Potężny wstrząs targnął okrętem, rozrzucając oficerów po mostku.- Raport! - zażądał wściekle pół-Klingon, podnosząc się spod monitora; wstząs nieźle go wyrzucił...- Bezpośrednie trafienie, osłony 0 %, kadłub 80 %, uszkodzony system maskowania, napęd warp offline - Klingonka ponuro podawała kolejne dane.- Napęd impulsowy i uzbrojenie?- Sprawne. Manewrowność okrętu spadła o czterdzieści procent.- Maszynownia! Co z osłonami?- Przekaźniki nawaliły, nie damy rady ich naprawić...- K#%$ ! Son'ya - przejmujesz mostek. Bez słowa wyjasnienia kapitan Valdy "wybył" z mostku. Ruszył biegiem w kierunku maszynowni, ale nie ona była jego celem; poziom wyżej zatrzymał się koło zestawu przekaźników. Popalone przewody i złącza zwisały żałośnie. Wolf otarł czoło i popatrzył na widoczną na rękawie krew. Wzruszył ramionami i skupił się na połączeniach. Po krótkiej chwili namysłu sięgnął po noszony zawsze sztylet i wbił go w precyzyjnie wybrany punkt. Rękojeść nie miala izolacji, więc wstrząs elektryczny odrzucił komandora na kilka metrów. Pozbierał się powoli i zerknął na efekt pracy. Prymitywny sposób- ale zadziałał. Spięte "na krótko" elementy układu znowu działały. Co prawda nie było możliwości sterowania rozkładem mocy na poszczególne partie okrętu i osłony regenerowały się dwa razy wolniej...Ale działały. Pytanie tylko, czy to wystarczy... Zataczając się, dowódca K'Vort'a podążył chwiejnie w kierunku mostka...Dał się odczuć charakterystyczny lekki wstrząs. Kolejne dwie polaronówki poleciały złożyć "wyrazy uszanowania" Sześcianowi...