Człowiek nie rodzi się z gruntu dobry lub zły. To, jaki będzie potem - to sprawa wychowania. Powiedz, Piotrze, w jaki sposób uczymy się rozróżniać dobro od zła? Nie sposobem "kija i marchewki" czasami? Co z tego, ze ktoś powie Ci "nie rób tego, to jest złe". Takie dziecko nie zrozumie tego zdania. Za to jak powiesz "nie rób tego, bo ci wtrzepię" - ooo, to dociera od razu. Nie jest to skuteczna metoda nauki? A jesli chodzi o ludzi nie wierzących a czyniących dobro - ej, nie powiedziałem, że "ateista=bad guy". Sam jestem wierzący, a zdarzają mi się rzeczy, o których sama myśl wywołuje na mojej twarzy "buraka" :). Ja tylko twierdzę, że człowiekowi wierzącemu (wierzącemu naprawdę, nie na pokaz), jest trudniej postąpić źle... Nie zmienia to jednak faktu, że i wśród wierzących trafiają się różne przypadki... "Bóg jest z nami" na klamrach żołnierzy Werhmachtu na przykład, czy powiedzenie "Modli się pod figurą a diabła ma za skórą" - to też się skądś wzięło. Ale to tylko tak offtopic, bo o ile się nie mylę, dyskusja toczy się na temat istnienia i ingerencji - lub nie - Boga.