Forum › Fandom › Opowiadania › Cykle opowiadań › Czerwony Sztorm - Czerwony Świt
Autor: Karol 'Corvus' Piątkowski
Cykl: Czerwony Sztorm
Tytuł: Czerwony Świt
Uniwersum: Star Trek
Warunki prawne: Opowiadanie może być rozpowszechniane bez zgody autora tak długo jak nie pobiera się za to żadnych opłat ani nie ponosi innych korzyści materialnych.
Mierny pokój gorszy jest od wojny
* Tacyt
- Powiedziałem ci chyba wyraźnie – furia zaczęła wykrzywiać twarz Ael'EnRiova – nie mam zamiaru kierować tym cyrkiem! Koniec rozmowy! - odwrócił się i ruszył szybkim krokiem w głąb korytarza.
- Daj jej wreszcie spokój, to było cztery lata temu! Do ciężkiej cholery, daj jej spoczywać w spokoju i zapomnij! - Pretor czekał, aż admirał się odwróci co jednak nie nastąpiło. Zobaczył natomiast machnięcie ręką mówiące „Jak tam sobie chcesz”.
- Panie. Musimy iść. Przyciągamy za duże zainteresowanie Pretorze – ochroniarz dotknął lekko ramienia szefa rządu Imperium, jednocześnie sprawdzając ustawienie pozostałych członków ekipy ochrony.
Pretor Domarik stał niewzruszony obserwując zakręt korytarza.
- Dlaczego on taki jest , Roranie? - zapytał się premier przenosząc wzrok z korytarza na swego ochroniarza i przyjaciela jednocześnie. Roran był jego „opiekunem” jeszcze za starych dobrych czasów, gdy imperium było jedno, a on szefował Tal Diann.
- Zawsze był taki, panie. Dlatego go pan zatrudnił i to było jedno z pańskich genialniejszych posunięć. Tak jakby pan przewidywał przyszłość. - przytrzymał ręką drzwi turbowindy, a „magik” z ekipy ochroniarzy omiótł ja specjalnie zmodyfikowanymi trikorderami po czym machnął głową na znak że jest „czysta”. Co prawda mała była szansa iż ktokolwiek dążył by podłożyć bombę, albo inne niebezpieczne urządzenie do wybranej na chybił trafił windy, ale strzeżonego żywioły strzegą.
- A to dlaczego? - Domarik wrócił do rozmowy jak tylko drzwi się zamknęły za nim i jego małym orszakiem.
- Bo dzięki tamtej decyzji żyjemy. Moja rodzina żyje. Może też niedługo cała ta zbieranina na powrót stanie się Imperium z którego będziemy dumni.
- Dumni – pretor próbował słowa jak najlepszego wina – wierzysz w to, przyjacielu? - rzucił wychodząc z windy do obszernego hangaru z promami.
- Tak, pretorze – odpowiedział opiekun z całkowitą pewnością w głosie.
- W takim razie i ja muszę w to uwierzyć.
Ael'EnRiov z pewnym trudem śledził wzrokiem prom z eskortą oddalający się od stacji i kierujący się specjalnym korytarzem w gąszczu innych jednostek ku planecie poniżej. Po paru sekundach admirał stracił prom z widoku, lecz nie przerwał obserwowania dziesiątków okrętów, statków i mniejszych jednostek. Ten widok pozwala mu się oderwać od problemów które zaprzątały jego głowę.
- Musimy porozmawiać! - no cóż nikt nie powiedział że problemy mają taki sam punkt widzenia jak on.
- Sądziłem że już powiedzieliśmy sobie wszystko co było trzeba – płaszcz lekko zaszeleścił gdy oficer odwracał się do swego adwersarza – No chyba że przyszedłeś się pożegnać, drogi Samsonie.
- Nie graj ze mną w kulki Corvinius. Nie jestem w nastroju – Zaciśnięte zęby i przymrużone człowiecze oczy Samsona nadały w tym oświetleniu diabelskiego wyglądu. Lecz jego postawa nie wywarła wrażenia na oficerze którego wielu, poza jego plecami, nazywało 'ponurym kosiarzem'. Wyszczerzył zęby w parodii uśmiechy i uważnie zaczął obserwować przeciwnika. Mały shinobi był zdenerwowany... to dobrze.
- Gdzie jest Alex i dlaczego zmuszasz ją by porzuciła swój klan.
- Zmuszam? - „ mały shinobi ależ jesteś przewidywalny”.
- Tu jestem, Sam – przepiękna kobieta zrobiła jeszcze dwa kroki tak by znaleźć się w polu widzenia obu mężczyzn. Samson kątem oka zerknął na nią. Dziewczyna skrzywiła się w duchu. Jej brat nie powinien spuszczać wzroku ze swego przeciwnika bez względu na okoliczności. Mógł przez to zginąć. Wiedziała że Charles nie popełnił takiego błędu i nie wynikało to z wyszkolenia, a doświadczenia. Charles był brutalny, tak nadrabiał braki w wyszkoleniu w walce wręcz. Nauczył się tylko ofensywnych ciosów i zawsze dążył do jak najszybszego końca walki, wykorzystywał do tego swoją masę i posturę. Widziała jak walczy... raz. - Jak dwa byczki na łącze – uśmiechnęła się szczerze – Typowi faceci, walczą tylko po to by pokazać kto jest ważniejszy.
- Wspaniale cię widzieć Aleksandro – za każdym razem robiła na nim piorunujące wrażenie. Krótkie kruczo czarne włosy obcięte do linii szczęki lekko zasłaniając lewe oko. Włosy otaczały głęboko zielone oczy, mały nosek i pełne czerwone usta. Miała 175 cm wzrostu figurę wręcz idealną i nogi „do nieba” jak to mówią. Wydawało by się że matka natura nie mogłaby stworzyć takiego ideału, a jednak stworzyła. Sam się przekonał gdy po wielu namowach i beczce saurańskiej brandy lekarz floty pozwolił mu zajrzeć do jej 'teczki'. Była to stuprocentowa ludzka kobieta bez żadnej ingerencji w geny czy innych zmian. Ubrana byłą w standardowy czarny mundur ze złotymi wykończeniami Imperium Krawędzi taki sam jak jego. Tyle że jej damska wersja była bardziej obcisła, obcasy wyższe, a spódniczka krótsza niż zwykle choć jak kiedyś spytał, gdy zobaczył ją w mundurze pierwszy raz, stwierdzała że wszystko mieści się w normach. Przyjął jej wytłumaczenie choć miał wątpliwości czy przypadkiem w kilku miejscach mundur nie przekroczył tych że norm, no ale on nie miał zamiaru protestować, a gdy jeszcze okazało się że ta moda zaczyna zataczać coraz szerze kręgi to osobiście postarał się którejś nocy w ciemnym pokoju dopasować przepisy do munduru...
- Ja myślę. - rzuciła przez ramię z przyspieszającym puls uśmiechem. - Sam...
- Alex, choć ze mną. „Fukudzima” zaraz startuje – młodzieniec chwycił siostrę za rękę.
- Sam... wysłuchaj mnie. Ja nie lecę z wami – Samson spojrzał ponad ramieniem siostry.
- Czy on...
- Charles nie miał z tym nic wspólnego. Jeśli potrzebujesz winnego to wiń mnie. - shinobi spojrzał na nią zaskoczony.
- Mam dość uciekania, braciszku. Uciekamy od kiedy miałam 10 lat. To już 13 lat jak kroczy za nami śmierć. Gdziekolwiek nie polecimy, gdziekolwiek się nie ukryjemy i tak wkrótce musimy ruszać dalej. Mam tego dość.
- To przez niego! - wściekły wzrok padł na dziewczynę.
- Oczywiście że przez niego! - pani Arrain (porucznik) Aleksandra Kudić odpowiedziała z takim samym tonem – Bo tylko od niego uzyskaliśmy pomoc!
- Oczywiście nie zrobił tego za darmo! - rzucił drwiąco Samson.
- Oczywiście! - Alex wciągnęła powietrze starając się jak najszybciej uspokoić – Braciszku kiedyś sam zrozumiesz że nic na tym świecie nie jest za darmo. Ja i ci co wybrali pozostanie pod opieką Corviniusa zrobili to z własnej woli.
Samson Kudić przez chwilę obserwował siostrę ze złością. Po chwili jednak jego oblicze się uspokoiło. Wyminął siostrę i podszedł do oficera flagowego.
- Obiecaj mi że zaopiekujesz się moją siostrą...
- Nie musisz o to prosić, to oczywiste. - Po tych słowach atmosfera się ociepliła, do chwili...
- Chwila, moment! Fajnie że się tak szybko pogodziliście, ale wyjaśnijmy sobie jedna kwestię . - Dziewczyna wzięła się pod boki – Sama dam sobie radę! Dotarło?!
Jakoś nie przekonała obu mężczyzn.
- Ja mówię serio.
- Oczywiście siostra – pocałunek zostawiony przez jej brata na jej czole w dziwny sposób działał na jej oczy. Nagle obraz jej się rozmył. - Trzymaj się zdrowo i odwiedź nas kiedyś na 'Nipponie'. Może do tego czasu uda mi się urobić rodziców.
Alex z całych sił starała się nie rozpłakać obserwując plecy brata oddalającego się korytarzem. Nie obejrzał się i była mu za to wdzięczna bo wtedy na pewno nie powstrzymała by łez. Wreszcie poczuła dłoń na swoim ramieniu. Dłoń lekko zacisnęła na jej ramieniu. W dziwny sposób dodało to jej sił.
- Dziękuje. - Nathan nigdy nie wiedział co robić w takich sytuacjach, dlatego zawsze lekko kiwał głowa.
- Chodź, czas na nas.
Ciekawe dlaczego gwiazdy oglądane z własnego fotela, przez własne okno, na własnym okręcie wyglądają trochę inaczej niż w innych warunkach?
Te pełne radości myśli wypełniały umysł Charlesa rozciągniętego w wygodnym fotelu w jego prywatnej kabinie na pokładzie „Chord'Rea”.
Jednak nie było dane Corviniusowi długo przebywać w stanie samozachwytu. Sygnał przy drzwiach dość gwałtownie ściągnął go na ziemię.
- Wejść – admirał doprowadził fotel do pionu i wziął jakieś dokumenty do ręki.
Drzwi otworzyły się, wpuszczając do środka dwie piękne kobiety. Obie w kruczo czarnych mundurach Imperialnych Sił Gwiezdnych jedna z oznaczeniami Korpusu Specjalnego, a druga formacji liniowych. Istniała między nimi jeszcze jedna małą różnica jedna była człowiekiem, a druga Rihannsu.
- Witam panie – zaczął Ael'EnRiov podnosząc wzrok na kobiety.
- Znów bujamy w chmurach, panie? - zagadnęła z błyskiem w oku porucznik Aleksandra Kudić.
- Co to miało znaczyć, Arrain? - Nathan starał się nasrożyć.
- Albo buja pan w chmurach, albo nauczył się pan czytać do góry nogami – odparła całkowicie niezrażona shinobi.
Dopiero teraz admirał zauważył iż pad który trzyma w ręce rzeczywiście jest jest do góry nogami.
-Hmmpf. Dobra twoje na wierzchu – mruknął jednocześnie odrzucając pad na sporą kupkę leżącą po jednej stronie biurka.
Pani „kapitan” „Chord'Rea” z lekkim rozbawieniem obserwowała tą scenkę i po raz kolejny zaskoczona jaką otwartą istotą potrafił być Ael'Enriov Charles Corvinius. Jednocześnie słyszała i kilkakrotnie widziała iż potrafi być bezlitosny dla tych których miał za wrogów. Obie te cechy wynosiły go ponad cała masę admirałów Rihannsu tak obecnie jak i sprzed wojny domowej.
- No dobrze co panie sprowadza, od mej skromnej osoby? - uśmiech raczej przeczył wypowiedzianym słowom.
- Raporty, oczywiście – wieża ułożona przez Alex na biurku miała prawie pół metra wysokości .
- Oczywiście – odparł Charles zastanawiając się jednocześnie dlaczego nie kazał zamontować u siebie otwieranego okna. Jedno małe „sruuu” i było by po kłopocie.
Chyba te uczucia odmalowały się na jego twarzy, bo usłyszał koło siebie.
- Niestety musi pan to przeczytać.
- Dobra, przeczytam to.... kiedyś Alex – zgarniając pady nad krawędź biurka – Jednocześnie mam nadzieje iż to nie jedyny powód waszej obecności.
Aleksandra nic nie odparła, a jedynie spojrzała się na swoją towarzyszkę Riov Teelis ir-Pallor t'Karrin z lekkim wahaniem podeszła do biurka i położyła pad przed przełożonym.
-Tyle że raporty to była ta weselsza część.
Corvinius zmierzył z zaciekawieniem romulankę i zaraz zabrał się za czytanie.
Po dwóch minutach, ostrożnie odłożył pad.
- Dlaczego? - pytanie jakby na chwilę zawisło w pokoju. Kobieta lekko nabrała powietrza.
- Rekkhai (Sir)! Ukończyłam Imperialną Akademię jeszcze przed wojną z 10 lokatą. W czasie wojny brałam udział w 24 wielkich bitwach i co najmniej stu potyczkach. Uzyskałam wiele odznaczeń i wyróżnień. Doświadczenia mam więcej niż wielu „kapitanów” dowodzących swoimi kheim (okrętami)...
- Pani też dowodzi okrętem.
- Tak, rekkhai. Ale z całym szacunkiem robię jako kierowca pańskiej osobistej taksówki. Taksówki które jak słyszałam zostanie przydzielona do obrony cesarskiej planety, a nie na pierwszą linię. Tak wiem że to ważna funkcja, ale ja chcę czegoś więcej!
- A pomyślała pani może o swojej sytuacji rodzinnej?
- Tak jest. Dokładnie wszystko przemyślałam. Wiem także że to mój ojciec prosił pana żeby się pan mną opiekował, tyle że.... tyle że w tej chwili jestem nikim. Wiem że stałam się głową potężnej rodziny z wielkimi włościami i z całym inwentarzem na dokładkę. Tyle że w tej chwili wszystko to jest pod kontrolą innych frakcji, a mi pozostało tylko nazwisko. Natomiast walka na pierwszej linii pozwoli mi choć trochę zbliżyć imperium do odzyskania chwały i swych włości, a poza tym chcę by moje nazwisko znaczyło coś więcej niż tylko pieniądze.
Corvinius przez chwilę dokładnie przyglądał się kobiecie.
- Dobrze, Riov Teelis jest pani wolna. Zastanowię się nad pani prośbą – po czym obrócił fotel w kierunku okna.
- Dobra, już dobra! Załapałem! - dowódca Korpusu Specjalnego, potrząsnął głowa ze śmiechem- Jak ty czegoś chcesz to potrafisz być naprawdę „upierdliwy”.
- Oczywiście! Ej, moment! Co to znaczy „upierdliwy”? - zapytał Ael'Enriov Helev Sutakum komendant „Kuźni”.
Nathan spojrzał na przyjaciela spod oka.
- Sprawdź w słowniku – odparł z przekąsem.
Przez chwile dane wyświetlające się na konsoli.
- Wygląda na to że Urik nie wróci do służby przez najbliższe 2 miesiące.
- Jaka szkoda – komentarz komendanta wskazywał na współczucie, tyle że oczy przeczyły jego słowom.
- Beznadzieja ...- cicha uwaga wypowiedziana pełnym udręki głosem nie umknęła nikomu w gabinecie.
- Mówił pan admirał coś? - Helev z zainteresowaniem spojrzał na przełożonego.
- Nic. - kolejny dokument najpierw kazał Coviniusowi zmarszczyć brwi, a następnie uśmiechnąć.- Dobra. Dostaniesz 1037 Szpon... tyle że musisz sobie znaleźć spora cześć załóg.
- O czym ty mówisz? Przecież są pełne – Sukatum szybko obszedł biurko i pochylił się i spojrzał na monitor – Kadry? Ona!? Co ja jej takiego zrobiłem?
- Mam nadzieje że to było pytanie retoryczne – Ael'Enriov Charles Corvinius postanowił nic więcej nie mówić by nie zakończyć wypowiedzi wybuchem śmiechu.
- Zamiast rechotać mógłbyś coś zrobić.
- Ja? A to dlaczego?
- No bo to ty dałeś jej to stanowisko! - Corvinius z zakłopotaną miną spojrzał po wszystkich w pokoju. Dopiero Alekasndra szybko sprawdzając coś na padzie pomogła swemu przełożonemu.
- To prawda, rekkhai. Ael'Enriov Mavus Sekerik została powołana na stanowisko Generalnego Inspektora w Wydziale Kard pięć lat temu pańskim rozkazem.
- No dobra zapomniałem, on i co z tego? - Corvinius jakoś nie mógł poskładać cześć układanki.
- Pan komendant kilka razy głośno wspomniał o chęci przejęcia tego szpona, gdy był tu jeden z inspektorów kadr w sprawie tego wypadku z zeszłego miesiąca. – EnRiov Sarik ir-Sokasta t'Aviolan zastępczyni Heleva lekko nabrała powietrza i kontynuowała - Raczej nie trzeba być geniuszem by się domyślić, że ten inspektor przekazał wszystko pani admirał. Niespodziewana choroba admirała Urika i pańska zapowiedz inspekcji admirale – Sarik kiwnęła głową na obu mężczyzn dla podkreślenia swych słów - Do tego należy dodać waszą długoletnią przyjaźń panowie. W efekcie łatwo było przewidzieć iż pan komendant będzie starał się przekonać pana admirale do przekazania mu dowództwa nad szponem. - po zakończeniu przez Sarik w sali nastała chwila ciszy.
Rechot Corviniusa nie można było nazwać już śmiechem. Był niespodziewany, głośny i zaraźliwy bo obie kobiety zaczęły się uśmiechać.
- O rany, ona się na ciebie naprawdę zawzięła – Nathan starał się usilnie powstrzymać śmiech i wytrzeć ręką łzy napływające do oczu. - Tak się na główkować by zrobić ci na złość. Chyba muszę bliżej poznać panią kapitan. Coś ty jej właściwie zrobił?
- Nieważne – odparł szybko lekko zmieszany - Ciesze się że się świetnie bawisz moim kosztem ale.....
Sygnał priorytetowego połączenia przerwał rozmowę. Charles nacisnął ikonkę aktywacji połączenia.
- Słucham? - na monitorze pojawiła się twarz młodego porucznika.
- Ael'Enriov właśnie przyszła ważna wiadomość z dowództwa z sygnaturą 77. - Oczy Corviniusa na chwilę stały zimne.
- Proszę ja przesłać na tą konsolę i zniszczyć wszelkie ślady po niej. Zrozumiał pan?
- Tak jest, rekkhai – po czym młodzieniec zniknął a na monitorze pojawiła się ikonka z żądaniem podania hasła.
Charles spojrzał po obecnych.
- Wybaczycie?
- Oczywiście. - Jeden admirał, jedna pani kapitan i jedna pani porucznik bez sprzeciwu odeszli od biurka i stanęli pod ścianą. Skąd nie było widać monitora.
Ael'Enriov włożył sobie do ucha mikro słuchawkę, po czym wstukał hasło. Cała wiadomość trwała może 2 minuty po czym monitor z ciemniał. Cała trójka podeszła powoli do biurka.
- Co się dzieje? - Helev nie mógł ukryć ciekawości, zwłaszcza gdy zobaczył na twarzy przyjaciela napięcie.
- Dużo Helev, dużo- Nathan wstał z fotela szybko napisał coś na padzie i podał go Aleksandrze. - Alex powiadom Teelis, że dostała nowy przydział pod rozkazy admirała Sukatum. Ma się zbierać i przekazać dowództwo Kiranovi.
- Tak jest – odparła pani porucznik i dodała ciszej – Dziękuje, to dla niej wiele znaczy.
- Zobaczymy za miesiąc czy będzie mi za to dziękować, a teraz idź.
Drzwi za panią Arrain zamknęły się bezszelestnie.
- Helev masz miesiąc miesiąc na doprowadzenie do ładu swojego szpona.
- To za krótko. Wiem że okręty są w najlepszym porządku i jestem że szybko skompletuje załogi ale potrzebuje czasu na zgranie ich.
- Dasz sobie radę, a jak zapewne słyszałeś dostaniesz dobrą panią kapitan. Bądź pewny że jedna jednostkę masz już z głowy.
- To za krótko...
- To bierz od razu do roboty, bo za miesiąc z tobą czy bez ciebie imperium idzie na wojnę i każdy kheim się liczy! Zrozumiałeś?!
- Zrozumiałem, rekkhai! - po czym Sukatum ruszył ku drzwiom. Tuż przed nimi usłyszał .
- Przepraszam Helev.
- W porządku Charles, nic się nie stało. Coś mi się wydaje że nim to wszystko się skończy jeszcze nie raz się pokłócimy – drzwi za nim zamknęły się bezszelestnie.
Oczy Corviniusa skierowały się na ostatnią osobę w pokoju.
- Domyślam się że wyrobiła sobie pani już pewne pojęcie o sytuacji?
- Tak rekkhai. Choć bez szczegółów.
- Niedługo pozna je pani dogłębnie. Ale na razie.... - admirał podał kobiecie pad - Zostaje pani z tą chwilą awansowana do stopnia Ael'Enriov i przejmuję dowodzenie „Kuźnią”. Dalej, ma pani jak najszybciej wprowadzić w życie Rozkaz Bojowy nr.7. Moje gratulacje pani admirał.
- Dziękuję, rekkhai. Choć nie oczekiwałam że stanie się to w takiej sytuacji.
- Ja też.
Miesiąc później Galae'EnRiov Krait i-Novok Cha'Eligon, głównodowodzący Galae, czuł się nieswojo, a dokładniej rzecz biorąc był wkurzony.
Krait był jednym z 12 wyższych oficerów którzy przeprowadzili Tal Diann do „Krawędzi” a później wraz z 19 Skrzydłem Granicznym bronił tego obszaru przed zakusami buntowników. Z tego grona żyło ich już tylko 3: On, Charles Corvinius i Domarik.
Wraz z coraz ambitniejszymi planami odbudowy Imperium, jeden z nich musiał objąć stanowisko „Głównodowodzącego Sił Gwiezdnych Imperium Rihannsu”. Gdy Charles wymyślił tytuł był on dłuższy od tych że sił gwiezdnych. Tak czy inaczej trzeba było wybrać kto ma nim zostać. Ael'Enriov Domarik, były dowódca Tal Diann, szybko odpadł z rywalizacji gdy Cesarzowa poprosiła go o przyjęcie tytułu Pretora i objęcie przewodniczącego jej rządu. Pozostali dwaj długo spierali się który z nich ma porzucić ukochany pokład okrętu i zostać „gryzipiórkiem”. Rozmowa przeciągnęła się do późna wieczorem, a na drugi dzień Charles oznajmił mu że zgodził się zostać Głównodowodzącym Sił Zbrojnych Imperium Rihannsu” co może poświadczyć odpowiednim nagraniem.
- Memo dla mnie – Krait mruknął cicho do siebie – nigdy więcej nie załatwiać ważnych spraw nad kieliszkiem „Ale”.
- Mówił pan coś, Galae'EnRiov? - adiutant admirała lekko pochylił się w kierunku przełożonego.
- Nic ważnego Brellen, po prostu coś sobie przy.... - Cha'Eligon zaczął przyglądać się młodej pani porucznik która szybkim krokiem przemierzała w jego kierunku ogromną Salę Dowodzenia. Która już zdążyła się dorobić nieoficjalnej nazwy 'teatru kukiełkowego'.
- Panie admirale – młoda i całkiem ładna porucznik zasalutował przepisowo stojąc na baczności i podając pad z danymi – system gwiezdny Morrendor został zaatakowany przez silny zespół Klingońskich Sił Obronnych.
- Jak liczny? - admirał spytał zanim znalazł odpowiednie dane na padzie
- 23 okręty, rekkhai.
- A tak, już widzę. No proszę, dwie jednostki klasy Negh'Var, pięć Vor'cha, dwanaście K'Vort, trzy Fek'Ihr i jeden B' rel. - szybko przewinął dane do strat obu stron – Ładnie! Straciliśmy tylko jeden okręt i sporo bezzałogowych stacji obronnych. Straty do szybkiego odbudowania. Tymczasem klingoni stracili 15 okrętów w tym jednego Negh'Vara. Pięknie!Mimo to... – Krait zmienił lekko pozycję na w miarę wygodnym fotelu- co ich skłoniło do tego ataku? I to ciężkim zespołem okrętów jak na klingonów, zwykle do takich pokazów używają lekkich zespołów.
- To przez nas – pani porucznik dopiero pod ciężkim spojrzeniem przełożonego zrozumiała że powiedziała to na głos – Przepraszam Galae'Enriov nie chciałam się wtrącać.
W pierwszym odruchu chciał ostro ją ochrzanić jak to mieli w zwyczaju nieomylni dowódcy rihannsu. Jednak równie szybko się powstrzymał, a dłonią powstrzymał swego adiutanta. Dziewczyna wyglądała na inteligentną i mogła wpaść na coś o czym on jeszcze nie pomyślał, albo i nigdy by nie pomyślał. Tymczasem najechanie na nią mogło spowodować iż nigdy już nie wysunęła by żadnego pomysłu i Galae mogłaby stracić obiecującego oficera. Cóż mogło być całkowicie na odwrót ale tego nie dało się teraz zgadnąć. Poza tym wiele razy widział Charles'a w podobnej sytuacji i jego postępowanie zawsze dawało zaskakujące owoce. Potrafił wysłuchać każdego nawet z najniższym stopniem jeśli to co mówił miało sens. Wysłuchiwał tych którzy mieli przeciwne punkty widzenia i się z nim nie zgadzali i wtedy podejmował dopiero decyzje które uznawał za słuszne. Dawało to niezłe wyniki, a jego podwładni wykazywali więcej inicjatywy i byli bardziej pomysłowi.
Podobne postawy szybko rozpowszechniały się po Gale, więc dlaczego by dowódca tejże Galae nie miał spróbować tego podejścia.
- Nic wielkiego się nie stało, Arrain – postarał się nawet lekko uśmiechnąć do dziewczyny – Dokończ proszę swoją myśl.
Tym razem to porucznik Lekkula na chwilę zamilkła spodziewając się bury, a nie zaproszenia do rozmowy. Admirałom jednak nie wolno czekać na odpowiedz porucznika.
- Służę w dziale łączności jako dowódca sekcji i przez moje ręce przechodzą wiadomości z „kierunku klingońskiego”. Dzięki temu dość dobrze jestem zorientowana w sytuacji w Konfederacji Domów i zauważyłam że w ostatnim czasie w ten rejon zostało wysłanych bardzo dużo naszych okrętów. To jeden aspekt, a drugi odnosi się do oświadczenia klingońskiego Kanclerza że nigdy nie dopuści do ponownego połączenia się Imperium w jedną całość. Wywnioskowałam iż klingoni w jakiś sposób dowiedzieli się o naszym zaangażowaniu w obronie Konfederacji i...
- i wzięli to za próbę połączenia się dwóch frakcji w jedno... – tym razem to Brelen wtrącił się w rozmowę i dało się zauważyć iż inaczej spojrzał na panią porucznik
- Dokładnie, rekkhai. Postanowili szybko i pokazowo wyjaśnić że im się to nie podoba, tylko że nie docenili systemów obronnych jakie zamontowaliśmy w systemie Morrendor.
- I się przejechali.... Jakby to powiedział pewien mój przyjaciel – Krait jeszcze raz zerknął na pad - Mam nadzieje pani porucznik iż nie dzieliła się pani w podobny sposób z innymi oficerami.
- Przysięgam ze nie, panie admirale – dziewczyna ponownie stanęła na baczność
- To dobrze. Teraz proszę wziąć ten pad i jego zawartość przesłać dowódcom Skrzydeł i pozostałych niezależnych placówek. Następnie proszę przekazać Ael'Enriov R'talen iż o godzinie – tu admirał spojrzał na chronometr wiszący na samym szczycie ogromnej holoprojekcji – 17:00 ma wysłać rozkaz jaki znajdzie w czarnej kopercie.
Oczy dziewczyny otworzyły się szeroko. Nikt nie wiedział co znajduje się w środku, ale wszyscy wiedzieli iż otwarcie tej koperty z prawdziwego papieru normalnie nie używanego od półtora tysiąca lat, oznaczało rozpętanie wojny jaką porównać można by tylko z najazdem Dominium, lub spotkanie z Borgiem. Tak przynajmniej mówili wszyscy.
- Tak jest, Galae'EnRiov. - arraian Lekkula zasalutowała, stanęła na baczność, obróciła się na obcasie i szybkim krokiem skierował się do sekcji łączności.
- Riov Brelen proszę przekazać osobiście do „Wydziału Konserwacji” iż mają wyciągnąć wtyczkę dokładnie o 17:10
Adiutant tylko lekko kiwnął głową i ruszył w kierunku najbliższej windy.
Teraz Krait mógł tylko siedzieć i obserwować upływający czas i holoprojekcje przedstawiającą obszar dawnego Imperium i rejony przygraniczne sąsiadów. O godzinie 17:00 z małej gwiazdki opisanej jako Maxus wystrzeliło ponad setka strzałek w różnych kierunkach i po chwili docierały do swoich miejsc przeznaczenia. Kolejne minuty płynęły dalej i obraz pozostawał taki sam.
W znaczny sposób obraz zmienił się z godzina 17:10 wtedy prawie 80% holoprojekcji zasnuła szara mgła, dziesiątki tysięcy przekaźników podprzestrzennych oznaczonych na holo małymi zielonymi kropkami zmieniały swój kolor na szkarłat, a później brąz, oznaczający ich wyłączenie. Niewiele w porównaniu do chwili poprzedniej przekaźników pozostała aktywna. Jednak to nie miało już znaczenia.
Admirał floty Cha'Eligon uśmiechnął się pod nosem. Powoli skierował się ku windzie która miała go skierować do apartamentów gdzie planował odpocząć do chwili nadejścia pierwszych wiadomości.
Na oparciu pozostał pad na którym widniało jedno zdanie.
„Potwierdzenie wysłania wiadomości : ''Начать красный шторм'' (Rozpocząć Czerwony Sztorm)”
Ostatnio zrobiłem się wredny przy recenzjach :)Po pierwsze - kompletnie nic z tego nie zrozumiałem. Ktoś z kimś gada o kimś, potem ktoś się z kimś żegna, ktoś się z kogoś smieje, jakiś transfer do rozważenia. No, a potem ktoś jest wkurzony miesiąc później (WTF?) i dowiadujemy się, że klingońska flota dostała w tyłek 15-1 (automatycznych stacji nie liczę) od bohaterskich Romulan. Może to by i miało sens, gdyby wzięto jeden z tych wątków i wyjasniono po kolei kto, z kim, za co i dlaczego. Ale tak to taki miszmasz którego nie sposób zrozumieć. Ok, poszczególne kawałki są fajnie napisane i do tego nie mam zastrzeżeń. Ale razem nie mają kompletnie sensu. Jakby każdy był z innej bajki i zlepiono je na siłę.Romulanie (chyba oni, bo z tekstu nie sposób się zorientować) piszacy po rosyjsku? No i... Corvinius?
Faktycznie masz racje iż patrząc z boku trochę brakuje sensu. Bije się w piersi z tego powodu. Powinienem od razu umieścić drugą część i kolejne w niech po kolei wszystko wyjasniam. Więc nie ma strachu. Przegrywajacy klingoni to żle? Zresztą to samo co wyżej 😀 Co dziwnego w nazwisku Corvinius? -- typowe węgierskie nazwisko 😆 😆