Forum › Fantastyka › Inne sci-fi i pozostałe gatunki › Crusade
I to niech będzie kontynuacja topicu z ST.pl, a raczej jego zalążka:
http://www.startrek.pl/forum/index.php?action=vthread&forum=5&topic=4274
Zachęcony dyskusją o B5, a konkretniej o wczesnych odcinkach tej serii, sięgnąłem sobie powtórkowo i po epizody siostrzanego projektu - Crusade (który można chyba uznać za wnuczka roddenberry'owskiego Treka). Trzy, w dość przypadkowej kolejności*.
* Nawiasem - kolejność w wypadku tytułowej serii to sprawa... skomplikowana:
https://babylon5.fandom.com/wiki/List_of_Crusade_Episodes#Broadcast_Orders
Pierwszy z nich to "Racing the Night", klasyczna zagadka zamkniętej planety. Bohaterowie badają wymarły (jak się zdaje), wysoce zurbanizowany, świat, który jawi się skarbnicą wiedzy w stylu późniejszych kosmicznej bazy danych z nTAS "Ptolemy Wept" i kuli z DSC, a okazuje - w wyniku śledztwa prowadzonego po śmierci jednego z redshirtów 😉 przy wydatnym udziale Galena i jego holo-kopii (choć i Dureena swój wkład tu wniesie) - pułapką, wabiącą przybyszów zmyślnie przygotowanymi urywkami, udającymi fragmenty cennej wiedzy, by następnie można było poszukiwać w ich statkach, i brutalnie wiwisekcjonowanych ciałach, leku dla planetarnej populacji dotkniętej - jak Ziemianie, tylko znacznie wcześniej - nanowirusem Drakh, i od wieków spoczywającej w hibernacji*. Gideon odbywszy rozmowę z tubylcem - strażnikiem uśpionych rodaków (który jest tyleż zbrodniarzem, co bohaterem - czuwając skazuje się na śmierć, a nade wszystko desperatem), pozbawia go zabójczych zabawek - emitera potężnej wiązki trakcyjnej i zdalnie sterowanych statków, odrzuca też - z godnym Picarda maksymalizmem (a wbrew sugestiom Eilersona, robiącego za odwrócony głos kapitańskiego sumienia 😉 ) - propozycję wymiany informacyjnej z nim (nie chcąc czerpać wiedzy z tak zatrutej studni 😉 ), obiecuje jednak pamiętać o jego współplemieńcach gdy już znajdzie antidotum (wszystko to przypomina średni odcinek VOY lub słabszy TNG). (Przy czym ten moralny tryumf wzięty jest w nawias przez otwierającą epizod scenę snu-retrospekcji, w której cyniczni Obcy dyplomaci zastanawiają się w jak wielką desperację popadną niedługo zainfekowani Ziemianie. Można więc zastanawiać się czy etyczny rygoryzm dowódcy Excalibura nie bierze się stąd, że czasu jeszcze sporo.)
B-plot to nieskuteczne zabiegi Nafeel, która chce przekonać dyżurnego załogowego technomaga 😉 by ten wziął ją na uczennicę. Galen jednak odmawia... na razie, póki ogarnięta jest ideą zemsty.
No i dowiadujemy się, że Matthew ma swojego "informatora", który podpowiada mu jakie planety warto brać na celownik. Zależnie od wybranego porządku oglądania widz wie, lub nie, że owo gadające pudełko to Apocalypse Box**.
(Aha: na docenienie zasługują niesamowite CGI-dekoracje pozaziemskiego miasta. Należy też wspomnieć o śmisznym 😉 latającym pojeździe, którym poruszał się dowódca centralnego fabularnie Whitestara, wyglądając przy tym jak przodek neoKirka - niby luzacko, a komicznie w sumie.)
* Oczywiście tym sposobem dostajemy znów w niedopowiedzeniu narrację o wspaniałości naszego gatunku, który poradzi sobie lepiej w podobnej sytuacji, niż Obcy.
** https://babylon5.fandom.com/wiki/Apocalypse_Box
"The Memory of War" ma podobną sytuację wyjściową - znów obiektem badań jest martwa, choć wysoce rozwinięta, planeta, którą Gideon decyduje się eksplorować za radą pudełka, a wbrew Galenowi, który - kierując się opowieściami swojego Zakonu - widzi w niej miejsce przeklęte, kosmiczny odpowiednik nawiedzonego domu. Znów giną redshirci, tym razem mordując się nawzajem, a winnym (także uprzedniego wyniszczenia całej miejscowej cywilizacji) okazuje się nanowirus - stworzony przez renegackiego technomaga obróconego w dostawcę broni - i sterująca nim sztuczna inteligencja, będąca kopią czy też kontynuacją owego czarodzieja. Tym razem pierwsze skrzypce gra zdecydowanie Galen (jest to prawie jego solowy występ), odkrywając ów, ukryty pod mrocznymi legendami, brudny sekret swojej organizacji i odważnie stawiając czoła koledze po fachu (względnie jego maszynowemu echu), ale ostatnie słowo należy do doktor Chambers potrafiącej znaleźć zdobycznej broni pożyteczne zastosowanie (przeprogramowana może przez pewien czas chronić przed groźniejszymi nanitami Drakh) i Dureena wydobywająca spod szczątków AI (oraz jej siedziby) magiczną laskę Galena, i tym samym zyskująca jego wdzięczność.
Box tymczasem sugeruje kapitanowi by nie ufał swojemu koledze technomagowi.
Z rzeczy wartych odnotowania w tym odcinku wymienić należy wstępne badanie planety za pomocą wystrzelonych sond - ładny powiew SF-owości serio (chciałoby się zobaczyć coś podobnego w kanonie ST*), i smaczki psychologiczne - gdy udają się na potencjalnie samobójczą misję Matta obchodzi w pierwszym rzędzie by przetrwały zgromadzone przez niego dane, podczas gdy - biegły w korporacyjnych gierkach - Max stara się zmaksymalizować szanse, by szefostwo IPX miało interes w ew. ratowaniu go. Jak też fakt, że Galen - co wychodzi przy okazji opatrywania jego zranionego (przez opętaną wówczas nanitami Nafeel) ramienia - najwidoczniej jest cyborgiem.
* Tak, wiem, czujniki dalekiego zasięgu są znacznie mniejsze, ale przecież moglibyśmy dostać widok mikroskopowy, jak w DISCO-scenie replikatorowo-mundurowej.
"The Path of Sorrows", choć i tu odwiedzamy z bohaterami, sprawiający wrażenie pustego, glob, to opowieść z zupełnie innej parafii - używam tego słowa z premedytacją, bo gdybym nie wiedział, że JMS jest niewierzący, posądzałbym go, oglądając, o bycie głęboko uduchowionym chrześcijaninem, więcej - katolikiem, i nie miałbym mu tego bynajmniej za złe, albowiem ta kosmiczna opowieść o dobrodzejstwach spowiedzi b. dobrze mu się udała. Historię dostajemy tym razem prostą, ale bogatą w znaczenia: w wieży - wejście do której otworzy łza Dureeny wypłakana przez nią w efekcie psychologicznej zagrywki Galena, bazującej na ujawnieniu bolesnego faktu biograficznego (popełniła kiedyś błąd, który kosztował kogoś życie) - na bezludnej planecie bohaterowie znajdują kulę, w której bytuje obywający się bez pokarmu, a nawet świeżego powietrza, Obcy, zdolny wyczytać w ich myślach najgłębiej skrywane sekrety (w wypadku Gideona są to wspomnienia jak porzucony przez własną załogę - której i tak to nie pomogło - zginęła - wisiał bez pomocy w Próżni, póki go, bliskiego uduszenia, nie ocalił, wiążący odtąd swoje losy z jego, wiadomy technomag; oraz dzieje wejścia przezeń w posiadanie Apocalypse Boxu - jak wygrał go w pokera, a zaraz potem poprzedni właściciel - czy może niewolnik - rzeczonego pudełka zginął gwałtowną śmiercią, traktując to jak uwolnienie; Mathesona znów dręczy, że kierując się sumieniem zdradził Psi Corps* nie blokując narkotykami umysłu schwytanej przywódczyni renegackich telepatów, i tym samym pozwalając jej powiadomić kolegów, których atak w efekcie zniszczył siedzibę Korpusu) by następnie zaoferować im wybaczenie i ukojenie. Galen, natomiast, o mało owego pozaziemskiego spowiednika nie atakuje, uznając go za emocjonalnego wampira, ten bowiem - wydobywszy i z jego umysłu echo śmierci ukochanej technomaga, Isabelle - prosi go - w ramach ciekawej inwersjii - o wybaczenie dla Boga czy też Wszechświata, który mu ją odebrał. Galen jednak nie jest w stanie zaakceptować istnienia realizowanego takimi środkami wyższego planu**, i - podczas gdy kapitan z XO, odwiózłszy kulę i jej mieszkańca na jej miejsce, by potrzebujący (z których kolejny zaraz przybywa) mogli znaleźć rozgrzeszenie, cieszą się odzyskanym wewnętrznym spokojem - on mnie w ręku i odrzuca z wzgardą zapis komunikatu, który może być***, mającą go zapewnić o istnieniu w rzeczywistości ukrytego sensu, zagrobową wiadomością od ukochanej. (Jest to ciekawy fabularny twist - filozof, mistyk i człowiek widzący magię nawet w okruchach codziennego życia, okazuje się w głębi gniewnym, obrażonym na świat, antyteistą.)
I tu, choć niby niewiele się dzieje, dałbym z czystym sumieniem 3,5/4 w skali Jammera.
* Jego ówczesnego przełożonego w tejże organizacji gra nasz dobry znajomy 😉 - Gary Graham.
** Przypominają się pokrewne wątki z TNG i AND.
*** Jeśli nią nie jest, a tylko sprytną fałszywką, mistycyzm by się - do pewnego stopnia - ulotnił, ale jego miejsce zajęłaby ciekawa fabularna zagadka. Tak czy owak jednak dobrze, w tym jednym wypadku, że nie dostaliśmy ciągu dalszego przynoszącego spłaszczające ujednoznacznienie. Niedopowiedzenie jest tu lepsze.
Aha: jeszcze słówko o Nafeel. Dłuższy czas drażniło mnie, że Straczynski wsadził do serialu SF złodziejkę rodem ze schematycznej fantasy, ale dziś z przyjemnością podziwiam jej - przedstawiony jako techniczna, prawie naukowa, biegłość w otwieraniu różnych rzeczy, znajdowaniu tego co ukryte, i zakradaniu się - zawodowy kunszt. Choć nadal w niej widzę ciało obce w załodze, jak w Troi we wczesnym TNG, nie przymierzając (co nie przeszkadza mi obu lubić).
ps. Recenzje dwu z w/w epizodów (jedyne jakie znalazłem):
https://sadgeezer.com/crusade-season-1-01-racing-the-night/
https://sadgeezer.com/crusade-season-1-09-the-path-of-sorrows/
I całej serii:
https://www.myreviewer.com/DVD/182671/Babylon-5-The-Complete-Collection--The-Lost-Tales/183318/Review-by-Jitendar-Canth
Oraz stosowne linki do TLG:
http://www.midwinter.com/lurk/countries/us/guide/509.html
http://www.midwinter.com/lurk/countries/us/guide/510.html
http://www.midwinter.com/lurk/countries/us/guide/504.html
Rewatchu cd. Tym razem wziąłem się za "The Needs of Earth", bogaty był to odcinek. Czegóż tam nie mieliśmy... Wątki kosmicznego porno Eilersona (użytego potem by zaszantażować nadętego doktorka), a nawet pozaziemskiego męczennika, który dobrowolnie wydaje się w ręce bigotów swojego gatunku (tu na śmierć, tam tylko na więzienie) zdają się antycypować adekwatne rozwiązania z The Orville. Gideon z zakradaniem się na Obcą (moseisley'ową) planetę, wdawaniem w bójki, próbą mocno asertywnego negocjowania z Obcymi i niedostatkami picardyjskiego idealizmu (początkowo nie docenił znaczenia Sztuki), a nawet z włóczeniem się od kajuty do kajuty w poszukiwaniu rozmówcy, jawi się nie tylko - in multiverse 😉 - protoplastą Kirka, ale i - out-of-multiverse 😉 - Archera, no i - także z podanych wcześniej przyczyn - Mercera (również jego finalna kapitulacja w sprawie Natchok Vara przypomina zachowania tych kapitanów gdy szło o cogenitora, Lolani czy Locara; acz była podana w szlachetniejszym sosie uszanowania cudzego wyboru, jak picardowa - w wypadku Timicina). Ranger Trulann, który przybywa dać cynk naszym bohaterom - ale zaprzeczy, że to zrobił - dorzuca kolejną cegiełkę do znanego zagadnienia wolkańsko-minbaryjskiej prawdomówności*. Kolega po fachu Dureeny prezentuje się znów jak pre- (czy post-) Mudd, nawet stosowny wąs i kapelusz ma 😉 . A z kolei wątek dobrowolnego chwilowego wystawienia się (przez Nafeel) na toksyczną atmosferę - choć drażni, że - skądinąd cieszącym oko (tak jak i scena lądowania promem) - skafandrom brak modułowej hermetyzacji - zapowiada rozwiązanie, które ujrzymy potem w NV/P2 "The Holiest Thing". Ale nie humor, czy możliwość śledzenia ewolucji pewnych motywów w ST i jego pochodnych (czy nawet w szerzej pojętej ekranowej SF) są tam najważniejsze. Nie, tak naprawdę liczy się pochwała Sztuki, jej różnorodności**, bogactwa i inspirującej - także poza zasięgiem własnej kultury*** roli. I oskarżenie reżimów, które jej dzieła niszczą (kojarzą się np. niszczący posągi Buddy talibowie, ale i wszelcy cenzorzy). Bo obcoplanetarny uciekinier, wokół którego toczy się cała fabuła, okaże się nieść wiedzę cenną w zupełnie innym sensie, niż początkowo się zdaje - ostatnie kopie kulturowych skarbów swojego gatunku zagrożone zniszczeniem przez dyktaturę ciemniaków (znakomity jako symbol jest, tak się bojący duchowego skażenia, że rozmawiający tylko przez tłumacza, i - notorycznie, jak się zdaje - przez tegoż przydupasa zwodzony, wysoki przedstawiciel tejże), które, ocalone, przyniosą też Ziemi inną nadzieję, niż Matt by chciał.
A przy tym dostajemy wyrazisty mikrodramat - Mathesona, który - jako jedyny - mając pewność, iż Var rezygnując z azylu idzie na pewną śmierć nie podzielił się tą wiedzą ze swoim kapitanem w imię swoiście pojętej PD (bez analogii chrystusowej się tu nie obyło), co nie znaczy, że bez potężnych wyrzutów sumienia mu to przyszło. Albo i dwa dramaty - bo poznaliśmy przeszłość Dureeny, która sprzedana była jako dziecko przez własnych rodziców do niewoli, i teraz - wbrew PD dla odmiany (niewola jest w tym regionie legalna) - skłonna jest innych niewolników ratować (co - przy okazji głównej misji - niby dla odwrócenia uwagi uczyniła).
Chwilami jest tak klasyczno-Trekowo jak poza Roddenberry'm i Menosky'm może jeden Curt Danhauser (z "Ptolemy Wept", od którego znów nie uciekniemy) jeszcze potrafił, chwilami wręcz anty-Trekowo, i to z premedytacją - z czego najlepszy jest Maxio, znów z najniższych pobudek strojący się w szatki obrońcy prawa i moralności****), ale ogólnie wybitnie, także dzięki umiejętnemu spleceniu tych elementów. Tak, Piller był wielki, ale JMS jest większy, i chyba on jeden może zwać się tym uczniem G.R., który doścignął (a miejscami i przeszedł) mistrza.
Mimo paru irytujących spaceoperowych klisz (dlaczego wszyscy twórcy podobnych historii sądzą, że kosmiczny - wzorowany na ziemskim - półświatek jest fajny, a mordownie jego; i czemu UFP oraz jej mniej idealne klony zawsze wydają azylantów) gorąco polecam, i dla przesłania, i sposobu rozegrania fabuły*****. A B5 + CRU nieustająco > ENT.
* http://www.startrek.pl/forum/index.php?action=vthread&forum=8&topic=3844&page=1#msg334137
** Słusznie powiedziała doktor Chambers, stojąca w rzędzie CMO-humanistów obok McCoya, że Nauka będzie dla każdej kultury odkrywaniem tych samych praw, podczas gdy możliwość tworzenia jest nieskończona.
*** Oczywiście, bez Mozarta się nie obyło 😉 :
http://www.startrek.pl/forum/index.php?action=vthread&forum=6&topic=2851&page=0#msg329841
**** Tu znów przypomina się Lorca wykonujący pewien rozkaz Cornwell.
***** Któremu, co ciekawe, nieobecność Galena służy. Świetna postać, ale czasem dobrze, gdy nie ma okazji ukraść przedstawienia 😉 .
ps. Recki:
https://sadgeezer.com/crusade-season-1-02-the-needs-of-earth/
http://angriest.blogspot.com/2016/07/crusade-needs-of-earth.html
I link do TLG:
http://www.midwinter.com/lurk/guide/511.html
Dowodziłem podobieństw B5 do TOS-u. Tym razem coś nt. CRU, tak, naciągane. Excalibur kojarzy mi się z ringshipowym Enterprise'm:
Masywna sekcja napędowa z tyłu, mostek na dłuuguej "szyi"
Oczywiście są i istotne różnice, projekt po lewej epatuje pacyfizmem na pierwszy rzut oka, ten po prawej jest drapieżny