończyliśmy długie(czterodniowe) i owocne(przystali na nasze warunki) negocjacje z Miradornami. Podobne prowadzone są, z tego co wiem, z Syndykatem Oriona. Układ jest prosty ? razem koordynujemy akcje, dzielimy się łupami i pomagamy sobie w potrzebie ? czego chcieć więcej? Tak, to prawie niczym pakt z diabłem, ale jeżeli mamy walczyć z samym piekłem, nie mamy innego wyjścia.

    Lecimy właśnie w kierunku układu Beta Kalderoni znajdującego się z dala od wszelkich szlaków i patroli Sojuszu, by spotkać się z R.S.S. Destiny, najnowszym okrętem klasy Defiant zbudowanym w całości na terytorium Romulan. Admirał O?Brien ma nam przekazać nowe rozkazy, tak ważne i tajne, że osobiście fatyguje się, by je wręczyć. Mam tylko nadzieję, że nie zawiedziemy jego oczekiwań.

    -Kapitanie, zbliżamy się do wylotu korytarza ? zameldował sternik, który właśnie zdawał się przybierać normalne kolory.

    -No dobra ludzie, znacie procedurę. Maskowanie i skan, jak czysto ? lecimy na umówione koordynaty ? wyrecytował kapitan niczym z jakiejś tandetnej instrukcji. Przecież, co bardzo istotne, jedyną osobą na mostku, która przeszła jakieś szkolenie, był obecny sojusznik z Romulusa.

    Statek wyskoczył z tunelu TW i ponownie leciał w zwykłej przestrzeni. Skan, szczęśliwie, nie wykazał żadnej wrogiej aktywności w promieniu trzech lat świetlnych, mimo to uruchomiono maskowanie ? bezpieczeństwa nigdy za wiele. Dotarcie do umówionych współrzędnych zajęło czterdzieści pięć minut lotu w WARP i kolejne piętnaście na impulsowej.

    -Beta Kalderoni I, orbita synchroniczna sir! ? zameldował Toshi.

    -Nadać trzysekundowy impuls grawitacyjny ? już w chwilę później czujniki wykryły R.S.S. Destiny, o czym zresztą porucznik Podkrot raczył pozostałych poinformować.

    -Zdjąć maskowanie, ustawić odległość na dwieście kilometrów. Wywołać ich.

    -Kanał otwarty, sir ? przekazał Ijaku.

    -Defiant do Destiny, czy mnie słyszycie? ? kapitan Torkowski wprawdzie był pewien, że go słyszą, nie miał jednak lepszego pomysłu na rozpoczęcie rozmowy.

    -Oczywiście kapitanie, że słyszymy ? na ekranie pojawiła się postać admirała O?Brien?a ? proszę o pozwolenie na przesłanie.

    -Udzielam. Zapraszamy admirale ? odparł szczerze Aron. Kilka sekund później Smiley był już na pokładzie okrętu.

    -Kapitanie, Destiny zszedł z orbity i włączył maskowanie ? zameldował Romulanin. Kapitan wyglądał na lekko zdziwionego, co zresztą potwierdziły jego kolejne słowa.

    -A to ci niespodzianka, wygląda na to, że admirał planuje zostać na statku nieco dłużej. Tylko mi się zachowywać ? Torkowski z uśmiechem na twarzy pogroził obecnym, Tak jak się spodziewał, jego słowa nie wywołały żadnej, nawet najmniejszej reakcji.

    -Admirał na mostku! ? zameldowała pierwsza oficer, podczas gdy reszta wstała.

    -Spocznij. Witaj Aron. Zresztą ty też witaj, Defiancie ? O?Brien miał wielki sentyment do tego okrętu ? sam przelatał na nim kilka lat ? zdaje się, że cię polubił.

    -Z wzajemnością ? odparł szczerze kapitan ? przejdźmy jednak do rzeczy. Zapraszam do Sali odpraw. Jest tu, po? - po chwili zreflektował się, przecież Smiley znał ten okręt znacznie lepiej od niego. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi, tylko uśmiech poczciwego człowieka. Obaj przeszli do niewielkiego gabinetu i zasiedli przy stole.

    -Zatem, co pana tu sprowadza, admirale? ? Torkowski rozpoczął rozmowę oficjalnie. O?Brien lubił te podchody.

    -Och, do prawdy, Miles wystarczy Aronie. Co mnie tu sprowadza? Kolejna misja. Tym razem Tzenkethi ? Smiley wprawdzie odpowiedział, lecz w jego głosie czuć było nutkę tajemniczości. Coś ukrywał, lecz miał zamiar niedługo się tym podzielić.

    -Za przeproszeniem, ale co z nimi? Kolejne rajdy? ? zapytał podwładny. Podejrzewał, że idzie o coś ważniejszego, ale zdecydował się grać głupka. Zazwyczaj przynosiło to lepsze efekty.

    -Nie, nie? wręcz przeciwnie. Chcemy ich przekonać by przyłączyli się do Rebelii ? odparł O?Brien.

    -Tzenkethi? Z całym szacunkiem Miles, ale czyś ty na głowę upadł? Oni są jednymi z założycieli Sojuszu! ? kapitanowi udało się wymóc krótki uśmiech na twarzy admirała. Wyglądał w tej chwili na znacznie starszego, niż był w rzeczywistości? na człowieka zwyczajnie zmęczonego życiem.

    -Widzisz, przyjacielu, nie wszystko jest tak białe, na jakie wygląda. Z drugiej strony nie wszystko jest też tak czarne, jak myślimy. Wszędzie mamy tylko odcienie szarości. Nasi informatorzy w rządzie autarchy stwierdzili jednoznacznie, iż jest on gotów odstąpić od Sojuszu w każdej chwili, gdy tylko zajdą odpowiednie okoliczności. Oczywiście, w tej chwili jest to nie realne, ale mamy zamiar zaproponować mu utworzenie w przyszłości koalicji trójstronnej ? złożonej z Rebelii, Tzenkethi i Imperium Romulańskiego. Właściwie, to sprzymierzeńców będzie więcej ale to tajne? choć w sumie mogę ci zdradzić, że Destiny obrał właśnie kurs na Ferenginar, zaś Justice jest w drodze na Talar. Kiedy nadejdzie odpowiednia pora, pół kwadrantu stanie w ogniu?

    -Chcesz mi powiedzieć, że przybyłeś tutaj tylko po to, by przekazać mi te rozkazy? Przecież równie dobrze mogłeś je zostawić na New Mombasa ? Torkowski nie wytrzymał i przystąpił do ofensywy.

    -Ha ha, tak myślałem, że będziesz węszyć. W gruncie rzeczy masz rację, ale tylko połowiczną. Nasi informatorzy wśród ludzi autarchy to moi przyjaciele, dlatego też chcę z nimi pomówić osobiście. Po za tym, mam nowe cacko dla Defianta wprost z laboratoriów Tal Shiar.

    -Co takiego? ? kapitan robił się coraz bardziej ciekawy.

    -Niby nic wielkiego, ale zawsze? - O?Brien wyciągnął metalową kulkę wielkości dłoni i położył ją na stół ? to emiter polaronowy ? oznajmił - Po podłączeniu go do głównego deflektora powinien być w stanie wytworzyć stateczny bąbel podprzestrzenny wokół statku, który będzie jednocześnie absorbować wszelkie emisje elektromagnetyczne. To coś w stylu urządzenia maskującego, tylko o wiele bardziej wyrafinowane, no i suma sumarum, ma inny cel.

    -To znaczy jaki? ? mała kulka zdawała się błyszczeć niczym kamień szlachetny w oczach kapitana.

    -Jeszcze na to nie wpadłeś? To urządzenie pozwoli skoczyć w transwarp w dowolnych warunkach, nawet w środku bitwy, oczywiście pod warunkiem, że napęd będzie sprawny.

    -Ahh? no tak, z pewnością się przyda ? kapitan wprawdzie liczył na coś więcej, jednak, jak to mówią, na bezrybiu i rak ryba? Aron podniósł się z fotela i stuknął lekko ręką w komunikator ? Komandorze Moogly, proszę do sali narad ? krótka odpowiedź w stylu ?tak jest? oznajmiła, iż czarnoskóra główna inżynier jest już w drodze. Wkrótce niemalże wparowała do pomieszczenia.

    -Komandor-porucznik Moogly melduje się na rozkaz, sir ? kto jak kto, lecz ona znała dryl wojskowy. Jako jedna z niewielu służyła wcześniej jako mechanik na okręcie wojennym - wprawdzie kardasjańskim, ale zawsze?

    -Admirał wprowadzi panią w projekt. Państwo wybaczą? - kapitan skinął lekko głową O?Brienowi, który także się podniósł, po czym udał się wprost do swojej kajuty. Jego wachta skończyła się przed sześcioma godzinami?

    -Emiter polaronowy sprawny. Modulator tunelowy i cewki TW w pełni gotowe. Główne systemy wyłączone ? dla bezpieczeństwa postanowiono wykonać standardowy skok bez emisji elektromagnetycznych; wszak to tylko test ? kapitanie, czekamy na pański rozkaz ? ozwał wprost z komunikatora głos głównego inżyniera. Torkowski spojrzał na O?Briena, który uniósł do góry lewą pięść z kciukiem skierowanym ku górze; chyba uznał, iż będzie to zabawne.

    -Wprowadzić współrzędne na układ Koldanis ? nawigator natychmiast wykonał polecenie, po czym kapitan dotknął dłonią komunikatora - Załoga, przygotować się do wejścia w TW ? skok na mój znak. Trzy, dwa, jeden? teraz!

    Wszystko zaczęło się normalnie. Tuż przed okrętem otworzyła się pokaźnych rozmiarów wyrwa w przestrzeni, w którą Defiant wleciał? lecz coś poszło nie tak. Tunel okazał się być niesłychanie niestabilnym, konieczne były ciągłe korekty kursu, lecz ostatecznie, po zboczeniu w pierwszą lepszą odnogę kilka minut po starcie i przy integralności strukturalnej poniżej trzydziestu procent statek został ?wypluty? przez korytarz; uszkodzenia jednakowoż wyglądały na dosyć poważne.

    -Raport! ? rozległ się głośny i stanowczy rozkaz kapitana.

    -Sir, straciliśmy napęd TW, maskowanie, tarcze, zasilanie fazerów i tylnych torped. Reakcja antymaterii na poziomie trzydziestu procent. Fluktuacje mocy na kilku pokładach, trzeba będzie natychmiast przekierować energię ? krótkie sprawozdanie Lory Moogly pozwoliło jako-tako rozeznać się w sytuacji. Krótko mówiąc ? była zła.

    -Kapitanie, wszystkie pokłady zgłaszają meldunki o rannym personelu ? ozwał się głos T?Mott.

    -Torkowski do Magott. Proszę przygotować się na przyjęcie wielu rannych ? tuż po otrzymaniu potwierdzenia kapitan ponownie wywołał maszynownię ? Ile potrwa naprawa napędu?

    -Nie jestem w stanie powiedzieć, ale wygląda na to, że uszkodzenia są powierzchowne. Powinno się udać w pół godziny, o ile nie ma jakiś ukrytych zniszczeń. Będę pana informować o postępach ? owa odpowiedź zdawała się zadawalać Arona.

    -Panie Podkrot, czy sieć czujników jest sprawna? ? zapytał po chwili zastanowienia.

    -Mamy sensory średniego zasięgu sir ? odparł podwładny ? zdaje się, że jesteśmy? a niech to szlag?

    -Gdzie do diaska jesteśmy panie Podkrot? Meldować! ? Torkowski nie miał ochoty na zgadywanki. O?Brien w tej chwili opuścił mostek, twierdząc, że jego pomoc przyda się w maszynowni.

    -Sir, jesteśmy jakieś trzydzieści lat świetlnych od Qo?Nos! ? czego jak czego, ale tej odpowiedzi Aron się nie spodziewał ? Czujniki wykryły okręt. Zbliża się z warp sześć w naszym kierunku. To klingoński krążownik klasy Vor?Cha! ? sytuacja nie przedstawiała się różowo.

    -Uzbroić przednie wyrzutnie torped. Pełna impulsowa, kierunek przeciwny do Klingonów! ? owe decyzje wydawały się być jedynym, co można było zrobić; tak czy owak, krążownik dogoni Defiant, a ten nawet w pełni sprawny miałby z nim niewielkie szanse.

    -Sir, Klingoni nas wywołują! ? zameldował Toshi ? Odpowiedzieć im?

    -Nie. Nie poddamy im się.

    -Sir, w naszej sytuacji to może być jedyne wyjście ? odparła T?Mott. Krótkie spojrzenie na twarz Torkowskiego spowodowało, że więcej się nie odezwała.

    -Klingoni nadają. Sir, coś jest zdecydowanie nie tak? niech pan sam na to spojrzy ? w tej chwili Toshi przełączył wiadomość na ekran, gdzie zresztą po chwili ukazała się twarz wrogiego dowódcy.

    -IKS ChaG?Ka do niezidentyfikowanego okrętu federacyjnego. Zauważyliśmy was w głębi naszego terytorium w chwilę po pojawieniu się dziwnej anomalii. Czy potrzebujecie pomocy? ? po raz kolejny wszyscy wpadli w osłupienie. Pomoc? Od Klingonów?

    -Czy ktoś mi powie, co tu się do ciężkiej cholery dzieje? ? zapytał retorycznie kapitan. Niespodziewanie jednak ? otrzymał odpowiedź.

    -Wydaje mi się, że ja mogę to wytłumaczyć ? odparł O?Brien, który właśnie wrócił na mostek ? Aron, napęd TW jest sprawny, niezależnie od zamiarów Klingonów, lepiej się z tąd zmywać. Sternik, wprowadzić współrzędne jeden jeden siedem cztery na zero osiem jeden trzy na dwa siedem sześć. Skok gdy tylko to będzie możliwe! ? Ijaku zaczął pospiesznie stukać we własną konsolę, podczas gdy admirał wciąż milczał.

    -Vor?Cha w zasięgu broni! Nie naładowali baterii, dysruptory także rozładowane, jednak mają podniesione osłony! ? Podkrot wyrecytował całą informację bardzo szybko, jednak przeleciała ona w owym rozgardiaszu, jaki panował na mostku, niemal niezauważona.

    -Załoga, przygotować się do skoku, może trochę rzucać, tłumiki inercyjne nie są w pełni sprawne! ? O?Brien przejął dowodzenie ? Okręt w tryb cichy! TRANSWARP za trzy, dwa, jeden? skok! ? po raz kolejny w ciągu godziny przed statkiem otworzył się konduent hiperprzestrzenny, wessał Defiant do środka i błyskawicznie zasklepił się za nim, pozostawiając osłupioną załogę klingońskiego krążownika daleko za sobą. Niecałe pięć minut później, gdy sytuacja wydawała się już być opanowaną, admirał zwrócił się do Torkowskiego.

    -Wiesz gdzie jesteśmy? Czy masz choćby blade pojęcie, gdzie my jesteśmy? ? zapytał. Odpowiedziała mu martwa cisza ? Tak myślałem? ale ja wiem. Już tu byłem. Kilkakrotnie. Jesteśmy w alternatywnym wszechświecie. Tutaj nie ma Rebelii, nie ma też Sojuszu. Imperium Klingońskie to sprzymierzeniec Federacji. O niej chyba wszyscy słyszeliście? ? zapytał O?Brien, tym razem zaś za odpowiedź posłużyło mu potakujące kiwanie głową starszych oficerów ? Doskonale. Skoro wszystko jasne, chyba pora zająć się naprawami. Z tego co pamiętam, maskowanie może być nam bardzo potrzebne, choć dawno tu nie byłem. Będę w maszynowni? - Smiley już chciał wyjść, podczas gdy niespodziewanie Aron go zatrzymał.

    -Powiedz mi jeszcze jedną rzecz? ? O?Brien wcale nie wyglądał na zaskoczonego - gdzie my właściwie lecimy?

    -Och, Aronie, doprawdy się nie domyślasz? ? zapytał admirał, a w jego głosie czuć było sporą dozę sarkazmu. Widząc zaś błysk zrozumienia w oczach podwładnego, skinął lekko głową ? Tak, dobrze ci się wydaje. Lecimy na Ziemię?

    III

    Miraże

    -Sir, zbliżamy się do ujścia tunelu ? zameldował Toshi.

    -Wykrywam dziwne fluktuacje energii dobiegające z normalnej przestrzeni? - Podkrot wydawał się być nie tyle zaniepokojony, co zaciekawiony. Zdaje się, że nie widział jeszcze nigdy nic podobnego.

    -Zdaje się, że komitet powitalny już na nas czeka ? odpowiedział O?Brien ? jak pan obstawia kapitanie, ile statków wysłali, żeby nas przywitać? Jeden? Trzy? Pięć?

    -Zaraz się przekonamy, nieprawdaż? ? odparł zniecierpliwiony Torkowski.

    -Żebyście się tylko nie zdziwili ? dodał sarkastycznie Romulanin; nie wywołało to jednakowoż żadnej reakcji ze strony obu dowódców.

    -Przygotować się do uruchomienia urządzenia maskującego. Trzymać działka i torpedy w gotowości; nigdy nie wiadomo, jak nasi przyjaciele zareagują ? rozkazał kapitan. Już wcześniej zwykł mawiać, że lepiej być zbyt ostrożnym, niż choćby odrobinę za mało.

    -Opuszczamy korytarz! ? niemal wykrzyczał Toshi.

    -Ekran! ? komputer błyskawicznie wykonał polecenie Arona. Przed oczyma obecnych ukazała się sama końcówka tunelu, która wciąż się rozszerzała. W oddali widać było zwykłą przestrzeń, która zbliżała się z zawrotną prędkością. Niecałe dziesięć sekund później Defiant został ?wypluty? przez konduent, a zarazem lekko poturbowany. Po chwili pikowania w przestrzeni kosmicznej zadziałały wreszcie tłumiki a statek zatrzymał się. To, co znajdowało się na ekranie przerosło najśmielsze oczekiwania wszystkich oficerów?

    -Nie, żebym mówił: ?A nie mówiłem?? ale zdaje się, że jesteśmy wywoływani przez jeden z tych okrętów, nieprawdaż, panie Toshi? ? rzekł Podkrot patrząc w kierunku armady federacyjnej złożonej z co najmniej stu pięćdziesięciu statków, wszystkie zaś miały podniesione osłony, załadowane baterie i celowały dokładnie w Defiant?

    -Zgadza się. Pytają się kim jesteśmy i co tu robimy? zdaje się, że mają tu kilku admirałów. Niezły komitet powitalny ? Ijaku wyglądał na dosyć podnieconego. Myślał właśnie w tej chwili, że gdyby tylko mieli podobną flotę u siebie, Sojusz musiałby upaść. Nie wie nawet, jak bardzo się mylił?

    -Panie Toshi, komentarze proszę zachować dla siebie ? rzekł Torkowski. Był śmiertelnie poważny ? Przełączyć ich na ekran i otworzyć kanał?

    -Kapitanie, wybaczy pan, ale chyba będzie lepiej, jeżeli to ja z nimi porozmawiam. Byłem już tu kilkakrotnie? - przerwał mu O?Brien. Lekko zaskoczony dowódca skinął tylko posłusznie głową. Po chwili admirał zaczął swoją krótką przemowę.

    -Do floty Zjednoczonej Federacji Planet ? przybywamy z misją poselską, mamy pokojowe zamiary. Nazywam się Miles Edward O?Brien, jestem admirałem a zarazem przywódcą Rebelii Terrańskiej ? ktokolwiek pojawił się po drugiej stronie, wyglądał na dosyć zmieszanego.

    -Admirał Ross, dowódca obrony sektora zero zero jeden. Chwileczkę, powiedział pan O?Brien? Niech pan zaczeka sekundę? - połączenie zostało przerwane ku zdziwieniu całej załogi R.S.S Defiant; wkrótce jednak przywrócono je, ku jeszcze większemu zdziwieniu wszystkich.

    -Smiley! Czy aby nie pomyliły ci się wszechświaty? ? zapytała postać. O?Brien uśmiechnął się lekko.

    -Cóż, chyba można tak powiedzieć, nieprawdaż? admirale Sisko?

    Słońce właśnie wschodziło. Piękny był to widok, Aron zaś nie spodziewał się go zobaczyć, a przynajmniej nie tak szybko. Ta Ziemia była inna. Zielona, zadbana? istny raj. Wprawdzie plany wyzwolenia jej alternatywnej wersji istniały ? lecz była to zupełnie odmienna planeta. Sto lat władzy Sojuszu doprowadziło raj do upadku?

    -Panie Torkowski, pan wybaczy ale otrzymałem rozkaz odprowadzenia go na konferencję. Potrzebują pańskiej opinii ? właściwie, to kapitana zdziwiło, że posłano po niego dopiero teraz. Mijał przecież drugi tydzień odkąd tu przybyli. Zdawało się, że wszyscy jego starsi oficerowie już byli ?przesłuchiwani?, jego jednak jak dotąd skutecznie pomijano. Młody chorąży niosący ? zresztą ? Bóg jeden wie po co ? karabin fazerowy szedł niecałe trzy kroki za nim, bezustannie informując go, gdzie powinien skręcić. Budynki Akademii Floty prezentowały się nadzwyczaj okazale w świetle pierwszych promieni słońca ? wszędzie pełno zieleni? akurat tego koloru brakowało w jego życiu najbardziej ? pomyślał smętnie kapitan ? chyba trzeba będzie zaciągnąć się na Warbirda, tam przynajmniej jest jej pod dostatkiem ? ciężko jest pojąć psychikę ludzi, którzy całe życie spędzają w metalowych puszkach, nieustannie wystawiając swoje życie na niebezpieczeństwo. Jakkolwiek by jednak tu nie było ? jest lepiej, lecz to wciąż nie był jego świat?

    -Jesteśmy na miejscu ? zasygnalizował chorąży - Dalej pójdzie pan sam. Powodzenia ? rzekł, po czym przyjacielsko skinął głową. Musiał przejrzeć myśli Torkowskiego, co w gruncie rzeczy zapewne nie było aż tak trudne? Masywne, szare drzwi z wymalowanym na nich okazałym emblematem Federacji i Gwiezdnej Floty rozsunęły się; tuż za nimi znajdował się pokój o wymiarach około dziesięć na dziesięć metrów, w każdym rogu stali uzbrojeni żołnierze, zaś po środku znajdował się półokrągły stół przyozdobiony na obu końcach chorągwiami, przy którym zasiadywało około dziesięciu najwyższych dostojników ZFP. Jakieś dwa metry przed nimi znajdowało się długie, zwykłe, prostokątne biurko gdzie siedział admirał O?Brien. Zauważywszy Torkowskiego wstał i wskazał mu charakterystycznym ruchem ręki krzesło tuż obok niego. Po krótkiej chwili dezorientacji kapitan R.S.S. Defiant zajął swoje miejsce przy zwierzchniku i zaczął przyglądać się twarzą ludzi siedzących naprzeciw ? zrazu udało mu się rozpoznać tylko dwie z nich ? byli to admirałowie Sisko oraz Ross. Po za nimi ? co stwierdził po dokładniejszej obserwacji ? było tam tylko dwóch ludzi, jeden, zdaje się ? Bolianin, dwóch Volkan, Andorianin, Betazoid oraz trzech przedstawicieli gatunków, jakich Aron nigdy wcześniej nie widział. Szczególną uwagę zwrócił na twarz jednego z ludzkich dygnitarzy ? wydawała mu się dziwnie znajoma, lecz nie miał okazji rozeznać się bliżej w sytuacji, gdyż właśnie zabrał głoś Sisko.

    -Jak mniemam, kapitan Aron Torkowski, urodzony w roku dwa tysiące trzysta czterdziestym trzecim, syn Gordona Torkowskiego oraz Almiry O?Donnel, jeden z przywódców Rebelii ? czy wszystko się zgadza? ? zadziwiające, lecz wszystko pasowało idealnie.

    -Tak jest, sir ? odparł zdziwiony.

    -Nie musi się pan do mnie zwracać per: ?sir?. Nie jestem pańskim zwierzchnikiem ? odparł Sisko chłodnym tonem, lecz jego oczy mówiły, iż jest całą sytuacją rozbawiony ? Tak czy owak, miło pana poznać kapitanie. Jak pan zapewne wie, nazywam się Sisko i jestem admirałem Gwiezdnej Floty. Dla pańskiej wiedzy, odpowiadam za okupację terenów kardasjańskich oraz przyczółków Federacji po drugiej stronie korytarza...

    -Jakiego korytarza? ? zapytał po raz kolejny zdziwiony Aron. O?Brien gestem wskazał mu, by zachował milczenie, co też podwładny zrobił.

    -To jest admirał Ross? - tu Sisko zaczął wymieniać kolejnych dostojników. Byli to sami admirałowie; ciekawym był fakt, iż Ben pominął osobę, która wcześniej wydała się mu znajoma. Skończywszy wymieniać, spojrzał na nią i kiwnął lekko głową. Ciemnowłosa kobieta, z długimi, spiętymi w kok włosami przyjrzała się uważnie kapitanowi. Nie wiedzieć czemu, znał tą twarz, choć nie miał pojęcia skąd. Po prostu wydawała się tak podobna, do? sam nie wiedział kogo. Nie przyszło mu jednak długo czekać na odpowiedź, kobieta bowiem zabrała głos.

    -Admirał Gwiezdnej Floty, doradca prezydenta Federacji ds. kontaktów z Klingonami, Malora T. Torkowska ? rzekła, a świat dla Arona zaczął wirować ? pańska siostra? - dodała po chwili.

    Niecałe dwie godziny później dwóch rebeliantów opuściło ?konferencję?. Dobiegła ona końca, a decyzje zapadną niebawem. Jak stwierdził O?Brien, nie ma szans na pomoc materialną. Bardzo sceptycznie odniesiono się też do sugestii dotyczącej wymiany technologii i trzeba było ominąć pewne protokoły, by wszystko dopasować. Skończyło się na tym, że Federacja ma przekazać projekty nowego okrętu ? roboczo nazwanego ?HDC? ? Heavy Demence Cruiser. Ma to być ciężki krążownik zupełnie niepodobny do wszystkich innych okrętów Floty; nawet Defiant był w gruncie rzeczy eskortowcem, zaś projekt zakładał budowę okrętu wojennego przystosowanego głównie do walki z Borgiem. Planowano użyć technologii klingońskiej, tej którą udało się uzyskać od Dominium oraz Breenów oraz wszelkich nowinek opracowanych przez naukowców federacyjnych. W zasadzie nie przekazywano więc technologii - a jedynie szczegółowe plany budowy okrętu. Z drugiej strony Federacja otrzymać miała plan budowy cewki TW. Wszystko miało pozostać oczywiście tajemnicą ? zresztą wdrożenie tej technologii w okrętach Federacji potrwa całe lata?

    -Wybacz mi, lecz czuję się trochę? nieswojo ? rzekła Lora Moogly spoglądając w kierunku towarzyszącego jej czarnoskórego mężczyzny ? nigdy nie miałam brata. Nie poznałam nawet swoich rodziców. Zostali zabici miałam cztery lata? - tu głos kobiety zaczął się łamać, lecz po krótkiej chwili opanowała swe emocje ? ale nie jesteśmy w moim świecie, prawda? Chcę usłyszeć jak to wyglądało tutaj. Jacy byli nasi? - gra słów okazywała się być bolesną, dlatego też po chwili pani komandor poprawiła się ? przeprasza, twoi rodzice? ? Alwar Moogly zaczął się zastanawiać zachowując twarz pokerzysty. Musiał dobrać odpowiednie słowa. Tylko jakie? Wszystko wydawało się tak bliskie, choć ponieśli oni śmierć przed kilkunastu laty?

    -Cóż, oni byli? wyjątkowi. Dzielni. W końcu służyli we Flocie. Ojciec był kapitanem U.S.S. Sarajewo podczas bitwy o Wolf 359, matka była lekarzem na tymże okręcie. Ja też tam byłem? miałem zaledwie siedemnaście lat i właśnie zdałem testy do akademii. Byli w okolicy by mnie odstawić na Ziemię? - Alcara nie była zorientowana w historii o Wolf 359, choć wiedziała, że układ ten znajdował się bardzo blisko Słońca ? nie byłaby sobą, gdyby nie zapytała.

    -Wybacz, że roztrącam ten temat? ale co się stało w układzie Wolf 359? ? zadała pytanie. Jej brat, czy też towarzysz, wyglądał na zaskoczonego, ale po chwili olśnienia ? wszak kobieta, z którą rozmawia, pochodzi z alternatywnego uniwersum ? okazał zrozumienie.

    -Tam flota Federacji próbowała zatrzymać sześcian Borga. Prawie pięćdziesiąt okrętów przeciwko jednemu? to była prawdziwa masakra. Statek klasy Excelsior zniszczony po otrzymaniu zaledwie trzech trafień? - historia coraz bardziej interesowała kobietę. Postanowiła dowiedzieć się o Borgu wszystkiego, co tylko będzie mogła.

    Dziennik kapitański

    R.S.S Defiant

    Data wojenna 56201.4

    Admirał O?Brien właśnie powinien podpisywać w siedzibie Gwiezdnej Floty umowę o wymianie(bez dodatku: technologicznej ? co niezmiernie istotne). W zamian za działającą cewkę TW oraz schemat urządzenia otrzymamy surowy projekt okrętu o wczesnym kryptonimie HDC. Przy odrobinie modyfikacji winien on być w stanie zniszczyć każdą jednostkę klingońską ? jednak o tym przekonamy się najszybciej za kilka miesięcy ? tyle bowiem potrwa budowa.

    Byłem zmuszony, zresztą na prośbę oficjeli Federacji, tymczasowo zamknąć romulańską część załogi w ich kwaterach, gdyż próbowali się skontaktować z tutejszym Imperium. Nie, żebym coś miał przeciw temu, lecz tutaj podobno stosunki wyglądają inaczej, niż w naszym świecie. Pan Podkrot stwierdził, że po powrocie wystosuje oficjalny protest do ?naszego? Imperium. W gruncie rzeczy wątpię, by coś to dało. Z nowym okrętem będziemy dla nich zbyt cenni, by mogli nam coś zrobić.

    Większość załogi jest już na okręcie. Przepustki kończą ważność za godzinę, choć zaznaczyłem, że jeżeli ktoś chce zostać tutaj ? nie będę mu tego bronił; oczywiście, pod warunkiem, iż nie ma tu jego alterego. Z moich informacji wynika, iż ze starszych oficerów brakuje jeszcze Toshi?ego i Moogly; po za nimi ? siedmiu innych osób. Cholera, szkoda dobrej załogi, lecz jak mógłbym ich winić, kiedy sam z chęcią bym tu został?

    Wpis uzupełniający

    Admirał właśnie wrócił na pokład z naszym nowym nabytkiem. Za piętnaście minut odlatujemy. Specjaliści z GF pomogli nam na tyle na ile sami potrafili doprowadzić do odwzorowania wcześniejszych wypadków ? problem jest tylko tego rodzaju, że wyjście z tunelu doprowadzi nas albo na to samo miejsce, albo ? Bóg wie gdzie. Logicznym jest, że nie polecimy spróbować z powrotem na terytorium klingońskim; Romulanie zaś z tego świata nie zezwoliliby nam wlecieć na ich terytorium. Będziemy zatem musieli zaryzykować.

    Wpis uzupełniający

    Ku memu zdziwieniu cała załoga powróciła na okręt. Siedemdziesiąt trzy osoby ? dokładnie tyle samo, ile wyruszyło z New Mombasa. Bóg chyba czuwa nad tym okrętem. Pora jednak wracać, nim Bashir zorientuje się, że O?Briena nie ma w naszym uniwersum i nie sięgnie po władzę. Co jak co, ale zapędy to on ma. Ostatnie spojrzenie na Ziemię? i żegnaj, Federacjo. Choć mam nadzieję, że nie na zawsze?

    IV

    W dobrej wierze

    -Kapitanie, wyjście z tunelu za trzydzieści sekund!

    -Spokojnie panie Toshi, spokojnie. Przygotować się do zamaskowania ? głos kapitana był spokojny. O?Brien znajdował się w maszynowni doglądając cewek, które ledwo wytrzymywały skok między wszechświatami. Romulańscy oficerowie (a przynajmniej Podkrot obecny na mostku) nie odzywali się obrażeni, chyba, że musieli.

    -Wychodzimy! ? niemal krzyknął młody nawigator.

    - Włączyć maskowanie. Poruczniku, chce mieć pełny skan okolicy ? Krax nie skinąwszy nawet głową zabrał się do roboty. Jego mina szybko oznajmiła, że nie jest dobrze ? Układ Słoneczny patrolują cztery Galory, dwa Bird of Prey i dwa statki klasy Vor?Cha. Kardasjanie i krążowniki Klingonów zmierzają w naszym kierunku ? stwierdził Romulanin bez entuzjazmu.

    -Na nic im się to nie zda. Mogą nas szukać i przez tydzień ? rzekł Kociński.

    -Dziwne? używają jakiś emiterów antyprotonów. Cholera! ? zaklął Podkrot ? eksperymentowaliśmy z tą technologią jakiś czas temu. Nie osiągnęliśmy w prawdzie oszałamiających wyników, ale z odpowiedniej odległości istniało spore prawdopodobieństwo wykrycia zamaskowanego obiektu.

    -Panie Toshi, kurs trzy zero pięć na zero jeden trzy, WARP sześć. Uciekniemy im, nim? - Torkowski nie zdążył dokończyć zdania, gdyż przerwał mu Podkrot.

    -Nie radzę. Każde zwiększenie poziomu energii spowoduje, że łatwiej nas będzie wykryć. Jeśli wejdziemy w WARP znajdą nas na sto procent. Nie zdołamy im uciec? chyba, że wejdziemy w TW ? stwierdził. Kapitan chwilę zastanawiał się.

    -Torkowski do maszynowni ? w chwilę później ozwał się głos O?Briena ? admirale, kiedy będziemy gotowi wejść w TW?

    -Najszybciej za jakieś dwie godziny, ale wolałbym nie próbować. Cewki ledwo wytrzymały nasz ostatni lot. Powinniśmy udać się wprost do bazy by je wymienić ? stwierdził Smiley.

    -Obawiam się, że nie mamy tyle czasu. Ciekaw jestem, skąd u licha Sojusz ma tą technologię tuż po tym, jak Romulanie ją opracowali? - wycedził Aron.

    -Jeżeli sugeruje pan, że zdradziliśmy, to? - Podkrot zaczynał tracić panowanie nad sobą.

    -Niczego nie sugeruję. Musi pan jednak przyznać, że to dziwne? Zresztą nieważne. Potem o tym podyskutujemy. Tymczasem musimy wymyślić jak ujść z tego z życiem ? owy problem wydawał się w tej chwili faktycznie większy, co nie zmienia faktu, iż ktoś musiał zdradzić, o czym kapitan doskonale wiedział. Lecz, z drugiej strony ? to nie jego sprawa. On przecież nie jest dyplomatą ? O?Brien będzie szukał winnych.

    -Jest pewna ewentualność? ale to bardzo ryzykowne ? rzekł Krax. Tym razem jego profesjonalizm wziął górę ? opanował swoje emocje i zaczął się zachowywać, jak na oficera przystało.

    -Co ma pan na myśli? ? zapytała T?Mott, zauważywszy, iż kapitan zamyślił się. Nie była to najlepsza chwila na filozofowanie, lecz z drugiej strony może obmyślał jakiś plan; przynajmniej takie myśli nasuwała logika.

    -Podkrot do Moogly. Czy przerobiła pani to MCD które pani podarowałem? ? spytał.

    -Tak, ale to chyba nie jest odpowiednia chwila, jesteśmy zajęci przy tych cewkach ? odparła pani komandor.

    -Niech pani zamontuje urządzenie do torpedy, to najwyższy priorytet? to jest, proszę zamontować, sir ? Podkrot przypomniał sobie po chwili, że zwraca się do oficera wyższego stopniem.

    -MDC? ? zapytał kapitan.

    -Niewielkie Urządzenie Maskujące (Mini Cloacking Device). Jeżeli odpowiednio ustawi się emisję energii z torpedy, statki Sojuszu polecą za nią. To powinno dać nam trochę czasu ? stwierdził Romulanin.

    -Nie rozumiem. Przecież w tym czasie nie zdołamy uciec ? odparła T?Mott.

    -Możemy wyłączyć wszystkie systemy łącznie z podtrzymywaniem życia. To powinno nas ochronić przed wykryciem; zobaczą wprawdzie niewielkie wahania na czujnikach, ale zignorują je i polecą za torpedą. My tymczasem schowamy się wewnątrz układu? powiedzmy, gdzieś w górnej atmosferze tego gazowego olbrzyma!

    -Jowisza ? dodał Torkowski ? Wciąż jednak zostają Bird of Prey. One pewnie też używają tych ?szperaczy?.

    -Kiedy reszta floty oddali się na wystarczającą odległość, rozwalimy je i możemy swobodnie wejść w TW. Plan doskonały ? stwierdził porucznik.

    -Problem w tym, że BoP wcale nie są takie słabe ? odpowiedział kapitan.

    -To już zostawiam w pańskich rękach ? na twarzy Romulanina pojawił się wyjątkowo złośliwy uśmiech?

    Z początku wszystko szło jak po maśle. Udało się wystrzelić zamaskowaną torpedę, której sygnaturę zmieniono na tyle, by przypominała zamaskowany okręt. Będzie mogła ona lecieć jeszcze przez jakieś czterdzieści minut; flota przeleciała obok Defiantu nie zwróciwszy na niego najmniejszej nawet uwagi, kierując się wprost śladem pocisku. Po upływie kolejnych trzystu sekund statek ?ożył? i skierował się w kierunku Jowisza. Kolejne dziesięć minut minęło, zanim dotarł na miejsce. Torkowski stwierdził, że akcje zaczną za pięć minut, mniej więcej w czasie, kiedy sygnatura torpedy zacznie słabnąć na skutek kończenia się energii kwantowej. Tak też zresztą się stało ? kiedy flota Sojuszu odległa była o całe pół godziny, zamaskowany okręt skierował się w kierunku Marsa, którego orbitę patrolował pierwszy BoP. Drugi znajdował się na orbicie samej Ziemi, pilnując okolic stacji Bagh?Tar. Klingoni nie wiedzieli nawet, skąd spadł na nich cios ? ich czujniki bowiem ustawione były na boki i przód ? tył zaś pozostawał ?martwą strefą?. Podobnie, jak dawniej z Galorami, pierwszego ptaszka rozpruła już pierwsza seria ? deszcz szczątków zalał zaś górną atmosferę czerwonej planety? i tu zaczęły się schody.

    -Kapitanie? Z doków na orbicie Ziemi startuje okręt. To statek klasy Vor?Cha. Reszta floty leci w naszym kierunku. Będą tu za dwadzieścia pięć minut ? Podkrot zdawał się mówić tak szybko, że Arona dziwiło, iż jeszcze nie odgryzł sobie języka ? krążownik i BoP zmierzają w naszym kierunku?

    -Możemy ich wykiwać jak tego tutaj? ? spytał Torkowski.

    -Nie sir. Vor?Cha nie ma żadnego martwego pola. Musimy walczyć ? odparł porucznik.

    -Pani Magott, proszę się przygotować na przyjęcie rannych ? pierwsza oficer przewidziała myśli dowódcy ? Admirale, ile jeszcze czasu wam potrzeba?

    -Przynajmniej czterdzieści pięć minut? - O?Brien był zasapany i ledwo mówił ? ale wolałbym więcej.

    -Może pan nie mieć nawet tyle ? stwierdził kapitan ? Zamaskować okręt. Może nas będą widzieć, ale przynajmniej nie będą do końca pewni. Sternik ? kurs przechwytujący na BoP. Cała naprzód.

    Niewielki Defiant po chwili ?rozpłynął się w powietrzu?. Był niewidzialny, lecz jedynie dla gołego oka ? bowiem wrogie czujniki natychmiast wychwyciły jego pozycję, o czym zresztą załoga się po chwili przekonała, gdy pancerz ablacyjny wchłonął kilka strzałów z fazerów.

    -Zdjąć maskowanie, tarcze na maksimum. Celować w reaktor ?ptaszka?? - na konsoli taktycznej Kociński sprawnie uchwycił miejsce, gdzie pod blisko pół metrową warstwą duranium znajdował się rdzeń okrętu ? ogień wolny! ? sześć działek pulsacyjnych i cztery torpedy kwantowe spowodowały poważne uszkodzenia wrogiego okrętu, lecz przeciwnik nie pozostawał dłużny. Strzał z dwóch potężnych dysruptorów potężnie wstrząsnął rebeliantami, podczas gdy Vor?Cha starał się ustawić dziobem do rufy Defiantu.

    -Przekierować całą dostępną moc do tylnych tarcz! ? krzyknął kapitan ? Rozwalić tego BoP, natychmiast! ? na efekty długo nie trzeba było czekać. Kolejne eksplozje wstrząsnęły małym statkiem, lecz ?ptaszek? po otrzymaniu kilku trafień torpedami efektownie rozleciał się na tysiące kawałków przy towarzyszącym temu spaleniu pozostałego na okręcie tlenu ? czyli po prostu ? eksplodował.

    -Juhuu! ? rozległ się okrzyk porucznika Kocińskiego, stłumiony nieco przez kolejne wybuchy.

    -Sternik, zwrot na prawą burtę, musimy wejść mu na ogon, inaczej nie mamy szans! ? Toshi błyskawicznie wykonał polecenie kapitana, podczas gdy Vor?Cha bombardował osłony eskortowca ciągłym, bezlitosnym ogniem. Ostatnia eksplozja wstrząsnęła okrętem mocniej, niż wcześniejsze.

    -Sir, straciliśmy tylne osłony! Przebicia poszycia na pokładach sześć, siedem i jedenaście. Awaryjne pola siłowe działają ? zameldowała T?Mott. Ijaku dopiero teraz pokazywał, co naprawdę potrafi. Okręt lawirował pomiędzy kolejnymi strzałami Klingonów, by po chwili skutecznie ich wyminąć i dzięki ostremu zwrotowi, znaleźć się za nimi. Krążownik jednak w tym czasie nie pozostawał bezczynny ? kilka torped dosięgło Defiant, lecz wszystkie trafiły na wciąż jeszcze sprawne osłony dziobowe. Wkrótce i one jednak zawiodły, podczas gdy Vor?Cha wciąż był niemal nie draśnięty. Zwątpienie wstąpiło w serce załogi?

    -Panie Kociński, może to nie honorowe, ale nie mamy wyjścia. Ich grzbietowe osłony są teraz najsłabsze. Jeżeli skupimy odpowiednio ogień, być może uda się przebić choć jednej torpedzie. Proszę celować w mostek ? taktyczny skinął głową na znak zrozumienia ? proszę jednak uważać, będzie pan miał tylko jedno podejście! ? nie trzeba było dwa razy powtarzać. Osłony Defiantu działały już tylko na dwudziestu procentach mocy, pancerz ablacyjny ledwo zipał. Statek nagle przyspieszył i znalazł się nad przeciwnikiem, bezustannie bombardując go działkami. W przeciągu jednej sekundy stary Albert wypuścił z luk torpedowych cztery pociski, które po chwili dosięgły kolejno osłon krążownika. Pierwsze trzy zostały zatrzymane, jednak ostatnia, czwarta przebiła się i ku zaskoczeniu oficerów klingońskich ? pozbawiła dowódcę i wszystkich jego zastępców życia.

    -Obcięliśmy im łeb, lecz korpus wciąż jest sprawny. Pora dokończyć dzieło ? Vor?Cha wciąż sypał torpedami i strzałami z dysruptorów, lecz robił to w wielkim nieładzie i niewielka część pocisków dosięgała Defiant. Zapewne jacyś młodsi oficerowie przejęli dowodzenie w maszynowni ? zawracamy! Ustawić się dziobem do grzbietu przeciwnika! ? Toshi szybko wykonał polecenie kapitana, Kociński zaś przy pomocy fazerów i torped masakrował wrogi okręt; dzieło zniszczenia dopełniła ostatnia salwa skierowana w kierunku przegubu statku, przełamując go na pół - w chwilę później obie połowy eksplodowały, co Defiant także odczuł z powodu braku tarcz.

    -Raport! ? rozległ się wrzask Torkowskiego.

    -Maskowanie nie działa, tarcza sprawne w dziesięciu procentach, brak zasilania awaryjnego, przebicie poszycia na pokładach od sześć do jedenaście. Awaryjne pola siłowe działają. Reakcja antymaterii na poziomie trzydziestu siedmiu procent? - T?Mott wciąż recytowała kolejne informacje ze swojej konsoli.

    -Mamy WARP? ? zapytał Aron ignorując kolejne słowa pierwszej oficer.

    -Tak jest, sir ? odparła speszona.

    -Co z załogą? ? T?Mott zaczęła ponownie grzebać przy swojej konsoli; mostek, podobnie zresztą jak cała reszta okrętu, wyglądał jak pobojowisko. Zerwane kable, sypiące się iskry, migające światła?

    -Siedmiu zabitych, dwunastu rannych w tym czterech w stanie ciężkim ? z komunikatora rozległ się głos zapracowanej doktor Magott ? pan wybaczy kapitanie, ale jestem dosyć zajęta.

    -Szacowany czas do przylotu pozostałej floty poruczniku? ? tym razem Aron zwrócił się do Podkrota.

    -Dwanaście minut czterdzieści pięć sekund? - w tej chwili Romulanin spojrzał z niedowierzaniem na konsolę ? nie uwierzy! Bagh?Tar? - Krax zamilkł i wciąż przyglądał się swojemu niewielkiemu ekranikowi.

    -Co? Co z nią? Kolejne okręty z Ziemi? Podkrot, do cholery, co jest grane!? ? wrzask kapitana nie wzruszył bynajmniej porucznika. Szybkim ruchem ręki przełączył widok Ziemi na główny ekran, to zaś, co ukazało się oczom obecnych, było zdumiewające. Szczątki potężnej stacji klingońskiej spalając się, spadały przyciągane siłą grawitacji ku powierzchni planety, tam zaś, gdzie ona sama powinna być, wciąż dopalały się resztki tlenu. Eksplozja! To musiał być widok!

    -Sir, jesteśmy wywoływani! ? rzekł podniecony Toshi ? Przez Ziemię!

    -Na ekran! ? młodemu porucznikowi nie trzeba było dwa razy powtarzać? Wkrótce przed oczyma oficerów ukazał się oszałamiający widok. Wśród gęstej kurzawy dymu i popiołu, dźwiękach eksplozji i wystrzałów stał człowiek dzierżący flagę dawnego Imperium Terrańskiego. Był brudny, spocony i poplamiony krwią ? lecz mimo to ? szczęśliwy. Kiedy zorientował się, iż nawiązał łączność, nawiązał rozmowę.

    -Witamy w Układzie Słonecznym, siedzibie Republiki Ziemskiej! ? wykrzyknął, co okazało się konieczne, gdyż panujący na planecie rozgardiasz z ledwością pozwolił usłyszeć jego słowa.

    -Co tam się u licha dzieje? ? zapytał wściekły Torkowski.

    -Rozpoczęliśmy powstanie zgodnie z planem kapitanie. Kiedy tylko rozpoczęły się walki! ? odparł entuzjastycznie, choć z lekką nutą zdziwienia przedstawiciel Ziemi.

    -Cholera, jakie walki! My usiłujemy ujść z życiem! Na Boga! Skazujecie się na śmierć! ? owszem, istniały plany wyzwolenia tego układu i Aron dobrze o tym wiedział, lecz były one zaledwie w powijakach; głównym warunkiem ich wprowadzenia w życie miało być przystąpienie Imperium Romulańskiego do wojny, gdyż tylko Romulus mógł ochronić ?niebieską planetę? przed zemstą Sojuszu.

    -Jak to? Nie przylecieliście nas wyzwolić? ? zapytał przerażony już terranin. Kapitan nie zdążył mu odpowiedzieć, bowiem Podkrot stwierdził, że flota przeciwnika będzie w zasięgu broni za dwie minuty. Natychmiast nakazał zerwanie połączenia?

    -Ustawić nas jak najbliżej Ziemi. Będziemy ich zatrzymywać tak długo, jak to możliwe ? stwierdził. Defiant obrał za kurs macierzystą planetę ludzi i w ciągu dwóch minut był już niecały milion kilometrów od jej orbity.

    -Statki Sojuszu w zasięgu broni! ? faktycznie, wrogie okręty znajdowały się niecały tysiąc kilometrów od małego, uszkodzonego Defiantu, lecz mimo to, nie otwierały ognia. Wkrótce okazało się, dlaczego ? Sir, czujniki wykryły wahania poziomu neutronów. Przynajmniej dwa statki zdejmują maskowanie! ? nie były to dwie, lecz cztery jednostki klasy Defiant. Na lewo od statku flagowego znajdowały się Independence i Justice, na prawo zaś Enterprise i Destiny.

    -Kapitan Bashir nas wywołuje! ? Toshi nie czekał na odpowiedź własnego dowódcy, sam przełączył ?doktorka? na ekran.

    -Aron, jakże miło cię widzieć. Zdaje się, że potrzebujecie pomocy. Czyż nie? ? zapytał z ironią. Torkowski w życiu nie myślał, że tak bardzo ucieszy się na widok Juliana.

    -Przydałoby się, a i owszem. Dobrze was widzieć ? tak czy owak sytuacja wciąż nie prezentowała się najlepiej. Defiant zniszczył wprawdzie jednego Vor?Cha, ale w gruncie rzeczy okręt tej klasy mógł swobodnie podjąć walkę z trzema eskortowcami. Po za tym protoplasta floty był poważnie uszkodzony.

    -Czemu oni nie strzelają?? ? kapitan nie mógł uwierzyć w to co widział ? flota przeciwnika obrała kurs na wyjście z układu i przygotowywała się do wejścia w WARP.

    -Ścigamy ich? ? zapytał Bashir.

    -Co tu jest grane? Nie, Boże, nie! Niech lecą! ? przetwarzanie danych zajmowało umysłowi trochę czasu ? Skąd wy się tu do ciężkiej cholery wzięliście? I gdzie jest Freedom?

    -Cóż, przyjaciele z Ziemi wezwali nas gdy tylko zaczęły się fajerwerki. Lecieliśmy właśnie z tego, co zostało z New Mombasa w kierunku Poleth, kiedy ? wyobraź sobie ? dostaliśmy wiadomość, że zaczęły się walki o Układ Słoneczny. Zaciekawiło nas to bez mała ? i oto jesteśmy ? odparł Bashir ? co do Freedom? panie, świeć nad duszami poległych. Zginęli jednak w walce do ostatka broniąc swych ideałów ? tu jego głos się ściszył, a sam dowodzący Justice zwiesił smutnie głowę.

    -Jakiej walce? O co chodzi z tymi szczątkami? ? Torkowskiemu zrobiło się niedobrze, żołądek informował go, że jego śniadanie i obiad zaraz mogą ponownie ujrzeć światło dzienne, mimo to wciąż naciskał. Potrzebował informacji.

    -Wczoraj wieczorem jedenasta flota klingońska rozpoczęła przeczesywanie Badlands. Siekaliśmy ich niemiłosiernie, Bóg mi świadkiem, stracili ze czterdzieści okrętów, lecz w końcu znaleźli stację, a kiedy się do niej dobrali? nic nie mogliśmy zrobić. Sam jeden Riker stanął naprzeciw Negh?Var a New Mombasa. Eksplozja rdzenia jego okrętu zniszczyła także okręt przeciwnika, lecz przewaga liczebna wciąż pozostawała po stronie ?karboczołych?. Nic nie mogliśmy zrobić? - Aron po raz pierwszy widział Bashira w takim stanie. Doktorek, wiecznie pewny siebie, arogancki i sarkastyczny, wydawał się być załamanym i bliskim rozpaczy ? no, ale teraz odbiliśmy sobie trochę na nich, nieprawdaż? Zdradzisz mi swój genialny plan, Aronie? Jak chcesz utrzymać Ziemię? ? konwersacje przerwało oświadczenie Podkrota, iż kolejny okręt zdejmuje maskowanie. Był to romulański Warbird. Wkrótce wywołał Rebeliantów.

    -Komandor Gorchek z RIS Makedros do RSS Defiant ? ozwał się głos, gdy tylko Toshi przełączył kapitana imperialnego okrętu na drugą połowę ekranu.

    -Mówi kapitan Torkowski z Defiantu. Cóż was tu sprowadza, drodzy przyjaciele? ? zapytał kapitan.

    -Przybyliśmy z ważnymi informacjami. Nasza flota transportowa zbliża się już do US. Pomożemy wam zabezpieczyć wasz przyczółek. Niedługo przybędą też nasi oficjele. Właściwie, to byłbym zapomniał? Sentat Romulański przekazuje przywódcą Rebelii oficjalne gratulacje i wyrazy uznania. Pragnie także zapewnić o wszelkiej pomocy w walce z Sojuszem, wyłączając (tymczasowo) militarną. ? rzekł Gorchek. Torkowski nie mógł się całej sytuacji nadziwić.

    -Nie chcę być niewdzięczny, ale? tylko po to tu pana wysłali? ? zapytał.

    -Nie. Miałem wam także powiedzieć, że Kardasja Prime została zaatakowana przez nieznaną siłę? - odparł zadowolony z siebie komandor romulański.

    cdn of course 🙂

    następna część: Wróg mojego wroga...

    btw. będzie z pewnością kiedyś - ale tymczasowo jestem zajęty maturami 😉

    Być może niektórzy gubią się, dlatego teraz następne części będę dodawał w kolejnych postach, przynajmniej wszyscy będą wiedzieć kiedy nowa część się pojawi.

    V

    Wróg mojego wroga?

    Aron Torkowski przyglądał się z uwagą całej tej gmatwaninie, która trwała wokół jego znajdującego się w świeżo przerobionym na potrzeby Terran doku orbitującym wokół Ziemi. Wątłe światło jego aktualnej kwatery sprawiało w pomieszczeniu atmosferę półmroku; tak to już było na Warbirdach.

    W oddali majaczył szkielet będącej w budowie sieci stoczni nazwanej na cześć poprzedniczki (rozebranej siedemdziesiąt lat wcześniej) Utopia Planitia; z uwagi na to, że infrastruktura Marsa była niemal doszczętnie zrujnowana, postanowiono zbudować ja przy Ziemi. Kilkanaście okrętów sojuszniczych bez przerwy dokonywało kolejnych usprawnień, lecz mimo to, fakt otwarcia kompleksu za niecały miesiąc musiał być imponujący. Trzy miesiące na odbudowę czegoś tak potężnego? Z drugiej strony wyzwolenie Ziemi wydawało się już odległą przeszłością. Wszystko przez ciągłe podróże i niekończące się konferencje w większości odbywające się na Romulusie. Jako, że O?Brien wciąż był zajęty a Defiant znajdował się w naprawie (Aronowi wydawało się, że przez te dwa minione miesiące można byłoby zbudować okręt od podstaw) głównym dyplomatą Rebelii został nie kto inny, lecz właśnie on, Torkowski. Bynajmniej się o to nie prosił, wręcz przeciwnie, ale jak to mówią: ?wojna wymaga poświęceń?.

    Także Sojusz miał pełne ręce roboty. Wkrótce po wyzwoleniu ?niebieskiej planety? floty Tzenkethi, Ferengi i Talarian rozpoczęły ofensywę przeciw Kardasjanom, co niemal zupełnie wyłączyło ich z walki ? z trudem bowiem odpierali ataki. Klingoni zaś blisko połowę swych sił obronnych zgromadzili w pobliżu Qo?Nos w obawie przed natarciem strasznego wroga ? reszta armady dopiero zaś zmierzała w kierunku Kardasji, będąc bezustannie nękaną przez niewielkie, zamaskowane eskortowce i Miradornów. Cały kwadrant Alfa pogrążył się w chaosie wojny. Krążyły pogłoski, że do powstania szykowały się dziesiątki planet wciąż okupowanych przez Klingonów, poczynając od Andorii, kończąc na Volkanie. Podobnie rzecz miała się jeżeli idzie o światy będące pod kontrolą Kardasjan ? chodziły pogłoski, że walki na kilku planetach już trwały. Wbrew pozorom, nie było to na rękę Rebelii. Okazało się bowiem, że Jedni i drudzy mają tendencję do natychmiastowego opuszczania zagrożonych baz i bombardowania całych systemów ? tak więc przynajmniej do czasu, kiedy nie zostanie osiągnięte panowanie w przestrzeni kosmicznej, wyzwalanie planet jest bardzo niebezpieczne. Inaczej sprawa miała się z Ziemią ? tutaj bowiem Romulanie postawili sprawę jasno ? układ Słoneczny uznali swoim protektoratem i ostrzegli Sojusz, że każda próba zbliżenia się do niego zostanie uznana za akt wrogi w stosunku do Imperium ? o dziwo ? poskutkowało. Regent zakładał bowiem, iż wkrótce powtórzyć się może sytuacja z Kardasji Prime, nie mógł zatem pozwolić sobie na wojnę na kilku frontach. Z drugiej jednak strony część przywódców Rebelii liczyła na to, że Ziemia zostanie zaatakowana ? bowiem wówczas kilka tysięcy Warbirdów przekroczyłoby strefę neutralną i właściwa walka dopiero by się rozpoczęła. Na razie jednak w okolicy cicho i spokojnie.

    Dźwięk dzwonka oznajmiającego, iż ktoś oczekuje pod drzwiami wyprowadził Arona z zamyślenia. Niemniej jednak, zdecydował się nie odpowiadać; z reguły bywało to zbyteczne. Faktycznie, po chwili drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia weszła komandor Moogly. Kapitan nie zwrócił na nią najmniejszej nawet uwagi ? wciąż stał połowicznie udając zamyślenie. Kobieta przyglądała mu się przez chwilę z wyraźnym zainteresowaniem, bynajmniej jednak nie odezwała się słowem; po chwili jednak podeszła do wizjera, stając ramię w ramię ze swoim dowódcą. Minuty milczenia stawały się męczące, toteż w końcu postanowiła je przerwać.

    -Ciekawe co oni z nim wyrabiają ? rzekła spoglądając z ukosa na Defiant. Nie spotkała się jednak z odpowiedzią inną, niż głucha cisza. Cała sytuacja wydawała się być dziwnie nienaturalną. Wkrótce jednak Aron zwrócił swój wzrok ku Lorze.

    -Po co przyszłaś? ? zapytał. Tym razem kobieta nie odpowiedziała, lecz kapitan nie miał ochoty na gierki ? Jakieś nowe wieści? ? po raz kolejny zadał pytanie.

    -Destiny zakończył poszukiwania w Badlands. Znaleźli w sumie czterdziestu sześciu rozbitków. Czterdziestu sześciu z tysiąca ośmiuset? - odparła z bólem kobieta.

    -Czy? czy ona? - nie mógł. Nie mógł przemóc się. Perspektywa straty była zbyt bolesna, jednak promyk nadziei, nieważne jak słaby, budził go do życia.

    -Nie. Nie było tam jej. Według świadków, nie chciała opuścić stacji ? rzekła Lora. Aron głośno przełknął ślinę. Na jego twarz wstąpił uśmiech. Smutny uśmiech, wyrażający zarazem dezaprobatę i podziw.

    -Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. Cała Arletta? - odparł cichym głosem.

    -Odeszła będąc wolną, wielu z naszych braci i sióstr nie doświadczyło tego zaszczytu ? pocieszyła go.

    -Masz rację, ale jakoś nie daje mi to satysfakcji. W każdym razie ? wielu jeszcze zginie nim będziemy mogli wszyscy powiedzieć, że jesteśmy wolni. Prawdziwie wolni ? stwierdził Torkowski. Mówił spokojnie i powoli, zdawał się ważyć każde słowo. Lora nie udzieliła mu odpowiedzi. Nie zdążyła, gdyż do pomieszczenia wszedł wysoki Romulanin.

    -Admirał O?Brien na linii ? rzekł cicho, nie salutując ani nie zaznaczając do kogo mówi. Krótko i treściwie, zmuszając zarazem do dedukcji. Dziwna kultura ? pomyślał kapitan, ale nie zaprzątało mu to głowy dłużej, niż ułamek sekundy. Beznamiętnie skinął głową i wskazał drzwi nowoprzybyłemu, który w moment złapał aluzję.

    -Czy i ty mogłabyś mi wybaczyć? Smiley ceni sobie dyskrecję ? Aron zwrócił się do Lory. Wyraził prośbę, lecz jego głos był na tyle stanowczy, by stwierdzić, iż przyjmie tylko odpowiedź potwierdzającą. Kobieta odwróciła się cicho na pięcie i z gracją opuściła pomieszczenie, co go zresztą także zdziwiło ? gracja u inżyniera? ? nie miał jednak czasu na podobne rozważania. Kilka sekund zajęło mu podejście do biurka i uruchomienie swojej konsoli. Wnet na ekranie pojawił się O?Brien.

    -Czy kanał jest kodowany? ? zapytał. Torkowski zaczął wystukiwać kombinację klawiszy przy konsoli, po czym krótko i treściwie skinął głową ? Doskonale. Aronie, musimy spotkać się na Ziemi i porozmawiać w cztery oczy. O Borgu?

    Cała planeta wyglądała jak jedno wielkie pobojowisko. Ciężko było odnaleźć nietknięte budynki, a te, które jakimś cudem ocalały, zostały zarekwirowane przez Rebelię. Aron zmaterializował się w jednym z takich monumentów, gdzieś pośrodku Rzymu ? wokół niego natychmiast pojawiło się dwóch ochroniarzy, którzy odebrawszy mu broń, wskazali drogę wzdłuż korytarza i odeskortowali do O?Briena. Torkowskiego dziwiło to wszystko trochę, lecz podobno paranoja jest czymś normalnym wśród ludzi władzy - w każdym razie miał nadzieję, że go nigdy nie dotknie ani jedno, ani drugie.

    Miles siedział za swym biurkiem w pomieszczeniu niewiele większym i wcale nie ładniejszym od tego, którym kapitan dysponował na Warbirdzie. Jak widać ? nie dbał o ceregiele a o praktyczność. Kolejna cecha inżynierów. Przywódca powstania bardzo się ucieszył, ujrzawszy jednego ze swych najbardziej zaufanych zauszników ? jednak dowódcą Defiantu wciąż prześladowały złe przeczucia.

    -Aronie, wybacz te wszystkie środki, ale? - Torkowski nie miał najmniejszego zamiaru tego słuchać. Również był konkretny.

    -Admirale, bez urazy, ale mam to gdzieś. Wezwał mnie pan tu w konkretnym celu. Skąd w ogóle wie pan o Borgu? Przecież dopiero na tej konferencji okazało się, że właśnie tak się nazywają i to tylko dzięki pomocy Lory? - stwierdził.

    -Spokojnie przyjacielu ? Smiley przyjrzał się uważnie towarzyszowi; wydawało się wręcz, że świdrował go wzrokiem ? wszystko po kolei. Skąd wiem o tej nazwie? Chyba rozumiesz ? admirał mrugnął jednym okiem ? że to tajemnica. Wiem jednak także, że już nie zaatakują. Co więcej, być może kiedyś nam pomogą ? admirał przyjacielsko mrugnął okiem w kierunku podwładnego.

    -Ale? - zaczął Aron, lecz przerwał widząc, iż przyjaciel wzniósł do góry palec i przytknął go sobie do ust. Aluzja była oczywista.

    -Spokojnie. Jeżeli naprawdę chcesz wiedzieć, to ci powiem. Musisz mi jednak obiecać na wszystkie świętości, iż to, co usłyszysz, nie opuści tego pokoju ? Torkowskiemu się to nie podobało, wolał jednak poznać prawdę i zatrzymać ją dla siebie, niż pozostać z czystymi przypuszczeniami ? a ich miał całkiem sporo ? skinął zatem lekko głową. Miles zamyślił się; musiał zapewne uporządkować to wszystko w swojej głowie, nim powie to komuś innemu. Nie mógł powiedzieć za dużo ? to zdecydowanie zbyt niebezpieczne ? Więc? ? zapytał po około minucie zniecierpliwiony kapitan Defiantu.

    -Dobrze. Odwiedziłem świat równoległy, ale tego zapewne się domyśliłeś już, prawda? ? owszem, Aron brał to pod uwagę jako jedną z możliwości ? Rozmawiałem z Sisko. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że w moim wymiarze nie powinno być Borga. Sprawdziliśmy to dokładnie, mniejsza o to, jak. Musisz zrozumieć, że im mniej wiesz na ten temat, tym lepiej dla nas i dla ciebie ? kapitan zanotował sobie w pamięci, żeby zapytać ?czemu??, lecz na razie zdecydował nie przerywać zwierzchnikowi ? okazało się zatem, że musieli trafić do nas od nich i zaatakowali organizację, którą uznali za najsilniejszą, czyli Sojusz. Przyznam, że było to nam na rękę, ale igranie z Borgiem jest zbyt niebezpieczne. Odcięto ich od królowej, od ich głównych sił w tamtym wymiarze? - w tym momencie Torkowski nie wytrzymał.

    -Jak? ? zapytał. O?Brien uśmiechnął się lekko.

    -Wiedziałem, że o to zapytasz. Federacja miała opracowane odpowiednie urządzenia do zapobiegania podróżom międzywymiarowym, problem był tylko tej kwestii, że posiadały one ograniczony zasięg. My pomogliśmy im rozwiązać ten problem ? przekazałem im blisko sto sond z napędem TW ? w tym momencie są już rozmieszczone w całej ich galaktyce; ponadto, dzięki urządzeniom maskującym nie można ich wykryć, a promieniowanie które emitują jest niemal nieodróżnialne od zwykłego promieniowania tła ? owszem tamtejszy Borg będzie ich szukał, lecz musiałby zniszczyć przynajmniej dziesięć jednostek, zanim cokolwiek by zdziałał ? a to niemal nie możliwe.

    -No dobra ? odcięliśmy ich od królowej ? co nam po tym? Skąd wiadomo, że ktoś nie przejmie władzy tutaj? Jakaś nowa królowa czy coś?

    -Mnie o to nie pytaj. Dostałem zapewnienie od niejakiej admirał Janeway, że coś takiego jest wysoce nieprawdopodobne. Wręcz przeciwnie ? drony, czyli ich ludzie, jednostki czy jak ich tam zwać, powinny się oswobodzić i właśnie dzięki temu mogą nam kiedyś pomóc. Tyle wiem w tej chwili. Pamiętaj przyjacielu, że wszystko, co usłyszałeś, zostało przekazane tylko i wyłącznie dla ciebie i nikt inny nie może pod żadnym pozorem się o tym dowiedzieć. Odmaszerować! ? Ton O?Brien?a był na tyle poważny, by Aron mógł wychwycić, iż admirał oczekuje tylko i wyłącznie wykonania polecenia, nie pozostało mu zatem nic innego jak opuścić pomieszczenie; otrzymał tu wprawdzie odpowiedzi, lecz liczba zagadek zwiększyła się wielokrotnie?

    -To naprawdę świetny statek ? rzekła Lora spoglądając w kierunku Defiantu, który niebawem miał opuścić doki ? mamy na koncie już kilka zestrzeleń i muszę powiedzieć, że niemała w tym moja zasługa, że statek jeszcze się trzyma kupy ? stwierdziła, przechylając jednocześnie kieliszek, zaś Romulanin jej zawtórował.

    -Zaiste, wspaniała maszyna. To jednak zaledwie niewielka zabawka w porównaniu do tego statku, którego projekt przywieźliście. Imperium rozważa budowę kilku takich jednostek, a proszę mi uwierzyć, ciężko o lepszą pochwałę od Romulanina ? stwierdził Co?rtac.

    -Ta, zaiste, zaiste? - odparła lekko odurzona niebieskim trunkiem kobieta ? właściwie, to kiedy prototyp będzie gotowy? ? zapytała.

    -Proszę zrozumieć, że to najbardziej zaawansowany projekt do jakiego kiedykolwiek przystępowaliśmy. Budowa Warbirda przy tym to zwykła zabawa. Myślę, że za miesiąc-dwa okręt powinien być gotowy do testów, lecz trochę potrwa, nim przejdzie chrzest bojowy.

    -Admirał idzie. Chyba powinniśmy posłuchać, co ma do powiedzenia?

    -Kapitanie! Co pan tu robi? ? ozwał się lekko zdziwiony głos Alcary Magott.

    -Jak na razie ? stoję ? odparł z irytacją Torkowski. Znajdowali się na najbardziej wysuniętej placówce w całym układzie Sol ? na stacji bojowej R.B.S Thor strzegącej wejścia do systemu.

    -Nie to miałam na myśli? - zaczęła Alcara, lecz nagle przerwała. Zwróciła uwagę na to, iż jej dowódca wcale nie patrzył się w jej stronę ? wyglądał beznamiętnie przez wizjer w kierunku gwiazd. Na korytarzu nie było nikogo poza nimi ? Romulanin, z którym pani doktor rozmawiała dyskretnie oddalił się zobaczywszy Arona.

    -Co mi może pani powiedzieć o projekcie Chneg?tol? ? zapytał człowiek. Kobieta nie wiedziała co odpowiedzieć. Wyglądała na bardzo zdezorientowaną.

    -Co? ? zapytała zaskoczona ? O czym sir? Jakim projekcie? ? zapytała, lecz w jej głosie dało się odczuć nutkę strachu, wręcz ? przerażenia. Kłamała. Torkowski nie czekał dłużej ? odwrócił się i w bardzo szybki sposób rozbroił Alcarę, przypierając ją swoją ręką do ściany, a zarazem wyrywając jej fazer i celując w nią ? Co pan robi? Czy pan oszalał? ? wykrzyknęła.

    -Litości. Niech pani skończy te gierki ? odparł ? A teraz proszę odpowiedzieć na moje pytanie. Proszę. Później zmienimy podejście! ? wycedził niemal przez zamknięte zęby kapitan rebeliantów.

    -Stawia pan sojusz pomiędzy Romulusem a Ziemią w bardzo niekorzystnej sytuacji ? wymamrotała Magott. Szukała ucieczki. Jakiejkolwiek deski ratunku.

    -Obydwoje dobrze wiemy, że Romulus potrzebuje nas tak samo, jak my jego. Powtarzam po raz ostatni. Co pani wie o Chneg?tol?

    -To supertajny projekt Tal?Shiar. Nie wiem nic więcej? - Romulanka zwiesiła głowę, lecz potężny cios w twarz natychmiast sprawił, że ponownie spojrzała na dowódcę ? gdyby był pan Romulaninem? - zaczęła.

    -Wiem doskonale co u was oznacza napaść na oficera Tal?Shiar. Jak jednak zdążyła pani zauważyć ? Torkowski uśmiechnął się sarkastycznie ? brakuje mi przynajmniej spiczastych uszu. Mam gdzieś te wszystkie wasze tajne projekty.

    -Więc o co panu do cholery chodzi? ? zapytała zaskoczona Magott.

    -Jeżeli chce pani być dalej na Defiancie ? człowiek wypowiadał swe słowa wolno i dokładnie, zupełnie jakby chciał mieć pewność, że z całą pewnością zostaną zrozumiane ? to może pani być lojalna tylko jednej osobie. Gwoli ścisłości ? stoi pani przed nią ? Romulanka opuściła wściekłość. Zastąpiła ją ciekawość. Co to za gierki? O co tu chodzi?

    -Czego pan ode mnie chce? Doskonale wie pan co oznacza odejście z Tal?Shiar.

    -Śmierć? ? Aron roześmiał się ? Śmierci się pani boi? Doprawdy? ? nagle spoważniał ? Gdyby tak było, nigdy nie wstąpiłaby pani do Tal?Shiar. Zresztą sama informacja o pani zdemaskowaniu równa się temu samemu. Ja proponuję pani życie.

    -Słucham ? kobieta otarła zakrwawioną wargę i wbiła swój świdrujący wzrok w kapitana.

    -Nie wymagam wiele. Każdy pański raport ma przechodzić przez moje ręce. Ponadto ? będzie mnie pani informować o wszystkim, co sama uzna za interesujące dla mnie ? Magott uśmiechnęła się sarkastycznie ? lepiej dla pani, żebyśmy myśleli w ten sam sposób ? dodał Torkowski przewidziawszy myśli lekarki.

    -Przystaję na pańskie warunki ? odparła po chwili.

    -Doskonale. Teraz niech pani zmiata do ambulatorium, niebawem odlatujemy?

    I. Thorne
    Participant
    #58151

    Bradzo dobre opowiadanko, a realia to są praktycznie takie same jak moje własne pomysły na lustrzany wszechświat.Jedyne co moze denerwować to ciapowatość Kardazjan. Gdyby tak łatwom mozna było wygrać bitwy dzięki maskowaniom to dawno ktoś by wysadził Kardazje Prime. Przez 5 lat sojuszowi naukowcy powinni coś wymyslić przeciwko maskowaniu (w końcu mają obok siebie potęgę z setkami maskujących się okrętów).

    cinus
    Participant
    #58154

    Jedyne co moze denerwować to ciapowatość Kardazjan. Gdyby tak łatwom mozna było wygrać bitwy dzięki maskowaniom to dawno ktoś by wysadził Kardazje Prime. Przez 5 lat sojuszowi naukowcy powinni coś wymyslić przeciwko maskowaniu (w końcu mają obok siebie potęgę z setkami maskujących się okrętów).

    Hm... TOS'a zbyt dobrze nie znam, ale już tam Kirk miał problemy z zamaskowanymi okrętami. Potem powstały te sieci wykrywające na granicach, tym mozna by się podeprzeć jeżeli idzie o obronę Qo'Nosa czy Kardasji Prime. Wiedzę o okrętach 'ciapków' oparłem na ST:TC (gierce) - wprawdzie nie kanon, ale rozeznanie dobre. Galory mogły by się równać na oko z Miranda'mi, nic więcej. Keldon a i owszem, mógł nawiązać walkę z Defiantem ale wciąż nie był to równy pojedynek; trzeba też pamiętać, że przez te pięć lat nie działo się pewnie zbyt wiele a ataki były sporadyczne - więc cięzko byłoby opracować jakąś lepszą taktykę. No a na koniec - nie lubie kardasjan - w końcu to 'ciapy' 😉

    BTW. Z Klingonami nie byłoby tak fajnie już ;]

    Co do Romulan - nikt nie mówi, że Kardasjanie wiedzą o ich możliwościach. Raczej wolałbym ich uznać za 'czarnego konia' w - jak to było? Drugim okresie izolacji :D? Należy też zauważyć, że ich siły są nieporównywalnie mniejsze w stosunku do połączonych sił Sojuszu. Chyba wsio 😉

    I. Thorne
    Participant
    #58164

    Galory mogły by się równać na oko z Miranda'mi, nic więcej. Keldon a i owszem, mógł nawiązać walkę z Defiantem ale wciąż nie był to równy pojedynek

    Tak było przed wejściem do gry Dominium. Po tym fakcie Kardazjanie dostali sporego kopa technologicznego (popatrz na bitwy w DS9, wcale nie było tak wesoło).

    Nie bierzesz pod uwagę jednego faktu. Jesli Klingoni są silni, a kardazjanie słabi to dlaczego nie dostali technologii od swych sojuszników? W końcu współpracowali ze sobą z jakieś kilkadziesiąt lat. Brak pomocy dla sojusznika jest niezbyt logiczny.

    No a na koniec - nie lubie kardasjan

    Kolejna ofiara TNG :> Żeby zrozumiec Kardazjan musisz myśleć jak oni - są głębokimi patriotami, a brak surowców spowodował, że stali się dyktaturą wojskowych. Jako lepsze przykłady podam tylko Amina Marritzę, Tekany Ghemora, Damara czy Natimę Lang. Czy oni też byli tacy źli?

    Zresztą już nie wspomnę, że Setlik III był winą Federacji, a nie Unii.

    cinus
    Participant
    #58168

    Hm... jak to było? "A tak poza tym uważam, że Kardasja powinna zostać zniszczona" 😉 Mówisz o wsparciu Klingonów? Bo o Dominium chyba w tym wszechświecie mowy nie ma :D? W gruncie rzeczy nie rozważałem tego wcześniej, ale należy zauważyć, że oni przez te sto lat nie mieli zapewne dużo do roboty w przeciwieństwie do alternatywnej Federacji, która opracowała Defiant. Brak surowców? Chyba też nie to universum. Poza tym o ile dobrze pamiętam, to w DS9 kardasjanie też kopa dostawali cały czas w potyczkach, dopiero Jem'Hadar co nieco dokazywali. Inna sprawa, że byli dobrze zorganizowani (np. starcie o układ Chintoka) - ale jak już mówiłem, opracowanie taktyki i urządzeń pomocnych w walce z zamaskowanymi okrętami wymaga znacznie więcej czasu niż pięć lat.BTW. Tu chyba nie może być zbytnio mowy o patriotyźmie - jak nie dominium, to sojusz...

    I. Thorne
    Participant
    #58172

    Mówisz o wsparciu Klingonów?

    Sojusznika się wspiera. W końcu Związek radziecki dostawał sprzęt wojskowy na początku wojny z Niemcami. Klingoni musieli dać Kardazjanom technologie, bo kardazjańska jest przestarzała.

    Bo o Dominium chyba w tym wszechświecie mowy nie ma

    Raczej nie ma, chyba że nie odkryli jeszcze Korytarza (a ten jest bo był lustrzany Odo).

    ale należy zauważyć, że oni przez te sto lat nie mieli zapewne dużo do roboty w przeciwieństwie do alternatywnej Federacji, która opracowała Defiant.

    Taa, pojawił się Sisko i nagle powstała rebelia? A Armia Krajowa dopiero wtedy gdy z Londynu przerzucili delegata? Ulegasz mitowi. Rebelia była wcześniej, od chwili upadku Imperium.

    Mieli sporo do roboty. W końcu rozwalili Imperium Terrańskie, a te takie grzeczne jak Federacja nie było. Musieli zdobyć setki światów i zniszczyć tysiące statków, potem spacyfikować niepokornych.

    w DS9 kardasjanie też kopa dostawali cały czas w potyczkach

    Tak? Ostatni raz dostali przy inwazji Klingonów. Potem pokazali pazurki. Przykład? Klucz Galorów rozwalił Nebulę, w której leciał Sisko i Dukat. A ta klasa okrętów była bardzo silna, w końcu posyłano ją na tereny jeszcze niezbadane.

    Tu chyba nie może być zbytnio mowy o patriotyźmie - jak nie dominium, to sojusz

    A Polska jak nie Układ Warszawki to NATO :>

    Patriotyzm to stawianie dobra państwa nad osobistym. U Kardazjan jest to bardzo silne uczucie. To, że spowodowało to zmniejszenie wolności obywatelskich nie powoduje przypięcia do każdego Kardazjanina tabliczki "morderca".

    Sojusz wojskowy z Klingonami jest całkowicie inny. Oba państwa są niezależne od siebie (zauważ, że mają różne statki, nie zunifikowane). Połączył ich wspólny wróg i dopóki jedna ze stron nie zechce mieć przerwagi to wszystko będzie w porządku.

    cinus
    Participant
    #58183

    Co do wsparcia Kardasjan przez Klingonów - nie będę się kłócić (bądź też prowadzić dyskusji) w nieskończoność, bo to się mija z celem. Możemy przyjąć, zgodnie z realiami II WŚ, że do eskorty wysyła się najgorsze buble jakie są i tyle 😉 Po prostu jest to zbyt kosztowne by wysyłać doborowe jednostki. Biorąc pod uwagę Regenta (Worfa notabene), zdaje się, że Kardasjanie tylko z definicji byli równi Klingonom. Nvm w każdym razie. Co do wcześniejszej rebelii(tj. nie przed przybyciem Sisko, ale Kiry i Bashira) - zapewne i było coś, ale na pewno nie na taką skalę jak później, po owych wydarzeniach. Zresztą wskazuje na to fakt, że Bashir i O'Brien szybko przejęli nad organizacją kontrolę. Nie dysponowali też wieloma statkami, toteż wcześniej raczej też ich nie było. Obejrzałem se (ponownie) ostatni odcinek DS9 - tam kardasjańskie statki miały i owszem siłę ognia - tylko, że to głównie dzięki wsparciu Dominium i Breenów; jakoś nie wydaje mi się, żeby Klingoni byli zainteresowani wspieraniem Kardasji już po pokonaniu Imperium Terran - bo i po co? Lepiej być większym bratem, niż mieć rówieśnika. Przynajmniej tak oni myślą (chyba). Btw. Jak już wspomniałem wcześniej, siłę Galorów i Keldonów wzorowałem na ST:TA a tam Sovereign brał 'na klatę' 4 Galory tudzież 2 Galory i Keldona. Defiant to wprwadzie nie to samo, ale gdyby doliczyć jeszcze element zaskoczenia, nową taktykę... i mamy rozróbę ;)Pozdro

    I. Thorne
    Participant
    #58304

    Przeczytałem dodatkowe części i powiem, że jest coraz lepiej, choć Defianty chyba są pancernikami, a nie eskortowcami :>

    Mam tez jedno pytanie. Mówiłeś, że Sojusz nie miał przez pare lat nic do roboty i jednocześnie piszesz, że

    Z drugiej jednak strony rebelianci dochodzili do granicy możliwości powstania (wg standardowych strategii) i nadchodził właśnie moment, gdy trzeba przejść do wojny konwencjonalnej

    To wreszcie jak to jest z tą siłą rebelii?

    No i jeszcze jedno. Sisko u nas stał się Prorokiem i mieszka w Korytarzu, więc jak to mozliwe, że nagle stał się admirałem???

    cinus
    Participant
    #58309

    Hm... co do możliwości powstania, sugeruję się aktualnymi wojnami: patrz np. Vietnam. Zawsze nadchodzi moment, kiedy partyzantka przeradza się w konwencjonalny konflikt. Jak widać, zaprzestają wkrótce ataków na konwoje itd. a skupiają się głównie na poszerzaniu swej siły i pozyskiwaniu sojuszników (oglądało się trochę tych programów na Discovery 🙂 ) - z małym kruczkiem, iż do właściwej wojny dojdzie dopiero, kiedy Romulanie zaczną walczyć - takie jest założenie. Narazie wciąż trwa Rebelia, choć już samo zdobycie Ziemi zmusza do podjęcia konkretynch działań - nie może być mowy o improwizacji, prawda? Co do Sisko - on sam stwierdził, że wróci "może za rok... a może wczoraj" - uznałem, że nie jest to zły pomysł, by go przywrócić. Zresztą to była taka 'marginalna' rola.

    DarkLady
    Participant
    #58369

    To i ja dorzuce swoje trzy grosze. Merytorycznie bardzo fajny tekst - dobrze oddane realia (nie wnikam w kwestie, ile statkow Defiant wezmie na klate itp.), rozwiniete opisy, gladko prowadzona akcja. To mi sie podoba i jestem zainteresowana lektura dalszego ciagu.Technicznie jest troche zgrzytow. Masz problemy z interpunkcja, co obniza (calkiem niezly, gdyby nie to) poziom Twojego warsztatu. Poza tym te znaczki "?". Word zaszalal? Na pewno masz gdzies oryginal, ktory mozna by dopracowac, bo moja korektorska dusza burzy sie na widok czegos takiego.Pozdrawiam.

    cinus
    Participant
    #58382

    Technicznie jest troche zgrzytow. Masz problemy z interpunkcja, co obniza (calkiem niezly, gdyby nie to) poziom Twojego warsztatu. Poza tym te znaczki "?". Word zaszalal? Na pewno masz gdzies oryginal, ktory mozna by dopracowac, bo moja korektorska dusza burzy sie na widok czegos takiego.

    Pozdrawiam.

    Co do interpunkcji - no zawodowym pisarzem nie jestem, robię co mogę ;); jeżeli idzie o te znaki zapytania, to powiem szczerze, że na podglądzie wyglądało to normalnie i je wyrzucało dopiero po edycji posta; owszem, chyba wina Worda. Jutro postaram się coś z tym zrobić.

Viewing 11 posts - 1 through 11 (of 11 total)
  • You must be logged in to reply to this topic.
searchclosebars linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram